Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2008

Upływ czasu

Dobra, zanim dodam tÄ™ notkÄ™, musze pogadać. Po pierwsze. Uprzedzam, że w niektórych miejscach ponosiÅ‚o mnie. Nie jestem pewna, co też tu jest. Po prostu. Po drugie – przyznajÄ™ – notka mi siÄ™ nie podoba. Jest zbyt chaotyczna, w niektórych momentach przesÅ‚odzona i nierealna. Ale nie poprawiam jej, bo oznaczaÅ‚oby to zapewne napisanie tego raz jeszcze. Lepiej, niech już bÄ™dzie tak jak jest. Po czwarte. ChciaÅ‚am dedykować, ale za żadne skarby nie wiem komu ;) wiÄ™c dziÅ› nie bÄ™dÄ™. Kandydatury do dedykacji nastÄ™pnej notki zgÅ‚aszać w komentarzach lub na GG ;P Po piÄ…te – notka jest trochÄ™ dÅ‚uższa, niż zazwyczaj. Nie zdziwić siÄ™ ;P *** SpojrzaÅ‚ w zamyÅ›leniu na bawiÄ…ce siÄ™ w pokoju dzieci i niepewnie pchnÄ…Å‚ drzwi od salonu. Liz podniosÅ‚a spojrzenie i wstaÅ‚a widzÄ…c smÄ™tny wyraz twarzy męża. - I co? – SpytaÅ‚a cicho, tak by Steven, który spojrzaÅ‚ na ojca nic nie usÅ‚yszaÅ‚. - Znajomy z pracy, chce wziąć jednego psa dla siostrzenicy – powiedziaÅ‚ mężcz

Klimatyzowane bokserki

Zastał ją w sypialni. W pośpiechu wrzucała swoje rzeczy do torby lezącej na łóżku. . - Co ty robisz? – Spytał, gdy wyjęła z szuflady dość dużą garści bielizny o rzuciła nią w torbę. - To bez sensu! – Krzyknęła otwierając drugą szufladę – Najmniejszego sensu! Nie wierzysz mi! Otworzyła szafę. Wyrzuciła z niej kilka swetrów i zaczęła wpakowywać na siłę do pełnej już po brzegi torby. Patrzył, jak upycha ciuchy, które wypadały z torby za każdym razem, gdy zabierała się do wpakowywania ich. W jego głowie toczyła się rozpaczliwa walka. Patrzył z narastającym przerażeniem na chaotyczna krzątaninę żony, niezdolny by wykonać jakikolwiek ruch. - Cholera jasna! – Krzyknęła robiąc gwałtowny ruch i ręką zrzuciła torbę na podłogę – Cholera jasna!! Rzuciła się na kolana, zbierając ubrania i upychając je byle jak do torby drżącymi dłońmi. - Zostaw – powiedział nagle głuchym tonem wpatrując się jak zahipnotyzowany w nieporadne ruchy kobiety. Była przerażona. Podniosła wzrok, ściskając w ręku bawełnianą

Tanczący z patelnią

Zapukał zerkając niecierpliwie na zegarek. Spóźnił się. Miał odebrać dzieci o czwartej – dochodziła piąta. - Dzień dobry, przepraszam, że tak późno – powiedział przepraszająco uśmiechając się niepewnie do teścia. Mężczyzna odwzajemnił uśmiech po czym uścisnął mu dłoń w powitalnym geście. - Nie szkodzi. Wejdź, chciałbym z tobą porozmawiać – powiedział przepuszczając go w drzwiach – Katharine i tak nie puści cię bez obiadu – dodał spokojnie patrząc jak zięć wzrusza ramionami ściągając buty – Proszę – dodał wskazując na drzwi od gabinetu. Lupin uniósł zdziwiony brwi – do tej pory tylko raz był w tym pokoju, przyszedł wówczas poinformować ojca swojej przyszłej żony o zaręczynach. ( Heh, i teraz aż nie mogę się powstrzymać od komentarza do tej sytuacji – Lupin idzie na dywanik do teścia). Pokój nie zmienił się zbyt bardzo, odkąd był tu ostatnio. Mały, przestronny z dużym oknem i biurkiem pod ścianą. Dookoła piętrzyły się stosy książek, papierów i innych bardzo interesujących rzeczy. Mężczyz

Kartofel, Apsik...

*** Patrzyła spokojnie na męża, czekając na jego reakcję. Ten tylko uderzył w oparcie siedzenia, nie zaszczycając żony spojrzeniem. - Przeklęty szczeniak – prychnął mężczyzna – Nie dość napsuł jej krwi? Jeszcze mu mało? Spojrzała na niego z szokowana. Reakcja męża, całkiem ją zaskoczyła. - Widać tak. Ale to silna dziewczyna, da radę – powiedziała spokojnym tonem – Dużo przeszła. Nie pozwoli mu zniszczyć swojego szczęścia. - Niech tylko spróbuje – mruknął mężczyzna, biorąc do ręki gazetę – pożałuje, że się w ogóle poznali. Moja w tym głowa, żeby ten szczeniak dostał za swoje. Uśmiechnęła się lekko, podczas gdy mężczyzna wrócił do czytania. W tej krótkiej deklaracji zobaczyła małą cząstkę mężczyzny, którego pokochała tak wiele lat temu. *** - Jak było? – Spytał po raz kolejny, rym razem wyciągając ja z gabinetu – idziemy na obiad. - Przestaniesz? – Odpowiedziała rozbawiona, idąc posłusznie za mężczyzną – zachowujesz się jak baba! - Próbuję pełnić rolę ciekawskich przyjaciółek – wyjaśnił

"Mama jest grzeczna..."

Uśmiechnęła się niepewnie do stojącego obok niej mężczyzny i zatrzymała się przed furtką. Spojrzała na pogrążony w mroku dom, później na Adama i poczuła jak szkarłatny rumieniec wypełzuje na jej twarz. Podziękowała niebiosom, że jest ciemno. - To tu – powiedziała cicho, podnosząc wzrok na mężczyznę. Był dużo wyższy i potężniejszy niż ona. - Ładnie – stwierdził rozglądając się dookoła. - Widzisz coś? Jest ciemno… - powiedziała unosząc brwi a mężczyzna zachichotał. - Próbuję być uprzejmy. Mam nadzieję, że powtórzymy to spotkanie – dodał wyszukując dłonią klamkę na furtce. - Byłoby mi miło – Również się uśmiechnęła i spojrzała na otwarte drzwi – Muszę już iść. Do zobaczenia. Kiwnął w milczeniu głową. Zatrzymała się w ostatniej chwili, przygryzając niepewnie wargę. - Czy dobry zwyczaj, nie nakazuje dżentelmenowi – zaczęła cicho, dokładnie dobierając słowa – żegnać damy pocałunkiem w dłoń? Zaśmiał się i podszedł bliżej. - Proszę wybaczyć mi ten nietakt – powiedział wyciągając szarmancko dło

Za dużo kłamstw

Gdy wróciła do sypialni, Remus już spał. Powoli weszła do łóżka i opadła na poduszkę. Było jej wstyd. Było jej wstyd, że tak późno powiedziała „Nie”. Że tak mało brakowałoby popełniła największy błąd swojego życia. I że go okłamała. Było jej wstyd, że nie powiedziała od razu jak wróciła do domu, gdzie była i czego o mały włos nie zrobiła. Czuła się winna właśnie, dlatego, że zataiła to przed nim. Że nie miała odwagi by od razu wrócić. Wiedziała – a raczej była świadoma, – że gdy powie mu, co się wydarzyło – nie uwierzy. Miał do tego prawo. Arthur miał racje: jakaś cząstka jej – bardzo mała cząstka – nie chciała wyjść. Chciała zostać i pozwolić mu zrobić to, do czego dążył. I to właśnie tego nie potrafiła sobie wybaczyć. *** Patrzyła z zainteresowaniem na męża, który z ( chciałoby się powiedzieć Huncwocką ) dumą krzątał się po kuchni. Tak naprawdę, była zdziwiona, że jej mąż przyjął tak łatwo mugolskie urządzenia kuchenne. Potter szybko przekonał się, że różnią one się naprawdę niewielk