Posty

Boże Narodzenie 1980

Właściwie to, że ten tekst powstał to czysty przypadek. Nie miałam pomysłów, weny i ochoty na to, żeby pisać od bardzo dawna. I kiedy dziś zdałam sobie sprawę, że właśnie mija kolejny rok tego opowiadania, jak co roku chciałam wrzucić krótką notkę „na przypomnienie”, ale potem zebrało mnie na wspomnienia i nagle dostrzegłam godną wykorzystania lukę w fabule. I pomysł pojawił się sam. Tekst jest krótki, pisany naprawdę na szybko – te kilka stron zajęło mi około trzech godzin. Ale miło było na chwilę wrócić do tych bohaterów, więc zdmuchnijmy kolejną, dwunastą już świeczkę.      Boże Narodzenie 1980 Choinka w domu Blacków była tego roku wielka, dostojna i… nie przystrojona. Zamiast dźwięków kolęd i kuchennej krzątaniny słychać było tylko donośny płacz dziecka, nerwowe stąpanie Liz, która próbowała uspokoić dręczonego kolkami synka i ciche przekleństwa Syriusza, który w swym heroizmie starał się ogarnąć rozgardiasz panujący w domu i przygotować idealne, pierwsze święta powięk

Jedenaście

Wszystkie prawa natury mówią, że o tej porze za oknem powinno być biało i mroźnie. Zamiast tego, od kilku dni lało, wiało, a po śniegu, który spadł w Wigilię, pozostało tylko wspomnienie. Paulina wpatrywała się w ten ponury widok z oknem otulona kocem. Obok niej leżała sterta porozrzucanych kartek, zużytych chusteczek, papierków po cukierkach i pustych butelek po wodzie.  – Znów zapomniałaś, co? – usłyszała rozbawiony głos. Odwróciła się w stronę drzwi, a jej serce zabiło mocniej. - Nie tym razem – powiedziała ze śmiechem, gdy na jej łóżko wskoczył wielki, kudłaty bernardyn. – Trampek! Myślałam, że już po tobie… - No wiesz, jest młodszy niż Fifi, a sądząc po chrapaniu dochodzącym z sąsiedniego pokoju, nadal ma się dobrze  – obruszyła się Pani Wena, wchodząc do pokoju. - Brakowało mi ciebie, olbrzymie – powiedziała Paulina, pozwalając psu wylizać sobie twarz. – Brakowało mi was. Co tu robicie? - Przechodziliśmy i pomyśleliśmy, że wpadniemy. Szukamy przedszkola – oznajmił Pan Gienio, prz

10.

Kiedy kilka lat temu byłam jeszcze tylko myślami przy zakończeniu tej historii, miałam wielki plan dla Lily i Jamesa. Plan, który w moim założeniu miał pochłonąć trzy i pół roku z ich życia, a nawet i więcej, jeśli wziąć pod uwagę ten pierwszy rok po wyjeżdżę Alana do szkoły. Wyobrażałam sobie, że w momencie, w którym mały Alan wyfrunie z gniazda, powoli zacznie ich dopadać poczucie, że nie łączy ich już nic a ich małżeństwo to fikcja. To co macie przed sobą to właśnie te Boże Narodzenia które miały obejmować mój wielki plan. To tylko mały urywek wszystkiego, co chciałam wtedy zrobić, ale tak naprawdę cieszę się, że mogłam to zrobić. I. Zadzwoniła po raz kolejny, przestępując nerwowo z nogi na nogę. Ignorując rozbawione spojrzenie męża, uderzyła pięścią w drzwi. Przestała, gdy usłyszała donośne „idę’! James siedział w salonie, rozwiązując krzyżówkę z najnowszego numeru „Czarownicy”, który znalazł na komodzie w salonie, podskoczył słysząc donośny pisk z przedpokoju. Zapominając o innej

Wyzwanie świąteczne.

Zbliżają się święta, i zgodnie z moim zwyczajem, powinnam tu dziś, jutro lub po jutrze coś z tej okazji dodać. A no powinnam, wiem. Jednak za kilka dni będzie dzień dla mnie szczególnie ważny - zbliża się rocznica... Nazwijmy to mojej kariery blogowej. Za pięć - w momencie gdy to opublikuje będzie to pewnie już cztery - dni mija 10 lat, odkąd założyłam swojego pierwszego bloga i dodałam właśnie tu swoją pierwszą, godną pożałowania notkę, która - chociaż miała zaledwie pół strony - jest chyba najważniejszą notką w moim życiu. To szczególny dla mnie dzień, dlatego postanowiłam, że w tym roku zrobię coś super. Długo o tym myślałam - jakieś dwadzieścia minut podczas kąpieli, no, może czterdzieści - aż wpadłam na pewien pomysł. Pomysł szalony, nie z tej ziemi i przypuszczalnie niewykonalny, dlatego oczywiście niesamowicie mi się spodobał i postanowiłam go wcielić w życie. 28 grudnia dodam aż trzy rozdziały - jeden tu i dwa na pozostałe dwa blogi (niezorientowanych a zainteresowanych odsyłam

9.

Ściemniło się, kiedy niska brunetka brnęła przez zaspę śnieżną pustą uliczką, z niebieskimi słuchawkami na uszach, nucąc cichutko pod nosem. Śnieg padał na jej okulary, mocno ograniczając widoczność, nogi ślizgały na nieodśnieżonych chodnikach a czapka wpadła na oczy, ale jej to nawet nie przeszkadzało. Nie była tu od tak dawna, a jednak nadal pamiętała brukowaną ścieżkę, drewniany płot i mały domek, na którego widok zrobiło jej się ciepło na sercu. Pchnęła drzwi i weszła do środka, otrzepując śnieg na wycieraczce i zdjęła czapkę, odkładając ją na małą szafkę przy schodach. Rozejrzała się. - W końcu jesteś – usłyszała gniewny głos, a potem usłyszała kroki na piętrze. – Wszyscy zaraz będą a ty jak zawsze… Lily urwała w pół słowa, zatrzymując się w połowie schodów. Spojrzała na Paulinę, a jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia na jej widok. Paulina poczuła nagły napływ wyrzutów sumienia, że zostawiła ich samych bez słowa na tak długo. - Cześć – zaczęła nieśmiało, skąpiąc wielki pompon sw

Dziękuję

Szukałam piosenki lub wiersza, których słowa wyraziłby to, co czuję w tej chwili. W pewnej chwili zdałam sobie jednak sprawę, że chociaż nie wiem jak wiele bym szukała, nie odnajdę niczego co wyrazi, co w tej chwili czuję. Więc napiszę tylko jedno słowo: dziękuję. Mamy 28 grudnia. Osiem lat temu, całkowicie zafasycynowana światem fanfiction, hisorią Huncwotów i całą serią Harry'ego Pottera, dodałam tu swój pierwszy rozdział. Nie miałam wtedy zielonego pojęcia o tym co robię i jak chcę to zrobić. Poszłam na żywioł i to była najwspanialsza decyzja mojego życia. Mogę z czystym sumieniem napisać, że gdyby nie ten blog, nie byłabym tym, kim jestem teraz. Za to wam dziękuję. Dziękuje za te osiem lat - nawet teraz, kiedy tak rzadko tu zaglądam, świadomość, że są ludzie którzy wracają do tej histori, dodaje mi niesamowitej siły by trwać w tym, co tak bardzo kocham - w pisaniu. Tego bloga nie byłoby, gdyby nie te wszystkie osoby, które tu zaglądają, które przez te wszystkie lat, zostawiały

Idziemy do szkoły.

Gdyby to opowiadanie było człowiekiem, właśnie dziś skończyłoby siedem lat i zaczęło pakować książki, kredki i zeszyty do swojego tornistra. Sama nie wierzę, że to już siedem lat minęło, od kiedy jako czternastoletnia dziewczynka zaczynałam pisać pierwsze zdania tego opowiadania. Zdania, których dziś trochę się wstydzę, ale równocześnie jestem z nich dumna, bo są zapisanym świadectwem tego jak powoli się zmieniałam. Zdmuchnę więc siódmą świeczkę na torcie, z czystego sentymentu i szacunku do historii, która wpłynęła tak bardzo na moje życie :)