Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2006

sowka... ktoras tam

Boję się co się będzie działo jak dodam ten komunikat. Jak na razie nowa notka szybko się nie pojawi, przynajmniej przez tydzień a i tak nie wiem czy potem. Bardzo łatwe wytłumaczenie. Zaczął mi się remont w pokoju ( a właściwie zacznie jutro) i nie będę miała komputera. Notka miała być dziś ale zaczęłam pisać i nie skończyłam. Nie będę przez ten czas zaglądać też na inne blogi ( chyba że jakimś cudem uda mi się dostać do komputera u mamy w pracy to wtedy dodam notkę i powchodzę na blogi). No, to chyba tyle. A i jeszcze jedno. Nie mam zamiaru skasować bloga i nie będę miała. Nawet gdy nikt go nie będzie czytał ja i tak będę pisała. No to tyle. Jeszcze raz przepraszam.  

wspaniała mi niespodzianka, żeby nami żucić o podłgę

W dormitorium dziewczyn panował grobowa cisza, mimo że nikt nie spał. Była to cisza, która zwiastowała że komuś stanie się krzywda. Lily, Liz i Cristin stały wściekłe przed Huncwotami. Żaden z nich nie widział do tej pory tak złej Cristin i Liz. Mieli wrażenie że zaraz zacznie im buchać para z nosa i uszu. - powiecie nam, dlaczego przyszliście do naszego dormitorium o drugiej w nocy podnieśliście nas zaklęciem a potem rzuciliście o podłogę? – głos Liz kipiał złością - to było przypadkiem… - Przypadkiem tu weszliście?? - nie, przypadkiem wami rzuciliśmy o podłogę… W Cristin zebrała się jeszcze większa złość. Nigdy nie była tak wściekła. Zrobiła krok do przodu a oni cofnęli się o kilka do tyłu. - a dlaczego nas podnieśliście?? – spytała Cristin siląc się na spokój - no, bo my was chcieliśmy wynieść… - powiedział cicho Remus i to przechyliło szalkę do wybuchu Panny Robertson - WYNIEŚĆ??? – nie tylko ona się rozłościła. Lily zrobiła się czerwona na twarzy. - WYNIEŚĆ?? CO WAM ODBI

a mcGonagll zgodziła sie chodzić z peterem cz2

McGonagall spojrzała z politowaniem na drzwi. W drzwiach stał zziajany Peter. Była cały mokry. W jego pulchniutką łydkę wbijała pazury kotka Filtha- Pani Norris. Tą samą nogę wsadzoną miał w wiadro. Dopiero po chwili nauczycielka zobaczyła że wiadro przygniata ogon kotki. Mimo to na twarzy chłopca widać było rozkosz. - co ty tu robisz?? – mimo że jej głos był bardzo chłodny to jednak przez myśl Petera przebiegła myśl że ma ona najcudowniejszy głos na świecie. - wiedziałem… wiedziałem że w końcu się pani profesor zgodzi – starał się żeby jego głos był męski ale w rezultacie stał się jeszcze bardziej piskliwy - o czym ty mówisz Pettigriew?? – McGonagall podniosła brew. - o tym że się pani zgodziła…ała! – do jej gabinetu wpadła reszta Huncwotów, przewalając Petera. Zaczęła się krzątanina na podłodze podczas której chłopaki próbowali zatkać usta Peterowi, Glizdek krzyczał „ kocham Panią Pani Profesor: a Lunatyk przekrzykując go wrzeszczał „ on się napił Pani profesor, woda źle na nieg

a mcgonagall zgodzila sie chodzic z peterem cz1

Udało mi się. Ta notka jest dla autorki http://lily-kochac-i-byc-kochanym.blog.onet.pl/   Która mnie zmotywowała do napisania. *** Lily po rozmowie z Jamesem uspokoiła się. Bardzo dobrze jej ona zrobiła. Minęło parę tygodni. Zaczął się listopad. Wszyscy siódmoklasiści zaczęli się coraz bardziej przykładać do nauki. W końcu za kilka miesięcy mieli zdawać owumenty. ( nie jestem pewna czy dobrze napisałam i nie pamiętam w której to części było). Liz siedziała w dormitorium i wyglądała przez okno. - i co ciekawego widzisz?? – do dormitorium weszła Lily. Od wakacji bardzo się zmieniła. Dojrzała. - nic, ale zachodzące słońce jest niesamowite… Lily podeszła. Rzeczywiście widok był wspaniały. Ostatnie promienie zachodzącego słońca oświetlały twarze uczniów i ruszającą się taflę jeziora. Wiatr poruszał liścikami i gałęziami drzew. Cały ten widok pięknie uzupełniało lekko czerwone niebo. - tak, rzeczywiście piękny widok. *** - Liz, twój budzik dzwoni…. – Lily otworzyła leniwie oko. -

pozory mylą...

No i udało mi się napisać notkę. Nie jestem z niej zadowolona. *** Kolejne dni, nie były łatwe dla Lily. nie potrafiła sobie znaleźć miejsca. - Lily, wstań. Proszę cię… - Liz siedziała na krańcu łóżka Lily. wiedziała, że nie może zostawić teraz przyjaciółki samej. Wiedziała, że musi ja wspierać. - Lily, proszę wstań… musisz coś zjeść… Lily podniosła się. Spojrzała na Liz zapuchniętymi oczami i po chwili się do niej przytuliła. Liz poczuła łzy kapiące na jej bluzkę - ciii…. Nie płacz… proszę… - pogłaskała ją po głowie. Nie wiedziała jak ją pocieszyć. Wiedziała że „ wszystko będzie dobrze”   nie pomoże. Że tylko ją pogrąży. - Lily, proszę. Chodź cos zjedz. A potem pójdziemy do McGonagall. Spytamy się co ze zgodą na twój wyjazd. Lily spojrzała na przyjaciółkę. Po raz kolejny wiedziała, że mam kogoś, na kogo może liczyć. *** Lily stała przed gabinetem McGonagall. Nie była pewna, czy ich opiekunka się zgodzi na ten wjazd. Zapukała. - proszę…- Lily usłyszała surowy głos nauczyciel

przeprosiny... - sówka numer enty

no i znowu nawaliłam. nie mam zielonego pojęcia kiedy ukaże sie nowa notka. nie mam czasu żeby pisać. przez ostatnie dwa tygodnie uczyłam się,żeby popoprawiać oceny. to zajmowało dość dużo czasu. jak udało mi się siąść do komputera to nie miałam siły żeby pisac. i tak zleciało dwa tygodnie. w dodatku mam w domu remont, a to też bardzo utrudnia sprawę. postram się dodac notkę jeszcze w weekend. jeszcze raz przepraszam.