Klimatyzowane bokserki
Zastał ją w sypialni. W pośpiechu wrzucała swoje rzeczy do torby lezącej na łóżku.
. - Co ty robisz? – Spytał, gdy wyjęła z szuflady dość dużą garści bielizny o rzuciła nią w torbę.
- To bez sensu! – Krzyknęła otwierając drugą szufladę – Najmniejszego sensu! Nie wierzysz mi!
Otworzyła szafę. Wyrzuciła z niej kilka swetrów i zaczęła wpakowywać na siłę do pełnej już po brzegi torby. Patrzył, jak upycha ciuchy, które wypadały z torby za każdym razem, gdy zabierała się do wpakowywania ich.
W jego głowie toczyła się rozpaczliwa walka. Patrzył z narastającym przerażeniem na chaotyczna krzątaninę żony, niezdolny by wykonać jakikolwiek ruch.
- Cholera jasna! – Krzyknęła robiąc gwałtowny ruch i ręką zrzuciła torbę na podłogę – Cholera jasna!!
Rzuciła się na kolana, zbierając ubrania i upychając je byle jak do torby drżącymi dłońmi.
- Zostaw – powiedział nagle głuchym tonem wpatrując się jak zahipnotyzowany w nieporadne ruchy kobiety. Była przerażona.
Podniosła wzrok, ściskając w ręku bawełnianą bluzkę. Spojrzała na niego przeszklonymi oczami.
- To nie ma sensu – powtórzyła opuszczając wzrok i powoli wrzucając bluzkę do torby.
Jej ruchy stały się mniej pewnie niż uprzednio. Sięgnęła po kolejne ubranie wkładając je do torby.
- Ma – powiedział robiąc krok w jej stronę – Zostaw.
Nie podniosła wzroku. Nadal zapełniała torbę, teraz jednak znów szybciej.
- Nie wierzysz mi – szepnęła.
Milczał. Znów milczał. Chciał jej uwierzyć. W tej chwili marzył o tym jak o niczym innym. Chciał zaprzeczyć, zapewnić, że, wszystko będzie dobrze.
Podniosła wzrok. Ich spojrzenia się spotkały.
Poczuł gwałtowny skurcz w żołądku. W jej spojrzeniu jeszcze nigdy nie wiedział tak wielkiego bólu, błagania i zarazem zrozumienia. Nie potrafił odwrócić wzroku. Wpatrywał się w nią w milczeniu. Czas zatrzymał się na kilka chwil.
Uwierzył. Opuściła wzrok, ukrywając pojedyncze łzy, podczas gdy on uwierzył. Sięgnęła po kolejną bluzkę i wsadziła ją do torby. Widząc, że jest przepełniona po brzegi zrezygnowanym ruchem pociągnęła za suwak.
- Zostaw – powtórzył stanowczo podchodząc do kobiety. Kucnął tak, by ich twarze znalazły się na jednej wysokości i delikatnie wyswobodził jej dłoń z paska torby.
- Nie chce… - szepnęła – każdego dnia zastanawiać się czy mi ufasz…
- Uspokój się! Nie powiedziałem, że ci nie wierzę! – Przerwał jej zirytowany.
Podniosła wzrok, parząc na niego niepewnie.
- Nie odpowiedziałem – dodał, widząc, że kobieta jest nieprzekonana – Wierzę ci.
Zamrugała. Otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, jednak jedyne, co poczuła to ostry ścisk gardła.
- Obiecaj, że nie będzie więcej kłamstw – powiedział łagodnie, obserwując żonę – tylko szczerość.
Kiwnęła głową bez najmniejszego zastanowienia, nadal wpatrując się w męża. Ten uśmiechnął się tylko i wstał.
- I takiej odpowiedzi oczekiwałem – powiedział, podając jej rękę i pomagając wstać.
Odwzajemniła niepewnie uśmiech i spojrzała na leżącą na ziemi torbę. Zrobiła niepewny ruch w jej stronę.
- Zostaw to teraz.
- Ale… - zaczęła ochrypniętym głosem nadal patrząc w podłogę – No dobrze…
***
Światło księżyca przedzierało się przez zasłonięte zasłony, oświetlając twarze obojga. Nie spali. Leżeli wtuleni w siebie, z szeroko otwartymi oczami.
Objęła go mocno w pasie, układając głowę na piersi męża. On, owinął ją ramieniem, przyciągając bliżej siebie. Czuła się bezpiecznie, wiedząc, że jest obok. Była pewna, że poślubiła najwspanialszego człowieka na świecie. Podniosła dłoń, podciągając kołdrę.
- Zimno ci? – Spytał, podnosząc się szybko na rękach.
- Zostaw – poprosiła, opierając się na łokciu i po chwili znów leżała w objęciach męża – Jest idealnie.
Uśmiechnęła się w ciemności, szukając pod kołdrą jego dłoni. Znalazła ją i ścisnęła mocno. Odwzajemnił uścisk
- Kocham cię – szepnęła, wtulając się w męża – Dobranoc…
- Dobranoc – odpowiedział i uśmiechnął się w ciemności – ja ciebie też.
***
Wbrew pozorom, nie od razu wszystko wróciło do normy. Oboje potrzebowali trochę czasu, by zapomnieć o ciężkich dniach i dopiero koniec listopada przyniósł prawdziwą poprawę.
Powoli zapomniano o Arthurze. Bywały chwile, gdy Lupin zastanawiał fakt nagłego zniknięcia mężczyzny, lecz szybko wyrzucała z głowy niepokojące ją myśli.
Również i Remus dostrzegł zbyt szybkie poddanie się Wellinga, lecz i on, nie zamierzał poświęcić temu zbyt wiele myśli.
Tymczasem pieski skończyły już dwa miesiące. Ich psoty stawały się coraz bardziej uciążliwe.
***
Przebiegła szybko przez hol, potykając się w między czasie o łapki i padając na pyszczek. Podniosła się, otrzepała łepek i żwawymi skokami przebiegła do najbliższego pokoju tak, by nie zostać zauważoną przez Liz, która właśnie weszła po schodach niosąc pod pachą Ziemniaka.
Rozejrzała się z zainteresowaniem po królestwie Blacków szukając czegoś, w co mogłaby wbić swoje zęby. Jej wzrok padł na najniższą otwartą szufladę w komodzie. Przebiegła przez sypialnię i zatrzymała się. Postawiła łapki na brzegu szuflady i podniosła łeb zaglądając z zaciekawieniem do środka.
Sterta równo ułożonej bielizny wydawała jej się być mało ciekawym widokiem jednak na samej górze leżało coś, co od razu przykuło uwagę suczki. Podskoczyła łapiąc ząbkami za materiał i opadła powrotem na ziemie, przewracając się na grzbiet. Niebiesko-żółty materiał przykrył ja całą.
Szczeknęła niezadowolona i przekręciła się, próbując się wyswobodzić, a gdy jej się nie udało z determinacją zaczęła wgryzać się w materiał.
Poszarpała się chwilę, a gdy również to nic nie dało zaczęła biegać wokoło ciągnąc na sobie ubranie. Kilkakrotnie uderzyła łebkiem w coś twardego, zmieniając kierunek, aż w końcu wyturlała się spod materiału.
Spojrzała zjeżona na ciuch i zaczęła szczekać, podskakując, co chwilę, aż w końcu rzuciła się wgryzając ząbki w bawełnianą tkaninę.
Ułożyła łapki, tak by jej nie przeszkadzały i w ciszy zaczęła szarpać niebieski materiał.
Minęło trochę czasu nim drzwi się otworzyły i do środka weszła Liz. Widząc suczkę jęknęła cicho.
- Apsik – suczka odskoczyła, widząc, że coś przeskrobała. Cofnęła się gwałtownie unikając ręki kobiety, która złapała za leżący na ziemi materiał z wygryzionym dużym kawałkiem – No to Syriusz ci da…
***
- Mam dość! – Zaatakowała go jak tylko wszedł do domu. Nie tylko ona. Gdy tylko drzwi zamknęły się za mężczyzną, na jego nogi rzuciły się psy. Schylił się, chcąc pogłaskać każde z nich.
- Co się stało? – Spytał, nie podnosząc głowy.
- Sam zobacz! Zobacz!! – Podniósł głowę i jęknął niedosłyszalnie. Po schodach, ciągnęły się ubrania. Obślinione bluzki Liz, poszarpane spodnie Syriusza, mokre i brudne skarpetki Stevena i kolorowy słomiany kapelusik Vivien, rozszarpany na drobne źdźbła słomy.
- Sama mówiłaś, że musisz zrobić porządki w domu…. – powiedział wymijająco.
- A to!? – Wskazała na przewrócony kwiatek, z którego ziemia wdeptana została w jasny dywan. Po posadzce i wykładzinie odbiły się ślady łapek.
- Nigdy nie lubiłaś tego kwiatka – powiedział wzruszając ramionami. Prychnęła wściekła.
- Co powiesz na to? – spytała, machając mu przed oczami kawałkie
m szmatki. Znajomej szatki…
- Co to? – zapytał, drapiąc się po głowie – wygląda znajomo…
Rozłożyła kawałek materiały, by pokazać całą jego okazałość. Trzymała w dłoniach jego bokserki. Jego ulubione bokserki w kaczuszki. Ulubione bokserki w kaczuszki, których wygryziona była duża dziura.
Uśmiechnęła się z satysfakcją, widząc głupią minę Syriusza.
- Poznajesz….?
- Tak…to… bardzo oryginalny pomysł… - powiedział zbity z tropu – zawsze uważałem że przydałaby się w nich jakaś…. Klimatyzacja….
Parsknęła śmiechem, widząc głupia minę męża. Stał, przyglądając im się z pewnym szokiem wymalowanym na twarzy jednocześnie starając się pokazać że nic się nie stało. Wyglądał prześmiesznie.
- Klimatyzacja?- Powtórzyła – Syriusz! Twoja ukochana Apsik, wygryzła dziurę w TWOICH bokserkach!
- To ty!? – Spojrzał ze zgrozą na psiaka, który zamerdał wesoło ogonem – jak mogłaś… moje kaczuszki….
- Biedaku…. To zachodzi za daleko – powiedziała cicho – nie dajemy sobie z nimi rady. Musimy znaleźć im dom…
- Nie! – Steven spojrzał na matkę i szybko złapał Pumbę przyciskając ją mocno do piersi – Nie oddam jej!
- Ne! – Wtórowała mu Vivien, przytulając Łapę – Ne dam!
Syriusz wzruszył ramionami i już schylił się do Apsik.
- Syriusz, nie.
***
- Nie – powiedział stanowczo- Wyobraź sobie, co stanie się, gdy zabierzemy psy.
- Syriusz, nasz dom jest zbyt mały na dziesięć psów!! To są wspaniałe stworzenia, ale my nie jesteśmy w stanie zapewnić im dobrych warunków. Teraz są małe, ale urosną.
- Dobrze. Powiedz w takim razie naszym dzieciom, że musimy zabrać im ulubieńców – fuknął wychodząc z kuchni. Westchnęła i wyszła za nim.
- Robisz to specjalnie… - powiedziała doganiając go przy schodach i podniosła na ręce Łasucha, drapiąc go za uchem – wiesz, że nie będę im umiała tego powiedzieć. Mi też będzie brakować tych maluchów…
- Doprawdy?
- Jesteś niesprawiedliwy! – Jęknęła – nie możemy zatrzymać wszystkich psów, nie damy sobie nimi rady...Wiesz o tym…
- Co proponujesz?
- Trzeba zacząć szukać im domu… Popytaj, może ktoś będzie chciał…
- Dobrze, już dobrze. Poszukam kogoś.
***
- Wiesz, że cię lubię? – Uśmiechnęła się zalotnie patrząc na zszokowanego Roberta.
- Dobrze się czujesz? – Spytał, obserwując zaniepokojony – Masz gorączkę?
Zachichotała.
- Nie… sprawę mam… - przyznała, rumieniąc się na twarzy – Musze się wynieść od rodziców?
Zatrzymał się obserwując kobietę.
- Źle ci u nich?
- Nie, ale… powinnam się usamodzielnić. Siedzę im już dość dużo na karku. Oni zasługują na spokój a mi też przyda się trochę prywatności…
- Masz na myśli ta wpadkę z Adamem? – Zachichotał widząc rumieńce na twarzy kobiety – Już nic nie mówię..
- Do dziś mnie unika – powiedziała wzdychając cicho – Rozumiesz już, o co chodzi?
- I chcesz szukać mieszkania teraz? – Spytał, chcąc się upewnić. Kiwnęła głową.
- Coś tak jak by… to jak?
- Eh, no dobra. Możesz na mnie liczyć, ale – powiedział zatrzymując się – w nagrodę zabierzesz mnie na gorącą czekoladę.
- Jesteś kochany. Gdybyś tylko nie był moim przyjacielem…
Uśmiechnął się i podał jej ramię.
- Taki już los. Chodź, jest zimno.
***
Po pierwsze: Chcę wam z dumą ogłosić że przeczytaliście 140 notka na blogu! ;P
Początek notki, pisałam trzy razy. Nie wiem, czy jest on na tyle dobry na ile chciałam, ale według mnie wypadł najlepiej z tych co napisałam.
Nie wiem, kiedy będzie notka. W piątek wyjeżdżam a teraz, skończyły mi się zapasy ;D
. - Co ty robisz? – Spytał, gdy wyjęła z szuflady dość dużą garści bielizny o rzuciła nią w torbę.
- To bez sensu! – Krzyknęła otwierając drugą szufladę – Najmniejszego sensu! Nie wierzysz mi!
Otworzyła szafę. Wyrzuciła z niej kilka swetrów i zaczęła wpakowywać na siłę do pełnej już po brzegi torby. Patrzył, jak upycha ciuchy, które wypadały z torby za każdym razem, gdy zabierała się do wpakowywania ich.
W jego głowie toczyła się rozpaczliwa walka. Patrzył z narastającym przerażeniem na chaotyczna krzątaninę żony, niezdolny by wykonać jakikolwiek ruch.
- Cholera jasna! – Krzyknęła robiąc gwałtowny ruch i ręką zrzuciła torbę na podłogę – Cholera jasna!!
Rzuciła się na kolana, zbierając ubrania i upychając je byle jak do torby drżącymi dłońmi.
- Zostaw – powiedział nagle głuchym tonem wpatrując się jak zahipnotyzowany w nieporadne ruchy kobiety. Była przerażona.
Podniosła wzrok, ściskając w ręku bawełnianą bluzkę. Spojrzała na niego przeszklonymi oczami.
- To nie ma sensu – powtórzyła opuszczając wzrok i powoli wrzucając bluzkę do torby.
Jej ruchy stały się mniej pewnie niż uprzednio. Sięgnęła po kolejne ubranie wkładając je do torby.
- Ma – powiedział robiąc krok w jej stronę – Zostaw.
Nie podniosła wzroku. Nadal zapełniała torbę, teraz jednak znów szybciej.
- Nie wierzysz mi – szepnęła.
Milczał. Znów milczał. Chciał jej uwierzyć. W tej chwili marzył o tym jak o niczym innym. Chciał zaprzeczyć, zapewnić, że, wszystko będzie dobrze.
Podniosła wzrok. Ich spojrzenia się spotkały.
Poczuł gwałtowny skurcz w żołądku. W jej spojrzeniu jeszcze nigdy nie wiedział tak wielkiego bólu, błagania i zarazem zrozumienia. Nie potrafił odwrócić wzroku. Wpatrywał się w nią w milczeniu. Czas zatrzymał się na kilka chwil.
Uwierzył. Opuściła wzrok, ukrywając pojedyncze łzy, podczas gdy on uwierzył. Sięgnęła po kolejną bluzkę i wsadziła ją do torby. Widząc, że jest przepełniona po brzegi zrezygnowanym ruchem pociągnęła za suwak.
- Zostaw – powtórzył stanowczo podchodząc do kobiety. Kucnął tak, by ich twarze znalazły się na jednej wysokości i delikatnie wyswobodził jej dłoń z paska torby.
- Nie chce… - szepnęła – każdego dnia zastanawiać się czy mi ufasz…
- Uspokój się! Nie powiedziałem, że ci nie wierzę! – Przerwał jej zirytowany.
Podniosła wzrok, parząc na niego niepewnie.
- Nie odpowiedziałem – dodał, widząc, że kobieta jest nieprzekonana – Wierzę ci.
Zamrugała. Otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, jednak jedyne, co poczuła to ostry ścisk gardła.
- Obiecaj, że nie będzie więcej kłamstw – powiedział łagodnie, obserwując żonę – tylko szczerość.
Kiwnęła głową bez najmniejszego zastanowienia, nadal wpatrując się w męża. Ten uśmiechnął się tylko i wstał.
- I takiej odpowiedzi oczekiwałem – powiedział, podając jej rękę i pomagając wstać.
Odwzajemniła niepewnie uśmiech i spojrzała na leżącą na ziemi torbę. Zrobiła niepewny ruch w jej stronę.
- Zostaw to teraz.
- Ale… - zaczęła ochrypniętym głosem nadal patrząc w podłogę – No dobrze…
***
Światło księżyca przedzierało się przez zasłonięte zasłony, oświetlając twarze obojga. Nie spali. Leżeli wtuleni w siebie, z szeroko otwartymi oczami.
Objęła go mocno w pasie, układając głowę na piersi męża. On, owinął ją ramieniem, przyciągając bliżej siebie. Czuła się bezpiecznie, wiedząc, że jest obok. Była pewna, że poślubiła najwspanialszego człowieka na świecie. Podniosła dłoń, podciągając kołdrę.
- Zimno ci? – Spytał, podnosząc się szybko na rękach.
- Zostaw – poprosiła, opierając się na łokciu i po chwili znów leżała w objęciach męża – Jest idealnie.
Uśmiechnęła się w ciemności, szukając pod kołdrą jego dłoni. Znalazła ją i ścisnęła mocno. Odwzajemnił uścisk
- Kocham cię – szepnęła, wtulając się w męża – Dobranoc…
- Dobranoc – odpowiedział i uśmiechnął się w ciemności – ja ciebie też.
***
Wbrew pozorom, nie od razu wszystko wróciło do normy. Oboje potrzebowali trochę czasu, by zapomnieć o ciężkich dniach i dopiero koniec listopada przyniósł prawdziwą poprawę.
Powoli zapomniano o Arthurze. Bywały chwile, gdy Lupin zastanawiał fakt nagłego zniknięcia mężczyzny, lecz szybko wyrzucała z głowy niepokojące ją myśli.
Również i Remus dostrzegł zbyt szybkie poddanie się Wellinga, lecz i on, nie zamierzał poświęcić temu zbyt wiele myśli.
Tymczasem pieski skończyły już dwa miesiące. Ich psoty stawały się coraz bardziej uciążliwe.
***
Przebiegła szybko przez hol, potykając się w między czasie o łapki i padając na pyszczek. Podniosła się, otrzepała łepek i żwawymi skokami przebiegła do najbliższego pokoju tak, by nie zostać zauważoną przez Liz, która właśnie weszła po schodach niosąc pod pachą Ziemniaka.
Rozejrzała się z zainteresowaniem po królestwie Blacków szukając czegoś, w co mogłaby wbić swoje zęby. Jej wzrok padł na najniższą otwartą szufladę w komodzie. Przebiegła przez sypialnię i zatrzymała się. Postawiła łapki na brzegu szuflady i podniosła łeb zaglądając z zaciekawieniem do środka.
Sterta równo ułożonej bielizny wydawała jej się być mało ciekawym widokiem jednak na samej górze leżało coś, co od razu przykuło uwagę suczki. Podskoczyła łapiąc ząbkami za materiał i opadła powrotem na ziemie, przewracając się na grzbiet. Niebiesko-żółty materiał przykrył ja całą.
Szczeknęła niezadowolona i przekręciła się, próbując się wyswobodzić, a gdy jej się nie udało z determinacją zaczęła wgryzać się w materiał.
Poszarpała się chwilę, a gdy również to nic nie dało zaczęła biegać wokoło ciągnąc na sobie ubranie. Kilkakrotnie uderzyła łebkiem w coś twardego, zmieniając kierunek, aż w końcu wyturlała się spod materiału.
Spojrzała zjeżona na ciuch i zaczęła szczekać, podskakując, co chwilę, aż w końcu rzuciła się wgryzając ząbki w bawełnianą tkaninę.
Ułożyła łapki, tak by jej nie przeszkadzały i w ciszy zaczęła szarpać niebieski materiał.
Minęło trochę czasu nim drzwi się otworzyły i do środka weszła Liz. Widząc suczkę jęknęła cicho.
- Apsik – suczka odskoczyła, widząc, że coś przeskrobała. Cofnęła się gwałtownie unikając ręki kobiety, która złapała za leżący na ziemi materiał z wygryzionym dużym kawałkiem – No to Syriusz ci da…
***
- Mam dość! – Zaatakowała go jak tylko wszedł do domu. Nie tylko ona. Gdy tylko drzwi zamknęły się za mężczyzną, na jego nogi rzuciły się psy. Schylił się, chcąc pogłaskać każde z nich.
- Co się stało? – Spytał, nie podnosząc głowy.
- Sam zobacz! Zobacz!! – Podniósł głowę i jęknął niedosłyszalnie. Po schodach, ciągnęły się ubrania. Obślinione bluzki Liz, poszarpane spodnie Syriusza, mokre i brudne skarpetki Stevena i kolorowy słomiany kapelusik Vivien, rozszarpany na drobne źdźbła słomy.
- Sama mówiłaś, że musisz zrobić porządki w domu…. – powiedział wymijająco.
- A to!? – Wskazała na przewrócony kwiatek, z którego ziemia wdeptana została w jasny dywan. Po posadzce i wykładzinie odbiły się ślady łapek.
- Nigdy nie lubiłaś tego kwiatka – powiedział wzruszając ramionami. Prychnęła wściekła.
- Co powiesz na to? – spytała, machając mu przed oczami kawałkie
m szmatki. Znajomej szatki…
- Co to? – zapytał, drapiąc się po głowie – wygląda znajomo…
Rozłożyła kawałek materiały, by pokazać całą jego okazałość. Trzymała w dłoniach jego bokserki. Jego ulubione bokserki w kaczuszki. Ulubione bokserki w kaczuszki, których wygryziona była duża dziura.
Uśmiechnęła się z satysfakcją, widząc głupią minę Syriusza.
- Poznajesz….?
- Tak…to… bardzo oryginalny pomysł… - powiedział zbity z tropu – zawsze uważałem że przydałaby się w nich jakaś…. Klimatyzacja….
Parsknęła śmiechem, widząc głupia minę męża. Stał, przyglądając im się z pewnym szokiem wymalowanym na twarzy jednocześnie starając się pokazać że nic się nie stało. Wyglądał prześmiesznie.
- Klimatyzacja?- Powtórzyła – Syriusz! Twoja ukochana Apsik, wygryzła dziurę w TWOICH bokserkach!
- To ty!? – Spojrzał ze zgrozą na psiaka, który zamerdał wesoło ogonem – jak mogłaś… moje kaczuszki….
- Biedaku…. To zachodzi za daleko – powiedziała cicho – nie dajemy sobie z nimi rady. Musimy znaleźć im dom…
- Nie! – Steven spojrzał na matkę i szybko złapał Pumbę przyciskając ją mocno do piersi – Nie oddam jej!
- Ne! – Wtórowała mu Vivien, przytulając Łapę – Ne dam!
Syriusz wzruszył ramionami i już schylił się do Apsik.
- Syriusz, nie.
***
- Nie – powiedział stanowczo- Wyobraź sobie, co stanie się, gdy zabierzemy psy.
- Syriusz, nasz dom jest zbyt mały na dziesięć psów!! To są wspaniałe stworzenia, ale my nie jesteśmy w stanie zapewnić im dobrych warunków. Teraz są małe, ale urosną.
- Dobrze. Powiedz w takim razie naszym dzieciom, że musimy zabrać im ulubieńców – fuknął wychodząc z kuchni. Westchnęła i wyszła za nim.
- Robisz to specjalnie… - powiedziała doganiając go przy schodach i podniosła na ręce Łasucha, drapiąc go za uchem – wiesz, że nie będę im umiała tego powiedzieć. Mi też będzie brakować tych maluchów…
- Doprawdy?
- Jesteś niesprawiedliwy! – Jęknęła – nie możemy zatrzymać wszystkich psów, nie damy sobie nimi rady...Wiesz o tym…
- Co proponujesz?
- Trzeba zacząć szukać im domu… Popytaj, może ktoś będzie chciał…
- Dobrze, już dobrze. Poszukam kogoś.
***
- Wiesz, że cię lubię? – Uśmiechnęła się zalotnie patrząc na zszokowanego Roberta.
- Dobrze się czujesz? – Spytał, obserwując zaniepokojony – Masz gorączkę?
Zachichotała.
- Nie… sprawę mam… - przyznała, rumieniąc się na twarzy – Musze się wynieść od rodziców?
Zatrzymał się obserwując kobietę.
- Źle ci u nich?
- Nie, ale… powinnam się usamodzielnić. Siedzę im już dość dużo na karku. Oni zasługują na spokój a mi też przyda się trochę prywatności…
- Masz na myśli ta wpadkę z Adamem? – Zachichotał widząc rumieńce na twarzy kobiety – Już nic nie mówię..
- Do dziś mnie unika – powiedziała wzdychając cicho – Rozumiesz już, o co chodzi?
- I chcesz szukać mieszkania teraz? – Spytał, chcąc się upewnić. Kiwnęła głową.
- Coś tak jak by… to jak?
- Eh, no dobra. Możesz na mnie liczyć, ale – powiedział zatrzymując się – w nagrodę zabierzesz mnie na gorącą czekoladę.
- Jesteś kochany. Gdybyś tylko nie był moim przyjacielem…
Uśmiechnął się i podał jej ramię.
- Taki już los. Chodź, jest zimno.
***
Po pierwsze: Chcę wam z dumą ogłosić że przeczytaliście 140 notka na blogu! ;P
Początek notki, pisałam trzy razy. Nie wiem, czy jest on na tyle dobry na ile chciałam, ale według mnie wypadł najlepiej z tych co napisałam.
Nie wiem, kiedy będzie notka. W piątek wyjeżdżam a teraz, skończyły mi się zapasy ;D
najpierw zmuszasz mnie do płaczu a później powodujesz szaleńczy śmiech, chcesz żeby mnie zamknęli w zakładzie psychiatrycznym?!ale i tak Cię kocham za tą notke :D
OdpowiedzUsuńMmm.... Wspaniałe !! :DKlimatyzowane bokserki wymiatają :DNotka wesoła i pisana z wyczuciem. Czekam na kolejną . Życzę duuużo weny i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBuahahahaha... Klimatyzacja w bokserkach...W kaczuszki...Zwaliłaś mnie na podłogę.Cudownie Kochana:*Czekam niecierpliwie na następną:*
OdpowiedzUsuńKlimatyzacja w bokserkach bauhahahahahahahahahhahaa :)Biedny Syriusz xDI to jego ulubienica xDDAle mam nadzieję, że pieski z domu nie wybędą, przynajmniej nie wszystkie i nie szybko, czemu?Bo tak jest zabawniej xDD
OdpowiedzUsuńNaprawde jest już 140 notek? Wow, jakoś tak szybko zleciało :) Coś tam mówiłaś, że nie jesteś pewna początku notki. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że był cudny. Tylko akacja Cristin mnie zaskoczyła, ta z tym pakowaniem. Nie spodziewałam się, na ale coś, biedaczka w koncu sie zalamala (nie jestem pewna czy to tak chciałam ubrać w słowa).Klimatyzowane bokserki, tak samo mnie jak i Wisienke zwaliły na podloge xD Leżałam pod biurkiem i smialam sie jak glupia. Mama az przyszla zobaczyc co mi jest ^^Weny życzę :) Chyba teraz się przyda skoro skończyły Ci się zapasy.Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńCZEKAŁAM NA TEN ROZEJM POMIĘDZY LUPINAMI BARDZO DOBRZE CI TO WYSZŁO MOIM ZDANIE A TEN URYWEK Z BOKSERKAMI BYŁ PO PROSTU POWALAJĄCY JUŻ WIDZĄC SAM TYTUŁ WIEDZIAŁAM ŻE BEDZIE ŚMIESZNIE CZEKAM NA NASTĘPNĄ NOTKĘ POZDRAWIAM
OdpowiedzUsuńI już jest u Lupinów prawie normalnie :) No, proszę, proszę... Szczenięta są słodkie, ale zrób już coś z nimi, bo Liz dostanie rozstroju nerwowego :D I błagam... Wydaj je wszystkie! :)Okrucieństwo?Tak :) Perfidne... Ale czasem tak trzeba.
OdpowiedzUsuńNotka smieszna a zarazem i super czekam na kolejną~~Pozdrawiam~~
OdpowiedzUsuńJuż 140 ?Co do notki. Liz, kochana, jakze ja ci wspóółczuje. Ale kiedy dojdzie co do czego i tak nie będzie chciała oddać. Lupinowie nareście się ustatkowali. Jak miło. I bokserki w kaczuszki. U mnie Syriusz miał Różowe. Notka sielankowa. Cód, miód i orzeszki. Składam pozem o następną notkę. Do rozpatrzenia w trybie przyspieszonym.
OdpowiedzUsuńSuper notka xD i świetnie że pogodziłaś państwa Lupin. A Liz ma racje, że nie wytrzymuje z tymi pasami ;* A gdzie zgubiłaś Lily i Jamesa, bo ich dawno nie było?
OdpowiedzUsuńHeyy!! Świetna notka. Wejdź na http://kochaj-i-daj-sie-pokochac.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńCzy ja ciągle muszę płakać na tych twoich notkach?! I to jeszcze teraz najpierw z wzruszenia, a potem ze śmiechu.. Początek boski !! :D
OdpowiedzUsuńCzytam Twojego bloga od dość dawna, jakieś pół roku, i dopiero teraz zdecydowałam się otworzyć paszczę i się wypowiedzieć :D A więc.Nie mogę wyjść z podziwu jakie świetne opowiadanie piszesz. Do tej pory myślałam, że moje wypociny są, że tak powiem, czytliwe. Ale nie po tym, co ja tu zobaczyłam. Powiem jedno: Masz talent do tego i nie pozwól, żeby się zmarnował.
OdpowiedzUsuńNadrobiłam, nadrobiłam xD w koncu bo byłam tak w tyle że to mała głowa xD Początek boski. Koniec wspaniały xD mwhaha ze śmiech nie mogłam wyrobić i mama uwarza mnie za wariatke ;d Pozdrawiam i czekam na nastepna notke ; ) ; )
OdpowiedzUsuń