Za dużo kłamstw
Gdy wróciła do sypialni, Remus już spał. Powoli weszła do łóżka i opadła na poduszkę. Było jej wstyd. Było jej wstyd, że tak późno powiedziała „Nie”. Że tak mało brakowałoby popełniła największy błąd swojego życia. I że go okłamała.
Było jej wstyd, że nie powiedziała od razu jak wróciła do domu, gdzie była i czego o mały włos nie zrobiła. Czuła się winna właśnie, dlatego, że zataiła to przed nim. Że nie miała odwagi by od razu wrócić.
Wiedziała – a raczej była świadoma, – że gdy powie mu, co się wydarzyło – nie uwierzy. Miał do tego prawo.
Arthur miał racje: jakaś cząstka jej – bardzo mała cząstka – nie chciała wyjść. Chciała zostać i pozwolić mu zrobić to, do czego dążył. I to właśnie tego nie potrafiła sobie wybaczyć.
***
Patrzyła z zainteresowaniem na męża, który z ( chciałoby się powiedzieć Huncwocką ) dumą krzątał się po kuchni. Tak naprawdę, była zdziwiona, że jej mąż przyjął tak łatwo mugolskie urządzenia kuchenne. Potter szybko przekonał się, że różnią one się naprawdę niewielkimi różnicami, których na początku nawet nie zauważył.
Tymczasem James zdążył już porozbijać jajka, przygotować odpowiednie składniki i stanął pośrodku kuchni. Jego ręka powędrowała automatycznie do kieszeni, ale w ostatniej chwili zatrzymał dłoń w połowie drogi i zawrócił ją. Podrapał się po głowie niezręcznie i podszedł do jednej z szafek.
Ze zdumieniem obserwowała jak jej mąż, małymi kroczkami przygotowywał jajecznicę. I z jeszcze większym zdumieniem przywitała fakt, że wyszła naprawdę dobrze.
- Jestem oniemiała – powiedziała, przełykając kęs – Jest naprawdę wyśmienita!
- Tak? – Spytał zdziwiony, przestając grzebać w talerzu. Wziął na widelec niewielki kawałek i włożył do ust tak ostrożnie, jak gdyby obawiał się, że go to otruje – Faktycznie całkiem, całkiem.
- Kto wie, może właśnie odkryłeś w sobie jakiś talent kulinarny? – Spytał, Harry szczerząc zęby i sam wziął się za pałaszowanie – Rzeczywiście dobre!
- Zero wiary w ojca – mruknął Potter a Lily wzdrygnęła się, widząc kolejny piorun za oknem.
- Nienawidzę burz… - powiedziała cicho – I chyba nie tylko ja – dodała uśmiechając się lekko.
***
Wszedł bardzo po cichu do pokoju, rozglądając się po pomieszczeniu. Nadeszła ta chwila.
Tak naprawdę, trochę się obawiał, co zobaczy. Dlatego tak bardzo zwlekał z tą decyzją. Najpierw cały wieczór, potem noc i jeszcze duży kawałek ranka.
Odetchnął. Raz Merlinowi różdżka wypada…
Podszedł do fotela, który stał na środku pokoju i bardzo powoli zajrzał za siedzenie. Na podłodze, w miejscu gdzie zwykle znajdują się jego nogi, leżała Drobinka, obłożona w pieskach. Małe, brązowo-bure pisaki z pozamykanymi oczkami, bernardynami uszami i krótkimi ogonkami piszczały cicho, próbując znaleźć matkę.
- Nie jest źle – powiedział kiwając głową – Myślałem, że będą większe.
Schylił się kucając przy suczce. Spojrzała na niego ostrzegawczo i obnażyła zęby, które schowała, gdy położył dłoń na jej grzbiecie.
***
Odetchnęła cicho. Dziewczynki zajęły się układaniem pluszaków, które Matt rozrzucił po pokoju, chłopiec z kolei zabierał każdą zabawkę, która wróciła na miejsce i rzucał nią o podłogę. Miała, co najmniej godzinę spokoju.
Usiadła na łóżku, opierając plecy o ścianę, równocześnie ukradkiem obserwując pociechy. Miała kłopoty. Naprawdę duże kłopoty, zwarzywszy na to, że prawdopodobieństwo, że Remus jej uwierzył, było równe zeru. Wpakowała się w niekończący się krąg kłamstwa. I nie miała zielonego pojęcia, jak się z niego wydostać. Wiedziała jedno – gorzej być nie mogło.
Z rozmyślań wyrwał ją dzwonek do drzwi. Westchnęła cicho i spojrzała na, Emily, która tłumaczyła, Mattowi żeby nie rozrzucał zabawek.
- Jak chcesz którąś, powiedz to ci ją damy. Psujesz nasze przetsewzience. – Powiedziała, siląc się na cierpliwość. Chłopiec machną rączką w stronę zabawek.
- Da!
-Którą?
- Da!
Uśmiechnęła się pod nosem i wyszła z sypialni, zostawiając uchylone drzwi, poczym szybko zbiegła po schodach.
Pewna, że to Lupin, jednym ruchem otworzyła drzwi.
- Dobrze, że je… - urwała. Jeśli była pewna, że gorzej być nie może, myliła się.
- Cóż za miłe powitanie, też jestem rad, że znów się widzimy. Zostawiłaś coś – dodał machając jej przed nosem cienkim sweterkiem. Przełknęła ślinę.
- Dziękuję – powiedziała wyciągając dłoń po sweter, ale ten szybko odsunął rękę.
- Tylko tyle? – Spytał unosząc brwi w drwiącym geście – Mało. Musisz ładniej poprosić – dodał.
- Jak śmiesz! – Syknęła – Jak śmiesz się tu pokazywać!? Wnoś się.
Zbliżyła się, próbując zabrać mu ubranie, ale on znów się cofnął.
- A proszę?
- Proszę żebyś wynosił się z mojego życia! Ty, i te twoje nikomu niepotrzebne drwiące uśmieszki. Jeśli jeszcze raz, spróbujesz naruszyć spokój mojej rodziny, pożałujesz tego! A teraz wynocha!
- A ja proszę, żebyś ty mnie wysłuchała. Nie mam zamiaru pozwolić dać się poniżać przez kogoś takiego jak ty! Zrobiłaś to już drugi raz, i tym razem, nie odpuszczę.
- To masz problem, bo ja nie czuję z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. O nic cię nie prosiłam – syknęła próbując wyrwać mu sweter.
- Nie dam się wodzić za nos – warkną zbliżając się do kobiety.
- Jesteś chory – szybkim ruchem zabrała mu ubranie – wynoś się. Nie chce cię więcej widzieć.
- Nie wyjdę, dopóki nie dostanę tego, po co tu przyszedłem – syknął i bez najmniejszego ostrzeżenia złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie. Szarpnęła się, jednak był zbyt silny. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć – pocałował ją.
Na chwilę czas stanął w miejscu. To, co zrobił, zaskoczyło ja na, tyle, że nie miała nawet czasu na reakcję.
Tak samo niespodziewanie jak ją pocałował, tak samo szybko przestał. Spojrzał na nią z satysfakcją i nachylił się nad jej uchem.
- Miałem rację. Chciałaś tego – syknął.
Niepohamowana złość wezbrała się w niej i nim zdążyła pomyśleć, trzasnęła mężczyznę w twarz, zostawiając na jego policzku różowy ślad.
- Jak śmiałeś! – Warknęła znów unosząc dłoń. Cofnął się gwałtownie do tyłu, unikając jej dłoni po raz kolejny – wnoś się!
- To jeszcze nie koniec – powiedział szorstko. Kobieta zamachnęła się trzymanym w ręku sweterm. Materiał uderzył w głowę mężczyzny.
- Wynoś się!! – Powtórzyła powtarzając atak – Już!
- Jesteś niezrównoważona – warknął osłaniając głowę rekami i odwrócił się, chcąc uniknąć kolejnego ciosu - Nie myśl, że tak szybko się mnie pozbędziesz – dodał odwracać się przez ramię i oddalił się zanim zdążyła zareagować. Zatrzasnęła drzwi i oparła się o nie oddychając szybko.
Po raz pierwszy w życiu wpadła w tak nieopanowaną złość. Czuła jednak, że to nie koniec kłopotów.
***
- Co z nimi zrobimy? – Spytała kobieta obserwując psiaki.
- Na razie nic, są jeszcze za małe – odparł spokojnie Syriusz, pochylając się nad Drobinka – Potem pomyślmy.
- Syriusz, to dziewięć psów! Nie możemy trzymać w domu dziewięciu szczeniąt!
- Nie możemy oddać psów od razu po tym jak się urodziły – upierał się mężczyzna, podnosząc jednego z maluchów – o rozdaniu ich możemy zacząć myśleć dopiero jak ukończą trzy miesiące. Pytałem ̵
1; dodał widząc, że otwiera usta.
- Wiem – powiedziała również się nachylając – Tylko nie mam pojęcia jak to będzie wyglądać.
- Coś się wymyśli – zapewnił odkładając szczenię do pozostałych psiaków i podnosząc wzrok – Ciekawe, jak duże urosną?
- Nie mam pojęcia – mruknęła kobieta przekrzywiając głowę – Ale czuję, że będą duże…
***
Remus Lupin, obserwował całą tą sytuację z rogu ulicy. Gdy tylko zjawił się na niej, w oczy rzuciły mu się otwarte drzwi i stojąca w nich para. Pierwszy odruch, jaki się w nim pojawił to chęć podejścia tam. Dopiero po chwil rozsądek nakazał mu, że lepiej będzie pozwolić na rozwój wypadków.
Nie musiał długo czekać, żeby coś się działo. Jego dłonie zacisnęły się automatycznie w pięści. Stał bijąc się między sobą, co robić. Dość duża część niego chciała się odwrócić i odejść, druga z kolei marzyła tylko o tym, by zmyć z twarzy Wellinga jego drwiący uśmiech, którym zmierzył właśnie zszokowaną Cristin. Zawahał się i zrobił zdecydowany krok w stronę domu, gdy znów się zatrzymał, patrząc zszokowana jak Lupin z całej siły trzepnęła mężczyznę w twarz i już szykowała się do kolejnego ataku.
Na jego twarzy pojawił się mimowolny uśmiech. Odwrócił się, wiedząc, że teraz nie ma sensu się tam pokazywać i spokojnym krokiem ruszył w przeciwną stronę. Krótki spacer, dobrze mu zrobi.
***
- Kogo ja widzę…
Odwrócił się gwałtownie mierząc surowym spojrzeniem mężczyznę.
- Czego chcesz? – Spytał próbując zachować sposób.
- Niczego, właśnie wracam od twojej żony – powiedział, szczerząc się w drwiącym uśmiechu
- Chyba trochę ci ono nie wyszło – zauważył z satysfakcją Lupin, Patrząc na policzek mężczyzny, który opuchł i zaróżowił się.
- Wręcz przeciwnie. Dostałem to, po co przyszedłem.– Powiedział z satysfakcją – A to taka mała pokazówka.
Lupin zamrugał. Uśmiech spełzł z jego twarzy.
- Nie wierzę ci – powiedział chłodno i wyminął szybko mężczyznę.
- Nie interesowało cię, gdzie Cristin była wczoraj? – Spytał odwracając się do Lupina, który zatrzymał się gwałtownie – Nie powiedziała ci… Wydajesz się być porządnym facetem, nie widzę powodu, żeby cię okłamywać. Twoja idealna żona cały wieczór, spędziła u mnie.
Nie odpowiedział. Wpatrywał się przed siebie, próbując zmusić swój nogi do ruchu.
- Co ci powiedziała? Wizyta u koleżanki? Zakupy? Spacer?
- Bzdury – syknął Lupin i zrobił duży krok do przodu.
- Spójrz prawdzie w oczy. Zdradziła się – powiedział Arthur spokojnie i odwrócił się w drugą stronę – Trzymaj się.
Oddalił się, nim zdążył cokolwiek powiedzieć.
***
Spojrzała na zegar. Już dawno, powinien być w domu. Tymczasem burza, która zapowiadała się przez cały dzień i obeszła już dość dużą cześć kraju, doszła i do nich. Co chwilę niebo przecinały błyskawice, grzmoty wypełniały niecierpliwie niebo. Nie padało.
Drwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Dziewczynki z głośnym okrzykiem wbiegły do holu, rzucając się w ramiona ojca. Mężczyzna uśmiechnął się do dzieci, przywitał z każdą z nich i maluchy wbiegły z powrotem do pokoju.
- Martwiłam się, gdzie byłeś? – Spytała cicho, podchodząc do męża – Zmarzłeś.
- Nic mi nie jest – powiedział chłodno, unikając jej spojrzenia. Zdjął kurtkę, powiesił ją na wieszaku i bez słowa ją wyminął.
- Gdzie byłeś? – Powtórzyła pytanie i niezrażona obojętnością męża poszła za nim. Była na to przygotowana.
- To tu, to tam – mruknął wyjmując szklankę z szafki.
- Powinniśmy porozmawiać – powiedziała, widząc że w ten sposób nic nie osiągnie. Nie odpowiedział – Możesz na mnie spojrzeć?
Odpowiedziała jej głucha cisza. Wzięła głęboki oddech.
- Skłamałam wczoraj… – powiedziała próbując zwrócić na siebie uwagę męża.
- Wiem –odpowiedział obojętnie.
Jej serce zabiło gwałtowniej.
- …Skąd…? – Spytała, patrząc na niespokojnym spojrzeniem.
- Od Arhura – powiedział kpiącym tonem odwracając się do żony. Zbladła momentalnie.
- Co ci powiedział..? – Spytała głuchym głosem.
- Powinnaś wiedzieć co robiłaś wczoraj– mruknął.
- Nic nie zrobiłam… - szepnęła przełykając ślinę.
- Nie wierzę ci – powiedział i szybkim krokiem wyszedł z kuchni.
Opadła na krzesło, oddychając głośno. Spodziewała się tak wielu rzeczy. Była gotowa na każdą reakcję, ale nie na to.
***
Pociągnęła delikatnie szminka po ustach i spojrzała w lustro. Założyła blond pasmo na włosy, poprawiła bluzkę i złapała za przewieszoną przez krzesło kurtkę, poczym wyszła z pokoju, zamykając drzwi.
- Mamo ja idę – powiedziała cicho uśmiechając się do kobiety – Amel śpi, nie powinna się już obudzić.
- Nie wracaj późno – poprosiła kobieta wstając i podchodząc do córki. Poprawiła jej kołnierzyk przy koszulce i uśmiechnęła się pokrzepiająco – Powodzenia.
- To tylko kolacja – zaśmiała się kobieta, zakładając kurtkę i sięgając po buty.
- Wiem, wiem. Załóż chustkę na szyję, jest chłodny wieczór.
Ann pokręciła głową, próbując powstrzymać rozbawienie, ale wzięła materiał od kobiety i przewiązała go przez szyję.
- Dobranoc – powiedziała spokojnie i wyszła z domu, zamykając cicho drzwi.
Chłodne powietrze uderzyło ją w twarz, rozwiewając jej włosy. Przeklęła cicho, poprawiając rozrzucone na plecach kosmyki, które tak długo układała i ruszyła powoli przed siebie. Denerwowała się. Na randce ostatni raz była kilka lat temu i chodź wiedziała że nie ma czym się denerwować, podświadomie czuła lęk.
Zatrzymała się przed wejściem do restauracji, ostatni raz poprawiając włosy i weszła do środka, rozglądając się dookoła.
Adam siedział przy stoliku wpatrując się w okno. Wyciągnął dłoń do kieliszka z wodą, upił trochę i uśmiechnął się, widząc stojącą w drzwiach kobietę.
Podeszła do stolika a on wstał posyłając jej szeroki uśmiech.
- Dobry wieczór – powiedział kłaniając się nisko a kobieta zaśmiała się, zdejmując kurtkę – Pani pozwoli – dodał pomagając jej zdjąć ubranie a następnie odsuwając krzesło.
- Bardzo dziękuję – powiedziała z uśmiechem – Dobrze cię widzieć.
- Panią również – odpowiedział siadając naprzeciwko i gestem przywołał kelnera, który kiwnął głowa i zaczął zbliżać się w ich kierunku.
- Przestań się wygłupiać – poprosiła rumieniąc się lekko – Nie przywykłam do mężczyzn dżentelmenów.
- Najwyższa pora by to zmienić.
***
Wbiegła szybko po schodach i bez słowa wpadła do sypialni. Zamknęła drzwi i spojrzała surowo na męża.
- Nic nie zrobiłam! – Powiedziała głośno, podchodząc do niego i zmuszając, by na nią spojrzał – On kłamał.
- Był dość przekonujący – odrzekł nie spuszczając wzroku. Kobietę przebiegł dreszcz, jeszcze nigdy, jego głos nie był aż tak chłodny i obojętny.
- Wierzysz jemu a nie mnie? - spytała z niedowierzaniem obserwując męża.
-, Na jakiej podstawie mam ci wierzyć, skoro ostatnio cały czas kłamiesz? Skłamałaś mówiąc, że poszłaś na spacer, skłamałaś mówiąc że wyrzucisz ten przeklęty ciuch z domu, jestem pewny, że mówiąc co was łączyło też skłamałaś. Czemu mam ci wierzyć, skoro ostatnio cały czas mnie okłamujesz? – Spytał szorstko znów patrząc na żonę – Widzisz.
- To wszystko nie jest
tak łatwe jak wygląda! – Powiedziała, widząc, że szykuje się do wyjścia – Nie mogłam powiedzieć ci prawdy…
- Nie tłumacz się– poprosił odwracając się przez ramię – To nic nie da.
Drzwi zamknęły się z cichym pyknięciem.
***
Dobrze się bawiła. Nie zauważyła, kiedy zleciały dwie godziny. Adam mówił więcej, niż jej głowa była w stanie wytrzymać toteż ona mało się odzywała słuchając pozytywnej paplaniny mężczyzny.
Ten uśmiechał się, co chwilę, obserwując ją uważnie i co jakiś czas biorąc łyk z kieliszka, który stał obok.
- Ojej, już tak późno? – Spytała, gdy zegar w restauracji wbił jedenastą – Powinnam już iść. Jutro rano muszę być w biurze – powiedziała przepraszająco i wstała. Adam również się podniósł szybko podchodząc do kobiety i pomagając jej założyć kurtkę.
- Poczekaj chwilę, odprowadzę cię – poprosił zakładając płaszcz i szukając portfela.
- Nie musisz, mieszkam niedaleko – powiedziała z uśmiechem zapinając kurtkę.
- To byłoby nie taktowne, żeby zostawić tak urodziwą kobietę samą na pastwę ulicy – odpowiedział, kładąc odliczoną sumę na stoliku – Nalegam.
- Skoro tak – uśmiechnęła się delikatnie odrzucając włosy do tyłu – Nie mogę odmówić.
- I takiej odpowiedzi oczekiwałem – powiedział z satysfakcją otwierając drzwi przed kobietą.
- Zawsze jesteś takim dżentelmenem? – Spytała obracając się w jego stronę zszokowana.
- Tylko dla wybranych kobiet – odpowiedział z uśmiechem, zamykając drzwi.
***
Wróciłam! Wypoczęta, pełna siły, z głową zapełnioną pomysłami, dużym zapasem tekstów na dysku, nadmiarem Weny i chęcią do zmian.
W najbliższym czasie mam więc zamiar zaktualizować linki, rozwinąć opisy bohaterów oraz poszerzyć grono tych, których opiszę. Zastanawiam się nad osobnym blogiem lub jedną notką poświęconą tylko temu.
Ponad to, mam zamiar skończyć powroty do przeszłości oraz zająć się paroma sprawami które pominęłam w czasie pisania, dodając retrospekcje.
Tak - Paulinka bierze się ostro do roboty.
Ostania część notki pisana pod wpływem Norah Jones " Carnival Town".
To tyle z ogłoszeń :D
Było jej wstyd, że nie powiedziała od razu jak wróciła do domu, gdzie była i czego o mały włos nie zrobiła. Czuła się winna właśnie, dlatego, że zataiła to przed nim. Że nie miała odwagi by od razu wrócić.
Wiedziała – a raczej była świadoma, – że gdy powie mu, co się wydarzyło – nie uwierzy. Miał do tego prawo.
Arthur miał racje: jakaś cząstka jej – bardzo mała cząstka – nie chciała wyjść. Chciała zostać i pozwolić mu zrobić to, do czego dążył. I to właśnie tego nie potrafiła sobie wybaczyć.
***
Patrzyła z zainteresowaniem na męża, który z ( chciałoby się powiedzieć Huncwocką ) dumą krzątał się po kuchni. Tak naprawdę, była zdziwiona, że jej mąż przyjął tak łatwo mugolskie urządzenia kuchenne. Potter szybko przekonał się, że różnią one się naprawdę niewielkimi różnicami, których na początku nawet nie zauważył.
Tymczasem James zdążył już porozbijać jajka, przygotować odpowiednie składniki i stanął pośrodku kuchni. Jego ręka powędrowała automatycznie do kieszeni, ale w ostatniej chwili zatrzymał dłoń w połowie drogi i zawrócił ją. Podrapał się po głowie niezręcznie i podszedł do jednej z szafek.
Ze zdumieniem obserwowała jak jej mąż, małymi kroczkami przygotowywał jajecznicę. I z jeszcze większym zdumieniem przywitała fakt, że wyszła naprawdę dobrze.
- Jestem oniemiała – powiedziała, przełykając kęs – Jest naprawdę wyśmienita!
- Tak? – Spytał zdziwiony, przestając grzebać w talerzu. Wziął na widelec niewielki kawałek i włożył do ust tak ostrożnie, jak gdyby obawiał się, że go to otruje – Faktycznie całkiem, całkiem.
- Kto wie, może właśnie odkryłeś w sobie jakiś talent kulinarny? – Spytał, Harry szczerząc zęby i sam wziął się za pałaszowanie – Rzeczywiście dobre!
- Zero wiary w ojca – mruknął Potter a Lily wzdrygnęła się, widząc kolejny piorun za oknem.
- Nienawidzę burz… - powiedziała cicho – I chyba nie tylko ja – dodała uśmiechając się lekko.
***
Wszedł bardzo po cichu do pokoju, rozglądając się po pomieszczeniu. Nadeszła ta chwila.
Tak naprawdę, trochę się obawiał, co zobaczy. Dlatego tak bardzo zwlekał z tą decyzją. Najpierw cały wieczór, potem noc i jeszcze duży kawałek ranka.
Odetchnął. Raz Merlinowi różdżka wypada…
Podszedł do fotela, który stał na środku pokoju i bardzo powoli zajrzał za siedzenie. Na podłodze, w miejscu gdzie zwykle znajdują się jego nogi, leżała Drobinka, obłożona w pieskach. Małe, brązowo-bure pisaki z pozamykanymi oczkami, bernardynami uszami i krótkimi ogonkami piszczały cicho, próbując znaleźć matkę.
- Nie jest źle – powiedział kiwając głową – Myślałem, że będą większe.
Schylił się kucając przy suczce. Spojrzała na niego ostrzegawczo i obnażyła zęby, które schowała, gdy położył dłoń na jej grzbiecie.
***
Odetchnęła cicho. Dziewczynki zajęły się układaniem pluszaków, które Matt rozrzucił po pokoju, chłopiec z kolei zabierał każdą zabawkę, która wróciła na miejsce i rzucał nią o podłogę. Miała, co najmniej godzinę spokoju.
Usiadła na łóżku, opierając plecy o ścianę, równocześnie ukradkiem obserwując pociechy. Miała kłopoty. Naprawdę duże kłopoty, zwarzywszy na to, że prawdopodobieństwo, że Remus jej uwierzył, było równe zeru. Wpakowała się w niekończący się krąg kłamstwa. I nie miała zielonego pojęcia, jak się z niego wydostać. Wiedziała jedno – gorzej być nie mogło.
Z rozmyślań wyrwał ją dzwonek do drzwi. Westchnęła cicho i spojrzała na, Emily, która tłumaczyła, Mattowi żeby nie rozrzucał zabawek.
- Jak chcesz którąś, powiedz to ci ją damy. Psujesz nasze przetsewzience. – Powiedziała, siląc się na cierpliwość. Chłopiec machną rączką w stronę zabawek.
- Da!
-Którą?
- Da!
Uśmiechnęła się pod nosem i wyszła z sypialni, zostawiając uchylone drzwi, poczym szybko zbiegła po schodach.
Pewna, że to Lupin, jednym ruchem otworzyła drzwi.
- Dobrze, że je… - urwała. Jeśli była pewna, że gorzej być nie może, myliła się.
- Cóż za miłe powitanie, też jestem rad, że znów się widzimy. Zostawiłaś coś – dodał machając jej przed nosem cienkim sweterkiem. Przełknęła ślinę.
- Dziękuję – powiedziała wyciągając dłoń po sweter, ale ten szybko odsunął rękę.
- Tylko tyle? – Spytał unosząc brwi w drwiącym geście – Mało. Musisz ładniej poprosić – dodał.
- Jak śmiesz! – Syknęła – Jak śmiesz się tu pokazywać!? Wnoś się.
Zbliżyła się, próbując zabrać mu ubranie, ale on znów się cofnął.
- A proszę?
- Proszę żebyś wynosił się z mojego życia! Ty, i te twoje nikomu niepotrzebne drwiące uśmieszki. Jeśli jeszcze raz, spróbujesz naruszyć spokój mojej rodziny, pożałujesz tego! A teraz wynocha!
- A ja proszę, żebyś ty mnie wysłuchała. Nie mam zamiaru pozwolić dać się poniżać przez kogoś takiego jak ty! Zrobiłaś to już drugi raz, i tym razem, nie odpuszczę.
- To masz problem, bo ja nie czuję z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. O nic cię nie prosiłam – syknęła próbując wyrwać mu sweter.
- Nie dam się wodzić za nos – warkną zbliżając się do kobiety.
- Jesteś chory – szybkim ruchem zabrała mu ubranie – wynoś się. Nie chce cię więcej widzieć.
- Nie wyjdę, dopóki nie dostanę tego, po co tu przyszedłem – syknął i bez najmniejszego ostrzeżenia złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie. Szarpnęła się, jednak był zbyt silny. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć – pocałował ją.
Na chwilę czas stanął w miejscu. To, co zrobił, zaskoczyło ja na, tyle, że nie miała nawet czasu na reakcję.
Tak samo niespodziewanie jak ją pocałował, tak samo szybko przestał. Spojrzał na nią z satysfakcją i nachylił się nad jej uchem.
- Miałem rację. Chciałaś tego – syknął.
Niepohamowana złość wezbrała się w niej i nim zdążyła pomyśleć, trzasnęła mężczyznę w twarz, zostawiając na jego policzku różowy ślad.
- Jak śmiałeś! – Warknęła znów unosząc dłoń. Cofnął się gwałtownie do tyłu, unikając jej dłoni po raz kolejny – wnoś się!
- To jeszcze nie koniec – powiedział szorstko. Kobieta zamachnęła się trzymanym w ręku sweterm. Materiał uderzył w głowę mężczyzny.
- Wynoś się!! – Powtórzyła powtarzając atak – Już!
- Jesteś niezrównoważona – warknął osłaniając głowę rekami i odwrócił się, chcąc uniknąć kolejnego ciosu - Nie myśl, że tak szybko się mnie pozbędziesz – dodał odwracać się przez ramię i oddalił się zanim zdążyła zareagować. Zatrzasnęła drzwi i oparła się o nie oddychając szybko.
Po raz pierwszy w życiu wpadła w tak nieopanowaną złość. Czuła jednak, że to nie koniec kłopotów.
***
- Co z nimi zrobimy? – Spytała kobieta obserwując psiaki.
- Na razie nic, są jeszcze za małe – odparł spokojnie Syriusz, pochylając się nad Drobinka – Potem pomyślmy.
- Syriusz, to dziewięć psów! Nie możemy trzymać w domu dziewięciu szczeniąt!
- Nie możemy oddać psów od razu po tym jak się urodziły – upierał się mężczyzna, podnosząc jednego z maluchów – o rozdaniu ich możemy zacząć myśleć dopiero jak ukończą trzy miesiące. Pytałem ̵
1; dodał widząc, że otwiera usta.
- Wiem – powiedziała również się nachylając – Tylko nie mam pojęcia jak to będzie wyglądać.
- Coś się wymyśli – zapewnił odkładając szczenię do pozostałych psiaków i podnosząc wzrok – Ciekawe, jak duże urosną?
- Nie mam pojęcia – mruknęła kobieta przekrzywiając głowę – Ale czuję, że będą duże…
***
Remus Lupin, obserwował całą tą sytuację z rogu ulicy. Gdy tylko zjawił się na niej, w oczy rzuciły mu się otwarte drzwi i stojąca w nich para. Pierwszy odruch, jaki się w nim pojawił to chęć podejścia tam. Dopiero po chwil rozsądek nakazał mu, że lepiej będzie pozwolić na rozwój wypadków.
Nie musiał długo czekać, żeby coś się działo. Jego dłonie zacisnęły się automatycznie w pięści. Stał bijąc się między sobą, co robić. Dość duża część niego chciała się odwrócić i odejść, druga z kolei marzyła tylko o tym, by zmyć z twarzy Wellinga jego drwiący uśmiech, którym zmierzył właśnie zszokowaną Cristin. Zawahał się i zrobił zdecydowany krok w stronę domu, gdy znów się zatrzymał, patrząc zszokowana jak Lupin z całej siły trzepnęła mężczyznę w twarz i już szykowała się do kolejnego ataku.
Na jego twarzy pojawił się mimowolny uśmiech. Odwrócił się, wiedząc, że teraz nie ma sensu się tam pokazywać i spokojnym krokiem ruszył w przeciwną stronę. Krótki spacer, dobrze mu zrobi.
***
- Kogo ja widzę…
Odwrócił się gwałtownie mierząc surowym spojrzeniem mężczyznę.
- Czego chcesz? – Spytał próbując zachować sposób.
- Niczego, właśnie wracam od twojej żony – powiedział, szczerząc się w drwiącym uśmiechu
- Chyba trochę ci ono nie wyszło – zauważył z satysfakcją Lupin, Patrząc na policzek mężczyzny, który opuchł i zaróżowił się.
- Wręcz przeciwnie. Dostałem to, po co przyszedłem.– Powiedział z satysfakcją – A to taka mała pokazówka.
Lupin zamrugał. Uśmiech spełzł z jego twarzy.
- Nie wierzę ci – powiedział chłodno i wyminął szybko mężczyznę.
- Nie interesowało cię, gdzie Cristin była wczoraj? – Spytał odwracając się do Lupina, który zatrzymał się gwałtownie – Nie powiedziała ci… Wydajesz się być porządnym facetem, nie widzę powodu, żeby cię okłamywać. Twoja idealna żona cały wieczór, spędziła u mnie.
Nie odpowiedział. Wpatrywał się przed siebie, próbując zmusić swój nogi do ruchu.
- Co ci powiedziała? Wizyta u koleżanki? Zakupy? Spacer?
- Bzdury – syknął Lupin i zrobił duży krok do przodu.
- Spójrz prawdzie w oczy. Zdradziła się – powiedział Arthur spokojnie i odwrócił się w drugą stronę – Trzymaj się.
Oddalił się, nim zdążył cokolwiek powiedzieć.
***
Spojrzała na zegar. Już dawno, powinien być w domu. Tymczasem burza, która zapowiadała się przez cały dzień i obeszła już dość dużą cześć kraju, doszła i do nich. Co chwilę niebo przecinały błyskawice, grzmoty wypełniały niecierpliwie niebo. Nie padało.
Drwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Dziewczynki z głośnym okrzykiem wbiegły do holu, rzucając się w ramiona ojca. Mężczyzna uśmiechnął się do dzieci, przywitał z każdą z nich i maluchy wbiegły z powrotem do pokoju.
- Martwiłam się, gdzie byłeś? – Spytała cicho, podchodząc do męża – Zmarzłeś.
- Nic mi nie jest – powiedział chłodno, unikając jej spojrzenia. Zdjął kurtkę, powiesił ją na wieszaku i bez słowa ją wyminął.
- Gdzie byłeś? – Powtórzyła pytanie i niezrażona obojętnością męża poszła za nim. Była na to przygotowana.
- To tu, to tam – mruknął wyjmując szklankę z szafki.
- Powinniśmy porozmawiać – powiedziała, widząc że w ten sposób nic nie osiągnie. Nie odpowiedział – Możesz na mnie spojrzeć?
Odpowiedziała jej głucha cisza. Wzięła głęboki oddech.
- Skłamałam wczoraj… – powiedziała próbując zwrócić na siebie uwagę męża.
- Wiem –odpowiedział obojętnie.
Jej serce zabiło gwałtowniej.
- …Skąd…? – Spytała, patrząc na niespokojnym spojrzeniem.
- Od Arhura – powiedział kpiącym tonem odwracając się do żony. Zbladła momentalnie.
- Co ci powiedział..? – Spytała głuchym głosem.
- Powinnaś wiedzieć co robiłaś wczoraj– mruknął.
- Nic nie zrobiłam… - szepnęła przełykając ślinę.
- Nie wierzę ci – powiedział i szybkim krokiem wyszedł z kuchni.
Opadła na krzesło, oddychając głośno. Spodziewała się tak wielu rzeczy. Była gotowa na każdą reakcję, ale nie na to.
***
Pociągnęła delikatnie szminka po ustach i spojrzała w lustro. Założyła blond pasmo na włosy, poprawiła bluzkę i złapała za przewieszoną przez krzesło kurtkę, poczym wyszła z pokoju, zamykając drzwi.
- Mamo ja idę – powiedziała cicho uśmiechając się do kobiety – Amel śpi, nie powinna się już obudzić.
- Nie wracaj późno – poprosiła kobieta wstając i podchodząc do córki. Poprawiła jej kołnierzyk przy koszulce i uśmiechnęła się pokrzepiająco – Powodzenia.
- To tylko kolacja – zaśmiała się kobieta, zakładając kurtkę i sięgając po buty.
- Wiem, wiem. Załóż chustkę na szyję, jest chłodny wieczór.
Ann pokręciła głową, próbując powstrzymać rozbawienie, ale wzięła materiał od kobiety i przewiązała go przez szyję.
- Dobranoc – powiedziała spokojnie i wyszła z domu, zamykając cicho drzwi.
Chłodne powietrze uderzyło ją w twarz, rozwiewając jej włosy. Przeklęła cicho, poprawiając rozrzucone na plecach kosmyki, które tak długo układała i ruszyła powoli przed siebie. Denerwowała się. Na randce ostatni raz była kilka lat temu i chodź wiedziała że nie ma czym się denerwować, podświadomie czuła lęk.
Zatrzymała się przed wejściem do restauracji, ostatni raz poprawiając włosy i weszła do środka, rozglądając się dookoła.
Adam siedział przy stoliku wpatrując się w okno. Wyciągnął dłoń do kieliszka z wodą, upił trochę i uśmiechnął się, widząc stojącą w drzwiach kobietę.
Podeszła do stolika a on wstał posyłając jej szeroki uśmiech.
- Dobry wieczór – powiedział kłaniając się nisko a kobieta zaśmiała się, zdejmując kurtkę – Pani pozwoli – dodał pomagając jej zdjąć ubranie a następnie odsuwając krzesło.
- Bardzo dziękuję – powiedziała z uśmiechem – Dobrze cię widzieć.
- Panią również – odpowiedział siadając naprzeciwko i gestem przywołał kelnera, który kiwnął głowa i zaczął zbliżać się w ich kierunku.
- Przestań się wygłupiać – poprosiła rumieniąc się lekko – Nie przywykłam do mężczyzn dżentelmenów.
- Najwyższa pora by to zmienić.
***
Wbiegła szybko po schodach i bez słowa wpadła do sypialni. Zamknęła drzwi i spojrzała surowo na męża.
- Nic nie zrobiłam! – Powiedziała głośno, podchodząc do niego i zmuszając, by na nią spojrzał – On kłamał.
- Był dość przekonujący – odrzekł nie spuszczając wzroku. Kobietę przebiegł dreszcz, jeszcze nigdy, jego głos nie był aż tak chłodny i obojętny.
- Wierzysz jemu a nie mnie? - spytała z niedowierzaniem obserwując męża.
-, Na jakiej podstawie mam ci wierzyć, skoro ostatnio cały czas kłamiesz? Skłamałaś mówiąc, że poszłaś na spacer, skłamałaś mówiąc że wyrzucisz ten przeklęty ciuch z domu, jestem pewny, że mówiąc co was łączyło też skłamałaś. Czemu mam ci wierzyć, skoro ostatnio cały czas mnie okłamujesz? – Spytał szorstko znów patrząc na żonę – Widzisz.
- To wszystko nie jest
tak łatwe jak wygląda! – Powiedziała, widząc, że szykuje się do wyjścia – Nie mogłam powiedzieć ci prawdy…
- Nie tłumacz się– poprosił odwracając się przez ramię – To nic nie da.
Drzwi zamknęły się z cichym pyknięciem.
***
Dobrze się bawiła. Nie zauważyła, kiedy zleciały dwie godziny. Adam mówił więcej, niż jej głowa była w stanie wytrzymać toteż ona mało się odzywała słuchając pozytywnej paplaniny mężczyzny.
Ten uśmiechał się, co chwilę, obserwując ją uważnie i co jakiś czas biorąc łyk z kieliszka, który stał obok.
- Ojej, już tak późno? – Spytała, gdy zegar w restauracji wbił jedenastą – Powinnam już iść. Jutro rano muszę być w biurze – powiedziała przepraszająco i wstała. Adam również się podniósł szybko podchodząc do kobiety i pomagając jej założyć kurtkę.
- Poczekaj chwilę, odprowadzę cię – poprosił zakładając płaszcz i szukając portfela.
- Nie musisz, mieszkam niedaleko – powiedziała z uśmiechem zapinając kurtkę.
- To byłoby nie taktowne, żeby zostawić tak urodziwą kobietę samą na pastwę ulicy – odpowiedział, kładąc odliczoną sumę na stoliku – Nalegam.
- Skoro tak – uśmiechnęła się delikatnie odrzucając włosy do tyłu – Nie mogę odmówić.
- I takiej odpowiedzi oczekiwałem – powiedział z satysfakcją otwierając drzwi przed kobietą.
- Zawsze jesteś takim dżentelmenem? – Spytała obracając się w jego stronę zszokowana.
- Tylko dla wybranych kobiet – odpowiedział z uśmiechem, zamykając drzwi.
***
Wróciłam! Wypoczęta, pełna siły, z głową zapełnioną pomysłami, dużym zapasem tekstów na dysku, nadmiarem Weny i chęcią do zmian.
W najbliższym czasie mam więc zamiar zaktualizować linki, rozwinąć opisy bohaterów oraz poszerzyć grono tych, których opiszę. Zastanawiam się nad osobnym blogiem lub jedną notką poświęconą tylko temu.
Ponad to, mam zamiar skończyć powroty do przeszłości oraz zająć się paroma sprawami które pominęłam w czasie pisania, dodając retrospekcje.
Tak - Paulinka bierze się ostro do roboty.
Ostania część notki pisana pod wpływem Norah Jones " Carnival Town".
To tyle z ogłoszeń :D
Wow! Czyżby jestem pierwsza? No cóż zawsze musi być ten pierwszy raz :) Notka super. Nadal mam nadzieję, że z małżeństwem Lupinów będzie wszystko w porządku. Jedno nieudane małżeństwo w tym opowiadaniu wystarczy xD Taa ja tak bym chciała, ale wszystkiego mieć nie można. Ooo i fajnie, że dałaś linki do najlepszych fanfiction. Widzę parę pozycji których nie przeczytałam.
OdpowiedzUsuńŚwietna!!! Jak zwykle!!! Maatko ile ja czkeałam na ta notke...codzinnie wchodziłam i sprawdzałam czasami po kilka razy :)
OdpowiedzUsuńSiwetna nota! nie moglam sie jej doczkec i nie moge nastepnej! Czyzby teraz byl kryzys panstwa Lupin zamiast panstwa Potter? pozdro
OdpowiedzUsuńojojoj co za notka szkoda mi remusa ale christina tez nie ma łatwo dziwne tylko że james sie tak szybko przystosował do mugolskiego sprzętu :) to super że masz nowe pomysły już czekam na następną nocie
OdpowiedzUsuńNotka super jak zawsze czekam na kolejną:):)
OdpowiedzUsuńJames się nauczył robić jajecznice :o Nie wierzę xDDMoże jeszcze Syriusz wreszcie nauczy się robić naleśniki? xDA Remus czekoladowe ciasto? xDMożna zrobić prawdziwy biznes xDD Jedzeniowy xDD Nie no nie słuchaj mnie odbija mi xD Coś iskrzy w niepozytywnym znaczeniu między państwem Lupin... Czyżbyś chciała ich rozwieść? Mam nadzieję, że nie, bo lubię ich jako parę, no ale cóż. A czyżby Ann miała nowy związek? :D Fajnie by było, dziewczyna w końcu też musi mieć trochę szczęścia xD Chyba, że planujesz dla niej inną przyszłość. Czekam na nową notkę!
OdpowiedzUsuńSupcio nota. Czytam twojego bloga od początku juz 2 raz i jeszcze mi się nie znudził. A co tam u Petera i Patsy? Napisz cos o nich:) Trzymaj tak dalej.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam, przemyślałam...Ładnie. Kilka zawieszeń, niewiele błędów... dwa prowadzone wątki i jeden epizod od Potterów.Ale krótko :)pozdrawiam
OdpowiedzUsuń