Upływ czasu
Dobra, zanim dodam tÄ notkÄ, musze pogadaÄ.
Po pierwsze. Uprzedzam, że w niektórych miejscach ponosiÅo mnie. Nie jestem pewna, co też tu jest. Po prostu.
Po drugie – przyznajÄ – notka mi siÄ nie podoba.
Jest zbyt chaotyczna, w niektórych momentach przesÅodzona i nierealna. Ale nie poprawiam jej, bo oznaczaÅoby to zapewne napisanie tego raz jeszcze. Lepiej, niech już bÄdzie tak jak jest.
Po czwarte. ChciaÅam dedykowaÄ, ale za żadne skarby nie wiem komu ;) wiÄc dziÅ nie bÄdÄ. Kandydatury do dedykacji nastÄpnej notki zgÅaszaÄ w komentarzach lub na GG ;P
Po piÄ te – notka jest trochÄ dÅuższa, niż zazwyczaj. Nie zdziwiÄ siÄ ;P
***
SpojrzaÅ w zamyÅleniu na bawiÄ ce siÄ w pokoju dzieci i niepewnie pchnÄ Å drzwi od salonu.
Liz podniosÅa spojrzenie i wstaÅa widzÄ c smÄtny wyraz twarzy mÄża.
- I co? – SpytaÅa cicho, tak by Steven, który spojrzaÅ na ojca nic nie usÅyszaÅ.
- Znajomy z pracy, chce wziÄ Ä jednego psa dla siostrzenicy – powiedziaÅ mÄżczyzna.
- Teraz? Nie sÄ za maÅe? – SpytaÅa, marszczÄ c brwi i wyprowadziÅa go z salonu.
- TydzieÅ temu mówiÅaÅ, że nie.
- No tak, ale… o dobrze – powiedziaÅa wchodzÄ c do kuchni – Trzeba im wyjaÅniÄ – dodaÅa wskazujÄ c gÅowÄ drzwi od pokoju.
- Dobra, znam to spojrzenie – mruknÄ Å i westchnÄ Å cicho.
- DziÄkujÄ – powiedziaÅa cicho.
- A wÅaÅnie, gdzie te tajfuny zniszczenia? – SpytaÅ, rozglÄ dajÄ c siÄ dookoÅa.
ZaÅmiaÅa siÄ pod nosem.
- PadniÄte po spacerze ÅpiÄ na górze – powiedziaÅa stawiajÄ c przed nim talerz – Smacznego.
***
WestchnÄ Å cicho i wszedÅ do Årodka. Steven szybko podniósÅ gÅowÄ.
- PowinniÅmy pogadaÄ – powiedziaÅ mÄżczyzna siadajÄ c na podÅodze obok syna.
- Zabierzcie pieski? – SpytaÅ od razu chÅopiec markotniejÄ c.
Black kiwnÄ Å smÄtnie gÅowÄ .
- Nie wszystkie naraz…, ale tak.
- WiedziaÅem…
Black odetchnÄ Å.
- Wiesz, że wcale tego nie chcemy… tak musi byÄ. Znajdziemy im dobre domy.
ChÅopiec kiwnÄ Å gÅowÄ .
- Nie rób mi tego – jÄknÄ Å Black – MógÅbyÅ wykazaÄ trochÄ wiÄcej entuzjazmu!
ChÅopiec uÅmiechnÄ Å siÄ, widzÄ c obrażonÄ minÄ ojca.
- Nie myÅl, że to mój pomysÅ. Mam zbyt wielka sÅaboÅÄ to futrzaków, żeby wymyÅliÄ coÅ takiego.
- Wszystkie oddacie? – SpytaÅ chÅopiec marszczÄ c brwi.
- Raczej tak.
KiwnÄ Å smÄtnie gÅowÄ . Black podrapaÅ siÄ po nosie, spojrzaÅ na swoje kciuki, drzemiÄ cÄ obok chÅopca PumbÄ i wstaÅ.
- Zaraz bÄdzie kolacja – dodaÅ, widzÄ c spojrzenie Liz, która weszÅa do pokoju – Chodź.
***
Do koÅca listopada z domu wybyÅy trzy pieski. Stefan, Fifi i Apsik opuÅciÅy dom Blacków wÅaÅciwie w ostaniu tygodniu miesiÄ ca.
Blackowie od razu zauważyli, że w domu od razu zrobiÅo siÄ spokojniej. PozostaÅa szóstka, chodź nadal stanowiÅa doÅÄ duży problem, nie czyniÅa już aż tak wielkich szkód, mimo iż nadal rozrabiaÅa.
Na samym poczÄ tku grudnia dom opuÅciÅa Åapka.
Vivien doÅÄ dÅugo szukaÅa psiaka, irytujÄ c siÄ, gdy piesek nie przychodziÅ. Liz spÄdziÅa doÅÄ dużo czasu, by uspokoiÄ córeczkÄ, gdy jej ulubienica nie przyszÅa przed snem do sypialni dzieci by uÅożyÄ siÄ obok Åóżeczka.
W tym samym tygodniu, dom opuÅciÅa Pumba.
- ZostaÅy już tylko cztery – powiedziaÅa cicho Liz, patrzÄ c na siedzÄ ce obok Drobinki psiaki – Åasuch, Mucha, Ziemniak i Kotecek.
- Zgadza siÄ – mruknÄ Å Syriusz - Na razie to bÄdzie chyba tyle – dodaÅ.
- Nie ma chÄtnych?
- Nie. Może po Nowym Roku. Jak dobrze pójdzie.
- Zawsze to coÅ – powiedziaÅa spokojnie ukÅadajÄ c gÅowÄ na ramieniu mÄża – NiedÅugo ÅwiÄta.
- Ta…
***
- Tylko żadnych numerów – ostrzegÅa Lily, mierzÄ c każdego z mÄżczyzn srogim spojrzeniem – Idziecie na spacer z dzieÄmi. Å»adnego turlania siÄ z pagórków, rzucania zeschÅymi liÅÄmi, przewracania w bÅoto…
- Nie jesteÅmy dzieÄmi – prychnÄ Å Potter pozwalajÄ c by żona poprawiÅa mu szalik – nie potrzebujÄ niaÅki…
Syriusz spojrzaÅ z powÄ tpieniem na równo zawiÄ zany szalik przyjaciela i prychnÄ Å z rozbawieniem.
- I nie potrzebujÄ tego – dodaÅ Potter widzÄ c drwiÄ ce spojrzenie Blacka.
- Ani mi siÄ waż – warknÄÅa Lily a James szybko wzruszyÅ ramionami.
- Ty też siÄ zapnij – powiedziaÅa krótko Liz – robi siÄ zimno. Nie patrz tak na mnie, dobrze wiesz, że masz racjÄ.
Patsy zachichotaÅa i wymieniÅa krótkie spojrzenia z Peterem. Trojaczki tymczasem spojrzaÅy bÅagalnie na ojca.
- GorÄ co – jÄknÄÅa Amy, ciÄ gnÄ c Lupina za rÄkÄ – Chodźmy…
- Idźcie – powiedziaÅa Lily – I bÅagam, zachowujcie siÄ dojrzale… a, nie ważne
***
Nie sÅuchaÅ, co mówili. Nie miaÅ nawet pojÄcia, na jaki temat zeszÅa rozmowa. Po prostu szedÅ obok przyjacióÅ, zerkajÄ c na DrobinkÄ, która z radoÅciÄ skakaÅa obok Kinder machajÄ c zawziÄcie ogonem.
- Syriusz? JesteÅ z nami? – James zamachaÅ Blackowi przed oczami. IdÄ cy obok Peter i Remus zaÅmiali siÄ, gdy Syriusz pokiwaÅ gÅowÄ .
- Tak… ja tylko… o czym byÅa mowa?
- Nie no, stary, zakochaÅeÅ siÄ? – ZaÅmiaÅ siÄ James, obserwujÄ c uważnie przyjaciela – Zachowujesz siÄ, jakbyÅ byÅ na innej planecie.
- Przymknij siÄ – warknÄ Å Black i zawahaÅ siÄ - Nie chcielibyÅcie psa?
- DoszczÄtnie zwariowaÅ – podsumowaÅ Remus marszczÄ c brwi – Jakiego psa?
- No psa. Szczeniaka. Nie chcielibyÅcie przygarnÄ Ä jakiegoÅ?
- Tak, jeszcze psa mi w domu brakuje – rozeÅmiaÅ siÄ Lupin poczym spojrzaÅ na niego jak na idiotÄ – CaÅkiem ciÄ pogiÄÅo…
- Dlaczego? Pies wprowadziÅby w waszym domu trochÄ Å¼ycia…
- No pewnie, Lunio, nad czym ty siÄ zastanawiasz!? Przecież u was w domu jest tak cicho – powiedziaÅ James akcentujÄ c sÅowo cicho.
- No dobra, dobra. A wy? – SpojrzaÅ na Jamesa i Petera.
- Na mnie nie licz. Mamy Kinder i Bombo – powiedziaÅ Potter wzruszajÄ c ramionami - Lily w życiu nie zgodzi siÄ na kolejne zwierzÄ.
Black przeniósŠwzrok na Petera.
- Daruj. Kot i pies… to chyba nie zbyt dobre poÅÄ czenie. Chodź na pewno ciekawe.
- Warto byÅo spróbowaÄ – mruknÄ Å Black.
- MogÄ popytaÄ – zaproponowaÅ Potter – Może ktoÅ chce psa na GwiazdkÄ.
***
- Dziewczynki…? – Liz spojrzaÅa na przyjacióÅki marszczÄ c brwi.- Nie chciaÅybyÅcie przygarnÄ Ä pod swój dach piska?
- SÅucham? – Cristin spojrzaÅa na niÄ zdziwiona. Ziemniak, który skakaÅ koÅo kobiety zaszczekaÅ prowokacyjnie.
- No pieska.
Wszystkie zmarszczyÅy brwi, poczym przeniosÅy wzrok na psiaki.
- To raczej nie przejdzie – powiedziaÅa powoli Cristin podnoszÄ c Ziemniaka i ukÅadajÄ c go na kolanach – Dziewczynki… no, sÄ za maÅe…
- Oj, przesadzasz – mruknÄÅa Lily – ZwierzÄ tko dobrze by im zrobiÅo.
- No nie wiem… ich temperament…
- No tak…Ja bym naprawdÄ z wielkÄ chÄciÄ zabraÅabym jednego takiego malucha, ale sama rozumiesz, że teraz nie jest odpowiedni moment – powiedziaÅa Lily.
- O nie, mnie na to nie namówisz – zaÅmiaÅa siÄ Ann, gdy wszystkie spojrzaÅy w jej stronÄ – Wiesz że nie przepadam za psami.
- To może ty poratujesz Liz? – SpytaÅa Lily patrzÄ c na Patsy.
- Z kotem w domu? Jest zbyt rozpieszczona, zrobiÅaby mu krzywdÄ.
SpojrzaÅy na pisaki. Ziemniak usnÄ Å na kolanach Cristin, oddychajÄ c spokojnie. Åasuch, skakaÅ koÅ
o nóg Ann merdajÄ c wesoÅo ogonkiem. Kotecek zrezygnowaÅ z prób wskoczenia na kolana Lily i oddaliÅ siÄ w stronÄ zostawionych przez Vivien miÅków.
***
- Nie uwierzycie, nasi mÄżowie zachowali siÄ doroÅle – powiedziaÅa Liz wchodzÄ c do pokoju – wyobraźcie sobie, że wrócili czyÅci!
- Jestem dumna – zaÅmiaÅa siÄ Lily – Mój mÄ Å¼ doroÅleje?
- Nie, to nie możliwe – mruknÄÅa Liz – przyzwyczaiÅam siÄ do trójki dzieci – dodaÅa i uÅmiechnÄÅa siÄ widzÄ c gÅupiÄ minÄ mÄża – Nie patrz tak na mnie. To jest prawda.
- Co jest prawdÄ ? – SpytaÅ, James wchodzÄ c za przyjacielem – Czemu masz takÄ minÄ?
- Trójka dzieci? – PowtórzyÅ Black a Lily zachichotaÅa – Niemożliwe… moja wÅasna żona.
- Nie smÄÄ – mruknÄÅa Liz, machajÄ c niecierpliwie rÄkÄ – I weź MuchÄ, bo szykujÄ siÄ Å¼eby zniszczyÄ wyczyszczony dopiero, co dywan.
Black odwróciÅ siÄ i jÄknÄ Å.
- WiÄc jutro znów bÄdziesz czyÅciÅ – powiedziaÅa Liz, uÅmiechajÄ c siÄ kwaÅno – Kawy?
***
- Cristin… Cristin… - westchnÄ Å, gdy po raz kolejny zignorowaÅa jego nawoÅywanie – Cristin!
OdwróciÅa wzrok od Ziemniaka, który szczeknÄ Å niezadowolony i spojrzaÅa na mÄża.
- Tak?
- Od piÄciu minut usiÅujÄ ci powiedzieÄ, że twój syn usnÄ Å na podÅodze – mruknÄ Å Lupin a Lily wybuchÅa gÅoÅnym Åmiechem. Kobieta podniosÅa rÄkÄ i spojrzaÅa na zegarek.
- Już ósma? Czemu mi nic nie powiedziaÅeÅ – fuknÄÅa zrywajÄ c siÄ na równe nogi. Ziemniak szczeknÄ Å prowokacyjnie ÅapiÄ c Lupina za nogawkÄ od spodni.
- PróbowaÅem…AÅ!
Szczeniak wbiÅ zÄby w stopÄ mÄżczyzny i zaczÄ Å szarpaÄ za skarpetkÄ, co chwilÄ puszczajÄ c jÄ i znów ÅapiÄ c.
- Zostaw – powiedziaÅ podnoszÄ c go na wysokoÅÄ oczu – Moje…
- Uważ… - zaczÄ Å Syriusz i urwaÅ w póŠzdania.
Cristin odwróciÅa siÄ, sÅyszÄ c soczyste przekleÅstwo z ust mÄża i wybuchÅa Åmiechem. Lupin trzymaÅ psa wpatrujÄ c siÄ z przymrużonymi oczami w morkÄ koszule, która kilka sekund wczeÅniej oblaÅ pies.
- UprzedzaÅem – mruknÄ Å Syriusz wstajÄ c i (dla bezpieczeÅstwa) zabierajÄ c psa z rÄ k przyjaciela – Chcesz czystÄ koszulÄ?
KiwnÄ Å gÅowÄ próbujÄ c powstrzymaÄ kolejnÄ wiÄ zankÄ przekleÅstw cisnÄ cÄ siÄ na jego usta.
***
- Nadal siÄ fukasz? – SpytaÅa wchodzÄ c do sypialni i widzÄ c, że mÄ Å¼ leży siedzi na Åóżku i nawet nie zareagowaÅ na otwieranie drzwi – To naprawdÄ byÅo Åmieszne…
- PowalajÄ ce – PowiedziaÅ odwracajÄ c siÄ. UÅmiechnÄÅa siÄ.
- Nie bÄ dź zÅy…- powiedziaÅa siadajÄ c obok i spuszczajÄ c z winÄ gÅowÄ – Nie tylko ja siÄ ÅmiaÅam…
UniósÅ brwi. Kobieta siedziaÅa na Åóżku, nogi podwinÄÅa pod siebie. GÅowÄ opuÅciÅa z wyrazem winy.
- Co robisz- spytaÅ, gdy kobieta przekrÄciÅa gÅowÄ i spojrzaÅa na niego mrugajÄ c powoli – Dobrze siÄ czujesz?
- Wybaczysz…? – SpytaÅa zalotnie mrugajÄ c rzÄsami. PrzygryzÅa wargÄ, próbujÄ c opanowaÄ Åmiech.
KiwnÄ Å gÅowÄ , uważnie obserwujÄ c żonÄ.
Ta opuÅciÅa rÄkÄ i wybuchÅa Åmiechem.
- To dobrze, dÅugo bym nie wytrzymaÅa…
- Co to byÅo? – SpytaÅ zszokowany, obserwujÄ c jak kobieta wstaje i podchodzi do okna, zasÅaniajÄ c zasÅonkÄ.
- ProsiÅam o wybaczenie. NauczyÅam siÄ tego od Ziemniaka – dodaÅa.
- No tak… żono, powiadam ci : zwariowaÅaÅ.
- W tym psie jest coÅ przyciÄ gajÄ cego…
- Do czego dÄ Å¼ysz? – SpytaÅ obserwujÄ c jak kobieta siada na Åóżku rozczesujÄ c wÅosy.
- Ja? Do niczego. Nie wiem, co masz na myÅli.- WzruszyÅa ramionami, ale jej ruchy staÅy siÄ wolniejsze.
- ZupeÅnie? Nic a nic?
- Oh, no dobrze. Masz racjÄ… poczekaj – dodaÅa podchodzÄ c do drzwi. Jednym ruchem pchnÄÅa klamkÄ rozlegÅ siÄ syk i tupot stup. WyjrzaÅa na ciemny korytarz.
- Siedź cicho!
- Nic nie mówiÄ!
- Cicho…
- Możecie wyjÅÄ – powiedziaÅa, zapalajÄ c ÅwiatÅo. Trojaczki wyszÅy zza rogu – W czym problem?
- Możemy zabraÄ Ziemniaka? – SpytaÅa szybko Emily – On jest taki fajny…
Kobieta odwróciÅa siÄ do mÄża, rzucajÄ c mu proszÄ ce spojrzenie.
- Pomóż. – SzepnÄÅa.
WzruszyÅ ramionami. PokrÄciÅa gÅowÄ i spojrzaÅa na dziewczynki.
- Kochanie, nie możemy zabraÄ Ziemniaka – powiedziaÅa spokojnie ostrożnie dobierajÄ c sÅowa.
- Dlaczego?
- Bo… pies to duża odpowiedzialnoÅÄ… trzeba siÄ nim bardzo dużo zajmowaÄ i poÅwiÄcaÄ dużo czasu…
OpuÅciÅy setnie gÅowy.
- Wracajcie do pokoju, zaraz przyjdÄ – powiedziaÅa Åagodnie, gÅaszczÄ c każdÄ z dziewczynek po gÅówce. KiwnÄÅy gÅowÄ , odwróciÅy siÄ i smÄtnym krokiem oddaliÅy. Gdy wchodziÅy do pokoiku Cristin usÅyszaÅa tylko: MówiÅam…
- I znów jestem ta zÅa – mruknÄÅa zamykajÄ c drzwi – mógÅbyÅ, chociaż raz ty im odmówiÄ?
- Tobie wychodzi to lepiej – zaÅmiaÅ siÄ patrzÄ c jak żona siada na Åóżku.
- Bardzo Åmieszne. Może jednak pomyÅlelibyÅmy o pisie? ZbliżajÄ siÄ ÅwiÄta…
UniósŠbrwi.
- I…?
- Może pies jako prezent na GwiazdkÄ? – SpytaÅa cicho, zerkajÄ c na niego.
- ZwariowaÅaÅ – powiedziaÅ zszokowany – doszczÄtnie.
- No wiesz – fuknÄÅa oburzona, rzucajÄ c w mÄża poduszkÄ .
- Czy ty rzuciÅaÅ we mnie poduszkÄ ? – SpytaÅ mruÅ¼Ä c oczy.
- Poczekaj, sprawdzÄ – powiedziaÅa biorÄ c do rÄki kolejnÄ poduszeczkÄ i ciskajÄ c jÄ w twarz mÄża – Nie, to nie ja.
- Niech no ja ciÄ zÅapiÄ – zaÅmiaÅ siÄ, i zanim zdarzyÅa wstaÄ powaliÅ jÄ na Åóżku, siadajac okrakiem na jej brzuchu. – Co by ci tu zrobiÄ…?
PrzymrużyÅa oczy, przygryzajÄ c wargÄ.
- Tylko nie to – pisnÄÅa widzÄ c zÅoÅliwy uÅmiech na twarzy Lupina – ProszÄ… nie Åaskocz… PisnÄÅa, gdy zaczÄ Å ÅaskotaÄ. CaÅÄ sypialniÄ wypeÅniÅ Åmiech kobiety. MinÄÅa doÅÄ dÅuga chwila, gdy udaÅo jej siÄ wyswobodziÄ spod ciÄżaru mÄża. PrzekrÄciÅa siÄ, na drugi bok, i upadÅa na ziemiÄ z gÅoÅnym Åoskotem. WykorzystaÅ to przytwierdzajÄ c jÄ do ziemi koÅdrÄ , lecz nim zdÄ Å¼yÅ zeskoczyÄ z Åóżka, kobieta już przekrÄciÅa siÄ i wyswobodziÅa spod przykrycia i zÅapaÅa za poduszkÄ, poczym cisnÄÅa niÄ w mÄża i ze Åmiechem wybiegÅa z sypialni.
Lupin zÅapaÅ za poduszkÄ i pobiegÅ za żonÄ , która już zbiegÅa po schodach i nadal chichoczÄ c wbiegÅa do salonu.
- No, zÅap mnie – powiedziaÅa stajÄ c za sofÄ . PodszedÅ do niej bardzo powoli, stajÄ c naprzeciwko żony.
- Co bÄdÄ z tego miaÅ??
- Zobaczysz.
UÅmiechnÄÅa siÄ i znów puÅciÅa biegiem, mijajÄ c zaskoczonego mÄża i wybiegÅa z salonu, ÅmiejÄ c siÄ gÅoÅno.
DogoniÅ jÄ przy pokoju dzieci. ZÅapaÅ szybko od tyÅu w pasie i podniósÅ do góry. ZaÅmiaÅa siÄ i zamachaÅa dziko nogami.
- Bo ciÄ ugryzÄ! – FuknÄÅa, nadal siÄ ÅmiejÄ c – PuÅÄ! NaprawdÄ zaraz ciÄ ugryzÄ – ostrzegÅa, nadal siÄ ÅmiejÄ c.
-Ej, wypraszam sobie! To moja dziaÅka. – PowiedziaÅ a kobieta zaÅmiaÅa siÄ gÅoÅniej.
- Tym bardziej bÄdÄ gryźÄ.
Drzwi otworzyÅy siÄ i ukazaÅa siÄ w nich buzia Emily. SpojrzaÅa zszokowana na rozbawionÄ matkÄ, która nadal wierzgaÅa nogami, potem na uÅmiechniÄtego ojca, który trzymaÅ jÄ mono w pasie i znów na matkÄ.
Cristin podniosÅa gÅowÄ, spojrzaÅa na mÄża i oboje wybuchli Åmiechem.
- Czemu jeszcze nie Åpicie? – SpytaÅa, próbujÄ c siÄ opanowaÄ.
- Jeszcze siÄ nie myÅyÅmy – powiedziaÅ
a dziewczynka, – co robiliÅcie?
- My… - zaczÄÅa kobieta, – Co robiliÅmy? – SpytaÅa mÄża, który wzruszyÅ ramionami. Dziewczynka zachichotaÅa.
- Weźcie piżamki, nalejÄ wody do wanny – powiedziaÅa kobieta i zwróciÅa siÄ do Remusa – Postawisz mnie?
- Oh, faktycznie – mruknÄ Å przepraszajÄ cym tonem i opuÅciŠżonÄ – ZapomniaÅem.
***
- To nie byÅo dojrzaÅe – powiedziaÅ, gdy tylko zeszÅa na dóÅ.
- Oh, nie bÄ dź taki dorosÅy – mruknÄÅa i uÅmiechnÄÅa siÄ siadajÄ c obok – Czasem takie szaleÅstwo dobrze robi…
- MówiÅaÅ poważnie o tym psie? – SpytaÅ po chwili ciszy.
Nie odpowiedziaÅa od razu. WtuliÅa siÄ jednÄ z poduszeczek i spojrzaÅa w stronÄ okna.
- Nie… To znaczy, tak ale… Nie. Pies to ostania rzecz, jaka nam jest potrzebna. Jeszcze bÄdziemy mieÄ caÅy dom sów, kotów, szczurów…
- Myszy, wÄży, pajÄ ków – podsunÄ Å Lupin a Cristin zachichotaÅa.
- DokÅadnie… ten psiak jest uroczy… chodź nie okrzesany – dodaÅa widzÄ c spojrzenie mÄża – ale nie sÄ dzÄ, żeby to byÅ dobry pomysÅ. Nie teraz.
PrzygryzÅ wargÄ, zastanawiajÄ c siÄ nad odpowiedziÄ .
- To może jakiÅ ptaszek? – SpytaÅ po chwili a kobieta zmarszczyÅa brwi – Papużka? Kanarek?
- Papużka?
- Wolisz gryzonia?
- Mam już jednego – powiedziaÅa z uÅmiechem – Wystarczy mi .
- Gryzonia? – ZmarszczyÅ brwi – Wypraszam sobie… wszystko tylko nie gryzoÅ.
ZapanowaÅa cisza, przerwana po chwili Åmiechem obojga.
***
PodrapaÅa siÄ po gÅowie, spojrzaÅa na ÅpiÄ cego Petera i wstaÅa najciszej jak umiaÅa.
Powoli przeszÅa przez pokój, potykajÄ c siÄ kilka razy o rozrzucone buty i ubrania i zamknÄÅa drzwi od sypialni.
Rusza do kuchni i szybko pożaÅowaÅa że nie zaÅożyÅa nic na stopy. Noc byÅ chÅodna, posadzka lodowata a ona, ubrana jedynie w cienkÄ koszulkÄ nocnÄ .
PchnÄÅa drzwi i po omacku wÅÄ czyÅa ÅwiatÅo. SÅaby bÅysk oÅwietliÅ kuchniÄ. Pomieszczenie byÅo maÅe lecz przytulne ( darujÄ sobie opis ;P jeÅli można ;D).
Szybko przeszÅa do krzesÅa i opadÅa na nie, zastanawiajÄ c siÄ nad przyczynÄ jej wyprawy.
SzykowaÅy siÄ zmiany. WÅaÅciwie, wiedziaÅa o tym już od dawna.
Ostanie miesiÄ ce, byÅy już tylko wyczekiwaniem na to, co miaÅo nadejÅÄ.
NiecierpliwiÅa siÄ. Z dnia na dzieÅ, byÅa coraz bardziej nerwowa i niespokojna. Po raz pierwszy raz w życiu, nie mogÅa doczekaÄ siÄ tego, co miaÅo nadejÅÄ.
OparÅa gÅowÄ na piÄÅci i spojrzaÅa w ciemny krajobraz za oknem. WestchnÄÅa cicho i powoli wstaÅa.
RzuciÅa ostatnie spojrzenie na puste krzesÅo i zgasiÅa ÅwiatÅo, wychodzÄ c z kuchni.
***
W kilka dni później, Steven ÅwiÄtowaÅ swoje 9 urodziny. NajwiÄkszÄ atrakcjÄ okazaÅ siÄ Syriusz, który przez caÅy wieczór biegaÅ za szczeniakami, sprzÄ tajÄ c po nich i zabierajÄ c je od goÅci. W pewnym momencie mÄżczyzna miaÅ na tyle doÅÄ, że odmówiÅ wszelkich czynnoÅci, zebraÅ wszystkie psy, zamknÄ Å je w kuchni, by po dwóch minutach zostaÄ zmuszonym ( miÄdzy innymi przez trojaczki) by pieski wypuÅciÄ.
SzczeniÄta jednak ulitowaÅy siÄ nad zmÄczonym Syriuszem i pozwoliÅy mu odpoczÄ Ä usypiajÄ c na kolanach goÅci.
Już nastÄpnego dnia, w domu rozeszÅa siÄ wieÅÄ, że pozostaÅe psy zostanÄ oddane dopiero po Nowym Roku.
- ChÄtni sÄ – oznajmiÅa Liz – ale nikt nie chce braÄ psa przed ÅwiÄtami. UważajÄ , że to zbyt dużo pracy, by zajmowaÄ siÄ jeszcze szczeniÄciem.
- To bÄdÄ bardzo dÅugie ÅwiÄta…
***
- A teraz, przyznaj siÄ, jak tego dokonaÅaÅ? – Liz spojrzaÅa zszokowana na Lily, która zapiÄÅa kurtkÄ i uÅmiechnÄÅa siÄ do przyjacióÅek.
- Kwestia dobrych argumentów. Mój mÄ Å¼, nie przepada za ÅwiÄ tecznymi zakupami… zupeÅnie nie wiem, dlaczego – dodaÅa marszczÄ c brwi.
- MÄżczyźni sÄ dziwni – mruknÄÅa Cristin i uÅmiechnÄÅa siÄ – Uwielbiam ÅwiÄ teczne dekoracje.
- Ja też – zgodziÅa siÄ Ann odgarniajÄ c wÅosy do tyÅu – Zatrzymamy siÄ na PokÄ tnej, na gorÄ ca czekoladÄ?
- Nie rób mi tego – jÄknÄÅa Lily – Ja siÄ w sukienkÄ na ÅwiÄta nie zmieszczÄ!!
- Masz jeszcze tydzieÅ – zauważyÅa Patsy – czujÄ siÄ jak maÅa dziewczynka… - dodaÅa. Lily kiwnÄÅa gÅowÄ , nucÄ c pod nosem „Jinglle Bells”.
Przez chwilÄ szÅy, nie odzywajÄ c siÄ do siebie i obserwujÄ c miasto.
- Mam wrażenie, że co roku te dekoracje sÄ inne – zauważyÅa Lily, zatrzymujÄ c wzrok na jednej z wystaw, obwieszonej w migoczÄ cych gwiazdkach, wacie i malutkiej, sztucznej wystawie.
- Jak idÄ przygotowania do nadejÅcia dziecka? – SpytaÅa Liz, spodlajÄ c na listÄ zakupów.
- Dobrze – uÅmiechnÄÅa siÄ Potter – Już siÄ nie mogÄ doczekaÄ.
- Na kiedy masz dokÅadny termin?
- Sam poczÄ tek lutego – odpowiedziaÅa kobieta – 4 luty dokÅadnie.
WymieniÅy rozbawione uÅmiechy, widzÄ c siedzÄ cego na Åawce mÄżczyznÄ w stroju MikoÅaja, który opuÅciÅ brodÄ i smÄtnym gÅosem odpowiedziaÅ na Åpiewne „WesoÅych ÅwiÄ t” wypowiedziane przez przechodzÄ ca staruszkÄ.
- Przejdziemy siÄ na gÅównÄ ulicÄ? – spytaÅa Ann, zatrzymujÄ c siÄ gwaÅtownie – Nie byÅam tam od dziecka w czasie ÅwiÄ t.
- Nie marudź – powiedziaÅa Lily – Idziemy na PokÄ tnÄ .
- A choinka!?
- Marudzisz Ann, marudzisz.
***
Przed ÅwiÄtami, ulica PokÄ tna byÅa równie zatÅoczona jak przed pierwszym wrzeÅnia. Czarodzieje z caÅej Anglii gromadzili siÄ wÅaÅnie tam by zgromadziÄ podarunki dla najbliższych. PrzeciskaÅy siÄ miÄdzy ludźmi, otaczajÄ c Lily ciasnym wianuszkiem.
- Może powinnyÅmy zrezygnowaÄ – krzyknÄÅa Liz, rzucajÄ c wÅciekÅe spojrzenie czarownicy w czerwonym kapeluszu, która odepchnÄÅa jÄ gwaÅtownie w bok – Kobiety w ciÄ Å¼y nie widzisz!?
- Nie irytuj siÄ tak – zaÅmiaÅa siÄ Lily – ZrobiÄ ci siÄ zmarszczki, mÄ Å¼ ciÄ zostawi… O nie…
- Co siÄ staÅo? – SpytaÅy szybko chórkiem a Lily uÅmiechnÄÅa siÄ pod nosem.
- Nic mi nie jest – powiedziaÅa zirytowana – Patrzcie, kto tam jest.
- Malfoyowie? – Liz zmarszczyÅa brwi zatrzymujÄ c siÄ gwaÅtownie i wpadajÄ c na staruszkÄ stojÄ ca przed niÄ . Kobieta upuÅciÅa trzymane w rÄku torby.
- Patrz jak chodzisz – warknÄÅa i jednym ruchem różdżki przywoÅaÅa pakunki do swoich rÄ k – Dzisiejsza mÅodzież…
Lily zachichotaÅa, widzÄ c oburzone spojrzenie Liz.
- Co oni tu robiÄ ? – spytaÅa Liz próbujÄ c przecisnÄ Ä siÄ do jednego ze sklepów.
- Nie wiem – mruknÄÅa Lily – ale muszÄ powiedzieÄ, że nie wyglÄ dajÄ na szczÄÅliwÄ rodzinkÄ, która wybraÅa siÄ tu po zakupy – dodaÅa z kwaÅnÄ minÄ – Idziemy zobaczyÄ Bank Gringotta?
- Nie odpuÅcicie? – PokrÄciÅy gÅowami – To chodźmy.
***
CaÅa ulica PokÄ tna, podobnie jak każdy inny zakamarek Londynu ( nie pomijajÄ c Nokturny, który, chodź trochÄ inaczej, również zostaÅ przyozdobiony) zostaÅa zaopatrzona w magiczne akcesoria ÅwiÄ teczne.
Kolorowe Åwietliki, oÅwietlajÄ ce wystawy sklepów i ukÅadajÄ ce siÄ w bajeczne wzory, sople lodu przymocowane na zaklÄcie i zwisajÄ ce z szyb sklepów, mieniÄ ce siÄ tysiÄ cami kolorów w zależnoÅci od tego jak siÄ stanÄÅo i girlandy ostrokrzewu osypane cienkÄ warstwÄ szronu.
CaÅoÅÄ tworzyÅa obraz, niczym wyjÄtÄ z „OpowieÅci Wigilijnej” ilustracjÄ.
UzupeÅnieniem wszystkiego byÅa wielka Choinka, podobna do jednej z tych, które stawaÅy zawsze w Wielkiej Sali.
Ozdobiona na wszelkie znane sp
oÅecznoÅci czarodziejów sposoby, wydawaÅa siÄ ÅwieciÄ na wszystkie strony Åwiata i olÅniewaÄ każdego, kto na niÄ spojrzy.
- PiÄkna – szepnÄÅa Lily – WspaniaÅa.
- Niesamowita – zgodziÅa siÄ Patsy.
Nikt zdawaÅ siÄ nie zwracaÄ uwagi na stojÄ cy za drzewkiem budynek. Ludzie przechodzili, zatrzymujÄ c wzrok na choinkÄ, zatrzymujÄ c siÄ przed niÄ , wyrażajÄ c swojÄ opiniÄ i pokazujÄ c jÄ palcami swoim towarzyszom.
- PowinnyÅmy już iÅÄ – zauważyÅa Lily, gdy zegar wiszÄ cy na Banku ( Nie jestem pewna, czy takowy byÅ, ale zaÅóżmy, że tak) wybiÅ czwartÄ .
- Masz racjÄ. JeÅli chcemy napiÄ siÄ czekolady, musimy iÅÄ – powiedziaÅa Cristin, zmuszajÄ c siÄ by oderwaÄ wzrok od drzewka – To gdzie najpierw?
- Przed siebie… przed siebie.
***
UÅmiechnÄÅa siÄ do kelnerki, która postawiÅa przed nimi tacÄ z piÄcioma kubkami. Kobieta kiwnÄÅa gÅowÄ i odeszÅa, zostawiajÄ c je same.
Liz wyciÄ gnÄÅa dÅoÅ, biorÄ c do rÄki jednÄ z czekolad i szybko ÅyknÄÅa spory Åyk.
- Macie już wszystko? – SpytaÅa Lily, również czÄstujÄ c siÄ napojem.
- Wszystko – powiedziaÅa dumnie Ann i odwróciÅa gÅowÄ w stronÄ drzwi. OtworzyÅa szerzej oczy a na jej twarzy pojawiÅ siÄ uÅmiech.
- Znasz go? – SpytaÅa Patsy, mierzÄ c zainteresowanym spojrzeniem mÄżczyznÄ, który pomógÅ zdjÄ Ä kurtkÄ towarzyszÄ cej mu dziewczynce i rozejrzaÅ siÄ dookoÅa w poszukiwaniu stolika. WidzÄ c Ann, uÅmiechnÄ Å siÄ szeroko. OdwzajemniÅa uÅmiech. Dziewczynka pociÄ gnÄÅa go za rÄkaw wskazujÄ c jeden z wolnych stolików. KiwnÄ Å gÅowÄ i poszedÅ za niÄ zaczynajÄ c rozmowÄ.
- Pracujemy razem – powiedziaÅa krótko biorÄ c Åyk czekolady.
- Nie mówiÅaÅ, że pracujesz z takimi przystojniakami – zauważyÅa Lily – ma żonÄ?
- To wdowiec – odpowiedziaÅa krótko zupeÅnie nie wyÅapujÄ c do czego zmierza przyjacióÅka.
- Dobrze siÄ dogadujecie?
- Przyjaźnimy siÄ… zaraz. O co wam chodzi!? – SpytaÅa marszczÄ c brwi. WzruszyÅy ramionami.
- O nic. Po prostu doÅÄ dÅugo jesteÅ sama a…
- No wiece – prychnÄÅa odrzucajÄ c wÅosy, które wpadÅy do filiżanki siedzÄ cego za niÄ mÄżczyzny, przewracajÄ c jÄ na stóŠ– O Merlnie, przepraszam – pisnÄÅa, widzÄ c szkody jakie narobiÅa – Nic panu nie jest?
- Nic siÄ nie staÅo – odpowiedziaÅ uÅmiechajÄ c siÄ do kobiety. ZarumieniÅa siÄ.
- Jeszcze raz przepraszam… PójdÄ zapÅaciÄ – dodaÅa do przyjacióÅek i wstaÅa szybko, omijajÄ c krzesÅo.
PrzeszÅa do lady, i oparÅa siÄ o niÄ , czekajÄ c na swojÄ kolej.
- Zawsze robisz wokóŠsiebie takie zamieszanie? – UsÅyszaÅa przy uchu i zachichotaÅa odwracajÄ c siÄ do Roberta.
- Tylko czasem – powiedziaÅa spokojnie – A ty zawsze nachodzisz kobiety w kawiarni od tyÅu?
- O przepraszam – rzekÅ szybko unoszÄ c rÄce na wysokoÅÄ twarzy – Jestem niewinny! Ja tylko kupujÄ ciastko mojej córce!!
- No dobrze, już dobrze – uÅmiechnÄÅa siÄ, podajÄ c kobiecie odliczonÄ kwotÄ – do zobaczenia w pracy.
***
- Przyjaciel? – spytaÅa Liz, unoszÄ c brwi? – Kolega z pracy?
- Tak – powiedziaÅa kobieta wzruszajÄ c ramionami – PrzyszedÅ córkÄ , na ciastko – dodaÅa i jakby na potwierdzenie swoich sÅów, wskazaÅa na stolik, przy którym siedziaÅ już mÄżczyzna i z dziewczynka, która, przed którÄ staÅ talerzyk z wielkim pÄ czkiem. ChwilÄ później, drzwi otworzyÅy siÄ i do Årodka weszÅa kobieta. RozejrzaÅa siÄ, poprawiajÄ c szalik i przeszÅa obok ich stolika uÅmiechajÄ c siÄ promiennie. ZatrzymaÅa siÄ przed plecami mÄżczyzny i dotknÄÅa jego ramienia. OdwróciÅ siÄ i szybko wstaÅ i uÅcisnÄ Å kobietÄ. Alex, widzÄ c kobietÄ uÅmiechnÄÅa siÄ radoÅnie i rzuciÅa na jej nogi mówiÄ c coÅ szybko, poczym kobieta dosiadÅa siÄ obok.
- No widzisz – powiedziaÅa Ann, nadal obserwujÄ c parÄ poczym szybko odwróciÅa wzrok – MówiÅam.
- Może to siostra? – PodsunÄÅa Liz i umilkÅa widzÄ c rozbawione spojrzenie kobiety.
- Nie ma to znaczenia – powiedziaÅa obojÄtnym tonem.
- Nie próbuje zmieniaÄ tematu – szepnÄÅa Lily.
- Okazuje zbyt wielkÄ obojÄtnoÅÄ – dodaÅa Liz.
- Zawsze takÄ okazuje – syknÄÅa Cristin.
- A może oni faktycznie nic? – PodsunÄÅa Ann i wybuchÅa Åmiechem, widzÄ c gÅupie miny przyjacióÅek – Tak, wiem, nadal tu jestem.
- Oh, no dobra, dobra – mruknÄÅa Liz a Lily zachichotaÅa pod nosem – WierzÄ.
- No – powiedziaÅa kobieta uÅmiechajÄ c siÄ promiennie – I do tego zmierzaÅam. Po za tym, musze ciÄ poinformowaÄ, że nawet gdybym chciaÅa to i tak póki, co, zajmujÄ siÄ kimÅ innym – dodaÅa wymijajÄ co kobieta, przygryzajÄ c wargÄ. Jej wzrok mimowolnie powÄdrowaÅ do Roberta.
- To znaczy?
- No… - zawahaÅa siÄ przenoszÄ c wzrok na Liz – Spotykam siÄ, z kimÅ innym. Czasem.
- Masz na myÅli to, że umawiasz siÄ z kimÅ a my nic o tym nie wiemy? – SpytaÅa podejrzliwie Lily a Cristin ÅyknÄÅa szybko czekolady by ukryÄ rozbawienie.
- Chodzi ci o umawianie w sensie chodzenia na randki czy spotykanie siÄ w domu w charakterze randek? – SpytaÅa kobieta, zachowujÄ c kamienny wyraz twarzy.
- No… Możesz powtórzyÄ?
- No, pytam czy pytasz, że spotykam siÄ z kimÅ w sensie chodzenia na randki, czy w sensie spotkaÅ w domu, w charakterze randek?
Cristin wybuchÅa Åmiechem, zatykajÄ c rÄkÄ usta, z których zaczÄÅa sÄ czyÄ siÄ czekolada. PoÅknÄÅa szybko to, co miaÅa w Årodku i siÄgnÄÅa po trzymanÄ w rÄku przez Patsy chusteczkÄ.
- Widzisz, opluÅa siÄ przez ciebie – fuknÄÅa Lily – To jak jest z tymi randkami?
- Ja i Adam… - zamilkÅa na chwilÄ, próbujÄ c ubraÄ to, co chciaÅa powiedzieÄ w sensowne zdanie – sama nie wiem. Umawiamy siÄ czasem na kolacjÄ, ale… nie jestem w stanie okreÅliÄ naszych relacji. On chyba też – dodaÅa po krótkiej chwili.
- Nasza maÅa dziewczynka umawia siÄ na randki – powiedziaÅa z czuÅoÅciÄ Lily i wybuchÅa Åmiechem – No dobra, już nic nie mówiÄ.
- No, ja myÅlÄ – mruknÄÅa Ann i uÅmiechnÄÅa siÄ – może lepiej już chodźmy?
- Robi siÄ późno – zauważyÅa Lily – Ann ma racjÄ, lepiej idźmy.
***
- I tak nic nie dorówna Hogwartowi w czasie ÅwiÄ t – podsumowaÅa Lily, gdy znów spojrzaÅy na Bank – Ten zamek jest nie do podrobienia.
- Zgadzam siÄ – powiedziaÅa Liz odwracajÄ c siÄ niechÄtnie – Wiecie, że minÄÅo już ponad jedenaÅcie lat?
- Nie!? – SpojrzaÅy na niÄ otwierajÄ c usta w niemym zdziwieniu. ( tak, tak, jedenaÅcie lat :P Lilka umie liczyÄ ;P).
- JesteÅmy już z Jamesem 12 lat? – SpytaÅa Lily, zatrzymujÄ c siÄ gwaÅtownie.
- ZadziwiajÄ ce, nie? – UÅmiechnÄÅa siÄ Liz przygryzajÄ c wargÄ – tyle czasu. My siÄ znamy już prawie 19 lat.
- Nie, to sÄ za duże liczby, postarzasz nas – fuknÄÅa Ann – Wiesz, że z tego wynika, że mamy po dwadzieÅcia dziewiÄÄ lat! Ba, z twoich obliczeÅ wynika, że ja skoÅczyÅam już lat trzydzieÅci.
- Bo skoÅczyÅaÅ – powiedziaÅa z uÅmiechem Liz – szczÄÅliwi czasu nie liczÄ – dodaÅa z uÅmiechem – A leci on bardzo szybko.
- WolÄ myÅleÄ, że nadal mam lat osiemnaÅcie – zaÅmiaÅa siÄ Ann – Nie musisz i mnie uÅwiadamiaÄ o moim bÅÄdnym rozumowaniu.
ZaÅmiaÅy siÄ.
- A ja nadal siÄ czujÄ mÅodo – powiedziaÅa Lily – Mój wiek mnie nie przeraża.
- I tak trzymaÄ – zgodziÅa siÄ Liz – JesteÅmy mÅode, piÄkne i cudowne.
- A ja mam wrażenie, że caÅe ż
ycie uciekÅo mi miedzy placami - powiedziaÅa cicho Ann – Patrzcie, mamy po trzydzieÅci lat… to znaczy osiemnaÅcie, wy macie już dzieci, ja zdÄ Å¼yÅam siÄ rozwieÅÄ…
- Ja mam maÅe dziecko – powiedziaÅa szybko Cristin – dziewczynki majÄ dopiero siedem lat, Matt koÅczy dwa…
- Ja nie mam - dodaÅa Patsy.
- Masz trochÄ racji – zauważyÅa Lily – wielu ludzi w naszym wieku, dopiero teraz zakÅada rodziny, czasem nawet dopiero zaczynajÄ o tym myÅleÄ… ale nie żaÅujÄ.
- Ja też – zgodziÅa siÄ Liz.
- Ani ja. Tylko… - Lupin zawahaÅa siÄ – żaÅujÄ jednego.
- Tak?
- Do peÅni szczÄÅcia i speÅnienia dzieciÄcych marzeÅ brakuje mi ciasta jagodowego – powiedziaÅa i zachichotaÅa.
- Nic straconego – zaÅmiaÅa siÄ Lily – Ale czemu ciasta?
- Nie wiem. MiaÅ byÄ domek z czerwonÄ dachówkÄ … może nie ma czerwonej, ale to szczegóŅ miaÅ byÄ kochajÄ cy mÄ Å¼, gromadka dzieci..
- Przynajmniej dwoje – podsunÄÅa Liz.
- Nie… miaÅo byÄ przynajmniej piÄcioro – przyznaÅa kobieta i siÄ uÅmiechnÄÅa.
- Jasne?!
- No tak. Gromadka dzieci i unoszÄ cy siÄ w domu zapach ciasta jagodowego – dodaÅa z uÅmiechem – Musze siÄ kiedyÅ nauczyÄ piec…
- PomogÄ ci – obiecaÅa Lily – A ty, nauczysz mnie na staroÅÄ robiÄ na drutach.
- Stoi.
***
- A co w ÅwiÄta? – SpytaÅa Lily zatrzymujÄ c siÄ przed domem – chodźcie.
- WÅaÅciwie, to muszÄ już iÅÄ – powiedziaÅa Ann krzywiÄ c siÄ lekko – Zobaczymy siÄ w drugi dzieÅ ÅwiÄ t?
- Tak, myÅlÄ Å¼e tak. A wy, idziecie?
- ZostawiÅam u ciebie mÄża i dzieci – zauważyÅa Liz – pewnie, że tak.
- A ja chyba wrócÄ do domu – powiedziaÅa Cristin marszczÄ c zabawnie brwi – Nie wiem, czy jestem im potrzebna…
- No wiesz!? – FuknÄÅa Lily – Nie możesz.
- To Chodźce. Patsy?
- IdÄ…
***
Po pierwsze. Uprzedzam, że w niektórych miejscach ponosiÅo mnie. Nie jestem pewna, co też tu jest. Po prostu.
Po drugie – przyznajÄ – notka mi siÄ nie podoba.
Jest zbyt chaotyczna, w niektórych momentach przesÅodzona i nierealna. Ale nie poprawiam jej, bo oznaczaÅoby to zapewne napisanie tego raz jeszcze. Lepiej, niech już bÄdzie tak jak jest.
Po czwarte. ChciaÅam dedykowaÄ, ale za żadne skarby nie wiem komu ;) wiÄc dziÅ nie bÄdÄ. Kandydatury do dedykacji nastÄpnej notki zgÅaszaÄ w komentarzach lub na GG ;P
Po piÄ te – notka jest trochÄ dÅuższa, niż zazwyczaj. Nie zdziwiÄ siÄ ;P
***
SpojrzaÅ w zamyÅleniu na bawiÄ ce siÄ w pokoju dzieci i niepewnie pchnÄ Å drzwi od salonu.
Liz podniosÅa spojrzenie i wstaÅa widzÄ c smÄtny wyraz twarzy mÄża.
- I co? – SpytaÅa cicho, tak by Steven, który spojrzaÅ na ojca nic nie usÅyszaÅ.
- Znajomy z pracy, chce wziÄ Ä jednego psa dla siostrzenicy – powiedziaÅ mÄżczyzna.
- Teraz? Nie sÄ za maÅe? – SpytaÅa, marszczÄ c brwi i wyprowadziÅa go z salonu.
- TydzieÅ temu mówiÅaÅ, że nie.
- No tak, ale… o dobrze – powiedziaÅa wchodzÄ c do kuchni – Trzeba im wyjaÅniÄ – dodaÅa wskazujÄ c gÅowÄ drzwi od pokoju.
- Dobra, znam to spojrzenie – mruknÄ Å i westchnÄ Å cicho.
- DziÄkujÄ – powiedziaÅa cicho.
- A wÅaÅnie, gdzie te tajfuny zniszczenia? – SpytaÅ, rozglÄ dajÄ c siÄ dookoÅa.
ZaÅmiaÅa siÄ pod nosem.
- PadniÄte po spacerze ÅpiÄ na górze – powiedziaÅa stawiajÄ c przed nim talerz – Smacznego.
***
WestchnÄ Å cicho i wszedÅ do Årodka. Steven szybko podniósÅ gÅowÄ.
- PowinniÅmy pogadaÄ – powiedziaÅ mÄżczyzna siadajÄ c na podÅodze obok syna.
- Zabierzcie pieski? – SpytaÅ od razu chÅopiec markotniejÄ c.
Black kiwnÄ Å smÄtnie gÅowÄ .
- Nie wszystkie naraz…, ale tak.
- WiedziaÅem…
Black odetchnÄ Å.
- Wiesz, że wcale tego nie chcemy… tak musi byÄ. Znajdziemy im dobre domy.
ChÅopiec kiwnÄ Å gÅowÄ .
- Nie rób mi tego – jÄknÄ Å Black – MógÅbyÅ wykazaÄ trochÄ wiÄcej entuzjazmu!
ChÅopiec uÅmiechnÄ Å siÄ, widzÄ c obrażonÄ minÄ ojca.
- Nie myÅl, że to mój pomysÅ. Mam zbyt wielka sÅaboÅÄ to futrzaków, żeby wymyÅliÄ coÅ takiego.
- Wszystkie oddacie? – SpytaÅ chÅopiec marszczÄ c brwi.
- Raczej tak.
KiwnÄ Å smÄtnie gÅowÄ . Black podrapaÅ siÄ po nosie, spojrzaÅ na swoje kciuki, drzemiÄ cÄ obok chÅopca PumbÄ i wstaÅ.
- Zaraz bÄdzie kolacja – dodaÅ, widzÄ c spojrzenie Liz, która weszÅa do pokoju – Chodź.
***
Do koÅca listopada z domu wybyÅy trzy pieski. Stefan, Fifi i Apsik opuÅciÅy dom Blacków wÅaÅciwie w ostaniu tygodniu miesiÄ ca.
Blackowie od razu zauważyli, że w domu od razu zrobiÅo siÄ spokojniej. PozostaÅa szóstka, chodź nadal stanowiÅa doÅÄ duży problem, nie czyniÅa już aż tak wielkich szkód, mimo iż nadal rozrabiaÅa.
Na samym poczÄ tku grudnia dom opuÅciÅa Åapka.
Vivien doÅÄ dÅugo szukaÅa psiaka, irytujÄ c siÄ, gdy piesek nie przychodziÅ. Liz spÄdziÅa doÅÄ dużo czasu, by uspokoiÄ córeczkÄ, gdy jej ulubienica nie przyszÅa przed snem do sypialni dzieci by uÅożyÄ siÄ obok Åóżeczka.
W tym samym tygodniu, dom opuÅciÅa Pumba.
- ZostaÅy już tylko cztery – powiedziaÅa cicho Liz, patrzÄ c na siedzÄ ce obok Drobinki psiaki – Åasuch, Mucha, Ziemniak i Kotecek.
- Zgadza siÄ – mruknÄ Å Syriusz - Na razie to bÄdzie chyba tyle – dodaÅ.
- Nie ma chÄtnych?
- Nie. Może po Nowym Roku. Jak dobrze pójdzie.
- Zawsze to coÅ – powiedziaÅa spokojnie ukÅadajÄ c gÅowÄ na ramieniu mÄża – NiedÅugo ÅwiÄta.
- Ta…
***
- Tylko żadnych numerów – ostrzegÅa Lily, mierzÄ c każdego z mÄżczyzn srogim spojrzeniem – Idziecie na spacer z dzieÄmi. Å»adnego turlania siÄ z pagórków, rzucania zeschÅymi liÅÄmi, przewracania w bÅoto…
- Nie jesteÅmy dzieÄmi – prychnÄ Å Potter pozwalajÄ c by żona poprawiÅa mu szalik – nie potrzebujÄ niaÅki…
Syriusz spojrzaÅ z powÄ tpieniem na równo zawiÄ zany szalik przyjaciela i prychnÄ Å z rozbawieniem.
- I nie potrzebujÄ tego – dodaÅ Potter widzÄ c drwiÄ ce spojrzenie Blacka.
- Ani mi siÄ waż – warknÄÅa Lily a James szybko wzruszyÅ ramionami.
- Ty też siÄ zapnij – powiedziaÅa krótko Liz – robi siÄ zimno. Nie patrz tak na mnie, dobrze wiesz, że masz racjÄ.
Patsy zachichotaÅa i wymieniÅa krótkie spojrzenia z Peterem. Trojaczki tymczasem spojrzaÅy bÅagalnie na ojca.
- GorÄ co – jÄknÄÅa Amy, ciÄ gnÄ c Lupina za rÄkÄ – Chodźmy…
- Idźcie – powiedziaÅa Lily – I bÅagam, zachowujcie siÄ dojrzale… a, nie ważne
***
Nie sÅuchaÅ, co mówili. Nie miaÅ nawet pojÄcia, na jaki temat zeszÅa rozmowa. Po prostu szedÅ obok przyjacióÅ, zerkajÄ c na DrobinkÄ, która z radoÅciÄ skakaÅa obok Kinder machajÄ c zawziÄcie ogonem.
- Syriusz? JesteÅ z nami? – James zamachaÅ Blackowi przed oczami. IdÄ cy obok Peter i Remus zaÅmiali siÄ, gdy Syriusz pokiwaÅ gÅowÄ .
- Tak… ja tylko… o czym byÅa mowa?
- Nie no, stary, zakochaÅeÅ siÄ? – ZaÅmiaÅ siÄ James, obserwujÄ c uważnie przyjaciela – Zachowujesz siÄ, jakbyÅ byÅ na innej planecie.
- Przymknij siÄ – warknÄ Å Black i zawahaÅ siÄ - Nie chcielibyÅcie psa?
- DoszczÄtnie zwariowaÅ – podsumowaÅ Remus marszczÄ c brwi – Jakiego psa?
- No psa. Szczeniaka. Nie chcielibyÅcie przygarnÄ Ä jakiegoÅ?
- Tak, jeszcze psa mi w domu brakuje – rozeÅmiaÅ siÄ Lupin poczym spojrzaÅ na niego jak na idiotÄ – CaÅkiem ciÄ pogiÄÅo…
- Dlaczego? Pies wprowadziÅby w waszym domu trochÄ Å¼ycia…
- No pewnie, Lunio, nad czym ty siÄ zastanawiasz!? Przecież u was w domu jest tak cicho – powiedziaÅ James akcentujÄ c sÅowo cicho.
- No dobra, dobra. A wy? – SpojrzaÅ na Jamesa i Petera.
- Na mnie nie licz. Mamy Kinder i Bombo – powiedziaÅ Potter wzruszajÄ c ramionami - Lily w życiu nie zgodzi siÄ na kolejne zwierzÄ.
Black przeniósŠwzrok na Petera.
- Daruj. Kot i pies… to chyba nie zbyt dobre poÅÄ czenie. Chodź na pewno ciekawe.
- Warto byÅo spróbowaÄ – mruknÄ Å Black.
- MogÄ popytaÄ – zaproponowaÅ Potter – Może ktoÅ chce psa na GwiazdkÄ.
***
- Dziewczynki…? – Liz spojrzaÅa na przyjacióÅki marszczÄ c brwi.- Nie chciaÅybyÅcie przygarnÄ Ä pod swój dach piska?
- SÅucham? – Cristin spojrzaÅa na niÄ zdziwiona. Ziemniak, który skakaÅ koÅo kobiety zaszczekaÅ prowokacyjnie.
- No pieska.
Wszystkie zmarszczyÅy brwi, poczym przeniosÅy wzrok na psiaki.
- To raczej nie przejdzie – powiedziaÅa powoli Cristin podnoszÄ c Ziemniaka i ukÅadajÄ c go na kolanach – Dziewczynki… no, sÄ za maÅe…
- Oj, przesadzasz – mruknÄÅa Lily – ZwierzÄ tko dobrze by im zrobiÅo.
- No nie wiem… ich temperament…
- No tak…Ja bym naprawdÄ z wielkÄ chÄciÄ zabraÅabym jednego takiego malucha, ale sama rozumiesz, że teraz nie jest odpowiedni moment – powiedziaÅa Lily.
- O nie, mnie na to nie namówisz – zaÅmiaÅa siÄ Ann, gdy wszystkie spojrzaÅy w jej stronÄ – Wiesz że nie przepadam za psami.
- To może ty poratujesz Liz? – SpytaÅa Lily patrzÄ c na Patsy.
- Z kotem w domu? Jest zbyt rozpieszczona, zrobiÅaby mu krzywdÄ.
SpojrzaÅy na pisaki. Ziemniak usnÄ Å na kolanach Cristin, oddychajÄ c spokojnie. Åasuch, skakaÅ koÅ
o nóg Ann merdajÄ c wesoÅo ogonkiem. Kotecek zrezygnowaÅ z prób wskoczenia na kolana Lily i oddaliÅ siÄ w stronÄ zostawionych przez Vivien miÅków.
***
- Nie uwierzycie, nasi mÄżowie zachowali siÄ doroÅle – powiedziaÅa Liz wchodzÄ c do pokoju – wyobraźcie sobie, że wrócili czyÅci!
- Jestem dumna – zaÅmiaÅa siÄ Lily – Mój mÄ Å¼ doroÅleje?
- Nie, to nie możliwe – mruknÄÅa Liz – przyzwyczaiÅam siÄ do trójki dzieci – dodaÅa i uÅmiechnÄÅa siÄ widzÄ c gÅupiÄ minÄ mÄża – Nie patrz tak na mnie. To jest prawda.
- Co jest prawdÄ ? – SpytaÅ, James wchodzÄ c za przyjacielem – Czemu masz takÄ minÄ?
- Trójka dzieci? – PowtórzyÅ Black a Lily zachichotaÅa – Niemożliwe… moja wÅasna żona.
- Nie smÄÄ – mruknÄÅa Liz, machajÄ c niecierpliwie rÄkÄ – I weź MuchÄ, bo szykujÄ siÄ Å¼eby zniszczyÄ wyczyszczony dopiero, co dywan.
Black odwróciÅ siÄ i jÄknÄ Å.
- WiÄc jutro znów bÄdziesz czyÅciÅ – powiedziaÅa Liz, uÅmiechajÄ c siÄ kwaÅno – Kawy?
***
- Cristin… Cristin… - westchnÄ Å, gdy po raz kolejny zignorowaÅa jego nawoÅywanie – Cristin!
OdwróciÅa wzrok od Ziemniaka, który szczeknÄ Å niezadowolony i spojrzaÅa na mÄża.
- Tak?
- Od piÄciu minut usiÅujÄ ci powiedzieÄ, że twój syn usnÄ Å na podÅodze – mruknÄ Å Lupin a Lily wybuchÅa gÅoÅnym Åmiechem. Kobieta podniosÅa rÄkÄ i spojrzaÅa na zegarek.
- Już ósma? Czemu mi nic nie powiedziaÅeÅ – fuknÄÅa zrywajÄ c siÄ na równe nogi. Ziemniak szczeknÄ Å prowokacyjnie ÅapiÄ c Lupina za nogawkÄ od spodni.
- PróbowaÅem…AÅ!
Szczeniak wbiÅ zÄby w stopÄ mÄżczyzny i zaczÄ Å szarpaÄ za skarpetkÄ, co chwilÄ puszczajÄ c jÄ i znów ÅapiÄ c.
- Zostaw – powiedziaÅ podnoszÄ c go na wysokoÅÄ oczu – Moje…
- Uważ… - zaczÄ Å Syriusz i urwaÅ w póŠzdania.
Cristin odwróciÅa siÄ, sÅyszÄ c soczyste przekleÅstwo z ust mÄża i wybuchÅa Åmiechem. Lupin trzymaÅ psa wpatrujÄ c siÄ z przymrużonymi oczami w morkÄ koszule, która kilka sekund wczeÅniej oblaÅ pies.
- UprzedzaÅem – mruknÄ Å Syriusz wstajÄ c i (dla bezpieczeÅstwa) zabierajÄ c psa z rÄ k przyjaciela – Chcesz czystÄ koszulÄ?
KiwnÄ Å gÅowÄ próbujÄ c powstrzymaÄ kolejnÄ wiÄ zankÄ przekleÅstw cisnÄ cÄ siÄ na jego usta.
***
- Nadal siÄ fukasz? – SpytaÅa wchodzÄ c do sypialni i widzÄ c, że mÄ Å¼ leży siedzi na Åóżku i nawet nie zareagowaÅ na otwieranie drzwi – To naprawdÄ byÅo Åmieszne…
- PowalajÄ ce – PowiedziaÅ odwracajÄ c siÄ. UÅmiechnÄÅa siÄ.
- Nie bÄ dź zÅy…- powiedziaÅa siadajÄ c obok i spuszczajÄ c z winÄ gÅowÄ – Nie tylko ja siÄ ÅmiaÅam…
UniósÅ brwi. Kobieta siedziaÅa na Åóżku, nogi podwinÄÅa pod siebie. GÅowÄ opuÅciÅa z wyrazem winy.
- Co robisz- spytaÅ, gdy kobieta przekrÄciÅa gÅowÄ i spojrzaÅa na niego mrugajÄ c powoli – Dobrze siÄ czujesz?
- Wybaczysz…? – SpytaÅa zalotnie mrugajÄ c rzÄsami. PrzygryzÅa wargÄ, próbujÄ c opanowaÄ Åmiech.
KiwnÄ Å gÅowÄ , uważnie obserwujÄ c żonÄ.
Ta opuÅciÅa rÄkÄ i wybuchÅa Åmiechem.
- To dobrze, dÅugo bym nie wytrzymaÅa…
- Co to byÅo? – SpytaÅ zszokowany, obserwujÄ c jak kobieta wstaje i podchodzi do okna, zasÅaniajÄ c zasÅonkÄ.
- ProsiÅam o wybaczenie. NauczyÅam siÄ tego od Ziemniaka – dodaÅa.
- No tak… żono, powiadam ci : zwariowaÅaÅ.
- W tym psie jest coÅ przyciÄ gajÄ cego…
- Do czego dÄ Å¼ysz? – SpytaÅ obserwujÄ c jak kobieta siada na Åóżku rozczesujÄ c wÅosy.
- Ja? Do niczego. Nie wiem, co masz na myÅli.- WzruszyÅa ramionami, ale jej ruchy staÅy siÄ wolniejsze.
- ZupeÅnie? Nic a nic?
- Oh, no dobrze. Masz racjÄ… poczekaj – dodaÅa podchodzÄ c do drzwi. Jednym ruchem pchnÄÅa klamkÄ rozlegÅ siÄ syk i tupot stup. WyjrzaÅa na ciemny korytarz.
- Siedź cicho!
- Nic nie mówiÄ!
- Cicho…
- Możecie wyjÅÄ – powiedziaÅa, zapalajÄ c ÅwiatÅo. Trojaczki wyszÅy zza rogu – W czym problem?
- Możemy zabraÄ Ziemniaka? – SpytaÅa szybko Emily – On jest taki fajny…
Kobieta odwróciÅa siÄ do mÄża, rzucajÄ c mu proszÄ ce spojrzenie.
- Pomóż. – SzepnÄÅa.
WzruszyÅ ramionami. PokrÄciÅa gÅowÄ i spojrzaÅa na dziewczynki.
- Kochanie, nie możemy zabraÄ Ziemniaka – powiedziaÅa spokojnie ostrożnie dobierajÄ c sÅowa.
- Dlaczego?
- Bo… pies to duża odpowiedzialnoÅÄ… trzeba siÄ nim bardzo dużo zajmowaÄ i poÅwiÄcaÄ dużo czasu…
OpuÅciÅy setnie gÅowy.
- Wracajcie do pokoju, zaraz przyjdÄ – powiedziaÅa Åagodnie, gÅaszczÄ c każdÄ z dziewczynek po gÅówce. KiwnÄÅy gÅowÄ , odwróciÅy siÄ i smÄtnym krokiem oddaliÅy. Gdy wchodziÅy do pokoiku Cristin usÅyszaÅa tylko: MówiÅam…
- I znów jestem ta zÅa – mruknÄÅa zamykajÄ c drzwi – mógÅbyÅ, chociaż raz ty im odmówiÄ?
- Tobie wychodzi to lepiej – zaÅmiaÅ siÄ patrzÄ c jak żona siada na Åóżku.
- Bardzo Åmieszne. Może jednak pomyÅlelibyÅmy o pisie? ZbliżajÄ siÄ ÅwiÄta…
UniósŠbrwi.
- I…?
- Może pies jako prezent na GwiazdkÄ? – SpytaÅa cicho, zerkajÄ c na niego.
- ZwariowaÅaÅ – powiedziaÅ zszokowany – doszczÄtnie.
- No wiesz – fuknÄÅa oburzona, rzucajÄ c w mÄża poduszkÄ .
- Czy ty rzuciÅaÅ we mnie poduszkÄ ? – SpytaÅ mruÅ¼Ä c oczy.
- Poczekaj, sprawdzÄ – powiedziaÅa biorÄ c do rÄki kolejnÄ poduszeczkÄ i ciskajÄ c jÄ w twarz mÄża – Nie, to nie ja.
- Niech no ja ciÄ zÅapiÄ – zaÅmiaÅ siÄ, i zanim zdarzyÅa wstaÄ powaliÅ jÄ na Åóżku, siadajac okrakiem na jej brzuchu. – Co by ci tu zrobiÄ…?
PrzymrużyÅa oczy, przygryzajÄ c wargÄ.
- Tylko nie to – pisnÄÅa widzÄ c zÅoÅliwy uÅmiech na twarzy Lupina – ProszÄ… nie Åaskocz… PisnÄÅa, gdy zaczÄ Å ÅaskotaÄ. CaÅÄ sypialniÄ wypeÅniÅ Åmiech kobiety. MinÄÅa doÅÄ dÅuga chwila, gdy udaÅo jej siÄ wyswobodziÄ spod ciÄżaru mÄża. PrzekrÄciÅa siÄ, na drugi bok, i upadÅa na ziemiÄ z gÅoÅnym Åoskotem. WykorzystaÅ to przytwierdzajÄ c jÄ do ziemi koÅdrÄ , lecz nim zdÄ Å¼yÅ zeskoczyÄ z Åóżka, kobieta już przekrÄciÅa siÄ i wyswobodziÅa spod przykrycia i zÅapaÅa za poduszkÄ, poczym cisnÄÅa niÄ w mÄża i ze Åmiechem wybiegÅa z sypialni.
Lupin zÅapaÅ za poduszkÄ i pobiegÅ za żonÄ , która już zbiegÅa po schodach i nadal chichoczÄ c wbiegÅa do salonu.
- No, zÅap mnie – powiedziaÅa stajÄ c za sofÄ . PodszedÅ do niej bardzo powoli, stajÄ c naprzeciwko żony.
- Co bÄdÄ z tego miaÅ??
- Zobaczysz.
UÅmiechnÄÅa siÄ i znów puÅciÅa biegiem, mijajÄ c zaskoczonego mÄża i wybiegÅa z salonu, ÅmiejÄ c siÄ gÅoÅno.
DogoniÅ jÄ przy pokoju dzieci. ZÅapaÅ szybko od tyÅu w pasie i podniósÅ do góry. ZaÅmiaÅa siÄ i zamachaÅa dziko nogami.
- Bo ciÄ ugryzÄ! – FuknÄÅa, nadal siÄ ÅmiejÄ c – PuÅÄ! NaprawdÄ zaraz ciÄ ugryzÄ – ostrzegÅa, nadal siÄ ÅmiejÄ c.
-Ej, wypraszam sobie! To moja dziaÅka. – PowiedziaÅ a kobieta zaÅmiaÅa siÄ gÅoÅniej.
- Tym bardziej bÄdÄ gryźÄ.
Drzwi otworzyÅy siÄ i ukazaÅa siÄ w nich buzia Emily. SpojrzaÅa zszokowana na rozbawionÄ matkÄ, która nadal wierzgaÅa nogami, potem na uÅmiechniÄtego ojca, który trzymaÅ jÄ mono w pasie i znów na matkÄ.
Cristin podniosÅa gÅowÄ, spojrzaÅa na mÄża i oboje wybuchli Åmiechem.
- Czemu jeszcze nie Åpicie? – SpytaÅa, próbujÄ c siÄ opanowaÄ.
- Jeszcze siÄ nie myÅyÅmy – powiedziaÅ
a dziewczynka, – co robiliÅcie?
- My… - zaczÄÅa kobieta, – Co robiliÅmy? – SpytaÅa mÄża, który wzruszyÅ ramionami. Dziewczynka zachichotaÅa.
- Weźcie piżamki, nalejÄ wody do wanny – powiedziaÅa kobieta i zwróciÅa siÄ do Remusa – Postawisz mnie?
- Oh, faktycznie – mruknÄ Å przepraszajÄ cym tonem i opuÅciŠżonÄ – ZapomniaÅem.
***
- To nie byÅo dojrzaÅe – powiedziaÅ, gdy tylko zeszÅa na dóÅ.
- Oh, nie bÄ dź taki dorosÅy – mruknÄÅa i uÅmiechnÄÅa siÄ siadajÄ c obok – Czasem takie szaleÅstwo dobrze robi…
- MówiÅaÅ poważnie o tym psie? – SpytaÅ po chwili ciszy.
Nie odpowiedziaÅa od razu. WtuliÅa siÄ jednÄ z poduszeczek i spojrzaÅa w stronÄ okna.
- Nie… To znaczy, tak ale… Nie. Pies to ostania rzecz, jaka nam jest potrzebna. Jeszcze bÄdziemy mieÄ caÅy dom sów, kotów, szczurów…
- Myszy, wÄży, pajÄ ków – podsunÄ Å Lupin a Cristin zachichotaÅa.
- DokÅadnie… ten psiak jest uroczy… chodź nie okrzesany – dodaÅa widzÄ c spojrzenie mÄża – ale nie sÄ dzÄ, żeby to byÅ dobry pomysÅ. Nie teraz.
PrzygryzÅ wargÄ, zastanawiajÄ c siÄ nad odpowiedziÄ .
- To może jakiÅ ptaszek? – SpytaÅ po chwili a kobieta zmarszczyÅa brwi – Papużka? Kanarek?
- Papużka?
- Wolisz gryzonia?
- Mam już jednego – powiedziaÅa z uÅmiechem – Wystarczy mi .
- Gryzonia? – ZmarszczyÅ brwi – Wypraszam sobie… wszystko tylko nie gryzoÅ.
ZapanowaÅa cisza, przerwana po chwili Åmiechem obojga.
***
PodrapaÅa siÄ po gÅowie, spojrzaÅa na ÅpiÄ cego Petera i wstaÅa najciszej jak umiaÅa.
Powoli przeszÅa przez pokój, potykajÄ c siÄ kilka razy o rozrzucone buty i ubrania i zamknÄÅa drzwi od sypialni.
Rusza do kuchni i szybko pożaÅowaÅa że nie zaÅożyÅa nic na stopy. Noc byÅ chÅodna, posadzka lodowata a ona, ubrana jedynie w cienkÄ koszulkÄ nocnÄ .
PchnÄÅa drzwi i po omacku wÅÄ czyÅa ÅwiatÅo. SÅaby bÅysk oÅwietliÅ kuchniÄ. Pomieszczenie byÅo maÅe lecz przytulne ( darujÄ sobie opis ;P jeÅli można ;D).
Szybko przeszÅa do krzesÅa i opadÅa na nie, zastanawiajÄ c siÄ nad przyczynÄ jej wyprawy.
SzykowaÅy siÄ zmiany. WÅaÅciwie, wiedziaÅa o tym już od dawna.
Ostanie miesiÄ ce, byÅy już tylko wyczekiwaniem na to, co miaÅo nadejÅÄ.
NiecierpliwiÅa siÄ. Z dnia na dzieÅ, byÅa coraz bardziej nerwowa i niespokojna. Po raz pierwszy raz w życiu, nie mogÅa doczekaÄ siÄ tego, co miaÅo nadejÅÄ.
OparÅa gÅowÄ na piÄÅci i spojrzaÅa w ciemny krajobraz za oknem. WestchnÄÅa cicho i powoli wstaÅa.
RzuciÅa ostatnie spojrzenie na puste krzesÅo i zgasiÅa ÅwiatÅo, wychodzÄ c z kuchni.
***
W kilka dni później, Steven ÅwiÄtowaÅ swoje 9 urodziny. NajwiÄkszÄ atrakcjÄ okazaÅ siÄ Syriusz, który przez caÅy wieczór biegaÅ za szczeniakami, sprzÄ tajÄ c po nich i zabierajÄ c je od goÅci. W pewnym momencie mÄżczyzna miaÅ na tyle doÅÄ, że odmówiÅ wszelkich czynnoÅci, zebraÅ wszystkie psy, zamknÄ Å je w kuchni, by po dwóch minutach zostaÄ zmuszonym ( miÄdzy innymi przez trojaczki) by pieski wypuÅciÄ.
SzczeniÄta jednak ulitowaÅy siÄ nad zmÄczonym Syriuszem i pozwoliÅy mu odpoczÄ Ä usypiajÄ c na kolanach goÅci.
Już nastÄpnego dnia, w domu rozeszÅa siÄ wieÅÄ, że pozostaÅe psy zostanÄ oddane dopiero po Nowym Roku.
- ChÄtni sÄ – oznajmiÅa Liz – ale nikt nie chce braÄ psa przed ÅwiÄtami. UważajÄ , że to zbyt dużo pracy, by zajmowaÄ siÄ jeszcze szczeniÄciem.
- To bÄdÄ bardzo dÅugie ÅwiÄta…
***
- A teraz, przyznaj siÄ, jak tego dokonaÅaÅ? – Liz spojrzaÅa zszokowana na Lily, która zapiÄÅa kurtkÄ i uÅmiechnÄÅa siÄ do przyjacióÅek.
- Kwestia dobrych argumentów. Mój mÄ Å¼, nie przepada za ÅwiÄ tecznymi zakupami… zupeÅnie nie wiem, dlaczego – dodaÅa marszczÄ c brwi.
- MÄżczyźni sÄ dziwni – mruknÄÅa Cristin i uÅmiechnÄÅa siÄ – Uwielbiam ÅwiÄ teczne dekoracje.
- Ja też – zgodziÅa siÄ Ann odgarniajÄ c wÅosy do tyÅu – Zatrzymamy siÄ na PokÄ tnej, na gorÄ ca czekoladÄ?
- Nie rób mi tego – jÄknÄÅa Lily – Ja siÄ w sukienkÄ na ÅwiÄta nie zmieszczÄ!!
- Masz jeszcze tydzieÅ – zauważyÅa Patsy – czujÄ siÄ jak maÅa dziewczynka… - dodaÅa. Lily kiwnÄÅa gÅowÄ , nucÄ c pod nosem „Jinglle Bells”.
Przez chwilÄ szÅy, nie odzywajÄ c siÄ do siebie i obserwujÄ c miasto.
- Mam wrażenie, że co roku te dekoracje sÄ inne – zauważyÅa Lily, zatrzymujÄ c wzrok na jednej z wystaw, obwieszonej w migoczÄ cych gwiazdkach, wacie i malutkiej, sztucznej wystawie.
- Jak idÄ przygotowania do nadejÅcia dziecka? – SpytaÅa Liz, spodlajÄ c na listÄ zakupów.
- Dobrze – uÅmiechnÄÅa siÄ Potter – Już siÄ nie mogÄ doczekaÄ.
- Na kiedy masz dokÅadny termin?
- Sam poczÄ tek lutego – odpowiedziaÅa kobieta – 4 luty dokÅadnie.
WymieniÅy rozbawione uÅmiechy, widzÄ c siedzÄ cego na Åawce mÄżczyznÄ w stroju MikoÅaja, który opuÅciÅ brodÄ i smÄtnym gÅosem odpowiedziaÅ na Åpiewne „WesoÅych ÅwiÄ t” wypowiedziane przez przechodzÄ ca staruszkÄ.
- Przejdziemy siÄ na gÅównÄ ulicÄ? – spytaÅa Ann, zatrzymujÄ c siÄ gwaÅtownie – Nie byÅam tam od dziecka w czasie ÅwiÄ t.
- Nie marudź – powiedziaÅa Lily – Idziemy na PokÄ tnÄ .
- A choinka!?
- Marudzisz Ann, marudzisz.
***
Przed ÅwiÄtami, ulica PokÄ tna byÅa równie zatÅoczona jak przed pierwszym wrzeÅnia. Czarodzieje z caÅej Anglii gromadzili siÄ wÅaÅnie tam by zgromadziÄ podarunki dla najbliższych. PrzeciskaÅy siÄ miÄdzy ludźmi, otaczajÄ c Lily ciasnym wianuszkiem.
- Może powinnyÅmy zrezygnowaÄ – krzyknÄÅa Liz, rzucajÄ c wÅciekÅe spojrzenie czarownicy w czerwonym kapeluszu, która odepchnÄÅa jÄ gwaÅtownie w bok – Kobiety w ciÄ Å¼y nie widzisz!?
- Nie irytuj siÄ tak – zaÅmiaÅa siÄ Lily – ZrobiÄ ci siÄ zmarszczki, mÄ Å¼ ciÄ zostawi… O nie…
- Co siÄ staÅo? – SpytaÅy szybko chórkiem a Lily uÅmiechnÄÅa siÄ pod nosem.
- Nic mi nie jest – powiedziaÅa zirytowana – Patrzcie, kto tam jest.
- Malfoyowie? – Liz zmarszczyÅa brwi zatrzymujÄ c siÄ gwaÅtownie i wpadajÄ c na staruszkÄ stojÄ ca przed niÄ . Kobieta upuÅciÅa trzymane w rÄku torby.
- Patrz jak chodzisz – warknÄÅa i jednym ruchem różdżki przywoÅaÅa pakunki do swoich rÄ k – Dzisiejsza mÅodzież…
Lily zachichotaÅa, widzÄ c oburzone spojrzenie Liz.
- Co oni tu robiÄ ? – spytaÅa Liz próbujÄ c przecisnÄ Ä siÄ do jednego ze sklepów.
- Nie wiem – mruknÄÅa Lily – ale muszÄ powiedzieÄ, że nie wyglÄ dajÄ na szczÄÅliwÄ rodzinkÄ, która wybraÅa siÄ tu po zakupy – dodaÅa z kwaÅnÄ minÄ – Idziemy zobaczyÄ Bank Gringotta?
- Nie odpuÅcicie? – PokrÄciÅy gÅowami – To chodźmy.
***
CaÅa ulica PokÄ tna, podobnie jak każdy inny zakamarek Londynu ( nie pomijajÄ c Nokturny, który, chodź trochÄ inaczej, również zostaÅ przyozdobiony) zostaÅa zaopatrzona w magiczne akcesoria ÅwiÄ teczne.
Kolorowe Åwietliki, oÅwietlajÄ ce wystawy sklepów i ukÅadajÄ ce siÄ w bajeczne wzory, sople lodu przymocowane na zaklÄcie i zwisajÄ ce z szyb sklepów, mieniÄ ce siÄ tysiÄ cami kolorów w zależnoÅci od tego jak siÄ stanÄÅo i girlandy ostrokrzewu osypane cienkÄ warstwÄ szronu.
CaÅoÅÄ tworzyÅa obraz, niczym wyjÄtÄ z „OpowieÅci Wigilijnej” ilustracjÄ.
UzupeÅnieniem wszystkiego byÅa wielka Choinka, podobna do jednej z tych, które stawaÅy zawsze w Wielkiej Sali.
Ozdobiona na wszelkie znane sp
oÅecznoÅci czarodziejów sposoby, wydawaÅa siÄ ÅwieciÄ na wszystkie strony Åwiata i olÅniewaÄ każdego, kto na niÄ spojrzy.
- PiÄkna – szepnÄÅa Lily – WspaniaÅa.
- Niesamowita – zgodziÅa siÄ Patsy.
Nikt zdawaÅ siÄ nie zwracaÄ uwagi na stojÄ cy za drzewkiem budynek. Ludzie przechodzili, zatrzymujÄ c wzrok na choinkÄ, zatrzymujÄ c siÄ przed niÄ , wyrażajÄ c swojÄ opiniÄ i pokazujÄ c jÄ palcami swoim towarzyszom.
- PowinnyÅmy już iÅÄ – zauważyÅa Lily, gdy zegar wiszÄ cy na Banku ( Nie jestem pewna, czy takowy byÅ, ale zaÅóżmy, że tak) wybiÅ czwartÄ .
- Masz racjÄ. JeÅli chcemy napiÄ siÄ czekolady, musimy iÅÄ – powiedziaÅa Cristin, zmuszajÄ c siÄ by oderwaÄ wzrok od drzewka – To gdzie najpierw?
- Przed siebie… przed siebie.
***
UÅmiechnÄÅa siÄ do kelnerki, która postawiÅa przed nimi tacÄ z piÄcioma kubkami. Kobieta kiwnÄÅa gÅowÄ i odeszÅa, zostawiajÄ c je same.
Liz wyciÄ gnÄÅa dÅoÅ, biorÄ c do rÄki jednÄ z czekolad i szybko ÅyknÄÅa spory Åyk.
- Macie już wszystko? – SpytaÅa Lily, również czÄstujÄ c siÄ napojem.
- Wszystko – powiedziaÅa dumnie Ann i odwróciÅa gÅowÄ w stronÄ drzwi. OtworzyÅa szerzej oczy a na jej twarzy pojawiÅ siÄ uÅmiech.
- Znasz go? – SpytaÅa Patsy, mierzÄ c zainteresowanym spojrzeniem mÄżczyznÄ, który pomógÅ zdjÄ Ä kurtkÄ towarzyszÄ cej mu dziewczynce i rozejrzaÅ siÄ dookoÅa w poszukiwaniu stolika. WidzÄ c Ann, uÅmiechnÄ Å siÄ szeroko. OdwzajemniÅa uÅmiech. Dziewczynka pociÄ gnÄÅa go za rÄkaw wskazujÄ c jeden z wolnych stolików. KiwnÄ Å gÅowÄ i poszedÅ za niÄ zaczynajÄ c rozmowÄ.
- Pracujemy razem – powiedziaÅa krótko biorÄ c Åyk czekolady.
- Nie mówiÅaÅ, że pracujesz z takimi przystojniakami – zauważyÅa Lily – ma żonÄ?
- To wdowiec – odpowiedziaÅa krótko zupeÅnie nie wyÅapujÄ c do czego zmierza przyjacióÅka.
- Dobrze siÄ dogadujecie?
- Przyjaźnimy siÄ… zaraz. O co wam chodzi!? – SpytaÅa marszczÄ c brwi. WzruszyÅy ramionami.
- O nic. Po prostu doÅÄ dÅugo jesteÅ sama a…
- No wiece – prychnÄÅa odrzucajÄ c wÅosy, które wpadÅy do filiżanki siedzÄ cego za niÄ mÄżczyzny, przewracajÄ c jÄ na stóŠ– O Merlnie, przepraszam – pisnÄÅa, widzÄ c szkody jakie narobiÅa – Nic panu nie jest?
- Nic siÄ nie staÅo – odpowiedziaÅ uÅmiechajÄ c siÄ do kobiety. ZarumieniÅa siÄ.
- Jeszcze raz przepraszam… PójdÄ zapÅaciÄ – dodaÅa do przyjacióÅek i wstaÅa szybko, omijajÄ c krzesÅo.
PrzeszÅa do lady, i oparÅa siÄ o niÄ , czekajÄ c na swojÄ kolej.
- Zawsze robisz wokóŠsiebie takie zamieszanie? – UsÅyszaÅa przy uchu i zachichotaÅa odwracajÄ c siÄ do Roberta.
- Tylko czasem – powiedziaÅa spokojnie – A ty zawsze nachodzisz kobiety w kawiarni od tyÅu?
- O przepraszam – rzekÅ szybko unoszÄ c rÄce na wysokoÅÄ twarzy – Jestem niewinny! Ja tylko kupujÄ ciastko mojej córce!!
- No dobrze, już dobrze – uÅmiechnÄÅa siÄ, podajÄ c kobiecie odliczonÄ kwotÄ – do zobaczenia w pracy.
***
- Przyjaciel? – spytaÅa Liz, unoszÄ c brwi? – Kolega z pracy?
- Tak – powiedziaÅa kobieta wzruszajÄ c ramionami – PrzyszedÅ córkÄ , na ciastko – dodaÅa i jakby na potwierdzenie swoich sÅów, wskazaÅa na stolik, przy którym siedziaÅ już mÄżczyzna i z dziewczynka, która, przed którÄ staÅ talerzyk z wielkim pÄ czkiem. ChwilÄ później, drzwi otworzyÅy siÄ i do Årodka weszÅa kobieta. RozejrzaÅa siÄ, poprawiajÄ c szalik i przeszÅa obok ich stolika uÅmiechajÄ c siÄ promiennie. ZatrzymaÅa siÄ przed plecami mÄżczyzny i dotknÄÅa jego ramienia. OdwróciÅ siÄ i szybko wstaÅ i uÅcisnÄ Å kobietÄ. Alex, widzÄ c kobietÄ uÅmiechnÄÅa siÄ radoÅnie i rzuciÅa na jej nogi mówiÄ c coÅ szybko, poczym kobieta dosiadÅa siÄ obok.
- No widzisz – powiedziaÅa Ann, nadal obserwujÄ c parÄ poczym szybko odwróciÅa wzrok – MówiÅam.
- Może to siostra? – PodsunÄÅa Liz i umilkÅa widzÄ c rozbawione spojrzenie kobiety.
- Nie ma to znaczenia – powiedziaÅa obojÄtnym tonem.
- Nie próbuje zmieniaÄ tematu – szepnÄÅa Lily.
- Okazuje zbyt wielkÄ obojÄtnoÅÄ – dodaÅa Liz.
- Zawsze takÄ okazuje – syknÄÅa Cristin.
- A może oni faktycznie nic? – PodsunÄÅa Ann i wybuchÅa Åmiechem, widzÄ c gÅupie miny przyjacióÅek – Tak, wiem, nadal tu jestem.
- Oh, no dobra, dobra – mruknÄÅa Liz a Lily zachichotaÅa pod nosem – WierzÄ.
- No – powiedziaÅa kobieta uÅmiechajÄ c siÄ promiennie – I do tego zmierzaÅam. Po za tym, musze ciÄ poinformowaÄ, że nawet gdybym chciaÅa to i tak póki, co, zajmujÄ siÄ kimÅ innym – dodaÅa wymijajÄ co kobieta, przygryzajÄ c wargÄ. Jej wzrok mimowolnie powÄdrowaÅ do Roberta.
- To znaczy?
- No… - zawahaÅa siÄ przenoszÄ c wzrok na Liz – Spotykam siÄ, z kimÅ innym. Czasem.
- Masz na myÅli to, że umawiasz siÄ z kimÅ a my nic o tym nie wiemy? – SpytaÅa podejrzliwie Lily a Cristin ÅyknÄÅa szybko czekolady by ukryÄ rozbawienie.
- Chodzi ci o umawianie w sensie chodzenia na randki czy spotykanie siÄ w domu w charakterze randek? – SpytaÅa kobieta, zachowujÄ c kamienny wyraz twarzy.
- No… Możesz powtórzyÄ?
- No, pytam czy pytasz, że spotykam siÄ z kimÅ w sensie chodzenia na randki, czy w sensie spotkaÅ w domu, w charakterze randek?
Cristin wybuchÅa Åmiechem, zatykajÄ c rÄkÄ usta, z których zaczÄÅa sÄ czyÄ siÄ czekolada. PoÅknÄÅa szybko to, co miaÅa w Årodku i siÄgnÄÅa po trzymanÄ w rÄku przez Patsy chusteczkÄ.
- Widzisz, opluÅa siÄ przez ciebie – fuknÄÅa Lily – To jak jest z tymi randkami?
- Ja i Adam… - zamilkÅa na chwilÄ, próbujÄ c ubraÄ to, co chciaÅa powiedzieÄ w sensowne zdanie – sama nie wiem. Umawiamy siÄ czasem na kolacjÄ, ale… nie jestem w stanie okreÅliÄ naszych relacji. On chyba też – dodaÅa po krótkiej chwili.
- Nasza maÅa dziewczynka umawia siÄ na randki – powiedziaÅa z czuÅoÅciÄ Lily i wybuchÅa Åmiechem – No dobra, już nic nie mówiÄ.
- No, ja myÅlÄ – mruknÄÅa Ann i uÅmiechnÄÅa siÄ – może lepiej już chodźmy?
- Robi siÄ późno – zauważyÅa Lily – Ann ma racjÄ, lepiej idźmy.
***
- I tak nic nie dorówna Hogwartowi w czasie ÅwiÄ t – podsumowaÅa Lily, gdy znów spojrzaÅy na Bank – Ten zamek jest nie do podrobienia.
- Zgadzam siÄ – powiedziaÅa Liz odwracajÄ c siÄ niechÄtnie – Wiecie, że minÄÅo już ponad jedenaÅcie lat?
- Nie!? – SpojrzaÅy na niÄ otwierajÄ c usta w niemym zdziwieniu. ( tak, tak, jedenaÅcie lat :P Lilka umie liczyÄ ;P).
- JesteÅmy już z Jamesem 12 lat? – SpytaÅa Lily, zatrzymujÄ c siÄ gwaÅtownie.
- ZadziwiajÄ ce, nie? – UÅmiechnÄÅa siÄ Liz przygryzajÄ c wargÄ – tyle czasu. My siÄ znamy już prawie 19 lat.
- Nie, to sÄ za duże liczby, postarzasz nas – fuknÄÅa Ann – Wiesz, że z tego wynika, że mamy po dwadzieÅcia dziewiÄÄ lat! Ba, z twoich obliczeÅ wynika, że ja skoÅczyÅam już lat trzydzieÅci.
- Bo skoÅczyÅaÅ – powiedziaÅa z uÅmiechem Liz – szczÄÅliwi czasu nie liczÄ – dodaÅa z uÅmiechem – A leci on bardzo szybko.
- WolÄ myÅleÄ, że nadal mam lat osiemnaÅcie – zaÅmiaÅa siÄ Ann – Nie musisz i mnie uÅwiadamiaÄ o moim bÅÄdnym rozumowaniu.
ZaÅmiaÅy siÄ.
- A ja nadal siÄ czujÄ mÅodo – powiedziaÅa Lily – Mój wiek mnie nie przeraża.
- I tak trzymaÄ – zgodziÅa siÄ Liz – JesteÅmy mÅode, piÄkne i cudowne.
- A ja mam wrażenie, że caÅe ż
ycie uciekÅo mi miedzy placami - powiedziaÅa cicho Ann – Patrzcie, mamy po trzydzieÅci lat… to znaczy osiemnaÅcie, wy macie już dzieci, ja zdÄ Å¼yÅam siÄ rozwieÅÄ…
- Ja mam maÅe dziecko – powiedziaÅa szybko Cristin – dziewczynki majÄ dopiero siedem lat, Matt koÅczy dwa…
- Ja nie mam - dodaÅa Patsy.
- Masz trochÄ racji – zauważyÅa Lily – wielu ludzi w naszym wieku, dopiero teraz zakÅada rodziny, czasem nawet dopiero zaczynajÄ o tym myÅleÄ… ale nie żaÅujÄ.
- Ja też – zgodziÅa siÄ Liz.
- Ani ja. Tylko… - Lupin zawahaÅa siÄ – żaÅujÄ jednego.
- Tak?
- Do peÅni szczÄÅcia i speÅnienia dzieciÄcych marzeÅ brakuje mi ciasta jagodowego – powiedziaÅa i zachichotaÅa.
- Nic straconego – zaÅmiaÅa siÄ Lily – Ale czemu ciasta?
- Nie wiem. MiaÅ byÄ domek z czerwonÄ dachówkÄ … może nie ma czerwonej, ale to szczegóŅ miaÅ byÄ kochajÄ cy mÄ Å¼, gromadka dzieci..
- Przynajmniej dwoje – podsunÄÅa Liz.
- Nie… miaÅo byÄ przynajmniej piÄcioro – przyznaÅa kobieta i siÄ uÅmiechnÄÅa.
- Jasne?!
- No tak. Gromadka dzieci i unoszÄ cy siÄ w domu zapach ciasta jagodowego – dodaÅa z uÅmiechem – Musze siÄ kiedyÅ nauczyÄ piec…
- PomogÄ ci – obiecaÅa Lily – A ty, nauczysz mnie na staroÅÄ robiÄ na drutach.
- Stoi.
***
- A co w ÅwiÄta? – SpytaÅa Lily zatrzymujÄ c siÄ przed domem – chodźcie.
- WÅaÅciwie, to muszÄ już iÅÄ – powiedziaÅa Ann krzywiÄ c siÄ lekko – Zobaczymy siÄ w drugi dzieÅ ÅwiÄ t?
- Tak, myÅlÄ Å¼e tak. A wy, idziecie?
- ZostawiÅam u ciebie mÄża i dzieci – zauważyÅa Liz – pewnie, że tak.
- A ja chyba wrócÄ do domu – powiedziaÅa Cristin marszczÄ c zabawnie brwi – Nie wiem, czy jestem im potrzebna…
- No wiesz!? – FuknÄÅa Lily – Nie możesz.
- To Chodźce. Patsy?
- IdÄ…
***
Rzeczywiście, dużo wyszło ^^ i bardzo dobrze :) Fajnie tak w ostatni dzień wakacji przeczytać kolejny rozdział w najlepszej historii o Lily jaką kiedykolwiek przeczytałam.I wcale nie było słodko i takie tam, było zabawnie :)Taka mała uwaga, zwróć uwagę jak pieszesz słowo "psiaki". Kilka razy w tej notce, było "pisaki", a to chyba nie było zamierzone, nie?Hehe no i zgłaszam swoją kandytaturę do dedykacji xDŻyczę udanego roku szkolnego, no i oczywiście weny :)Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCo Ty gadasz notka rewelka xD I super że taka długa ;**
OdpowiedzUsuńDługo, długo... i bardzo dobrze :) przynajmniej jest co czytać :)notka taka urocza jest. Aż mi się Świąt zachciało... choinki, zapachu piernikowego ciasta i Wigilii. Ech...A tu dopiero sie wakacje kończą...Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńSuper nota! Ladny prezent w ostatni dzien wakacji nam dalas :D pozdro
OdpowiedzUsuńsuper nocia czekam na kolejna:):)
OdpowiedzUsuńja nie rozumiem co ty chcesz od tej notki moim zdaniem jest bardzo fajna trzeba przyznać że naprawde ci długa wyszła ale mi sie podoba czekam na następną pozdarwiam
OdpowiedzUsuńTo jest spam, więc jeśli nie chcesz to nie czytaj... ja nie widzę tu żadnego znaczka anty-spamowego, więc sobie pozwoliłam napisać ten komentarz ;) W końcu "reklama dźwignią handlu". Dopiero co zaczęłam pisać nowe opowiadanie: [ekran-zdarzen.blog.onet.pl]. Będzie mi miło jeśli zajrzysz. A jak nie... no to się mówi trudno :D Opisuję smutną historię pewnej szesnastolatki, której życie zmienia nagle o 180 stopni, a wszystko z powodu pewnej nocy, której ona sama... nie pamięta. :) Zapraszam!
OdpowiedzUsuńŚwietnie, że długa i może faktycznie trochę chaotyczna, ale za to fajowo się czyta! Więcej takich poproszę :D:D
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz dowiedzieć się czy Twój blog jest świetny, fajny czy marny zajrzyj na www.oceny-gm.blog.onet.pl Dowiesz się co trzeba zmienić. Pomożemy z grafiką, popracujemy nad stylem, wskażemy ewentualne błędy...Zgłoś się do oceny a nie pożałujesz!
OdpowiedzUsuńGdzieś tam daleko, za drugą stroną monitora, żyje sobie dziewczyna, do której ( nieco nienormalnej ) głowy wpadł kiedyś pomysł założenia ocenialni i wyżycia się na biednych blogowiczach. Zacisnęła dłoń na myszce, która aż zapiszczała z przerażenia, przyłożyła palce do śmiertelnej klawiatury, uśmiechnęła się złowieszczo do monitora i wcieliła swój plan w życie.Aktualnie jest w siódmym niebie, mogąc sobie biegać po blogach z siekierą i niweczyć wszystkie, znajdujące się na nim żyjątka.Może i Ty, chcesz podłożyć swój blog pod jej ostrze? Może potrzebujesz rzetelnej krytyki? Może chcesz się sprawdzić.Ocenialnia http://oceny-slodko-kwasne.blog.onet.pl/ zaprasza. Pozdrawiam serdecznie,Gorzka.P.S. Przepraszam za spam, jeżeli go nie tolerujesz, usuń go natychmiast. Jeszcze raz przepraszam.
OdpowiedzUsuń