Upływ czasu

Dobra, zanim dodam tę notkę, musze pogadać.
Po pierwsze. Uprzedzam, że w niektórych miejscach ponosiło mnie. Nie jestem pewna, co też tu jest. Po prostu.
Po drugie – przyznajÄ™ – notka mi siÄ™ nie podoba.
Jest zbyt chaotyczna, w niektórych momentach przesłodzona i nierealna. Ale nie poprawiam jej, bo oznaczałoby to zapewne napisanie tego raz jeszcze. Lepiej, niech już będzie tak jak jest.
Po czwarte. Chciałam dedykować, ale za żadne skarby nie wiem komu ;) więc dziś nie będę. Kandydatury do dedykacji następnej notki zgłaszać w komentarzach lub na GG ;P
Po piÄ…te – notka jest trochÄ™ dÅ‚uższa, niż zazwyczaj. Nie zdziwić siÄ™ ;P
***
Spojrzał w zamyśleniu na bawiące się w pokoju dzieci i niepewnie pchnął drzwi od salonu.
Liz podniosła spojrzenie i wstała widząc smętny wyraz twarzy męża.
- I co? – SpytaÅ‚a cicho, tak by Steven, który spojrzaÅ‚ na ojca nic nie usÅ‚yszaÅ‚.
- Znajomy z pracy, chce wziąć jednego psa dla siostrzenicy – powiedziaÅ‚ mężczyzna.
- Teraz? Nie sÄ… za maÅ‚e? – SpytaÅ‚a, marszczÄ…c brwi i wyprowadziÅ‚a go z salonu.
- Tydzień temu mówiłaś, że nie.
- No tak, ale… o dobrze – powiedziaÅ‚a wchodzÄ…c do kuchni – Trzeba im wyjaÅ›nić – dodaÅ‚a wskazujÄ…c gÅ‚owÄ… drzwi od pokoju.
- Dobra, znam to spojrzenie – mruknÄ…Å‚ i westchnÄ…Å‚ cicho.
- DziÄ™kujÄ™ – powiedziaÅ‚a cicho.
- A wÅ‚aÅ›nie, gdzie te tajfuny zniszczenia? – SpytaÅ‚, rozglÄ…dajÄ…c siÄ™ dookoÅ‚a.
Zaśmiała się pod nosem.
- PadniÄ™te po spacerze Å›piÄ… na górze – powiedziaÅ‚a stawiajÄ…c przed nim talerz – Smacznego.
***
Westchnął cicho i wszedł do środka. Steven szybko podniósł głowę.
- PowinniÅ›my pogadać – powiedziaÅ‚ mężczyzna siadajÄ…c na podÅ‚odze obok syna.
- Zabierzcie pieski? – SpytaÅ‚ od razu chÅ‚opiec markotniejÄ…c.
Black kiwnął smętnie głową.
- Nie wszystkie naraz…, ale tak.
- WiedziaÅ‚em…
Black odetchnÄ…Å‚.
- Wiesz, że wcale tego nie chcemy… tak musi być. Znajdziemy im dobre domy.
Chłopiec kiwnął głową.
- Nie rób mi tego – jÄ™knÄ…Å‚ Black – MógÅ‚byÅ› wykazać trochÄ™ wiÄ™cej entuzjazmu!
Chłopiec uśmiechnął się, widząc obrażoną minę ojca.
- Nie myśl, że to mój pomysł. Mam zbyt wielka słabość to futrzaków, żeby wymyślić coś takiego.
- Wszystkie oddacie? – SpytaÅ‚ chÅ‚opiec marszczÄ…c brwi.
- Raczej tak.
Kiwnął smętnie głową. Black podrapał się po nosie, spojrzał na swoje kciuki, drzemiącą obok chłopca Pumbę i wstał.
- Zaraz bÄ™dzie kolacja – dodaÅ‚, widzÄ…c spojrzenie Liz, która weszÅ‚a do pokoju – Chodź.
***
Do końca listopada z domu wybyły trzy pieski. Stefan, Fifi i Apsik opuściły dom Blacków właściwie w ostaniu tygodniu miesiąca.
Blackowie od razu zauważyli, że w domu od razu zrobiło się spokojniej. Pozostała szóstka, chodź nadal stanowiła dość duży problem, nie czyniła już aż tak wielkich szkód, mimo iż nadal rozrabiała.
Na samym początku grudnia dom opuściła Łapka.
Vivien dość długo szukała psiaka, irytując się, gdy piesek nie przychodził. Liz spędziła dość dużo czasu, by uspokoić córeczkę, gdy jej ulubienica nie przyszła przed snem do sypialni dzieci by ułożyć się obok łóżeczka.
W tym samym tygodniu, dom opuściła Pumba.
- ZostaÅ‚y już tylko cztery – powiedziaÅ‚a cicho Liz, patrzÄ…c na siedzÄ…ce obok Drobinki psiaki – Łasuch, Mucha, Ziemniak i Kotecek.
- Zgadza siÄ™ – mruknÄ…Å‚ Syriusz - Na razie to bÄ™dzie chyba tyle – dodaÅ‚.
- Nie ma chętnych?
- Nie. Może po Nowym Roku. Jak dobrze pójdzie.
- Zawsze to coÅ› – powiedziaÅ‚a spokojnie ukÅ‚adajÄ…c gÅ‚owÄ™ na ramieniu męża – NiedÅ‚ugo Å›wiÄ™ta.
- Ta…
***
- Tylko żadnych numerów – ostrzegÅ‚a Lily, mierzÄ…c każdego z mężczyzn srogim spojrzeniem – Idziecie na spacer z dziećmi. Å»adnego turlania siÄ™ z pagórków, rzucania zeschÅ‚ymi liśćmi, przewracania w bÅ‚oto…
- Nie jesteÅ›my dziećmi – prychnÄ…Å‚ Potter pozwalajÄ…c by żona poprawiÅ‚a mu szalik – nie potrzebujÄ™ niaÅ„ki…
Syriusz spojrzał z powątpieniem na równo zawiązany szalik przyjaciela i prychnął z rozbawieniem.
- I nie potrzebujÄ™ tego – dodaÅ‚ Potter widzÄ…c drwiÄ…ce spojrzenie Blacka.
- Ani mi siÄ™ waż – warknęła Lily a James szybko wzruszyÅ‚ ramionami.
- Ty też siÄ™ zapnij – powiedziaÅ‚a krótko Liz – robi siÄ™ zimno. Nie patrz tak na mnie, dobrze wiesz, że masz racjÄ™.
Patsy zachichotała i wymieniła krótkie spojrzenia z Peterem. Trojaczki tymczasem spojrzały błagalnie na ojca.
- GorÄ…co – jÄ™knęła Amy, ciÄ…gnÄ…c Lupina za rÄ™kÄ™ – Chodźmy…
- Idźcie – powiedziaÅ‚a Lily – I bÅ‚agam, zachowujcie siÄ™ dojrzale… a, nie ważne
***
Nie słuchał, co mówili. Nie miał nawet pojęcia, na jaki temat zeszła rozmowa. Po prostu szedł obok przyjaciół, zerkając na Drobinkę, która z radością skakała obok Kinder machając zawzięcie ogonem.
- Syriusz? JesteÅ› z nami? – James zamachaÅ‚ Blackowi przed oczami. IdÄ…cy obok Peter i Remus zaÅ›miali siÄ™, gdy Syriusz pokiwaÅ‚ gÅ‚owÄ….
- Tak… ja tylko… o czym byÅ‚a mowa?
- Nie no, stary, zakochaÅ‚eÅ› siÄ™? – ZaÅ›miaÅ‚ siÄ™ James, obserwujÄ…c uważnie przyjaciela – Zachowujesz siÄ™, jakbyÅ› byÅ‚ na innej planecie.
- Przymknij siÄ™ – warknÄ…Å‚ Black i zawahaÅ‚ siÄ™ - Nie chcielibyÅ›cie psa?
- DoszczÄ™tnie zwariowaÅ‚ – podsumowaÅ‚ Remus marszczÄ…c brwi – Jakiego psa?
- No psa. Szczeniaka. Nie chcielibyście przygarnąć jakiegoś?
- Tak, jeszcze psa mi w domu brakuje – rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ Lupin poczym spojrzaÅ‚ na niego jak na idiotÄ™ – CaÅ‚kiem ciÄ™ pogięło…
- Dlaczego? Pies wprowadziÅ‚by w waszym domu trochÄ™ życia…
- No pewnie, Lunio, nad czym ty siÄ™ zastanawiasz!? Przecież u was w domu jest tak cicho – powiedziaÅ‚ James akcentujÄ…c sÅ‚owo cicho.
- No dobra, dobra. A wy? – SpojrzaÅ‚ na Jamesa i Petera.
- Na mnie nie licz. Mamy Kinder i Bombo – powiedziaÅ‚ Potter wzruszajÄ…c ramionami  - Lily w życiu nie zgodzi siÄ™ na kolejne zwierzÄ™.
Black przeniósł wzrok na Petera.
- Daruj. Kot i pies… to chyba nie zbyt dobre poÅ‚Ä…czenie. Chodź na pewno ciekawe.
- Warto byÅ‚o spróbować – mruknÄ…Å‚ Black.
- MogÄ™ popytać – zaproponowaÅ‚ Potter – Może ktoÅ› chce psa na GwiazdkÄ™.
***
- Dziewczynki…? – Liz spojrzaÅ‚a na przyjaciółki marszczÄ…c brwi.- Nie chciaÅ‚ybyÅ›cie przygarnąć pod swój dach piska?
- SÅ‚ucham? – Cristin spojrzaÅ‚a na niÄ… zdziwiona. Ziemniak, który skakaÅ‚ koÅ‚o kobiety zaszczekaÅ‚ prowokacyjnie.
- No pieska.
Wszystkie zmarszczyły brwi, poczym przeniosły wzrok na psiaki.
- To raczej nie przejdzie – powiedziaÅ‚a powoli Cristin podnoszÄ…c Ziemniaka i ukÅ‚adajÄ…c go na kolanach – Dziewczynki… no, sÄ… za maÅ‚e…
- Oj, przesadzasz – mruknęła Lily – ZwierzÄ…tko dobrze by im zrobiÅ‚o.
- No nie wiem… ich temperament…
- No tak…Ja bym naprawdÄ™ z wielkÄ… chÄ™ciÄ… zabraÅ‚abym jednego takiego malucha, ale sama rozumiesz, że teraz nie jest odpowiedni moment – powiedziaÅ‚a Lily.
- O nie, mnie na to nie namówisz – zaÅ›miaÅ‚a siÄ™ Ann, gdy wszystkie spojrzaÅ‚y w jej stronÄ™ – Wiesz że nie przepadam za psami.
- To może ty poratujesz Liz? – SpytaÅ‚a Lily patrzÄ…c na Patsy.
- Z kotem w domu? Jest zbyt rozpieszczona, zrobiłaby mu krzywdę.
SpojrzaÅ‚y na pisaki. Ziemniak usnÄ…Å‚ na kolanach Cristin, oddychajÄ…c spokojnie. Łasuch, skakaÅ‚ koÅ
‚o nóg Ann merdajÄ…c wesoÅ‚o ogonkiem. Kotecek zrezygnowaÅ‚ z prób wskoczenia na kolana Lily i oddaliÅ‚ siÄ™ w stronÄ™ zostawionych przez Vivien miÅ›ków.
***
- Nie uwierzycie, nasi mężowie zachowali siÄ™ doroÅ›le – powiedziaÅ‚a Liz wchodzÄ…c do pokoju – wyobraźcie sobie, że wrócili czyÅ›ci!
- Jestem dumna – zaÅ›miaÅ‚a siÄ™ Lily – Mój mąż doroÅ›leje?
- Nie, to nie możliwe – mruknęła Liz – przyzwyczaiÅ‚am siÄ™ do trójki dzieci – dodaÅ‚a i uÅ›miechnęła siÄ™ widzÄ…c gÅ‚upiÄ… minÄ™ męża – Nie patrz tak na mnie. To jest prawda.
- Co jest prawdÄ…? – SpytaÅ‚, James wchodzÄ…c za przyjacielem – Czemu masz takÄ… minÄ™?
- Trójka dzieci? – PowtórzyÅ‚ Black a Lily zachichotaÅ‚a – Niemożliwe… moja wÅ‚asna żona.
- Nie smęć – mruknęła Liz, machajÄ…c niecierpliwie rÄ™kÄ… – I weź MuchÄ™, bo szykujÄ™ siÄ™ żeby zniszczyć wyczyszczony dopiero, co dywan.
Black odwrócił się i jęknął.
- WiÄ™c jutro znów bÄ™dziesz czyÅ›ciÅ‚ – powiedziaÅ‚a Liz, uÅ›miechajÄ…c siÄ™ kwaÅ›no – Kawy?
***
- Cristin… Cristin… - westchnÄ…Å‚, gdy po raz kolejny zignorowaÅ‚a jego nawoÅ‚ywanie – Cristin!
Odwróciła wzrok od Ziemniaka, który szczeknął niezadowolony i spojrzała na męża.
- Tak?
- Od piÄ™ciu minut usiÅ‚ujÄ™ ci powiedzieć, że twój syn usnÄ…Å‚ na podÅ‚odze – mruknÄ…Å‚ Lupin a Lily wybuchÅ‚a gÅ‚oÅ›nym Å›miechem. Kobieta podniosÅ‚a rÄ™kÄ™ i spojrzaÅ‚a na zegarek.
- Już ósma? Czemu mi nic nie powiedziaÅ‚eÅ› – fuknęła zrywajÄ…c siÄ™ na równe nogi. Ziemniak szczeknÄ…Å‚ prowokacyjnie Å‚apiÄ…c Lupina za nogawkÄ™ od spodni.
- PróbowaÅ‚em…AÅ‚!
Szczeniak wbił zęby w stopę mężczyzny i zaczął szarpać za skarpetkę, co chwilę puszczając ją i znów łapiąc.
- Zostaw – powiedziaÅ‚ podnoszÄ…c go na wysokość oczu – Moje…
- Uważ… - zaczÄ…Å‚ Syriusz i urwaÅ‚ w pół zdania.
Cristin odwróciła się, słysząc soczyste przekleństwo z ust męża i wybuchła śmiechem. Lupin trzymał psa wpatrując się z przymrużonymi oczami w morką koszule, która kilka sekund wcześniej oblał pies.
- UprzedzaÅ‚em – mruknÄ…Å‚ Syriusz wstajÄ…c i (dla bezpieczeÅ„stwa) zabierajÄ…c psa z rÄ…k przyjaciela – Chcesz czystÄ… koszulÄ™?
Kiwnął głową próbując powstrzymać kolejną wiązankę przekleństw cisnącą się na jego usta.
***
- Nadal siÄ™ fukasz? – SpytaÅ‚a wchodzÄ…c do sypialni i widzÄ…c, że mąż leży siedzi na łóżku i nawet nie zareagowaÅ‚ na otwieranie drzwi – To naprawdÄ™ byÅ‚o Å›mieszne…
- PowalajÄ…ce – PowiedziaÅ‚ odwracajÄ…c siÄ™. UÅ›miechnęła siÄ™.
- Nie bÄ…dź zÅ‚y…- powiedziaÅ‚a siadajÄ…c obok i spuszczajÄ…c z winÄ… gÅ‚owÄ… – Nie tylko ja siÄ™ Å›miaÅ‚am…
Uniósł brwi. Kobieta siedziała na łóżku, nogi podwinęła pod siebie. Głowę opuściła z wyrazem winy.
- Co robisz- spytaÅ‚, gdy kobieta przekrÄ™ciÅ‚a gÅ‚owÄ™ i spojrzaÅ‚a na niego mrugajÄ…c powoli – Dobrze siÄ™ czujesz?
- Wybaczysz…? – SpytaÅ‚a zalotnie mrugajÄ…c rzÄ™sami. PrzygryzÅ‚a wargÄ™, próbujÄ…c opanować Å›miech.
Kiwnął głową, uważnie obserwując żonę.
Ta opuściła rękę i wybuchła śmiechem.
- To dobrze, dÅ‚ugo bym nie wytrzymaÅ‚a…
- Co to byÅ‚o? – SpytaÅ‚ zszokowany, obserwujÄ…c jak kobieta wstaje i podchodzi do okna, zasÅ‚aniajÄ…c zasÅ‚onkÄ™.
- ProsiÅ‚am o wybaczenie. NauczyÅ‚am siÄ™ tego od Ziemniaka – dodaÅ‚a.
- No tak… żono, powiadam ci : zwariowaÅ‚aÅ›.
- W tym psie jest coÅ› przyciÄ…gajÄ…cego…
- Do czego dążysz? – SpytaÅ‚ obserwujÄ…c jak kobieta siada na łóżku rozczesujÄ…c wÅ‚osy.
- Ja? Do niczego. Nie wiem, co masz na myśli.- Wzruszyła ramionami, ale jej ruchy stały się wolniejsze.
- Zupełnie? Nic a nic?
- Oh, no dobrze. Masz racjÄ™… poczekaj – dodaÅ‚a podchodzÄ…c do drzwi. Jednym ruchem pchnęła klamkÄ™ rozlegÅ‚ siÄ™ syk i tupot stup. WyjrzaÅ‚a na ciemny korytarz.
- Siedź cicho!
- Nic nie mówię!
- Cicho…
- Możecie wyjść – powiedziaÅ‚a, zapalajÄ…c Å›wiatÅ‚o. Trojaczki wyszÅ‚y zza rogu – W czym problem?
- Możemy zabrać Ziemniaka? – SpytaÅ‚a szybko Emily – On jest taki fajny…
Kobieta odwróciła się do męża, rzucając mu proszące spojrzenie.
- Pomóż. – Szepnęła.
Wzruszył ramionami. Pokręciła głową i spojrzała na dziewczynki.
- Kochanie, nie możemy zabrać Ziemniaka – powiedziaÅ‚a spokojnie ostrożnie dobierajÄ…c sÅ‚owa.
- Dlaczego?
- Bo… pies to duża odpowiedzialność… trzeba siÄ™ nim bardzo dużo zajmować i poÅ›wiÄ™cać dużo czasu…
Opuściły setnie głowy.
- Wracajcie do pokoju, zaraz przyjdÄ™ – powiedziaÅ‚a Å‚agodnie, gÅ‚aszczÄ…c każdÄ… z dziewczynek po główce. Kiwnęły gÅ‚owÄ…, odwróciÅ‚y siÄ™ i smÄ™tnym krokiem oddaliÅ‚y. Gdy wchodziÅ‚y do pokoiku Cristin usÅ‚yszaÅ‚a tylko: MówiÅ‚am…
- I znów jestem ta zÅ‚a – mruknęła zamykajÄ…c drzwi – mógÅ‚byÅ›, chociaż raz ty im odmówić?
- Tobie wychodzi to lepiej – zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ patrzÄ…c jak żona siada na łóżku.
- Bardzo Å›mieszne. Może jednak pomyÅ›lelibyÅ›my o pisie? ZbliżajÄ… siÄ™ Å›wiÄ™ta…
Uniósł brwi.
- I…?
- Może pies jako prezent na GwiazdkÄ™? – SpytaÅ‚a cicho, zerkajÄ…c na niego.
- ZwariowaÅ‚aÅ› – powiedziaÅ‚ zszokowany – doszczÄ™tnie.
- No wiesz – fuknęła oburzona, rzucajÄ…c w męża poduszkÄ….
- Czy ty rzuciÅ‚aÅ› we mnie poduszkÄ…? – SpytaÅ‚ mrużąc oczy.
- Poczekaj, sprawdzÄ™ – powiedziaÅ‚a biorÄ…c do rÄ™ki kolejnÄ… poduszeczkÄ™ i ciskajÄ…c jÄ… w twarz męża – Nie, to nie ja.
- Niech no ja ciÄ™ zÅ‚apiÄ™ – zaÅ›miaÅ‚ siÄ™, i zanim zdarzyÅ‚a wstać powaliÅ‚ jÄ… na łóżku, siadajac okrakiem na jej brzuchu. – Co by ci tu zrobić…?
Przymrużyła oczy, przygryzając wargę.
- Tylko nie to – pisnęła widzÄ…c zÅ‚oÅ›liwy uÅ›miech na twarzy Lupina – ProszÄ™… nie Å‚askocz… Pisnęła, gdy zaczÄ…Å‚ Å‚askotać. CaÅ‚Ä… sypialniÄ™ wypeÅ‚niÅ‚ Å›miech kobiety. Minęła dość dÅ‚uga chwila, gdy udaÅ‚o jej siÄ™ wyswobodzić spod ciężaru męża. PrzekrÄ™ciÅ‚a siÄ™, na drugi bok, i upadÅ‚a na ziemiÄ™ z gÅ‚oÅ›nym Å‚oskotem. WykorzystaÅ‚ to przytwierdzajÄ…c jÄ… do ziemi koÅ‚drÄ…, lecz nim zdążyÅ‚ zeskoczyć z łóżka, kobieta już przekrÄ™ciÅ‚a siÄ™ i wyswobodziÅ‚a spod przykrycia i zÅ‚apaÅ‚a za poduszkÄ™, poczym cisnęła niÄ… w męża i ze Å›miechem wybiegÅ‚a z sypialni.
Lupin złapał za poduszkę i pobiegł za żoną, która już zbiegła po schodach i nadal chichocząc wbiegła do salonu.
- No, zÅ‚ap mnie – powiedziaÅ‚a stajÄ…c za sofÄ…. PodszedÅ‚ do niej bardzo powoli, stajÄ…c naprzeciwko żony.
- Co będę z tego miał??
- Zobaczysz.
Uśmiechnęła się i znów puściła biegiem, mijając zaskoczonego męża i wybiegła z salonu, śmiejąc się głośno.
Dogonił ją przy pokoju dzieci. Złapał szybko od tyłu w pasie i podniósł do góry. Zaśmiała się i zamachała dziko nogami.
- Bo ciÄ™ ugryzÄ™! – Fuknęła, nadal siÄ™ Å›miejÄ…c – Puść! NaprawdÄ™ zaraz ciÄ™ ugryzÄ™ – ostrzegÅ‚a, nadal siÄ™ Å›miejÄ…c.
-Ej, wypraszam sobie! To moja dziaÅ‚ka. – PowiedziaÅ‚ a kobieta zaÅ›miaÅ‚a siÄ™ gÅ‚oÅ›niej.
- Tym bardziej będę gryźć.
Drzwi otworzyły się i ukazała się w nich buzia Emily. Spojrzała zszokowana na rozbawioną matkę, która nadal wierzgała nogami, potem na uśmiechniętego ojca, który trzymał ją mono w pasie i znów na matkę.
Cristin podniosła głowę, spojrzała na męża i oboje wybuchli śmiechem.
- Czemu jeszcze nie Å›picie? – SpytaÅ‚a, próbujÄ…c siÄ™ opanować.
- Jeszcze siÄ™ nie myÅ‚yÅ›my – powiedziaÅ‚
a dziewczynka, – co robiliÅ›cie?
- My… - zaczęła kobieta, – Co robiliÅ›my? – SpytaÅ‚a męża, który wzruszyÅ‚ ramionami. Dziewczynka zachichotaÅ‚a.
- Weźcie piżamki, nalejÄ™ wody do wanny – powiedziaÅ‚a kobieta i zwróciÅ‚a siÄ™ do Remusa – Postawisz mnie?
- Oh, faktycznie – mruknÄ…Å‚ przepraszajÄ…cym tonem i opuÅ›ciÅ‚ żonÄ™ – ZapomniaÅ‚em.
***
- To nie byÅ‚o dojrzaÅ‚e – powiedziaÅ‚, gdy tylko zeszÅ‚a na dół.
- Oh, nie bÄ…dź taki dorosÅ‚y – mruknęła i uÅ›miechnęła siÄ™ siadajÄ…c obok – Czasem takie szaleÅ„stwo dobrze robi…
- MówiÅ‚aÅ› poważnie o tym psie? – SpytaÅ‚ po chwili ciszy.
Nie odpowiedziała od razu. Wtuliła się jedną z poduszeczek i spojrzała w stronę okna.
- Nie… To znaczy, tak ale… Nie. Pies to ostania rzecz, jaka nam jest potrzebna. Jeszcze bÄ™dziemy mieć caÅ‚y dom sów, kotów, szczurów…
- Myszy, węży, pajÄ…ków – podsunÄ…Å‚ Lupin a Cristin zachichotaÅ‚a.
- DokÅ‚adnie… ten psiak jest uroczy… chodź nie okrzesany – dodaÅ‚a widzÄ…c spojrzenie męża – ale nie sÄ…dzÄ™, żeby to byÅ‚ dobry pomysÅ‚. Nie teraz.
 PrzygryzÅ‚ wargÄ™, zastanawiajÄ…c siÄ™ nad odpowiedziÄ….
- To może jakiÅ› ptaszek? – SpytaÅ‚ po chwili a kobieta zmarszczyÅ‚a brwi – Papużka? Kanarek?
- Papużka?
- Wolisz gryzonia?
- Mam już jednego – powiedziaÅ‚a z uÅ›miechem – Wystarczy mi .
- Gryzonia? – ZmarszczyÅ‚ brwi – Wypraszam sobie… wszystko tylko nie gryzoÅ„.
Zapanowała cisza, przerwana po chwili śmiechem obojga.
***
Podrapała się po głowie, spojrzała na śpiącego Petera i wstała najciszej jak umiała.
Powoli przeszła przez pokój, potykając się kilka razy o rozrzucone buty i ubrania i zamknęła drzwi od sypialni.
Rusza do kuchni i szybko pożałowała że nie założyła nic na stopy. Noc był chłodna, posadzka lodowata a ona, ubrana jedynie w cienką koszulkę nocną.
Pchnęła drzwi i po omacku włączyła światło. Słaby błysk oświetlił kuchnię. Pomieszczenie było małe lecz przytulne ( daruję sobie opis ;P jeśli można ;D).
Szybko przeszła do krzesła i opadła na nie, zastanawiając się nad przyczyną jej wyprawy.
Szykowały się zmiany. Właściwie, wiedziała o tym już od dawna.
Ostanie miesiące, były już tylko wyczekiwaniem na to, co miało nadejść.
Niecierpliwiła się. Z dnia na dzień, była coraz bardziej nerwowa i niespokojna. Po raz pierwszy raz w życiu, nie mogła doczekać się tego, co miało nadejść.
Oparła głowę na pięści i spojrzała w ciemny krajobraz za oknem. Westchnęła cicho i powoli wstała.
Rzuciła ostatnie spojrzenie na puste krzesło i zgasiła światło, wychodząc z kuchni.
***
W kilka dni później, Steven świętował swoje 9 urodziny. Największą atrakcją okazał się Syriusz, który przez cały wieczór biegał za szczeniakami, sprzątając po nich i zabierając je od gości. W pewnym momencie mężczyzna miał na tyle dość, że odmówił wszelkich czynności, zebrał wszystkie psy, zamknął je w kuchni, by po dwóch minutach zostać zmuszonym ( między innymi przez trojaczki) by pieski wypuścić.
Szczenięta jednak ulitowały się nad zmęczonym Syriuszem i pozwoliły mu odpocząć usypiając na kolanach gości.
Już następnego dnia, w domu rozeszła się wieść, że pozostałe psy zostaną oddane dopiero po Nowym Roku.
- ChÄ™tni sÄ… – oznajmiÅ‚a Liz – ale nikt nie chce brać psa przed Å›wiÄ™tami. UważajÄ…, że to zbyt dużo pracy, by zajmować siÄ™ jeszcze szczeniÄ™ciem.
- To bÄ™dÄ… bardzo dÅ‚ugie Å›wiÄ™ta…
***
- A teraz, przyznaj siÄ™, jak tego dokonaÅ‚aÅ›? – Liz spojrzaÅ‚a zszokowana na Lily, która zapięła kurtkÄ™ i uÅ›miechnęła siÄ™ do przyjaciółek.
- Kwestia dobrych argumentów. Mój mąż, nie przepada za Å›wiÄ…tecznymi zakupami… zupeÅ‚nie nie wiem, dlaczego – dodaÅ‚a marszczÄ…c brwi.
- Mężczyźni sÄ… dziwni – mruknęła Cristin i uÅ›miechnęła siÄ™ – Uwielbiam Å›wiÄ…teczne dekoracje.
- Ja też – zgodziÅ‚a siÄ™ Ann odgarniajÄ…c wÅ‚osy do tyÅ‚u – Zatrzymamy siÄ™ na PokÄ…tnej, na gorÄ…ca czekoladÄ™?
- Nie rób mi tego – jÄ™knęła Lily – Ja siÄ™ w sukienkÄ™ na Å›wiÄ™ta nie zmieszczÄ™!!
- Masz jeszcze tydzieÅ„ – zauważyÅ‚a Patsy – czujÄ™ siÄ™ jak maÅ‚a dziewczynka… - dodaÅ‚a. Lily kiwnęła gÅ‚owÄ…, nucÄ…c pod nosem „Jinglle Bells”.
Przez chwilę szły, nie odzywając się do siebie i obserwując miasto.
- Mam wrażenie, że co roku te dekoracje sÄ… inne – zauważyÅ‚a Lily, zatrzymujÄ…c wzrok na jednej z wystaw, obwieszonej w migoczÄ…cych gwiazdkach, wacie i malutkiej, sztucznej wystawie.
- Jak idÄ… przygotowania do nadejÅ›cia dziecka? – SpytaÅ‚a Liz, spodlajÄ…c na listÄ™ zakupów.
- Dobrze – uÅ›miechnęła siÄ™ Potter – Już siÄ™ nie mogÄ™ doczekać.
- Na kiedy masz dokładny termin?
- Sam poczÄ…tek lutego – odpowiedziaÅ‚a kobieta – 4 luty dokÅ‚adnie.
WymieniÅ‚y rozbawione uÅ›miechy, widzÄ…c siedzÄ…cego na Å‚awce mężczyznÄ™ w stroju MikoÅ‚aja, który opuÅ›ciÅ‚ brodÄ™ i smÄ™tnym gÅ‚osem odpowiedziaÅ‚ na Å›piewne „WesoÅ‚ych ÅšwiÄ…t” wypowiedziane przez przechodzÄ…ca staruszkÄ™.
- Przejdziemy siÄ™ na głównÄ… ulicÄ™? – spytaÅ‚a Ann, zatrzymujÄ…c siÄ™ gwaÅ‚townie – Nie byÅ‚am tam od dziecka w czasie Å›wiÄ…t.
- Nie marudź – powiedziaÅ‚a Lily – Idziemy na PokÄ…tnÄ….
- A choinka!?
- Marudzisz Ann, marudzisz.
***
Przed świętami, ulica Pokątna była równie zatłoczona jak przed pierwszym września. Czarodzieje z całej Anglii gromadzili się właśnie tam by zgromadzić podarunki dla najbliższych. Przeciskały się między ludźmi, otaczając Lily ciasnym wianuszkiem.
- Może powinnyÅ›my zrezygnować – krzyknęła Liz, rzucajÄ…c wÅ›ciekÅ‚e spojrzenie czarownicy w czerwonym kapeluszu, która odepchnęła jÄ… gwaÅ‚townie w bok – Kobiety w ciąży nie widzisz!?
- Nie irytuj siÄ™ tak – zaÅ›miaÅ‚a siÄ™ Lily – ZrobiÄ… ci siÄ™ zmarszczki, mąż ciÄ™ zostawi… O nie…
- Co siÄ™ staÅ‚o? – SpytaÅ‚y szybko chórkiem a Lily uÅ›miechnęła siÄ™ pod nosem.
- Nic mi nie jest – powiedziaÅ‚a zirytowana – Patrzcie, kto tam jest.
- Malfoyowie? – Liz zmarszczyÅ‚a brwi zatrzymujÄ…c siÄ™ gwaÅ‚townie i wpadajÄ…c na staruszkÄ™ stojÄ…ca przed niÄ…. Kobieta upuÅ›ciÅ‚a trzymane w rÄ™ku torby.
- Patrz jak chodzisz – warknęła i jednym ruchem różdżki przywoÅ‚aÅ‚a pakunki do swoich rÄ…k – Dzisiejsza mÅ‚odzież…
Lily zachichotała, widząc oburzone spojrzenie Liz.
- Co oni tu robiÄ…? – spytaÅ‚a Liz próbujÄ…c przecisnąć siÄ™ do jednego ze sklepów.
- Nie wiem – mruknęła Lily – ale muszÄ™ powiedzieć, że nie wyglÄ…dajÄ… na szczęśliwÄ… rodzinkÄ™, która wybraÅ‚a siÄ™ tu po zakupy – dodaÅ‚a z kwaÅ›nÄ… minÄ… – Idziemy zobaczyć Bank Gringotta?
- Nie odpuÅ›cicie? – PokrÄ™ciÅ‚y gÅ‚owami – To chodźmy.
***
Cała ulica Pokątna, podobnie jak każdy inny zakamarek Londynu ( nie pomijając Nokturny, który, chodź trochę inaczej, również został przyozdobiony) została zaopatrzona w magiczne akcesoria świąteczne.
Kolorowe świetliki, oświetlające wystawy sklepów i układające się w bajeczne wzory, sople lodu przymocowane na zaklęcie i zwisające z szyb sklepów, mieniące się tysiącami kolorów w zależności od tego jak się stanęło i girlandy ostrokrzewu osypane cienką warstwą szronu.
CaÅ‚ość tworzyÅ‚a obraz, niczym wyjÄ™tÄ… z „OpowieÅ›ci Wigilijnej” ilustracjÄ™.
Uzupełnieniem wszystkiego była wielka Choinka, podobna do jednej z tych, które stawały zawsze w Wielkiej Sali.
Ozdobiona na wszelkie znane sp
ołeczności czarodziejów sposoby, wydawała się świecić na wszystkie strony świata i olśniewać każdego, kto na nią spojrzy.
- PiÄ™kna – szepnęła Lily – WspaniaÅ‚a.
- Niesamowita – zgodziÅ‚a siÄ™ Patsy.
Nikt zdawał się nie zwracać uwagi na stojący za drzewkiem budynek. Ludzie przechodzili, zatrzymując wzrok na choinkę, zatrzymując się przed nią, wyrażając swoją opinię i pokazując ją palcami swoim towarzyszom.
- PowinnyÅ›my już iść – zauważyÅ‚a Lily, gdy zegar wiszÄ…cy na Banku ( Nie jestem pewna, czy takowy byÅ‚, ale załóżmy, że tak) wybiÅ‚ czwartÄ….
- Masz racjÄ™. JeÅ›li chcemy napić siÄ™ czekolady, musimy iść – powiedziaÅ‚a Cristin, zmuszajÄ…c siÄ™ by oderwać wzrok od drzewka – To gdzie najpierw?
- Przed siebie… przed siebie.
***
Uśmiechnęła się do kelnerki, która postawiła przed nimi tacę z pięcioma kubkami. Kobieta kiwnęła głową i odeszła, zostawiając je same.
Liz wyciągnęła dłoń, biorąc do ręki jedną z czekolad i szybko łyknęła spory łyk.
- Macie już wszystko? – SpytaÅ‚a Lily, również czÄ™stujÄ…c siÄ™ napojem.
- Wszystko – powiedziaÅ‚a dumnie Ann i odwróciÅ‚a gÅ‚owÄ™ w stronÄ™ drzwi. OtworzyÅ‚a szerzej oczy a na jej twarzy pojawiÅ‚ siÄ™ uÅ›miech.
- Znasz go? – SpytaÅ‚a Patsy, mierzÄ…c zainteresowanym spojrzeniem mężczyznÄ™, który pomógÅ‚ zdjąć kurtkÄ™ towarzyszÄ…cej mu dziewczynce i rozejrzaÅ‚ siÄ™ dookoÅ‚a w poszukiwaniu stolika. WidzÄ…c Ann, uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ szeroko. OdwzajemniÅ‚a uÅ›miech. Dziewczynka pociÄ…gnęła go za rÄ™kaw wskazujÄ…c jeden z wolnych stolików. KiwnÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… i poszedÅ‚ za niÄ… zaczynajÄ…c rozmowÄ™.
- Pracujemy razem – powiedziaÅ‚a krótko biorÄ…c Å‚yk czekolady.
- Nie mówiÅ‚aÅ›, że pracujesz z takimi przystojniakami – zauważyÅ‚a Lily – ma żonÄ™?
- To wdowiec – odpowiedziaÅ‚a krótko zupeÅ‚nie nie wyÅ‚apujÄ…c do czego zmierza przyjaciółka.
- Dobrze siÄ™ dogadujecie?
- Przyjaźnimy siÄ™… zaraz. O co wam chodzi!? – SpytaÅ‚a marszczÄ…c brwi. WzruszyÅ‚y ramionami.
- O nic. Po prostu dość dÅ‚ugo jesteÅ› sama a…
- No wiece – prychnęła odrzucajÄ…c wÅ‚osy, które wpadÅ‚y do filiżanki siedzÄ…cego za niÄ… mężczyzny, przewracajÄ…c jÄ… na stół – O Merlnie, przepraszam – pisnęła, widzÄ…c szkody jakie narobiÅ‚a – Nic panu nie jest?
- Nic siÄ™ nie staÅ‚o – odpowiedziaÅ‚ uÅ›miechajÄ…c siÄ™ do kobiety. ZarumieniÅ‚a siÄ™.
- Jeszcze raz przepraszam… PójdÄ™ zapÅ‚acić – dodaÅ‚a do przyjaciółek i wstaÅ‚a szybko, omijajÄ…c krzesÅ‚o.
Przeszła do lady, i oparła się o nią, czekając na swoją kolej.
- Zawsze robisz wokół siebie takie zamieszanie? – UsÅ‚yszaÅ‚a przy uchu i zachichotaÅ‚a odwracajÄ…c siÄ™ do Roberta.
- Tylko czasem – powiedziaÅ‚a spokojnie – A ty zawsze nachodzisz kobiety w kawiarni od tyÅ‚u?
- O przepraszam – rzekÅ‚ szybko unoszÄ…c rÄ™ce na wysokość twarzy – Jestem niewinny! Ja tylko kupujÄ™ ciastko mojej córce!!
- No dobrze, już dobrze – uÅ›miechnęła siÄ™, podajÄ…c kobiecie odliczonÄ… kwotÄ™ – do zobaczenia w pracy.
***
- Przyjaciel? – spytaÅ‚a Liz, unoszÄ…c brwi? – Kolega z pracy?
- Tak – powiedziaÅ‚a kobieta wzruszajÄ…c ramionami – PrzyszedÅ‚ córkÄ…, na ciastko – dodaÅ‚a i jakby na potwierdzenie swoich słów, wskazaÅ‚a na stolik, przy którym siedziaÅ‚ już mężczyzna i z dziewczynka, która, przed którÄ… staÅ‚ talerzyk z wielkim pÄ…czkiem. ChwilÄ™ później, drzwi otworzyÅ‚y siÄ™ i do Å›rodka weszÅ‚a kobieta. RozejrzaÅ‚a siÄ™, poprawiajÄ…c szalik i przeszÅ‚a obok ich stolika uÅ›miechajÄ…c siÄ™ promiennie. ZatrzymaÅ‚a siÄ™ przed plecami mężczyzny i dotknęła jego ramienia. OdwróciÅ‚ siÄ™ i szybko wstaÅ‚ i uÅ›cisnÄ…Å‚ kobietÄ™. Alex, widzÄ…c kobietÄ™ uÅ›miechnęła siÄ™ radoÅ›nie i rzuciÅ‚a na jej nogi mówiÄ…c coÅ› szybko, poczym kobieta dosiadÅ‚a siÄ™ obok.
- No widzisz – powiedziaÅ‚a Ann, nadal obserwujÄ…c parÄ™ poczym szybko odwróciÅ‚a wzrok – MówiÅ‚am.
- Może to siostra? – Podsunęła Liz i umilkÅ‚a widzÄ…c rozbawione spojrzenie kobiety.
- Nie ma to znaczenia – powiedziaÅ‚a obojÄ™tnym tonem.
- Nie próbuje zmieniać tematu – szepnęła Lily.
- Okazuje zbyt wielkÄ… obojÄ™tność – dodaÅ‚a Liz.
- Zawsze takÄ… okazuje – syknęła Cristin.
- A może oni faktycznie nic? – Podsunęła Ann i wybuchÅ‚a Å›miechem, widzÄ…c gÅ‚upie miny przyjaciółek – Tak, wiem, nadal tu jestem.
- Oh, no dobra, dobra – mruknęła Liz a Lily zachichotaÅ‚a pod nosem – WierzÄ™.
- No – powiedziaÅ‚a kobieta uÅ›miechajÄ…c siÄ™ promiennie – I do tego zmierzaÅ‚am. Po za tym, musze ciÄ™ poinformować, że nawet gdybym chciaÅ‚a to i tak póki, co, zajmujÄ™ siÄ™ kimÅ› innym – dodaÅ‚a wymijajÄ…co kobieta, przygryzajÄ…c wargÄ™. Jej wzrok mimowolnie powÄ™drowaÅ‚ do Roberta.
- To znaczy?
- No… - zawahaÅ‚a siÄ™ przenoszÄ…c wzrok na Liz – Spotykam siÄ™, z kimÅ› innym. Czasem.
- Masz na myÅ›li to, że umawiasz siÄ™ z kimÅ› a my nic o tym nie wiemy? – SpytaÅ‚a podejrzliwie Lily a Cristin Å‚yknęła szybko czekolady by ukryć rozbawienie.
- Chodzi ci o umawianie w sensie chodzenia na randki czy spotykanie siÄ™ w domu w charakterze randek? – SpytaÅ‚a kobieta, zachowujÄ…c kamienny wyraz twarzy.
- No… Możesz powtórzyć?
- No, pytam czy pytasz, że spotykam się z kimś w sensie chodzenia na randki, czy w sensie spotkań w domu, w charakterze randek?
Cristin wybuchła śmiechem, zatykając ręką usta, z których zaczęła sączyć się czekolada. Połknęła szybko to, co miała w środku i sięgnęła po trzymaną w ręku przez Patsy chusteczkę.
- Widzisz, opluÅ‚a siÄ™ przez ciebie – fuknęła Lily – To jak jest z tymi randkami?
- Ja i Adam… - zamilkÅ‚a na chwilÄ™, próbujÄ…c ubrać to, co chciaÅ‚a powiedzieć w sensowne zdanie – sama nie wiem. Umawiamy siÄ™ czasem na kolacjÄ™, ale… nie jestem w stanie okreÅ›lić naszych relacji. On chyba też – dodaÅ‚a po krótkiej chwili.
- Nasza maÅ‚a dziewczynka umawia siÄ™ na randki – powiedziaÅ‚a z czuÅ‚oÅ›ciÄ… Lily i wybuchÅ‚a Å›miechem – No dobra, już nic nie mówiÄ™.
- No, ja myÅ›lÄ™ – mruknęła Ann i uÅ›miechnęła siÄ™ – może lepiej już chodźmy?
- Robi siÄ™ późno – zauważyÅ‚a Lily – Ann ma racjÄ™, lepiej idźmy.
***
- I tak nic nie dorówna Hogwartowi w czasie Å›wiÄ…t – podsumowaÅ‚a Lily, gdy znów spojrzaÅ‚y na Bank – Ten zamek jest nie do podrobienia.
- Zgadzam siÄ™ – powiedziaÅ‚a Liz odwracajÄ…c siÄ™ niechÄ™tnie – Wiecie, że minęło już ponad jedenaÅ›cie lat?
- Nie!? – SpojrzaÅ‚y na niÄ… otwierajÄ…c usta w niemym zdziwieniu. ( tak, tak, jedenaÅ›cie lat :P Lilka umie liczyć ;P).
- JesteÅ›my już z Jamesem 12 lat? – SpytaÅ‚a Lily, zatrzymujÄ…c siÄ™ gwaÅ‚townie.
- ZadziwiajÄ…ce, nie? – UÅ›miechnęła siÄ™ Liz przygryzajÄ…c wargÄ™ – tyle czasu. My siÄ™ znamy już prawie 19 lat.
- Nie, to sÄ… za duże liczby, postarzasz nas – fuknęła Ann – Wiesz, że z tego wynika, że mamy po dwadzieÅ›cia dziewięć lat! Ba, z twoich obliczeÅ„ wynika, że ja skoÅ„czyÅ‚am już lat trzydzieÅ›ci.
- Bo skoÅ„czyÅ‚aÅ› – powiedziaÅ‚a z uÅ›miechem Liz – szczęśliwi czasu nie liczÄ… – dodaÅ‚a z uÅ›miechem – A leci on bardzo szybko.
- WolÄ™ myÅ›leć, że nadal mam lat osiemnaÅ›cie – zaÅ›miaÅ‚a siÄ™ Ann – Nie musisz i mnie uÅ›wiadamiać o moim bÅ‚Ä™dnym rozumowaniu.
Zaśmiały się.
- A ja nadal siÄ™ czujÄ™ mÅ‚odo – powiedziaÅ‚a Lily – Mój wiek mnie nie przeraża.
- I tak trzymać – zgodziÅ‚a siÄ™ Liz – JesteÅ›my mÅ‚ode, piÄ™kne i cudowne.
- A ja mam wrażenie, że całe ż
ycie uciekÅ‚o mi miedzy placami -  powiedziaÅ‚a cicho Ann – Patrzcie, mamy po trzydzieÅ›ci lat… to znaczy osiemnaÅ›cie, wy macie już dzieci, ja zdążyÅ‚am siÄ™ rozwieść…
- Ja mam maÅ‚e dziecko – powiedziaÅ‚a szybko Cristin – dziewczynki majÄ… dopiero siedem lat, Matt koÅ„czy dwa…
- Ja nie mam - dodała Patsy.
- Masz trochÄ™ racji – zauważyÅ‚a Lily – wielu ludzi w naszym wieku, dopiero teraz zakÅ‚ada rodziny, czasem nawet dopiero zaczynajÄ… o tym myÅ›leć… ale nie żaÅ‚ujÄ™.
- Ja też – zgodziÅ‚a siÄ™ Liz.
- Ani ja. Tylko… - Lupin zawahaÅ‚a siÄ™ – żaÅ‚ujÄ™ jednego.
- Tak?
- Do peÅ‚ni szczęścia i speÅ‚nienia dzieciÄ™cych marzeÅ„ brakuje mi ciasta jagodowego – powiedziaÅ‚a i zachichotaÅ‚a.
- Nic straconego – zaÅ›miaÅ‚a siÄ™ Lily – Ale czemu ciasta?
- Nie wiem. MiaÅ‚ być domek z czerwonÄ… dachówkÄ…… może nie ma czerwonej, ale to szczegół… miaÅ‚ być kochajÄ…cy mąż, gromadka dzieci..
- Przynajmniej dwoje – podsunęła Liz.
- Nie… miaÅ‚o być przynajmniej piÄ™cioro – przyznaÅ‚a kobieta i siÄ™ uÅ›miechnęła.
- Jasne?!
- No tak. Gromadka dzieci i unoszÄ…cy siÄ™ w domu zapach ciasta jagodowego – dodaÅ‚a z uÅ›miechem – Musze siÄ™ kiedyÅ› nauczyć piec…
- PomogÄ™ ci – obiecaÅ‚a Lily – A ty, nauczysz mnie na starość robić na drutach.
- Stoi.
***
- A co w Å›wiÄ™ta? – SpytaÅ‚a Lily zatrzymujÄ…c siÄ™ przed domem – chodźcie.
- WÅ‚aÅ›ciwie, to muszÄ™ już iść – powiedziaÅ‚a Ann krzywiÄ…c siÄ™ lekko – Zobaczymy siÄ™ w drugi dzieÅ„ Å›wiÄ…t?
- Tak, myślę że tak. A wy, idziecie?
- ZostawiÅ‚am u ciebie męża i dzieci – zauważyÅ‚a Liz – pewnie, że tak.
- A ja chyba wrócÄ™ do domu – powiedziaÅ‚a Cristin marszczÄ…c zabawnie brwi – Nie wiem, czy jestem im potrzebna…
- No wiesz!? – Fuknęła Lily – Nie możesz.
- To Chodźce. Patsy?
- IdÄ™…
***

Komentarze

  1. Rzeczywiście, dużo wyszło ^^ i bardzo dobrze :) Fajnie tak w ostatni dzień wakacji przeczytać kolejny rozdział w najlepszej historii o Lily jaką kiedykolwiek przeczytałam.I wcale nie było słodko i takie tam, było zabawnie :)Taka mała uwaga, zwróć uwagę jak pieszesz słowo "psiaki". Kilka razy w tej notce, było "pisaki", a to chyba nie było zamierzone, nie?Hehe no i zgłaszam swoją kandytaturę do dedykacji xDŻyczę udanego roku szkolnego, no i oczywiście weny :)Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co Ty gadasz notka rewelka xD I super że taka długa ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Długo, długo... i bardzo dobrze :) przynajmniej jest co czytać :)notka taka urocza jest. Aż mi się Świąt zachciało... choinki, zapachu piernikowego ciasta i Wigilii. Ech...A tu dopiero sie wakacje kończą...Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Super nota! Ladny prezent w ostatni dzien wakacji nam dalas :D pozdro

    OdpowiedzUsuń
  5. super nocia czekam na kolejna:):)

    OdpowiedzUsuń
  6. ja nie rozumiem co ty chcesz od tej notki moim zdaniem jest bardzo fajna trzeba przyznać że naprawde ci długa wyszła ale mi sie podoba czekam na następną pozdarwiam

    OdpowiedzUsuń
  7. To jest spam, więc jeśli nie chcesz to nie czytaj... ja nie widzę tu żadnego znaczka anty-spamowego, więc sobie pozwoliłam napisać ten komentarz ;) W końcu "reklama dźwignią handlu". Dopiero co zaczęłam pisać nowe opowiadanie: [ekran-zdarzen.blog.onet.pl]. Będzie mi miło jeśli zajrzysz. A jak nie... no to się mówi trudno :D Opisuję smutną historię pewnej szesnastolatki, której życie zmienia nagle o 180 stopni, a wszystko z powodu pewnej nocy, której ona sama... nie pamięta. :) Zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnie, że długa i może faktycznie trochę chaotyczna, ale za to fajowo się czyta! Więcej takich poproszę :D:D

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeśli chcesz dowiedzieć się czy Twój blog jest świetny, fajny czy marny zajrzyj na www.oceny-gm.blog.onet.pl Dowiesz się co trzeba zmienić. Pomożemy z grafiką, popracujemy nad stylem, wskażemy ewentualne błędy...Zgłoś się do oceny a nie pożałujesz!

    OdpowiedzUsuń
  10. Gdzieś tam daleko, za drugą stroną monitora, żyje sobie dziewczyna, do której ( nieco nienormalnej ) głowy wpadł kiedyś pomysł założenia ocenialni i wyżycia się na biednych blogowiczach. Zacisnęła dłoń na myszce, która aż zapiszczała z przerażenia, przyłożyła palce do śmiertelnej klawiatury, uśmiechnęła się złowieszczo do monitora i wcieliła swój plan w życie.Aktualnie jest w siódmym niebie, mogąc sobie biegać po blogach z siekierą i niweczyć wszystkie, znajdujące się na nim żyjątka.Może i Ty, chcesz podłożyć swój blog pod jej ostrze? Może potrzebujesz rzetelnej krytyki? Może chcesz się sprawdzić.Ocenialnia http://oceny-slodko-kwasne.blog.onet.pl/ zaprasza. Pozdrawiam serdecznie,Gorzka.P.S. Przepraszam za spam, jeżeli go nie tolerujesz, usuń go natychmiast. Jeszcze raz przepraszam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Instynkt

Zburzony zamek...

Bielizna