Amber
Harry roześmiał się, rozglądając po małym przytulnym saloniku Panny Hell, w którym się znajdowali. Joe i Cleo lepiej trafić nie mogli. Góra, którą zamieszkiwali, składała się z małej, przytulnej kuchni, sypialni z dużym i przestronnym oknem wychodzącym na sad, łazienki i niewielkiego pokoju dziennego.
- Widzisz w tym coś zabawnego? – Spytał urażony Joe. Harry odkąd tylko przekroczył próg ich części i przekonał się, że to nie żart, śmiał się.
- Ustatkowujesz się – powiedział, próbując nadać swojemu głosowi wzniosłości – ty, który zapewniałeś o swojej wiecznej wolności ducha i ciała…
- Oh, zamknij się – warkął Matthews.
Potter uśmiechnął się szeroko.
- Wzięło Cię – oznajmił – Na całego.
- Co go wzięło? – Spytała Cleo wchodząc do pokoju. Przed nią unosiły się cztery filiżanki z herbatą.
- Ciebie też wzięło, jest nas troje.
- Nie długo – powiedziała stawiając herbatę na stoliku – Zaraz wpadnie Amber. Nie patrz tak, obiecałam jej notatki z zajęć.
Matthews spojrzał na nią pytająco. Ta uniosła wysoko brwi. Chwilę potem rozległo się pukanie. Wyszła z pokoju.
- Wybacz za to – powiedział szybko Joe patrząc znacząco na drzwi – Nie miałem pojęcia…
Urwał, gdy do pomieszczenia wróciła Cleo wprowadzając za sobą wysoką, zgrabną brunetką. Dziewczyna rozglądała się ze średnim zainteresowaniem po pokoju, ściskając po pachą skórzaną torbę. Ciemne włosy opadały jej niedbale na twarz, koszula w karate zwisała swobodnie.
- Poznajcie się – powiedziała Cleo podchodząc do stolika. Harry szybko wstał – Amber Hopkins, moja przyjaciółka z roku. A to Harry Potter.
Spojrzała na niego uważnie, dokładnie lustrując spojrzeniem całą sylwetkę chłopaka. Podała mu dłoń. Uśmiechnął się widząc ciemne plamy na dłoniach dziewczyny. Ona najwyraźniej też do dostrzegła, bo szybko cofnęła rękę, spuszczając głowę.
- Miło mi - rzekł szybko Potter, starając się rozluźnić atmosferę.
- Usiądź, pójdę po notatki – powiedziała Cleo wskazując miejsce obok Pottera. Ten przesunął się szybko i sam usiadł.
Dziewczyna zawahała się przez chwilę i przysiadła obok.
- Amber jest ze mną na kursie – wyjaśniła Cleo, która uczęszczała na Magiczny Kurs Nauk Międzynarodowych – A po za tym jest stałym bywalcem na Wydziale Artystycznym.
Potwierdziła lekkim uśmiechem.
- Chodziliście razem do szkoły? – Spytała. Harry poczuł dreszcze na dźwięk jej głosu. Był mocny, lekko zachrypnięty i… całkiem pociągający.
- Tak – powiedział – Mieszkaliśmy razem w dormitorium.
- A Ty, co robisz? – Spytała – Też pracujesz czy nadal się uczysz?
- Jedno i drugie – powiedział Potter, ignorując żenujące spojrzenie Matthewsa i usatysfakcjonowaną minę Cleo.
Joe, do końca swoich dni nie mógł się zdecydować czy dobrze się stało, że Harry i Amber poznali się tego popołudnia. Patrząc z perspektywy czasu i kolejnych wydarzeń, był pewien tylko jednego – ta znajomość niewątpliwie bardzo dużo zmieniła w życiu młodego Pottera. I chociaż nie mógł o tym wiedzieć, Harry był bardzo wdzięczny przyjaciołom za to spotkanie.
Otworzyła kopertę i uśmiechnęła się szeroko.
- Od Liz! – Powiedziała a James podniósł wzrok znad gazety – Chce się spotkać…
- Wrócili? – Zdziwił się Potter – To dziwne, widziałem ostatnio McQueena i narzekał, że ma za dużo roboty bo jest sam…
- Przyjeżdżają na kilka dni – wyjaśniła – No tak, to już koniec roku.
- Naprawdę? No popatrz…
- Dziwna ta wiadomość – powiedziała Lily, podając ją Jamesowi – Mam wrażenie jakby napisała ją na odczepnego…
- W sobotę umówiłaś się z Harrym – mruknął Potter oddając jej list – Będziesz musiała odwołać.
- Nie słuchasz, co do ciebie mówię!
- Słucham – zaprzeczył Potter – Nie widzę sensu w Twoim toku rozumowania. Po co ma pisać więcej, skoro spotkacie się za kilka dni? Napisz od razu do Harryego, potem zapomnisz i będzie niepotrzebnie rano wstawał w sobotę.
- Umówiliśmy się na trzecią – powiedziała Lily wyjmując kawałek pergaminu z szuflady. James uśmiechnął się szeroko.
- Właśnie, myślisz, że kiedy zdążą posprzątać?
- A to dupek! – Pisnęła Emily, zaciskając dłonie na oparciu fotela – Tak przed samym końcem roku szkolnego!
- Od początku mówiłam, że tak będzie – Przypomniała Margaret. Amy pociągnęła żałośnie nosem, biorąc z pudełka kolejną chusteczkę.
- Też mi pocieszenie.
- Nie to miałam na myśli – powiedziała szybko dziewczyna – Po prostu Patrick… No jest taki jest.
- Fajnie że przypomniałaś sobie o tym rok po tym jak byliśmy razem – jęknęła dziewczyna. Emily rzuciła siostrze karcące spojrzenie.
- Nie myśl o tym. Za dwa dni będziemy w domu…
- O Boże! To już dwa dni! – Spytała z oburzeniem Margaret – Kurcze, dwa miesiące…
- No nie, ty czego wyjesz? – Spytała przerażona Emily, gdy po policzkach siostry poleciały łzy. Amy spojrzała na nią większymi od łez oczami.
- Przez dwa miesiące nie będę się widzieć z Aronem! – Jęknęła. Amy pociągnęła nosem, a Emily sposępniała.
- Dwa miesiące… Oj, widzicie i teraz ja zaczynam…
Amy, która ściskała kurczowo pudełko z chustkami podsunęła je pod nos siostrom.
- Głupie jesteście – powiedziała drżącym głosem – Szybko zleci a ja….
Drzwi do dormitorium otworzyły się i do środka wpadła uśmiechnięta Mandy. Widząc zapłakane Lupinki spytała z przerażeniem.
- Boże, ktoś umarł!?
Ułożyła się wygodnie w fotelu. Harry, korzystając z wolnego weekendu umówił się z Joe’em i wrócić miał dopiero w sobotę rano, więc ona miała cały dom dla siebie.
Sięgnęła po książkę, okryła koc nogami. Nie zdążyła nawet otworzyć pierwszej strony, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Przeklinając w myślach, pełna najgorszych obaw poszła otworzyć. Za drzwiami stał Harry i Matthews.
- Pomóż!
Alice spojrzała rozbawiona na Joe’go, którego twarz wykrzywiła się w przerażeniu. Harry rozejrzał się po holu zamglonym spojrzeniem, spojrzał na nią i wyszczerzył się.
- Kim jesteście?
Heantley uśmiech znikn
ął z twarzy. Podeszła do Matthews’a i syknęła mu do ucha.
- Co mu zrobiłeś?
- To nie było specjalnie! To miał eliksir na ból głowy, skąd mogłem wiedzieć, co ta wariatka ma apteczce!
- Jaka wariatka? I co mu dałeś?
- Panna Hell! Ta staruszka, co u niej mieszkam. Zamiast trzymać w apteczce eliksiry na ból głowy ma jakieś…
- Masz to ze sobą? – Spytała, czując, że traci cierpliwość. Pokręcił głową. – Matthews, a ona w ogóle wie, że skorzystaliście z jej apteczki?
- Tak. Powiedziała żebym sobie wziął i wyszła z domu.
- Bierz go – powiedziała rozbawiona, wiedząc ze ma materiał na nabijanie się z nich na następny rok – Nie wiem, co mu dałeś.
Harry złapał Joe’go za rękaw i spytał konspiracyjnym szeptem.
- Jesteście parą?
Panna Sigumore Hell z pochodzenia była Niemką. Urodziła się przed I wojną światową i dzieciństwo kojarzyło jej się z krwią, okrucieństwem i strachem. Gdy skończyła jedenaście lat, została sierotą – ojciec, mugol poległ na polu bitwy a matka, która była wiedźmą, umarła na grypę. Wtedy też, dowiedziała się, że jest czarodziejką.
Trafiła do szkoły Magii i Czarodziejstwa.
Po siedmiu latach ciężkiej pracy Sigumore zdecydowała się opuścić ojczyznę. Trafiła na Magiczną Akademię Alchemii w Londynie.
Sporządzanie eliksirów, było jej pasją. Mając dziewięćdziesiąt osiem lat i będąc jednocześnie osobą niezwykle uporządkowaną, – co podkreślała wielokrotnie – nauczyła się poruszać w swojej pracowni z prawie, że po omacku. Wyznacznikiem dla mikstur stawał się zapach, kolor, gęstości i buteleczka.
Jakim więc zdziwieniem był dla niej fakt, że jej młody lokator pomylił Wywar na ból głowy z Wywarem Udziecinniającym, który przygotowywała na prośbę znajomego.
Staruszka nie była w stanie powstrzymać śmiechu na widok młodzieńca siedzącego na jej kanapie i z zainteresowaniem godnym siedmio latka obserwował swoje sznurówki, rozwiązując je i zawiązując.
- Mój drogi chłopcze czy nie uważałeś na lekcjach eliksirów w szkole? – Spytała chichocząc – Nie wiesz, że Wywar z Kory Białej Wierzby ma zupełnie inną konsystencję niż Eliksir Udziecinniający?
Joe skurczył się w sobie. Alice, która przyszła razem z nimi spojrzała na niego jak na idiotę.
- Pa licho eliksiry, gdzie ty masz oczy! Od kiedy środek przeciwbólowy ma kolor marchewki!
- Pójdziemy na lody? – Spytał Harry, wywołując chichot Sigumore.
- Chłopcze w lodówce mam lody – powiedziała do Joe;go – nałóż nam wszystkim. A ty złotko się nie denerwuj, to moja winna powinnam przewidzieć, że laik może pomylić buteleczki. Podać ci ziółek na uspokojenie? Zaraz przygotuję antidotum, do jutra powinien być normalny, ale może mieć krótkotrwałe problemy z pamięcią.
Odwróciła się i zniknęła za drzwiami gabinetu. Po chwili wróciła.
- Daj mu to jak będzie denerwujący – powiedziała szeptem podając jej małą buteleczką – Będzie spał jak dziecko. No, nie denerwuj się – dodała szeptem – Twojemu chłopakowi nic nie będzie, jutro będzie jak nowy.
- Nie jest moim chłopakiem – oznajmiła Alice i zaśmiała się – To mój współlokator.
- Na razie… - szepnęła Sigumore, ale tego dziewczyna już nie dosłyszała.
Otworzył drzwi i zmarszczył brwi. Ellen uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Hej, pamiętasz mnie? – Spytała a gdy potwierdził skinieniem głowy dodała – Zastałam Alice?
- E… nie, jeszcze nie wróciła – powiedział patrząc na nią lekko zszokowany. Gdy dotarło do niego że stoją w progu, przesunął się w głąb – Możesz poczekać, za niedługo będzie.
- Dzięki – uśmiechnęła się. W ciszy zaprowadził ją do kuchni.
- Chcesz coś do picia? Herbatę, kawę czy coś…
- Nie, dziękuję – powiedziała szybko. Zapanowała niezręczna cisza – W skali od jednego do dziesięciu jak bardzo mam u ciebie przechlapane?
- Co…? – Spytał rozkojarzony, próbując sobie przypomnieć, o czym zapomniał. Wiedział, że coś takiego jest - Ah, chodzi Ci o tamto. Nie ma sprawy, powinienem być ci wdzięczny. To dużo wyjaśniło.
- Nie, to ja powinnam ci od razu powiedzieć… Ktoś puka.
Gestem pokazał jej żeby siedziała i przeszedł do drzwi. Zamarł, widząc w progu Amber.
- Byliśmy umówieni?
Roześmiała się.
- Nie da się ukryć – powiedziała z szerokim uśmiechem – Mieliśmy iść do kina, zapomniałeś?
- To bardzo długa historia – przyznał – Wejdź. Musimy zaczekać chwilę na moją współlokatorkę… mówiłem ci, że mam współlokatorkę? – Spytał.
Zaprzeczyła ruchem głowy. Jęknął w duchu.
Wprowadził ją do kuchni. Ellen spojrzała w ich stronę i wstała szybko.
- To jest Ellen, a to Amber – przedstawił. W tej samej chwili do pomieszczenia wpadła zdyszana Alice. Widząc kobiety, patrzące na siebie z lekkim rozbawieniem jęknęła.
- Wiedziałam, że nie powinnam cię zostawiać samego! – Powiedziała przepraszająco – Jakich głupot wam nagadał?
- Przepraszam Cię za dziś – szepnął Harry, a Amber uśmiechnęła się szeroko – Głupio wyszło. Zabiję Joe’go jak go dopadnę w swoje łapy.
- Żałuję że tego nie widziałam – powiedziała – Alice opowiadała to tak… kusząco.
- Właśnie, za nią też cię przepraszam – dodał szybko Potter – Powinienem powiedzieć Ci o niej wcześniej.
- Pozłoszczę się na ciebie jutro – oznajmiła z czułością dziewczyna – I wtedy wszystko mi opowiesz. Musze iść. Miło było was poznać – rzuciła do Alice i Ellen, które właśnie wchodziły na górę. Te kiwnęły tylko głowami i zniknęły w korytarzu. Amber cmoknęła Harryego w policzek i wyszła. Potter zmarszczył brwi.
- Alice!? – krzyknął stojąc u schodów – Co to był za eliksir co Ci go dała Sigumore i co z nim zrobiłaś?
- Nasenny – odpowiedziała uchylając drzwi – Dałam Ci jak wróciliśmy do domu.
Kiwnął głową i odwrócił się. Po chwili znów był przy schodach.
- Alice?! Dlaczego jestem w innym ubraniu?
- Lepiej żebyś nie wiedział…
Popatrzyła w zamyśleniu na oddalające się córki, spojrzała pytająco na Matta. Ten wzruszył tylko ramionami. Alan pociągnął go za rękaw i po chwili chłopcy zniknęli w domu.
- Nie wiem, co im się stało. – Oznajmiła Cristin, zwracając się do Lily – Odkąd wróciły są takie markotne. Amy w ogóle nie poznajęR
30;
- To burzliwy wiek – powiedziała Lily, wystawiając twarz do słońca – Pierwsze miłości, szczęśliwe i nieszczęśliwe.
- Pierwsze mam już za sobą – przyznała Lupin, patrząc ukradkiem na córki, które wąchały róże rosnące przy ogrodzeniu – Ten rok był bardzo uczuciowy.
- Widziałam – zachichotała Lily, przypominając sobie pożegnania sióstr z chłopakami – Zaraz, czy to, dlatego w tym roku Remusa nie było na peronie?
- Cicho! – Syknęła kobieta rozglądając się dookoła – On nic nie wie! Nie widziałaś jego miny jak rok temu Amy spotkała się z chłopakiem w Londynie. Przecież ja myślałam, że on go rozszarpie, a naprawdę zachowywali się przyzwoicie jak na swój wiek.
Lily zachichotała. Lupin uniosła brwi.
- I tak zachowuje się kobieta, która wizytuje u syna, co tydzień, żeby sprawdzić czy dziewczyna, z którą mieszka nie posuwa się zbyt daleko.
- Ciekawe gdzie Liz z Syriuszem? – Spytała szybko Lily, czując, że czas zmienić temat – Mieli być już dawno.
- Z tego, co wiem od razu z peronu mieli pojechać zawieść rzeczy dzieci i przyjść tu. To wy się umawialiście.
- Trzeba ich było od razu zgarnąć – stwierdziła Lily.
- Trzeba nas było najpierw zauważyć – usłyszały z tyłu rozbawiony głos – Nie widziałaś znaków, które Ci przesyłaliśmy?
- To od was był ten samolocik?! – Spytała z oburzeniem rudowłosa, przypominając sobie burę, jaką urządziła przestraszonemu pierwszoroczniakowi – A ja zrugałam tego chłopaczka!
Wstała, rzucając się na przyjaciółkę, który zachichotała. Odsunęła się od niej gwałtownie, patrząc tak jakby widziała ją po raz pierwszy.
- Co ty masz na głowie?
- Jak tu wchodziłam miałam włosy – powiedziała powoli – Coś się zmieniło?
- Tak! Są… krótkie! I... jaśniejsze!
- To od słońca – wyjaśniła szybko – A długość jest zła?
Obróciła się, prezentując w okazałości obcięte do szyi włosy.
- Nie, jest po prostu inaczej!
- Oh, przestańcie gadać i chodź tu! – Odezwała się zniecierpliwiona Lupin i szybko uścisnęła przyjaciółkę – Ładnie jest. Gdzie Syriusz?
Zanim kobieta zdążyła coś powiedzieć z domu wybiegła Vivien, machnęła przelotnie do kobiet i popędziła w stronę trojaczków. Za nią wyszedł rozbawiony Steven, który żywo dyskutował z Harrym. Mężczyźni spojrzeli na kobiety, potem na siostry Lupin, które jakby się trochę ożywiły, na Alana i Matta aż w końcu obejrzeli się za siebie. Najwyraźniej uznali, że nie przynależą do żadnej z grup, bo oddalili się w głąb ogrodu siadając na wyczarowanych przez Harryego krzesłach.
I wtedy na samym końcu wyszła męska część uczestników spotkania. James i Remus, kierowali tacami z zimnymi napojami a Syriusz, który jak się chwilę później okazało zostawił różdżkę w domu, niósł wielki talerz z łakociami.
- Brakuje już tylko Ann – powiedziała Lily.
- A Peter i Patsy? – spytała Liz, marszcząc brwi.
- Nie przyjdą, coś im wypadło – oznajmiła. Spojrzała w stronę męża, który zawzięcie kłócił się o coś z Remusem, gestykulując żywo. Syriusz przysłuchiwał się dyskusji przyjaciół z szerokim uśmiechem. – No dobra a teraz opowiadaj. Co u was?
Liz zamyśliła się przez chwilę, zanim odpowiedziała.
- Dobrze – stwierdziła w końcu – Całkiem dobrze. To był dobry pomysł, żeby zmienić otoczenie.
- Dobrze rozumiem, że nie zostajecie? – Spytała Lupin.
Liz zmieszała się.
- Na razie nie – powiedziała i dodała – Przynajmniej do końca roku.
- Tylko nie zapuście tam korzeni – ostrzegła surowo Lily – Teraz jak Alan idzie do szkoły będę miała bardzo dużo wolnego czasu.
- Właśnie, dlaczego ani razu nie przyjechaliście? – Spytała z oburzeniem kobieta – Macie taką samą drogę, co my.
- I po co się było odzywać?
Cała trójka spojrzała na Ann, która dziarsko wkroczyła do ogródka domu Państwa Potter. Kobieta, widząc, że przyjaciółki jej się przyglądając uśmiechnęła się szybko. Nie starczyło.
- Co się stało? – Spytała ostro Lily, wstając i ściskając Winter. Pozostałe kobiety zrobiły to samo.
- Nic – powiedział zupełnie obojętnie Ann – Co zrobiłaś z włosami?
- Nie mydl mi tu oczu włosami – skarciła ją Black, siadając – tylko mów, co się stało. Strasznie wyglądasz.
- Dzięki! – Fuknęła urażona kobieta – Ja Ci nie mówiłam, że wyglądasz lepiej niż kostucha…
Liz wzruszyła ramionami.
- Nie musiałaś, Lily robiła to za ciebie. No dobra, ale wracając do tematu. Co się stało?
Zapanowała krótka chwila. Ann uznając, że nie ma sensu dłużej udawać, bo kobiety i tak swoje wiedzą, powiedziała.
- Widziałam się z Robertem.
Zapanowała krótka chwila, podczas której kobiety czekały aż Ann krzyknie „Żartowałam!”, po czym Lily powiedziała powoli.
- To chyba wróży kłopoty…
- I to cała, skomplikowana historia – stwierdziła z goryczą Ann, unikając spojrzeń przyjaciółek.
- No to klops – oznajmiła Lily – Powiem ci, że głupia jesteś.
- Dlaczego tym razem? – Spytała z oburzeniem kobieta.
- Bo po raz drugi, pozwoliłaś mu wyjechać.
- Lily! Nie słuchałaś! Jest zaręczony!
- Słuchałam – zaprzeczyła kobieta – z tego, co mówisz, wyraźnie dawał ci znaki, że wcale nie chce wyjeżdżać. Inaczej nie poruszyłby tego tematu.
- To przeszłość – oznajmiła dobitnie Winter – Po za tym, nie to mnie męczy. Wychodzi na to, że zostałam sama. To spotkanie uświadomiło mi tylko, że bezsensownie ułożyłam sobie życie. Powinnam coś robić a tymczasem…
- Użalasz się nad sobą – dokończyła Liz i dodała – Co w pewnym sensie jest zrozumiałe.
- Nie martw się – dodała szybko Lily – Podobno w życiu bilans nieszczęść i szczęścia musi się zgadać. Po każdej burzy wschodzi słońce itd.…
- Najwidoczniej gość od losu nie umie liczyć – mruknęła Winter – Po póki, co, jestem na ujemnym.
- Liz dobrze zrobił ten wyjazd – powiedziała Lily, podając Jamesowi talerzyk po cieście – Obojgu dobrze zrobił.
- To prawda – zgodził się z uśmiechem Potter, odstawiając naczynia do szafki – Widać to po nich.
- Mimo wszystko… - Lily zawahała się – mam wrażenie, że Liz nie doszła jeszcze całkiem do siebie.
- To jest akurat zrozumiałe – zauważył mężczyzna – To tylko kilka miesięcy. Na to trzeba czasu.
- Syriusz się bardzo stara – powiedziała cicho Lily – Zrobił się taki opiekuńczy i czuły…
- O tak, tego nie da się nie zauważyć.
- W sumie, to może dobrze, że to wszystko się stało. Wiem, że to było dla nich straszne, ale przerwali. Zbliżają się do siebie, nadal kochają…Jeżeli przeszli taką próbę, to nie wiem czy coś będzie ich w stanie rozdzielić.
Przez chwilę zapanowała cisza. Potem Lily znów się odezwała.
- James…?
- Mhm?
Podeszłą do niego od tyłu, obejmując go mocno w pasie. Uśmiechnął się, odwracając do nie twarzą. Odgarnął włosy z jej czoła.
- Jak myślisz, mieliśmy wystarczająco dużo prób?
- Myślę, że starczy ich jeszcze na następne wcielenie.
Zrobiło mi się wstyd, że na drugim blogu notki pojawiają się tak często, a tu nie opublikowałam nic, chociaż mam zapas rozdziałów. Więc dodałam :)
Notka jest świetna ! :D Strasznie mnie bawi podejście Remusa do miłości jego córek . Hahah. :) I ostatnio są wybitne akcje z Harrym :D Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNotka super!!Czekam na kolejną;))
OdpowiedzUsuńszczerze mówiąć, gubię się trochę w tym nadmiarze bohaterów. te nowe koleżanki Harry'ego... trochję mnnie to już przerasta. juz w końcu nei wiem, z którą on ma w zamierzeniu być:d lepiej mi idzie połapywanie się w strarszym pokoleniu. końcówka była taka ładna, aż zal zważywszy na to, co będzie potem ;p ;( podobał mi się fragment o siostrach Lupin:D niezłe sa:D baaardzo uczuciowe. 'Boże, ktoś umarł?' zdecydowanie wymiata
OdpowiedzUsuńMroczny dom, w którym żyją różne istoty, więcej różne rasy. Celem powstania domu było danie spokoju tym istotą. Ale czy aby na pewno tak jest ?? Kłótnie między mieszkańcami zdarzają się częściej niż było planowane... Niektórzy przedstawiciele ras nie tolerują innych.I nie zawsze radzą sobie z tym, wtedy wkracza najpotężniejsza. Chcesz poznać smak grozy ?? Wejdź... dark-house.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńciekawy pomysł na bloga;)zapraszam na http://miloscismutek.blog.onet.pl/dopiero zaczynam pisać, ale zapewniam wiele ciekawych komentarzy o miłości i uczuciach. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńwlasnie skonczylam czytac caly blog!! jest przeswietny!!!! piszesz po prostu fenomenalnie!!!! na serio napisz ksiazke kobieto a bedziesz slawna bo masz talent! co do notki.... S.U.P.E.R! mam tylko jedna krytyke..... PISZ SZYBCIEJ!!!! szybciej bo juz miesiac nie pisalas :( ja chce notke!:( pozdro :P
OdpowiedzUsuńhej ;* bardzo podobają mi się twoje opowiadania. jeśli chcesz, żebym je oceniła, zgłoś się na www.in--memoriam.blog.onet.pl nie nalegam oczywiście! xD
OdpowiedzUsuń