Wybaczyć...?

Do diabła ze zmianami! Cuda się zdarzają, głupi zawsze ma szczęście a ja, mam całe życie na zmiany. Zaliczyłam matematykę i mój humor sam popchnął mnie ku temu, żeby opublikować ten rozdział. Jeszcze dziś wieczorem, uzupełnię linki z bohaterami. 

Ah, jeszcze coś. Tak dla własnej ciekawości, chciałabym wiedzieć, ile was jest. Mogę liczyć na zwykłe "Ja" pod notką? :)

W poniedziałek zaczynam ferie, więc jeśli coś napisze, to może w drugim tygodniu dodam kolejny rozdział.  

Wybaczyć

 

Jest taka chwila, kiedy nie czuje siÄ™ już bólu. Wrażliwość znika, a rozsÄ…dek tÄ™pieje, aż zatraci siÄ™ poczucie czasu i miejsca. Gabriel García Márquez — Opowieść rozbitka

 

- Idź siÄ™ przeÅ›pij – powtórzyÅ‚a, ziewajÄ…c przeciÄ…gle – Ledwo siÄ™ trzymasz na nogach.

- Ty nie wyglÄ…dasz lepiej – zauważyÅ‚ z przekÄ…sem opierajÄ…c gÅ‚owÄ™ o Å›cianÄ™ – Nie wyjdÄ™, dopóki …

- Powtarzasz to już kolejny raz. SÅ‚yszaÅ‚eÅ›, że wszystko siÄ™ udaÅ‚o. Odpocznij, i tak ciÄ™ teraz nie wpuszczÄ…. Ja tu posiedzÄ™, na wypadek gdyby…

Urwała, bo jak na komendę z sali wyszła pielęgniarka. Rozejrzała się po korytarzu i nim zdążyła zrobić chodź jeden krok w ich stronę, Syriusz już był przy niej.

- ObudziÅ‚a siÄ™ – powiedziaÅ‚a i widzÄ…c, że Black otwiera usta dodaÅ‚a – Ale znów Å›pi. PodaliÅ›my jej Å›rodki znieczulajÄ…ce i usypiajÄ…ce. JeÅ›li rano bÄ™dzie siÄ™ lepiej czuÅ‚a bÄ™dÄ… mogli siÄ™ paÅ„stwo z niÄ… zobaczyć.

Black wypuścił ze świstem powietrzem.

- ProszÄ™ wracać do domu – dodaÅ‚a – Wszystko jest już w porzÄ…dku.

- Syriusz – powiedziaÅ‚a Å‚agodnie Lily – Wracaj do domu. Nic wiÄ™cej nie zrobimy, a teraz bÄ™dzie już tylko lepiej.

Black chciał zaprotestować, jednak z jego ust wydobyło się tylko głośnie ziewnięcie. Niechętnie kiwnął głową, rzucając tęskne spojrzenie na zamknięte drzwi.

Lily pchnęła go lekko w drugą stronę i uśmiechnęła się smutno do pielęgniarki.

- Poczekam na Jamesa – powiedziaÅ‚a do Syriusza – Wracaj do domu. Zobaczymy siÄ™ jutro.

Kiwnął krótko głową i bardzo powoli oddalił się w kierunku wyjścia z korytarza. Opadła na krzesło i wydala z siebie krótkie westchnienie. Przestała się bać.

- Lily?

Podniosła głową. Na widok męża, jej twarz rozjaśnił cień uśmiechu. Oparła głową na jego brzuchu.

- ObudziÅ‚a siÄ™ – powiedziaÅ‚a cicho, tÅ‚umiÄ…c ziewniÄ™cie – Syriusz poszedÅ‚ do domu. Tak myÅ›lÄ™.

- Chcesz zostać. – OdgadÅ‚ po jej minie, delikatnie gÅ‚adzÄ…c jÄ… po policzku. Przytaknęła.

- PrzespaÅ‚am siÄ™ po poÅ‚udniu – zapewniÅ‚a – BÄ™dÄ™ spokojniejsza.

Potter kiwnął głową i usiadł na krześle obok. Przechyliła lekko głową, dając mu wyraźnie do zrozumienia, że sama da sobie radę.

James pokręcił głową, jednak widząc, że nie wygra z żoną, wstał.

- Jutro rano osobiÅ›cie zaciÄ…gnÄ™ CiÄ™ do łóżka – obiecaÅ‚ surowym tonem i schyliÅ‚ siÄ™ by pocaÅ‚ować jÄ… na dobranoc. ZachichotaÅ‚a.

- MyÅ›lisz tylko o jednym – wytknęła opierajÄ…c gÅ‚owÄ™ o Å›cianie, a widzÄ…c jego znaczÄ…ce spojrzenie dodaÅ‚a – ObiecujÄ™, że jak tylko Syriusz przyjdzie, pójdÄ™ do domu i odeÅ›piÄ™ tÄ… noc.

- Dobranoc – powiedziaÅ‚ zerkajÄ…c na zegarek. DochodziÅ‚a północ. – PrzyjdÄ™ po ciebie rano.

Pokiwała głową i przymknęła oczy. Gdy nie usłyszała kroków męża, uchyliła powieki.

- MiaÅ‚eÅ› iść – przypomniaÅ‚a sennie.

- JesteÅ› pewna, że zostajesz? – SpytaÅ‚, marszczÄ…c brwi. Westchnęła.

- Tak. Idź już, proszę. Ktoś tu powini
en zostać. Dobranoc.

- Dobranoc.

 

Otworzyła powoli oczy. Rozmazany, bezkształty obraz zawirował jej przed oczami. Zamrugała, odzyskując ostrość wzroku i odsunęła głowę, widząc przed sobą twarz Harkera.

- CoÅ› siÄ™ staÅ‚o? – SpytaÅ‚a sennie, powoli kojarzÄ…c fakty. Liz. Wypadek. Dziecko. WyprostowaÅ‚a siÄ™ gwaÅ‚townie – CoÅ› z Liz?

- Wszystko w porzÄ…dku – powiedziaÅ‚ szybko mężczyzna, prostujÄ…c siÄ™ – Nie rozumiem, dlatego, co tu robisz.

- KtoÅ› powinien zostać – wyjaÅ›niÅ‚a – Syriusz miaÅ‚ naprawdÄ™ ciężki dzieÅ„, musi siÄ™ wyspać. Która godzina?

- Dochodzi siódma. Właśnie kończę dyżur.

Pokiwała głową, tłumiąc ziewnięcie.

Lekarz zawahał się przez chwilę, spoglądając w stronę sali, aż w końcu powiedział.

- Możesz do niej wejść.

- DziÄ™ki – powiedziaÅ‚a, wstajÄ…c. ZachwiaÅ‚a siÄ™ i zÅ‚apaÅ‚a za ramiÄ™ mężczyzny, żeby nie upaść. OdzyskujÄ…c równowagÄ™, kiwnęła krótko gÅ‚owÄ….

- Lily – odezwaÅ‚ siÄ™, gdy jej dÅ‚oÅ„ dotknęła klamki – Nie spodziewaj siÄ™ zbyt wiele. Jest w kiepskiej formie.

Przytaknęła i weszła do środka.

 

Na widok przyjaciółki, resztki uśmiechu zniknęły z twarzy rudowłosej. Liz siedziała na łóżku, wpatrując się tępo w punkt gdzieś nad drzwiami. Dłonie zacisnęła na pościeli, usta zacisnęła w cienką linię. Jej oczy wydawały się być całkiem puste, jak głęboka studnia bez dna.

- Cześć – odezwaÅ‚a siÄ™ Potter, podchodzÄ…c do łóżka kobiety. Na dźwiÄ™k jej gÅ‚osu, Black przeniosÅ‚a swoje spojrzenie na Lily. Wyraz jej twarzy pozostaÅ‚ tak samo pusty jak do tej pory, gdy odpowiedziaÅ‚a.

- Cześć.

Lily ostrożnie usiadła na krześle i zmusiła do sztucznego uśmiechu.

- Jak siÄ™ czujesz? – ZadaÅ‚a pierwsze pytanie, jakie wpadÅ‚o jej do gÅ‚owy. Szybko pożaÅ‚owaÅ‚a, bo dÅ‚onie kobiety zacisnęły siÄ™ mocniej na poÅ›cieli, a jej twarz przestaÅ‚a przypominać maskÄ™ – wykrzywiÅ‚a siÄ™ w grymasie bólu.

- Dobrze – powiedziaÅ‚a chÅ‚odno.

- Bardzo siÄ™ martwiliÅ›my – spróbowaÅ‚a ponownie Potter – ByÅ‚o naprawdÄ™ źle.

- Nie wÄ…tpiÄ™.

ZamilkÅ‚y. Lily nie potrzebowaÅ‚a wiÄ™cej – Liz wiedziaÅ‚a, co siÄ™ staÅ‚o, i wiedziaÅ‚a o decyzji, jakÄ… podjÄ…Å‚ Syriusz. 

Lily spuściła głowę. W tej chwili, zabrakło jej słów. 

- Nie było..

- Nie chce o tym sÅ‚ychać – przerwaÅ‚a jej cicho Liz, a uÅ›cisk jej dÅ‚oni rozluźniÅ‚ siÄ™ – Nie mam na to ochoty.

Podniosła wzrok. Liz opuściła głowę, a wzrok utkwiła w tali. Lily przysunęła się do przyjaciółki. Położyła dłoń na jej ramieniu.

- Przykro mi – wyszeptaÅ‚a. Black podniosÅ‚a wzrok, a jej twarz caÅ‚kiem zÅ‚agodniaÅ‚a. Teraz widać byÅ‚o, jak bardzo cierpi.

Drzwi otworzyły się ponowie i do środka weszła pielęgniarka.

- Mąż przyszedÅ‚ – powiedziaÅ‚a, podchodzÄ…c bliżej – BÄ™dzie Pani musiaÅ‚a wyjść, w Å›rodku może być tylko jedna osoba.

Lily podniosła się, ale Liz szybko złapała ją za nadgarstek. Rudowłosa spojrzała na nią zdziwiona. Jej usta zacisnęły się w cienką linię, ciało napięło się. Znów przybrała maskę.

- ZostaÅ„ – poprosiÅ‚a, marszczÄ…c brwi.

- Ale…

- Nie chcę go widzieć. Zostań.

- Liz, to nie… - zaczęła cicho Potter – NaprawdÄ™ nie miaÅ‚ innego wyboru…

- Nie Lily – powiedziaÅ‚a Liz, a Potter poczuÅ‚a dreszcze na dźwiÄ™k jej gÅ‚osu – Nie miaÅ‚ prawa tego robić. Nie wolno mu byÅ‚o. Nie chcÄ™ go widzieć.

Kiwnęła krótko głową, jednak nie usiadła.

- Zaraz wrócÄ™ – zapewniÅ‚a – James pewnie czeka.

Podeszła do drzwi i wyszła na korytarz. Syriusz podniósł się jak na komendę, a Lily niechętnie na niego spojrzała.

- Nie możesz na razie wejść – powiedziaÅ‚a cicho, spuszczajÄ…c wzrok – Ona…

Zawahała się. Niby, co miała mu powiedzieć?

- Wie – dokoÅ„czyÅ‚, marszczÄ…c brwi. Lily kiwnęła krótko gÅ‚owÄ… i szybko dodaÅ‚a.

- Potrzebuje trochÄ™ czasu. To dla niej trudne…

- A dla mnie nie?!

Usiadł. Lily zawahała się i odezwała cicho.

- Musisz pozwolić jej siÄ™ z tym uporać – wyszeptaÅ‚a. Mężczyzna podniósÅ‚ gÅ‚owÄ™.

- Nie wyjdÄ™ stÄ…d – powiedziaÅ‚ – I nie zostawiÄ™ jej samej.

Wstał i podszedł do drzwi.

- Syriusz – odezwaÅ‚a siÄ™ cicho Lily – Nie pomożesz jej teraz.

Odsunął się od drzwi. Lily przeszła obok.

- DziÄ™kujÄ™ – szepnęła.

 

Czuwała przy niej przez resztę dnia. Pod wieczór, zmieniła ją Cristin, którą poinformował James. Liz nie chciała nawet słyszeć o Syriuszu.

On siedział jednak wytrwale pod salą.

Dopiero następnego dnia, gdy nastąpiła znaczna poprawa i przeniesiono ją do innej sali, Syriusz opuścił korytarz.

Black skwitowała to milczeniem. Godziła się na jego obecność, jednak w sali zawsze musiał być ktoś inny, a ona ignorowała każdą próbę rozmowy, którą zaczynał Syriusz.

Mijały kolejne dni, a kobieta wydawała się być coraz mniej obecna.

Zupełnie tak, jakby zamknęła się w swoim własnym świecie i nie wpuszczała do niego nikogo.

 

Wyszła z sali, biorąc od męża płaszcz. James zmarszczył brwi, rzucając niespokojne spojrzenie w stronę drzwi.

- Jak sądzisz, ile to może jeszcze trwać?

Lily pokręciła głową.

- Nie mam pojęcia. Ona jest taka nieobecna. Boję się o nią.

James westchnął. Lily bardzo przejęła się losem przyjaciół, a on doskonale ją rozumiał. Sam oddałby wiele, żeby móc im pomóc.

Rudowłosa zamarła na chwilę, wpatrując się w drzwi w korytarzu. James podążył za jej wzrokiem.

- Chodź – poprosiÅ‚a, dopinajÄ…c pÅ‚aszcz – Porozmawiam z nim.

- MyÅ›lisz że coÅ› ci powiedzÄ…? – zapytaÅ‚ Potter, idÄ…c za Lily.

- Niech spróbuje nie powiedzieć…

Podeszli do uzdrowicieli, którzy natychmiast przerwali rozmowÄ™. Starszego, posiwiaÅ‚ego James kojarzyÅ‚ – to on zajmowaÅ‚ siÄ™ Liz, Lily wiele razy o nim wspominaÅ‚a podczas ich pobytu w szpitali.

Drugiego mężczyzny, dużo młodszego, wysokiego blondyna widział po raz pierwszy.

- DzieÅ„ dobry – powiedziaÅ‚a Lily, patrzÄ…c na Harkera – Możemy porozmawiać.

- DzieÅ„ dobry. PaÅ„stwo siÄ™ chyba nie znacie – stwierdziÅ‚ uprzejmie Gregory – Lily Potter a…

- Josh O’Donely – wtrÄ…ciÅ‚ szybko mężczyzna, wymieniajÄ…c uÅ›cisk dÅ‚oni z Lily a nastÄ™pnie z Jamesem.

- DarowaÅ‚byÅ› sobie te sÅ‚odkie oczka – mruknÄ…Å‚ Harker – DomyÅ›lam siÄ™, o co Ci chodzi. Wiesz że nie mogÄ™…

- Na litość boskÄ… – szepnęła zirytowana Lily – Daruj sobie te formalnoÅ›ci. MartwiÄ™ siÄ™ o niÄ….

- Nie jestem cudotwórcÄ… – powiedziaÅ‚ uzdrowiciel – Ani psychologiem. Fizycznie, jej stan siÄ™ polepsza.

- Wiem, ale czy to rozsÄ…dne pozostawiać ich samych sobie…

- Rozumiem do czego zmierzasz – powiedziaÅ‚ szybko Gregory. James, który uważnie przysÅ‚uchiwaÅ‚ siÄ™ rozmowie, spojrzaÅ‚ na drugiego mężczyznÄ™. Ten natychmiast odwróciÅ‚ wzrok od Lily i powiedziaÅ‚.

- To ta kobieta spod szóstki? ZajrzÄ™ do niej. Dowidzenia PaÅ„stwu – dodaÅ‚ i oddaliÅ‚ siÄ™.

- Porozmawiam z nimi – dodaÅ‚ Harker – To musi trochÄ™ potrwać.

 

- WyglÄ…da na to, że wszystko zmierza w jak najlepszym kierunku – powiedziaÅ‚ uzdrowiciel uÅ›miechajÄ…c siÄ™ do Liz. Nie odwzajemniÅ‚a gestu, w ciszy zapinajÄ…c guziki koszulki nocnej. Mężczyzna usiadÅ‚ na brzegu łóżka –Jeszcze kilka dni i PaniÄ… wypiszemy.

Milczała.

Mężczyzna pokiwaÅ‚ gÅ‚owÄ… i wstaÅ‚. SpojrzaÅ‚ na niÄ…, marszczÄ…c jasne brwi i wyszedÅ‚ z sali, rzucajÄ…c na odchodnym „Do widzenia”,

Gdy tylko drzwi zamknęły się za nim, po policzku kobiety, popłynęły łzy.

 

- Możemy porozmawiać? – SpytaÅ‚ Harker, przymykajÄ…c drzwi i spojrzaÅ‚ na Syriusz. Black kiwnÄ…Å‚ krótko gÅ‚owÄ… i obaj mężczyźni oddalili siÄ™ w ciszy w stronÄ™ gabinetu lekarskiego.

- ProszÄ™ siadać – zachÄ™ciÅ‚ uzdrowiciel, zajmujÄ…c miejsce przy biurku. NabraÅ‚ gÅ‚oÅ›no powietrza, zaplatajÄ…c palce.

- Co się stało?

- Fizycznie, wszystko jest w jak najlepszym stanie – zaczÄ…Å‚ mężczyzna powoli dobierajÄ…c sÅ‚owa – Nie pokoi mnie jednak jej stan psychiczny. ZdajÄ™ sobie sprawÄ™, że dla kobiety utrata dziecka w tak dramatycznych, nie oszukujmy siÄ™, okolicznoÅ›ciach jest ciężka do pogodzenia, obawiam siÄ™ jednak, że ona sama nie da sobie z tym rady.

- Nie chce z nikim rozmawiać – powiedziaÅ‚ cicho Black – Nie wiem, jak mam jej pomóc, skoro nie chce tej pomocy.

- Zatrzymamy ją jeszcze kilka dni na obserwacji. Proszę z nią być. Jeśli sytuacja nie ulegnie poprawie,skonsultuję Państwa z psychologiem. Wsparcie ze strony rodziny jest jej teraz jednak najbardziej potrzebne. 

 

Ból łączy dwoje ludzi o wiele silniej niż miłość czy namiętność. Gerritsen Tess

 

Nie patrzyÅ‚a w jego stronÄ™. Nie sÅ‚uchaÅ‚a, co do niej mówi. Nie zdawaÅ‚a sobie nawet sprawy, że jest razem z niÄ… w sali. Równie dobrze, mógÅ‚by teraz wyjść bez sÅ‚owa – pewnie by tego nie zauważyÅ‚a.

Tak było łatwiej. Postawić przed sobą gruby mur, który odgradzał ją od tego wszystkiego. Od Syriusza, rodziców, dziecka.

Miała dość ciągłych zapewnień, że wszystko będzie w porządku, dość ciągłego przypominania jej o ostatnich dniach. Chciała po prostu zasnąć i obudzić się bez bolesnych wspomnień.

Wszystko to, co do tej pory miało w jej życiu jakąś wartość, straciło sens.  Całą istotą jej istnienia, stało się zapomnienie.

Powoli odwróciła wzrok od białej ściany, w którą się wpatrywała. To był najprostszy a zarazem najtrudniejszy sposób na odcięcie się od rzeczywistości.

Przed sobą zobaczyła bladą, zmęczoną twarz Syriusza. Nawet nie zauważyła, gdy usiadł na krześle tuż przy niej.

Chciała odwrócić głowę, jednak mężczyzna był szybszy. Ujął jej twarz w dłonie i zmusił, żeby na niego spojrzała. Jeszcze nigdy, jego spojrzenie nie sprawiły jej bólu.

- Tak nie można – powiedziaÅ‚ cicho – Porozmawiajmy.

Nie odpowiedziała, robiąc wszystko, co w jej pomocy by na niego nie patrzeć.

- Liz, spójrz na mnie.

Zamrugała, odwracając wzrok na mężczyznę. Ich spojrzenia się spotkały. Kobieta cofnęła lekko głowę. Syriusz błagał.

- Nie mamy, o czym rozmawiać – powiedziaÅ‚a zachrypniÄ™tym gÅ‚osem. ZabraÅ‚ dÅ‚onie, ukÅ‚adajÄ…c je na swoich kolanach. Przez jego twarz przebiegÅ‚ niedostrzegalny cieÅ„.

- MyÅ›lisz, że mnie to nie boli? – SpytaÅ‚ cicho, przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ jej – SÄ…dzisz, że mnie to obeszÅ‚o? Codziennie zastanawiam siÄ™, co by siÄ™ staÅ‚o, gdybym tam z TobÄ… poszedÅ‚. Co chwilÄ™, plujÄ™ sobie w twarz, ż
e mnie przy tobie nie było. To moja wina, wiem o tym. Ale nie mogę dłużej znieść Twojej obojętności.

Nie odpowiedziała.

- Liz – zaczÄ…Å‚ cicho – Nie miaÅ‚em wyjÅ›cia. Nie byÅ‚em w stanie ocalić was oboje. I nie byÅ‚bym w stanie żyć bez ciebie, rozumiesz?

- Nie miaÅ‚eÅ›… - zaczęła, ale nie skoÅ„czyÅ‚a, bo gÅ‚os zaÅ‚amaÅ‚ siÄ™.

- Nie miaÅ‚em – zgodziÅ‚ siÄ™, trochÄ™ pewniejszym tonem – BÄ™dÄ™ żyć z tÄ… Å›wiadomoÅ›ciÄ… do koÅ„ca życia, ale gdyby ktoÅ› znów postawiÅ‚by mnie przed tym wyborem, zrobiÅ‚bym to samo. Nie wyobrażam sobie Å›wiata bez ciebie…

Zapadło milczenie. Tym razem, nie była w stanie odwrócić wzroku. Nie zdolna wydobyć z siebie żadnej konkretnej odpowiedzi, zapytała.

- Gdzie dzieci?

- Steven zostaje w szkole. Vivien wraca przed samymi Å›wiÄ™tami – wyjaÅ›niÅ‚ krótko – Nic nie wiedzÄ….

Kiwnęła głową, dając mu do zrozumienia, że przyjęła wiadomość. Po raz kolejny, zapanowała pełna napięcia cisza. Nie mogąc jej dłużej znieść, Syriusz podniósł się i odwrócił. Chciał coś jeszcze powiedzieć, gdy Liz złapała go za dłoń.

Bardzo powoli spojrzał na nią. Odsunęła się tak szybko jak wyciągnęła rękę w jego stronę. Na jej twarzy wymalowana była niepewność.

- ZostaÅ„ – poprosiÅ‚a, tak cicho, że ledwo jÄ… dosÅ‚yszaÅ‚. WystarczyÅ‚o.

 

Powolnie ciągnące się dni, zdawały się ich wykańczać. Każda dodatkowa noc, którą Liz spędziła w szpitalu, wydawała się wysysać z nich coraz więcej życia. Im więcej słów padało, tym mniej sensu w nich było i tym trudniej było je wypowiadać. Przestali mówić i liczyć czas.

Liz wróciła do domu na trzy dni przed Bożym Narodzeniem. Syriusz nie miał pojęcia jak ma się zachowywać. Zadbał, by nic, nie przypominało jej o dziecku, sam zajął się wszelkimi przygotowaniami do świąt, które zdecydowali się spędzić u siebie. Żeby nie odciążać Liz, Vivien miała przyjechać w Boże Narodzenie, razem z dziadkami. Tego samego dnia wieczorem, mieli z powrotem zabrać ją do siebie. Do domu wrócić miała dopiero przed Sylwestrem.

Ona zupełnie inaczej wyobrażała sobie powrót. Chciała jak najszybciej wrócić do normalności i chociaż była nadal osłabiona próbowała za wszelką cenę jak najmniej czasu spędzać w łóżku.

Marzyła o normalnych świętach, podczas których nie będzie musiała znosić troskliwych pytań rodziny i przyjaciół i uważnego spojrzenie Syriusza, które nie zostawiało jej samej nawet na chwilę.

 

Słysząc dzwonek do drzwi, przywołała na twarz uśmiech. Zeszła powoli po schodach, wygładzając sukienkę.

Syriusz zdążył otworzyć drzwi. Vivien rzuciła się mu na szyję, a on objął ją mocno w pasie, podrywając do góry. Dziewczynka zapiszczała radośnie. Widząc stojącą na schodach matkę, wyswobodziła się z ramion ojca i pobiegła w jej stronę.

- Mama! – Objęła jÄ… mocno w pasie. Liz przymknęła powieki, gÅ‚adzÄ…c po gÅ‚owie córeczkÄ™.

- Ostrożnie, Vivien – powiedziaÅ‚a cicho Marie, zdejmujÄ…c pÅ‚aszcz – Mama jest zmÄ™czona.

- Nic mi nie jest – wyszeptaÅ‚a kobieta, uÅ›miechajÄ…c siÄ™ delikatnie – TÄ™skniÅ‚am.

Dziewczynka posłuchała jednak babki, odsuwając się od matki. Obie zeszły po schodach. Liz przywitała się z rodzicami i spojrzała znacząco na Syriusza, który wskazał głową wejście do salonu.

- ZrobiÄ™ herbaty – zaoferowaÅ‚a Liz, starajÄ…c siÄ™ nadać swojemu gÅ‚osowi jak najbardziej spokojnej barwy – Mamo, tato?

- Ja zrobiÄ™ – powiedziaÅ‚ szybko Black – Idź do pokoju, zaraz doÅ‚Ä…czÄ™…

- Dam sobie sama radÄ™ – odpowiedziaÅ‚a stanowczo – Nie jestem maÅ‚ym dzieckiem.

- Dzieci, spokojnie. Jest Boże Narodzenie, a my wiemy gdzie trzymacie herbatÄ™ – wtrÄ…ciÅ‚a szybko Marie – Chodźcie.

 

Słuchała radosnej paplaniny Vivien, zaciskając palce na oparciu fotela. Starała się nie zwracać uwagi na czujne spojrzenia rodziców i Syriusza.  I chociaż dawała z siebie wszystko, żeby ten wieczór był zwyczajny, nikt jej na to nie pozwalał.

- PójdÄ™ zrobić herbatÄ™ – zaoferowaÅ‚ Syriusz z uÅ›miechem, podnoszÄ…c siÄ™ z fotela – Chcesz?

- PomogÄ™ Ci – powiedziaÅ‚a szybko Liz, wstajÄ…c – Mamo, dam sobie radÄ™. ChcÄ™ z nim porozmawiać – dodaÅ‚a i Å
¼wawym krokiem poszÅ‚a za mężczyznÄ….

- Musisz to robić? – SpytaÅ‚a chÅ‚odno, wchodzÄ…c do kuchni – Nie traktujcie mnie jak dziecka.

- Nikt CiÄ™ tak nie traktuje – zapewniÅ‚ Syriusz wyciÄ…gajÄ…c herbatÄ™ z szafki.

- Nie ruszaj tego, nie podnoÅ› tego, może siÄ™ poÅ‚ożysz…

- TroszczÄ… siÄ™ o ciebie – zauważyÅ‚ silÄ…c siÄ™ na spokój.

- Niech Vivien zostanie – poprosiÅ‚a cicho – StÄ™skniÅ‚am siÄ™. Bez niej jest tu tak pusto.

- Liz, ja też bym chciaÅ‚ żeby już wróciÅ‚a… JesteÅ› jeszcze zmÄ™czona, nie powinnaÅ›…

- Rozumiem – powiedziaÅ‚a chÅ‚odno zabierajÄ…c mu tacÄ™ z herbatami – Wcale nie traktujecie mnie jak dziecka.

- Nie…

- IdÄ™ siÄ™ poÅ‚ożyć – oznajmiÅ‚a w drzwiach – jestem zmÄ™czona.

 

- Co Ty tu robisz? – SpytaÅ‚ zdezorientowany patrzÄ…c na stojÄ…cego w drzwiach Jamesa. Potter spojrzaÅ‚ na bochenek chleba, który trzymaÅ‚ w rÄ™ku Black.

- Nie strzelaj, jestem tylko posÅ‚aÅ„cem! – PowiedziaÅ‚ szybko. Black spojrzaÅ‚ na swoje rÄ™ce, pokrÄ™ciÅ‚ gÅ‚owÄ… i przepuÅ›ciÅ‚ przyjaciela w drzwiach – Lily mnie przysÅ‚aÅ‚a, żebym sprawdziÅ‚, co u was zanim zabiorÄ™ rodziców.

- Potrzebujemy kontroli? – SpytaÅ‚ Black silÄ…c siÄ™ na uÅ›miech. James wzruszyÅ‚ tylko ramionami.

- JesteÅ›cie sami, spodziewaÅ‚em siÄ™, że bÄ™dÄ… rodzice Liz z Vivien – powiedziaÅ‚ Potter, rozglÄ…dajÄ…c siÄ™ po pustym salonie.

- Minęliście się. Liz położył się godzinę temu, wyszli nie wiele po tym.

Potter kiwnął głową.

- Co z niÄ…?

Wzruszył ramionami. Z jego twarzy znikły resztki uśmiechu. Przypominała teraz kamienny posąg.

Potter również przestał się uśmiechać.

- A coś więcej?

- BojÄ™ siÄ™ jÄ…, choć na chwilÄ™ zostawić samÄ… – wyszeptaÅ‚ zerkajÄ…c niepewnie w stronÄ™ schodów prowadzÄ…cych na górÄ™ – bo nie wiem, co zrobi. Twierdzi, że wszystko jest w porzÄ…dku, wydaje siÄ™ być taka opanowana. Ale ja wiem, że nic nie jest w porzÄ…dku. 

Zamilkł, wpatrując się w czubki swoich butów. James wpatrywał się w niego uważnie, pewny, że to nie jest jeszcze moment, gdy powinien się odezwać. W postawie, ruchach i słowach przyjaciela widział, że nie powiedział jeszcze wszystkiego, co chciał.

- Nie wiem, co mam robić. Nie wiem jak mam sobie z tym poradzić i jak mogę jej pomóc. Jestem bezsilny.

Potter milczał. Nie widząc rozwiązania, jakie mógłby podsunąć przyjacielowi, po prostu położył dłoń na ramieniu przyjaciela.

 

Zeszła po schodach. Nie zdziwiła się, gdy w przedpokoju zobaczyła tylko ich rzeczy. Była pewna, że rodzice nie będą długo siedzieć po tym jak ona wyjdzie. W końcu cały ten cyrk był tylko na jej życzenie.

Zgodnie z jej przypuszczeniami, w salonie nie zastało najmniejszego śladu po obiedzie.

 - Dawno poszli? – SpytaÅ‚a szeptem, podchodzÄ…c do Syriusza. UsiadÅ‚a obok niego, podkulajÄ…c nogi pod siebie.

- Z godzinÄ™ temu – odpowiedziaÅ‚ bez wahania, nawet nie patrzÄ…c na zegarek.

- Szkoda, że posprzÄ…taÅ‚eÅ› – powiedziaÅ‚a cicho, patrzÄ…c na choinkÄ™ – MyÅ›laÅ‚am, że jeszcze posiedzimy. Jest Boże Narodzenie.

Milczał.

- To może siÄ™ przejdziemy? – Podjęła po chwili, czujÄ…c jak gÅ‚os jej siÄ™ zaÅ‚amuje.

- Liz, jest zimno – powiedziaÅ‚ Å‚agodnie. Nawet nie zauważyÅ‚a, kiedy oderwaÅ‚ wzrok od okna i zaczÄ…Å‚ na niÄ… patrzeć. WstaÅ‚a.

- Mam dość – pisnęła, czujÄ…c, że przekracza niewidzialnÄ… granicÄ™ wytrzymaÅ‚oÅ›ci – DÅ‚użej tak nie mogÄ™! Nie przerywaj mi! – DodaÅ‚a stanowczo, gdy otworzyÅ‚ usta – Nie wiem, co mam robić! Nie wiem, jak mam siÄ™ zachowywać, żeby w koÅ„cu byÅ‚o dobrze! Staram siÄ™ a Ty udaremniasz wszystkie moje próby powrotu do normalnoÅ›ci! CzujÄ™ siÄ™ jak w wiÄ™zieniu!

Traciła nad sobą kontrolę. Słowa dawały się same z niej wypływać. Po raz pierwszy od kilku tygodni nie była w stanie zapanować nad swoim zachowaniem.

Nawet nie zauważyła, gdy po jej twarzy zaczęły płynąć łzy.

- Nie mam już siÅ‚…! - Krzyknęła – Jestem przerażona, nie umiem tak funkcjonować! ChcÄ™, żeby wszystko byÅ‚o… nie chcÄ™ o tym pamiÄ™tać… nie mam… siÅ‚… - opadÅ‚a na fotel, nabierajÄ…c gÅ‚oÅ›nych oddechów miÄ™dzy kolejnymi sÅ‚owami.

Podszedł do niej, zaniepokojony. Uklęknął przy fotelu, na którym usiadła.

- Pozwól …mi…zapomnieć…- wydyszaÅ‚a, próbujÄ…c opanować napad – Nie…utrudniaj tego. Sama nie dam rady…

Wstał. Usiadł na oparciu fotela, na którym siedziała i mocno objął ją ramieniem. Wtuliła twarz w jego pierś, nadal lekko drżąc od płaczu.

- Wyjdziemy gdzieÅ› – powiedziaÅ‚ szeptem – Na jakiÅ› czas. Odpocznijmy od tego. Oboje tego potrzebujemy.

Podniosła głowę. Jego spokojny, opanowany głos wydawał się być zbawieniem. W tej chwili, dał jej dokładnie to, czego potrzebowała.

 

 

Komentarze

  1. Notka jest świetna ! :D Czekam na kolejną i pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  2. Super notka ! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super!!!;))Czekam na kolejną;*

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Lilenne (ta ruda24)10 lutego 2010 07:24

    Ja, Ja, Ja, Ja, stanowczo Ja. Jestem, byłam i zostanę, bo innego wyjścia mi nie zostawiłaś - trza było tak dobrze nie pisać. I błagam - nie strasz mnie tak więcej, bo moja duszę będziesz miała na sumieniu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetna notka. Dobrze przedstawia uczucia Liz i Syriusza. Podoba mi się. Gratuluję zaliczenia matmy :D Pozdrawiam i czekam na więcej :*

    OdpowiedzUsuń
  6. ja ciągle jestem

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Asia. Kocham Cie!!21 lutego 2010 23:43

    Kobieto ja cie kocham. Jesteś boska ; )) Twój blog zaczęłam czytać tydzień temu i czytałam kilka notek dziennie ;pp Nie wiem co ja teraz bede robić ... musisz czesto dodawać notki bo umre ;ppPrzy paru notkach sie popłakałam ;D Ale szkoda ze Liz stracila dziecko ... ;/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Instynkt

Zburzony zamek...

Bielizna