Wybaczyć...?
Do diabÅa ze zmianami! Cuda siÄ zdarzajÄ
, gÅupi zawsze ma szczÄÅcie a ja, mam caÅe życie na zmiany. ZaliczyÅam matematykÄ i mój humor sam popchnÄ
Å mnie ku temu, żeby opublikowaÄ ten rozdziaÅ. Jeszcze dziÅ wieczorem, uzupeÅniÄ linki z bohaterami.Â
Ah, jeszcze coÅ. Tak dla wÅasnej ciekawoÅci, chciaÅabym wiedzieÄ, ile was jest. MogÄ liczyÄ na zwykÅe "Ja" pod notkÄ ? :)
W poniedziaÅek zaczynam ferie, wiÄc jeÅli coÅ napisze, to może w drugim tygodniu dodam kolejny rozdziaÅ. Â
WybaczyÄ
Â
Jest taka chwila, kiedy nie czuje siÄ już bólu. WrażliwoÅÄ znika, a rozsÄ dek tÄpieje, aż zatraci siÄ poczucie czasu i miejsca. Gabriel GarcÃa Márquez — OpowieÅÄ rozbitka
Â
- Idź siÄ przeÅpij – powtórzyÅa, ziewajÄ c przeciÄ gle – Ledwo siÄ trzymasz na nogach.
- Ty nie wyglÄ dasz lepiej – zauważyÅ z przekÄ sem opierajÄ c gÅowÄ o ÅcianÄ – Nie wyjdÄ, dopóki …
- Powtarzasz to już kolejny raz. SÅyszaÅeÅ, że wszystko siÄ udaÅo. Odpocznij, i tak ciÄ teraz nie wpuszczÄ . Ja tu posiedzÄ, na wypadek gdyby…
UrwaÅa, bo jak na komendÄ z sali wyszÅa pielÄgniarka. RozejrzaÅa siÄ po korytarzu i nim zdÄ Å¼yÅa zrobiÄ chodź jeden krok w ich stronÄ, Syriusz już byÅ przy niej.
- ObudziÅa siÄ – powiedziaÅa i widzÄ c, że Black otwiera usta dodaÅa – Ale znów Åpi. PodaliÅmy jej Årodki znieczulajÄ ce i usypiajÄ ce. JeÅli rano bÄdzie siÄ lepiej czuÅa bÄdÄ mogli siÄ paÅstwo z niÄ zobaczyÄ.
Black wypuÅciÅ ze Åwistem powietrzem.
- ProszÄ wracaÄ do domu – dodaÅa – Wszystko jest już w porzÄ dku.
- Syriusz – powiedziaÅa Åagodnie Lily – Wracaj do domu. Nic wiÄcej nie zrobimy, a teraz bÄdzie już tylko lepiej.
Black chciaÅ zaprotestowaÄ, jednak z jego ust wydobyÅo siÄ tylko gÅoÅnie ziewniÄcie. NiechÄtnie kiwnÄ Å gÅowÄ , rzucajÄ c tÄskne spojrzenie na zamkniÄte drzwi.
Lily pchnÄÅa go lekko w drugÄ stronÄ i uÅmiechnÄÅa siÄ smutno do pielÄgniarki.
- Poczekam na Jamesa – powiedziaÅa do Syriusza – Wracaj do domu. Zobaczymy siÄ jutro.
KiwnÄ Å krótko gÅowÄ i bardzo powoli oddaliÅ siÄ w kierunku wyjÅcia z korytarza. OpadÅa na krzesÅo i wydala z siebie krótkie westchnienie. PrzestaÅa siÄ baÄ.
- Lily?
PodniosÅa gÅowÄ . Na widok mÄża, jej twarz rozjaÅniÅ cieÅ uÅmiechu. OparÅa gÅowÄ na jego brzuchu.
- ObudziÅa siÄ – powiedziaÅa cicho, tÅumiÄ c ziewniÄcie – Syriusz poszedÅ do domu. Tak myÅlÄ.
- Chcesz zostaÄ. – OdgadÅ po jej minie, delikatnie gÅadzÄ c jÄ po policzku. PrzytaknÄÅa.
- PrzespaÅam siÄ po poÅudniu – zapewniÅa – BÄdÄ spokojniejsza.
Potter kiwnÄ Å gÅowÄ i usiadÅ na krzeÅle obok. PrzechyliÅa lekko gÅowÄ , dajÄ c mu wyraźnie do zrozumienia, że sama da sobie radÄ.
James pokrÄciÅ gÅowÄ , jednak widzÄ c, że nie wygra z żonÄ , wstaÅ.
- Jutro rano osobiÅcie zaciÄ gnÄ CiÄ do Åóżka – obiecaÅ surowym tonem i schyliÅ siÄ by pocaÅowaÄ jÄ na dobranoc. ZachichotaÅa.
- MyÅlisz tylko o jednym – wytknÄÅa opierajÄ c gÅowÄ o Åcianie, a widzÄ c jego znaczÄ ce spojrzenie dodaÅa – ObiecujÄ, że jak tylko Syriusz przyjdzie, pójdÄ do domu i odeÅpiÄ tÄ noc.
- Dobranoc – powiedziaÅ zerkajÄ c na zegarek. DochodziÅa póÅnoc. – PrzyjdÄ po ciebie rano.
PokiwaÅa gÅowÄ i przymknÄÅa oczy. Gdy nie usÅyszaÅa kroków mÄża, uchyliÅa powieki.
- MiaÅeÅ iÅÄ – przypomniaÅa sennie.
- JesteÅ pewna, że zostajesz? – SpytaÅ, marszczÄ c brwi. WestchnÄÅa.
- Tak. Idź już, proszÄ. KtoÅ tu powini
en zostaÄ. Dobranoc.
- Dobranoc.
Â
OtworzyÅa powoli oczy. Rozmazany, bezksztaÅty obraz zawirowaÅ jej przed oczami. ZamrugaÅa, odzyskujÄ c ostroÅÄ wzroku i odsunÄÅa gÅowÄ, widzÄ c przed sobÄ twarz Harkera.
- CoÅ siÄ staÅo? – SpytaÅa sennie, powoli kojarzÄ c fakty. Liz. Wypadek. Dziecko. WyprostowaÅa siÄ gwaÅtownie – CoÅ z Liz?
- Wszystko w porzÄ dku – powiedziaÅ szybko mÄżczyzna, prostujÄ c siÄ – Nie rozumiem, dlatego, co tu robisz.
- KtoÅ powinien zostaÄ – wyjaÅniÅa – Syriusz miaÅ naprawdÄ ciÄżki dzieÅ, musi siÄ wyspaÄ. Która godzina?
- Dochodzi siódma. WÅaÅnie koÅczÄ dyżur.
PokiwaÅa gÅowÄ , tÅumiÄ c ziewniÄcie.
Lekarz zawahaÅ siÄ przez chwilÄ, spoglÄ dajÄ c w stronÄ sali, aż w koÅcu powiedziaÅ.
- Możesz do niej wejÅÄ.
- DziÄki – powiedziaÅa, wstajÄ c. ZachwiaÅa siÄ i zÅapaÅa za ramiÄ mÄżczyzny, żeby nie upaÅÄ. OdzyskujÄ c równowagÄ, kiwnÄÅa krótko gÅowÄ .
- Lily – odezwaÅ siÄ, gdy jej dÅoÅ dotknÄÅa klamki – Nie spodziewaj siÄ zbyt wiele. Jest w kiepskiej formie.
PrzytaknÄÅa i weszÅa do Årodka.
Â
Na widok przyjacióÅki, resztki uÅmiechu zniknÄÅy z twarzy rudowÅosej. Liz siedziaÅa na Åóżku, wpatrujÄ c siÄ tÄpo w punkt gdzieÅ nad drzwiami. DÅonie zacisnÄÅa na poÅcieli, usta zacisnÄÅa w cienkÄ liniÄ. Jej oczy wydawaÅy siÄ byÄ caÅkiem puste, jak gÅÄboka studnia bez dna.
- CzeÅÄ – odezwaÅa siÄ Potter, podchodzÄ c do Åóżka kobiety. Na dźwiÄk jej gÅosu, Black przeniosÅa swoje spojrzenie na Lily. Wyraz jej twarzy pozostaÅ tak samo pusty jak do tej pory, gdy odpowiedziaÅa.
- CzeÅÄ.
Lily ostrożnie usiadÅa na krzeÅle i zmusiÅa do sztucznego uÅmiechu.
- Jak siÄ czujesz? – ZadaÅa pierwsze pytanie, jakie wpadÅo jej do gÅowy. Szybko pożaÅowaÅa, bo dÅonie kobiety zacisnÄÅy siÄ mocniej na poÅcieli, a jej twarz przestaÅa przypominaÄ maskÄ – wykrzywiÅa siÄ w grymasie bólu.
- Dobrze – powiedziaÅa chÅodno.
- Bardzo siÄ martwiliÅmy – spróbowaÅa ponownie Potter – ByÅo naprawdÄ Åºle.
- Nie wÄ tpiÄ.
ZamilkÅy. Lily nie potrzebowaÅa wiÄcej – Liz wiedziaÅa, co siÄ staÅo, i wiedziaÅa o decyzji, jakÄ podjÄ Å Syriusz.Â
Lily spuÅciÅa gÅowÄ. W tej chwili, zabrakÅo jej sÅów.Â
- Nie byÅo..
- Nie chce o tym sÅychaÄ – przerwaÅa jej cicho Liz, a uÅcisk jej dÅoni rozluźniÅ siÄ – Nie mam na to ochoty.
PodniosÅa wzrok. Liz opuÅciÅa gÅowÄ, a wzrok utkwiÅa w tali. Lily przysunÄÅa siÄ do przyjacióÅki. PoÅożyÅa dÅoÅ na jej ramieniu.
- Przykro mi – wyszeptaÅa. Black podniosÅa wzrok, a jej twarz caÅkiem zÅagodniaÅa. Teraz widaÄ byÅo, jak bardzo cierpi.
Drzwi otworzyÅy siÄ ponowie i do Årodka weszÅa pielÄgniarka.
- MÄ Å¼ przyszedÅ – powiedziaÅa, podchodzÄ c bliżej – BÄdzie Pani musiaÅa wyjÅÄ, w Årodku może byÄ tylko jedna osoba.
Lily podniosÅa siÄ, ale Liz szybko zÅapaÅa jÄ za nadgarstek. RudowÅosa spojrzaÅa na niÄ zdziwiona. Jej usta zacisnÄÅy siÄ w cienkÄ liniÄ, ciaÅo napiÄÅo siÄ. Znów przybraÅa maskÄ.
- ZostaÅ – poprosiÅa, marszczÄ c brwi.
- Ale…
- Nie chcÄ go widzieÄ. ZostaÅ.
- Liz, to nie… - zaczÄÅa cicho Potter – NaprawdÄ nie miaÅ innego wyboru…
- Nie Lily – powiedziaÅa Liz, a Potter poczuÅa dreszcze na dźwiÄk jej gÅosu – Nie miaÅ prawa tego robiÄ. Nie wolno mu byÅo. Nie chcÄ go widzieÄ.
KiwnÄÅa krótko gÅowÄ , jednak nie usiadÅa.
- Zaraz wrócÄ – zapewniÅa – James pewnie czeka.
PodeszÅa do drzwi i wyszÅa na korytarz. Syriusz podniósÅ siÄ jak na komendÄ, a Lily niechÄtnie na niego spojrzaÅa.
- Nie możesz na razie wejÅÄ – powiedziaÅa cicho, spuszczajÄ c wzrok – Ona…
ZawahaÅa siÄ. Niby, co miaÅa mu powiedzieÄ?
- Wie – dokoÅczyÅ, marszczÄ c brwi. Lily kiwnÄÅa krótko gÅowÄ i szybko dodaÅa.
- Potrzebuje trochÄ czasu. To dla niej trudne…
- A dla mnie nie?!
UsiadÅ. Lily zawahaÅa siÄ i odezwaÅa cicho.
- Musisz pozwoliÄ jej siÄ z tym uporaÄ – wyszeptaÅa. MÄżczyzna podniósÅ gÅowÄ.
- Nie wyjdÄ stÄ d – powiedziaÅ – I nie zostawiÄ jej samej.
WstaÅ i podszedÅ do drzwi.
- Syriusz – odezwaÅa siÄ cicho Lily – Nie pomożesz jej teraz.
OdsunÄ Å siÄ od drzwi. Lily przeszÅa obok.
- DziÄkujÄ – szepnÄÅa.
Â
CzuwaÅa przy niej przez resztÄ dnia. Pod wieczór, zmieniÅa jÄ Cristin, którÄ poinformowaÅ James. Liz nie chciaÅa nawet sÅyszeÄ o Syriuszu.
On siedziaÅ jednak wytrwale pod salÄ .
Dopiero nastÄpnego dnia, gdy nastÄ piÅa znaczna poprawa i przeniesiono jÄ do innej sali, Syriusz opuÅciÅ korytarz.
Black skwitowaÅa to milczeniem. GodziÅa siÄ na jego obecnoÅÄ, jednak w sali zawsze musiaÅ byÄ ktoÅ inny, a ona ignorowaÅa każdÄ próbÄ rozmowy, którÄ zaczynaÅ Syriusz.
MijaÅy kolejne dni, a kobieta wydawaÅa siÄ byÄ coraz mniej obecna.
ZupeÅnie tak, jakby zamknÄÅa siÄ w swoim wÅasnym Åwiecie i nie wpuszczaÅa do niego nikogo.
Â
WyszÅa z sali, biorÄ c od mÄża pÅaszcz. James zmarszczyÅ brwi, rzucajÄ c niespokojne spojrzenie w stronÄ drzwi.
- Jak sÄ dzisz, ile to może jeszcze trwaÄ?
Lily pokrÄciÅa gÅowÄ .
- Nie mam pojÄcia. Ona jest taka nieobecna. BojÄ siÄ o niÄ .
James westchnÄ Å. Lily bardzo przejÄÅa siÄ losem przyjacióÅ, a on doskonale jÄ rozumiaÅ. Sam oddaÅby wiele, żeby móc im pomóc.
RudowÅosa zamarÅa na chwilÄ, wpatrujÄ c siÄ w drzwi w korytarzu. James podÄ Å¼yÅ za jej wzrokiem.
- Chodź – poprosiÅa, dopinajÄ c pÅaszcz – Porozmawiam z nim.
- MyÅlisz że coÅ ci powiedzÄ ? – zapytaÅ Potter, idÄ c za Lily.
- Niech spróbuje nie powiedzieą
Podeszli do uzdrowicieli, którzy natychmiast przerwali rozmowÄ. Starszego, posiwiaÅego James kojarzyÅ – to on zajmowaÅ siÄ Liz, Lily wiele razy o nim wspominaÅa podczas ich pobytu w szpitali.
Drugiego mÄżczyzny, dużo mÅodszego, wysokiego blondyna widziaÅ po raz pierwszy.
- DzieÅ dobry – powiedziaÅa Lily, patrzÄ c na Harkera – Możemy porozmawiaÄ.
- DzieÅ dobry. PaÅstwo siÄ chyba nie znacie – stwierdziÅ uprzejmie Gregory – Lily Potter a…
- Josh O’Donely – wtrÄ ciÅ szybko mÄżczyzna, wymieniajÄ c uÅcisk dÅoni z Lily a nastÄpnie z Jamesem.
- DarowaÅbyÅ sobie te sÅodkie oczka – mruknÄ Å Harker – DomyÅlam siÄ, o co Ci chodzi. Wiesz że nie mogÄ…
- Na litoÅÄ boskÄ – szepnÄÅa zirytowana Lily – Daruj sobie te formalnoÅci. MartwiÄ siÄ o niÄ .
- Nie jestem cudotwórcÄ
– powiedziaÅ uzdrowiciel – Ani psychologiem. Fizycznie, jej stan siÄ polepsza.
- Wiem, ale czy to rozsÄ dne pozostawiaÄ ich samych sobie…
- Rozumiem do czego zmierzasz – powiedziaÅ szybko Gregory. James, który uważnie przysÅuchiwaÅ siÄ rozmowie, spojrzaÅ na drugiego mÄżczyznÄ. Ten natychmiast odwróciÅ wzrok od Lily i powiedziaÅ.
- To ta kobieta spod szóstki? ZajrzÄ do niej. Dowidzenia PaÅstwu – dodaÅ i oddaliÅ siÄ.
- Porozmawiam z nimi – dodaÅ Harker – To musi trochÄ potrwaÄ.
Â
- WyglÄ da na to, że wszystko zmierza w jak najlepszym kierunku – powiedziaÅ uzdrowiciel uÅmiechajÄ c siÄ do Liz. Nie odwzajemniÅa gestu, w ciszy zapinajÄ c guziki koszulki nocnej. MÄżczyzna usiadÅ na brzegu Åóżka –Jeszcze kilka dni i PaniÄ wypiszemy.
MilczaÅa.
MÄżczyzna pokiwaÅ gÅowÄ i wstaÅ. SpojrzaÅ na niÄ , marszczÄ c jasne brwi i wyszedÅ z sali, rzucajÄ c na odchodnym „Do widzenia”,
Gdy tylko drzwi zamknÄÅy siÄ za nim, po policzku kobiety, popÅynÄÅy Åzy.
Â
- Możemy porozmawiaÄ? – SpytaÅ Harker, przymykajÄ c drzwi i spojrzaÅ na Syriusz. Black kiwnÄ Å krótko gÅowÄ i obaj mÄżczyźni oddalili siÄ w ciszy w stronÄ gabinetu lekarskiego.
- ProszÄ siadaÄ – zachÄciÅ uzdrowiciel, zajmujÄ c miejsce przy biurku. NabraÅ gÅoÅno powietrza, zaplatajÄ c palce.
- Co siÄ staÅo?
- Fizycznie, wszystko jest w jak najlepszym stanie – zaczÄ Å mÄżczyzna powoli dobierajÄ c sÅowa – Nie pokoi mnie jednak jej stan psychiczny. ZdajÄ sobie sprawÄ, że dla kobiety utrata dziecka w tak dramatycznych, nie oszukujmy siÄ, okolicznoÅciach jest ciÄżka do pogodzenia, obawiam siÄ jednak, że ona sama nie da sobie z tym rady.
- Nie chce z nikim rozmawiaÄ – powiedziaÅ cicho Black – Nie wiem, jak mam jej pomóc, skoro nie chce tej pomocy.
- Zatrzymamy jÄ jeszcze kilka dni na obserwacji. ProszÄ z niÄ byÄ. JeÅli sytuacja nie ulegnie poprawie,skonsultujÄ PaÅstwa z psychologiem. Wsparcie ze strony rodziny jest jej teraz jednak najbardziej potrzebne.Â
Â
Ból ÅÄ czy dwoje ludzi o wiele silniej niż miÅoÅÄ czy namiÄtnoÅÄ. Gerritsen Tess
Â
Nie patrzyÅa w jego stronÄ. Nie sÅuchaÅa, co do niej mówi. Nie zdawaÅa sobie nawet sprawy, że jest razem z niÄ w sali. Równie dobrze, mógÅby teraz wyjÅÄ bez sÅowa – pewnie by tego nie zauważyÅa.
Tak byÅo Åatwiej. PostawiÄ przed sobÄ gruby mur, który odgradzaÅ jÄ od tego wszystkiego. Od Syriusza, rodziców, dziecka.
MiaÅa doÅÄ ciÄ gÅych zapewnieÅ, że wszystko bÄdzie w porzÄ dku, doÅÄ ciÄ gÅego przypominania jej o ostatnich dniach. ChciaÅa po prostu zasnÄ Ä i obudziÄ siÄ bez bolesnych wspomnieÅ.
Wszystko to, co do tej pory miaÅo w jej życiu jakÄ Å wartoÅÄ, straciÅo sens. CaÅÄ istotÄ jej istnienia, staÅo siÄ zapomnienie.
Powoli odwróciÅa wzrok od biaÅej Åciany, w którÄ siÄ wpatrywaÅa. To byÅ najprostszy a zarazem najtrudniejszy sposób na odciÄcie siÄ od rzeczywistoÅci.
Przed sobÄ zobaczyÅa bladÄ , zmÄczonÄ twarz Syriusza. Nawet nie zauważyÅa, gdy usiadÅ na krzeÅle tuż przy niej.
ChciaÅa odwróciÄ gÅowÄ, jednak mÄżczyzna byÅ szybszy. UjÄ Å jej twarz w dÅonie i zmusiÅ, żeby na niego spojrzaÅa. Jeszcze nigdy, jego spojrzenie nie sprawiÅy jej bólu.
- Tak nie można – powiedziaÅ cicho – Porozmawiajmy.
Nie odpowiedziaÅa, robiÄ c wszystko, co w jej pomocy by na niego nie patrzeÄ.
- Liz, spójrz na mnie.
ZamrugaÅa, odwracajÄ c wzrok na mÄżczyznÄ. Ich spojrzenia siÄ spotkaÅy. Kobieta cofnÄÅa lekko gÅowÄ. Syriusz bÅagaÅ.
- Nie mamy, o czym rozmawiaÄ – powiedziaÅa zachrypniÄtym gÅosem. ZabraÅ dÅonie, ukÅadajÄ c je na swoich kolanach. Przez jego twarz przebiegÅ niedostrzegalny cieÅ.
- MyÅlisz, że mnie to nie boli? – SpytaÅ cicho, przyglÄ
dajÄ
c siÄ jej – SÄ
dzisz, że mnie to obeszÅo? Codziennie zastanawiam siÄ, co by siÄ staÅo, gdybym tam z TobÄ
poszedÅ. Co chwilÄ, plujÄ sobie w twarz, ż
e mnie przy tobie nie byÅo. To moja wina, wiem o tym. Ale nie mogÄ dÅużej znieÅÄ Twojej obojÄtnoÅci.
Nie odpowiedziaÅa.
- Liz – zaczÄ Å cicho – Nie miaÅem wyjÅcia. Nie byÅem w stanie ocaliÄ was oboje. I nie byÅbym w stanie żyÄ bez ciebie, rozumiesz?
- Nie miaÅeÅ… - zaczÄÅa, ale nie skoÅczyÅa, bo gÅos zaÅamaÅ siÄ.
- Nie miaÅem – zgodziÅ siÄ, trochÄ pewniejszym tonem – BÄdÄ Å¼yÄ z tÄ ÅwiadomoÅciÄ do koÅca życia, ale gdyby ktoÅ znów postawiÅby mnie przed tym wyborem, zrobiÅbym to samo. Nie wyobrażam sobie Åwiata bez ciebie…
ZapadÅo milczenie. Tym razem, nie byÅa w stanie odwróciÄ wzroku. Nie zdolna wydobyÄ z siebie żadnej konkretnej odpowiedzi, zapytaÅa.
- Gdzie dzieci?
- Steven zostaje w szkole. Vivien wraca przed samymi ÅwiÄtami – wyjaÅniÅ krótko – Nic nie wiedzÄ .
KiwnÄÅa gÅowÄ , dajÄ c mu do zrozumienia, że przyjÄÅa wiadomoÅÄ. Po raz kolejny, zapanowaÅa peÅna napiÄcia cisza. Nie mogÄ c jej dÅużej znieÅÄ, Syriusz podniósÅ siÄ i odwróciÅ. ChciaÅ coÅ jeszcze powiedzieÄ, gdy Liz zÅapaÅa go za dÅoÅ.
Bardzo powoli spojrzaÅ na niÄ . OdsunÄÅa siÄ tak szybko jak wyciÄ gnÄÅa rÄkÄ w jego stronÄ. Na jej twarzy wymalowana byÅa niepewnoÅÄ.
- ZostaÅ – poprosiÅa, tak cicho, że ledwo jÄ dosÅyszaÅ. WystarczyÅo.
Â
Powolnie ciÄ gnÄ ce siÄ dni, zdawaÅy siÄ ich wykaÅczaÄ. Każda dodatkowa noc, którÄ Liz spÄdziÅa w szpitalu, wydawaÅa siÄ wysysaÄ z nich coraz wiÄcej życia. Im wiÄcej sÅów padaÅo, tym mniej sensu w nich byÅo i tym trudniej byÅo je wypowiadaÄ. Przestali mówiÄ i liczyÄ czas.
Liz wróciÅa do domu na trzy dni przed Bożym Narodzeniem. Syriusz nie miaÅ pojÄcia jak ma siÄ zachowywaÄ. ZadbaÅ, by nic, nie przypominaÅo jej o dziecku, sam zajÄ Å siÄ wszelkimi przygotowaniami do ÅwiÄ t, które zdecydowali siÄ spÄdziÄ u siebie. Å»eby nie odciÄ Å¼aÄ Liz, Vivien miaÅa przyjechaÄ w Boże Narodzenie, razem z dziadkami. Tego samego dnia wieczorem, mieli z powrotem zabraÄ jÄ do siebie. Do domu wróciÄ miaÅa dopiero przed Sylwestrem.
Ona zupeÅnie inaczej wyobrażaÅa sobie powrót. ChciaÅa jak najszybciej wróciÄ do normalnoÅci i chociaż byÅa nadal osÅabiona próbowaÅa za wszelkÄ cenÄ jak najmniej czasu spÄdzaÄ w Åóżku.
MarzyÅa o normalnych ÅwiÄtach, podczas których nie bÄdzie musiaÅa znosiÄ troskliwych pytaÅ rodziny i przyjacióŠi uważnego spojrzenie Syriusza, które nie zostawiaÅo jej samej nawet na chwilÄ.
Â
SÅyszÄ c dzwonek do drzwi, przywoÅaÅa na twarz uÅmiech. ZeszÅa powoli po schodach, wygÅadzajÄ c sukienkÄ.
Syriusz zdÄ Å¼yÅ otworzyÄ drzwi. Vivien rzuciÅa siÄ mu na szyjÄ, a on objÄ Å jÄ mocno w pasie, podrywajÄ c do góry. Dziewczynka zapiszczaÅa radoÅnie. WidzÄ c stojÄ cÄ na schodach matkÄ, wyswobodziÅa siÄ z ramion ojca i pobiegÅa w jej stronÄ.
- Mama! – ObjÄÅa jÄ mocno w pasie. Liz przymknÄÅa powieki, gÅadzÄ c po gÅowie córeczkÄ.
- Ostrożnie, Vivien – powiedziaÅa cicho Marie, zdejmujÄ c pÅaszcz – Mama jest zmÄczona.
- Nic mi nie jest – wyszeptaÅa kobieta, uÅmiechajÄ c siÄ delikatnie – TÄskniÅam.
Dziewczynka posÅuchaÅa jednak babki, odsuwajÄ c siÄ od matki. Obie zeszÅy po schodach. Liz przywitaÅa siÄ z rodzicami i spojrzaÅa znaczÄ co na Syriusza, który wskazaÅ gÅowÄ wejÅcie do salonu.
- ZrobiÄ herbaty – zaoferowaÅa Liz, starajÄ c siÄ nadaÄ swojemu gÅosowi jak najbardziej spokojnej barwy – Mamo, tato?
- Ja zrobiÄ – powiedziaÅ szybko Black – Idź do pokoju, zaraz doÅÄ czÄ…
- Dam sobie sama radÄ – odpowiedziaÅa stanowczo – Nie jestem maÅym dzieckiem.
- Dzieci, spokojnie. Jest Boże Narodzenie, a my wiemy gdzie trzymacie herbatÄ – wtrÄ ciÅa szybko Marie – Chodźcie.
Â
SÅuchaÅa radosnej paplaniny Vivien, zaciskajÄ c palce na oparciu fotela. StaraÅa siÄ nie zwracaÄ uwagi na czujne spojrzenia rodziców i Syriusza. I chociaż dawaÅa z siebie wszystko, żeby ten wieczór byÅ zwyczajny, nikt jej na to nie pozwalaÅ.
- PójdÄ zrobiÄ herbatÄ – zaoferowaÅ Syriusz z uÅmiechem, podnoszÄ c siÄ z fotela – Chcesz?
- PomogÄ Ci – powiedziaÅa szybko Liz, wstajÄ
c – Mamo, dam sobie radÄ. ChcÄ z nim porozmawiaÄ – dodaÅa i Å
¼wawym krokiem poszÅa za mÄżczyznÄ
.
- Musisz to robiÄ? – SpytaÅa chÅodno, wchodzÄ c do kuchni – Nie traktujcie mnie jak dziecka.
- Nikt CiÄ tak nie traktuje – zapewniÅ Syriusz wyciÄ gajÄ c herbatÄ z szafki.
- Nie ruszaj tego, nie podnoÅ tego, może siÄ poÅożysz…
- TroszczÄ siÄ o ciebie – zauważyÅ silÄ c siÄ na spokój.
- Niech Vivien zostanie – poprosiÅa cicho – StÄskniÅam siÄ. Bez niej jest tu tak pusto.
- Liz, ja też bym chciaŠżeby już wróciÅa… JesteÅ jeszcze zmÄczona, nie powinnaÅ…
- Rozumiem – powiedziaÅa chÅodno zabierajÄ c mu tacÄ z herbatami – Wcale nie traktujecie mnie jak dziecka.
- Nie…
- IdÄ siÄ poÅożyÄ – oznajmiÅa w drzwiach – jestem zmÄczona.
Â
- Co Ty tu robisz? – SpytaÅ zdezorientowany patrzÄ c na stojÄ cego w drzwiach Jamesa. Potter spojrzaÅ na bochenek chleba, który trzymaÅ w rÄku Black.
- Nie strzelaj, jestem tylko posÅaÅcem! – PowiedziaÅ szybko. Black spojrzaÅ na swoje rÄce, pokrÄciÅ gÅowÄ i przepuÅciÅ przyjaciela w drzwiach – Lily mnie przysÅaÅa, żebym sprawdziÅ, co u was zanim zabiorÄ rodziców.
- Potrzebujemy kontroli? – SpytaÅ Black silÄ c siÄ na uÅmiech. James wzruszyÅ tylko ramionami.
- JesteÅcie sami, spodziewaÅem siÄ, że bÄdÄ rodzice Liz z Vivien – powiedziaÅ Potter, rozglÄ dajÄ c siÄ po pustym salonie.
- MinÄliÅcie siÄ. Liz poÅożyÅ siÄ godzinÄ temu, wyszli nie wiele po tym.
Potter kiwnÄ Å gÅowÄ .
- Co z niÄ ?
WzruszyÅ ramionami. Z jego twarzy znikÅy resztki uÅmiechu. PrzypominaÅa teraz kamienny posÄ g.
Potter również przestaÅ siÄ uÅmiechaÄ.
- A coÅ wiÄcej?
- BojÄ siÄ jÄ , choÄ na chwilÄ zostawiÄ samÄ – wyszeptaÅ zerkajÄ c niepewnie w stronÄ schodów prowadzÄ cych na górÄ – bo nie wiem, co zrobi. Twierdzi, że wszystko jest w porzÄ dku, wydaje siÄ byÄ taka opanowana. Ale ja wiem, że nic nie jest w porzÄ dku.Â
ZamilkÅ, wpatrujÄ c siÄ w czubki swoich butów. James wpatrywaÅ siÄ w niego uważnie, pewny, że to nie jest jeszcze moment, gdy powinien siÄ odezwaÄ. W postawie, ruchach i sÅowach przyjaciela widziaÅ, że nie powiedziaÅ jeszcze wszystkiego, co chciaÅ.
- Nie wiem, co mam robiÄ. Nie wiem jak mam sobie z tym poradziÄ i jak mogÄ jej pomóc. Jestem bezsilny.
Potter milczaÅ. Nie widzÄ c rozwiÄ zania, jakie mógÅby podsunÄ Ä przyjacielowi, po prostu poÅożyÅ dÅoÅ na ramieniu przyjaciela.
Â
ZeszÅa po schodach. Nie zdziwiÅa siÄ, gdy w przedpokoju zobaczyÅa tylko ich rzeczy. ByÅa pewna, że rodzice nie bÄdÄ dÅugo siedzieÄ po tym jak ona wyjdzie. W koÅcu caÅy ten cyrk byÅ tylko na jej życzenie.
Zgodnie z jej przypuszczeniami, w salonie nie zastaÅo najmniejszego Åladu po obiedzie.
 - Dawno poszli? – SpytaÅa szeptem, podchodzÄ c do Syriusza. UsiadÅa obok niego, podkulajÄ c nogi pod siebie.
- Z godzinÄ temu – odpowiedziaÅ bez wahania, nawet nie patrzÄ c na zegarek.
- Szkoda, że posprzÄ taÅeÅ – powiedziaÅa cicho, patrzÄ c na choinkÄ – MyÅlaÅam, że jeszcze posiedzimy. Jest Boże Narodzenie.
MilczaÅ.
- To może siÄ przejdziemy? – PodjÄÅa po chwili, czujÄ c jak gÅos jej siÄ zaÅamuje.
- Liz, jest zimno – powiedziaÅ Åagodnie. Nawet nie zauważyÅa, kiedy oderwaÅ wzrok od okna i zaczÄ Å na niÄ patrzeÄ. WstaÅa.
- Mam doÅÄ – pisnÄÅa, czujÄ c, że przekracza niewidzialnÄ granicÄ wytrzymaÅoÅci – DÅużej tak nie mogÄ! Nie przerywaj mi! – DodaÅa stanowczo, gdy otworzyÅ usta – Nie wiem, co mam robiÄ! Nie wiem, jak mam siÄ zachowywaÄ, żeby w koÅcu byÅo dobrze! Staram siÄ a Ty udaremniasz wszystkie moje próby powrotu do normalnoÅci! CzujÄ siÄ jak w wiÄzieniu!
TraciÅa nad sobÄ kontrolÄ. SÅowa dawaÅy siÄ same z niej wypÅywaÄ. Po raz pierwszy od kilku tygodni nie byÅa w stanie zapanowaÄ nad swoim zachowaniem.
Nawet nie zauważyÅa, gdy po jej twarzy zaczÄÅy pÅynÄ Ä Åzy.
- Nie mam już siÅ…! - KrzyknÄÅa – Jestem przerażona, nie umiem tak funkcjonowaÄ! ChcÄ, żeby wszystko byÅo… nie chcÄ o tym pamiÄtaÄ… nie mam… siÅ… - opadÅa na fotel, nabierajÄ c gÅoÅnych oddechów miÄdzy kolejnymi sÅowami.
PodszedÅ do niej, zaniepokojony. UklÄknÄ Å przy fotelu, na którym usiadÅa.
- Pozwól …mi…zapomnieÄ…- wydyszaÅa, próbujÄ c opanowaÄ napad – Nie…utrudniaj tego. Sama nie dam rady…
WstaÅ. UsiadÅ na oparciu fotela, na którym siedziaÅa i mocno objÄ Å jÄ ramieniem. WtuliÅa twarz w jego pierÅ, nadal lekko drÅ¼Ä c od pÅaczu.
- Wyjdziemy gdzieÅ – powiedziaÅ szeptem – Na jakiÅ czas. Odpocznijmy od tego. Oboje tego potrzebujemy.
PodniosÅa gÅowÄ. Jego spokojny, opanowany gÅos wydawaÅ siÄ byÄ zbawieniem. W tej chwili, daÅ jej dokÅadnie to, czego potrzebowaÅa.
Â
Â
Notka jest świetna ! :D Czekam na kolejną i pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńSuper notka ! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńSuper!!!;))Czekam na kolejną;*
OdpowiedzUsuńJa, Ja, Ja, Ja, stanowczo Ja. Jestem, byłam i zostanę, bo innego wyjścia mi nie zostawiłaś - trza było tak dobrze nie pisać. I błagam - nie strasz mnie tak więcej, bo moja duszę będziesz miała na sumieniu.
OdpowiedzUsuńŚwietna notka. Dobrze przedstawia uczucia Liz i Syriusza. Podoba mi się. Gratuluję zaliczenia matmy :D Pozdrawiam i czekam na więcej :*
OdpowiedzUsuńja ciągle jestem
OdpowiedzUsuńKobieto ja cie kocham. Jesteś boska ; )) Twój blog zaczęłam czytać tydzień temu i czytałam kilka notek dziennie ;pp Nie wiem co ja teraz bede robić ... musisz czesto dodawać notki bo umre ;ppPrzy paru notkach sie popłakałam ;D Ale szkoda ze Liz stracila dziecko ... ;/
OdpowiedzUsuń