Dodatek Walentnkowy: Walentynki 2010

Walentynki 2010

 

©©©

 

Drzwi szafy otworzyły się z hukiem i wpadł z nich Gienio. Koszula jego fioletowego garnituru miała rozpięte kilka guziczków, melonik potoczył się po podłodze a rude kosmyki włosów stały każdy w inną stronę.

Obróciła się na foteliku i uniosła wysoko brwi.

- Co się stało? – spytała Paulina – Czy Ty masz szminkę na policzku?

Policzki Gienia, kolorem zaczęły przypominać jego włosy. Opuścił zawstydzony wzrok.

- Kto jest w szafie?

Zanim zdążył odpowiedzieć, drzwi znów się otworzyły. Najpierw, wypadła kupa ubrań, pomiętych i poplamionych a potem Wena, rozczochrana i czerwona na twarzy podobnie jak Gienio. W pośpiechu przeszukała ubrania i wyciągnęła z nich różową koszulkę w serduszka, którą założyła na siebie.

- Dzień dobry – powiedziała, unikając wzroku Pauliny i ukradkiem poprawiając włosy.

Dziewczyna zakryła usta dłonią, próbując powstrzymać cisnący się na jej usta komentarz.

- Są Walentynki – mruknął Gienio – Świętujemy…

- Tego nie da się nie zauważyć – powiedziała Paulina, nieudolnie starając się zachować powagę – Weno, masz coś we włosach…

Wena podbiegła do lustra, wiszącego wewnątrz szafy i zarumieniła się jeszcze bardziej. Ukradkiem wyjęła truskawę i rzuciła nią w drzemiącego na łóżku Trampka.

- Może będziemy pisać? –Spytała, chcąc szybko zmienić temat. Paulina wzruszyła ramionami, odwracając wzrok od Gienia który wyjmował truskawki zza koszuli. Jedna wytoczyła się z jego nogawki, tocząc się po podłodze.

 

©©©

 

- A może… - zaczął Gienio, już doprowadzony do porządku - … skoro są Walentynki, napiszemy rozdział o Walentynkach?

- Niby jak to sobie wyobrażasz? – spytała Wena, upinając włosy. Paulina, która siedziała już przy biurku, stukając nerwowo palcem w klawiaturę , odwróciła się do nich.

- Nie każdy ma tak udane Walentynki jak wy – rzuciła rozbawiona a para zarumieniła się nagle.

- I to mówi osoba, która co roku je kolację z pluszowym misiem – odgryzła Wena, a Gienio z wrażenia spadł ze swojego stołeczka.

- Jest wierny, miękki, czuły i mnie słucha – powiedziała, patrząc z czułością na leżącą na łóżku zabawkę – Mężczyzna idealny.

- Coś w tym jest – zauważyła rozsądnie Wena, podnosząc Gienia z podłogi – Ale Gienio ma trochę racji. Mogłabyś coś napisać o Walentynkach, pamiętasz kiedy ostatnio to robiłaś?

- Dawno – przyznała Paulina – Ale to zły pomysł, wyjdą słodkie i mdłe. Skończmy to co ostatnio napisaliśmy.

Wzruszyli ramionami, zajmując swoje miejsca.

- Ty tu rządzisz.

 

©©©

 

Zawahała się, a po chwili kolejne słowa pojawiły się na ekranie monitora. Za jej plecami, Gienio i Wena wymienili niepewne spojrzenia.

- Dobrze, o co chodzi? – spytała, gdy cisza stała się nie od wytrzymania. Odwróciła się w ich stronę, mierząc obojga pytającym spojrzeniem – Co jest nie tak?

- Nic – powiedział szybko Gienio – Wszystko jest w porządku.

- Gdyby wszystko było w porządku, jak mówisz, nie siedzielibyście jak myszy pod miotłą. Co się stało?

Spojrzeli po sobie.

- Bo widzisz, uważamy – zaczęła ostrożnie Wena – że zamykasz się na Walentynki.

- Nie, dlaczego? Bardzo lubię Walentynki, ale nie będę o nich pisać  - powiedziała krótko – Wystarczy mi Walentynek, jakie im urządzam dzień w dzień.

Pokiwali ze zrozumieniem głowami, ale nic więcej nie powiedzieli.

Przez  chwilę pracowali w ciszy, potem jednak zza okna dobiegły ich podniecone krzyki. Paulina zamrała.

- Słyszeliście coś? – spytała zaniepokojona.

- Nie, nic nie słyszeliśmy – powiedziała szybko Wena. Gienio zgodził się z nią, kiwnięciem głowy. Paulina powoli obróciła się, jednak zaraz znów była zwrócona twarzą do nich.

- Ktoś mnie woła.

- Za dużo czasu spędzasz przy komputerze – oświadczyła łagodnie Wena, obejmując ją ramieniem. Gienio podbiegł do okna i zaczął wykonywać dziwnie gesty.

Paulina, której Wena zaczęła wygłaszać mowę o szkodliwości promieni UV, była zbyt oszołomiona żeby cokolwiek zauważyć, nawet to, że UV nie ma nic wspólnego z komputerem. Słuchała przemowy z niewyraźnym wyrazem twarzy, kiwając co chwilę głową.

Gienio obrócił się, blady na twarzy i spojrzał na Wenę.

- Chyba mnie źle zrozumieli – powiedział i w pomieszczeniu zapanowała głucha cisza – Idą tu.

- Kto idzie? – spytała rozkojarzona Paulina – Gieniu, o co chodzi? Weno, co wy wymyśliliście?

- Byliśmy pewni, że zaangażujesz się w Walentynki – zaczęła ostrożnie dobierając słowa. Gienio wpatrywał się z przerażeniem w drzwi, jakby czekał aż wybuchnął – I powiedzieliśmy im, że dasz im te … Walentynki.

- Komu powiedzieliście? – zapytała, odzyskując trzeźwość umysłu. Odpowiedź nadeszła sama.

Drzwi otworzyły się, a do środka wparował James ciągnący za sobą Lily, Alan ściskający czerwone baloniki w kształcie serca, Harry z Alice, rozmawiający pół szeptem ze Stevenem. Vivien i Matt weszli za nimi,  trzymając w rękach po pudełku czekoladek a za nimi przybyły trojaczki – każda z nich ściskała wielkie bukiety czerwonych róż.  Następnie wpadł Syriusz z Liz, potem Ann, ciągnięta przez rozłoszczonego czymś Roberta. Alex próbowała uspokoić ojca, trzymając go mocno za rękę, z drugiej strony Peter próbował mu coś wytłumaczyć a Patsy i Simon asekurowali Ann która co rusz potykała się o swoje nogi. Na samym końcu wszedł Joe, obejmujący Cleo i szepczący jej coś do ucha. Odwrócił się, zamknął drzwi i oboje usadowili się na łóżku obok pozostałych bohaterów.

Paulina rozglądała się po zapełnionym pokoju, całkowicie oszołomna.

- Co tu się do… - zaczęła ale urwała, bo drzwi otworzyły się i do środka, na paluszkach weszła rozchichota Cristin, ciągnąca za sobą czerwonego na twarzy Remusa.

Lupin gestem pokazała, żeby sobie nie przeszkadzali i usiadła na podłodze obok Liz, która natychmiast zaczęła coś do niej mówić.

- Co wam strzeliło do głów?! – krzyknęła Paulina, przekrzykując tłum i patrząc na skulonego Gienia i zawstydzoną Wenę – Od tygodni powtarzałam, że nie będę nic pisać na Walentynki!

- Zaraz – odezwał się James i zapanowała cisza – jak to nie będziesz?

- Przykro mi, nie będę  - powiedziała dziewczyna, czując jak robi się jej gorąco – Nigdy tego nie robiłam i teraz też tego nie zrobię.

- No bez jaj! – oburzyła się Lily – Zawsze Ci jest przykro! Kto wie, kiedy znów spędzimy
razem we dwoje Walentynki, bo ma swoje „widzimisię” a jej jest przykro!

- Lily, kochanie, spokojnie – James złapał rudowłosą za rękę – Nie denerwuj się.

- Za to wszystko, co nam zrobi, powinna chociaż dać nam te cholerne Walentynki!

- Uspokójcie się, proszę – powiedziała Paulina, czując jak dopada ją rozpacz.

- Mają rację – odezwała się Liz – Ja też miałam ochotę miło spędzić te Walentynki. Po ostatnich przeżyciach to byłaby miła odmiana, pójść do kina albo na kolacje.

Syriusz pokiwał żarliwie głową.

- To nasze pierwsze Walentynki – zauważyła Alice – Chociaż jakiś drobny gest, zwykły deser…

- Nie jesteście  razem…

- Zaczęliśmy się ze sobą chodzić w Walentynki – przypomniała Cristin, której twarz przybrała już żywego, różowego odcienia – Nigdy nie świętujemy tej rocznicy, a to już tyle lat…

- Nie zauważyłam, żeby zaproszenie było wam potrzebne…

- Czuję się pominięty! – Zaoponował nagle Robert – Zdecydowałabyś się w końcu, co ze mną zrobisz! Męczy mnie już to zawieszenie.

- Mam dość samotnych Walentynek! – Oburzyła się nagle Ann a trojaczki pokiwały ze zrozumieniem głowami. Remus spojrzał na nie ostro.

- Mogłabyś w końcu określić jakiś kierunek w moim życiu! Jestem zagubiony – dorzucił Harry – Ja nie wiem, co w końcu czuje a co dopiero inni!

- Ty chociaż coś czujesz, a ja!? – spytał Steven – 17 lat na karku i nawet nie przeżyłem przedszkolnej miłości! Kartka z moimi uczuciami jest pusta!

- Tabula rasa – Powiedziała ze zrozumieniem Wena.

- Spokój! – krzyknęła Paulina wstając z fotelika – Spokój! Cisza! Już! Dobrze, chcecie, to proszę bardzo. Co mam napisać?

Zapanowała głucha cisza. Wszyscy wymienili między sobą spojrzenia.

- Coś… - zaczęła zakłopotana Lily - …  coś …

- Słodkiego? – Zaproponowała nieśmiało Patsy.

- Namiętnego? – Podsunęła Liz.

- Romantycznego! – Krzyknęły trojaczki.

- Pełnego ekspresji!

- Spontanicznego.

- Ale i prostego, łatwego.

- Tak, zdecydowanie łatwego.

- Może jakiś spacer?

-Głupia, jaki spacer? Romantyczna kolacja – powiedziała z oburzeniem Lily – na spacer chodzisz codziennie.

- Ja bym wolał zostać w domu – zaproponował James – Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej.

- Tak, a potem będziesz ojcem po czterdziestce. Lepiej unikaj domu – doradził Syriusz – Może coś mniej wzniosłego?

- Sam jesteś mało wzniosły – prychnęła Liz – Romantyczna wycieczka.

- W góry! – dodała Cristin.

- Nie, góry to same kłopoty – powiedziała szybko Ann – Mnie już raz wysłała w góry. Lepiej nad morze… zachód słońca…

- Piasek w kąpielówkach i oparzenia słoneczne – przypomniał James.

- Jest luty!

- Właśnie!  

- To może jakiś kompromis? – spytał ostrożnie Harry.

- Jest zima. Pójdźmy na lodowisko – podsunęła Alice – łyżwy sprzyjają klimatowi.

Lupinowie uśmiechnęli się do siebie.

- To niebezpieczne. Pewnie wylądujemy w szpitalu na miesiąc.

- A propos szpitala – odezwał się James – musiałaś już teraz psuć mi humor i na siłę wpakowywać tego bufona…

- James! – rzuciła oburzona Lily – Pamiętaj kogo obrażasz!

- A co chodzi? – spytał z zainteresowaniem Alan.

- To może płatki róż, świecie – podpowiedziała szybko Liz – To całkiem romantyczne.

- Oklepane – oznajmił Syriusz – To tak jakbyś się ubrała w samą wstążkę… chociaż to by było ciekawe.

- Świntuch…

Dziewczyna patrzyła z przerażeniem na dyskutujących bohaterów.

- Ty to tak specjalnie zrobiłaś? – spytała Wena – Oni do jutra nic nie ustalą.

- Cicho, chcą Walentynek, będą je mieć… Niech je sobie tylko najpierw wymyślą.

 

©©©

 

Nie wiedziała, ile czasu już to trwało, ale pomysły które się pojawiały, były straszne nawet jak dla niej. Bohaterowie zaczęli kompletnie tracić kontrolę, każdy pomysł obrzucać serią kontrargumentów. Pomysł na idealne Walentynki okazał się o wiele trudniejszy do wymyślenia niż im się wydawało.

Paulina siedziała z kolei na swoim obrotowym foteliku, przyglądając im się z coraz większym rozbawieniem. W końce zdecydowała się na interwencję.

- Spokojnie – powiedziała, przekrzykując tłum – Nie chcę wam przerywać, ale mam coraz mniej czasu. Zdecydujcie się na coś.

- A gdzie jest podstęp? – spytał James, cały czerwony na twarzy. Obrażona Lily siedziała kilka metrów od niego, wpatrując się w sufit. W czasie dyskusji jaka nastała, Potterowie zażarcie pokłócili się na temat swoich zaręczyn i tego w jakim stopniu były one romantyczne w stosunku do innych. Ci, którzy mieli jakieś pojęcie na ten temat, szybko włączyli się w awanturę. Dyskusja została przerwana przez nagły wybuch jaki nastąpił między Robertem a Ann, którzy zaczęli się obrzucać wyzwiskami. Mimo że nikt tak do końca nie wiedział co zaszło, wszyscy czynnie włączyli się konflikt. Najgłośniej protestował Gienio, stojący po stronie Ann i krzyczący że prawdziwa miłość przychodzi wolno a Medison jest kretynem.

To z kolei wywołało żywe oburzenie Alice. Dziewczyna zaczęła się buntować dlaczego nadal musi tu siedzieć, że nie pozwoli się zaszufladkować i jeśli ktoś ma wobec niej jakieś plany, powinien powiedzieć jej to teraz, żeby mogła to przemyśleć. Na to, włączył się Harry, wyrzucając z siebie długą mowę o jej bezkrytycznym podejściu do samej siebie, nieuczciwości i bezczelności. Lily szybko przyłączyła się do syna, co natychmiast wzburzyło Liz, która uważała że nic na siłę nie można robić. Vivien, która zdecydowała się załagodzić spór i odwrócić uwagę, spytała o plany miłosne względem jej osoby. Blackowie zareagowali błyskawicznie, uzasadniając go młodym wiekiem córki. To z kolei wzburzyło trojaczki Lupin i doprowadziło do spięcia między pokoleniem starszym a młodszym rodziny Lupin.

Byłoby doszło do rękoczynów, gdy Paulina zdecydowała się na reakcję.

- Nie ma podstępu – powiedziała łagodnie – Chcecie Walentynki, będziecie  je mieć.

- To mnie przekonało, że podstęp jest – mruknął Syriusz – Ty nie robisz nic bezinteresownie. Nie dla nas. Pewnie będzie znów jakaś awantura, szpital czy inne urozmaicenie. Nie, dzięki ale w takim razie, ja nie chcę Walentynek.

- Ma rację – zgodził się James a Lily pokiwała głową – To ja wolę mieć spokój.

Rozległ się szum aprobaty.

- Czy ktoś chce w takim razie Walentynki?

Każdy spojrzał po sobie. Z tyłu rozległo się głębokie charknięcie. Wszyscy zwrócili się w tamta stronę, a na ich twarze wstąpił szok.

- Wspaniale – uśmiechnęła się – biorę się do pracy.

 

©©©

 

Upewnił się, czy nikt go nie widzi i zgrabnie wyskoczył przez okno parteru. Przebiegł przez podwórze i wymknął się dziurą w ogrodzeniu. Od razu skierował swoje kroki wzdłuż ulicy.

Mijający go ludzie patrzyli na niego z rozbawieniem, niepokojem a czasem nawet szokiem. Zatrzymał się, obserwując sędziwego staruszka sprzedającego róże. Gdy ten się odwrócił szybko podbiegł do wiadra z kwiatami i niezauważalnie porwał jeden z nich. Puścił się pędem i zniknął za rogiem, zanim sprzedawca zaważył brak róży.

Dumny ze swojego sprytu, przeszedł resztę drogi prezentując wszystkim prezent dla ukochanej. Tym razem ludzie śmiali się, pokazując go sobie palcami. „Prawdziwy kochaś”, powiedziała jedna ze staruszek siedzących na ławce.

Dotarł na miejsce. Dokładnie obejrzał furtkę, szukając luki. Gdy jej nie znalazł,  położył różę na chodniku i skoczył na płot.

Zaszczekał kilka razy, uważnie obserwując posesję. Zza domu wybiegła bernardynka, machając wesoło ogonem. Kokarda na szyi przekrzywiła jej się, a ślina z jej pyska obryzgała czerwony materiał.

Trampek zaszczekał, zeskakując z furtki i przecisnął pysk przez szczebelek. Sweet polizała go po wielkim nosie, a potem przecisnęła łeb do pyska psa. Trampek zaszczekał i łapą podsunął jej kwiatek.  

Zapiszczała, a jej ogon zamerdał kilka razy szybciej. Położyła się i pod furką przecisnęła pysk. Zrobił to samo. Ich nosy zetknęły się.

Z domu wyszła drobna blondynka, wycierająca ręce w ręczniczek.

- Sweet, co Ty tam robisz?

Podeszła do nich. Trampek instynktownie cofnął, jednak kobieta roześmiała się tylko. Pogłaskała psa po łbie przez szczebelki furtki, wzięła różę leżąca na chodniku i podała ją do powąchania Sweet. Suczka zaszczekała z dumą.

Trampek zamerdał wesoło ogonem, szczeknął krótko na dowidzenia i odwrócił się. Nawet bura jaka czekała na niego w domu za ucieczkę, nie była w stanie zaćmić jego radości z tego spotkania.

 

Zainspirowane Beethovenem II :D Miłych Walentynek :) 

Na końcu chciała podziękować za komentarze pod ostatnią notką. To wiele dla mnie znaczyło :)

Komentarze

  1. okazjonalne, słodkie, zabawne i urocze w jednym. ; )

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne ! :D Miś - facet idealny ! Uwielbiam te Twoje dodatki ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahahaha Fajne!!:):)A z tym misiem to było.. słodkie:)Chociaz trampek był najlepszy:):*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej! Wchodziłam dziś na przeróżne blogi i natrafiłam się na Twój. Zaciekawił mnie. Przeczytałam wiele notek i bardzo mi się tu podoba. Będę zaglądała częściej ;) Jeśli chcesz zajrzyj też na mój blog: http://mojunnormalnyswiat.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  5. haha, podsumowanie w postaci miłości... psów było wręcz boskie. Boskie Boskie Boskie. Zawsze umiesz mnie rozsmieszyć.

    OdpowiedzUsuń
  6. korcia_12@poczta.onet.eu18 lutego 2010 11:38

    Superr blog , a notka Przepiękna , leczę na rewanżyk www.give-me-happinesss.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest miejsce gdzie spotykają się ludzie kreatywni i tworzą własną postać, która porusza się w społeczeństwie. Na razie się rozkręcamy, może pomożesz? Jesteśmy otwarci, zwariowani i kontrastowi. Teraz na forum: boston.jun.pl Nie zauważyłam tabliczki antyspamu. Więc jeżeli sobie nie życzysz przepraszam. j

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak ja dawno nie komentowałam Twojego bloga, mimo tego oczywiście czytałam każdą notkę z zapartym tchem. I zauważyłam jedno. Mimo tych wszystkich zawirowań co do zawieszania bloga, odwieszania, notki są nadal świetne. Mam prośbę: czy mogłabyś informować mnie o nowych notkach? Mój numer GG" 7963182. Z góry dzięki:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Instynkt

Zburzony zamek...

Bielizna