Wizyta
Cóż, powiem tak. Rozpędziłam się, zdecydowanie, wiem o tym. Zapas notek rośnie w związku, z czym, zdecydowałam, że z początkiem roku przywitam was nowym rozdziałem. Przy okazji dodam, że idąc za ciosem założyłam nowego bloga, na którym pojawiając się będą opisy bohaterów. Niektóre są trochę w przód, ale jako że teraz się za to wzięłam to postanowiłam dodawać. Adres jest w linach, tutaj dodam go… Oj, jak będę pamiętać to może nawet dziś.
Wizyta
Jęknął, słysząc walenie do drzwi. Wygramolił się z łóżka i niechętnie poszedł w stronę drzwi.
- Co wy tu robicie?
- Sprawdzamy czy nie wpadłeś w alkoholizm – powiedział z uśmiechem Joe – Opijając wyrwanie się spod kurateli rodziców.
- Kurateli, dobre sobie – Potter uśmiechnął się przepuszczając przyjaciół w drzwiach. Jack zagwizdał.
- Wolność rządzi! Widać, że zerwałeś się ze smyczy.
- Żartujesz, jak z nimi mieszkałem miałem większą swobodę – zaśmiał się Harry wprowadzając przyjaciół do salonu – Cotygodniowe wizytacje, meldunki…
Joe i Jack zachichotali.
- Uprzedzają Cię chociaż? – Spytał, rozglądając się po pomieszczeniu. Mieszkanie, które wynajmował Potter nie wyróżniało się zbytnim luksusem. Położone blisko centrum było zdecydowanie za duże jak na standardy studenckie. Chociaż miało dwa piętra, jego układ pozostawiał wiele do życzenia. Dwie małe sypialnie na piętrze z jedną łazienką, malutka kuchnia i salon na parterze. To było wszystko, co udało się znaleźć Potterowi przed rozpoczęciem roku i odkąd tylko się wprowadził szukał kogoś, kto zajął by drugi pokój. Na próżno.
Salonik, w którym się znajdowali był w pełni zagracony. Mieszkanie miało stare umeblowanie po właścicielu i większość szaf była szczelnie po zamykana i zagospodarowana. Cały dobytek, jaki Potter ze sobą przyniósł był po upychany w pudłach. Na małym stoliku leżały resztki wczorajszej kolacji, książki i pergaminy z notatkami.
-Na początku nie uprzedzali. To znaczy mama nie uprzedzała, ojciec uważa, że dam sobie radę. Ale kilka razy mnie nie zastała i od tej pory umówiliśmy się, że będą przychodzić w soboty. Ja w piątki robie zakupy i sprzątam, a w sobotę udaję, że tak jest przez cały tydzień.
- Rozumiem, że niezapowiedziane wizytacje nie wchodzą w grę? – Spytał Joe, który stał przy oknie.
- Nie, nie wchodzą.
- No to w takim razie sobowtór Twojej mamy zaraz zapuka do drzwi.
Potter zerwał się z fotela i podbiegł do okna. Zobaczył tylko migające na schodach rude kosmyki wystające spod czapki i w mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi.
- O cholera. Już po mnie.
- Mama?
Lily uśmiechnęła się promiennie wchodząc do środka.
- Byłam w Londynie pomyślałam, że zajrzę, może będziesz.
Potterowi mina zrzedła, gdy Lily uściskała go mocno, kładąc torebkę na szafce.
- Właściwie to ja powinienem zaraz iść – powiedział szybko Harry, zrzucając rozpaczliwe spojrzenie na zabrudzoną kuchnię – Mam zajęcia.
- O tej porze? – Zdziwiła się, zerkając na zegarek. Dochodziła druga po południu – Myślałam, że zajęcia macie rano. Po za tym wspominałeś kiedyś, że we wtorki masz wolne i pracujesz.
- Dziś jest wtorek? – Zdziwił się Harry i spojrzał szybko na zegarek – O kurczę, masz racje.
Lily uśmiechnęła się słodko.
- Zrobisz mi herbaty, umówiłam się z tatą tutaj zaraz powinien być.
- Herbaty, tak pewnie – powiedział szybko – Poczekaj w salonie, chłopaki są… a ja zrobię herbaty.
Potter wszedł do kuchni. Zatrzymał się wryty widząc jak Joe buszuje w jego szafce.
- Masz Ognistą?
- Zwariowałeś!?
- Zaufaj mi, masz?
- Może trochę w lodówce, ale co Ty… - Joe wyciągnął szybko butelkę, otworzył ją, wylał trochę na koszulę złapał łyk i ruszył w stronę salonu. Harry rzucił się na niego, próbując powstrzymać, ale Matthews nie dawał za wygraną.
Wszedł do salonu, podpierając się o futrynę, pociągnął z butelki i spojrzał na Lily, która usiadła na fotelu, zza którym leżał rozciągnięty Jack.
- Pani Potter! – Ucieszył się Joe i ruszył w jej stronę machając butelką na wszystkie strony – Jak miło!
Harry patrzył sparaliżowany na przyjaciela, który szarmancko pochylił się w kierunki Lily, starając się uścisnąć jej dłoń. Drugą, ukradkiem podał Jackowi butelkę.
- Witaj… - powiedziała cicho Lily a Joe czknął. Harry jęknął w duchu.
- Ja przepraszam za ten bałagan – wydukał chłopak, rezygnując z prób przywitania się z Potter – Świętowaliśmy egzamin z Jacka który zdał Wojna Gobelinów… Egzamin z Wojny Gobelinów który…
- Egzamin z Wojny Goblinów chciałeś powiedzieć?
- Tak! Tylko Harry ma… warunki. Ale my… po...
- Posprzątamy! – Krzyknął z entuzjazmem Jack, a Lily podskoczyła zaskoczona – Posprzątamy, hip hop…
- Ty lepiej leż – powiedział chłopak – Przepraszam za niego…
- Herbata!- Krzyknął Harry widząc jak Lily otwiera usta. Przeszedł szybko przez pokój, strącił nogą pergaminy rozrzucone na stoliku i postawił na nim tacę z filiżankami.
- Dziękuję…
Potter spojrzał na Joe, który rzucił się do stolika, próbując nalać herbaty i wyszczerzył się w stronę przyjaciela. Jack, podniósł się z podłogi i zataczając się ruszył w stronę fotela. W połowie drogi potknął się o nogi Joe;go i legł na fotel. Zsunął się, tak, że głowa znalazła się na siedzeniu i po chwili w pokoju rozległo się głośne chrapanie.
Harry jęknął, gdy dzwonek zadzwonił po raz drugi. Niechętnie przeczłapał do przed pokoju.
James roześmiał się, widząc zrezygnowaną minę syna.
- Nie w porę?
- Bardzo – przyznał wpuszczając go do środka.
James poszedł za synem do pokoju. Zagwizdał cicho, widząc śpiącego na fotelu Jacka, lejącego na dywan herbatę Joe’go i Lily, która patrzyła na to z niemałym przerażeniem.
- Faktycznie nie w porę.
Andrews poderwał się z miejsca, rozkładając ręce w poddańczym geście.
- Niemieckie gobliny atakują!
Harry jęknął. Był skończony.
- Dostałam nauczkę – powiedziała Lily, gdy pół godziny później szli w stronę domu – Nigdy więcej niezapowiedzianych wizyt.
- Nie, naprawdę!?
- Przestań ironizować – mruknęła – Wolę nie wiedzieć, co nasz syn robi wieczorami.
- To, co każdy chłopak w jego wieku – James uśmiechnął się szeroko – Masz szczęście, że trafiłaś tylko na pijanych kolegów. Chociaż…
- Oh, przestań! Mówię, że wygraliście.
Potter zaśmiał się, ale nic więcej nie powiedział.
- Myślisz, że się z kimś spotyka? – Zapytała po chwili – To jeszcze dziecko, nie myśli racjonalnie i…
- Lily – powiedział stanowczo Potter – Trochę zaufania.
- Przez najbliższy rok masz ich z głowy – powiedział Joe, otrzepując spodnie – Evan to przetestował.
- Mogłeś mnie uprzedzić – mruknął Potter – Co mu?
- Żyję, żyję. Egzamin z wojen gobelinów!? Nie mogłeś wymyślić coś lepszego!?
- Nie miałem czasu – oburzył się Matthews – Odezwał się mądry, leżał plackiem i uważa się za fajnego.
- Ty mi kazałeś udawać trupa – przypomniał Jack.
- Nie umiesz kłamać.
- On nie umie kłamać – powiedział zirytowany Andrews.
- Obaj nie umiecie.
- Zamknijcie się obaj.
Postawiła kubek z parującą herbatą na stole, siadając na miękkim fotelu, tuż przy fotelu męża. Syri
usz podniósł na nią wzrok znad Proroka Codziennego.
- Tak...? – spytał, powoli składając gazetę – Co się stało?
- Nic – powiedziała krótko – Mam jutro badania. Idziesz ze mną?
Nie musiał odpowiadać. Po mnie, jaką zrobił, od razu poznała, że na badania będzie musiała iść sama.
- Nie dam rady się urwać… - zaczął przepraszającym tonem – Mamy teraz strasznie dużo pracy i…
- Tak, wiem – powiedziała krótko – Rozumiem. Następnym razem.
Wstał, obchodząc fotel, na którym siedziała i schylił się, wtulając twarz we włosy kobiety, dłońmi dotykając do delikatnie zarysowującego się na koszulce brzuszka.
- Obiecuję – szepnął jej do ucha. Uśmiechnęła się delikatnie, opierając głowę o jego bark.
- Trzymam cię za słowo.
Wyszła z budynku przychodni, otulając się szalikiem. Spojrzała na zdjęcie z USG, które przekazał jej lekarz, a na jej twarz wstąpił łagodny uśmiech. Jej lewa dłoń, natychmiast znalazła się na brzuchu.
Ruszyła przed siebie, przechodząc na druga stronę chodnika. Poprawiła torebkę i skręciła w prawo, wychodząc z zamkniętej części ulicy. Przyjrzała się zaleceniom lekarza, wypisanym na drobnym skrawku pergaminu, zatrzymując się przed przejściem. Podniosła głowę, słysząc nadjeżdżający z zawrotną szybkością wóz, i odskoczyła do tyłu, gdy ten przejechał tuż przy krawężniku, zostawiając za sobą odór spalin.
- Nic Pani nie jest? – Spytała jedna z przechodzących obok kobiet, patrząc na znikające za rogiem auto. Tuż za nim, zniknęły kolejne dwa. – Dzieciaki, urządzające sobie wyścigi.
- Nic mi się nie stało – powiedziała Liz, chowając do torebki wyniki badań. Cofnęła się, gdy kolejny wóz przemknął tuż obok i podniosłą zaniepokojona głowę, słysząc, że kolejny pojazd mnie w ich stronę.
Krzyknęła odskakując do tyłu. Kobieta, która stała obok niej, zdążyła tylko zobaczyć jak czerwony sportowy samochód wpada w poślizg, a zaraz potem została odrzucona przez siłę uderzenia i opadła bezwładnie na chodnik. Auto uderzyło z hukiem w słup, w pobliżu, którego stały. Kolejny samochód, wyjeżdżający zza rogu, nie zdążył nawet zacząć hamować. Kierowca, chcąc uniknąć zderzenia, zaczął zjeżdżać w bok. Stracił panowanie nad kierownicą, wjeżdżając prosto w stojących na chodniku ludzi. Tym razem, Liz nie zdążyła uskoczyć.
Wsadziła klucz zamka i przekręciła. Drzwi uchyliły się z cichym trzaskiem. Weszła do środka odstawiając torebkę na ziemi i zdejmując płaszcz. Jej wzrok, przykuła wisząca na wieszaku krótka skórzana kurtka. Sięgnęła po torbę, wyjęła z niej butelkę z Ognistą Whisky i po cichu wspięła się po drewnianych schodach.
Już na korytarzu, słyszała podniecone szepty dwojga ludzi. Była pewna, że jednym z nich jest Tom. Drugiego, cichszego i damskiego, nie znała.
Zatrzymała się nasłuchując uważnie. Jej serce zaczęło bić szybciej. Odgłosy dochodziły z sypialni.
Ruszyła przed siebie. Z przerażeniem stwierdziła, że jej ręce drżą a nogi, uginają się pod ciężarem ciała, zupełnie jakby wszystkie kości w jej ciele, zamieniły się w gumowy szkielet.
Drzwi były uchylone. Przez niewielką szparkę, zobaczyła porozrzucane po ziemi ubrania, i dwie pary stóp, wystające spod kołdry.
- Jesteś pewien, że nas nie zastanie? – Cichy głos wydobywający się z sypialni sprawił, że zadrżała jeszcze mocniej
- O nic się nie martw. Ma zajęcia do późna – Jej dłonie, zacisnęły się mocniej na gwincie od butelki. Pchnęła drzwi, które odbiły się od ściany i spojrzała na leżącą w łóżku parę. Jej usta zacisnęły się niebezpiecznie.
Tom, który w danej chwili zajęty był pieszczeniem piersi kobiety, podniósł głowę i zbladł, widząc stojącą w progu Alice. Natychmiast podniósł się.
- Kochanie, co ty tu robisz tak wcześnie? – spytał głuchym tonem, Kolor jego skóry był teraz równie blady jak ściana w sypialni w której się znajdowali. Kobieta, wyswobodziła się z jego uścisku i usiadła, rozglądając się po podłodze. Alice weszła schyliła się, podniosła z ziemi jedwabny biustonosz i podała go kobiecie.
-Proszę – powiedziała chłodno – To chyba Pani.
Zawstydzona dziewczyna wzięła bieliznę do ręki i zaczęła czynić próby by założyć ją na siebie.
- To nie tak …– zaczął Tom, ale Alice szybko mu przerwała.
- Nie obchodzi mnie jak – powiedziała zachowując obojętną twarz. Spojrzała na trzymaną w ręku butelkę poczym cisnęła nią w mężczyznę – Proszę. Przyda wam się – dodała i bez słowa wyszła z sypialni.
Dogonił ją w przedpokoju. W pośpiechu zapiął spodnie i spojrzał błagalnie na kobietę.
- Posłuchaj, proszę…
- Nie chcę cię słuchać – powiedziała zakładając płaszcz. Spojrzała na niego prowokacyjnie. W tej chwili, poczuła do niego obrzydzenie. – Przyjdę po jutro po swoje rzeczy – dodała chłodno – Miłej zabawy.
Wyszła zatrzaskując za sobą drzwi. Dopiero teraz, zaczęło do niej docierać, co się stało. Zdradził ją. Mężczyzna, którego uważała za ideał, zdradził ją z jakąś farbowaną lalunią, której imienia zapewne nie pamiętał. W tej jednej chwili, gdy jej życie powinno się załamać, poczuła wściekłość. Że dała się nabrać, że mu ufała i że straciła dla niego tak wiele czasu.
***
Zatrzymała się dopiero, gdy miała pewność, że jej nie znajdzie. Oparła się plecami o latarnię i odetchnęła powoli.
Przez jej głowę przeszło jej, że nie musi się gdzieś zatrzymać na tę jedną noc. W pierwszej chwili, pomyślała o Elen. Zrobiła krok do przodu i zatrzymała się zrezygnowana. Była pewna, że przyjaciółka przenocowałaby ją, gdyby nie fakt, że była teraz w Niemczech, badając skamieniałości.
Mogła udać się do dziadka, jednak staruszek mieszkał wiele mil od Londynu, i samo dotarcie do niego, zajęłoby jej kilkanaście godzin.
Właściwie, w tej chwili nie miała, dokąd iść. Dotarło do niej jak bardzo samotna jest.
Ze znajomych ze szkoły, tylko z Elen utrzymywała kontakt. Z rodziną, wpadła w konflikt, gdy zaręczyła się z Tomem. Powrót do domu, oznaczałby przyznanie się do błędu i wysłuchiwanie złośliwych komentarzy, których nie miała ochoty w tej chwili słuchać.
Przymknęła oczy próbując się skupić. Wyciągnęła z torebki w pośpiechu stary notes z adresami.
Rozejrzała się po okolicy i zmarszczyła brwi. Jej wzrok padł na niewielką kawiarnię po drugiej stronie ulicy. Niewiele myśląc ruszyła w stronę zachęcająco wyglądającego lokalu. Zaklęła soczyście, gdy drzwi nawet nie drgnęły.
- Maleńka, chcesz się zabawić?
Wzdrygnęła się słysząc szept tuż nad swoim uchem. Przeklęła w myślach, zdając sobie sprawę jak wielką głupotę zrobiła. Stanie samej na środku ulicy pod sam wieczór, było głupim pomysłem zarówno w świecie czarodziejów jak i mugoli.
- Spadaj – warknęła wymijając go.
- Nie bądź taka – krzyknął doganiając ją – Będzie fajnie.
- Powiedziałam spadaj – powtórzyła siląc się na spokój. Nie odpuścił. Szedł za nią, powtarzając swoje pytanie dopóki nie wyszli z osiedla. Gdy tylko znaleźli się w otwartej przestrzeni, przestał pytać tylko od razu złapał ją w pasie i obrócił w swoją stronę. Wyrwała się i puściła biegiem. W pośpiechu odczytała tabliczkę z nazwą ulicy. Zaklęła pod nosem i niewiele myśląc skręciła w jedną bocznych uliczek i zatrzymując się dopiero przed ciągiem mieszkań. Nie odwracając się za siebie, nacisnęła dzwonek pierwszych z brzegu drzwi, przestępując z nogi na nogę.
Drzwi odtworzyły się, gdy mężczyzna dobiegł już d
o rogu. Zamarła, wpatrując się w zszokowanego chłopaka.
- Co tu robisz? – Spytał obojętnie rozglądając się dookoła. Widząc stojącego kilka stóp mężczyznę kiwnął głową i przepuścił ją do środka – Zaczepiał cię?
Niechętnie kiwnęła głową.
- Przepraszam – powiedziała szybko zanim zdążył coś powiedzieć – Nie wiedziałam, że Ty tu mieszkasz. Zapukałam do pierwszych drzwi. Już mnie nie ma.
Otworzyła drzwi i jęknęła w duchu. Facet stał oparty o latarnię, najwyraźniej czekając aż wyjdzie.
- Możesz poczekać – usłyszała głos Harryego. Niechętnie zamknęła drzwi. – Możesz skorzystać z telefonu. Ma kto cię odebrać? Głupie pytanie…
- Poradzę sobie. Nie zajmę Ci wiele czasu.
- Chcesz czegoś do picia?
Kiwnęła krótko głową. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie wolałaby być teraz w towarzystwie cuchnącego pijaka, z dala od Pottera. Ta sytuacja nie należała do najbardziej komfortowych.
- Co robiłaś w tej dzielnicy? – Spytał, nie kryjąc, że go to nie obchodzi.
- Szukałam noclegu – powiedziała krótko – Zabłądziłam.
- Najbliższy hotel jest w centrum – rzucił, nastawiając wodę. Przeklęła cicho.
Harry spojrzał na nią badawczym spojrzeniem, stawiając przed nią kubek. Pospiesznie wyspał do środka herbatę i usiadł naprzeciwko niej.
- Powinnam już iść – stwierdziła po chwili, wstając – Dzięki za gościnę.
- Jesteś pewna, że chcesz sama iść? Może ktoś powinien po ciebie przyjść, robi się późno – powiedział idąc za nią do przedpokoju.
- Nie ma, kto po mnie przyjść – oznajmiła nawet nie racząc go spojrzeniem. Nie żeby to go coś obchodziło – Poradzę sobie, jestem dużą dziewczynką.
Nie odpowiedział. Bez słowa wyminął ją, podchodząc do okna. Odsłonił zasłonę i wskazał na stojącego pod pobliskim murem mężczyznę.
- Jesteś pewna, że pójdziesz sama? Może, chociaż dasz się odprowadzić do domu?
- Nie wracam do domu – powiedziała krótko – Potrzebuję hotelu.
Spojrzała niepewnie w stronę drzwi. Przez ułamek sekundy poczuła nieodpartą chęć żeby skorzystać z propozycji Harryego i dać się odprowadzić. Była jednak pewna, że wtedy zażąda wyjaśnień, czemu nie wraca do Toma a nie było fair gdyby go wtedy zignorowała. Ściągnęła kurtkę z wieszaka a Potter parsknął.
- Jesteś niesamowita – oznajmił – Wolisz wpaść w łapy tego faceta niż przyznać, że potrzebujesz pomocy. W razie, gdybyś zdecydowała, że jednak jej potrzebujesz, na górze jest wolny pokój. Możesz poczekać do rana, nie będę ci zawracać głowy.
Bez słowa opuścił przedpokój, znikając w kuchni.
Złapała za klamkę i zawahała się. Spojrzała niepewnie w stronę schodów, westchnęła zrezygnowana, i puściła klamkę.
- Herbata gotowa – usłyszała z kuchni.
- Nienawidzę cię, Potter – syknęła, ściągając płaszcz.
Wpatrywała się w ciszy w herbatę, czując na sobie badawcze spojrzenie Pottera. Już zaczynała żałować swojej decyzji.
Czując, że dłużej nie zniesie milczenia, podniosła na niego wzrok.
- Mogę ci zadać pytanie? – Spytał, zanim zdążyła otworzyć usta.
- Właśnie to zrobiłeś.
- W takim razie mogę zadać jeszcze jedno? Czemu tak bardzo uparłaś się na hotel?
- To już trzy pytania – powiedziała i po chwili milczenia dodała – Bo nie miałam innego wyboru. Nie wrócę do domu, a muszę gdzieś spędzić tą noc.
Zmarszczył brwi, zadając nieme pytanie.
- Są dwie rzeczy, których nie jestem w stanie wybaczyć – dodała – Zdrada i kłamstwo. Tom zrobił obie na raz.
Potter prychnął cicho, ale nie nic więcej nie powiedział. Otworzyła usta, chcąc coś odszczeknąć, ale ją uprzedził.
- Drugie drzwi na prawo – powiedział krótko, wstając – Łazienka jest na końcu korytarza. Dobranoc.
- Dziękuję – krzyknęła za nim, wstając. Kiwnął krótko głową.
Gdy obudziła się rano, w domu panowała cisza. W pośpiechu ubrała się i zeszła na dół. Zgodnie z jej przypuszczeniami, w lodówce nie znalazła nic, po za kawałkiem żółtego sera i kartonem z mlekiem.
Pokręciła z politowaniem głową i rozejrzała się po pomieszczeniu. Na jednej z szafek leżał bohaterek czerstwego chleba a obok, roztopiona kostka masła.
Uśmiechnęła się pod nosem. Nie była zaskoczona.
Założyła płaszcz, sięgnęła po torebkę i wyszła z domu, z cichym skrzypnięciem, domykając drzwi.
Biegł korytarzem, ściskając w dłoniach zwitek pergaminu. Zatrzymał się przed wyznaczonymi mu wcześniej przez pielęgniarkę drzwiami.
Pokój dyżurnych.
Zapukał i nie czekając na odpowiedź wszedł do środka.
Przy biurku, siedział sędziwy uzdrowiciel, pochylając się nad stosem pergaminów. Srebrne okulary, opadły mu na czubek haczykowatego nosa. Zmarszczył brwi, a na jego czole pojawiły się podłużne zmarszczki.
- Szukam Dr Harkera – powiedział Syriusz mnąc w dłoniach pergamin. Mężczyzna podniósł głowę i spojrzał na Blacka. Dopiero teraz zobaczył, że jest dużo młodszy, niż wydawał się być na pierwszy rzut oka.
- Słucham? – Spytał zachrypniętym basem, podnosząc się z krzesła.
- Syriusz Black, dostałem wiadomość, że moja żona…
- Dobrze, że Pan jest – przerwał mu szorstko lekarz, wskazując na krzesło przy biurku i sam usiadł – Zanim zaprowadzę Pana do żony, chciałbym porozmawiać.
Syriusz usiadł, mnąc pergamin. Lekarz zamknął teczkę, którą przeglądał przez jego przybyciem, ściągnął okulary, przecierając dłonią oczy i spojrzał na Syriusza.
- Będę szczery, nie jest dobrze – powiedział na wstępie.
Black przymknął oczy, przygotowując się na to, co za chwilę usłyszy. Jego serce zatrzymało się na chwilę, uścisk na skrawku pergaminu zelżał.
- Pańska żona, uległa poważnemu wypadkowi, w związku z czym jej obrażenia, również są bardzo poważne – powiedział spokojnie – Nie mamy jeszcze wyników wszystkich wyników, jednak to co mamy, nie wróży dobrych rokowań – dodał i zawahał się przez chwilę – Zwłaszcza, że jest w ciąży.
- Nie rozumiem – przyznał Syriusz, patrząc na lekarza – Chce Pan przez to powiedzieć, że…
- Utrzymywanie ciąży w tej sytuacji, jest bardzo ryzykowne. – odrzekł szybko Harker, nie odrywając od mężczyzny wzroku – Proszę się zastanowić, jak bardzo chcą Państwo tego dziecka. Pielęgniarka zaprowadzi Pana do żony.
Wizyta
Jęknął, słysząc walenie do drzwi. Wygramolił się z łóżka i niechętnie poszedł w stronę drzwi.
- Co wy tu robicie?
- Sprawdzamy czy nie wpadłeś w alkoholizm – powiedział z uśmiechem Joe – Opijając wyrwanie się spod kurateli rodziców.
- Kurateli, dobre sobie – Potter uśmiechnął się przepuszczając przyjaciół w drzwiach. Jack zagwizdał.
- Wolność rządzi! Widać, że zerwałeś się ze smyczy.
- Żartujesz, jak z nimi mieszkałem miałem większą swobodę – zaśmiał się Harry wprowadzając przyjaciół do salonu – Cotygodniowe wizytacje, meldunki…
Joe i Jack zachichotali.
- Uprzedzają Cię chociaż? – Spytał, rozglądając się po pomieszczeniu. Mieszkanie, które wynajmował Potter nie wyróżniało się zbytnim luksusem. Położone blisko centrum było zdecydowanie za duże jak na standardy studenckie. Chociaż miało dwa piętra, jego układ pozostawiał wiele do życzenia. Dwie małe sypialnie na piętrze z jedną łazienką, malutka kuchnia i salon na parterze. To było wszystko, co udało się znaleźć Potterowi przed rozpoczęciem roku i odkąd tylko się wprowadził szukał kogoś, kto zajął by drugi pokój. Na próżno.
Salonik, w którym się znajdowali był w pełni zagracony. Mieszkanie miało stare umeblowanie po właścicielu i większość szaf była szczelnie po zamykana i zagospodarowana. Cały dobytek, jaki Potter ze sobą przyniósł był po upychany w pudłach. Na małym stoliku leżały resztki wczorajszej kolacji, książki i pergaminy z notatkami.
-Na początku nie uprzedzali. To znaczy mama nie uprzedzała, ojciec uważa, że dam sobie radę. Ale kilka razy mnie nie zastała i od tej pory umówiliśmy się, że będą przychodzić w soboty. Ja w piątki robie zakupy i sprzątam, a w sobotę udaję, że tak jest przez cały tydzień.
- Rozumiem, że niezapowiedziane wizytacje nie wchodzą w grę? – Spytał Joe, który stał przy oknie.
- Nie, nie wchodzą.
- No to w takim razie sobowtór Twojej mamy zaraz zapuka do drzwi.
Potter zerwał się z fotela i podbiegł do okna. Zobaczył tylko migające na schodach rude kosmyki wystające spod czapki i w mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi.
- O cholera. Już po mnie.
- Mama?
Lily uśmiechnęła się promiennie wchodząc do środka.
- Byłam w Londynie pomyślałam, że zajrzę, może będziesz.
Potterowi mina zrzedła, gdy Lily uściskała go mocno, kładąc torebkę na szafce.
- Właściwie to ja powinienem zaraz iść – powiedział szybko Harry, zrzucając rozpaczliwe spojrzenie na zabrudzoną kuchnię – Mam zajęcia.
- O tej porze? – Zdziwiła się, zerkając na zegarek. Dochodziła druga po południu – Myślałam, że zajęcia macie rano. Po za tym wspominałeś kiedyś, że we wtorki masz wolne i pracujesz.
- Dziś jest wtorek? – Zdziwił się Harry i spojrzał szybko na zegarek – O kurczę, masz racje.
Lily uśmiechnęła się słodko.
- Zrobisz mi herbaty, umówiłam się z tatą tutaj zaraz powinien być.
- Herbaty, tak pewnie – powiedział szybko – Poczekaj w salonie, chłopaki są… a ja zrobię herbaty.
Potter wszedł do kuchni. Zatrzymał się wryty widząc jak Joe buszuje w jego szafce.
- Masz Ognistą?
- Zwariowałeś!?
- Zaufaj mi, masz?
- Może trochę w lodówce, ale co Ty… - Joe wyciągnął szybko butelkę, otworzył ją, wylał trochę na koszulę złapał łyk i ruszył w stronę salonu. Harry rzucił się na niego, próbując powstrzymać, ale Matthews nie dawał za wygraną.
Wszedł do salonu, podpierając się o futrynę, pociągnął z butelki i spojrzał na Lily, która usiadła na fotelu, zza którym leżał rozciągnięty Jack.
- Pani Potter! – Ucieszył się Joe i ruszył w jej stronę machając butelką na wszystkie strony – Jak miło!
Harry patrzył sparaliżowany na przyjaciela, który szarmancko pochylił się w kierunki Lily, starając się uścisnąć jej dłoń. Drugą, ukradkiem podał Jackowi butelkę.
- Witaj… - powiedziała cicho Lily a Joe czknął. Harry jęknął w duchu.
- Ja przepraszam za ten bałagan – wydukał chłopak, rezygnując z prób przywitania się z Potter – Świętowaliśmy egzamin z Jacka który zdał Wojna Gobelinów… Egzamin z Wojny Gobelinów który…
- Egzamin z Wojny Goblinów chciałeś powiedzieć?
- Tak! Tylko Harry ma… warunki. Ale my… po...
- Posprzątamy! – Krzyknął z entuzjazmem Jack, a Lily podskoczyła zaskoczona – Posprzątamy, hip hop…
- Ty lepiej leż – powiedział chłopak – Przepraszam za niego…
- Herbata!- Krzyknął Harry widząc jak Lily otwiera usta. Przeszedł szybko przez pokój, strącił nogą pergaminy rozrzucone na stoliku i postawił na nim tacę z filiżankami.
- Dziękuję…
Potter spojrzał na Joe, który rzucił się do stolika, próbując nalać herbaty i wyszczerzył się w stronę przyjaciela. Jack, podniósł się z podłogi i zataczając się ruszył w stronę fotela. W połowie drogi potknął się o nogi Joe;go i legł na fotel. Zsunął się, tak, że głowa znalazła się na siedzeniu i po chwili w pokoju rozległo się głośne chrapanie.
Harry jęknął, gdy dzwonek zadzwonił po raz drugi. Niechętnie przeczłapał do przed pokoju.
James roześmiał się, widząc zrezygnowaną minę syna.
- Nie w porę?
- Bardzo – przyznał wpuszczając go do środka.
James poszedł za synem do pokoju. Zagwizdał cicho, widząc śpiącego na fotelu Jacka, lejącego na dywan herbatę Joe’go i Lily, która patrzyła na to z niemałym przerażeniem.
- Faktycznie nie w porę.
Andrews poderwał się z miejsca, rozkładając ręce w poddańczym geście.
- Niemieckie gobliny atakują!
Harry jęknął. Był skończony.
- Dostałam nauczkę – powiedziała Lily, gdy pół godziny później szli w stronę domu – Nigdy więcej niezapowiedzianych wizyt.
- Nie, naprawdę!?
- Przestań ironizować – mruknęła – Wolę nie wiedzieć, co nasz syn robi wieczorami.
- To, co każdy chłopak w jego wieku – James uśmiechnął się szeroko – Masz szczęście, że trafiłaś tylko na pijanych kolegów. Chociaż…
- Oh, przestań! Mówię, że wygraliście.
Potter zaśmiał się, ale nic więcej nie powiedział.
- Myślisz, że się z kimś spotyka? – Zapytała po chwili – To jeszcze dziecko, nie myśli racjonalnie i…
- Lily – powiedział stanowczo Potter – Trochę zaufania.
- Przez najbliższy rok masz ich z głowy – powiedział Joe, otrzepując spodnie – Evan to przetestował.
- Mogłeś mnie uprzedzić – mruknął Potter – Co mu?
- Żyję, żyję. Egzamin z wojen gobelinów!? Nie mogłeś wymyślić coś lepszego!?
- Nie miałem czasu – oburzył się Matthews – Odezwał się mądry, leżał plackiem i uważa się za fajnego.
- Ty mi kazałeś udawać trupa – przypomniał Jack.
- Nie umiesz kłamać.
- On nie umie kłamać – powiedział zirytowany Andrews.
- Obaj nie umiecie.
- Zamknijcie się obaj.
Postawiła kubek z parującą herbatą na stole, siadając na miękkim fotelu, tuż przy fotelu męża. Syri
usz podniósł na nią wzrok znad Proroka Codziennego.
- Tak...? – spytał, powoli składając gazetę – Co się stało?
- Nic – powiedziała krótko – Mam jutro badania. Idziesz ze mną?
Nie musiał odpowiadać. Po mnie, jaką zrobił, od razu poznała, że na badania będzie musiała iść sama.
- Nie dam rady się urwać… - zaczął przepraszającym tonem – Mamy teraz strasznie dużo pracy i…
- Tak, wiem – powiedziała krótko – Rozumiem. Następnym razem.
Wstał, obchodząc fotel, na którym siedziała i schylił się, wtulając twarz we włosy kobiety, dłońmi dotykając do delikatnie zarysowującego się na koszulce brzuszka.
- Obiecuję – szepnął jej do ucha. Uśmiechnęła się delikatnie, opierając głowę o jego bark.
- Trzymam cię za słowo.
Wyszła z budynku przychodni, otulając się szalikiem. Spojrzała na zdjęcie z USG, które przekazał jej lekarz, a na jej twarz wstąpił łagodny uśmiech. Jej lewa dłoń, natychmiast znalazła się na brzuchu.
Ruszyła przed siebie, przechodząc na druga stronę chodnika. Poprawiła torebkę i skręciła w prawo, wychodząc z zamkniętej części ulicy. Przyjrzała się zaleceniom lekarza, wypisanym na drobnym skrawku pergaminu, zatrzymując się przed przejściem. Podniosła głowę, słysząc nadjeżdżający z zawrotną szybkością wóz, i odskoczyła do tyłu, gdy ten przejechał tuż przy krawężniku, zostawiając za sobą odór spalin.
- Nic Pani nie jest? – Spytała jedna z przechodzących obok kobiet, patrząc na znikające za rogiem auto. Tuż za nim, zniknęły kolejne dwa. – Dzieciaki, urządzające sobie wyścigi.
- Nic mi się nie stało – powiedziała Liz, chowając do torebki wyniki badań. Cofnęła się, gdy kolejny wóz przemknął tuż obok i podniosłą zaniepokojona głowę, słysząc, że kolejny pojazd mnie w ich stronę.
Krzyknęła odskakując do tyłu. Kobieta, która stała obok niej, zdążyła tylko zobaczyć jak czerwony sportowy samochód wpada w poślizg, a zaraz potem została odrzucona przez siłę uderzenia i opadła bezwładnie na chodnik. Auto uderzyło z hukiem w słup, w pobliżu, którego stały. Kolejny samochód, wyjeżdżający zza rogu, nie zdążył nawet zacząć hamować. Kierowca, chcąc uniknąć zderzenia, zaczął zjeżdżać w bok. Stracił panowanie nad kierownicą, wjeżdżając prosto w stojących na chodniku ludzi. Tym razem, Liz nie zdążyła uskoczyć.
Wsadziła klucz zamka i przekręciła. Drzwi uchyliły się z cichym trzaskiem. Weszła do środka odstawiając torebkę na ziemi i zdejmując płaszcz. Jej wzrok, przykuła wisząca na wieszaku krótka skórzana kurtka. Sięgnęła po torbę, wyjęła z niej butelkę z Ognistą Whisky i po cichu wspięła się po drewnianych schodach.
Już na korytarzu, słyszała podniecone szepty dwojga ludzi. Była pewna, że jednym z nich jest Tom. Drugiego, cichszego i damskiego, nie znała.
Zatrzymała się nasłuchując uważnie. Jej serce zaczęło bić szybciej. Odgłosy dochodziły z sypialni.
Ruszyła przed siebie. Z przerażeniem stwierdziła, że jej ręce drżą a nogi, uginają się pod ciężarem ciała, zupełnie jakby wszystkie kości w jej ciele, zamieniły się w gumowy szkielet.
Drzwi były uchylone. Przez niewielką szparkę, zobaczyła porozrzucane po ziemi ubrania, i dwie pary stóp, wystające spod kołdry.
- Jesteś pewien, że nas nie zastanie? – Cichy głos wydobywający się z sypialni sprawił, że zadrżała jeszcze mocniej
- O nic się nie martw. Ma zajęcia do późna – Jej dłonie, zacisnęły się mocniej na gwincie od butelki. Pchnęła drzwi, które odbiły się od ściany i spojrzała na leżącą w łóżku parę. Jej usta zacisnęły się niebezpiecznie.
Tom, który w danej chwili zajęty był pieszczeniem piersi kobiety, podniósł głowę i zbladł, widząc stojącą w progu Alice. Natychmiast podniósł się.
- Kochanie, co ty tu robisz tak wcześnie? – spytał głuchym tonem, Kolor jego skóry był teraz równie blady jak ściana w sypialni w której się znajdowali. Kobieta, wyswobodziła się z jego uścisku i usiadła, rozglądając się po podłodze. Alice weszła schyliła się, podniosła z ziemi jedwabny biustonosz i podała go kobiecie.
-Proszę – powiedziała chłodno – To chyba Pani.
Zawstydzona dziewczyna wzięła bieliznę do ręki i zaczęła czynić próby by założyć ją na siebie.
- To nie tak …– zaczął Tom, ale Alice szybko mu przerwała.
- Nie obchodzi mnie jak – powiedziała zachowując obojętną twarz. Spojrzała na trzymaną w ręku butelkę poczym cisnęła nią w mężczyznę – Proszę. Przyda wam się – dodała i bez słowa wyszła z sypialni.
Dogonił ją w przedpokoju. W pośpiechu zapiął spodnie i spojrzał błagalnie na kobietę.
- Posłuchaj, proszę…
- Nie chcę cię słuchać – powiedziała zakładając płaszcz. Spojrzała na niego prowokacyjnie. W tej chwili, poczuła do niego obrzydzenie. – Przyjdę po jutro po swoje rzeczy – dodała chłodno – Miłej zabawy.
Wyszła zatrzaskując za sobą drzwi. Dopiero teraz, zaczęło do niej docierać, co się stało. Zdradził ją. Mężczyzna, którego uważała za ideał, zdradził ją z jakąś farbowaną lalunią, której imienia zapewne nie pamiętał. W tej jednej chwili, gdy jej życie powinno się załamać, poczuła wściekłość. Że dała się nabrać, że mu ufała i że straciła dla niego tak wiele czasu.
***
Zatrzymała się dopiero, gdy miała pewność, że jej nie znajdzie. Oparła się plecami o latarnię i odetchnęła powoli.
Przez jej głowę przeszło jej, że nie musi się gdzieś zatrzymać na tę jedną noc. W pierwszej chwili, pomyślała o Elen. Zrobiła krok do przodu i zatrzymała się zrezygnowana. Była pewna, że przyjaciółka przenocowałaby ją, gdyby nie fakt, że była teraz w Niemczech, badając skamieniałości.
Mogła udać się do dziadka, jednak staruszek mieszkał wiele mil od Londynu, i samo dotarcie do niego, zajęłoby jej kilkanaście godzin.
Właściwie, w tej chwili nie miała, dokąd iść. Dotarło do niej jak bardzo samotna jest.
Ze znajomych ze szkoły, tylko z Elen utrzymywała kontakt. Z rodziną, wpadła w konflikt, gdy zaręczyła się z Tomem. Powrót do domu, oznaczałby przyznanie się do błędu i wysłuchiwanie złośliwych komentarzy, których nie miała ochoty w tej chwili słuchać.
Przymknęła oczy próbując się skupić. Wyciągnęła z torebki w pośpiechu stary notes z adresami.
Rozejrzała się po okolicy i zmarszczyła brwi. Jej wzrok padł na niewielką kawiarnię po drugiej stronie ulicy. Niewiele myśląc ruszyła w stronę zachęcająco wyglądającego lokalu. Zaklęła soczyście, gdy drzwi nawet nie drgnęły.
- Maleńka, chcesz się zabawić?
Wzdrygnęła się słysząc szept tuż nad swoim uchem. Przeklęła w myślach, zdając sobie sprawę jak wielką głupotę zrobiła. Stanie samej na środku ulicy pod sam wieczór, było głupim pomysłem zarówno w świecie czarodziejów jak i mugoli.
- Spadaj – warknęła wymijając go.
- Nie bądź taka – krzyknął doganiając ją – Będzie fajnie.
- Powiedziałam spadaj – powtórzyła siląc się na spokój. Nie odpuścił. Szedł za nią, powtarzając swoje pytanie dopóki nie wyszli z osiedla. Gdy tylko znaleźli się w otwartej przestrzeni, przestał pytać tylko od razu złapał ją w pasie i obrócił w swoją stronę. Wyrwała się i puściła biegiem. W pośpiechu odczytała tabliczkę z nazwą ulicy. Zaklęła pod nosem i niewiele myśląc skręciła w jedną bocznych uliczek i zatrzymując się dopiero przed ciągiem mieszkań. Nie odwracając się za siebie, nacisnęła dzwonek pierwszych z brzegu drzwi, przestępując z nogi na nogę.
Drzwi odtworzyły się, gdy mężczyzna dobiegł już d
o rogu. Zamarła, wpatrując się w zszokowanego chłopaka.
- Co tu robisz? – Spytał obojętnie rozglądając się dookoła. Widząc stojącego kilka stóp mężczyznę kiwnął głową i przepuścił ją do środka – Zaczepiał cię?
Niechętnie kiwnęła głową.
- Przepraszam – powiedziała szybko zanim zdążył coś powiedzieć – Nie wiedziałam, że Ty tu mieszkasz. Zapukałam do pierwszych drzwi. Już mnie nie ma.
Otworzyła drzwi i jęknęła w duchu. Facet stał oparty o latarnię, najwyraźniej czekając aż wyjdzie.
- Możesz poczekać – usłyszała głos Harryego. Niechętnie zamknęła drzwi. – Możesz skorzystać z telefonu. Ma kto cię odebrać? Głupie pytanie…
- Poradzę sobie. Nie zajmę Ci wiele czasu.
- Chcesz czegoś do picia?
Kiwnęła krótko głową. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie wolałaby być teraz w towarzystwie cuchnącego pijaka, z dala od Pottera. Ta sytuacja nie należała do najbardziej komfortowych.
- Co robiłaś w tej dzielnicy? – Spytał, nie kryjąc, że go to nie obchodzi.
- Szukałam noclegu – powiedziała krótko – Zabłądziłam.
- Najbliższy hotel jest w centrum – rzucił, nastawiając wodę. Przeklęła cicho.
Harry spojrzał na nią badawczym spojrzeniem, stawiając przed nią kubek. Pospiesznie wyspał do środka herbatę i usiadł naprzeciwko niej.
- Powinnam już iść – stwierdziła po chwili, wstając – Dzięki za gościnę.
- Jesteś pewna, że chcesz sama iść? Może ktoś powinien po ciebie przyjść, robi się późno – powiedział idąc za nią do przedpokoju.
- Nie ma, kto po mnie przyjść – oznajmiła nawet nie racząc go spojrzeniem. Nie żeby to go coś obchodziło – Poradzę sobie, jestem dużą dziewczynką.
Nie odpowiedział. Bez słowa wyminął ją, podchodząc do okna. Odsłonił zasłonę i wskazał na stojącego pod pobliskim murem mężczyznę.
- Jesteś pewna, że pójdziesz sama? Może, chociaż dasz się odprowadzić do domu?
- Nie wracam do domu – powiedziała krótko – Potrzebuję hotelu.
Spojrzała niepewnie w stronę drzwi. Przez ułamek sekundy poczuła nieodpartą chęć żeby skorzystać z propozycji Harryego i dać się odprowadzić. Była jednak pewna, że wtedy zażąda wyjaśnień, czemu nie wraca do Toma a nie było fair gdyby go wtedy zignorowała. Ściągnęła kurtkę z wieszaka a Potter parsknął.
- Jesteś niesamowita – oznajmił – Wolisz wpaść w łapy tego faceta niż przyznać, że potrzebujesz pomocy. W razie, gdybyś zdecydowała, że jednak jej potrzebujesz, na górze jest wolny pokój. Możesz poczekać do rana, nie będę ci zawracać głowy.
Bez słowa opuścił przedpokój, znikając w kuchni.
Złapała za klamkę i zawahała się. Spojrzała niepewnie w stronę schodów, westchnęła zrezygnowana, i puściła klamkę.
- Herbata gotowa – usłyszała z kuchni.
- Nienawidzę cię, Potter – syknęła, ściągając płaszcz.
Wpatrywała się w ciszy w herbatę, czując na sobie badawcze spojrzenie Pottera. Już zaczynała żałować swojej decyzji.
Czując, że dłużej nie zniesie milczenia, podniosła na niego wzrok.
- Mogę ci zadać pytanie? – Spytał, zanim zdążyła otworzyć usta.
- Właśnie to zrobiłeś.
- W takim razie mogę zadać jeszcze jedno? Czemu tak bardzo uparłaś się na hotel?
- To już trzy pytania – powiedziała i po chwili milczenia dodała – Bo nie miałam innego wyboru. Nie wrócę do domu, a muszę gdzieś spędzić tą noc.
Zmarszczył brwi, zadając nieme pytanie.
- Są dwie rzeczy, których nie jestem w stanie wybaczyć – dodała – Zdrada i kłamstwo. Tom zrobił obie na raz.
Potter prychnął cicho, ale nie nic więcej nie powiedział. Otworzyła usta, chcąc coś odszczeknąć, ale ją uprzedził.
- Drugie drzwi na prawo – powiedział krótko, wstając – Łazienka jest na końcu korytarza. Dobranoc.
- Dziękuję – krzyknęła za nim, wstając. Kiwnął krótko głową.
Gdy obudziła się rano, w domu panowała cisza. W pośpiechu ubrała się i zeszła na dół. Zgodnie z jej przypuszczeniami, w lodówce nie znalazła nic, po za kawałkiem żółtego sera i kartonem z mlekiem.
Pokręciła z politowaniem głową i rozejrzała się po pomieszczeniu. Na jednej z szafek leżał bohaterek czerstwego chleba a obok, roztopiona kostka masła.
Uśmiechnęła się pod nosem. Nie była zaskoczona.
Założyła płaszcz, sięgnęła po torebkę i wyszła z domu, z cichym skrzypnięciem, domykając drzwi.
Biegł korytarzem, ściskając w dłoniach zwitek pergaminu. Zatrzymał się przed wyznaczonymi mu wcześniej przez pielęgniarkę drzwiami.
Pokój dyżurnych.
Zapukał i nie czekając na odpowiedź wszedł do środka.
Przy biurku, siedział sędziwy uzdrowiciel, pochylając się nad stosem pergaminów. Srebrne okulary, opadły mu na czubek haczykowatego nosa. Zmarszczył brwi, a na jego czole pojawiły się podłużne zmarszczki.
- Szukam Dr Harkera – powiedział Syriusz mnąc w dłoniach pergamin. Mężczyzna podniósł głowę i spojrzał na Blacka. Dopiero teraz zobaczył, że jest dużo młodszy, niż wydawał się być na pierwszy rzut oka.
- Słucham? – Spytał zachrypniętym basem, podnosząc się z krzesła.
- Syriusz Black, dostałem wiadomość, że moja żona…
- Dobrze, że Pan jest – przerwał mu szorstko lekarz, wskazując na krzesło przy biurku i sam usiadł – Zanim zaprowadzę Pana do żony, chciałbym porozmawiać.
Syriusz usiadł, mnąc pergamin. Lekarz zamknął teczkę, którą przeglądał przez jego przybyciem, ściągnął okulary, przecierając dłonią oczy i spojrzał na Syriusza.
- Będę szczery, nie jest dobrze – powiedział na wstępie.
Black przymknął oczy, przygotowując się na to, co za chwilę usłyszy. Jego serce zatrzymało się na chwilę, uścisk na skrawku pergaminu zelżał.
- Pańska żona, uległa poważnemu wypadkowi, w związku z czym jej obrażenia, również są bardzo poważne – powiedział spokojnie – Nie mamy jeszcze wyników wszystkich wyników, jednak to co mamy, nie wróży dobrych rokowań – dodał i zawahał się przez chwilę – Zwłaszcza, że jest w ciąży.
- Nie rozumiem – przyznał Syriusz, patrząc na lekarza – Chce Pan przez to powiedzieć, że…
- Utrzymywanie ciąży w tej sytuacji, jest bardzo ryzykowne. – odrzekł szybko Harker, nie odrywając od mężczyzny wzroku – Proszę się zastanowić, jak bardzo chcą Państwo tego dziecka. Pielęgniarka zaprowadzi Pana do żony.
Świetna, naprawdę świetna notka. Biedna Liz... Zaczynasz ciekawe wątki. Ten z Harrym też jest super :DKurczę, zaczyna się nieźle mieszać. A wg bardzo się cieszę, że jest nowa notka :)Mam nadzieję że niedługo pojawi się następna...No cóż.. pozdrawiam .
OdpowiedzUsuńNo notka bombowa!!!Szczególnie ten moment niezapowiedzianej wizyty i wypadku Liz...mam jednak nadzieję, że uda jej się dotrzymać ciążę i szczęśliwie urodzić.No i może Harry zamieszka z Alice...???? No więc czekam na następna notkę...Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńwreszcie udało przecyztać mi się kbie notki. Pierwsza była dość chaotyczna, jak dla mnie, ale pod konie czaczęłam już mniekj więcej rozumieć, kto jak i dlaczego. po porostu po ym przesunięciu się w czasie dosżło tylu nowych bohaterów, że trudno było mi się połapac. teraz jest już lepiej, ale myślę, źe dorbze zrobiłaś, że dodałaś tę podstronę z bohaterami, na którą zaraz zajrzę.Wiedziałam, że wątek z Amy nie skonczy się tak szybko, a ten Tom wcale nie będzie taki fajny. Przyznam szczerze, że to było dość oczywiste, że ona wejdzie akurat do jego domu, no ale... przecieżz mogła się do tego dziadka teleportować xD jednakowoż, trzeba było to jakoś zaaranżować, więc przezyję. mam nadzieję, że nic się nie stanie Liz, bo ja ją baaaaaaaaaaardzo lubię:) bardziej boję się o to dziecko...zapraszam na amour-et-haine.blog.onet.pl --> nowość
OdpowiedzUsuńUwaga!! Na www.rude-jest-piekne.blog.onet.pl nowy rozdział Tajemnica mocy, a w nim, co knuja Lily i Margoth, Niebezpieczna przygoda Franka i Alice, Spotkanie Petera i parę innych nie mniej ważnych faktów, zapraszam:)
OdpowiedzUsuń