Na pierwszy znak....

Nadchodzą zmiany. Nie będę ukrywać, że tak jest. Zastało mi pięć miesięcy i czy mi się to podoba czy nie, czasu będzie coraz mniej. Jednak nie chcę zawieszać, bo z doświadczenia innych widzę, że wtedy mało, kto wraca. 
Dlatego zdecydowałam, że czas sięgnąć do rezerw, które mam. Są to wątki, które napisałam dawno a odnoszą się do przyszłości. Po prostu miałam na nie pomysł. 
To oznacza jednak, że muszę zrobić mały krok w przód. Miałam nadzieję więcej tego nie robić jednak nie mam w chwili obecnej wyjścia. Przechodzimy trzy lata do przodu i zatrzymamy się tam na jakiś czas.
Plan na następne miesiące jest taki – mam zapas pięciu notek. Planuję dodawać po jednej miesiącznice. Grudzień jest wyjątkiem – jeszcze jedna pojawi się 28 grudnia. Jeśli w między czasie, coś dopiszę, będą dodatkowe. Nie będę informować o następnej notce – to że będzie 28 jest pewne na bank. 

Wpatrywała się osłupiała w monitor, zastanawiając się, co jeszcze mogłaby dodać. Wszystko wydawało się być gotowe i nie miała pojęcia, czego czytelnicy mogliby się spodziewać. 
Wena siedziała obrażona w kącie pokoju. Awantura, jaka miała miejsce po jej powrocie do domu, była jedną z najbardziej ostrych i gwałtownych w całym ich życiu.
Zmrużyła oczy i odwróciła się do Weny.
- Przestań pukać – warknęła – Jak masz sprawę, powiedz.
- To nie ja!
- W nocy to też nie byłaś ty – powiedziała z przekąsem. Wena przewróciła oczami. Gienio, który dopiero co wszedł do pokoju chrząknął znacząco.
- To nie ona – oznajmił uroczyście – Patrz.
Obróciła się w krześle i uśmiechnęła szeroko. Gienio doskoczył do okna i otworzył je. Mikołaj wszedł do środka.
- Ho, ho, ho! Przelatywałem w pobliżu i pomyślałem, że spytam, jak ci się podobał mój prezent? A propos znajdzie się trochę wody dla Rudolfa?
- Zaraz przyniosę – powiedział szybko Gienio, który nie przepadał za świętym od czasu, gdy ten podrzucił mu pod choinkę „Wielki Słownik poprawnego wysławiania się” zamiast wymarzonych przygód Kubusia Puchatka.
- Wybacz za niego. Jest pamiętliwy.
- Nie szkodzi, nie szkodzi. Więc, powiedz mi jak Ci się podobał mój prezent? Zrobiłaś z niego pożytek?
- Jaki prezent, nic nie dostałam.
- No jak to? – Zdziwił się Mikołaj gładząc swoją brodę – Wena nie dotarła?
- Ah, Wena… Tak dotarła. O dwunastej w nocy… Zaraz, to nie była ona? – Spytała wskazując na obrażoną Wenę.
- Skąd, to była Wena na specjalne okazję. Nie wyglądasz na zadowoloną…
- Oczywiście, że nie! – Dziewczyna zerwała się z krzesła – Przyszła od dwunastej w nocy, gdy ja już prawie spałam! Zmusiła mnie do pisania w łazience na kolanie! Dziś rano byłam tak niewyspana, że umyłam zęby kremem do golenia!
Mikołaj zachichotał, klepiąc się po brzuchu.
- Darowanej Wenie w zegarek się nie patrzy. One są zaprogramowane na czas.
- Mogłeś uprzedzić!
- Nie byłoby niespodzianki. No, ale wykorzystałaś?
- Tak, wykorzystałam. Dziękuję, ale na przyszłość uprzedzaj – powiedziała, zgaszona unikając znaczącego spojrzenia Weny – Przygotuję się.
- Co roku, od trzech lat dostajesz Wenę – zauważył Mikołaj wstając – Powinnaś się przyzwyczaić. Dziękuję, Gieniu, Rudolf się ucieszy. No to ja już idę, ho, ho, ho!
- Musisz cały czas powtarzać to ho, ho, ho?
- Słyszałeś o tiku nerwowym? – spytał Mikołaj stając na parapecie – Wesołych Świąt! Dobranoc! Ho, ho, ho!
- Dziwny gość – powiedziała dziewczyna – Przepraszam Weno. To, co… publikujemy?

Na pierwszy znak…

Rosmenta była z natury osobą, która ceniła porządek. Źle czuła się w miejscu, w którym panował nieład i nie potrafiła usiedzieć spokojnie na miejscu, widząc rozlane piwo kremowe czy wdeptane w podłogę precle. 
Dbała, by w Trzech Miotłach panowała czystość, stoliki stały na swoim miejscu a wszystkie szklanki i kufle lśniły czystością. 
Przed każdym zamknięciem, uprzątała bałagan, który zrobili goście i dopiero wtedy szła do siebie na górę. 
Tego wieczora po raz pierwszy w życiu zostawiła Trzy Miotły w stanie, w jakim zostawili ją ostatni goście. A właściwie, nie zostawili, bo pewna grupa nadal przebywała w gospodzie, w większości śpiąc na stołach, pod stołami, na krzesłach a nawet – w przypadku Jamesa Pottera – na ladzie.  

Kilka godzin wcześniej

- Słuchajcie, może powinniśmy się zbierać? – Krzyknęła Lily, przekrzykując chór pijanych gości, śpiewający refren krzykliwego hitu Upadłych Magów. 
Po wystąpieniu Jamesa i Syriusza, zachęceni absolwenci – w dużej mierze złożeni z Gryfonów – zaczęli urządzać konkursy przypominające karaoke. Ci, którzy zrobili z siebie największe pośmiewisko, dostawali puszki po fasoli, wyproszone przez Huncwotów u Rosmenty. Jako że ten rok nie posiadał większych talentów muzycznych prawie każdy z gości ściskał w ręku zielonkawą puszkę, zalatującą z daleka odurzającym smrodem. 
Do zabawy nie przyłączyło się jedynie kilku Ślizgonów, Lily z Liz i Cristin oraz Profesor McGonagall. 
Slughorn i Lianson z dumą ściskali swoje puszki, ignorując zdegustowane spojrzenie nauczycielki transmutacji i rozbawione Dumbledore. ( Warto zaznaczyć, że Albus z wielkim entuzjazmem poparł pomysł i wydawał się najlepiej bawić, mimo że sam nie dostał „nagrody” po tym, jak jako jeden z pierwszych zgłosił się do konkursu, uzasadniając to stwierdzeniem – raz kozie śmierć).
- Po co? – Zapytała Ann przechylając się do kobiet – Daj spokój, oni już bardziej pijani nie będą. Zawsze możemy wynająć pokoje w miasteczku, przecież podobno są. 
- Ma rację – zauważyła rozbawiona Liz patrząc na dyrektora – Po za tym, nie pasujmy zabawy Dumbledorowi. Zobacz, jak dobrze się bawi. 
- To ciekawe, że najpotężniejszy czarodziej świata bierze udział w prymitywnym karaoke, z byłymi uczniami, którzy w dodatku są pijani jak świnie – powiedziała Cristin.
- Myślę, że to dla niego dobra odskocznia - wtrąciła Patsy – Albo jest naprawdę dziwny.
- Obawiam się, że i jedno i drugie. To, co mam rozumieć, że zostajemy?
Rudowłosa spojrzała na Jamesa, który sprawiał wrażenie jakby lada moment miał paść na stolik, przy którym stał. 
- Co za różnica, i tak nie wrócimy dziś do domu – powiedziała, wzruszając ramionami i pociągnęła z butelki Ognistej która stała obok Liz – Dlaczego tylko oni mają się dobrze bawić?

Przez ósmą do Trzech Mioteł przybył Hagrid. Wraz z gajowym, Lily pożegnała szansę na powrót do domu jeszcze tego samego wieczora. Zgodnie z jej przypuszczeniami, cała trójka padła zalana w trupa zaledwie dwadzieścia minut później.
McGonagall niedługo po tym, prawie siłą wyciągnęła Dumbledora, który bawił się coraz lepiej. Staruszek na pewno by został gdyby nie spotkanie, na które umówił się następnego dnia z Ministrem i, jak podkreśliła nauczycielka powinien zachować na nim trzeźwość umysłu. 
Slughorna, Liansona i Hagrida, którzy przy jednym ze stolików śpiewali niezidentyfikowane przez wszystkich pieśni McGonagall nawet nie poinformowała o tym, że wychodzą.
Zabawa nie trwała zbyt długo po tym, jak dyrektor opuścił Trzy Miotły. Gdy tylko drzwi zamknęły się za nimi Frank oznajmił, że skoro nie ma McGonagall można przestać się hamować. Po pół godzinie, było już po wszystkim. Ci, którym udało się wyrwać wcześniej z szaleńczej pijatyki, pousypiali zaraz za progiem Trzech Mioteł. Ci bardziej
trzeźwi wciągnęli ich do środka, próbując ominąć tych mniej trzeźwych, którzy im przeszkadzali, próbując pomóc i przesuwając tych najbardziej pijanych, którzy do drzwi nie dali rady dojść. Przed jedenastą, wszyscy byli jednakowo pijani.

Tego dnia, Rosmenta po raz pierwszy nie posprzątała gospody, zanim poszła spać. Początkowo miała zamiar pobudzić gości, później uznała jednak, że niektórzy mogli zdążyć dojść do siebie i postanowiła ich nie ruszać. 
Zamknęła drzwi, żeby nikt obcy nie wszedł do środka, pogasiła światła i weszła na górę, starając się nie myśleć o ciastku, które wypadło z zaciśniętej pięści Petera Pettigrew na stół…

Lily obudził ból głowy. Na początku była pewna, że to kac po nocnej pijatyce, kiedy jednak okazała się nie zdolna do utrzymania równowagi, zaczęła szukać innej przyczyny dokuczliwego bólu.
Usiadła na najbliższym krześle i rozejrzała się po Trzech Miotłach. Z jej ust wyrwał się cichy jęk.
Po podłodze walały się resztki jedzenia, puste butelki po Ognistej i niektórzy uczestnicy zjazdu. 
Syriusz spał pod jednym ze stolików, ściskając się kurczowo nogi Franka, który z kolei usadowił swoją głowę na miękkim brzuchu Petera. Lily wolała nie wnikać, w jaki sposób Pettigrew znalazł się na podłodze. 
Pats, Cristin i Ann zajęły ławki razem z Alicją, Liz z kolei za swoją poduszkę wykorzystała nieznajomego jej mężczyznę. Potter jak przez mgłę pamiętała, że próbowała odciągać od niego przyjaciółkę, która z uporem godnym hipogryfa brała go za Syriusza.
Zmrużyła oczy. Widziała wiele znajomych i mniej znajomych głów poniewierających się po podłodze, ale tej jednej, po raz pierwszy w życiu nie była w stanie wypatrzyć. 
Podniosła się z krzesła, mając nadzieję, że stojąc będzie miała większe pole widzenia, a jednocześnie uda jej się dobiec do łazienki na czas. 
Teraz, prócz śpiących pod stołami, zobaczyła też śpiących na stołach. Co dziwne, wśród nich też nie zobaczyła James’a.
Zrobiła kilka niepewnych kroków, a gdy miała pewność, że jej żołądek to przetrwa ruszyła w stronę śpiącej na nieznajomym Liz.
- Liz… - powiedziała i szybko pożałowała głośności, na jaką się zdecydowała. Spróbowała znów, tym razem ciszej – Liz.
Nie poskutkowało. Szturchnęła lekko przyjaciółkę, która skuliła się w sobie i mruknęła coś niewyraźnie.
- Liz…
- Syriusz, odchrzań się – mruknęła, jednocześnie mocnej obejmując nieznajomego za ramię. 
- Gdybym był Syriuszem na pewno nie obudziłbym cię tak delikatnie – powiedział mężczyzna, którego obudził głos Lily.
Black otworzyła szybko jedno oko, łypnęła na Lily a potem powoli obróciła głowę, instynktownie odsuwając rękę. Widząc pod sobą obcego faceta, krzyknęła przeraźliwie budząc wszystkich w promieniu stu mil. 
Ci, którzy spali na stołach poderwali się, spadając na tych, którzy spali pod nimi. Madame Rosmenta zbiegła zaspana po schodach z różdżką w ręku, James wyskoczył zza lady z butelką Ognistej Whisky ręku z przekrzywionymi okularami. Syriusz zamlaskał przez sen i powoli otworzył oczy. Frank, który obudził się chwilę wcześniej patrzył na niego jak na kosmitę. Ci, którzy drzemali na ławkach podzielili podobny los do tych, którzy usadowili na stołach. Wywiązało się zamieszanie, podczas którego każdy przepraszał każdego za przygniecenie ręki, nogi czy innej mniej, lub bardziej wrażliwej części ciała.
Liz zerwała się na równego nogi, patrząc na zdezorientowanego nieznajomego. 
- Kim jesteś? 
- Powinienem zadać to samo pytanie – powiedział mężczyzna, również podnosząc się z ziemi – Bo odnoszę wrażenie że widzimy się pierwszy raz w życiu.
- Lily – syknęła Black, łapiąc ją łokieć – Byłam z Tobą, dopóki nie usnęłam, prawda?
Potter uniosła brwi.
- Film Ci się urwał? – Spytała z chytrym uśmiechem a Liz spojrzała na nią błagalnie.
- Byłam?
- Jesteś czysta – zapewniła, uznając, że nie wspomni o tym, że straciła ją z oczu pod sam koniec balangi – Idę do Jamesa, chyba nie wie, co się dzieje. Przy okazji… nie widzisz gdzieś czegoś do picia?

Minęła dłuższa chwila, zanim do każdego dotarło gdzie jest i co robił poprzedniej nocy. Istniały pewne wyjątki, w tym i Liz, które straciły kilka godzin swojego życia.
Wszyscy zajęli się doprowadzaniem gospody do porządku, a Rosmenta zaczęła przygotować śniadanie. Szybko okazało się, że mało, kto jest głodny a o wiele więcej osób ma zapotrzebowanie na płyny. 
Po śniadaniu prawie wszyscy zdecydowali się na powrót do domu. Tych, którzy z różnych względów zostali została bardzo mała garstka.

- Przejdźmy się jeszcze po okolicy – zaproponowała Liz, gdy wyszli z Trzech Mioteł. 
- Masz na to siłę? – Zapytała Lily i zachichotała – Po takiej nocy.
- Co masz na myśli? – Spytała podejrzliwie Black a rudowłosa pokręciła rozbawiona głową.
- Wielkie picie – powiedziała a po chwili dodała, nie będąc w stanie się powstrzymać – Ale nie wiem czy ty jesteś zmęczona tylko po tym.
- Mówiłaś, że jestem czysta! – Pisnęła z oburzeniem. Wszyscy skrzywili się.
- A nie jesteś? 
- Ciszej… - syknął Syriusz – Proszę. Możemy iść gdzie chcecie, ale bądźcie cicho.
Liz otworzyła usta, ale szybko je zamknęła. Nie była na tyle głupia, żeby wprowadzać w szczegóły Syriusza, który jakimś cudem nie zauważył nietypowej poduszki, jaką znalazła. Przynajmniej dopóki nie przypomni sobie, co robiła w nocy, wolała zamknąć ten temat.
- Podejdźmy bliżej Hogwartu – zaproponowała Cristin – Powietrze dobrze nam zrobi. 
Syriusz, James, Remus, Peter i Frank ruszyli szybko przed siebie. Ich głowy nie były w stanie wytrzymać cienkich głosów kobiet. Alicja szybko dołączyła do nich, trzymając się kurczowo ramienia Franka.
- Zbyt bardzo się tym interesujesz, żeby mieć czyste sumienie – powiedziała z przekonaniem Lily.
- Ale jesteś wredna…

Zatrzymali się dopiero przed bramą zamku. Stanęli w rządku, przyglądając się w ciszy szkole.
- Brakuje mi jej – powiedziała Ann z lekkim uśmiechem – Tu wszystko było takie łatwe.
- Tak – zgodziła się Lily – Tu wszystko było inne.
- Wejdziemy? – Zaproponował James a wszyscy spojrzeli na niego.
- A można? – Spytała Alicja. Potter prychnął – Myślałam, że w lecie szkoła jest zamknięta.
- Nie widzę związku – przyznał James wyciągając z kieszeni mapę – Pożyczyłem od Harryego. To, co Panowie, Wrzeszcząca Chata czy Miodowe Królestwo? 
- Jak by nie patrzeć trzeba się wracać. 
- Miodowe Królestwo – powiedział natychmiast Remus.
- Nie mogliście powiedzieć wcześniej, nie musielibyśmy się wracać – rzuciła Lily – A teraz trzeba się wracać.
- Lenie z was – zauważyła Patsy i ziewnęła przeciągle – nie wiem jak wy, ale ja by wróciła do domu. Chce mi się spać. 
- Mogę wracać, ale nie Błędnym Rycerzem.
- Mieliśmy włamywać się do Hogwartu – przypomniała Liz – Ja nadal nie pamiętam, co robiłam w nocy!
- Uprawiałaś orgie z nieznajomym – powiedziała Cristin a Syriusz obrócił się w stronę żony.
- Jakie orgie?
- Cristin!
Lupin wzruszała ramionami.
- Teraz musisz sobie przypomnieć. Wracajmy do domu. 

Weszła do gabinetu, ściskając w ręku pocztę. Wróciła do biura pod miesięcznym urlopie i bardzo bała się tego powrotu. 
Spojrzała w stronę okna, gdzie niezmiennie stały dwa biura. Jej serce ścisnęło się bol
eśnie, gdy doszło do niej, że coś się zmieniło.
Jedno z biurek stało puste – zniknęły z niego ramki z fotografiami, kubeczek na pióra, zdobiony pojemniczek na tusz.
- Witamy w świecie żywych.
Obróciła się na komendę. Przed sobą zobaczyła wysokiego, szczupłego mężczyznę. W pierwszej chwili uśmiechnęła się szeroko i dopiero po dłuższej chwili doszło do niej, że nie widzi przed sobą Roberta. Ten mężczyzna był jej całkiem obcy.
- Derek Dean – powiedział, wyciągając rękę – Domyślam się, że Pani Winter.
Pokiwała krótko głową.
- Miło mi, jestem Pani nowym współpracownikiem – kontynuował – Przysłano mnie na miejsce Pana Medisona. Mam nadzieję, że wprowadzi mnie Pani w zakres moich obowiązków. Słyszałem, że znaliście się Państwo dość dobrze. 
- Ann – powiedziała krótko – Proszę mi mówić Ann. Jak długo będziemy razem pracować?
- Nie pozbędziesz się mnie szybko. Właśnie podpisałem umowę na cały etat. 
Przed oczami jej pociemniało. Usiadła szybko na najbliższym krześle. To, co do tej pory wydawało jej się być nierealne teraz, wraz ze słowami mężczyzny stały się nieodwracalną, bolesną prawdą w najczystszej postaci. Roberta nie ma i nie będzie. Był to suchy fakt, rozbijający iluzję, w której żyła do tej pory.
- W porządku? 
- Tak, wszystko w porządku – powiedziała cicho.

Maj 1998

Skręcił ostro w korytarz łapiąc poślizg na marmurowej posadzce. Zamachał w powietrzu rękami, próbując uchronić się od upadku. W ostatniej chwili, wrócił do równowagi, jednak w tym samym monecie niespodziewanie wpadł na idącą z przeciwnej strony dziewczynę. Sekundę później oboje podnosili się z posadzki. 
- Patrz jak łazisz.
Podniósł głowę i zamrugał widząc zamazany kształt przed sobą. Zorientował się, że okulary spadły mu gdy upadał i po omacku zaczął ich szukać po posadzce.
- Przepraszam… – zaczął, ale urwał gdy poczuł pod ręką metalową oprawkę okularów, poczym niedbale wcisnął je na nos – Wpadłem w poślizg i… 
Urwał, widząc klęczącą przed nim dziewczynę, która zbierała z ziemi porozrzucane po korytarzu książki. Długie, czarne włosy opadały na znaczną cześć jej twarzy, uniemożliwiając mu tym samym rozpoznanie, na kogo wpadł.
Sięgnął po leżącą na ziemi książkę, ukradkiem obserwując twarz dziewczyny. Ich dłonie spotkały się. 
Spodziewał się, że obleje się rumieńcem, jednak nic takiego się nie stało. Dziewczyna podniosła głowę a włosy, odsłoniły twarz.
Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, jednak żaden dźwięk nie wydobył się z jego gardła.
- Mogę? – Spytała chłodno, mierząc go obojętnym spojrzeniem granatowych oczu. Kiwnął w milczeniu głową podsuwając jej książkę i wstał, obserwując jak wkłada ją do torby.
- Patrz jak chodzisz – mruknęła, ignorując to, że podsunął jej rękę żeby pomóc wstać i sama się podniosła. Zawstydzony cofnął ją, drugą drapiąc się niezręcznie po karku.
- Przepraszam – wymamrotał, ale nieznajoma wyprzedziła go i zniknęła za zakrętem. Odwrócił się szybko i puścił biegiem, chcąc ją dogonić. – Czekaj!
Zatrzymała się i odwróciła zniecierpliwiona.
- Czego? – Spytała mierząc go obojętnym spojrzeniem.
- Harry – powiedział tym razem rezygnując z podania jej dłoni.
- Błyskotliwe – warknęła – Coś jeszcze? 
Zamrugał zbity z tropu. Dziewczyna westchnęła zirytowana, odwróciła się a po chwili zniknęła za rogiem.

- Genialne! 
Rzucił mordercze spojrzenie Joemu, który leżał na łóżku, dławiąc się śmiechem. Jack uśmiechnął się pobłażliwie. 
Harry właśnie skończył opowiadać o swojej przygodzie z tajemniczą Alice i wbrew swoim oczekiwaniom, jego przyjaciele zareagowali zupełnie odmiennie niż się spodziewał.
- Nie widzę w tym nic zabawnego - mruknął poprawiając poduszkę.
- A ja wręcz przeciwnie – Joe wyszczerzył się w uśmiechu – Nie ma nic zabawniejszego niż ty, robiący z siebie idiotę przed dziewczyną. Chciałbym to zobaczyć – dodał z miną marzyciela i znów zaczął się śmieć. Potter pokręcił głową z politowaniem.
- Ona była jakaś inna – powiedział ignorując chichoty przyjaciół.
- No pewnie że tak. Przecież zignorowała Ciebie – powiedział Jack a Joe pokiwał poważnie głową i znów wybuchli śmiechem.
- Patrz, jaka to ironia – podsunął Matthews próbując się opanować – jak już nasz Harry zainteresował się jaką dziewczyną, ta go zignorowała.
- Chciałem być miły – powiedział szybko Potter i od razu zauważył swój błąd. Poczekał, aż przyjaciele skończą się śmiać i powtórzył spokojnie – Chciałem być miły.
- Oczywiście – zaśmiał się Joe – To mówisz, że jak się nazywa? – Spytał z chytrym uśmieszkiem.
- E… - chłopak zarumienił się gwałtownie. Joe westchnął.
- Nie wiesz? – Spytał zrezygnowany a Jack wybuchł śmiechem, widząc głupią minę Pottera – No to, jeśli chcesz się z nią umówić, potrzebujesz dużo szczęścia. Zwłaszcza, że został ci miesiąc. 

Jęknęła odkładając książkę i spojrzała na stojącego w wejściu do biblioteki chłopaka. Wstała, podeszła do regału. Zauważył ją. Na jego twarzy pojawił się szkarłatny rumieniec. 
Powoli zaczął zbliżać się w jej stronę.
Zmierzyła go obojętnym spojrzeniem. Musiała to przyznać – był przystojny. Przez dłuższą chwilą zatrzymała wzrok na jego ustach poczym spojrzała mu prowokacyjnie w twarz.
- Znów ty – powiedziała na przywitaniem, nim zdążył się odezwać.
- Tak… - mruknął przyglądając się dokładnie jej twarzy. Westchnęła.
- Nie dasz mi spokoju? – Spytała biorąc jedną z książek i siadając przy stoliku.
Wzruszył ramionami. Gdzieś z boku, usłyszał stłumione śmiechy przyjaciół.
- Więc czego chcesz? 
Otworzył usta i szybko je zamknął. Właściwie, czego chciał? 
- Nie rozśmieszaj mnie – powiedziała podnosząc wzrok znad książki – Nie wiesz?
- Pogadać chciałem – odpowiedział szybko i machnął ręką, słysząc stłumiony syk Joe. Zaczynał żałować, że dał im pelerynę
- Posłuchaj mnie – powiedziała odkładając książkę i nachyliła się nad stołem w jego stronę. Poczuł jak robi mu się gorąco. Zignorował cicho „Uuu” w lewym uchu. – Nie wiem, czego ode mnie chcesz, ale wątpię, żeby chodziło ci o zwykłą rozmowę. Darujmy więc sobie te idiotyczne wstępy i powiedz od razu o co biega.
Harry zrobił się czerwony. Zaczął formować w swojej głowie odpowiedzieć. Po chwili uznał, że dyskutujący nad jego uchem Joe i Jack nie pomagają mu zbytnio.
- Przynajmniej lubi grać w otwarte karty… 
- Nie podoba mi się. Wydaje mi się, że jest naprawdę dziwna.
- Jest szczera.
- Czego on nic nie mówi?
- Może milczeć, byleby zamknął usta.
- Powiedz coś, idioto!
- Przepraszam – powiedział Harry odwracając się od dziewczyny. Wstał – zaraz wrócę.
Otworzyła zszokowana usta. Z rozbawieniem obserwowała, jak Potter odchodzi kilka stóp dalej i zaczyna mówić coś bezgłośnie, gestykulując żywo. 
Oparła brodę na ręce. Do końca roku szkolnego, zostały dwa tygodnie. Nie wydawał jej się być typem faceta, który angażuje się zbyt szybko, a dla niej, byłoby to ciekawe doświadczenie. 
- Co to było? – Spytała, gdy wrócił na swoje miejsce. Zmarszczył brwi.
- Ehm…
Kiwnęła głową. 
- Więc, o co chodzi?
- Nie miałabyś ochoty…
Widząc, że nie jest zbyt rozmowny,
wstała, zbierając książki. 
- Mam dziś wolne popołudnie – rzuciła przed ramię – O szesnastej wybieram się na spacer po błoniach. Przyjdź, jeśli już się namyślisz, o co Ci chodzi.


Komentarze

  1. Ja nie wierzę ! PIERWSZA ! Tak ! Notka jeste cudownaaa ! Świetne obydwa wątki :)Zaciekawił mnie ten z Harrym. Bo nienawidze książek o młodym Potterze. A ty go tak .. inaczej przestawiasz. Podoba mi się to. :)Szkoda że notki będą tak rzadko. Ja chyba uschnę. Uwielbia Twojego bloga. No cóż ..... Czekam na 28 :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Głos wewnętrzny Poetki6 grudnia 2009 12:32

    No, teraz kiedy Poetka znalazła odkrywczo przycisk do komentowania notki, Poetka może napisać, że notka wzbudziła, a zaraz potem załamała jej nadzieję. No bo Poetka przez jedną cudowną wierzyła, że opiszesz przechadzkę starszego pokolenia po Hogwarcie, ale się zawiodła. No cóż, pozostaje jej czekać i mieć nadzieję. Nie, żeby Poetka coś sugerowała. Ach, ta Alice! Poetce bardzo się podoba. Sądzi, że dobrze ją opisujesz i jest oryginalną postacią. Poetka lubi Alice.

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Condawiramurs6 grudnia 2009 14:25

    świetne. Będzie o Harrym w twoim wykonaniu, już mi sie podoba. Alice poradziła sobie o wiele lepiej niż młodhy POtter:D nie ma on tutaj tejpewności siebie swojego ojca:D bardzo mi się podoba i cieszę się, że będzesz dalej pisać:)wstęp boski:D naprawdę umyłaś zęby płynem do golenia:D...?

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej Chciałyśmy Cię poinformować, że nasz blog będzie pewną bazą ciekawych blogów na temat książki i filmu Harrego Poterra. Jeśli chcesz aby Twój blog znalazł się w naszych linkach to pisz; A może chcesz go u nas zareklamować ? Również można. Nasz adres to : http://darkness-brightness.blog. onet.pl/ Zapraszamy do siebie ;) Moon girl & Luna

    OdpowiedzUsuń
  5. notka bosssska.....czekam na następną...Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Noka bosssska...Czekam na następną Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. piekna notka:) i rewelacyjne długa:) a incydent w 3 miotłach jest poprostu genialny:)jak masz ochote to wpadnij do mniewww.rude-jest-piekne.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Condawiramurs21 grudnia 2009 07:54

    amour-et-haine.blog.onet.pl --> zapraszam na prolog. zaczynam od początku.

    OdpowiedzUsuń
  9. Lubisz oceniać blogi i zarazem krytykować innych oraz im doradzać? Nie marnuj czasu! Mamy dla ciebie świetną propozycję; może do nas dołączysz? Bardzo pilnie potrzebujemy nowych i utalentowanych krytycznie współautorów. Spróbuj, być może się uda ;) Wystarczy, że zajrzysz tutaj : http://surowe-suchary.blog.onet.pl/Rekrutacja,2,ID395592986,n ,i zrobisz, co potrzeba. Życzę powodzenia i do zobaczenia na blogu ;** [surowe-suchary.blog.onet.pl]

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Instynkt

Zburzony zamek...

Bielizna