Las cz.2
Notka nie jest najwyższych lotów. Pisałam ją kilka razy, i kilka razy kasowałam, niezadowolona z rezultatów. Dopiero wczoraj wieczorem, Wena okazała się być łaskawą i udało mi się napisać to, co macie przed sobą. Od razu zaznaczam, że Wena wpadła w swój niebezpieczny nastrój a ja… cóż, udzielił mi się. Za pewne, będzie jeszcze jedna część. Tak sądzę.
Cóż, dedykacja się należy. Jak co roku : dla Grety. Kochana, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
O sobie w tym roku nie wspomnę, jestem za stara, żeby przyznawać się do osiemnastki na karku…
Las cz.2
W poprzednim odcinku ( zawsze chciałam to zrobić… :P)
Huncwoci odprawieni przez wierne małżonki, wyruszyli na dzielnie wywalczoną wyprawę w lasy Greenlos.
Podczas gdy kobiety, spijały się wolnością i Ognistą Whisky, James, Syriusz, Remus i Peter ulegli rozdzieleniu, za sprawą wadliwego świstokliku.
Rozrzuceni po całym lesie, uzbrojeni w przypadkowo rozmieszczone bagaże, stanęli przed trudnym wyzwaniem, powrotu do miejsca w którym mieli obozować.
( W streszczeniu brzmi to o wiele ciekawiej i dramatyczniej niż było w rzeczywistości, prawda?? )
Odcinek skończył się w momencie, gdy Syriusz uwolnił się od gałęzi na której ugrzązł podczas spadania z wysokości, a ruda wiewiórka ścieląca sobie gniazdo w jego spodniach uciekła w las.
Co było dalej
Syriusz, a właściwie Łapa, wędrował dość długo, szukając przyjaciela. Problem była utrudniona przez drzewa, orientacja w terenie i plecak, który ściskał w zębach.
Nie lepiej szło Jamesowi, który również począł pewne kroki odnośnie odnalezienia miejsca w którym miał się znaleźć pierwotniej. W jego przypadku było to dużo łatwiejsze, bowiem znajdował się dużo bliżej cywilizacji, o czym świadczyło większe przerzedzenie lasu i dużo mniej zwierząt.
W najgorszej sytuacji znajdował się Remus – ugrzązł na tyle daleko, że nie był aż takim idiotą, by próbować się przemieszczać. Skończyło by się to za pewne jeszcze większym zbłądzeniem i natrafieniem na niezbyt przyjaźnie nastawione do niego zwierzęta, czym i tak ryzykował zostając w miejscu. W tym przypadku bierności była jednak uzasadniona – im mniej się ruszał, tym mniej uwagi „tubylców” zwracał na siebie, i tym łatwiej byłoby go znaleźć przez „nie tubylców”.
Peter, który jako jedyny wylądował tam gdzie miał, zauważając brak przyjaciół, zgłosił się do biura obsługi świstoklików. Dopiero tam, poinformowano go że nastąpił błędny przekaz, który sprawił że zostali rozrzuceni po różnych rejonach Greenlos.
Poszukiwania, które wszczęto przynosiły rezultaty po południu. Udało się odnaleźć całą trójkę zaginionych w akcji i po odstawieniu sceny Pt. Dlaczego nas zgubiono?!, cała czwórka udała się na wynajęte wcześniej miejsce kempingowe.
Kilka godzin później
Wpatrywali się nieruchomym wzrokiem w leżący na trawie namiot.
- Ktoś go musi rozłożyć – powiedział James, nie odrywając spojrzenia od pakunku.
- ….
- Niedługo będzie się robić ciemno – kontynuował, spodziewając się nagłego zrywu entuzjazmu.
- …
- Nie możemy tu siedzieć w nieskończoność.
- …
- No, przecież wiem, że wam się chce, tylko udajecie.
- …
- Nie udawajcie, że mnie nie słyszycie.
- …
Potter westchnął zrezygnowany, nadal wpatrując się w namiot. Jego towarzysze nie mieli najmniejszej ochoty, ruszyć się z kłód drzewa, na których siedzieli. A przynajmniej tak wydawało się Jamesowi, który jako jedyny zrezygnował z wbijającej się w pośladki kory, i usadowił się na specjalnie przygotowanym do tej okazji plastikowym krzesełku, które rozmyślnie pomniejszył tuż przed wyjazdem z domu.
- No dobra, wygraliście, ja go rozłożę – powiedział w końcu – Wstanę i sam to zrobię.
- …
- Naprawdę, nie żartuję – mruknął, nie mając zamiaru podnieść się z miejsca – To wasza ostania szansa.
- …
Nie widząc innego wyjścia, zaprzeczając przypuszczeniom przyjaciół, z ogromnym żalem, James Potter wstał ze swojego wygodnego krzesełka, i biorąc pod pachę namiot, oddalił się.
Syriusz, Remus i Petter, jak na komendę zerwali się z kłódek, rozcierając pośladki.
- Pójdę poszukać drewna.
- Przyniosę Ognistą.
- Poszukam czegoś do jedzenia.
Siedzieli przy ognisku, rozprawiając wesoło o tym, co przydarzyło się każdemu z nich podczas rozłąki.
Syriusz zabawiał wszystkich historią o wiewiórce w spodniach, uzupełnianą co chwilę przez Jamesa, który od ponad dwóch godzin, próbował rozłożyć namiot. Oczywiście, Remus uznał za stosowne nie wspominać przyjacielowi, że namiot jest w stanie rozłożyć się sam, jeśli zna się odpowiednie zaklęcie - tak właściwie, to działał pod przymusem Syriusza, który zagroził że jeśli się wtrąci zbyt szybko, zaknebluje go ziemniakiem i przywiąże do drzewa na całą noc, dbając by w pobliżu przypadkiem znalazło się stado wiewiórek. Fakt pozostawał taki, że James od ponad dwóch godzin, próbował złożyć namiot, nieświadomy daremności swojej pracy.
A cała trójka, miała nie lada zabawę obserwując poczynania Pottera.
- Jak myślisz, uda mu się? – spytał cicho Lupin, gdy James zniknął w fałdach materiałów.
- Kiedyś – Syriusz wyszczerzył się i wybuchł śmiechem, gdy płótno podniosło się, kształtując w niewyraźną ludzką postać.
Po chwili postać zmieniła się w sterczący pręt, a James wygramolił ze środka, wstawiając drugi przy wejściu.
- Pomóc Ci? – spytał Black, szczerząc się bezczelnie. Potter zgromił go morderczym spojrzeniem, wywołując kolejną salwę wśród przyjaciół, i sięgnął po woreczek pełny śledzi, które pojedynczo zaczął wbijać w ziemię.
- Czy nie powinien najpierw naciągnąć linek? – zapytał Peter, marszcząc brwi – Przecież te pręty zaraz się przewrócą i będzie musiał zaczynać od nowa.
- Może powiedz mu o zaklęciu? – Lupin wychylił się nieznacznie do przodu – Nawet Peter coś zapamiętał. A jego szlag trafi…
- Proponowałem pomoc – Black wzruszył ramionami, a namiot, zgodnie z proroctwem Glizdogona, runął – Dobra, zostaw bo zepsujesz.
James wpatrywał się w ogłupieniu w ostatniego śledzia, który mu został do wbicia, zaciskając na nim coraz mocniej dłonie.
Syriusz podszedł do przyjaciela, poklepał pocieszająco po ramieniu, podszedł do torby w którą był zapakowany namiot i wyjął z niego zwitek pergaminu. Wyciągnął różdżkę, mruknął coś niedosłyszalnie.
Linki same się napięły, zahaczając o wbite w ziemię śledzie, metalowe pręty wewnątrz namiotu same się ustawiły.
Black popatrzył z zadowoleniem na rozłożony już namiot.
James tymczasem zmarszczył brwi i spytał, powoli dobierając słowa.
- Od samego początku wiedziałeś, że jest zaklęcie?
Black kiwnął głową i na wszelki wypadek, cofnął się kawałek.
- Pożałujesz tego – mruknął Potter i skoczył w pościg za przyjacielem, który dosłownie chwilę wcześniej, rzucił się do ucieczki, wciąż trzymając w dłoni różdżkę i skrawek pergaminu.
Obiegli namiot, ognisko, kilka drzew i znów namiot.
- To prawie ja jogging – skwitował Remus obserwując jak przyjaciele przeskakują między linkami podtrzymującymi namiot – Tylko w lesie i z przeszkodami.
Syriusz, coraz bardziej zmęczony i rozbawiony zatrzymał się, odwracając twarzą do Pottera.
- Wygrał…
Potter zahamował w ostatniej chwili. Nie przewidział jednak odruchu łapania równowagi i zachwiał
się, stawiając niepewny krok w przód. Jego stopa zahaczyła o linkę i padł do przodu, zwalając z nóg Syriusza i namiot.
Upadek miał jednak jeszcze jeden, nieprzewidziany skutek. Kartka z zaklęciem i różdżka, które ściskał w dłoniach Syriusz, wypadły mu z ręki. Gdy różdżka dotknęła ziemi, wypuściła kilka pojedynczych iskier. Jedna z nich, spopieliła drogocenny kawałek pergaminu.
- Syriusz – powiedział Potter, próbując złapać oddech między kolejnymi wybuchami śmiechu – Mama nie nauczyła Cię, żeby nie biegać z różdżką w ręku po lesie?
- W razie gdybyś zapomniał, nigdy jej nie słuchałem.
Godzinę później, cała czwórka wprowadziła się do rozłożonego wspólnymi siłami namiotu – oczywiście zaklęcia nie udało odzyskać, tak więc przez kolejne dwadzieścia minut James i Syriusz męczyli się sami z linkami. Dopiero gdy Potter oznajmił że ma dość i wyciągnął śpiwór z zamiarem spania pod drzewem, Remus ulitował się nad nim i przyłączył się do składania namiotu.
I wydawałoby się, że po ciężkim dniu pełnym wrażeń, wiewiórek i drzew w spokoju pójdą spać, by obudzić się nad ranem z jeżem w środku.
Cóż, pewnie by tak było, gdyby nie chodziło o Huncwotów i gdybym nie pisała tego ja.
Ponieważ jednak piszę to ja, a bohaterowie są Huncwotami – na emeryturach ale zawsze – tak łatwo nie było.
Niespełna dziesięć minut po tym, jak weszli do środka, przypomnieli sobie o całej stercie bagaży, która została przed namiotem. Jako że zdążyło się już ściemnić, zainteresowały się nimi oswojone zwierzęta.
- Może trzeba go oszołomić?
- James, to tylko szop – mruknął Syriusz, wysuwając się trochę zza drzewa, za którym się ustawili – Ej ty, zostaw tą butelkę!
- Nie no, wypije nam cały zapas Ognistej… - jęknął Potter.
- Nie przeżyje takiej dawki, padnie po tej butelce – odezwał się Lupin – Trzeba poczekać.
- Jesteś taki pewny? – spytał Potter, obserwując jak zwierzak odrzuca pustą butelkę i łapie za następną.
- Jak myślicie, może mieć coś wspólnego z tym?
Cała trójka podążyła wzrokiem za różdżką Petera.
- Trzeba mu to natychmiast zabrać! – krzyknął Syriusz, wyciągając z kieszeni różdżkę – Jest nas czterech. On jest jeden.
- Dlaczego mam wrażenie że to się nie uda? – spytał z powątpieniem Remus, również wyciągając różdżkę.
- Nie narzekaj, tu chodzi o naszą Ognistą.
Odwrócili się i dumnie wyszli zza drzew, zostawiając za sobą tabliczką z przyczepionym ruchomym zdjęciem szopa z butelką Ognistej Whisky. „Uwaga, szopy ze skłonnościami alkoholicznymi. Prosimy nie zostawiać alkoholu bez opieki”.
- Uciekł… Wychlał trzy butelki Ognistej i uciekł…
- Ja po trzech nie mogę podnieść sam ręki… - mruknął Peter.
- Nie zapominaj że zabrał jeszcze dwie ze sobą…
- Niepotrzebnie próbowałeś go oszołomić – powiedział Syriusz, zwracając się do Pottera.
- Miałem nadzieję że wypuści…Nie chciałem trafić w te co zostały.
- I jaki jest stan? – cała trójka spojrzała w stronę Lupina, który jako jedyny odważył się zajrzeć do toreb z jedzeniem. Remus wzruszył ramionami.
- Nie zdążył się dobrać do jedzenia – powiedział powoli – Ale zostały tylko trzy butelki Ognistej…
Zrezygnowaniu Huncwoci nie rozprawiali zbyt długo o rozrywkowym szopem. Wpakowali resztki bagaży do namiotu – okazało się bowiem, że zginęło też kilka par skarpetek i jeden z plecaków z prowiantem – i chwilę później leżeli w śpiworach, gotowi do snu.
Cóż, najwyraźniej ktoś ich bardzo nie chciał w tym lesie, bo ledwo przyłożyli głowy do poduszek, a zostali zmuszeni do opuszczenia namiotu.
- Mówię wam, to ta ruda małpa – mruknął Syriusz, rozcierając łokieć w który uderzył się, wybiegając z namiotu – Ona go tu nasłała.
- Trzeba tam iść, i oszołomić tego gada. Jest nas czworo – powiedział James – Ma ktoś różdżkę, moja została w środku.
Spojrzeli po sobie i wydali zbiorowy jęk.
- To tylko mały gryzoń – zaczął powoli Potter – Nas jest czworo, co za problem.
- To samo mówiłeś przy szopie, a patrz jak nas załatwił.
- Macie lepszy pomysł?
- Posiedzimy tu sobie – powiedział Black – Posłuchamy ptaków, po obcujemy z naturą.
- Gdzie ty tu słyszysz ptaki? – spytał Remus, marszcząc brwi – Jest środek nocy, koniec sierpnia, siedzimy w samych spodniach przed namiotem, bo w środku siedzi skunks. Różdżek nie mamy, ognisko zgasło.
- Zawsze widzisz tylko złe strony – fuknął Black wstając, by zaraz potem potknąć się o gałąź i upaść na ziemię – Widzisz, upadłem i… znalazłem szyszkę!
- Smacznego.
Black prychnął, podnosząc się z ziemi.
- Stać cię tylko na ironię? Rozejrzyj się!
- Zaczyna się… - James rozsiadł się wygodniej na trawie – Syriusz się spił i będzie monolog.
- Jestem trzeźwy – skarcił go Black – Po prostu widzicie same negatywy! Jest ciepła, sierpniowa noc…
- Ta gęsia skórka to tylko taki pic?
- Gwiazdy świecą, o zobacz nawet księżyc widać!
- To akurat słaby argument.
- Oh, zamknij się i daj mi skończyć! – mruknął zirytowany – Na czym stanąłem?
- Na księżycu.
- Mówiłem żebyś siedział cicho! Tak, księżyc świeci, widać gwiazdy. Jest ciepła sierpniowa noc, wokół roztacza się aura łona natury. O, gdzieś tam w oddali sowy wyśpiewują radosną melodię nocy…
- Syriusz – przerwał mu Remus, gdy James spadł z kłody na której siedział – Zamknij się, proszę.
- Nie…psuj…zabawy!
- Widzisz, podoba mu się.
- Jemu podobało by się nawet gdybyś tańczył nago. Jeśli faktycznie mamy tu spędzić całą noc, lepiej spróbujmy rozpalić ognisko, bo robi się zimno.
- Ale ty jesteś nudny – wyrecytowali zgodnie James z Syriuszem, jednak bez dłuższego ociągania, zabrali się do marnych prób rozpalenia ognia.
Ranek przywitał ich wakacyjną mżawką. Wściekli i zrezygnowani patrzyli jak ognisko, które udało im się rozpalić niecałą godzinę przed wschodem słońca, gasło.
- Spójrzcie na to z lepszej strony – odezwał się James, obracając szyszkę w dłoni – Zaczął się nowy dzień. Może zła passa się skończyła.
- Uważaj, bo uwierzę – furknął Black rozdzierając źdźbło trawy na pół. Lupin zachichotał.
- A co z Twoim optymizmem?
- Zamknij się.
Podnieśli głowy, słysząc jak ktoś nadchodzi. Z pomiędzy drzew szedł ku nim jeden ze strażników, który dzień wcześniej przyprowadził ich w to miejsce.
- Czołem, jak tam noc?! – zawołał dziarsko i zatrzymał się jak wryty. Widok był co najmniej niecodzienny.
Przy dymiących się szczątkach ogniska, siedziało czterech mężczyzn, w samych spodniach. Dwóch z nich, trzymało dłonie nad dymem, zupełnie tak jak by chcieli się ogrzać, pozostali wpatrywali się żałosnym wzrokiem w dymiące niedopałki.
- Na Złotą Tiarę Merlina, wszystko w porządku?
- Nie – mruknął James – Masz coś mocnego do picia? Szop nam zwędził cały zapas Ognistej.
- Coś do przegryzienia też by się przydało – dodał Syriusz, wpatrując się w ognisko, któro już całkiem zgasło – Cały prowiant jest w namiocie, do którego wprowadził się skunks.
- Skunks, szop? Na Brodę Merlina, zapomniałem wam powiedzieć? W tej części lasu, są zwierzaki oswojone. O zobaczcie – i wszedł do namiotu, by po chwili wyjść ze śpiącym skunksem na rękach – Nawet jak by g
o ogniem podpalać nic, by nie zrobił. Trzeba go było po prostu wynieść.
Pierwszaaaaaaa super notka
OdpowiedzUsuńKońcówka najlepsza xDDDDD I notka jak zwykle fajna.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTo było dobre genialna nota! Pisz więcej masz dobre zadatki na pisarza;)
OdpowiedzUsuńGenialne ;dŚwietnie ;dd
OdpowiedzUsuńbosko:d śmiesznie jak zwykle. Huncowci sa jednak trochę glupi, nawet Remus:D A Syriusz jest głupszy niż wszyscy, tak szybko zapomniał tego zaklęcia... ja nie mogę:D zapraszam do siebie na amour-et-haine.blog.onet.pl (kiedyś - zycie-lily-e.blog.onet.pl), jest nowa notka.
OdpowiedzUsuńPotrzebujesz szczerej opinii? Chcesz poznać całkowitą prawdę? Pragniesz doznać odrobinę krytyki? Nie czekaj! Zgłoś się do oceny na http://sprawiedliwe-oceny-bloga.blog.onet.pl/ a nie pożałujesz. Ps. Przepraszam za spam.
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie na nowsc.
OdpowiedzUsuńŚwietna notka ! Strasznie mi się podobało zakończenie :D Przeczytałam całego twojego bloga od początku. Jesteś świetna ! I Gratuluję pomysłów, bo ciągniesz to już tyle czasu i ciągle Ci świetnie wychodzi ... Gratulacje. :)
OdpowiedzUsuńSzablon im się podoba, o wiele bardziej niż poprzedni, ponieważ nie jest taki szeroki i ma coś w sobie. choć i tak zrobiłabym podstrony, żeby wsaadzić tam te wszytskie linki;p zapraszam do siebie na amout-et-haine.blog.onet.pl na najnowszą notkę.
OdpowiedzUsuń