Las cz.1

Oto pierwsza część notki, z okazji nowego roku szkolnego. 
Druga, pojawi się jak tylko ją napiszę. Nie wiem kiedy to będzie – od razu zaznaczam, że jutro zaczynam klasę maturalną i obawiam się że będę pisać dużo rzadziej. W tym miesiącu chciałabym żeby udało mi się dodać jeszcze jedną notkę. Potem – się zobaczy.
Szczerze? Poniosło mnie podczas pisania i to bardzo. Zdaje się że moja wyobraźnia trochę się zagalopowała – i od małych zmian przeszła do niezłego bałaganu. 
Opis Greenlos – to jej całkowity wytwór, podobnie jak cała kraina o czym wspominam również i na końcu. A i tak trudno trafić tu na coś co się zgadza z rzeczywistością. Daję więc upust moim szalonym myślom. 


Las cz. 1

Stary, wytarty but upadł na porośniętą trawą ziemię. Wiewiórka, która zaledwie kawałeczek dalej zbierała szyszki, uciekła w popłochu, ściskając w drobnych łapkach zdobyte łupy.
Zza drzewa wyłonił się drugi gryzoń i z ciekawością zaczął podchodzić do dziwnego znaleziska. Nie dane mu było dokładniej się mu przyjrzeć bo zaraz obok upadł napakowany po same brzegi plecak a tuż obok jego właściciel.
- Cholerna komunikacja! – warknął Potter rozglądając się dookoła. Zmarszczył czoło, próbując przypomnieć sobie czy w obozowisku w którym mieli się zatrzymać było aż tyle drzew. 
- Coś jest nie tak… - mruknął podnosząc się z ziemi i rozmasowując obolały pośladek – Zaraz, gdzie reszta?
Spojrzał szybko w górę, spodziewając się zobaczyć przyjaciół gdzieś ponad jego głową, jednak w zasięgu jego wzroku nie dostrzegł nikogo żywego.
- No to mamy problem…

Greenlos* to największe tereny magiczne w Wielkiej Brytanii, zamieszkiwane wyłącznie przez czarodziei. Stanowią one północny brzeg Szkocji, który mugole biorą za góry Kaledońskie, w rzeczywistości zaś, dla czarodziei, stanowią one nie tylko malownicze krajobrazy górskie, ale również skupiska wiosek, w których zamieszkują całe pokolenia magików. 
Serce krainy, tworzyły malutkie, liczące zazwyczaj po kilkaset mieszkańców miejscowości, skryte u podnóży gór.
Greenlos słynęło nie tylko z potężnych szczytów górskich, malutkich wiosek czarodziejskich czy też malowniczych krajobrazów.
To tu, znajdowały się największe i najpotężniejsze lasy, skrywające w sobie stada najbardziej wymyślnych magicznych zwierząt, do których nawet najwięksi śmiałkowie nie mieli odwagi się zbliżać- Merlow, Frielew i Hellbrow.
Las Merlow, położony na północy Greenlos, był najrzadszy i najczęściej uczęszczany ze wszystkich. To tu, zbierały się grupy z całej Wielkiej Brytanii, by spędzać letnie dni na obozowaniu wśród przyrody. 
Frielew, sąsiadujący z Merlow, był mniej znany, zapuszczali się do niego wszyscy Ci, którzy chcieli uniknąć wrzawy jaką tworzyli turyści. Nie było osoby która nie odnalazła by tu spokoju i wyciszenia. I która nie wróciłaby pokąsana przez Grorniki, małe, złośliwe stworzonka z wielkimi, żółtymi oczami, atakujące każdego kto wpadł im w oko.
I w końcu Hellbrow – nazywany leśnym odpowiednikiem ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Las Hellbrow – jedno z najniebezpieczniejszych i najbardziej mrocznych miejsc w całej Wielkiej Brytanii. Według niektórych miejsce osiedlenia stad wampirów i wilkołaków, ojczyzna olbrzymów i wszystkiego tego, co uważane za najpodlejsze.
Oczywiście, jeśli by wierzyć pogłoskom, w Hellbrownie zamieszkiwałby sam diabeł. Nie ma jednak wątpliwości, że Zakazany Las to nic w porównaniu z ciemnym i mrocznym Hellbrownem, z którego mało kto wrócił żywy. 
Greenlos – jedno z najbardziej magicznych miejsc w całej Wielkiej Brytanii. Ale co na to poradzić, że nawet tam, zdarzają się wypadki?

Peter rozejrzał się niepewnie po wiosce do której zaprowadziła go ścieżka, na której wylądował.
Według planu, który dopracowany był co do szczególiku, mieli wylądować w Midfrey, malutkiej mieścinie, położonej na skraju lasu Merlow i stamtąd mieli przewędrować w głąb, gdzie czekało na nich miejsce do rozbicia obozu. Tymczasem tabliczka w centrum wioski, głosiła „Witajcie w Sidkrow”.
Peter bez pytania kogokolwiek był w stanie określić że z Sidkrow do Midfrey, był duży kawał drogi. Coś musiało pójść nie tak. 
Rozejrzał się wokoło, złapał za plecak który wylądował obok niego i ruszył przed siebie, kierując się w stronę małego budynku, w którym według szyldu wiszącego obok znajdowało się centrum świstoklików.

Syriusz nigdy nie zastanawiał się nad tym, jak to jest wisieć na gałęzi drzewa kilka stóp nad ziemią, głową w dół. 
Nie zastanawiał się również co zrobić, żeby z takiej gałęzi zejść, nie inkasując przy tym guza.
Teraz miał czas, żeby to przemyśleć. 
Utknął. Utknął w środku lasu, wisząc na gałęzi bez najmniejszego pomysłu jak z niej zejść. Istniała szansa że gałąź po prostu się złamie, jednak pech chciał że Black spadł akurat na drzewo bardzo stare – a co za tym idzie i solidne. 
Zaklął pod nosem.
Na oko, odległość dzieląca go od ziemi, nie była duża. Upadek mógł mu co najwyżej nabić mocnego siniaka, przy odrobinie pecha coś złamać. 
Mógł się po prostu puścić i spać. Nie, nie mógł. 
Lądując ze świstoklika – który swoją drogą prawdopodobnie zawiódł, bo nie widział obok siebie wiszącego Pottera i reszty – zaplątał się w ramię plecaka. Nawet jeśli by się spuścił, zwisałby z gałęzi z nogą w plecaku.
- Cudnie – warknął – Po porostu cudnie.

Świstoklika nawalił. Z jakiś nieznanych mu przyczyn, po prostu nawalił, prawdopodobnie rozrzucając ich po całym Greenlos. Znalezienie się w tej sytuacji, graniczyło z cudem.
Lupin podrapał się po głowie i rozejrzał dookoła. 
Jak by nie patrzeć dotarł tam gdzie chciał – był w lesie. Otaczały go wielkie drzewa – tak wielkie, że stojąc tuż przy nich, nie było w stanie dostrzec nic innego po za konarem.
Zaklął pod nosem. 
Miał dziwne przeczucie że miał pecha wylądować w Hellbrow – wprawdzie nigdy się tam nie zapuszczał, jednak nie przypominał sobie żeby gdziekolwiek były aż takie pustki. Bez względu na wszystko w Merlow i Frielew zawsze można było w stanie zobaczyć coś innego prócz drzew. Były to na tyle zagospodarowane tereny, że nie sposób było się zgubić.
Wzdrygnął się. Bez względu na to, gdzie był, nie powinien stać w miejscu. Zdrowy rozsądek podpowiadał że należało jak najszybciej się ruszyć.
- To będzie niezapomniana wyprawa – mruknął, zarzucając plecak na plecy i ruszył przed siebie.

Syriusz zaklął ponownie. Wiszenie zaczynało być już męczące – głowa zaczęła mu nieprzyjemnie pulsować, krew spłynęła do twarzy a nogi na których nadal wisiał zdrętwiały. W dodatku zaczął być głodny.
Spojrzał na gałąź na której wisiał. Choć nadal był zaplątany w plecak, dłuższe bezczynne wiszenie nie miało sensu. Zacisnął usta i zaczął rozpaczliwie machać rękami, chcąc się rozhuśtać. Poderwał się, pląsając dłońmi na wszystkie strony. Jedyny rezultat jaki osiągnął to mocny siniak tuż nad łokciem.
Zrezygnowany zawisł jak szmaciana kukła. 

James Potter był zły. Gdy po raz czwarty zaczęło mu się wydawać, że już był przy tym drzewie, wyciągnął z plecaka świstoklik i rzucił go pod drzewo.
I możecie sobie tylko wyobrazić jakie uczucie towarzyszyło Jamesowi Potterowi, gdy w ciągu następnej godziny wrócił pod to samo drzewo kolejne trzy razy.
Opadł zrezygnowany na ziemię i sięgnął do plecaka. Przejrzał dokładnie zawartość i z
przykrością stwierdził że dostał mu się najgorszy bagaż. 
Zestaw szachów, talia kart, kilka kocy, podręczna apteczka. Zero jedzenia.
Wsadził rękę głębiej, mając nadzieję znaleźć coś głębiej gdy jego ręka natrafiła na mały, prostokątny przedmiot. Uśmiechnął się z satysfakcją.

Syriusz nadal wisiał. Po tym jak zarobił trzeciego guza, zaprzestał prób poderwania się do góry i tylko jakiś czas podnosił głowę.
Tuż obok jego nosa przebiegła wiewiórka. Gryzoń zatrzymał się, omiótł rudym ogonem ziemię dookoła siebie. Wzburzony piach dostał się do nozdrzy Syriusza, który skrzywił się i kichnął.
Wiewiórka odskoczyła, i spojrzała z zainteresowaniem na wiszącego mężczyznę, którego zaciekawione spojrzenie zwierzaka bardzo zirytowało.
- Mówi się „na zdrowie”, wiesz? – mruknął patrząc na gryzonia, który przekrzywił łepek – Eh, nie ważne. No i czego się tak patrzysz? – warknął gdy wiewiórka nie pokazała chęci odejścia – Nie widziałaś wiszącego na drzewie człowieka? 
- Nie patrz tak na mnie. Pomyśl że jestem oposem – zaproponował zrezygnowany – To taki zwierzak wiesz? 
Gryzoń nadal wpatrywał się w niego z coraz większym zainteresowaniem.
- Mogłabyś pomóc mi zejść? 
Wiewiórka podniosła się i szybciutko wbiegła po pniu drzewa. Black podniósł głowę i odetchnął z ulgą gdy gryzoń wybiegł na gałąź na której wisiał.
- Dziękuję – powiedział i zmarszczył brwi, czując że coś łaskocze go w nogę. Poderwał głowę a jego oczy nagle się powiększyły – Wyłaź z moich spodni!!!

- Łapa! Łapa! 
- Wyłaź z moich spodni!! 
James zmarszczył brwi.
- Wszystko w porządku? – spytał z niepokojem, gdy w lusterku nie pokazała się twarz przyjaciela tylko ciemność.
- Natychmiast zabieraj te łapy z moich gaci! 
- Syriusz? Przeszkadzam Ci?
- Nie! Nie waż się tego zrobić!
Potter zamrugał zszokowany wsłuchując się w nietypowe odgłosy wydobywające się z lusterka.
- Niech ja Cię tylko dopadnę ty mała, ruda… James?

Wiewiórka wspinała się coraz wyżej, zupełnie ignorując krzyki Blacka, który bezskutecznie próbował wypłoszyć ją ze swoich spodni.
Dobiegła już do uda mężczyzny, wbijając ostre pazurki w kieszeń mężczyzny. 
Coś zimnego spadło na jego udo i przesunęło się w dół, wypadając przez koszulę na ziemię. Black opuścił głowę i zamrugał, widząc rozbawioną twarz przyjaciela. Wiewiórka wydostała się z kieszeni mężczyzny i pomknęła w górę drzewa.
- James?

Potter zdezorientowany obrócił lusterko w dłoniach. Jak by nie patrzył – twarz Syriusza była wykrzywiona pod dziwnym kątem.
- Gdzie jesteś? – spytał, rezygnując z prób wyrównania. 
- W lesie.
- Błyskotliwie, a gdzie dokładniej? – spytał zirytowany.
- Skąd mam wiedzieć, wszędzie dookoła są drzewa – odszczeknął Black – A ty gdzie jesteś?
- W lesie… mógłbyś się obrócić, ciężko mi z Tobą rozmawiać jak masz tak dziwnie wykręconą twarz…
- Chciałbym, uwierz mi. Lubię mieć twarz rozmówcy przed sobą, a nie pod…
- Zaraz, co Ty właściwie robisz? 
- Wiszę… 
- Jak to wisisz? Po cholerę?
- To nowe metody znajdowania kierunku, wypróbuj, naprawdę działają – powiedział z ironią Black, rozmasowując dłonią kark – Utknąłem na gałęzi z wiewiórką w spodniach! 
James parsknął.
- Żartujesz? 
- Jeśli chodzić o moje spodnie zawsze jestem poważny! Przypominam ci że jest w okolicach…
- Dobra, wierzę Ci! – powiedział szybko Potter, nie będąc jednak w stanie ukryć rozbawienia – Gdzie jesteś? Widzisz jakiś punkt orientacyjny?
- Drzewo, duże i…
- Dobra, darujmy sobie tę część. Wypuść czerwone iskry, może uda mi się zobaczyć gdzie jesteś. 
- Różdżka!

- Różdżka! – krzyknął Syriusz – Różdżka! Mam różdżkę w kieszeni!
- I co z tego? Przecież wisisz na drzewie, nie możesz spaść bo…
- Trzy stopy nad ziemią! Najwyżej trzy stopy - fuknął wsadzając rękę do kieszeni. Zmarszczył brwi, nie mogąc jej wyczuć palcami i zaklął soczyście, gdy intruz siedzący w jego spodniach ugryzł go w palec. Wyciągnął odruchowo rękę, wywracając podszewkę na drugą stronę. 
Jego oczy przybrały wielkością rozmiar małych spodków do herbaty. Różdżka wysunęła się i wypadła. W spowolnionym tempie obserwował jak spada na ziemię, przelatując zaledwie kilka cali obok jego twarzy. Upadła na miękką trawę.
- Mamy problem … 

- To upokarzające – mruknął Syriusz.
- Zamknij się – odezwał się z lusterka James – I powiedz jeszcze raz, co widzisz.
Black westchnął. 
- Po lewej – krótkie spojrzenie – Drzewo. Dąb, dokładniej. Po prawej… drzewo. Również dąb. Przed sobą…drzewo. Ciekawe, ale nadal dąb. Za sobą... Tu cię zaskoczę…Dąb! Na górze…
- Dobra, dobra zrozumiałem. 
- To miło. A teraz mógłbyś coś wymyślić? Ten rudy gryzoń upodobał sobie moją nogawkę i chyba zamierza w niej zamieszkać, bo składa w niej szyszki.
- Żołędzie Syriusz, nie szyszki.
- Wiem jak wygląda żołądź – fuknął Black – I to co mam w nogawce na pewno nim nie jest.
- Dobra, jak sobie uważasz, może być szyszka… zaraz, skąd ta wiewiórka ma szyszki?
Mówiłeś że wszędzie są dęby.
- Bo są. Zaraz – podniósł głowę i zatrząsł nogawką – Ej, Ty, wyłaź! 
Gryzoń, wyraźnie niezadowolony z trzęsienia jakie urządził mu Black, wbił pazurki w nogę mężczyzny. 
- Wyłaź albo zrobię z ciebie ruszt jak się stąd wydostanę!
- Tym ją na pewno przekonasz – zaśmiał się Potter. Black krzyknął z satysfakcją, widząc rudy ogon znikający z tyłu drzewa.
- Wracaj! Jeszcze nie skończyłem…O.o!
Rozległ się cichy trzask. Syriusz zaklął soczyście, rozumiejąc, dlaczego wiewiórka wzięła nogi za pas.
Gałąź złamała się.
TRZASK! ŁUP!
- Syriusz, nic ci nie jest?
- Mnie nie, ale nie mogę tego powiedzieć o moim pośladku…. Siedź gdzie jesteś, zaraz zacznę Cię szukać… Może.

* Ponieważ nie znam się ani troszkę na geografii Wielkiej Brytanii – pomińmy proszę fakt, że jestem w klasie, gdzie wiodącym przedmiotem jest właśnie geografia i że za kilka mieniący mam zamiar zdawać tenże przedmiot na maturze – a od jakiegoś czasu zaczytuję się w książkach w których fikcyjnych krain jest do groma, postanowiłam puścić wodzę fantazji. Załóżmy więc, że miejsce o którym była mowa w tej notce, jest po prostu dobrze ukryte przez czarodziei i my, czyli mugole, nie mamy o nim pojęcia. 




Komentarze

  1. Może zacznę od tego, co rozśmieszyło mnie najbardziej biorąc pod uwagę fakt, że przez całe te parę minut, kiedy czytałam Twoją notkę, śmiałam się jak głupia: krótko mówiąc, akapit 9 od góry. Chyba każdy przyzna, że James miał prawo pomyśleć sobie to i owo po usłyszeniu "Natychmiast zabieraj te łapy z moich gaci!!", a zaraz potem "Niech ja Cię tylko dopadnę, ty mała, ruda..." :D Wiesz Paulina, właśnie za to Cię kocham. Podczas gdy wszyscy- włącznie i ze mną- opisują wojnę, zimne bitwy z Voldemortem, śmierci, tragedie i inne te dołujące rzeczy, ty potrafisz zrobić naprawdę dobry rozdział z wiewiórki w spodniach Blacka. Jesteś takim... Wybacz, ale to moje pierwsze skojarzenie... jesteś promykiem Słońca w ciemności. Brzmi pompatycznie, nie? :P

    OdpowiedzUsuń
  2. madzio1997@op.pl31 sierpnia 2009 15:30

    No oczywiście. Nie przeżyliby gdyby czegoś nie zrobili. haha! Dobre. Rzeczywiście James mógł sobie pomyśleć coś, kiedy Syriusz zawołał o tej rudej i łapach xddd Już nie moge się doczekac następnego rozdziału. I powodzenia na maturze chociaż to dopiero z maju chyba, nie?;)o-wszystkim--o-niczym

    OdpowiedzUsuń
  3. Nocia boska i jak śmiesznaaa....Czekam na następną z dalszymi przygodami panów Huncwotów.Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Instynkt

Zburzony zamek...

Bielizna