Urlop "marzeń"
Mruknęła coś nie wyraźnie, rzucając mężowi zmęczone spojrzenie i wsadziła kolejną porcję ubrań do leżącej na łóżku torbie.
Ten odburknął coś niezrozumiale, zaprzestając próby złożenia w równą kostkę koszuli, i wrzucił ją do walizki, gdzie na dnie leżało już kilka innych koszulek i swetrów.
Siedzący na podłodze Alan spojrzał najpierw na ojca, później na matkę, poczym włożył do swojego plecaczka wypranego misia, sprawdzając czy leży równo, poczym, najwyraźniej starając się naśladować obojga rodziców, upchnął do niego kilka książeczek.
Lily spojrzała z czułością na syna, zamykając równo torbę i zarzuciła ją na ramię. Zachwiała się pod ciężarem bagażu, złapała równowagę i wymaszerowała z sypialni.
Potter odprowadził ją wzrokiem, prychnął zirytowany i nogą upchnął resztę rzeczy.
Alan, który nadal obserwował rodziców, zmarszczył brwi i spojrzał na swój wypchany plecaczek. Malec rzucił tęskne spojrzenie na książeczki i z nietęgą miną podniósł nóżkę.
James, który nadal siłował się z zapięciem walizki, spojrzał na najmłodszego syna.
- Czekaj! – krzyknął, puszczając wieko niesfornego bagażu i poszedł do Alana. Wszystkie upchnięte wcześniej ubrania wyskoczyły z walizki. – Nie tak.
- Ty tak zrobiłeś – zauważył rezolutnie chłopiec, cofając się posłusznie. James zaśmiał się cicho i wypakował książeczki.
- Mam trochę więcej – usprawiedliwił się, układając równo rzeczy syna w kolorowy plecaczku i zamknął wieczko – I muszę używać brutalniejszych sposobów. Proszę, gotowe.
Chłopiec złapał za rączkę plecaka a James wstał i spojrzał z powątpieniem na rozgardiasz panujący w sypialni.
- Pospiesz się, Potter! Zaraz mamy świstoklik!
- Zaraz! – odkrzyknął i wyciągnął szybko różdżkę z kieszeni - Pakuj!
Wszystkie ubrania wróciły na swoje miejsce, a walizka zamknęła się.
- No…Nie mówmy nic mamie, nie da mi żyć – zwrócił się do syna i pomógł mu założyć plecak. Kiwnął głową – To chodźmy.
***
- I to podobno my, długo się pakujemy – mruknęła Lily, gdy obaj Potterowie wyszli przed dom, stawiając swoje bagaże na ziemi.
- Wypadek przy pracy – powiedział James, zamykając drzwi frontowe – Zawsze to my czekamy.
- Bo zawsze, to ja was pakuję – przypomniała kobieta rzucając mu wściekłe spojrzenie – Jak się przekonałeś, to nie takie łatwe.
- Gadanie. Włożenie kilku koszulek i spodni… wielka mi rzecz.
- Jestem pewna, że o połowie zapomniałeś.
- Zdziwisz się – mruknął, chowając klucze do kieszeni.
Harry stłumił śmiech. Przez całe swoje życie, zdążył się już przyzwyczaić do co rocznych kłótni przed wakacyjnych.
Miejsce, w któro pojadą, było na samym początku powodów, do sprzeczek. Zaraz po tym, rozpoczynały się nieustanne dyskusje o wszystko. To ile czasu spędzą w wybranym miejscu, co będą robić i najważniejsze – co muszą zabrać.
Uspakajali się dopiero na miejscu, i przez cały urlop zachowywali się jak para ustrzelonych przez napitego Amora nastolatków.
Tymczasem, Potterowie nadal robili swoje.
- Zobaczymy, jestem pewna, że nie masz połowy. Począwszy od kąpielówek po szczoteczkę do zębów.
Potter skrzywił się lekko, a Lily wybuchła śmiechem. Wzruszył ramionami, mrucząc coś o tym, że nie będzie się kąpał.
- Phi, jak dziecko – mruknęła zakładając na ramię swoją torbę.
- Ej, wypraszam sobie! Ja mam kąpielówki – oburzył się Harry a Alan pokiwał żarliwie główką.
- Ale szczoteczki nie wziąłeś, bo jest w mojej kosmetyczce – powiedziała Lily i obaj chłopcy spłonęli rumieńcem – Chodźcie. Mamy mało czasu.
***
- Magiczny ośrodek wypoczynkowy Laguna – przeczytała Lily, zatrzymując się przed niewielkim hotelikiem i postawiła torbę na ziemi – Ha! I jesteśmy na miejscu.
Potter kiwnął głową, zapominając o tym, że powinien być nadal zły na żonę.
- Chodźcie – powiedział z uśmiechem i zabrał torbę Lily która rzuciła mi dziękczynne spojrzenie. Harry zaśmiał się niedosłyszalnie, widząc, że urok hoteliku już zaczyna działać na rodziców i czeka go spokój na dobre dwa tygodnie. Jakże się mylił.
***
Weszli do środka rozglądając się dookoła pomieszczenia.
Hol główny, w którym się znaleźli, udekorowany był w sposób, przypominający ekskluzywne kurorty na wyspach hawajskich.
Pastelowo beżowa farba na ścianach, wielkie rozłożyste palmy porozstawiane po kątach, małe sztuczne źródełko wody po środku i niewielka recepcja z powieszonymi na malutkich haczykach kolorowych kluczykach.
- Poczekajcie tu, pójdę po klucz – powiedział James, zatrzymując się przy strumyku.
Lily usiadła na ławeczce i zaczęła się rozglądać dookoła.
Tymczasem James podszedł do recepcji, porozmawiał chwilę ze stojącym tam mężczyzną poczym wrócił do rodziny. Lily posłała mu delikatny uśmiech.
- Ehm…Masz ten kwitek z rezerwacji, który nam przesłali?
- Nie, ty miałeś pilnować rachunków, a co?
- Nie wydadzą nam domku bez tego potwierdzenia.
- W czym problem? Przecież wziąłeś dokumenty…prawda? – spytała ostrożnie i wstała widząc jego przepraszającą minę – James!
- Byłem pewny że ty…
- Co ja!? Ty załatwiałeś to miejsce, ty dokonywałeś wpłat i TY miałeś zadbać żeby wszystko wziąć! Jak można być tak nieodpowiedzialnym! I co teraz!?
- No nie wiem, zaraz…
- Idź! Zejdź mi z oczu, zanim zrobię ci krzywdę! Idź i wróć z kluczykiem. Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, czy wrócisz do Londynu, wynajmiesz drugi domek czy bóg wie co jeszcze, ale nie chcę cię widzieć bez klucza!
- Spróbuję coś załatwić…
- Nie próbuj, tylko załatw! A my idziemy się przejść po plaży.
***
Była wściekła? Nie. Była zła? Nie. Była gotowa rozszarpać swojego męża na tysiące kawałeczków.
Siedzieli w pobliskiej restauracji już dobrą godzinę. Wcześniej, przez prawie dwie chodzili po plaży.
Tymczasem, Pottera jak nie było, tak nie było, a ona, była coraz bliżej stanu nieograniczonej wściekłości.
Harry, który zdawał sobie sprawę ze zbliżającego się wybuchy złości, zabrał Alana do kąta zabaw.
Obserwował ukradkiem coraz bardziej zdenerwowaną matkę.
- Przepraszam, czy ten chłopiec jest z Tobą?
Podniósł szybko głowę i zamrugał, widząc stojącą nad nim dziewczynę. Najwyraźniej musiał wyglądać dość zabawnie, bo nieznajoma zaśmiała się cicho. Dopiero po chwili, zdał sobie sprawę z otwartych ust, więc zamknął je szybko i dla niepoznaki spojrzał w stronę w którą wskazywała.
- Tak, to mój brat. Stało się coś?
- Nie, po prostu tu chyba jego – powiedziała podając mu misia – Alex ma brzydki zwyczaj podmieniania zabawek. Możliwe że niekontrolowany.
Chłopak uśmiechnął się, biorąc zabawkę.
- Młody jest roztrzepany, nie patrzy co robi. Byłaby później nie lada awantura…Dzięki.
- Nie ma za co – uśmiechnęła się słodko odgarniając z czoła brązową grzywkę – Wolne?
Kiwnął głową.
- Zatrzymaliście się tu?
- Tak – powiedział i zmarszczył brwi – Chyba. Nie jestem pewny. A ty?
- Jestem u rodziny – wyjaśniła i zaśmiała się cicho – No, ale ja już muszę iść…Może się jeszcze spotkamy – dodała pogodnie wstając i zawołała gestem brata, który podniósł się i szybko do niej podbiegł.
Posłała mu jeszcze jeden uśmiech i oddaliła się razem z chłopcem.
***
Resztę dnia, spędzili spacerując po miasteczku, siedząc przy plaży lub w kaw
iarni budynku w którym mieli mieć kwaterę.
Potter dołączył do nich wieczorem. Z trudem wyjaśnił wściekłej żonie, że musiał jednak wrócić do domu, na próżno, bo pokój, który wcześniej wynajęli został zajęty. Większość dnia, spędził więc na szukaniu miejsca, w którym mogli by się zakwaterować.
Dopiero przed wieczorem, udało mu się wynająć mały domek tuż przy samej plaży. Urokliwe miejsce nie udobruchało jednak kobiety.
Lily całkowicie ignorowała męża, dając mu co chwilę do zrozumienia, że jest wściekła i każdy ruch w jej stronę, będzie grozić bolesnymi obrażeniami.
Sytuacja nie uległa zmianie i następnego dnia. Lily w ostentacyjny i pokazowy sposób, prezentowała, ze nadal jest obruszona ignorując wszelkie próby pojednania.
- Przeprosiłem przecież – powiedział Potter po raz kolejny, stawiając na stole koszyczek z bułkami – Mam cię błagać na kolanach o wybaczenie?
Nie zwracając uwagi męża usiadła na krześle i spojrzała w kierunki plaży. Harry zaśmiał się cicho siadając obok.
- Nie możesz milczeć przez cały czas! – warknął zirytowany James również siadając – Dobra, w takim razie, ja też nic nie powiem.
W cichy sięgnął po jedną z bułek i szybko przeciął ją na pół. Lily oparła się o siedzenie i spojrzała na niego z powątpieniem, zakładając ręce na piersi. Długo nie wytrzymał.
- No Liluś, proszę! Nie psujmy sobie wyjazdu taką błahostką…
Harry stłumił w sobie śmiech i w ciszy sięgnął po przygotowaną przez matkę kanapkę.
- Lily, na litość boską, przecież…
- Pójdę się przejść – poinformował rodziców. Oboje kiwnęli głową w ciszy. Wzruszył ramionami.
Szykował się bardzo długi wyjazd.
***
Rzuciła mu ukradkowe spojrzenie, czując coraz większą irytację.
Po tym, jak po raz kolejny, dała mu do zrozumienia, że nie ma zamiaru odpuścić występku z rezerwacją, Potter fuknął się i zaczął kompletnie ją ignorować.
Teraz oboje siedzieli w odpowiedniej odległości, z założonymi na piersiach rękami, wpatrując się w morze.
A przynajmniej, takie sprawiali wrażenie.
Ilekroć któreś z nich, odwróciło spojrzenie w inną stronę, drugie wykorzystywało okazję by zerknąć. I tak było od trzech dni.
Podczas śniadań, obiadów i kolacji, mówili na zmianę Alan z Harrym. Chłopcy starali się ignorować fochy rodziców, wiedząc, że prędzej czy później, złość minie.
Pozostały czas, spędzali przeważnie na plaży lub w domku.
Odwróciła spojrzenie od męża i spojrzała na trzymaną w ręku gazetę. Prychnęła cicho, starając się zwrócić na siebie uwagę. Sama do końca nie wiedziała czego oczekuje od męża, lecz była zbyt uparta, by dać za wygraną.
Potter zareagował błyskawicznie. Odwrócił się w jej stronę, stawiając pusty kubek na stole, założył ręce na piersiach i spojrzał na nią pytająco. Znów prychnęła, ale nie odpowiedziała spuszczając wzrok na wiadomości.
Pokręcił rozbawiony głową. O ile początkowo, fochy Lily wyraźnie go denerwowały, już następnego dnia, zaczęły go wyraźnie bawić. Był pewny, że długo to już nie potrwa.
I trzeba przyznać, że po tylu latach życia z Lily, miał prawo mieć pewność.
Zdążył się już nauczyć, jak z nią postępować. Potrafił odróżnić kiedy była poważnie zła, kiedy tylko się droczyła, a kiedy sama nie wiedziała o co jej chodzi.
Wiedział, jak kiedy postępować.
I tym razem, był pewny, że się nie myli.
Lily nachyliła się, by wziąć ze stolika kanapkę, lecz tym razem nie spojrzała w jego stronę.
Potter uśmiechnął się triumfalnie, widząc, że Potter pęka. To była już tylko kwestia czasu.
Harry najwyraźniej też coś zauważył, bo mruknął coś o zamku z piasku, który obiecał zbudować z Alanem i zanim ktokolwiek coś powiedział, wyciągną rozanielonego brata z pokoju.
- Długo masz zamiar milczeć? – spytał James, podnosząc się z miejsca i zbierając kubki ze stołu. Zignorowała go udając że interesuje ją artykuł, który czyta. – Urlop nam ucieknie.
Nie odpowiedziała.
- Uparta jesteś. Jak zawsze. – stwierdził i westchnął cicho. Nie podniosła wzroku, chodź przychodziło jej to coraz trudniej. Kątem oka zobaczyła jak schyla się, żeby postawić kubek z powrotem na stoliku. Obserwowała jego nogi, które zakręciły kółko wokół fotela i nagle zniknęły. Jego twarz znalazła się niespodziewanie dokładnie w tym miejscu, w którym utkwiła wzrok – Oboje wiemy, że nie już jesteś zła.
Odwróciła wzrok podnosząc ostentacyjnie głowę. Nie odpowiedział. Poczuła jak ujmuje jej twarz w dłonie i zmusza, by na niego spojrzała. Zacisnęła powieki.
Roześmiał się.
- Jesteś niemożliwa – stwierdził puszczając jej twarz i wstając –Trudno, poczekam aż będziesz w lepszym nastroju.
Uchyliła powieki.
James stał już przy drzwiach, trzymając w ręku kubek. Przygryzła niepewnie wargę, obserwując jak zaciska rękę na klamce.
- W lepszym humorze do czego?
***
Westchnął zrezygnowany, podając Alanowi puste wiaderko na piasek. Chłopiec paplał jak nakręcony, zupełnie ignorując to, że Harry kompletnie go nie słucha.
- Przynieś trochę wody – mruknął chłopak, poprawiając rozlatującą się babkę z piasku – I nie zamocz się za bardzo.
Spojrzał przelotnie w stronę domku, zastanawiając się, czy dał rodzicom wystarczająco dużo czasu na godzenie, czy może plan ojca się nie powiódł i Lily właśnie w bestialski sposób go morduje.
- I znów się spotykamy.
Podniósł głowę. Nad sobą zobaczył tylko bezchmurne niebo. Zmarszczył brwi i opuścił głowę.
Podskoczył, widząc siedzącą przed nim dziewczynę która uśmiechnęła się szeroko.
- Nie chciałam cię wystraszyć – dodała, poprawiając słomkowy kapelusz.
- Nie wystraszyłaś – mruknął i wydał z siebie cichy jęk – Oh, Alan mnie zabiję. Zniszczyłem zamek.
Zaśmiała się cicho spoglądając za siebie.
- Oh, myślę, że zanim dojdzie uda nam się go naprawić – powiedziała z uśmiechem. Podążył za jej wzrokiem. Alan siedział na piasku przy brzegu, kłócąc się o coś z niższym od siebie blondynem, który wymachiwał groźnie wiaterkiem i łopatką – Minie trochę czasu, zanim się dogadają.
- Tak, masz rację.
Dziewczyna zamyśliła się przez chwilę.
- Wiesz, uznasz mnie za dziwną, ale nie mam zwyczaju budować zamków z piasku z nieznajomymi. Mam na imię Sharon…to zabrzmiało strasznie sztywno, nie? – Zmarszczyła brwi i dodała – Sharon.
- Harry – powiedział wyciągając dłoń w stronę dziewczyny. Uśmiechnęła się szeroko wymieniając uścisk.
- To teraz możemy się brać za pracę.
***
Odwrócił się powoli w stronę żony, która zamrugała kilkakrotnie.
- Na godzenie się. – powiedział wpatrując się w nią uważnie – widzę że masz nieodpowiedni humor, więc uznałem, że dam sobie dziś spokój, i pójdę pomóc budować zamek chłopcom.
- Nie powiedziałam nic takiego.
- Ale pomyślałaś.
Wyszedł z pokoju. Otworzyła usta, chcąc coś za nim krzyknąć. Zmarszczyła brwi i wstała.
- Czekaj – krzyknęła wchodząc za nim do kuchni – Chyba trochę przesadziłam.
- Trochę?
- Bardzo…Nie powinnam. Nie bądź zły…
Podeszła do niego nieśmiało i położyła rękę na ramieniu męża. Spojrzał na nią chłodno, i delikatnie podniósł dłoń żony.
- Przepraszam – dodała cicho, spuszczając wzrok, pewna, że zaraz odepchnie jej rękę. Mocno zdziwiła się, czując delikatne muśnięcie na palcu. Podniosła wzrok. Na twarzy Pottera nie został ani ślad chłodnego wyrazu, jaki miał jeszcze kilka se
kund wcześniej. Uśmiechał się od ucha do ucha.
- Mówiłem, że nie jesteś zła.
***
- A tak właściwie, wybacz za wścibstwo – dodała szybko, odgarniając włosy z czoła – Ile masz lat? O ile to nie tajemnica.
- Nic mi o tym nie wiadomo – powiedział wzruszając ramionami – Piętnaście. A ty…to znaczy…który rok?
Roześmiała się, napełniając wiaderko piaskiem.
- Teoretycznie jestem w Twoim wieku. A praktyce, jestem dwa lata wyżej. Zaczynamy wcześniej – wyjaśniła, widząc nietęgą minę chłopaka – Nie jestem stąd. Przyjeżdżam tu do dziadka. Tam, skąd jestem, zaczynamy szkołę wcześniej. Bo ty jesteś z Hogawartu, prawda?
Kiwnął głową, biorąc od niej wiaderko.
- Tak. Z daleka jesteś?
- Powiedzmy – uśmiechnęła się lekko – Długo by opowiadać. Nie będę cię zanudzać.
- Na pewno mówisz ciekawiej niż on – wskazał głową Alana, który siedział razem z blond-włosym chłopcem.
- No dobra.
***
- Oh…Nienawidzę cię Potter!! – Powiedziała, pozwalając, by pocałował ją w policzek – Nienawidzę.
- Wiem, wiem – mruknął ponawiając pocałunek, tym razem w szyję – Ja też cię kocham Liluś.
Roześmiała się próbując odepchnąć rozbawionego mężczyznę.
- Spadaj Potter…
- Czyżbyś prowadziła ze mną jakąś intrygującą grę wstępną? – spytał podnosząc wzrok na kobietę. Prychnęła, próbując przywołać na twarz surowy wyraz.
- Tak. To gra pod tytułem „Odwal się bo dam ci w zęby”.
Nie wytrzymał. Puścił żonę i oparł się o blat, starając opanować śmiech.
- Bardzo romantyczne…
Lily, powstrzymała śmiech i podeszła do okna. Zmarszczyła brwi odsuwając firankę, żeby mieć lepszy widok.
- Kochanie, chodź tu… - powiedziała cicho zbliżając nos do szyby. Potter obszedł stolik i oparł się o żonę, zaglądając przez jej głowę.
- No proszę…
Wymienili rozbawione spojrzenia i znów spojrzeli za okno.
***
- Czekaj, nie rozumiem – powiedział marszcząc brwi. Zaśmiała się, siadając na ciepłym piachu.
- Mówiłam, że to nie takie proste – przypomniała, ściągając kapelusz i kładąc go na swoich kolanach.
- Jeszcze raz. Urodziłaś się tu.
- Dokładnie – zgodziła się, podciągając rękawy sukienki.
- Ale Twój ojciec, jest Austriakiem?
- Zgadza się – kiwnęła głową, zaprzestając podwajania rękawów. Uklęknęła, i spojrzała z zainteresowaniem na chłopaka, który nadal nad czymś myślał.
- I chodzisz do Niemieckiej szkoły Damskiej?
- Tak jest. – szybkim ruchem ściągnęła sukienkę i rzuciła ją obok siebie. Poprawiła miseczki biustonosza od kostiumu i ułożyła się wygodnie, zwracając twarz ku słońcu – Przyjeżdżam tu co roku. Lubię to miasteczko.
Przymknęła oczy. Chłopak przyjrzał jej się uważnie.
Ciepło-brązowe włosy poruszały się, poruszane lekko przez wiatr. Odgarniała je co chwilę za uszy, krzywiąc przy tym w zabawny sposób nos.
- Długo tu będziecie? – Spytała cicho, otwierając jedno oko.
- Jeszcze dziesięć dni.
- Fajnie – uśmiechnęła się, znów przymykając oczy – Będziemy mieli trochę czasu, żeby się poznać.
***
Obrócili szybko głowę w stronę drzwi, przez które wszedł Harry, ciągnąc za sobą fukniętego brata. Malec pociągnął nosem i starł wodę cieknącą po jego brodzie.
- Przewrócił się – wyjaśnił Harry krzywiąc się mocno. Lily wstała, podeszła do syna spojrzała z rozbawieniem na jego mokrą koszulkę.
- To było do przewidzenia – zaśmiała się kobieta, czochrając kasztanową czuprynę syna. Chłopiec wyszczerzył zęby.
- Przyniosę ręcznik – dodała posyłając mężowi uśmiech.
Harry zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy pogodzenie się rodziców wpłynie na rodzaj bury jaką niewątpliwie dostanie, za niedopilnowanie chłopca.
- Co robiliście? – spytał łagodnie James, sadzając syna na stole – Nieźle się zmoczyłeś.
- Budowaliśmy zamek z piasku – powiedział chłopiec.
- Sami…?
Harry zmarszczył brwi zastanawiając się, do czego zmierza ojciec. Widząc jak Potter spogląda w stronę okna jęknął w duchu.
- Z Aleksem – wyjaśnił spokojnie.
- Fajnie było?
Uśmiechnął się szeroko.
Potter pokiwał głową dając znać że rozumie. Harry uniósł brwi, ale nic nie powiedział.
- No, znalazłam – powiedziała Lily wchodząc do kuchni i owinęła Alana ręcznikiem - Jak ma na imię? – spytała z grubej rury, a James rzucił jej rozbawione spojrzenie – Co?
Potter rzucił jej surowe spojrzenie. Lily wzruszyła ramionami, a Harry utkwił spojrzenie w butach.
***
Lily nie dowiedziała się niczego. Zanim zdążyła uzyskać odpowiedzieć od syna, James przerwał mu, z entuzjastycznym okrzykiem oznajmiając, że jest głodny i ma ochotę na pizzę.
Harry błyskawicznie poprał pomysł ojca i zanim się obejrzała, cała trójka była już za drzwiami.
Młody Potter, był tak zdesperowany, że zapomniał o obfitej porcji lodów i kanapek, jakie zjadł niedługo wcześniej, i pochłoną z bratem prawie całą dużą pizzę.
Pokutowali za to obaj, przez cały wieczór zmagając się z bólem brzucha, ale Lily nie poznała żadnych szczegółów związanych z dziewczyną z plaży.
***
Wysunęła dłoń z kremem w stronę męża i spojrzała na niego znacząco. Harry uśmiechnął się, podając Alanowi wiaderko i rozejrzał się ukradkiem w około, szukając wzrokiem znajomego kapelusza. Sharon siedziała przy brzegu, wystawiając buzię do słońca.
Spojrzała w jego stronę i uśmiechnęła się lekko. Odwzajemnił gest.
Machnęła znacząco, wskazując głową na wodę.
- Pójdę popływać – powiedział szybko wstając. Zrobił krok do przodu i usłyszał śmiechy rodziców. Zignorował je i ruszył przed siebie.
- Zdaję sobie sprawę, że się spieszysz, ale w spodniach trudno ci będzie pływać.
Zatrzymał się i spojrzał powoli na swoje spodnie. Ignorując śmiech ojca, szybko pozbył się zbędnego ubioru i nie odwracając się, pobiegł w stronę dziewczyny.
- No i się zaczęło…
***
- Chyba dobrze się bawią – stwierdziła dziewczyna, wpatrując się w rozbawionych Potterów i zwróciła się z powrotem do chłopaka – Swoją drogą, to wyglądało dość interesująco.
- Bardzo śmieszne – mruknął ale zaraz potem uśmiechnął się szeroko – To co? Wchodzimy?
- Ty idź, ja poczekam. Woda jest lodowata – powiedziała.
- Na pewno nie – wstał i wyciągnął w jej stronę rękę. Pokręciła stanowczo głową.
- Nie idę – powtórzyła – Woda jest zimna.
- Wciągnę cię – ostrzegł spoglądając na nią prowokacyjnie. Zmarszczyła nos, dając do zrozumienia, że jest zła.
- Nie odważysz się – syknęła, ale w jej głosie zabrzmiała nutka niepewności. Uniósł brwi w kpiącym wyrazie i założył ręce na biodrach – Nie odważysz.
- Chcesz się przekonać?
Otworzyła usta chcąc odpowiedzieć, i wrzasnęła, gdy złapał ją za kostki u nóg. Wierzgnęła nimi, i roześmiała się, gdy zaczął ciągnąć w stronę wody.
- Dobrze! Wierzę! Puść! Miało być dyskretnie! Proszę!!
- I tak widzą – powiedział z uśmiechem na twarzy odwracając głowę, żeby zobaczyć jak dużo musi jeszcze ciągnąć wierzgającą dziewczynę. W tym samym momencie, jedna z jego nóg, zahaczyła o drugą i zanim zdążył coś zrobić padł do tyłu, wpadając do morza.
Krzyknął, zanurzając się w lodowatej wodzie. Dziewczyna zaśmiała się, gdy chwilę potem podskoczył w niej jak poparzony, wynurzając si
ę cały mokry. Trzęsąc się, ściągnął wodę z oczu i spojrzał na nią ze złośliwym błyskiem w oku.
Zdając sobie nagle sprawę, że nadal jest sucha, a Potter, mokry i zdesperowany, poderwała się do ucieczki.
Wyskoczył za nią i nie dbając o cokolwiek złapał w pasie, poczym przerzucił przez ramię i zwrócił się w stronę morza.
- Jaki ty jesteś zimny! – Pisnęła, próbując wyszarpać się z uścisku chłopaka. Ten zdążył zanurzyć się już do kolan i nadal brnął w głąb wody. Szarpnęła się z całej siły i zanim którekolwiek zdążyło coś zrobić, oboje wpadli.
Wynurzyła się z głośnym piskiem moment później.
- Usiądź, będzie ci cieplej – powiedział Potter przecierając twarz i siadając na piachu. Woda ledwie sięgała mu brody. Dziewczyna spojrzała na niego wilkiem, ale posłuchała. Rzuciła mu mordercze spojrzenie, a jej zęby zaszczękały złowieszczo – Nie chciałem cię wrzucić, trzeba się było nie wiercić.
- Z-z-apłacisz m-m-mm-i z-a-a to.. - dla potwierdzenia swoich słów, machnęła groźnie ręką. Potter opuścił głowę w wyrazie winy. Powoli, przestawało być jej zimno. Spojrzała na niego trochę łagodniej i od niechcenia uderzyła dłonią o wodę. Skrzywił się, czując zimne krople na twarzy i spojrzał na dziewczynę, która uśmiechnęła się lekko – To na początek.
***
Podał jej ręcznik i usiadł na piachu. Spojrzała na niego z powątpiewaniem.
- To nie było mądre – zauważyła owijając się nim szczelnie – Będziesz cały w piachu.
- Co z tego? – spytał wzruszając ramionami – Wyschnę.
- Jesteś nienormalny – stwierdziła siadając obok chłopaka. Zgodził się w milczeniu i dla potwierdzenia swoich słów padł na plecy. Zachichotała – Naprawdę jesteś nienormalny.
- E tam, po tym co dziś przeżyłem trochę piachu mi nie zaszkodzi – powiedział podnosząc się i siadając po turecku. Spojrzała ukradkiem na plecy chłopaka i wybuchła głośnym śmiechem.
- Jesteś calutki w piachu – powiedziała starając się opanować – I zgubiłeś rodzinę. Ile właściwie, byliśmy w wodzie?
- Nie mam pojęcia – przyznał odwracając się – Faktycznie.
- Fajnie było – stwierdziła – Może po za tym, że wrzuciłeś mnie do lodowatej wody.
- Nie przesadzaj, nie była aż tak lodowata.
- A kto wrzeszczał jak baba gdy się zmoczył? – spytała oburzona. Prychnął – Tak! W życiu nie posądziłabym cię o tak niską skalę głosu.
- Gadanie – wzruszył ramionami – Może troszkę zimna była ale z nas dwojga to twój pisk bardziej przypominał kobiecy.
- Błyskotliwe! Jestem kobietą, wariacie!
Mruknął coś niewyraźnie. Roześmiała się głośno.
- Ale przyznałeś się, że piszczałeś – dodała z satysfakcją. Zmarszczył brwi.
- Tylko troszkę, to był naturalny odruch – zastrzegł rozbawiony – Nie byłem przygotowany.
- Piszczałeś jak mała dziewczynka – uparła się i pokazała mu język – Cała plaża była świadkiem.
- Dobra, nie chce mi się z Tobą kłócić – mruknął, widząc że nie ma szans – Niech ci będzie. Dyskutowanie o mojej skali głosu nie jest zbyt interesujące.
- Nawet nie wiesz, jak się mylisz – powiedziała rozbawiona. Spojrzał na nią z uśmiechem. Odwzajemniła gest.
- Nie jest ci już zimno? – spytał, obserwując ją. Rozbawienie nagle wyparowało. Wpatrywali się w siebie z zainteresowaniem. Pokręciła głową.
- Masz…piach – zaczęła gubiąc co chwilę wątek. Wyciągnęła nieśmiało dłoń w stronę twarzy chłopaka i lekko musnęła jego policzek kciukiem – Już…
Uniosła lekko kąciki ust, uśmiechając się delikatnie. Nawet nie zauważyli, że odległość, w jakiej się znaleźli, jest tak mała.
- Dzięki – powiedział cicho dotykając miejsca, w którym przed chwilą była dłoń dziewczyny. Wzruszyła ramionami.
- Robi się późno – zauważyła, rozglądając się dookoła. Nastrój natychmiast prysł – Chyba powinnam już iść. Będą się martwić.
Kiwnął głową i spojrzał na swoje ręce. Zmarszczył brwi.
- Zobaczymy się jutro? – spytała, owijając się ręcznikiem. Kiwnął głową wstając. Wyciągnął w jej stronę dłoń. Sharon ujęła ją i natychmiast znalazła się w pionie. – To do jutra.
Zawahała się, po czym, kierowana impulsem, delikatnie musnęła policzek chłopaka. Odwróciła się, rzucając mu ostatni uśmiech i żwawym krokiem oddaliła w stronę wyjścia z plaży, zostawiając oszołomionego chłopaka samego.
***
No, długo to trwało, ale jest.
W mojej opinii, wyszło całkiem znośnie. W sumie, zależało mi, żeby zbyt dużo się nie działo. Po ostatnich notkach, potrzebowałam czegoś lekkiego, wiejącego nudą i codziennością. Można powiedzieć, że chyba mi wyszło.
No i nie odpuszczę sobie pytania o osobą Sharon. Nie zabawi ona tu długo ale... jak pierwsze wrażenie?
Kolejna notka...będzie się szykować. Nie wiem, kiedy się pojawi. Ale już o tym myślę ;)
Ten odburknął coś niezrozumiale, zaprzestając próby złożenia w równą kostkę koszuli, i wrzucił ją do walizki, gdzie na dnie leżało już kilka innych koszulek i swetrów.
Siedzący na podłodze Alan spojrzał najpierw na ojca, później na matkę, poczym włożył do swojego plecaczka wypranego misia, sprawdzając czy leży równo, poczym, najwyraźniej starając się naśladować obojga rodziców, upchnął do niego kilka książeczek.
Lily spojrzała z czułością na syna, zamykając równo torbę i zarzuciła ją na ramię. Zachwiała się pod ciężarem bagażu, złapała równowagę i wymaszerowała z sypialni.
Potter odprowadził ją wzrokiem, prychnął zirytowany i nogą upchnął resztę rzeczy.
Alan, który nadal obserwował rodziców, zmarszczył brwi i spojrzał na swój wypchany plecaczek. Malec rzucił tęskne spojrzenie na książeczki i z nietęgą miną podniósł nóżkę.
James, który nadal siłował się z zapięciem walizki, spojrzał na najmłodszego syna.
- Czekaj! – krzyknął, puszczając wieko niesfornego bagażu i poszedł do Alana. Wszystkie upchnięte wcześniej ubrania wyskoczyły z walizki. – Nie tak.
- Ty tak zrobiłeś – zauważył rezolutnie chłopiec, cofając się posłusznie. James zaśmiał się cicho i wypakował książeczki.
- Mam trochę więcej – usprawiedliwił się, układając równo rzeczy syna w kolorowy plecaczku i zamknął wieczko – I muszę używać brutalniejszych sposobów. Proszę, gotowe.
Chłopiec złapał za rączkę plecaka a James wstał i spojrzał z powątpieniem na rozgardiasz panujący w sypialni.
- Pospiesz się, Potter! Zaraz mamy świstoklik!
- Zaraz! – odkrzyknął i wyciągnął szybko różdżkę z kieszeni - Pakuj!
Wszystkie ubrania wróciły na swoje miejsce, a walizka zamknęła się.
- No…Nie mówmy nic mamie, nie da mi żyć – zwrócił się do syna i pomógł mu założyć plecak. Kiwnął głową – To chodźmy.
***
- I to podobno my, długo się pakujemy – mruknęła Lily, gdy obaj Potterowie wyszli przed dom, stawiając swoje bagaże na ziemi.
- Wypadek przy pracy – powiedział James, zamykając drzwi frontowe – Zawsze to my czekamy.
- Bo zawsze, to ja was pakuję – przypomniała kobieta rzucając mu wściekłe spojrzenie – Jak się przekonałeś, to nie takie łatwe.
- Gadanie. Włożenie kilku koszulek i spodni… wielka mi rzecz.
- Jestem pewna, że o połowie zapomniałeś.
- Zdziwisz się – mruknął, chowając klucze do kieszeni.
Harry stłumił śmiech. Przez całe swoje życie, zdążył się już przyzwyczaić do co rocznych kłótni przed wakacyjnych.
Miejsce, w któro pojadą, było na samym początku powodów, do sprzeczek. Zaraz po tym, rozpoczynały się nieustanne dyskusje o wszystko. To ile czasu spędzą w wybranym miejscu, co będą robić i najważniejsze – co muszą zabrać.
Uspakajali się dopiero na miejscu, i przez cały urlop zachowywali się jak para ustrzelonych przez napitego Amora nastolatków.
Tymczasem, Potterowie nadal robili swoje.
- Zobaczymy, jestem pewna, że nie masz połowy. Począwszy od kąpielówek po szczoteczkę do zębów.
Potter skrzywił się lekko, a Lily wybuchła śmiechem. Wzruszył ramionami, mrucząc coś o tym, że nie będzie się kąpał.
- Phi, jak dziecko – mruknęła zakładając na ramię swoją torbę.
- Ej, wypraszam sobie! Ja mam kąpielówki – oburzył się Harry a Alan pokiwał żarliwie główką.
- Ale szczoteczki nie wziąłeś, bo jest w mojej kosmetyczce – powiedziała Lily i obaj chłopcy spłonęli rumieńcem – Chodźcie. Mamy mało czasu.
***
- Magiczny ośrodek wypoczynkowy Laguna – przeczytała Lily, zatrzymując się przed niewielkim hotelikiem i postawiła torbę na ziemi – Ha! I jesteśmy na miejscu.
Potter kiwnął głową, zapominając o tym, że powinien być nadal zły na żonę.
- Chodźcie – powiedział z uśmiechem i zabrał torbę Lily która rzuciła mi dziękczynne spojrzenie. Harry zaśmiał się niedosłyszalnie, widząc, że urok hoteliku już zaczyna działać na rodziców i czeka go spokój na dobre dwa tygodnie. Jakże się mylił.
***
Weszli do środka rozglądając się dookoła pomieszczenia.
Hol główny, w którym się znaleźli, udekorowany był w sposób, przypominający ekskluzywne kurorty na wyspach hawajskich.
Pastelowo beżowa farba na ścianach, wielkie rozłożyste palmy porozstawiane po kątach, małe sztuczne źródełko wody po środku i niewielka recepcja z powieszonymi na malutkich haczykach kolorowych kluczykach.
- Poczekajcie tu, pójdę po klucz – powiedział James, zatrzymując się przy strumyku.
Lily usiadła na ławeczce i zaczęła się rozglądać dookoła.
Tymczasem James podszedł do recepcji, porozmawiał chwilę ze stojącym tam mężczyzną poczym wrócił do rodziny. Lily posłała mu delikatny uśmiech.
- Ehm…Masz ten kwitek z rezerwacji, który nam przesłali?
- Nie, ty miałeś pilnować rachunków, a co?
- Nie wydadzą nam domku bez tego potwierdzenia.
- W czym problem? Przecież wziąłeś dokumenty…prawda? – spytała ostrożnie i wstała widząc jego przepraszającą minę – James!
- Byłem pewny że ty…
- Co ja!? Ty załatwiałeś to miejsce, ty dokonywałeś wpłat i TY miałeś zadbać żeby wszystko wziąć! Jak można być tak nieodpowiedzialnym! I co teraz!?
- No nie wiem, zaraz…
- Idź! Zejdź mi z oczu, zanim zrobię ci krzywdę! Idź i wróć z kluczykiem. Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, czy wrócisz do Londynu, wynajmiesz drugi domek czy bóg wie co jeszcze, ale nie chcę cię widzieć bez klucza!
- Spróbuję coś załatwić…
- Nie próbuj, tylko załatw! A my idziemy się przejść po plaży.
***
Była wściekła? Nie. Była zła? Nie. Była gotowa rozszarpać swojego męża na tysiące kawałeczków.
Siedzieli w pobliskiej restauracji już dobrą godzinę. Wcześniej, przez prawie dwie chodzili po plaży.
Tymczasem, Pottera jak nie było, tak nie było, a ona, była coraz bliżej stanu nieograniczonej wściekłości.
Harry, który zdawał sobie sprawę ze zbliżającego się wybuchy złości, zabrał Alana do kąta zabaw.
Obserwował ukradkiem coraz bardziej zdenerwowaną matkę.
- Przepraszam, czy ten chłopiec jest z Tobą?
Podniósł szybko głowę i zamrugał, widząc stojącą nad nim dziewczynę. Najwyraźniej musiał wyglądać dość zabawnie, bo nieznajoma zaśmiała się cicho. Dopiero po chwili, zdał sobie sprawę z otwartych ust, więc zamknął je szybko i dla niepoznaki spojrzał w stronę w którą wskazywała.
- Tak, to mój brat. Stało się coś?
- Nie, po prostu tu chyba jego – powiedziała podając mu misia – Alex ma brzydki zwyczaj podmieniania zabawek. Możliwe że niekontrolowany.
Chłopak uśmiechnął się, biorąc zabawkę.
- Młody jest roztrzepany, nie patrzy co robi. Byłaby później nie lada awantura…Dzięki.
- Nie ma za co – uśmiechnęła się słodko odgarniając z czoła brązową grzywkę – Wolne?
Kiwnął głową.
- Zatrzymaliście się tu?
- Tak – powiedział i zmarszczył brwi – Chyba. Nie jestem pewny. A ty?
- Jestem u rodziny – wyjaśniła i zaśmiała się cicho – No, ale ja już muszę iść…Może się jeszcze spotkamy – dodała pogodnie wstając i zawołała gestem brata, który podniósł się i szybko do niej podbiegł.
Posłała mu jeszcze jeden uśmiech i oddaliła się razem z chłopcem.
***
Resztę dnia, spędzili spacerując po miasteczku, siedząc przy plaży lub w kaw
iarni budynku w którym mieli mieć kwaterę.
Potter dołączył do nich wieczorem. Z trudem wyjaśnił wściekłej żonie, że musiał jednak wrócić do domu, na próżno, bo pokój, który wcześniej wynajęli został zajęty. Większość dnia, spędził więc na szukaniu miejsca, w którym mogli by się zakwaterować.
Dopiero przed wieczorem, udało mu się wynająć mały domek tuż przy samej plaży. Urokliwe miejsce nie udobruchało jednak kobiety.
Lily całkowicie ignorowała męża, dając mu co chwilę do zrozumienia, że jest wściekła i każdy ruch w jej stronę, będzie grozić bolesnymi obrażeniami.
Sytuacja nie uległa zmianie i następnego dnia. Lily w ostentacyjny i pokazowy sposób, prezentowała, ze nadal jest obruszona ignorując wszelkie próby pojednania.
- Przeprosiłem przecież – powiedział Potter po raz kolejny, stawiając na stole koszyczek z bułkami – Mam cię błagać na kolanach o wybaczenie?
Nie zwracając uwagi męża usiadła na krześle i spojrzała w kierunki plaży. Harry zaśmiał się cicho siadając obok.
- Nie możesz milczeć przez cały czas! – warknął zirytowany James również siadając – Dobra, w takim razie, ja też nic nie powiem.
W cichy sięgnął po jedną z bułek i szybko przeciął ją na pół. Lily oparła się o siedzenie i spojrzała na niego z powątpieniem, zakładając ręce na piersi. Długo nie wytrzymał.
- No Liluś, proszę! Nie psujmy sobie wyjazdu taką błahostką…
Harry stłumił w sobie śmiech i w ciszy sięgnął po przygotowaną przez matkę kanapkę.
- Lily, na litość boską, przecież…
- Pójdę się przejść – poinformował rodziców. Oboje kiwnęli głową w ciszy. Wzruszył ramionami.
Szykował się bardzo długi wyjazd.
***
Rzuciła mu ukradkowe spojrzenie, czując coraz większą irytację.
Po tym, jak po raz kolejny, dała mu do zrozumienia, że nie ma zamiaru odpuścić występku z rezerwacją, Potter fuknął się i zaczął kompletnie ją ignorować.
Teraz oboje siedzieli w odpowiedniej odległości, z założonymi na piersiach rękami, wpatrując się w morze.
A przynajmniej, takie sprawiali wrażenie.
Ilekroć któreś z nich, odwróciło spojrzenie w inną stronę, drugie wykorzystywało okazję by zerknąć. I tak było od trzech dni.
Podczas śniadań, obiadów i kolacji, mówili na zmianę Alan z Harrym. Chłopcy starali się ignorować fochy rodziców, wiedząc, że prędzej czy później, złość minie.
Pozostały czas, spędzali przeważnie na plaży lub w domku.
Odwróciła spojrzenie od męża i spojrzała na trzymaną w ręku gazetę. Prychnęła cicho, starając się zwrócić na siebie uwagę. Sama do końca nie wiedziała czego oczekuje od męża, lecz była zbyt uparta, by dać za wygraną.
Potter zareagował błyskawicznie. Odwrócił się w jej stronę, stawiając pusty kubek na stole, założył ręce na piersiach i spojrzał na nią pytająco. Znów prychnęła, ale nie odpowiedziała spuszczając wzrok na wiadomości.
Pokręcił rozbawiony głową. O ile początkowo, fochy Lily wyraźnie go denerwowały, już następnego dnia, zaczęły go wyraźnie bawić. Był pewny, że długo to już nie potrwa.
I trzeba przyznać, że po tylu latach życia z Lily, miał prawo mieć pewność.
Zdążył się już nauczyć, jak z nią postępować. Potrafił odróżnić kiedy była poważnie zła, kiedy tylko się droczyła, a kiedy sama nie wiedziała o co jej chodzi.
Wiedział, jak kiedy postępować.
I tym razem, był pewny, że się nie myli.
Lily nachyliła się, by wziąć ze stolika kanapkę, lecz tym razem nie spojrzała w jego stronę.
Potter uśmiechnął się triumfalnie, widząc, że Potter pęka. To była już tylko kwestia czasu.
Harry najwyraźniej też coś zauważył, bo mruknął coś o zamku z piasku, który obiecał zbudować z Alanem i zanim ktokolwiek coś powiedział, wyciągną rozanielonego brata z pokoju.
- Długo masz zamiar milczeć? – spytał James, podnosząc się z miejsca i zbierając kubki ze stołu. Zignorowała go udając że interesuje ją artykuł, który czyta. – Urlop nam ucieknie.
Nie odpowiedziała.
- Uparta jesteś. Jak zawsze. – stwierdził i westchnął cicho. Nie podniosła wzroku, chodź przychodziło jej to coraz trudniej. Kątem oka zobaczyła jak schyla się, żeby postawić kubek z powrotem na stoliku. Obserwowała jego nogi, które zakręciły kółko wokół fotela i nagle zniknęły. Jego twarz znalazła się niespodziewanie dokładnie w tym miejscu, w którym utkwiła wzrok – Oboje wiemy, że nie już jesteś zła.
Odwróciła wzrok podnosząc ostentacyjnie głowę. Nie odpowiedział. Poczuła jak ujmuje jej twarz w dłonie i zmusza, by na niego spojrzała. Zacisnęła powieki.
Roześmiał się.
- Jesteś niemożliwa – stwierdził puszczając jej twarz i wstając –Trudno, poczekam aż będziesz w lepszym nastroju.
Uchyliła powieki.
James stał już przy drzwiach, trzymając w ręku kubek. Przygryzła niepewnie wargę, obserwując jak zaciska rękę na klamce.
- W lepszym humorze do czego?
***
Westchnął zrezygnowany, podając Alanowi puste wiaderko na piasek. Chłopiec paplał jak nakręcony, zupełnie ignorując to, że Harry kompletnie go nie słucha.
- Przynieś trochę wody – mruknął chłopak, poprawiając rozlatującą się babkę z piasku – I nie zamocz się za bardzo.
Spojrzał przelotnie w stronę domku, zastanawiając się, czy dał rodzicom wystarczająco dużo czasu na godzenie, czy może plan ojca się nie powiódł i Lily właśnie w bestialski sposób go morduje.
- I znów się spotykamy.
Podniósł głowę. Nad sobą zobaczył tylko bezchmurne niebo. Zmarszczył brwi i opuścił głowę.
Podskoczył, widząc siedzącą przed nim dziewczynę która uśmiechnęła się szeroko.
- Nie chciałam cię wystraszyć – dodała, poprawiając słomkowy kapelusz.
- Nie wystraszyłaś – mruknął i wydał z siebie cichy jęk – Oh, Alan mnie zabiję. Zniszczyłem zamek.
Zaśmiała się cicho spoglądając za siebie.
- Oh, myślę, że zanim dojdzie uda nam się go naprawić – powiedziała z uśmiechem. Podążył za jej wzrokiem. Alan siedział na piasku przy brzegu, kłócąc się o coś z niższym od siebie blondynem, który wymachiwał groźnie wiaterkiem i łopatką – Minie trochę czasu, zanim się dogadają.
- Tak, masz rację.
Dziewczyna zamyśliła się przez chwilę.
- Wiesz, uznasz mnie za dziwną, ale nie mam zwyczaju budować zamków z piasku z nieznajomymi. Mam na imię Sharon…to zabrzmiało strasznie sztywno, nie? – Zmarszczyła brwi i dodała – Sharon.
- Harry – powiedział wyciągając dłoń w stronę dziewczyny. Uśmiechnęła się szeroko wymieniając uścisk.
- To teraz możemy się brać za pracę.
***
Odwrócił się powoli w stronę żony, która zamrugała kilkakrotnie.
- Na godzenie się. – powiedział wpatrując się w nią uważnie – widzę że masz nieodpowiedni humor, więc uznałem, że dam sobie dziś spokój, i pójdę pomóc budować zamek chłopcom.
- Nie powiedziałam nic takiego.
- Ale pomyślałaś.
Wyszedł z pokoju. Otworzyła usta, chcąc coś za nim krzyknąć. Zmarszczyła brwi i wstała.
- Czekaj – krzyknęła wchodząc za nim do kuchni – Chyba trochę przesadziłam.
- Trochę?
- Bardzo…Nie powinnam. Nie bądź zły…
Podeszła do niego nieśmiało i położyła rękę na ramieniu męża. Spojrzał na nią chłodno, i delikatnie podniósł dłoń żony.
- Przepraszam – dodała cicho, spuszczając wzrok, pewna, że zaraz odepchnie jej rękę. Mocno zdziwiła się, czując delikatne muśnięcie na palcu. Podniosła wzrok. Na twarzy Pottera nie został ani ślad chłodnego wyrazu, jaki miał jeszcze kilka se
kund wcześniej. Uśmiechał się od ucha do ucha.
- Mówiłem, że nie jesteś zła.
***
- A tak właściwie, wybacz za wścibstwo – dodała szybko, odgarniając włosy z czoła – Ile masz lat? O ile to nie tajemnica.
- Nic mi o tym nie wiadomo – powiedział wzruszając ramionami – Piętnaście. A ty…to znaczy…który rok?
Roześmiała się, napełniając wiaderko piaskiem.
- Teoretycznie jestem w Twoim wieku. A praktyce, jestem dwa lata wyżej. Zaczynamy wcześniej – wyjaśniła, widząc nietęgą minę chłopaka – Nie jestem stąd. Przyjeżdżam tu do dziadka. Tam, skąd jestem, zaczynamy szkołę wcześniej. Bo ty jesteś z Hogawartu, prawda?
Kiwnął głową, biorąc od niej wiaderko.
- Tak. Z daleka jesteś?
- Powiedzmy – uśmiechnęła się lekko – Długo by opowiadać. Nie będę cię zanudzać.
- Na pewno mówisz ciekawiej niż on – wskazał głową Alana, który siedział razem z blond-włosym chłopcem.
- No dobra.
***
- Oh…Nienawidzę cię Potter!! – Powiedziała, pozwalając, by pocałował ją w policzek – Nienawidzę.
- Wiem, wiem – mruknął ponawiając pocałunek, tym razem w szyję – Ja też cię kocham Liluś.
Roześmiała się próbując odepchnąć rozbawionego mężczyznę.
- Spadaj Potter…
- Czyżbyś prowadziła ze mną jakąś intrygującą grę wstępną? – spytał podnosząc wzrok na kobietę. Prychnęła, próbując przywołać na twarz surowy wyraz.
- Tak. To gra pod tytułem „Odwal się bo dam ci w zęby”.
Nie wytrzymał. Puścił żonę i oparł się o blat, starając opanować śmiech.
- Bardzo romantyczne…
Lily, powstrzymała śmiech i podeszła do okna. Zmarszczyła brwi odsuwając firankę, żeby mieć lepszy widok.
- Kochanie, chodź tu… - powiedziała cicho zbliżając nos do szyby. Potter obszedł stolik i oparł się o żonę, zaglądając przez jej głowę.
- No proszę…
Wymienili rozbawione spojrzenia i znów spojrzeli za okno.
***
- Czekaj, nie rozumiem – powiedział marszcząc brwi. Zaśmiała się, siadając na ciepłym piachu.
- Mówiłam, że to nie takie proste – przypomniała, ściągając kapelusz i kładąc go na swoich kolanach.
- Jeszcze raz. Urodziłaś się tu.
- Dokładnie – zgodziła się, podciągając rękawy sukienki.
- Ale Twój ojciec, jest Austriakiem?
- Zgadza się – kiwnęła głową, zaprzestając podwajania rękawów. Uklęknęła, i spojrzała z zainteresowaniem na chłopaka, który nadal nad czymś myślał.
- I chodzisz do Niemieckiej szkoły Damskiej?
- Tak jest. – szybkim ruchem ściągnęła sukienkę i rzuciła ją obok siebie. Poprawiła miseczki biustonosza od kostiumu i ułożyła się wygodnie, zwracając twarz ku słońcu – Przyjeżdżam tu co roku. Lubię to miasteczko.
Przymknęła oczy. Chłopak przyjrzał jej się uważnie.
Ciepło-brązowe włosy poruszały się, poruszane lekko przez wiatr. Odgarniała je co chwilę za uszy, krzywiąc przy tym w zabawny sposób nos.
- Długo tu będziecie? – Spytała cicho, otwierając jedno oko.
- Jeszcze dziesięć dni.
- Fajnie – uśmiechnęła się, znów przymykając oczy – Będziemy mieli trochę czasu, żeby się poznać.
***
Obrócili szybko głowę w stronę drzwi, przez które wszedł Harry, ciągnąc za sobą fukniętego brata. Malec pociągnął nosem i starł wodę cieknącą po jego brodzie.
- Przewrócił się – wyjaśnił Harry krzywiąc się mocno. Lily wstała, podeszła do syna spojrzała z rozbawieniem na jego mokrą koszulkę.
- To było do przewidzenia – zaśmiała się kobieta, czochrając kasztanową czuprynę syna. Chłopiec wyszczerzył zęby.
- Przyniosę ręcznik – dodała posyłając mężowi uśmiech.
Harry zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy pogodzenie się rodziców wpłynie na rodzaj bury jaką niewątpliwie dostanie, za niedopilnowanie chłopca.
- Co robiliście? – spytał łagodnie James, sadzając syna na stole – Nieźle się zmoczyłeś.
- Budowaliśmy zamek z piasku – powiedział chłopiec.
- Sami…?
Harry zmarszczył brwi zastanawiając się, do czego zmierza ojciec. Widząc jak Potter spogląda w stronę okna jęknął w duchu.
- Z Aleksem – wyjaśnił spokojnie.
- Fajnie było?
Uśmiechnął się szeroko.
Potter pokiwał głową dając znać że rozumie. Harry uniósł brwi, ale nic nie powiedział.
- No, znalazłam – powiedziała Lily wchodząc do kuchni i owinęła Alana ręcznikiem - Jak ma na imię? – spytała z grubej rury, a James rzucił jej rozbawione spojrzenie – Co?
Potter rzucił jej surowe spojrzenie. Lily wzruszyła ramionami, a Harry utkwił spojrzenie w butach.
***
Lily nie dowiedziała się niczego. Zanim zdążyła uzyskać odpowiedzieć od syna, James przerwał mu, z entuzjastycznym okrzykiem oznajmiając, że jest głodny i ma ochotę na pizzę.
Harry błyskawicznie poprał pomysł ojca i zanim się obejrzała, cała trójka była już za drzwiami.
Młody Potter, był tak zdesperowany, że zapomniał o obfitej porcji lodów i kanapek, jakie zjadł niedługo wcześniej, i pochłoną z bratem prawie całą dużą pizzę.
Pokutowali za to obaj, przez cały wieczór zmagając się z bólem brzucha, ale Lily nie poznała żadnych szczegółów związanych z dziewczyną z plaży.
***
Wysunęła dłoń z kremem w stronę męża i spojrzała na niego znacząco. Harry uśmiechnął się, podając Alanowi wiaderko i rozejrzał się ukradkiem w około, szukając wzrokiem znajomego kapelusza. Sharon siedziała przy brzegu, wystawiając buzię do słońca.
Spojrzała w jego stronę i uśmiechnęła się lekko. Odwzajemnił gest.
Machnęła znacząco, wskazując głową na wodę.
- Pójdę popływać – powiedział szybko wstając. Zrobił krok do przodu i usłyszał śmiechy rodziców. Zignorował je i ruszył przed siebie.
- Zdaję sobie sprawę, że się spieszysz, ale w spodniach trudno ci będzie pływać.
Zatrzymał się i spojrzał powoli na swoje spodnie. Ignorując śmiech ojca, szybko pozbył się zbędnego ubioru i nie odwracając się, pobiegł w stronę dziewczyny.
- No i się zaczęło…
***
- Chyba dobrze się bawią – stwierdziła dziewczyna, wpatrując się w rozbawionych Potterów i zwróciła się z powrotem do chłopaka – Swoją drogą, to wyglądało dość interesująco.
- Bardzo śmieszne – mruknął ale zaraz potem uśmiechnął się szeroko – To co? Wchodzimy?
- Ty idź, ja poczekam. Woda jest lodowata – powiedziała.
- Na pewno nie – wstał i wyciągnął w jej stronę rękę. Pokręciła stanowczo głową.
- Nie idę – powtórzyła – Woda jest zimna.
- Wciągnę cię – ostrzegł spoglądając na nią prowokacyjnie. Zmarszczyła nos, dając do zrozumienia, że jest zła.
- Nie odważysz się – syknęła, ale w jej głosie zabrzmiała nutka niepewności. Uniósł brwi w kpiącym wyrazie i założył ręce na biodrach – Nie odważysz.
- Chcesz się przekonać?
Otworzyła usta chcąc odpowiedzieć, i wrzasnęła, gdy złapał ją za kostki u nóg. Wierzgnęła nimi, i roześmiała się, gdy zaczął ciągnąć w stronę wody.
- Dobrze! Wierzę! Puść! Miało być dyskretnie! Proszę!!
- I tak widzą – powiedział z uśmiechem na twarzy odwracając głowę, żeby zobaczyć jak dużo musi jeszcze ciągnąć wierzgającą dziewczynę. W tym samym momencie, jedna z jego nóg, zahaczyła o drugą i zanim zdążył coś zrobić padł do tyłu, wpadając do morza.
Krzyknął, zanurzając się w lodowatej wodzie. Dziewczyna zaśmiała się, gdy chwilę potem podskoczył w niej jak poparzony, wynurzając si
ę cały mokry. Trzęsąc się, ściągnął wodę z oczu i spojrzał na nią ze złośliwym błyskiem w oku.
Zdając sobie nagle sprawę, że nadal jest sucha, a Potter, mokry i zdesperowany, poderwała się do ucieczki.
Wyskoczył za nią i nie dbając o cokolwiek złapał w pasie, poczym przerzucił przez ramię i zwrócił się w stronę morza.
- Jaki ty jesteś zimny! – Pisnęła, próbując wyszarpać się z uścisku chłopaka. Ten zdążył zanurzyć się już do kolan i nadal brnął w głąb wody. Szarpnęła się z całej siły i zanim którekolwiek zdążyło coś zrobić, oboje wpadli.
Wynurzyła się z głośnym piskiem moment później.
- Usiądź, będzie ci cieplej – powiedział Potter przecierając twarz i siadając na piachu. Woda ledwie sięgała mu brody. Dziewczyna spojrzała na niego wilkiem, ale posłuchała. Rzuciła mu mordercze spojrzenie, a jej zęby zaszczękały złowieszczo – Nie chciałem cię wrzucić, trzeba się było nie wiercić.
- Z-z-apłacisz m-m-mm-i z-a-a to.. - dla potwierdzenia swoich słów, machnęła groźnie ręką. Potter opuścił głowę w wyrazie winy. Powoli, przestawało być jej zimno. Spojrzała na niego trochę łagodniej i od niechcenia uderzyła dłonią o wodę. Skrzywił się, czując zimne krople na twarzy i spojrzał na dziewczynę, która uśmiechnęła się lekko – To na początek.
***
Podał jej ręcznik i usiadł na piachu. Spojrzała na niego z powątpiewaniem.
- To nie było mądre – zauważyła owijając się nim szczelnie – Będziesz cały w piachu.
- Co z tego? – spytał wzruszając ramionami – Wyschnę.
- Jesteś nienormalny – stwierdziła siadając obok chłopaka. Zgodził się w milczeniu i dla potwierdzenia swoich słów padł na plecy. Zachichotała – Naprawdę jesteś nienormalny.
- E tam, po tym co dziś przeżyłem trochę piachu mi nie zaszkodzi – powiedział podnosząc się i siadając po turecku. Spojrzała ukradkiem na plecy chłopaka i wybuchła głośnym śmiechem.
- Jesteś calutki w piachu – powiedziała starając się opanować – I zgubiłeś rodzinę. Ile właściwie, byliśmy w wodzie?
- Nie mam pojęcia – przyznał odwracając się – Faktycznie.
- Fajnie było – stwierdziła – Może po za tym, że wrzuciłeś mnie do lodowatej wody.
- Nie przesadzaj, nie była aż tak lodowata.
- A kto wrzeszczał jak baba gdy się zmoczył? – spytała oburzona. Prychnął – Tak! W życiu nie posądziłabym cię o tak niską skalę głosu.
- Gadanie – wzruszył ramionami – Może troszkę zimna była ale z nas dwojga to twój pisk bardziej przypominał kobiecy.
- Błyskotliwe! Jestem kobietą, wariacie!
Mruknął coś niewyraźnie. Roześmiała się głośno.
- Ale przyznałeś się, że piszczałeś – dodała z satysfakcją. Zmarszczył brwi.
- Tylko troszkę, to był naturalny odruch – zastrzegł rozbawiony – Nie byłem przygotowany.
- Piszczałeś jak mała dziewczynka – uparła się i pokazała mu język – Cała plaża była świadkiem.
- Dobra, nie chce mi się z Tobą kłócić – mruknął, widząc że nie ma szans – Niech ci będzie. Dyskutowanie o mojej skali głosu nie jest zbyt interesujące.
- Nawet nie wiesz, jak się mylisz – powiedziała rozbawiona. Spojrzał na nią z uśmiechem. Odwzajemniła gest.
- Nie jest ci już zimno? – spytał, obserwując ją. Rozbawienie nagle wyparowało. Wpatrywali się w siebie z zainteresowaniem. Pokręciła głową.
- Masz…piach – zaczęła gubiąc co chwilę wątek. Wyciągnęła nieśmiało dłoń w stronę twarzy chłopaka i lekko musnęła jego policzek kciukiem – Już…
Uniosła lekko kąciki ust, uśmiechając się delikatnie. Nawet nie zauważyli, że odległość, w jakiej się znaleźli, jest tak mała.
- Dzięki – powiedział cicho dotykając miejsca, w którym przed chwilą była dłoń dziewczyny. Wzruszyła ramionami.
- Robi się późno – zauważyła, rozglądając się dookoła. Nastrój natychmiast prysł – Chyba powinnam już iść. Będą się martwić.
Kiwnął głową i spojrzał na swoje ręce. Zmarszczył brwi.
- Zobaczymy się jutro? – spytała, owijając się ręcznikiem. Kiwnął głową wstając. Wyciągnął w jej stronę dłoń. Sharon ujęła ją i natychmiast znalazła się w pionie. – To do jutra.
Zawahała się, po czym, kierowana impulsem, delikatnie musnęła policzek chłopaka. Odwróciła się, rzucając mu ostatni uśmiech i żwawym krokiem oddaliła w stronę wyjścia z plaży, zostawiając oszołomionego chłopaka samego.
***
No, długo to trwało, ale jest.
W mojej opinii, wyszło całkiem znośnie. W sumie, zależało mi, żeby zbyt dużo się nie działo. Po ostatnich notkach, potrzebowałam czegoś lekkiego, wiejącego nudą i codziennością. Można powiedzieć, że chyba mi wyszło.
No i nie odpuszczę sobie pytania o osobą Sharon. Nie zabawi ona tu długo ale... jak pierwsze wrażenie?
Kolejna notka...będzie się szykować. Nie wiem, kiedy się pojawi. Ale już o tym myślę ;)
http://mojezarabianie.ubf.pl
OdpowiedzUsuńdziękuje!!!!! dziękuje!!!!! dziękuje!!!!!dziękuje!!!!! dziękuje!!!!! dziękuje!!!!!dziękuje!!!!! dziękuje!!!!! dziękuje!!!!!dziękuje!!!!! dziękuje!!!!! dziękuje!!!!!dziękuje!!!!! dziękuje!!!!! dziękuje!!!!!dziękuje!!!!! dziękuje!!!!! dziękuje!!!!!dziękuje!!!!! dziękuje!!!!! dziękuje!!!!!dziękuje!!!!! dziękuje!!!!! nareszcie lily i james!!!!!!!! a sharon mi sie podoba powinnas ją umiescic i hogwartcie pod konie 6 klasy!!! dziękuje!!!!! dziękuje!!!!! dziękuje!!!!!
OdpowiedzUsuńJedna z najlepszych notek na yum blogu:) swietnie kochana ma... przepraszam ze sie nie odzywam na gg... nie mam w domu neta:( buziooole")
OdpowiedzUsuńWitam, przy klawiaturze Saphira Wiedźminka dyrektor g(ł)ówny WŚB. Na wstępie chciałam przeprosić za zwłokę, ale panuję kryzys więc mam nadzieję, że zostanie to wybaczone - wiadomo, cięcia w budżecie itp. Chcę też powiadomić, że para - James&Lily - jest przeze mnie najmniej lubiana co może być powodem takiej a nie innej oceny. Właśnie za J&L nie przepadam, przeczytałam post głównie z uwagi na ogólny poziom bloga. Nie potrafię tego racjonalnie uzasadnić ale w pewnym momencie czułam się po prostu zmęczona czytaniem. Nie oznacza to, że notka jest jakaś specjalnie zła czy tym podobne, alejest ona długa... i ciągle o tym samym.Jak już napisałam nie mam jakieś rzeczowej argumentacji, te powody to tylko podejrzenia. Mimo wszystko post jest zabawny i przyjemny. Odrobinę krótszy - sprawiłby mi większą frajdę ale doskonale rozumiem, że wśród czytelników moja opinia zostałaby szybko ukamienowana.
OdpowiedzUsuńWspaniała notka...Dla mnie wcale nie była nudna...uuu...a Harry chyba znalazł sobie wakacyjną miłość.Pozdrawiam i życzę weny!www.lilka-z-gryffindoru.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuń