Kilka słów za wiele

Kilka słów za wiele
***
- Powiedz – zaczęła kobieta, patrzÄ…c na córkÄ™ – Co robicie w weekend?
- To co zawsze – powiedziaÅ‚a Cristin, pochylajÄ…c siÄ™ nad trzymanÄ… w rÄ™ku koszulkÄ… – Dziura… jak ten dzieciak to robi… No, pewnie wstaniemy w sobotÄ™ rano, pójdziemy później na jakiÅ› spacer. – dodaÅ‚a, widzÄ…c że matki nie zaspokoiÅ‚a odpowiedź – Sobotnia rutyna.
- A może wybralibyście się gdzieś we dwójkę. Nie pamiętam, kiedy mówiłaś że gdzieś wychodzicie.
Kobieta zaśmiała się gorzko.
- Mamo, oboje jesteśmy padnięci po całym tygodniu. Nie wymagaj żebyśmy gdzieś wychodzili, bo to nie realne.
- Nie jesteÅ› z tego zadowolona – zauważyÅ‚a kobieta, zabierajÄ…c córce koszulkÄ™ i siÄ™gajÄ…c po igÅ‚Ä™ – Może weźmiemy dzieciaki? Odpoczniecie.
- Mamo, to miło z Twojej strony, ale przez weekend to my co najwyżej odeśpimy cały ten tydzień.
- A czy ja mówię, że na weekend? Zabierzemy je w piątek i oddamy w niedzielę, za tydzień. Dwa weekendy. Cały tydzień tylko dla was dwojga. Uwierz mi, tydzień bez dzieci jest idealnym sposobem na rutynę.
- Nie narzekam na rutynÄ™ – powiedziaÅ‚a kobieta patrzÄ…c podejrzliwie na matkÄ™ – I Remus pracuje.
- BÄ™dziecie mieć popoÅ‚udnia tylko dla siebie – podsunęła, siÄ™gajÄ…c po Å‚atkÄ™, którÄ… przyczepiÅ‚a do koszulki – Zobaczysz, że to zabijÄ™ jakÄ…kolwiek nudÄ™. A ja w koÅ„cu bÄ™dÄ™ miaÅ‚a okazjÄ™, żeby w peÅ‚ni rozpieÅ›cić swoje wnuki.
***
Rześkie nocne powietrze wpadało przez uchylone okno domu Blacków. Słabe światło lampki, stojącej na stoliku, oświetlało twarze ludzi, siedzących na podłodze.
Przerywana tylko oddechami cisza , stawała się powoli nie do wytrzymania.
Steven poruszył się niespokojnie, poprawiając siedzącą na jego kolanach Vivien. Odkąd wrócił na wakacje do domu, mała Blackówna, nie odstępowała go na krok, domagając się cały czas jego uwagi.
Teraz, nienaturalnie jak na nią, siedziała w ciszy, wpatrując się z zainteresowaniem w rodziców.
Zegar wiszący na ścianie, wybił godzinę ósmą.
- Na brodÄ™ Merlina dÅ‚ugo masz zamiar siÄ™ jeszcze zastanawiać? – spytaÅ‚a podirytowana Liz, przerywajÄ…c niespokojnÄ… ciszÄ™ – Ile można!? Siedzimy tak już dziesiÄ…ci minut!
Z ust Vivien wydobyło się głośne ziewnięcie. Steven poczochrał ją po włosach, nadal wpatrując się w ojca, który mruknął coś niezadowolony.
- ZdekoncentrowaÅ‚aÅ› mnie – burknÄ…Å‚ krzywiÄ…c siÄ™. Kobieta zacisnęła pięści, starajÄ…c siÄ™ opanować.
- Nad czym się tu koncentrować? Nie masz ruchu, przegrałeś! Przesuń gdzieś pionka i kończmy!
Steven wybuchł śmiechem. Syriusz rzucił mu piorunujące spojrzenie, a Vivien zachichotała.
- A gdzie mÄ™ska solidarność? – spytaÅ‚ krÄ™cÄ…c gÅ‚owÄ… i niechÄ™tnie spojrzaÅ‚ na szachownice. Sytuacja byÅ‚a jasna i klarowna: przegraÅ‚ z kretesem. WzruszyÅ‚ ramionami i przesunÄ…Å‚ pionka.
Liz uśmiechnęła się szeroko, wykonując zdecydowany ruch.
- Mat – powiedziaÅ‚a z uÅ›miechem i wychyliÅ‚a siÄ™ do męża. Cmoknęła go w policzek -Jutro ty zmywasz – szepnęła ze zÅ‚oÅ›liwym uÅ›miechem i wróciÅ‚a na swoje miejsce. Vivien przetarÅ‚a oczy piÄ…stkÄ….
- ZrewanżujÄ™ siÄ™ – obiecaÅ‚, skÅ‚adajÄ…c pionki. PokiwaÅ‚a szybko gÅ‚owÄ….
- OczywiÅ›cie że tak – zgodziÅ‚a siÄ™ bez wahania i wstaÅ‚a – Późno już. Vivien, idziemy siÄ™ myć.
Dziewczynka kiwnęła szybko głową i wstała z kolan brata poczym szybko wybiegła z pokoju. Liz zaśmiała się spojrzała znacząco na męża i wyszła za córką.
Blackowie zostali sami w pokoju. Odczekali aż kroki na schodach ucichnął.
- Dobra, a teraz ta część sprawozdania z roku szkolnego, której Liz miaÅ‚a nie sÅ‚yszeć…
***
- WiÄ™c… - zaczęła rozglÄ…dajÄ…c siÄ™ z zainteresowaniem po pokoju – Co teraz?
- Jest siódma, pora na kolacjÄ™ – stwierdziÅ‚ Remus siadajÄ…c na fotelu.
- JesteÅ› gÅ‚odny? – spytaÅ‚a z troskÄ…, usadzajÄ…c siÄ™ obok męża – Możemy coÅ› zjeść?
- WÅ‚aÅ›ciwie to chyba nie – powiedziaÅ‚ powoli marszczÄ…c brwi – Ale o tej porze zwykle jemy kolacjÄ™.
Roześmiali się.
- JesteÅ›my caÅ‚kiem uzależnieni od dzieci – powiedziaÅ‚a odgarniajÄ…c grzywkÄ™ z czoÅ‚a męża. PokiwaÅ‚ z rozbawieniem gÅ‚owÄ… – Strach pomyÅ›leć, co bÄ™dzie, jak Matt pójdzie do szkoÅ‚y.
- BÄ™dziemy czytać książeczki dzieciom sÄ…siadów i jeść pÅ‚atki na mleku. A dla towarzystwa, kupimy sobie chomika.  
- To bÄ™dzie interesujÄ…ce przeżycie – ZaÅ›miaÅ‚a siÄ™, wstajÄ…c – Chodź, zrobimy naleÅ›niki.
***
- Remus! - RozeÅ›miaÅ‚a siÄ™ gÅ‚oÅ›no i spojrzaÅ‚a z udawanym oburzeniem na męża – Czy z TobÄ… jest aby na pewno wszystko w porzÄ…dku?
Zatrzymał się w pewnej odległości i zmarszczył brwi, udając zastanowienie.
- Cóż… Mam trzydzieÅ›ci pięć lat, niezwykle urodziwÄ… żonÄ™, czwórkÄ™ dzieci, które kłócÄ… siÄ™ o wszystko, co miesiÄ…c zmieniam siÄ™ w wilkoÅ‚aka i zaraz rzucÄ™ siÄ™ na ciebie prowokujÄ…c do nieprzyzwoitych czynów. Tak, sÄ…dzÄ™ ze wszystko ze mnÄ… w porzÄ…dku – zakoÅ„czyÅ‚ wzruszajÄ…c ramionami i z przebiegÅ‚ym bÅ‚yskiem w oczach znów zaczÄ…Å‚ siÄ™ zbliżać do kobiety, która rozeÅ›miaÅ‚a siÄ™.
- Jak bardzo nieprzyzwoitych? – spytaÅ‚a niewinnie, nawijajÄ…c kosmyk czarnych wÅ‚osów na palec.
- Bardzo – powiedziaÅ‚ poważnie mrużąc oczy – Bardzo.
- Mam rozumieć, że nadeszÅ‚a chwila, żeby siÄ™ bać? – spytaÅ‚a mrugajÄ…c zalotnie rzÄ™sami. PokiwaÅ‚ gÅ‚owÄ….
- Masz pełne podstawy żeby zacząć się bać.
- Ale ja siÄ™ nie bojÄ™… - powiedziaÅ‚a cicho opuszajÄ…c wzrok i przywoÅ‚ujÄ…c na swojÄ… twarz wyraz smutku – JesteÅ› zbyt maÅ‚o groźny…
- No wiesz! – ZatrzymaÅ‚ siÄ™ nagle patrzÄ…c na niÄ… z oburzeniem – MaÅ‚o groźny!? Ja ci zaraz pokaże jaki jestem groźny!
- Teraz siÄ™ wystraszyÅ‚am – powiedziaÅ‚a szybko kiwajÄ…c gÅ‚owÄ… – Dobrze ci idzie.
Uśmiechnął się łobuzersko i zbliżył do kobiety. Zamrugała cofając się niepewnie. Spojrzała na niego niewinnie czując, jak dotyka do ściany.
- Nie mam dokÄ…d iść – szepnęła i zaÅ›miaÅ‚a siÄ™, widzÄ…c bÅ‚ysk w oku męża. PodkuliÅ‚a dÅ‚onie pod brodÄ™ i poczuÅ‚a jak nagle miÄ™knÄ… jej nogi.
Remus zamyślił się przez chwilę.
-MiaÅ‚eÅ› być groźny – przypomniaÅ‚a i bezczelnie go odepchnęła. RozeÅ›miaÅ‚a siÄ™, widzÄ…c zdezorientowanÄ… minÄ™ męża.
Pokręcił głową a ona, wykorzystała to uciekając spod ściany.
Podszedł do niej i bez ostrzeżenia złapał w pasie. Pisnęła głośno, gdy przerzucił ją sobie przez ramię. Ignorując głośny śmiech Cristin i jej uciążliwe walenie dłońmi w jego plecy wyniósł ją z kuchni.
- Puść – poprosiÅ‚a, czujÄ…c jak opuszczajÄ… jÄ… siÅ‚y- bÄ™dÄ™ grzeczna…
Pokręcił głową i zaczął wchodzić po schodach.
- Puść, jestem ciężka…      
Roześmiał się drwiąco. Prychnęła i zrezygnowana opuściła ręce, tak by zawisły jej swobodnie. Zaśmiał się pod nosem i pchnął nogą drzwi od sypialni. Bez najmniejszego ostrzeżenia rzucił ją na łóżku. Roześmiała się głośno gdy spojrzał na nią z satysfakcją. Koszula za którą ciągnęła go gdy wnosił ją na górę, wyszła ze spodni i całkowicie pomięta zwisała swobodnie na ciele mężczyzny. Na jego twarzy pojawiły się wypieki a brązowe włosy, zwykle równo rozczesane sterczały mu każdy w inną stronę. Uśmiechnął się szeroko i złapał oddech.
- I co teraz? – spytaÅ‚a nie ważąc siÄ™ podnieść z Å‚
óżka. Spojrzała na niego tym razem kusząco, ale Lupin pokręcił tylko karcąco palcem.
- Teraz bÄ™dzie kara – powiedziaÅ‚ poważnie zbliżajÄ…c siÄ™ do żony. PrzysiadÅ‚ na łóżku obok kobiety a ta podniosÅ‚a siÄ™ nieznacznie, tak, że ich twarze znalazÅ‚y siÄ™ na tym samym poziomie. PodniosÅ‚a dÅ‚oÅ„, chcÄ…c dotkać policzka męża, jednak ten zÅ‚apaÅ‚ jej nadgarstek i odtrÄ…ciÅ‚ delikatnie, drugÄ… rÄ™kÄ… popychajÄ…c na łóżko. UniosÅ‚a pytajÄ…co brwi i otworzyÅ‚a usta chcÄ…c coÅ› powiedzieć. OdpowiedziaÅ‚ na niezadanie jeszcze pytanie, skÅ‚adajÄ…c na jej ustach krótki pocaÅ‚unek.
Spojrzała na niego z wyrzutem.
- Tylko tyle?
- To dopiero sÅ‚odki poczÄ…tek – powiedziaÅ‚ cicho patrzÄ…c na niÄ… z bÅ‚ogim wyrazem twarzy. UÅ›miechnęła siÄ™ delikatnie i znów uniosÅ‚a dÅ‚oÅ„, dotykajÄ…c jego policzka. DrugÄ… rÄ™kÄ™ pÅ‚ożyÅ‚a na klacie mężczyzny.
Tym razem, to ona go pocałowała. Wplótł dłoń w jej włosy, drugą ujmując ją w pasie. Zaśmiała się cicho, a mężczyzna prychnął i się odsunął. Roześmiała się głośno.
- Nie wiem czy zdajesz sobie sprawÄ™, ale bardzo trudno jest caÅ‚ować kobietÄ™, która siÄ™ Å›mieje…
- Twoja koszula – wyszeptaÅ‚a, nadal siÄ™ Å›miejÄ…c. UsiadÅ‚a, odgarniajÄ…c wÅ‚osy do tyÅ‚u – Dekoncentruje mnie. Co z tym zrobimy?
- Bardzo ciężka sprawa. Chyba musimy siÄ™ jej pozbyć j – powiedziaÅ‚ poważnie – Nie chcemy żeby ciÄ™ cokolwiek dekoncentrowaÅ‚o.
- Nie… - zgodziÅ‚a siÄ™, i bez wiÄ™kszych ceregieli zajęła siÄ™ rozpinaniem koszuli, która chwilÄ™ później wylÄ…dowaÅ‚a na podÅ‚odze – Dużo lepiej.
Uśmiechnęła się gdy lekko ją popchnął. Padła na miękki materac i spojrzała kusząco na męża, który pochylił się nad nią. Przymknęła oczy, gdy delikatnie pocałował ją w szyję. Odchyliła głowę na bok, czekając na dalsze pieszczoty. Zaśmiała się cicho, jednak szybko umilkła słysząc prychnięcie męża.
Odrzuciła rękę ponad głowę uśmiechając się delikatnie. Podniósł głowę.
- Moja koszula czujÄ™ siÄ™ bardzo samotna -  powiedziaÅ‚ zerkajÄ…c przez ramiÄ™ w stronÄ™ podÅ‚ogi –Może dostarczymy jej towarzystwa?
Uniosła brwi i usiadła. Zdjęła koszulkę i odrzuciła ją na podłogę. Uklęknęła obok męża i zarzuciła mu ręce na szyję. Ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Objął ją w pasie i przycisnął bliżej siebie. Jego dłonie zaczęły błądzić po jej plecach, w poszukiwaniu zapięcia biustonosza. Jego dłoń natrafiła na materiał stanika. Napięła mięśnie, przyciskając się jeszcze bliżej.
Najwyraźniej nie mógł poradzić sobie z zapięciem, bo jego pocałunki na chwilę ustały. Wykorzystała to przesuwając się lekko w bok i zaczęła obcałowywać jego szyję. Zirytowany mężczyzna poruszył się niespokojnie.
Podniosła wzrok patrząc na Remusa, na którego twarzy pojawił się wyraz skupienie. Syknął wściekły i wychylił się lekko ponad jej głowę, próbując spojrzeć na jej plecy.
- Niemożliwe... - szepnÄ…Å‚ zupeÅ‚nie ignorujÄ…c fakt, że  nastrój, nagle prysÅ‚.
- Co ty robisz? - spytała zszokowana, gdy odsunął się od niej i wstał z łóżka. Przeszedł dookoła i usiadł na brzegu za kobietą.
- Próbuję rozpiąć to ustrojstwo ... ale - obróciła się. Zupełnie nie rozumiała o co chodzi mężczyźnie, który dotykał ramiączek i tyłu stanika. Otworzyła usta i nagle całą sytuacja stała się jasna. Nie umiejąc się powstrzymać zachichotała.
- Tutaj nie ma zapięcia! - powiedział zszokowany, puszczając ramiączko. Roześmiała sie jeszcze głośniej - Widzisz w tym coś zabawnego? Jak...
- Tego szukasz? - spytała rozbawiona, odwracając się w jego stronę i jednym szybkim ruchem zlapała za miseczki i pociągnęła jedną w górę. Rozległo się ciche "pyk" i miseczki odskoczyły a biustonosz ześlizgnął się z jej ciała.
- Ale... jak to dziaÅ‚a? – spytaÅ‚ zszokowany, patrzÄ…c na leżący na jej kolanach biustonosz. RozeÅ›miaÅ‚a siÄ™ jeszcze gÅ‚oÅ›niej.
- Remus, możemy wrócić do tego, na czym skoÅ„czyliÅ›my? – spytaÅ‚a, gdy wziÄ…Å‚ do rÄ™ki ubranie i zaczÄ…Å‚ je dokÅ‚adnie oglÄ…dać.
- Zaraz… - mruknÄ…Å‚ i zaczÄ…Å‚ przytykać do siebie miseczki. Kobieta usiadÅ‚a po turecku i spojrzaÅ‚a na niego z irytacjÄ… – O co tu chodzi…
- Remus!?- fuknęła i wyrwaÅ‚a mu stanik z rÄ™ki – Jest mi zimno. Możemy?
- Ach, tak…  - odrzuciÅ‚a biustonosz i spojrzaÅ‚a na niego pytajÄ…co. UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ i zmarszczyÅ‚ brwi – To na czym skoÅ„czyliÅ›my?
Wzruszyła ramionami i pozwoliła, by ją znów ułożył na łóżku. Odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała na niego uwodzicielsko.
- To nie bÄ™dzie ci już potrzebne – szepnęła a jej dÅ‚oÅ„ powÄ™drowaÅ‚a w stronÄ™ spodni męża. UÅ›miechÄ…Å‚ siÄ™, skÅ‚adajÄ…c na jej ustach kolejny namiÄ™tny pocaÅ‚unek.
Zaledwie sekundę później, obok stanika, i dwóch koszul, wylądowała reszta ubrań państwa Lupin. A oni, oddali się w pełni namiętności, która na nowo powróciła do ich sypialni by na długo jej nie opuszczać.
***
Gdy piętnaście minut późnej, zeszły do salonu, żeby pożegnać się przed snem, Syriusz wysłuchał już całej opowieści syna na temat roku szkolnego. Młody Black uwzględnił dokładnie każde warte uwagi wydarzenie, o którym Liz, z różnych względów wiedzieć nie powinna.
- Koniec gadek – odezwaÅ‚a siÄ™ kobieta. Steven natychmiast urwaÅ‚ opowieść jednym z kolejnych konfliktów nauczyciela eliksirów z profesorem Liansonem - wzbogaciÅ‚ tÄ… wersjÄ… o szczegóły uwzglÄ™dniajÄ…ce seriÄ™ wyzwisk i pobyt obu panów w skrzydle szpitalnym, z najdziwniejszymi obrażeniami jakie tylko można byÅ‚o sobie wyobrazić.( Warto wspomnieć, że od czasów Huncwotów i próby uzyskania wzglÄ™dów prof. McGonagall, obaj panowie żywiÄ… do siebie szczerÄ… nienawiść, a kolejne kłótnie sÄ… na porzÄ…dku dziennym i przeszÅ‚y już do historii Hogwartu dop. Autorki) .
Liz rzuciła synowi ostrzegawcze spojrzenie i chłopak natychmiast umilkł. Vivien przedreptała do ojca, wpakowała mu się na kolana i objęła rączkami szyję mężczyzny. Zatrzepotała zalotnie rzęsami i ziewnęła, psując zamierzony wcześniej efekt. Co wieczór, wykorzystywała swoje wdzięki, aby nakłonić go do czytania bajki. Black uzyskiwał w tym znaczącą przewagę nad Liz, bo ilekroć zaczynał czytać, już po kilku zdaniach zmieniał ich treść. W pamięci Liz, na długo pozostała wersja Czerwonego Kapturka, którą Black opowiedział kiedyś córce*. Syriusz zaśmiał się krótko.
- Nie Å›miej siÄ™– fuknęła dziewczynka marszczÄ…c groźnie nosek.
- Dobranoc – powiedziaÅ‚ rozbawiony. Dziewczynka uÅ›miechnęła siÄ™ natychmiast zapominajÄ…c zupeÅ‚nie o nieudanej próbie przekabacenia ojca. ZaÅ›miaÅ‚a siÄ™ sÅ‚odko, podejmujÄ…c jeszcze jednÄ… próbÄ™, ale zanim Black zdążyÅ‚ odpowiedzieć, odezwaÅ‚ siÄ™ Steven.
- Wiesz co? DziÅ› ja ci opowiem bajkÄ™ – zaproponowaÅ‚ szybko wstajÄ…c. Liz zachichotaÅ‚a. Vivien zmarszczyÅ‚a brwi zastanawiajÄ…c siÄ™, poczym wzruszyÅ‚a ramionami. PocaÅ‚owaÅ‚a krótko ojca w policzek i zgrabnie zeskoczyÅ‚a z jego kolan.
- Dobranoc – powiedziaÅ‚a i wyszÅ‚a za bratem. Black uniósÅ‚ brwi i spojrzaÅ‚ na żonÄ™.
- Jest coÅ›, o czym nie wiem?
***
Nie chciało jej się otwierać oczu. Nie spała już kilka dobrych minut i nie chciała otwierać oczu.
Pomacała po omacku miejsce obok siebie, któro zgodnie z jej oczekiwaniami powinno być wolne.
Jakże się zdziwiła, gdy jej dłoń natknęła się na dłoń Remusa, który ujął ją delikatnie i lekko ścisnął.
- Nie Å›pisz? – spytaÅ‚a cicho, otwierajÄ…c leniwie jedno oko. PodniosÅ‚a twarz i spojrzaÅ‚a na męża, który wpatrywaÅ‚ siÄ™ z bÅ‚ogim wyrazem twarzy w okno. UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ – Która godzina?
- Dochodzi jedenasta – powiedziaÅ‚, nadal patrzÄ…c w okno
. Zamrugała niepewnie.
- Czemu tak leżysz? – spytaÅ‚a z troskÄ…, unoszÄ…c siÄ™ na Å‚okciach – Źle siÄ™ czujesz?
- Nie, dlaczego? SÅ‚uchaj – powiedziaÅ‚, nie kryjÄ…c podniecenia – Tylko posÅ‚uchaj.
Posłusznie wykonała polecenie męża. Zmarszczyła brwi, i wytężyła słuch. Nie usłyszała nic, prócz tykania starego budzika.
Tik-tak. Tik-tak. Tik-tak. Tik-tak.
- Nic nie sÅ‚yszÄ™ – odezwaÅ‚a siÄ™ niepewnie.
- Nie, nie, posÅ‚uchaj – powtórzyÅ‚ zniecierpliwiony. UniosÅ‚a siÄ™ na Å‚okciach i spojrzaÅ‚a w twarz mężowi.
- Dobrze siÄ™ czujesz? Może za maÅ‚o spaÅ‚eÅ›? Późno poszliÅ›my wczoraj spać… - zaczęła  z troskÄ…, dotykajÄ…c czoÅ‚a męża. StrzepnÄ…Å‚ niecierpliwie dÅ‚oÅ„ kobiety.
- Bardzo dobrze spaÅ‚em, podrÄ™cznikowe osiem godzin – powiedziaÅ‚ zirytowany – SÅ‚uchaj.
- Nic nie sÅ‚yszÄ™! – powiedziaÅ‚a zirytowana. UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™.
- WÅ‚aÅ›nie o to chodzi! – odrzekÅ‚ z satysfakcjÄ… – Jedenasta rano w sobotÄ™, poÅ‚owa sierpnia! Nic! Zero Å›miechów, gadania, trzaskania drzwiami, odgÅ‚osu kroków na korytarzu. Nic!
Zaśmiała się.
- Ciii! SÅ‚uchaj, jak cicho.
Westchnęła rozbawiona.
- Pamiętasz, kiedy ostatni raz było tu tak cicho?
- Dawno… - powiedziaÅ‚a ukÅ‚adajÄ…c siÄ™ obok mężczyzny. Teraz i ona wsÅ‚uchiwaÅ‚a siÄ™ w panujÄ…cÄ… dookoÅ‚a ciszÄ™ – DÅ‚ugo tak leżysz?
- Z godzinÄ™ – szepnÄ…Å‚ mimochodem, przymykajÄ…c oczy.
- Wstrzymasz jeszcze trochÄ™?
- Tak.
***
Zegar wybił trzecią. Cristin skrzywiła się, i powoli podniosła głowę. Remus nadal leżał jak gdyby nigdy nic, wpatrując się w zamyśleniu w sufit.
- Może powinniÅ›my wstać? – spytaÅ‚a cicho przeciÄ…gajÄ…c siÄ™ leniwie – Jest już późno.
- Spieszy siÄ™ nam gdzieÅ›?
- Nie – przyznaÅ‚a podnoszÄ…c siÄ™ na Å‚okciach. WidzÄ…c caÅ‚kowity brak zainteresowania ze strony mężczyzny, usiadÅ‚a na brzegu lóżka, szukajÄ…c po omacku swoich ciapów. WsadziÅ‚a topy w miÄ™kkie obuwie i podniosÅ‚a siÄ™. Utknęła w półprzysiadzie, czujÄ…c na swoim nadgarstku uÅ›cisk męża.
- Chcesz przerwać ciszÄ™? – spytaÅ‚ peÅ‚nym napiÄ™cia gÅ‚osem obserwujÄ…c uważnie żonÄ™. ObróciÅ‚a twarz w jego stronÄ™, siadajÄ…c na łóżku.
- ChcÄ™ siÄ™ ubrać – powiedziaÅ‚a poważnie, próbujÄ…c wyswobodzić siÄ™ z uÅ›cisku męża.
- Przerwiesz ciszÄ™ – oznajmiÅ‚ wpatrujÄ…c siÄ™ w niÄ… uważnie. UniosÅ‚a brwi.
- BÄ™dÄ™ cichutko. Jak chcesz, możesz leżeć…
- Nie, nie bÄ™dziesz. BÄ™dziesz trzaskać drzwiami, tupać po schodach, szumieć prysznicem i walić szafkami w kuchni – wyliczyÅ‚, obserwujÄ…c jÄ… oburzonÄ… – a może nawet wÅ‚Ä…czysz radio.
- Nie popeÅ‚niÄ™  tego obrzydliwego czynu i nie wÅ‚Ä…czÄ™ radia – zapewniÅ‚a próbujÄ…c wstać – Puść, jestem gÅ‚odna!
- Nie mogÄ™ do tego dopuÅ›cić – powiedziaÅ‚ a w jego oku pojawiÅ‚ siÄ™ Å‚obuzerki bÅ‚ysk w oku – Nie dopuszczÄ™ do tego.
- Niby jak mnie zatrzymasz? – spytaÅ‚a kpiÄ…co, próbujÄ…c wyszarpnąć dÅ‚oÅ„.
Spojrzał na nią spode łba i pociągnął w swoją stronę. Pisnęła rozbawiona, gdy wylądowała obok męża.
- Tak zamierzasz mnie powstrzymać?? – zapytaÅ‚a z powÄ…tpiewaniem, patrzÄ…c na mężczyznÄ™. UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ i nachyliÅ‚ twarz w jej stronÄ™.
- Zamierzam bardzo Å‚adnie poprosić – szepnÄ…Å‚, wtulajÄ…c twarz w jej szyjÄ™ – zostaÅ„ ze mnÄ….
***
- Wiesz… - zaczęła powoli, odwracajÄ…c siÄ™ do mężczyzny. UniósÅ‚ brwi. – PomyÅ›laÅ‚am, że może, skoro i tak spÄ™dzasz tu tak dużo czasu… może byÅ› siÄ™ tu przeniósÅ‚? Tak na próbÄ™?
- JesteÅ› pewna, że tego chcesz? – spytaÅ‚ poważnie obserwujÄ…c kobietÄ™. Kiwnęła gÅ‚owÄ….
- Tak – powiedziaÅ‚a stanowczo – Jestem pewna.
Podeszła do niego i bez ostrzeżenia wpakowała się na jego kolana. Rzucił jej zszokowane spojrzenie.
- Nie patrz tak na mnie – poprosiÅ‚a – Jeżeli mamy zamiar tworzyć prawdziwa rodzina, to Å‚atwiej bÄ™dzie nam, gdy bÄ™dziemy razem mieszkać, prawda?
- Tak… myÅ›lÄ™ że tak ale… czy to nie za wczeÅ›nie?
- Nie – zaprzeczyÅ‚a – Nie za wczeÅ›nie.
***
Podrapał się po brwi, przeglądając po raz kolejny stare czasopismo. Był pewny, że jeszcze rano widział w nim potrzebny mu artykuł.
- Cholera… - fuknÄ…Å‚, odkÅ‚adajÄ…c gazetÄ™ na stół.
Popatrzył przez chwilę, na plamę po herbacie, na śnieżnobiałym obrusie i znów zaczął wertować czasopismo.
Poszukiwanie przerwała pukający w okno puchacz. Niechętnie wpuścił ptaka i zaśmiał się, gdy ten dziobnął go w rękę.
- Też ciÄ™ nie lubiÄ™ – powiedziaÅ‚ odwiÄ…zujÄ…c liÅ›cisk. ZmarszczyÅ‚ brwi, wpatrujÄ…c siÄ™ w poÅ›piesznie napisanÄ… wiadomość i przeklÄ…Å‚ szpetnie.
- Cholera, co ona wyprawia – mruknÄ…Å‚ sam do siebie, mnÄ…c kartkÄ™ w dÅ‚oni, i zapominajÄ…c o przerwanej pracy szybko wyszedÅ‚ z kuchni.
***
- Co ty wyprawiasz? – SpytaÅ‚, widzÄ…c jak kobieta przeglÄ…da szafkÄ™ z ubraniami, wyciÄ…gajÄ…c część garderoby.
- Miejsce – powiedziaÅ‚a spokojnie – Nick siÄ™ wprowadza. Na jakiÅ› czas. NapisaÅ‚am ci.
- ZwariowaÅ‚aÅ›? – krzyknÄ…Å‚ podchodzÄ…c do kobiety i Å‚apiÄ…c jÄ… za nadgarstki – Nie pamiÄ™tasz już, jak ciÄ™ potraktowaÅ‚!? Jak potraktowaÅ‚ ciebie i twojÄ… córkÄ™!?
- To byÅ‚o wieki temu – mruknęła, próbujÄ…c wyswobodzić dÅ‚onie – Przeżytek.
- Zobaczymy, czy będziesz mówiła tak samo, za kilka miesięcy. Ann, na litość boską!
- PrzestaÅ„! To moje życie – wyrwaÅ‚a mu rÄ™ce – Moje! MogÄ™…
- Marnować je na wÅ‚asny sposób – zakoÅ„czyÅ‚ ironicznie unoszÄ…c brwi.
- Jak śmiesz!? Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi! Jako przyjaciel, powinieneś mnie wspierać, a nie potępiać!
- Jako przyjaciel, mówię ci, że ten facet znów cię omotał! Wraca po tylu latach i jak gdyby nigdy nic wkupia ci się w życie! Nie bądź głupia!
- Wiesz, co ja myÅ›lÄ™!? – SpytaÅ‚a niebezpiecznie podnoszÄ…c gÅ‚os - Po prostu zazdroÅ›cisz! ZazdroÅ›cisz mi, po uÅ‚ożyÅ‚am sobie ponownie życie z mężczyznÄ…, z którym byÅ‚am kiedyÅ›! A ty, zmarnowaÅ‚eÅ› wszystkie szanse, jakie los ci podrzucaÅ‚, wyszukujÄ…c w innych kobietach swojej zamarÅ‚ej żony!
Dopiero po chwili, dotarło do niej, co powiedziała. Zapanowała głucha cisza. Wpatrywała się w twarz mężczyzny, która gwałtownie zbladła.
- Przepraszam, nie powinnam byÅ‚a – powiedziaÅ‚a cicho, rumieniÄ…c siÄ™ gwaÅ‚townie.
Zacisnął niebezpiecznie usta i odsunął się spory kawałek.
- Nic nie rozumiesz – szepnÄ…Å‚ – Nic.
- Przepraszam – powtórzyÅ‚a – Ja po prostu… zrozum, mam szanse być z nim szczęśliwa… nie chcÄ™ jej stracić.
- Znów ciÄ™ zrani – powiedziaÅ‚, a kobieta wyczuÅ‚a w nim przejmujÄ…cÄ… troskÄ™. PoczuÅ‚a kolejnÄ… fazÄ™ wstydu – Tacy ludzie nigdy siÄ™ nie zmieniajÄ….
- Nie znasz go! – jÄ™knęła, czujÄ…c narastajÄ…ca irytacjÄ™ – Nie masz prawa go osÄ…dzać!
- Nie, masz racjÄ™, nie znam – powiedziaÅ‚ gwaÅ‚townie – Ale sÅ‚yszaÅ‚em o nim od ciebie i twoich przyjaciół i sam, miaÅ‚em okazjÄ™ go poznać.. Wiem, jak bardzo ciÄ™ zraniÅ‚ i jak bardzo cierpiaÅ‚aÅ›. PróbujÄ™ ciÄ™ po prostu chronić przed zawodem!
- PrzestaÅ„! – Krzyknęła histerycznie – PrzestaÅ„! Zrozum! ChcÄ™ spróbować!! Czemu nie potrafisz tego zaakceptować!?
Widziała, że był wściekły. Nie potrafiła ocenić czy jego złość wynika ze słów, które wypowiedziała wcześniej, czy tych wypowiedzianych przed sekundą. Podszedł do niej gwałtownie, łapiąc za ramiona i potrząsnął gwałtownie. Miała wrażenie, że zaraz eksploduję.
- Bo ciÄ™ kocham! – KrzyknÄ…Å‚ nie spuszczajÄ…c z niej wzroku – I nie chcÄ
™, żebyÅ› cierpiaÅ‚a!
Zamilkł, gdy dotarło do niego, co właśnie powiedział. Ann zamrugała wpatrując się mężczyznę, który zarumienił się gwałtownie, poczym zbladł i odsunął się jak poparzony. W tym pomieszczeniu jeszcze nigdy nie panowała taka cisza.
Otworzyła usta i zamknęła je, gdy poczuła, że głos uwiązł jej w gardle. Robert zrobił taki gest, jakby chciał się zbliżyć, poczym odwrócił się i żwawym krokiem wyszedł z pokoju.
Opadła na podłogę i ukryła twarz w rękach. Cała radość jaką odczuwała przed przybyciem przyjaciela, wyparowała z niej jak z przebitego igłą balona. Powróciły wspomnienia, ból i upokorzenie. Przypomniały jej się wszystkie te spotkania, po których za każdym razem uciekała w popłochu bojąc się, że znów będzie zraniona. Gdy za każdym razem widziała w nich jakąś cząstkę Clarsona. I jak zawsze, był przy niej Robert, wspierając każdy jej krok i służąc dobrą radą.
Cała złość zniknęła. Poczuła tylko jeszcze większy wstyd. To ona, uciekała od związków, widząc w każdym z nich byłego męża. Była dokładnie taka sama, jak Robert.
Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Właśnie zrobiła najgłupsza rzecz na świecie, za którą przyjdzie zapłacić jej wysoką cenę.
***
Wyszedł, zamykając gwałtownie drzwi. Idiota!
Wiedział, że zaprzepaścił właśnie długie lata ich przyjaźni. Uniósł się - stracił panowanie. Palnął największą głupotę na świecie.
Gdzieś głęboko, czuł, że Ann miała rację. W każdej kobiecie, szukał chodź malutkiej cząstki Sylvi. Odtrącał wszystkie szanse, jakie dostał. Ale ona, zawsze przy nim była. Potrafiła wesprzeć go wtedy, gdy jej potrzebował, dodając otuchy i dobrego słowa pocieszenia. Mógł na nią liczyć a ona, mogła liczyć na niego. Teraz, wszystko spieprzył.
Z całej siły uderzył w stojący obok słup i zaklął pod nosem, czując przeszywający dłoń ból. Podniósł ją, czując jak po nadgarstku spływa ciepła stróżka krwi.
- JesteÅ› idiotÄ… – mruknÄ…Å‚ do siebie, wkÅ‚adajÄ…c drugÄ… rÄ™kÄ™ do kieszeni w poszukiwaniu chusteczki. ObwinÄ…Å‚ zranionÄ… dÅ‚oÅ„ i powoli ruszyÅ‚ pustymi alejkami.
***
Zacisnął palce na złotej ramce z fotografią. Młoda para uśmiechała się do niego promiennie. Dużo młodszy Robert, trzymał w ramionach Sylvię, która jedną rękę ściskała jego dłoń a drugą, poprawiała nerwowo welon. Pamiętał to jak by wydarzyło się to wczoraj. Tak strasznie się wtedy denerwował, że coś pójdzie nie tak, że kobieta ucieknie sprzed ołtarza lub w ogóle do niego nie dotrze. Pamiętał ulgę, jaką sprawiły mu słowa przysięgi małżeńskiej i smak ciepłych ust kobiety.
Bardzo powoli odwrócił ramkę i otworzył ją, wyjmując ze środka fotografię. Do tej pory, zdjęcia ustawione na półce w jego gabinecie, były świętością. Stały tam odkąd postawiła je Sylvia i nawet Alex, nie miała prawa ich ruszać. Teraz on sam, wyją zdjęcie i ułożył je starannie w albumie, stawiając z powrotem pustą ramkę na biurku.
Z wahaniem sięgnął po kolejne zdjęcie, z którego uśmiechała się do niego sama Sylvia. Jej długie, ciemne włosy wiatr zwiewał na twarz. Kobieta, co kilka sekund uśmiechała się szerzej, odgarniając niesforne kosmyki za uszy.
Dotknął czule zdjęcia, gładząc gładką powierzchnię papieru i umieścił je na pustej stronnicy.
Kolejna ramka przedstawiała ich oboje. Siedzieli w ogrodzie, wpatrując się w zachodzące słońce. Ona, ułożyła mu się na kolanach, dłonią obejmując potężny brzuch, podczas gdy on, gładził delikatnie jej głowę, uśmiechając się promiennie.
Poczuł gwałtowny ścisk w żołądku, a ramka wypadła mu z dłoni, z trzaskiem rozbijając się o podłogę.
Nie podniósł jej. Opadł bezwiednie na krzesło i ukrył w twarz w dłoniach. Ze zdziwieniem poczuł ciepłą strużkę płynącą po jego policzku.
Do tej pory, tylko raz okazał słabość, jaką były łzy. Siedział wtedy w poczekalni w Mungu, trzymając w ramionach nowonarodzoną Alex. Dziewczynka kwiliła nieznośnie, podczas gdy on, zupełnie nieobecny duchem, zadawał sobie pytanie, czemu los odebrał mu najważniejszą osobę jego życia.
Teraz czuł się tak, jakby stracił Ann.
Podniósł twarz, ukradkiem ocierając oczy. Drżącą dłonią podniósł roztrzaskaną ramkę, która chwile później leżała w koszu, podczas gdy fotografia została włożona w album.
Niecałe dwadzieścia minut później, na biurku stał rząd pustych ramek. Wśród korowodu czarnego tła, tylko jedna z nich wyróżniała się. Na honorowym miejscu, stało jedno samotne zdjęcie kobiety, która machała radośnie w stronę obiektywu, pokazując z dumą złotą obrączkę.
Uśmiechnął się smutno, i wyszedł, ściskając pod pachą stary album z całą masą bolesnych wspomnień.
***
* Uznałam, że na jest tu już tyle nieścisłości, że nie zrobi różnicy, jak to będzie bajka o Czerwonym Kapturku.

Cóż. Tak szczerze, ta notka skÅ‚ada siÄ™ ze „Å›cinków” fragmentów, kurzÄ…cych siÄ™ na moim dysku i czekajÄ…cych na publikacjÄ™.
Wątek z Ann i Robertem, mam gotowy już od dawna. Całość czeka już tylko na to, żeby sukcesywnie ją dodawać.
WÄ…tek Lupinów… WÅ‚aÅ›ciwie, miaÅ‚ nie ujrzeć Å›wiatÅ‚a dziennego. NapisaÅ‚am go dla siebie, w ramach ćwiczeÅ„ i wyszedÅ‚ kompletnie nie tak, jak sobie wyobrażaÅ‚am.
JeÅ›li chodzi o Blacków… Nie skÅ‚amiÄ™, że uznaÅ‚am, że dość dawno o nich nie wspomniaÅ‚am. NadeszÅ‚a pora, żeby to zmienić.


Komentarze

  1. Wpierw bardzo, bardzo proszę o wybaczenie z powodu opóźnienia w czytaniu. W szkole mam istny Sajgon, testy, kartkówki, pytania... Ledwo wyrabiam, jednym słowem.Co do notek, to poprzednia bardzo mnie rozbawiła xDW sumie nawet nie zdziwiłabym się, gdyby Sharon uciekła z domu Pottera po poznaniu jego jakże "normalnej" rodzinki.Ojciec - dziecko, Matka - Furiatka, Brat - Donosiciel, czy istnieje lepszy komplet? xDCo do Blacków, to Vivien wdała się w tatę nie powiem xD Swoimi wdziękami już próbuje osiągnąć to co chce.Dobrze, że dałaś ich do notki, dawno ich nie było. Mam nadzieję, że to się zmieni.Co do Ann, nie, nie, nie, nie !!!Po co, ona przyjmuje tego Nicka?!Robert ma rację, przecież znowu będzie przez niego cierpieć!Co do Roberta, żal mi bardzo człowieka. Tak bardzo kochał Sylvię... Ale los jest nieubłagany. Niestety.Pozdrawiam czekając na kolejne notki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niedawno czytałam Twoje notki od samego poczatku. I mogę Ci powiedzieć, ze im dłużej piszesz tym są lepsze:) Dlatego pisz, pisz, pisz i nie przestwawaj bo ta opowieść jest wyjątkowa.

    OdpowiedzUsuń
  3. super notka i tyle!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Cofając się wstecz o kilka notek stwierdzam, iz za często krytykujesz swoje notki, piszą ze nie są zbyt dobre.Powiem Ci, że się mylisz.Twoje notki są super, o czym już nie raz Ci mówiłam.Watek Lupinów jest świetny, Ann i Robert, no cóż nie każdy ma idealne życie. Natomiast o Blackach, fakt dawno nie było, a ja nadal czuje niedosyt. ; D

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj. Chciałabyś zgłosić się do oceny? Jeśli jesteś zainteresowana, zapraszam na www.oceny-blogow-hp.blog.onet.pl Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  6. Notka fajna, nie powiem. Od dawna czytam twojego bloga, ale jakoś nigdy nie mogłam się zmotywować do komentarza. I tak w notce wszystko byłoby okej, gdyby nie jedna rzecz która mnie niemiłosiernie wkurza. Robisz z małżeństwa Blacków rutynę i nudę. Nienawidzę tego, bo jestem wielką fanką Syriusza, a on przecież zawsze był ruchliwy, głośny, zabawny. Błagam zmień to, bo jeśli tak dalej będzie moje oczy nie będą w stanie znieść wątków z nimi. Pozdrawiam,Mad.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Instynkt

Zburzony zamek...

Bielizna