Brat krętacz i donosiciel, matka furiatka i zdziecinniały ojciec idiota - czyli poznaj moja rodzinka
Przyznaję, jest nie poprawiona i roi się w niej od błędów.
Przyznaję, że pisząc ją, bawiłam się wspaniale.
Przyznaję, że mądrością nie grzeszy.
Przyznaję, że jest kompletnie głupia.
Ale wiecie co? Chyba się tym nie przejmuję. Macie przed sobą sześć stron, kompletnie idiotycznej notki. Jest pozbawiona sensu, logiki i wszystkiego co powinno w niej być. Ale, bądźmy szczerzy, że nie jest pierwsza i ostania na tym blogu.
Uprzedzam, że warto zażyć jakąś melisa czy coś. Ja tego nie zrobiłam.
Hm… czy będzie straszną rzeczą jeśli wspomnę, że chyba mam zamiar zrobić idiotów ze wszystkich swoich bohaterów?? Ok, więc nic już nie mówię.
***
Rzucił przelotne spojrzenie na wchodzącego do domku syna. Alan wykorzystał nieuwagę ojca, zaglądając do jego kart.
- Miało być czysto – warknął Potter, podsuwając dłonie bliżej siebie i spojrzał krytycznie na żonę, która wzruszyła ramionami – Oszukujesz.
- Nieprawda – zaprzeczyła dobierając z kupki kolejną kartę – na stole masz kanapki. Bardzo jesteś mokry?
- A gdzie męska solidarność? – spytał oburzony Potter, gdy Alan znów zapuścił żurawia w jego karty. Chłopiec zachichotał i rzucił mu przepraszające spojrzenie – Przekupiłaś go! A to podobno ja jestem dziecinny.
- Nie narzekaj kochanie, tylko dobieraj – odpowiedziała kobieta i odwróciła się do Harryego – Wszystko w porządku? O tak zamilkłeś?
James spojrzał z zainteresowaniem w stronę syna. Chłopak siedział przy stole, dotykając palcem swojego policzka, marszcząc ciemne brwi.
- Chyba coś się stało – Szepnął Alan, konspiracyjnym szeptem.
- Ej, wszystko dobrze? – spytał głośno James, odkładając karty. Tym razem Alan nie wykorzystał okazji, zajęty podglądaniem pozostałych kart, które zostały na kupce.
Harry otrząsnął się i spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na ojca. Najwyraźniej zdał sobie sprawę, że wygląda dość dziwnie, bo zaraz po tym odsunął dłoń od policzka. Lily wstała i podeszła do niego. Nachyliła się nad synem o dokładnie obejrzała jego twarz.
- Nic nie ma – stwierdziła przysuwając się bliżej.
James również wstał. Odsunął żonę na bok.
- Mam większe doświadczenie – wyjaśnił, widząc jej zdumione spojrzenie – Z nas dwojga ty jesteś specjalistką od uderzeń.
- Nie myśl, że nie wiem, jak wygląda siniak – warknęła kobieta, ale pozwoliła by zrobił co swoje. Harry spojrzał na rodziców jak na wariatów, nie rozumiejąc zupełnie, o co im chodzi.
- O co wam… - zaczął, odzyskując głos, jednak urwał gdy Potter przysunął nos do miejsca w którym przed chwilą spoczywała jego dłoń.
- Nic nie ma – stwierdził James wyprostowując się.
- Mówiłam – powiedziała Lily tonem znawcy – Nic nie ma.
- Bolało? – spytał Potter marszcząc brwi – Głupie pytanie.
- Co miało boleć? – Harry zamrugał. Oboje postradali zmysły.
- Jest w szoku… - stwierdziła Lily – Biedactwo.
Harry cofnął się gwałtownie, przerażony zachowaniem obojga rodziców.
Nie miał najmniejszego pojęcia co się dzieje wokół niego.
Bez słowa, przeszedł obok rodziców, którzy wymieniali uwagi na temat syna i otworzył drzwi do łazienki. Złapał za lusterko matki i przyłożył je do spornego policzka. Z oddali dobiegł do niego głos ojca, który tłumaczył właśnie Lily coś o uderzeniach.
Jego twarz, wyglądała dokładnie tak samo, jak ramo. Nie miał – jak przypuszczał – żadnego siniaka, glona, zadrapania czy zaróżowienia. Nic, co mogło by przykuć uwagę kogokolwiek.
Zdezorientowany usiadł na brzegu wanny.
- Dom wariatów – stwierdził marszcząc brwi – Kompletny dom wariatów.
***
- James? – Lily spojrzała ukradkiem na syna, który nadal rzucał im zaniepokojone spojrzenie. Odkąd wyszedł z łazienki nie spuszczał rodziców oka.
- Mhm?
Kobieta przysunęła się bliżej.
- Kochanie, a może to nie to, co myślimy? – spytała szeptem, tak żeby Harry ich nie usłyszał.
- A jak??
- Nie wiem… ale może mu się nie dostało – zaproponowała ostrożnie, wyciągając szyję by dojrzeć syna.
- Trzymał się za twarz – zauważył rozsądnie – Jak się trzymasz za twarz, zazwyczaj coś ci w nią jest.
- Może upadł – zaproponowała kobieta marszcząc brwi – coś go ugryzło? Nie wyglądał na przybitego…
- A czy ja kiedyś wyglądałem? –spytał szczerząc się w uśmiechu. Lily zaśmiała się bezgłośnie.
- Ty to ty, zawsze inaczej pojmowałeś rzeczywistość.
- Ty jak widać też.
- Masz rację – zgodziła się rozbawiona. – Ale wydaje mi się, że to nie to.
- Może i tak – Potter zmarszczył brwi – Wiesz, jak by się nad tym głębiej zastanowić, chyba nie wszyscy okazują sobie uczucia tak jak my…
- Tak kochanie, masz rację, my jesteśmy specyficzni...
- Bo ty my... Mat – dodał z uśmiechem. Lily przeklęła pod nosem.
- Nienawidzę cię Potter.
- Ja ciebie też kocham.
Roześmiali się równocześnie. Harry zmarszczył brwi i pokręcił głową.
***
Szli w ciszy obok siebie, zerkając co jakiś czas w swoją stronę.
Na plaży widniało pustkami. Dzień, był wyjątkowo pochmurny i chłodny i mało kto, miał ochotę na wychodzenie z ciepłego pomieszczenia.
Poprawiła cienką bluzę, w którą była ubrana i zatrzymała się.
- Chodź na ławkę – zaproponowała zakładając włosy za uszy. Potter podążył za jej wzrokiem i kiwnął głową.
- Nie jest ci zimno? – spytał, pomagając dziewczynie wejść pod górkę. Pokręciła głową.
- Skąd ta troska? – uśmiechnęła się figlarnie i pisnęła, gdy noga poślizgnęła się jej na piachu i poleciała do przodu. W ostatniej chwili złapał ją pod ramię. – Dziękuję.
- Jesteś dziewczyną. No, i to ja cię wyciągnąłem na plaże – dodał, widząc że pierwsze wytłumaczenie nie wiele zdziałało. Zmarszczyła podejrzliwie brwi – Próbuję być uprzejmy.
- Nie, nie jest mi zimno – powiedziała siadając na ławce – Ubrałam się ciepło.
- To dobrze.
Zapanowała niezręczna cisza. Bliska odległość, w jakiej się znaleźli, podziałała na nich krępująco.
Dziewczyna spuściła głowę, starając się unikając wzroku chłopaka.
- Szkoda, że pogoda jest taka zła – powiedziała cicho, starając się przerwać ciszę – Miałam nadzieję, popływać a tak…
- W czasie deszczu dzieci się nudzą – odpowiedział i jęknął w duchu. Uśmiechnęła się pod nosem i powoli odwróciła w jego stronę buzię.
- Nie zawsze – stwierdziła – Jest wiele rzeczy, które można robić w taką pogodę.
- Na przykład?
Zawahała się i bardzo powoli przesunęła twarz w jego stronę. Chłopak przełknął nerwowo ślinę. Nagle zrobiło mu się ciepło.
- Na przykład, można w coś grać – powiedziała powoli i uśmiechnęła się delikatnie – Można coś obejrzeć, poczytać.
- Można – zgodził się przybliżając do dziewczyny.
- Chyba zrobiło mi się zimno – oznajmiła szeptem.
- To nie dobrze – powiedział i odsunął się od niej.
- Nie – zaprzeczyła gwałtownie, widząc co zamierza zrobić – Zmarzniesz.
- Nie szkodzi – wzruszył ramionami – To nie takie…
- Nie – powiedziała stanowczo, kładąc dłoń na ramieniu chłopaka. Zmieszany, zatrzymał rękę, którą trzymał na zamku kurtki – Nie trzeba.
Niechętnie kiwnął głową. Uśmiechnęła się lekko i oparła na ławce.
- Może pójd
ziemy?
Pokręciła głową.
- Nic mi nie będzie – prychnęła – Powiedziałam, że robi się zimno. Nie musimy iść.
Zamyślił się przez chwilę. Nie miał wiele do stracenia.
- Chodź – przysunął ją najbliżej jak to było możliwe. Objął mocno ramieniem i zaczął stanowczo pocierać rękę dziewczyny – Lepiej?
Uśmiechnęła się lekko.
- Dużo – stwierdziła, podnosząc buzię w jego stronę dokładnie w tym samym momencie w którym on, opuścił swoją. Dzieliły ich milimetry. Przysunęła się tak, by ich twarze znalazły się na tej samej wysokości. Objął ją mocniej ramieniem nachylając w jej stronę. Niepewnie musnął jej usta swoimi.
***
- Gdzie on się podziewa? – Lily spojrzała niecierpliwie na zegarek.
James zerknął w jej stronę i pokręcił rozbawiony wzrokiem.
- Nie bądź zrzędliwa, wyszedł z Sharon. To może trochę potrwać – zmarszczył brwi, pochylając się nad krzyżówką – To jest jakieś dziwne. Pięcioliterowe słowo… a, już mam.
- Co masz na myśli mówiąc że może trochę potrwać? – spytała zaniepokojona kobieta zatrzymując się nagle. James wzruszył ramionami – Co sugerujesz?
- Lily, on ma piętnaście lat – fuknął mężczyzna – Nie dramatyzuj i daj mu się w spokoju wyszaleć. Nic złego się nie dzieje.
Usiadła obok Pottera i spojrzała na niego.
- Nie uspokoiłeś mnie – przyznała marszcząc brwi – Nie patrz tak na mnie…
- Rób jak uważasz, chcesz się zamartwiać, zamartwiaj.
Kiwnęła głową.
- Będę...
***
Skrzywiła się i odsunęła od chłopaka. Podniosła głowę i zmrużyła powiekę, gdy ogromna kropa wody spadła prosto w jej oko.
- Deszcz – szepnęła przymykając oczy i po omacku otarła twarz – Lepiej chodźmy, zanim rozpada się na dobre.
Zwróciła buzię w jego stronę.
- Jak daleko od centrum jesteśmy? – spytał wstając z ławki i podał dziewczynie dłoń – Zapowiada się na burzę.
- Fajnie, uwielbiam burzę – mruknęła idąc za chłopakiem – To nie był dobry pomysł żeby iść tak daleko.
- Zdążymy – zapewnił, rozglądając się dookoła. Ciemne, burzowe chmury kłębiły się coraz bardziej, a wielkie krople deszczu spadały coraz gęściej. Zatrzymał się i ściągnął kurtę, poczym dogonił dziewczynę i zarzucił ubranie na jej ramiona.
- Załóż, nie zmokniesz – powiedział uśmiechając się szeroko – Nie patrz tak, tylko trzymaj.
- Jesteś uparty jak… - zaczęła ale posłusznie przełożyła ręce przez rękawy – Nie wiem sama jak co…
- Musze być uparty – wzruszył rozbawiony ramionami – Jestem Potterem, to u nas dziedziczne. - Wzdrygnął się, słysząc ogłuszający grzmot. Znów się zatrzymał i spojrzał na niebo, które rozświetlił błysk pioruna – Blisko.
- Dzięki za uspokojenie – fuknęła i rozejrzała się niespokojnie – Miło że usłyszałeś jak mówiłam że się boję burzy.
- Nie bój się – powiedział z uśmiechem i przyciągnął dziewczynę do siebie – Zanim się rozkręci, będziemy w domu.;
- Lepiej żebyś miał rację – mruknęła i schowała twarz w ramieniu chłopaka. Jej noga trafiła na kamień. Dziewczyna zachwiała się i poleciała do przodu ciągnąc Harryego za sobą – Nic nie mów – syknęła i skrzywiła się słysząc kolejny grzmot – Nic nie mów.
***
- Mówiłem – uśmiechnął się z satysfakcją i podskoczył, gdy rozległ się kolejny grzmot – Zaraz będziemy na miejscu. Nie patrz tak na mnie, szybciej się nie dało.
- Wiem, wiem – powiedziała drepcząc obok chłopaka – I tak nam się udało, że doszliśmy zanim rozpętała się na dobre…
Gu - Myślę że na nas poczekała – stwierdził, zbaczając z wydeptanej ścieżki tuż przy brzegu – Odprowadzić cię do domu, czy przeczekasz u nas?
Rozejrzała się po brzegu.
- Nie sądzę żeby uśmiechało mi się wędrowanie w taką pogodę…
- Tak myślałem – uśmiechnął się do dziewczyny – Więc, prosto.
***
- Czy teraz mogę panikować!? – spytała patrząc na męża który podrapał się po głowie – Dochodzi siódma wieczorem, na zewnątrz rozpętuje się burza a nasz syn zniknął gdzieś z dziewczyną. Czy to odpowiedni powód do paniki!?
- Może złapał ich deszcz i zatrzymali się w jakiejś kawiarni – podrzucił – Albo są u niej.
- Bardzo uspokajające – mruknęła podchodząc do okna. Odsłoniła pożółkłą zasłonkę – Robi się ciemno i wiatr wieje coraz mocniej…
- Nic mu nie jest – powtórzył Potter i spojrzał ukradkiem na zegarek.
- Może powinniśmy ich poszukać? – spytała obracając się do męża – Byłabym spokojniejsza…
- W taką pogodę na pewno nigdzie nie wyjdziesz – rzucił ostro Potter wstając z miejsca i podszedł do żony – Nie są dziećmi, na pewno gdzieś się schowali przed deszczem.
- Żebyś miał rację…
- Oczywiście że mam, zobacz – wskazał głową przez okno.
***
Otworzył drzwi i przepuścił dziewczynę do środka. Uśmiechnęła się lekko i weszła po czym odwróciła się do chłopaka.
- Nie będę przeszkadzać? – spytała szeptem nachylając się w jego stronę – Jest późno i…
Harry otworzył usta żeby odpowiedzieć jednak zanim zdążył wydać z siebie chodźmy najcichszy dźwięk uprzedził go ostry głos Lily.
- Gdzie byliście? – oboje spojrzeli na stojącą w przejściu kobietę. Ścisnęła groźnie brwi przenosząc wzrok z Sharon na Harryego - Nie przyszło ci do głowy że będę się martwić?
- My… - Młodemu Potterowie najwyraźniej nie dane było dojść do głosu bo zaraz przerwał mu dochodzący z sąsiedniego pomieszczenia huk.
Cała trójka spojrzała w tamtą stronę.
- Mamo! Mamo! Tata rzucił sobie na głowę walizkę – podekscytowany Alan wypadł z pokoju i wskazał rączką w głąb pomieszczenia – Teraz siedzi na podłodze i bardzo brzydko mówi!
- James!
- Mamy chwilę spokoju – szepnął Harry, gdy Lily poszła za Alanem do męża. Usłyszeli niewyraźny głos Jamesa, który został przerwany krzykiem Potter.
- Jakie ręczniki, pacanie, ręczniki są w szafce!
- Nawet więcej niż chwilę – poprawił chłopak– Chcesz się napić czegoś ciepłego?
- Tak... U was tak zawsze? – spytała cicho idąc za chłopakiem. Harry zachichotał.
- Da się przywyknąć. Zaraz nie będzie śladu po czymkolwiek.
***
- Herbata – powiedział stawiając kubek na stole tuż przy dziewczynie - i ręcznik.
- Dzięki – otuliła się szybko ręcznikiem. Potter usiadł naprzeciwko, łapiąc za swój kubek.
- Nie będą się martwić w domu? Może powinniśmy jakoś ich powiadomić gdzie jesteś?
- Nie, rozjaśnia się – wskazała brodą na okno – Jeszcze trochę i będę mogła iść. Po za tym, mówiłam że będę z tobą.
Kiwnął krótko głową.
- Cieplej ci? – spytał po chwili ciszy. Uśmiechnęła się szeroko.
- Dużo… zrobiło się jakoś cicho…
Potter zmarszczył brwi, nasłuchując odgłosów życia, które powinny dochodzić z sąsiedniego pokoju.
- Dziwne…
- Może coś się stało? – spytała zaniepokojona Sharon odkładając kubek na stół. Harry wstał powoli i zrobił krok do przodu.
- Nie tu, to moja głowa!
- Wszystko w porządku – powiedział siadając z powrotem na swoim krześle. Sharon spojrzała niepewnie na chłopaka i utkwiła wzrok w swojej herbacie, starając się ukryć zmieszanie – Oni tak zawsze. To taki ich…oryginalny sposób na pokazywanie uczuć
.
- Aha…
Zaśmiał się cicho. Uniosła buzię patrząc na niego z niepokojem. Westchnął.
- Tak… Teraz jesteś pewna, że to dom wariatów?
- Póki co nikt mnie nie jeszcze zaatakował – powiedziała, starając się rozluźnić atmosferę.
- Dobrze że użyłaś słowa jeszcze… - mruknął, słysząc zbliżający się głos Lily.
- Dobrze widziałeś co robiłeś! Nie wiem, po jaką cholerę ruszałeś! Teraz…Sharon.
- Dobry wieczór…
- Dawno przyszliście?
- Przyszliśmy zanim tata zrzucił sobie walizkę na głowę – przypomniał chłopak. Lily uderzyła się dłonią w czoło.
- Faktycznie. Bardzo zmokliście? – spytała przymilnym tonem, podchodząc do stołu – Była niezła zlewa.
Sharon zamrugała, zastanawiając się, czy wszystko z nią w porządku. Harry rzucił jej błagalne spojrzenie i zerknął przez okno.
- Rozjaśniło się, może pójdziemy przed dom?
- Nie ma mowy, jest zimno a wy…
- Lily – James wszedł do kuchni i rzucił żonie znaczące spojrzenie. Na jego czole pulsował nabrzmiały guz – Nic im nie będzie.
Potter otworzyła usta, ale zanim zdążyła coś powiedzieć oboje ewakuowali się z kuchni.
- Masz dziwną rodzinę – powiedziała rozbawiona Sharon – Ale uroczą…
- Dzięki – mruknął spuszczając wzrok. Jego uszy przybrały kolor purpury. Spojrzał przed siebie. Deszcz padał coraz słabiej, a w powietrzu dało się wyczuć zapach ozonu.
- Wiesz…pomyślałam, że może…skończylibyśmy to, co zaczęliśmy na plaży? – spytała figlarnie, przybliżając się do chłopaka. Spojrzał na nią z uśmiechem.
Przysunęła buzię bliżej. Stykali się już nosami, gdy ciszę przerwał krzyk Alana.
- Mamo! Ta….- spojrzeli automatycznie w stronę okna. Harry ukrył twarz w dłoniach. Spod parapety wystawały dwie wierzgające w powietrzu ręce Alana. Zza firanki wyjrzał nieśmiało James. Widząc rozbawioną Sharon wskazał dłonią by kontynuowali i odciągnął wierzgającego syna jak najdalej od okna.
- Już – powiedziała, z trudem hamując śmiech – Poszli.
- Świetnie – mruknął i podniósł głowę – Pełna kompromitacja.
- Nie jest tak źle – zachichotała – Nadal nikt mnie nie zaatakował.
- To prawda. Ojciec wiedział co robi, zostawiając Kinder u dziadków… - mruknął, a widząc pytające spojrzenie dziewczyny dodał – To nasz jamnik.
Nie wytrzymała. Wybuchła głośnym śmiechem odchylając głowę do tyłu.
- W porządku? – spytał, nie bardzo rozumiejąc co się dzieje. Kiwnęła głową ocierając policzki.
- Tak ja tylko… - urwała, łapiąc się za brzuch.
- Uważaj!
Dziewczyna podniosła głowę i przechyliła się do tyłu, spadając z drewnianego podestu na mokry piach. Rozejrzała się zdezorientowana i wybuchła głośniejszym śmiechem.
- To miejsce dziwnie działa na ludzi – mruknął chłopak i zachichotał, patrząc na śmiejącą się do rozpuku dziewczynę.
***
Przyznaję, że pisząc ją, bawiłam się wspaniale.
Przyznaję, że mądrością nie grzeszy.
Przyznaję, że jest kompletnie głupia.
Ale wiecie co? Chyba się tym nie przejmuję. Macie przed sobą sześć stron, kompletnie idiotycznej notki. Jest pozbawiona sensu, logiki i wszystkiego co powinno w niej być. Ale, bądźmy szczerzy, że nie jest pierwsza i ostania na tym blogu.
Uprzedzam, że warto zażyć jakąś melisa czy coś. Ja tego nie zrobiłam.
Hm… czy będzie straszną rzeczą jeśli wspomnę, że chyba mam zamiar zrobić idiotów ze wszystkich swoich bohaterów?? Ok, więc nic już nie mówię.
***
Rzucił przelotne spojrzenie na wchodzącego do domku syna. Alan wykorzystał nieuwagę ojca, zaglądając do jego kart.
- Miało być czysto – warknął Potter, podsuwając dłonie bliżej siebie i spojrzał krytycznie na żonę, która wzruszyła ramionami – Oszukujesz.
- Nieprawda – zaprzeczyła dobierając z kupki kolejną kartę – na stole masz kanapki. Bardzo jesteś mokry?
- A gdzie męska solidarność? – spytał oburzony Potter, gdy Alan znów zapuścił żurawia w jego karty. Chłopiec zachichotał i rzucił mu przepraszające spojrzenie – Przekupiłaś go! A to podobno ja jestem dziecinny.
- Nie narzekaj kochanie, tylko dobieraj – odpowiedziała kobieta i odwróciła się do Harryego – Wszystko w porządku? O tak zamilkłeś?
James spojrzał z zainteresowaniem w stronę syna. Chłopak siedział przy stole, dotykając palcem swojego policzka, marszcząc ciemne brwi.
- Chyba coś się stało – Szepnął Alan, konspiracyjnym szeptem.
- Ej, wszystko dobrze? – spytał głośno James, odkładając karty. Tym razem Alan nie wykorzystał okazji, zajęty podglądaniem pozostałych kart, które zostały na kupce.
Harry otrząsnął się i spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na ojca. Najwyraźniej zdał sobie sprawę, że wygląda dość dziwnie, bo zaraz po tym odsunął dłoń od policzka. Lily wstała i podeszła do niego. Nachyliła się nad synem o dokładnie obejrzała jego twarz.
- Nic nie ma – stwierdziła przysuwając się bliżej.
James również wstał. Odsunął żonę na bok.
- Mam większe doświadczenie – wyjaśnił, widząc jej zdumione spojrzenie – Z nas dwojga ty jesteś specjalistką od uderzeń.
- Nie myśl, że nie wiem, jak wygląda siniak – warknęła kobieta, ale pozwoliła by zrobił co swoje. Harry spojrzał na rodziców jak na wariatów, nie rozumiejąc zupełnie, o co im chodzi.
- O co wam… - zaczął, odzyskując głos, jednak urwał gdy Potter przysunął nos do miejsca w którym przed chwilą spoczywała jego dłoń.
- Nic nie ma – stwierdził James wyprostowując się.
- Mówiłam – powiedziała Lily tonem znawcy – Nic nie ma.
- Bolało? – spytał Potter marszcząc brwi – Głupie pytanie.
- Co miało boleć? – Harry zamrugał. Oboje postradali zmysły.
- Jest w szoku… - stwierdziła Lily – Biedactwo.
Harry cofnął się gwałtownie, przerażony zachowaniem obojga rodziców.
Nie miał najmniejszego pojęcia co się dzieje wokół niego.
Bez słowa, przeszedł obok rodziców, którzy wymieniali uwagi na temat syna i otworzył drzwi do łazienki. Złapał za lusterko matki i przyłożył je do spornego policzka. Z oddali dobiegł do niego głos ojca, który tłumaczył właśnie Lily coś o uderzeniach.
Jego twarz, wyglądała dokładnie tak samo, jak ramo. Nie miał – jak przypuszczał – żadnego siniaka, glona, zadrapania czy zaróżowienia. Nic, co mogło by przykuć uwagę kogokolwiek.
Zdezorientowany usiadł na brzegu wanny.
- Dom wariatów – stwierdził marszcząc brwi – Kompletny dom wariatów.
***
- James? – Lily spojrzała ukradkiem na syna, który nadal rzucał im zaniepokojone spojrzenie. Odkąd wyszedł z łazienki nie spuszczał rodziców oka.
- Mhm?
Kobieta przysunęła się bliżej.
- Kochanie, a może to nie to, co myślimy? – spytała szeptem, tak żeby Harry ich nie usłyszał.
- A jak??
- Nie wiem… ale może mu się nie dostało – zaproponowała ostrożnie, wyciągając szyję by dojrzeć syna.
- Trzymał się za twarz – zauważył rozsądnie – Jak się trzymasz za twarz, zazwyczaj coś ci w nią jest.
- Może upadł – zaproponowała kobieta marszcząc brwi – coś go ugryzło? Nie wyglądał na przybitego…
- A czy ja kiedyś wyglądałem? –spytał szczerząc się w uśmiechu. Lily zaśmiała się bezgłośnie.
- Ty to ty, zawsze inaczej pojmowałeś rzeczywistość.
- Ty jak widać też.
- Masz rację – zgodziła się rozbawiona. – Ale wydaje mi się, że to nie to.
- Może i tak – Potter zmarszczył brwi – Wiesz, jak by się nad tym głębiej zastanowić, chyba nie wszyscy okazują sobie uczucia tak jak my…
- Tak kochanie, masz rację, my jesteśmy specyficzni...
- Bo ty my... Mat – dodał z uśmiechem. Lily przeklęła pod nosem.
- Nienawidzę cię Potter.
- Ja ciebie też kocham.
Roześmiali się równocześnie. Harry zmarszczył brwi i pokręcił głową.
***
Szli w ciszy obok siebie, zerkając co jakiś czas w swoją stronę.
Na plaży widniało pustkami. Dzień, był wyjątkowo pochmurny i chłodny i mało kto, miał ochotę na wychodzenie z ciepłego pomieszczenia.
Poprawiła cienką bluzę, w którą była ubrana i zatrzymała się.
- Chodź na ławkę – zaproponowała zakładając włosy za uszy. Potter podążył za jej wzrokiem i kiwnął głową.
- Nie jest ci zimno? – spytał, pomagając dziewczynie wejść pod górkę. Pokręciła głową.
- Skąd ta troska? – uśmiechnęła się figlarnie i pisnęła, gdy noga poślizgnęła się jej na piachu i poleciała do przodu. W ostatniej chwili złapał ją pod ramię. – Dziękuję.
- Jesteś dziewczyną. No, i to ja cię wyciągnąłem na plaże – dodał, widząc że pierwsze wytłumaczenie nie wiele zdziałało. Zmarszczyła podejrzliwie brwi – Próbuję być uprzejmy.
- Nie, nie jest mi zimno – powiedziała siadając na ławce – Ubrałam się ciepło.
- To dobrze.
Zapanowała niezręczna cisza. Bliska odległość, w jakiej się znaleźli, podziałała na nich krępująco.
Dziewczyna spuściła głowę, starając się unikając wzroku chłopaka.
- Szkoda, że pogoda jest taka zła – powiedziała cicho, starając się przerwać ciszę – Miałam nadzieję, popływać a tak…
- W czasie deszczu dzieci się nudzą – odpowiedział i jęknął w duchu. Uśmiechnęła się pod nosem i powoli odwróciła w jego stronę buzię.
- Nie zawsze – stwierdziła – Jest wiele rzeczy, które można robić w taką pogodę.
- Na przykład?
Zawahała się i bardzo powoli przesunęła twarz w jego stronę. Chłopak przełknął nerwowo ślinę. Nagle zrobiło mu się ciepło.
- Na przykład, można w coś grać – powiedziała powoli i uśmiechnęła się delikatnie – Można coś obejrzeć, poczytać.
- Można – zgodził się przybliżając do dziewczyny.
- Chyba zrobiło mi się zimno – oznajmiła szeptem.
- To nie dobrze – powiedział i odsunął się od niej.
- Nie – zaprzeczyła gwałtownie, widząc co zamierza zrobić – Zmarzniesz.
- Nie szkodzi – wzruszył ramionami – To nie takie…
- Nie – powiedziała stanowczo, kładąc dłoń na ramieniu chłopaka. Zmieszany, zatrzymał rękę, którą trzymał na zamku kurtki – Nie trzeba.
Niechętnie kiwnął głową. Uśmiechnęła się lekko i oparła na ławce.
- Może pójd
ziemy?
Pokręciła głową.
- Nic mi nie będzie – prychnęła – Powiedziałam, że robi się zimno. Nie musimy iść.
Zamyślił się przez chwilę. Nie miał wiele do stracenia.
- Chodź – przysunął ją najbliżej jak to było możliwe. Objął mocno ramieniem i zaczął stanowczo pocierać rękę dziewczyny – Lepiej?
Uśmiechnęła się lekko.
- Dużo – stwierdziła, podnosząc buzię w jego stronę dokładnie w tym samym momencie w którym on, opuścił swoją. Dzieliły ich milimetry. Przysunęła się tak, by ich twarze znalazły się na tej samej wysokości. Objął ją mocniej ramieniem nachylając w jej stronę. Niepewnie musnął jej usta swoimi.
***
- Gdzie on się podziewa? – Lily spojrzała niecierpliwie na zegarek.
James zerknął w jej stronę i pokręcił rozbawiony wzrokiem.
- Nie bądź zrzędliwa, wyszedł z Sharon. To może trochę potrwać – zmarszczył brwi, pochylając się nad krzyżówką – To jest jakieś dziwne. Pięcioliterowe słowo… a, już mam.
- Co masz na myśli mówiąc że może trochę potrwać? – spytała zaniepokojona kobieta zatrzymując się nagle. James wzruszył ramionami – Co sugerujesz?
- Lily, on ma piętnaście lat – fuknął mężczyzna – Nie dramatyzuj i daj mu się w spokoju wyszaleć. Nic złego się nie dzieje.
Usiadła obok Pottera i spojrzała na niego.
- Nie uspokoiłeś mnie – przyznała marszcząc brwi – Nie patrz tak na mnie…
- Rób jak uważasz, chcesz się zamartwiać, zamartwiaj.
Kiwnęła głową.
- Będę...
***
Skrzywiła się i odsunęła od chłopaka. Podniosła głowę i zmrużyła powiekę, gdy ogromna kropa wody spadła prosto w jej oko.
- Deszcz – szepnęła przymykając oczy i po omacku otarła twarz – Lepiej chodźmy, zanim rozpada się na dobre.
Zwróciła buzię w jego stronę.
- Jak daleko od centrum jesteśmy? – spytał wstając z ławki i podał dziewczynie dłoń – Zapowiada się na burzę.
- Fajnie, uwielbiam burzę – mruknęła idąc za chłopakiem – To nie był dobry pomysł żeby iść tak daleko.
- Zdążymy – zapewnił, rozglądając się dookoła. Ciemne, burzowe chmury kłębiły się coraz bardziej, a wielkie krople deszczu spadały coraz gęściej. Zatrzymał się i ściągnął kurtę, poczym dogonił dziewczynę i zarzucił ubranie na jej ramiona.
- Załóż, nie zmokniesz – powiedział uśmiechając się szeroko – Nie patrz tak, tylko trzymaj.
- Jesteś uparty jak… - zaczęła ale posłusznie przełożyła ręce przez rękawy – Nie wiem sama jak co…
- Musze być uparty – wzruszył rozbawiony ramionami – Jestem Potterem, to u nas dziedziczne. - Wzdrygnął się, słysząc ogłuszający grzmot. Znów się zatrzymał i spojrzał na niebo, które rozświetlił błysk pioruna – Blisko.
- Dzięki za uspokojenie – fuknęła i rozejrzała się niespokojnie – Miło że usłyszałeś jak mówiłam że się boję burzy.
- Nie bój się – powiedział z uśmiechem i przyciągnął dziewczynę do siebie – Zanim się rozkręci, będziemy w domu.;
- Lepiej żebyś miał rację – mruknęła i schowała twarz w ramieniu chłopaka. Jej noga trafiła na kamień. Dziewczyna zachwiała się i poleciała do przodu ciągnąc Harryego za sobą – Nic nie mów – syknęła i skrzywiła się słysząc kolejny grzmot – Nic nie mów.
***
- Mówiłem – uśmiechnął się z satysfakcją i podskoczył, gdy rozległ się kolejny grzmot – Zaraz będziemy na miejscu. Nie patrz tak na mnie, szybciej się nie dało.
- Wiem, wiem – powiedziała drepcząc obok chłopaka – I tak nam się udało, że doszliśmy zanim rozpętała się na dobre…
Gu - Myślę że na nas poczekała – stwierdził, zbaczając z wydeptanej ścieżki tuż przy brzegu – Odprowadzić cię do domu, czy przeczekasz u nas?
Rozejrzała się po brzegu.
- Nie sądzę żeby uśmiechało mi się wędrowanie w taką pogodę…
- Tak myślałem – uśmiechnął się do dziewczyny – Więc, prosto.
***
- Czy teraz mogę panikować!? – spytała patrząc na męża który podrapał się po głowie – Dochodzi siódma wieczorem, na zewnątrz rozpętuje się burza a nasz syn zniknął gdzieś z dziewczyną. Czy to odpowiedni powód do paniki!?
- Może złapał ich deszcz i zatrzymali się w jakiejś kawiarni – podrzucił – Albo są u niej.
- Bardzo uspokajające – mruknęła podchodząc do okna. Odsłoniła pożółkłą zasłonkę – Robi się ciemno i wiatr wieje coraz mocniej…
- Nic mu nie jest – powtórzył Potter i spojrzał ukradkiem na zegarek.
- Może powinniśmy ich poszukać? – spytała obracając się do męża – Byłabym spokojniejsza…
- W taką pogodę na pewno nigdzie nie wyjdziesz – rzucił ostro Potter wstając z miejsca i podszedł do żony – Nie są dziećmi, na pewno gdzieś się schowali przed deszczem.
- Żebyś miał rację…
- Oczywiście że mam, zobacz – wskazał głową przez okno.
***
Otworzył drzwi i przepuścił dziewczynę do środka. Uśmiechnęła się lekko i weszła po czym odwróciła się do chłopaka.
- Nie będę przeszkadzać? – spytała szeptem nachylając się w jego stronę – Jest późno i…
Harry otworzył usta żeby odpowiedzieć jednak zanim zdążył wydać z siebie chodźmy najcichszy dźwięk uprzedził go ostry głos Lily.
- Gdzie byliście? – oboje spojrzeli na stojącą w przejściu kobietę. Ścisnęła groźnie brwi przenosząc wzrok z Sharon na Harryego - Nie przyszło ci do głowy że będę się martwić?
- My… - Młodemu Potterowie najwyraźniej nie dane było dojść do głosu bo zaraz przerwał mu dochodzący z sąsiedniego pomieszczenia huk.
Cała trójka spojrzała w tamtą stronę.
- Mamo! Mamo! Tata rzucił sobie na głowę walizkę – podekscytowany Alan wypadł z pokoju i wskazał rączką w głąb pomieszczenia – Teraz siedzi na podłodze i bardzo brzydko mówi!
- James!
- Mamy chwilę spokoju – szepnął Harry, gdy Lily poszła za Alanem do męża. Usłyszeli niewyraźny głos Jamesa, który został przerwany krzykiem Potter.
- Jakie ręczniki, pacanie, ręczniki są w szafce!
- Nawet więcej niż chwilę – poprawił chłopak– Chcesz się napić czegoś ciepłego?
- Tak... U was tak zawsze? – spytała cicho idąc za chłopakiem. Harry zachichotał.
- Da się przywyknąć. Zaraz nie będzie śladu po czymkolwiek.
***
- Herbata – powiedział stawiając kubek na stole tuż przy dziewczynie - i ręcznik.
- Dzięki – otuliła się szybko ręcznikiem. Potter usiadł naprzeciwko, łapiąc za swój kubek.
- Nie będą się martwić w domu? Może powinniśmy jakoś ich powiadomić gdzie jesteś?
- Nie, rozjaśnia się – wskazała brodą na okno – Jeszcze trochę i będę mogła iść. Po za tym, mówiłam że będę z tobą.
Kiwnął krótko głową.
- Cieplej ci? – spytał po chwili ciszy. Uśmiechnęła się szeroko.
- Dużo… zrobiło się jakoś cicho…
Potter zmarszczył brwi, nasłuchując odgłosów życia, które powinny dochodzić z sąsiedniego pokoju.
- Dziwne…
- Może coś się stało? – spytała zaniepokojona Sharon odkładając kubek na stół. Harry wstał powoli i zrobił krok do przodu.
- Nie tu, to moja głowa!
- Wszystko w porządku – powiedział siadając z powrotem na swoim krześle. Sharon spojrzała niepewnie na chłopaka i utkwiła wzrok w swojej herbacie, starając się ukryć zmieszanie – Oni tak zawsze. To taki ich…oryginalny sposób na pokazywanie uczuć
.
- Aha…
Zaśmiał się cicho. Uniosła buzię patrząc na niego z niepokojem. Westchnął.
- Tak… Teraz jesteś pewna, że to dom wariatów?
- Póki co nikt mnie nie jeszcze zaatakował – powiedziała, starając się rozluźnić atmosferę.
- Dobrze że użyłaś słowa jeszcze… - mruknął, słysząc zbliżający się głos Lily.
- Dobrze widziałeś co robiłeś! Nie wiem, po jaką cholerę ruszałeś! Teraz…Sharon.
- Dobry wieczór…
- Dawno przyszliście?
- Przyszliśmy zanim tata zrzucił sobie walizkę na głowę – przypomniał chłopak. Lily uderzyła się dłonią w czoło.
- Faktycznie. Bardzo zmokliście? – spytała przymilnym tonem, podchodząc do stołu – Była niezła zlewa.
Sharon zamrugała, zastanawiając się, czy wszystko z nią w porządku. Harry rzucił jej błagalne spojrzenie i zerknął przez okno.
- Rozjaśniło się, może pójdziemy przed dom?
- Nie ma mowy, jest zimno a wy…
- Lily – James wszedł do kuchni i rzucił żonie znaczące spojrzenie. Na jego czole pulsował nabrzmiały guz – Nic im nie będzie.
Potter otworzyła usta, ale zanim zdążyła coś powiedzieć oboje ewakuowali się z kuchni.
- Masz dziwną rodzinę – powiedziała rozbawiona Sharon – Ale uroczą…
- Dzięki – mruknął spuszczając wzrok. Jego uszy przybrały kolor purpury. Spojrzał przed siebie. Deszcz padał coraz słabiej, a w powietrzu dało się wyczuć zapach ozonu.
- Wiesz…pomyślałam, że może…skończylibyśmy to, co zaczęliśmy na plaży? – spytała figlarnie, przybliżając się do chłopaka. Spojrzał na nią z uśmiechem.
Przysunęła buzię bliżej. Stykali się już nosami, gdy ciszę przerwał krzyk Alana.
- Mamo! Ta….- spojrzeli automatycznie w stronę okna. Harry ukrył twarz w dłoniach. Spod parapety wystawały dwie wierzgające w powietrzu ręce Alana. Zza firanki wyjrzał nieśmiało James. Widząc rozbawioną Sharon wskazał dłonią by kontynuowali i odciągnął wierzgającego syna jak najdalej od okna.
- Już – powiedziała, z trudem hamując śmiech – Poszli.
- Świetnie – mruknął i podniósł głowę – Pełna kompromitacja.
- Nie jest tak źle – zachichotała – Nadal nikt mnie nie zaatakował.
- To prawda. Ojciec wiedział co robi, zostawiając Kinder u dziadków… - mruknął, a widząc pytające spojrzenie dziewczyny dodał – To nasz jamnik.
Nie wytrzymała. Wybuchła głośnym śmiechem odchylając głowę do tyłu.
- W porządku? – spytał, nie bardzo rozumiejąc co się dzieje. Kiwnęła głową ocierając policzki.
- Tak ja tylko… - urwała, łapiąc się za brzuch.
- Uważaj!
Dziewczyna podniosła głowę i przechyliła się do tyłu, spadając z drewnianego podestu na mokry piach. Rozejrzała się zdezorientowana i wybuchła głośniejszym śmiechem.
- To miejsce dziwnie działa na ludzi – mruknął chłopak i zachichotał, patrząc na śmiejącą się do rozpuku dziewczynę.
***
No tak xD Potterowie ! Romeło kocham Cię! To wystarczy! :*
OdpowiedzUsuńuhuhu, młody Potter dojrzewa . xdDom wariatów, zwariowana notka, ale pozytywna ;DWięcej takich. ; ))
OdpowiedzUsuńWybaczam:D Za taką notkę wybaczam:) Kochłam cię:D normalnie:P
OdpowiedzUsuńCha, cha, cha! Ta notka jest BOSKA! ;D Śmiałam się jak nie wiem! Dobrze, że mojego brata nie ma u mnie w pokoju, by by pomyślał, że jestem chora psychicznie, chociaż chyba teraz też tak myśli. ;p Zrobiłaś z Potterów wariatów, ale słodkich i kochanych wariatów! Fajnie by było żyć w takim domu, człowiek od razu nabiera jakiejś takiej pozytywnej energii. ;D Naprawdę, super Ci wyszedł ten rozdział! ;D O, nasz Potter młody dojrzewa. ;d Ciekawe, co będzie z tą Sharon. ;D *-*Nie wiem, czy już Ci mówiłam, ale nie pamiętam... Zresztą, mogłabym Ci dziękować, i dziękować, i wciąż by mi było mało! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Umieściłaś mnie w najlepszych... nigdy tak nie myślałam... Dzięki. :* Jestem koło takich dobrych w pisaniu... Chyba już to mówiłam, ale to co. Wiesz, chyba będę Ci dziękować w każdym swoim komentarzu. ;D Chociaż nie, bo zanudzę Cię na śmierć. ;D Jeśli już nie zanudziłam. ;pPooooozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie, życzę Ci mnóstwo weny! ;D I czekam na nowy rozdział! :) :*to-co-po.blog.onet.pli lilye-jamesp
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie [onaa-i-on]
OdpowiedzUsuńsupci ale zalewałam!!!!!!! byle tak dalej czekam na nastepną notke i mam nadzieje że za niedługo będzie!! tez cie koffam (za to ze piszesz) chociaz cie nie znam!!
OdpowiedzUsuń