Loch Lomond
Kwietniowe dni, stawały się coraz dłuższe. Im później słońce zachodziło, tym uczniowie wykazywali mniej zaangażowania w naukę. Piąte i siódme klasy doszczętnie zaczęły się zatracać w kole wiedzy, a młodsze roczniki, w lenistwie.
Udręka słonecznych dni, dopadała nie tylko uczniów Hogwatu. Rozkwitająca wiosna, która chyliła się ku schyłkowi, działa również na nauczycieli.
Ku niezadowoleniu wszystkich, ci, zamiast stać się łagodniejszymi i rozleniwionymi, nabrali jeszcze więcej sił i entuzjazmu do nauczania.
Maj, przyniósł jeszcze większą poprawę pogody.
Wszyscy zaczęli wielkie odliczanie do końca roku szkolnego.
***
- Jeszcze tylko miesiąc – oznajmiła z dumą Emily, odsuwając się od kalendarza. Siostry spojrzały na nią ze średnim zainteresowaniem. Zakreślona wielkim czerwonym kółkiem data, nie mogła nie rzucać się w oczy.
- Fajnie – mruknęła Margaret i przeniosła wzrok na baldachim w który wpatrywała się chwilę temu.
- A jej co znowu? – spytała Mandy, wychodząc z łazienki. Ręcznik, którym wycierała włosy, przewiesiła przez poręcz krzesła i usiadła na brzegu łóżka Lupin – Halo! Tu zmienia?
- A co jej może być? – zaśmiała się Amy i zrobiła szybki unik przed lecącą w jej stronę poduszką – Ona ma po prostu zły humor.
- Zajmij się sobą – mruknęła dziewczyna ale na jej buzi pojawił się delikatny uśmiech.
Emily uniosła brwi.
- Pożałujesz, że to powiedziałaś – ostrzegła wymierzając w jej stronę poduszkę – Odszczekaj to, albo …
- Po moim trupie.
Deszcz jaśków spadł na dormitorium. Latały po całym pomieszczeniu, zwalając wszystko co tylko było możliwe z szafek.
***
Widziała, że zamierza coś jej powiedzieć. Wpatrywał się w nią co jakiś czas marszcząc brwi i nadymając policzki. W końcu nie wytrzymała i zachichotała.
- O co chodzi? – spytała nie umiejąc się powstrzymać. Westchnął zrezygnowany.
- Wiesz, planuje na początku wakacji wyjazd – wyjaśnił szybko – Pomyślałem, że może bym zabrał Amel? Skoro i tak ma siedzieć w domu…
Roześmiała się głośno.
- Czy ty postradałeś rozum? Ja wiem, że może na początku niepewnie do tego podchodziłam ale przecież zabierałeś ją już na weekendy. Jeśli będzie chciała, nie widzę powodu żeby miała zostać w domu.
Pokiwał szybko głową, i spojrzał się w swój kubek. Zastanawiał się wyraźnie nad czymś, otworzył usta i szybko je zamknął.
- Kiedy chcesz jechać? I gdzie?
- Na początku lipca – powiedział szybko – Do Loch Lomond.
- Szkocja? – spytała i uśmiechnęła się szeroko. Kiwnął głową. – Piękne miejsce.
Pokiwał głową. Znów wydawało jej się, że chce coś powiedzieć, ale najwyraźniej się rozmyślił bo wstał i podszedł do niej. Spojrzała na niego pytająco.
- Dzięki – uśmiechnął się, oddając naczynie.
Pokiwała głową.
- Nie masz za co.
***
Spojrzała niepewnie na męża, który stał przy zlewie zmywając talerze po obiedzie. Upewniła się, że Matt jest na górze i otworzyła usta, by zaraz po tym je zamknąć. Nie wiedziała, od czego zacząć rozmowę. Bo niby, co miała mu powiedzieć? Westchnęła cicho i nabrała głośnio powietrza.
- Remus…
- Tak? – spytał nie odwracając wzroku. Przygryzła niepewnie wargę. Jej żołądek ścisnął się gwałtownie, a gdy zaczęła mówić jej głos zaczął drżeć od nagromadzonych emocji.
- Myślałam o dziewczynkach – wykrztusiła i zawahała się – Myślę, że powinniśmy im powiedzieć.
Ruchy mężczyzny spowolniły się nagle, a kobieta zauważyła jak mięśnie jego ciała napinają się mocno. Nie odpowiedział.
- Są coraz starsze… niedługo mogą się same domyślić – kontynuowała, obserwując uważnie męża, który nadal czyścił talerz. Po chwili odwrócił się i spojrzał na żonę.
- Wiem – powiedział cicho odkładając naczynie na blat i wycierając ręce w ściereczkę – Też o tym pomyślałem.
- Myślałam, że gdy wrócą ze szkoły, moglibyśmy im powiedzieć – zaczęła ostrożnie, gdy Remus usiadł na krześle. Lupin zmarszczył brwi.
- My? – powtórzył patrząc na nią pytająco.
- A kto?
- Jeżeli ktoś z nas ma im to powiedzieć, to ja – powiedział stanowczo. Kobieta już otworzyła usta by coś powiedzieć, jednak przerwał jej gestem – Nie Cristin, ja. Nie ty.
- Posłuchaj ja…
- Nie – powtórzył stanowczo – Ta sprawa bezpośrednio dotyczy mnie. I to ja powianiem im to powiedzieć.
- Nie, ta sprawa dotyczy nas wszystkich – mruknęła zirytowana – A ja…
- Nic nie pomożesz – powiedział wstając. Westchnęła zirytowana.
- To będzie bardzo trudna rozmowa, chce być z tobą…
- Wiem że będzie trudna – mruknął – Dlatego chce to zrobić sam…
Spojrzała na męża który zasunął krzesło i wrócił do zlewu. Westchnęła.
- Dobrze – powiedziała szeptem – Skoro tak ma być ci łatwiej to dobrze… ale przemyśl to, proszę.
Kiwnął głową i chwile później w kuchni było słychać już tylko szum wody i odgłos zmywanych naczyń.
***
- Znów to robisz! – Krzyknęła, wpadając do sypialni.
- Lily, możesz mi powiedzieć o co chodzi? – spytał, zapinając koszulę. Czerwone rumieńce złości wstąpiły na jej twarz.
- O to, że jesteś ignorantem i znów wychodzisz, chociaż prosiłam, żebyś dziś został w domu!
Zmarszczył brwi, widząc że kobieta jest bliska furii. Jej dłoń natrafiła na figurkę, leżącą na toaletce. Wyczuwając kłopoty, cofnął się gwałtownie.
- Ale Lily, ja…
- Umówiliśmy się, że przełożysz nocną zmianę, żebyśmy w końcu mogli spędzić spokojny wieczór! Mieliśmy zjeść kolację i wykorzystać nieobecność Alana baraszkując po domu w samej bieliźnie!
Zamachnęła się. Złapał za różdżkę i odbił lecącą w jego stronę figurkę, która odskoczyła i uderzyła w ścianę, roztrzaskując się na drobne kawałeczki – Ale ty jak zwykle, robisz wszystko po swojemu! Nic już…
- Lily, nie niszcz mebli, proszę – powiedział, ukrywając rozbawienie i schylił się przed budzikiem – Nigdzie nie idę. Sam.
- Co? – spojrzała na niego marszcząc brwi. But, który znalazł się w jej ręce upadł na podłogę. Słowa powoli do niej docierały. Nie idzie sam? Więc z kim do cholery!?
Kolejna fala złości sprawiła że bezwiednie rzuciła się w jego stronę, z pięści uniesionymi do góry. Złapał ją i przyciągnął, zanim zdążyła wymierzyć cios.
- Jesteś furiatką – szepnął łagodnie, przyciskając jej dłonie do siebie – Nienormalną furiatką.
Zmarszczyła brwi, próbując się wyswobodzić. Zbliżył twarz do jej ucha.
- Idziesz ze mną – powiedział cicho, odgarniając kosmyki jej włosów - Zamówiłem stolik w restauracji.
Odsunęła się, zmieszana. Podniosła głowę i spojrzała na niego przepraszająco. Zaśmiał się, zwalniając uścisk na jej nadgarstkach.
- Naprawdę? – spytała cicho, mrugając szybko – Czemu mi nie powiedziałeś?
- Bo mi nie dałaś dojść do słowa – przypomniał i odsunął się od żony. Spuściła głowę, skruszona.
- Jesteś zły? – usiadła na łóżku patrząc na niego ukradkiem. Podszedł do rozbitej figurki i nachylił się nad nią.
- Nie, ale Twoja siostra będzie, jak to zobaczy – uśmiechnął się, pokazując szczątki porcelanowego pieska. Skrzywiła się – Ale jej mąż na pewno się ucieszy, gdy się dowie że próbowałaś mnie nią zabić.
Rzuciła mu surowe spojrzenie.
- To jest zabawne – mruknęła, odgarniając włosy na plecy. Wzruszył ramionami.
- No dobrze, w takim razie spróbuję ukryć szkody – Powiedział z uśmiechem i dotknął końcem różdżki do kawałków porcelany – Reparo. I po krzyku.
- Dziękuję – szepnęła, podchodząc do niego – I przepraszam. Chyba buzują mi hormony…
- Nie próbuj zwalać tego na napięcie przed miesiączkowe – ostrzegł, przybierając surowy wyraz twarzy. Uśmiechnęła się niewinnie – I tak wiem, ze jesteś furiatką.
***
- Csiii – szepnęła, przykładając palec do ust i weszła do domu. Wymacała przełącznik światła. Skrzywiła się, gdy oślepił ją blask żarówki.
- Mówiłem, że tak będzie – mruknął Potter i złapał się ściany, żeby się nie przewrócić.
- Csiiii…
- Czego szepczesz? – spytał, próbując zdjąć buta. Zbarczyła brwi.
- Bo ty tak robisz – wyjaśniła siadając na podłodze. Spojrzała z miną rocznego dziecka na zapięcie butów i zaklęła – Jak bym wiedziała że mnie spijesz założyłabym wsuwane…
- Gdybym wiedział, że cię spiję, zrobiłbym to w domu.
Zaśmiała się, przyciągając do siebie buta i zaczęła się bawić paseczkiem. Potter przyglądał jej się z uwagą przez chwilę, poczym zrobił chwiejny krok do przodu. Natrafił na wyprostowaną nogę kobiety i upadł.
Wybuchła śmiechem, wychylając w jego stronę głową.
- Widzisz – powiedziała, celując w niego palcem – Mówisz że jestem furiatką, a sam jesteś zboczeńcem. Nawet nie dałeś mi zdjąć butów…
Mruknął coś niezrozumiałego i powoli zaczął się podnosić.
- Wiedziałem że tak będzie – powiedział sam do siebie, łapiąc się ściany, żeby znów nie upaść – Człowiek chce się napić, potyka się o nogi i nazywają go napalonym…
- Tu jestem – przypomniała, wyrywając pasek z buta i ściągając go – Zepsuty.
- Chodź – mruknął, pomagając jej wstać.
- A drugi but? – spytała, patrząc na swoją nogę. Wzruszył ramionami.
- Zepsujesz go rano.
***
- Masz jakieś plany na urlop? – spytał, obserwują uważnie reakcje kobiety. Amel, która stała przy drzwiach, zacisnęła mocno kciuki.
Ann uniosła brwi i spojrzała na mężczyznę, który szybko spuścił wzrok.
- Nie – odpowiedziała powoli – Pewnie zabiorę się gdzieś…
- Może zabierzesz się z nami? – spytała szybko Amel, patrząc z nadzieją na matkę.
- To wasz wyjazd – powiedziała kobieta uśmiechając się do córki.
- Tata się zgodził!
- Zgodził? – spojrzała na niego pytająco. Wzruszył ramionami.
- Jest przekonująca – wyjaśnił – Trudno jej odmówić.
- Mamoooo!
- Zostaw nas samych – poprosiła, wpatrując się w mężczyznę. Kiwnęła głową i wyszła z pomieszczenia.
-Nie patrz tak na mnie – mruknął zirytowany – Przecież nic złego się nie dzieje.
- Jak to sobie wyobrażasz?
- Wynajmiemy dwa pokoje – wyjaśnił. Założyła ręce na biodra.
- To było od początku zaplanowane?
- Nie – odpowiedział szybko ale uśmiechnął się szeroko – Pomyśl o tym. Warto.
- Dobra – powiedziała cicho – Żebym tylko tego nie żałowała…
***
Rozglądali się po peronie, w poszukiwaniu córek. Cristin stanęła na palcach i jęknęła, gdy Matt nadepnął na jej stopy.
-Są! – krzyknął podskakując radośnie przed siebie. Remus wziął go na ręce, żeby mógł zobaczyć siostry a malec po chwili wyszarpał się i wybiegł przed siebie, rzucając się na dziewczynki. Roześmiane nastolatki uściskały go mocno i zaczęły biec w stronę rodziców ciągnąc za sobą kufry. Gdy były już zaledwie kilka kroków od nich, rzuciły walizki na bok i rzuciły się jednocześnie na ojca, ściskając go mocno.
Lupin zachwiał się i na pewno upadłby, gdyby nie ściana, o którą był oparty. Zaśmiały się głośnio i odwróciły do matki, która zszokowana tak entuzjastycznym powitaniem uściskała je mocno.
- Tęskniłyśmy – powiedziała Margaret biorąc Matta na ręce i czochrając go mocno.
- Zauważyliśmy – zaśmiała się Cristin, gdy znów rzuciły się na rodziców – Czy wszystko w porządku? Chyba podmienili mi córki w Hogwarcie. Ostatnim razem siłą was do uścisku nie można było nakłonić a teraz rzucacie się jakbyście nas rok nie widziały.
Uśmiechnęły się do siebie szeroko, wzruszając ramionami.
- Jesteśmy nastolatkami – wyjaśniła Margaret poważnym tonem – Hormony nam buzują, nikt za nami nie nadąży.
Pokiwały zgodnie głowami.
- Musicie się do tego przyzwyczaić – dodała Amy, kiwając żarliwie głową i z uśmiechem na twarzy ruszyły do przodu.
- Słyszałeś? – spytała rozbawiona Cristin, idąc za córkami – Są nastolatkami.
***
- Jesteś pewna, że wiesz co robisz? – spytał rozbawiony patrząc jak kobieta w pośpiechu wrzuca swoje ubrania do walizki.
- Tak – powiedziała, nie poświęcając mu nawet spojrzenia. Pokręcił głową, powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechu. Podświadomie czuł, że kobieta szybko pożałuje swojej decyzji – To nie zobowiązujący wyjazd – dodała, upychając do torby kosmetyczkę – Potrzebuję teraz tego.
- I jesteś pewna, że potrzebujesz towarzystwa byłego męża?
Spojrzała na niego surowo, zaprzestając nieudolnych prób zamknięcia walizki.
- Do czego dążysz? – spytała, rozglądając się po sypialni w poszukiwaniu różdżki.
- Nie ufam mu – wyznał bez ogródek wzruszając ramionami. Ann prychnęła.
- Nie tylko ty. – Machnęła szybko różdżką, wypowiadając w myślach zaklęcie. Rzeczy, które w jej mniemaniu miały się ułożyć w kosteczkę, wyskoczyły z walizki i opadły na podłogę. Medison wybuchł śmiechem widząc zszokowana twarz kobiety. Wstał i podszedł do niej, wyciągając swoją różdżkę. Machnął nią szybko i wszystko wróciło na swoje miejsce, a walizka sama się zamknęła. Odwróciła twarz w jego stronę i uśmiechnęła się dziękczynnie.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła? – spytała, chowając magiczny atrybut do tylnej kieszeni. Wzruszył ramionami.
- Żyłabyś dużo spokojniej – powiedział w końcu uśmiechnął się widząc jej rozbawioną minę – Jesteś pewna, że chcesz jechać?
Kiwnęła głową, uważnie lustrując jego twarz. Zawahał się przez chwilę, formułując odpowiedzieć po czym powiedział bardzo powoli.
- Uważaj – poprosił łagodnym tonem – I baw się dobrze.
***
Wskoczyła pod kołdrę i okryła się nią mocno. Spojrzał na nią rozbawiony, ale nic nie powiedział.
- Cieszę się, że już są w domu – powiedziała wtulając się w ramię męża – Znudziła mi się ta cisza.
Nie odpowiedział. Podniosła wzrok i zmarszczyła brwi. Wpatrywał się w skupieniu w okno.
- Jesteś całkowicie pewny…? – spytała szeptem, odgadując jego myśli – Może poczekajmy? To jeszcze dzieci…
- Kiedyś muszę to zrobić – powiedział odwracając głowę w jej stronę – Nie powinniśmy z tym zwlekać, są coraz starsze.
- Nie ugniesz się? Będziesz uparty i nie zmienisz zdania?
Zgodził się w milczeniu.
- I jesteś stuprocentowo pewny, że sam chcesz to zrobić?
Kolejne przytaknięcie.
- Powiesz mi chociaż kiedy?
- Jak najszybciej.
***
- Nie ma pokoi dwu osobowych.– powiedział podchodząc do Ann. Kobieta spojrzała na niego znużona –Mamy do wyboru trzy jedno lub apartament trzy osobowy.
Rzuciła mu spojrzenie „Co to za wybór” i wróciła do oglądania znalezionego na stoliku
przewodnika. Wzruszył ramionami i wrócił do recepcji. Podniosła wzrok, ukradkiem obserwuje jak rozmawia ze strojącą za ladą kobietę poczym odwróciła się do córki.
- Jesteś głodna? – spytała uśmiechając. Dziewczynka podniosła głowę.
- Bardzo – powiedziała poważnie.
- Zaraz pójdziemy coś zjeść. Zostawimy tylko bagaże.
Kiwnęła w milczeniu głową. Ann westchnęła, odkładając książeczkę i spojrzała w stronę Nicka, który zniknął jej z pola widzenia.
- Numer trzy – podskoczyła, słysząc głos mężczyzny nad swoim uchem. Roześmiał się, obchodząc fotel i podnosząc bagaże – Zapraszam.
***
Szybko przekonali się, że apartament, brzmi dumnie. Składał się z malutkiej łazienki, niewielkiego pokoju połączonego z kuchnią i małej sypialni z jednoosobowym łóżkiem. Jedynym atutem, było wielkie okno, wychodzące na park i znajdujący się w nim zamek, który od razu przykuł uwagę Ann.
- Po obiedzie, pójdę zwiedzać okolicę – oznajmiła siadając przy stole. Spojrzała na postawiony przez Nicka talerz i uniosła brwi – Zupka z torebki?
Wzruszył ramionami biorąc do ręki łyżkę. Amel zachichotała.
- Wracając zrobię zakupy – dodała i przemieszała zawartość talerza – Idziecie ze mną?
Nick skrzywił się odsuwając talerz. Ann zmarszczyła brwi i spróbowała zupę, poczym szybko odłożyła łyżkę.
- Na co czekać – mruknęła wstając i zabierając córce talerz nim ta zdążyła spróbować – Chodźmy od razu.
***
Powoli przemierzali park, wyraźnie unikając swojego spojrzenia. Amel szła przodem, ściskając kurczowo w ręku aparat i robiąc zdjęcia wszystkiemu, co przykuło jej uwagę.
- Pięknie tu – powiedziała cicho Ann, zatrzymując wzrok nieznanym jej z nazwy krzaku, o pięknych różowych kwiatach przypominających dzwoneczki*.
Cały park, uwodził swoim pięknem. Kręte alejki, równo przystrzyżona trawa, liczne krzaki z różnokolorowymi kwiatami tworzyły nastrój romantyczności, z jaką kobieta jeszcze nigdy dotąd się nie spotkała.
Całość, dopełniały wielkie, rozłożyste drzewa o bujnie powykręcanych gałęziach i wzniesiony pośrodku zamek.
Zatrzymali się, u kresu alejki. Tam, gdzie skończyła się udeptana i usypana żwirem alejka, roznosił się widok na Jezioro Loch Lomond.
Z jej ust, wydobył się jęk zachwytu. Położone w dolinie, z dwóch stron otoczone górami było jednym z najbardziej niesamowitych widoków, jakie miała okazję widzieć. Ciemna tafla wody, jak nierówne lustro odbijała obraz gór. W dole, zobaczyła spacerujących po alejkach ludzi.
Poczuła jak Nick delikatnie obejmuje ją ramieniem. Nie wyswobodziła się. Oparła głowę o ramię mężczyzny, nadal wpatrując się w roztaczający się przed nią krajobraz.
- Przez całe nasze małżeństwo nie zabrałeś mnie w tak piękne miejsce – powiedziała, nie ukrywając rozbawienia. Pokiwał głowa.
- Nadrabiam zaległości.
***
Siedzieli na brzegu, przy jeziorze. Amel, skorzystała z wody i spacerowała po brzegu, mocząc stopy. Oni, usadowili się kilkanaście stóp dalej.
Ułożyła się wygodnie na trawie, wpatrując się w niebo. Zmrużyła oczy i zachichotała, czując delikatnie łaskotanie w stopę.
- Przestań – mruknęła, otwierając jedno oko – Łaskoczesz.
- Nic nie robię!
- Łaskoczesz mnie w stopę – zaśmiała się uginając nogę w kolanie. Łaskotanie przemieściło się na łydkę – Nie pozwalaj sobie.
- O co ci chodzi? – Otworzyła leniwie drugie oko. Clarson siedział tuż nad jej głową, ściskając w dłoniach książkę. Łaskotanie nadal nie ustępowało.
- Coś chodzi po mojej prawej nodze, prawda? – powiedziała powoli wpatrując się w mężczyznę. Wychylił się.
- Mały pajączek – stwierdził obojętnie wracając do lektury.
- Jak mały!? – spytała histerycznym tonem.
- O taki – wskazał palcem pół kciuka. Zapiszczała, zrywając się na równe nogi i zaczęła podskakiwać, pisząc przy tym głośno.
- Zabierz go!
Rzucił się pod jej nogi, próbując złapać przerażone stworzenie, które uparcie próbowało przedostać się wyżej. Tym wyżej jednak był pająk, tym bardziej kobieta podskakiwała a on miał większą trudność.
- Zabierz go!!!
- Zaraz – powiedział zniecierpliwiony, łapiąc ją za nogę.
- Już!
- Zatrzymaj się!
Stanęła sparaliżowana. Mężczyzna uklęknął zbliżając dłoń do stworzenia. Gdy już miał go złapać, Ann pisnęła znów podskakując. Pająk wpełznął pod bluzkę.
Jęknął. Kobieta zaczęła piszczeć głośniej, wymachując teraz i rękami i próbując strzepnąć zwierzaka.
Zirytowany złapał ją w pasie i rzucił na ziemie. Przytrzymując dłonie kobiety uniósł rowek koszulki i wydał z siebie pomruk niezadowolenia.
- Musisz wyjąc go sama – powiedział próbując przekrzyczeć piski kobiety – Wszedł pod stanik.
- Czuję! – krzyknęła – Wyjmij go!!
- Zwariowałaś!?
- Już! – zawyła zirytowana – Kiedyś nie miałeś oporów! Wyjmij go!
Pokręcił z politowaniem głową i delikatnie wsunął rękę pod koszulkę kobiety. Ludzie, którzy do tej pory przyglądali się z daleka, zwabieni krzykami kobiety podeszli bliżej.
Minęła dłuższa chwila, gdy przestała piszczeć.
- Sprawca zamieszania – powiedział podsuwając pod nos kobiety przerażonego pająka – Bał się bardziej niż ty.
- Zabierz to ode mnie – warknęła, poprawiając koszulkę. Pokręcił z politowaniem głową, puszczając stworzenie w trawę.
- Jesteś straszna histeryczka – mruknął siadając na trawie. Ludzie powoli rozstąpili się, szepcząc miedzy sobą.
- Boje się pająków – powiedziała siadając po turecku na trawie i rozglądając się niepewnie – Gdzie on jest?
- Daleko od ciebie.
***
Mruknęła zadowolona odchylając głowę do tyłu.
Przyjrzał jej się z zainteresowaniem.
- Dobrze mi tu – powiedziała nie otwierając oczu – Na emeryturze się tu przeniosę.
- Zawsze byłaś inna – stwierdził wzruszając ramionami. Zignorowała uwagę.
- Nie lubię miasta – wyjaśniała – wolę życie bliżej natury.
- Zauważałem.
- Nie posądzałam cię o taką spostrzegawczość.
- Zadziwiające jak mało o mnie wiesz.
- Będę to musiała kiedyś nadrobić – mruknęła uśmiechając się lekko.
***
Sama nie wiedziała, dlaczego tak łatwo dawała mu się przekonywać. Chodź na początku czuła, że będzie żałować decyzji o wyjeździe, z każdym dniem coraz bardziej cieszyła się z tego, że się zgodziła.
Podczas gdy Amel korzystała z wód jeziora Loch Lomond, ona wraz z Nickiem powoli odbudowywali relacje między sobą. Nawet nie zauważyła gdy jej ostrożność względem mężczyzny całkowicie zniknęła.
Przełomowym wydarzeniem, miała być przed ostania noc pobytu w Balldoch.
***
Dziewczynka spojrzała zszokowana na panujący w pokoju rozgardiasz i siedzących na podłodze rodziców, którzy roześmiani rzucali w siebie orzeszkami.
Amel poprawiła poduszkę na której leżała i ziewnęła przeciągle.
- Jesteś śpiąca? – spytała Ann próbując opanować śmiech, gdy rzucony przez nią orzeszek trafił w czoło mężczyzny.
- Trochę – powiedziała dziewczynka z zainteresowaniem obserwując jak Nick wykorzystuje chwilę nieuwagi Ann wrzucając fistaszka prosto w jej dekolt jej bluzki. Zaśmiała się, całkiem ignorując orzeszka który stoczył się głębiej i spojrzała na zegarek.
- Już jedenasta – Kolejny orzeszek trafił w jej dekolt turlając się w głąb dekoltu – Zaraz dostaniesz!
Dziewczynka pokręciła głową, zdając sobie spraw
y że nie odciągnie rodziców od zabawy i wstała z łóżka, biorąc poduszkę pod pachę, poczym wyszła z pokoju do mniejszej sypialni.
- Obraziła się – powiedział Nick, wzruszając ramionami i podrzucając fistaszka do góry. Nie zdążył go złapać, gdy poduszka trafiła w jego twarz.
- Powiem jej, żeby się położyła tam – stwierdziła kobieta wstając z podłogi – Nie waż się rzucić we mnie od tyłu, bo pożałujesz.
- Nie boję się ciebie – mruknął, również wstając i zabierając się za zbieranie rozrzuconych po podłodze orzechów.
***
Amel, jak na swoje osiem lat, rozumiała dużo. Rozumiała, że rodzice wcale nie rozstali się dlatego, że nie umieli się dogadać, rozumiała to, dlaczego mieszkała z matką i rozumiała, że powinni teraz zostać sami. Widziała, że przez kilka dni oboje zachowywali się wobec siebie mniej wrogo, oboje odżyli i nabrali energii.
Dziewczynka, tak naprawdę po raz pierwszy czuła, że ma obojga rodziców. Rozumiała, że nie powinna im przeszkodzić.
Ułożyła się wygodnie a łóżku, na którym do tej pory sypiał ojciec, ziewając przeciągle. Śmiechy rodziców ucichły na chwilę.
Drzwi od sypialni uchyliły się, wpuszczając do środka trochę światła.
- Kochanie, śpisz?
- Nie – powiedziała dziewczynka, obracając się w stronę drzwi.
- Uśniesz tu? – spytała, siadając na brzegu łóżka. Pogłaskała ją po włosach, uśmiechając się. Kiwnęła głową – W takim razie śpij. Tata cię przeniesie.
- Mamo? Dlaczego tak nie jest zawsze?
Usłyszała ciche westchnięcie matki. Kobieta milczała przez chwilę.
- Nie wiem kochanie. Naprawdę. Śpij słodko.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też – uśmiechnęła się, zamykając za sobą drzwi.
***
- Nie, już sprzątasz? – usiadła zrezygnowana na kanapie patrząc z utęsknieniem na miseczkę, w której do tej pory były orzeski – A ja wytargowałam nam jeszcze trochę czasu…
- Spędzimy go inaczej – powiedział wzruszając ramionami Uniosła brwi.
- Niby jak?
- No nie wiem. Na przykład, mogę cię ograć w karty. Albo zabrać nad jezioro.
- O tej porze? – spojrzała na niego zdziwiona. – Niby co tam chcesz robić?
- Kąpać się nago – fuknął i roześmiał się widząc zszokowaną twarz kobiety – A co można robić nad jeziorem o jedenastej w nocy.
- Też chciałabym wiedzieć…
***
- Możemy pogadać? – spytał wchodząc do pokoju dziewczynek. Uśmiechnęły się do niego szeroko, zgodnie kiwając głowami.
- Nie siądziesz? – spytała Emily, wpatrując się uważnie w twarz ojca. Westchnął cicho, wchodząc w głąb pokoju. Trojaczki wymieniły ukradkowe spojrzenia, a widząc, że szykuje się poważniejsza rozmowa, odłożyły to, czym się zajmowały i przybrały wygodne pozycje.
Lupin usiadł na krześle, tak, żeby widzieć całą trójkę.
- O co chodzi? – spytała ostrożnie Emily, widząc, jak ojciec nerwowo pociera ręce. Znów wymieniły nerwowe spojrzenia.
- Jest coś, o czym powinienem wam powiedzieć.
Spojrzały na niego poważnie. Przez chwilę wydawało mu się, że nie widzi czternastoletnich dziewcząt, ale trzy dojrzałe kobiety.
Przełknął ślinę. Było dużo trudniej, niż się spodziewał. Słowa ugrzęzły mu w gardle.
Bał się. Zdał sobie sprawę, jak bardzo się boi.
Zmusił się, by spojrzeć każdej córce w oczy.
- Tato? – odezwała się cicho Emily, mrugając kilka razy.
Nabrał głośno powietrza.
- Posłuchajcie mnie – powiedział cicho, próbując ubrać słowa cisnące mu się na usta, w sensowne zdanie. Jego serce biło co najmniej kilka razy szybciej. Słyszał dokładnie rytm, który wybijało. Chciał mieć to już za sobą. Chciał to po prostu powiedzieć jednak za każdym razem, gdy próbował, głos odmawiał posłuszeństwa.
Zapanowała głucha cisza. Ponownie otworzył usta.
- Tato… co chcesz nam powiedzieć? – spytała drżącym głosem Emily, wpatrując się w bladą twarz mężczyzny.
Spojrzał na nią. Łagodne spojrzenie czekoladowych oczu dziewczyny i przerażony wzrok Lupina, spotkały się. Znów nabrał powietrza i powiedział, tym razem trochę głośniej i pewnej.
- Te dni, podczas których wyjeżdżam z pracy – zaczął powoli i zrobił krótką pauzę – Chodzi o to.. to nie są wyjazdy służbowe.
Spojrzał na nie, czekając na reakcje, jednak dziewczynki nic nie powiedziały, wpatrując się nadal w ojca.
- Gdzie jesteś? – spytała cicho Amy, czując narastającą napiętość w atmosferze. Lupin westchnął cicho.
- Najczęściej w piwnicy – powiedział smętnie – Czasem u dziadków. Tym dalej od was, spędzam pełnię tym bezpieczniej.
Atmosfera stała się jeszcze gorsza. Dziewczynki wpatrywały się w ojca. Na ich buziach, nie było widać żadnej reakcji i Remus nie był w stanie, odgadnąć czy już doszły, do czego zmierza.
Nie bał się już. Teraz, był przerażony. Nie panował nad dłońmi, które drżały w zdenerwowaniu. Kolor jego skóry, odcieniem przypominał kredową białą twarz nieboszczyka.
- Zmierzam do tego – kontynuował patrząc uważnie na córki – że nie mogę spędzać pełni w domu z wami. Nie mogę bo… - zawahał się przez chwilę. Nieodgadniony grymas przebiegł po jego twarzy, gdy znów się odezwał – bo jestem wilkołakiem.
Zamilkł, czekając na ich reakcje.
***
- No dobra – powiedziała cicho zatrzymując się przy brzegu – I co teraz?
Wzruszył ramionami. Zapanowała głucha cisza, przerywana tylko odgłosami natury.
Ciche hukanie sowy komponowało się z szumem jeziora, cichym wiatrem i ukrytym gdzieś w trawie świerszczem. Uśmiechnęła się.
- Chodź na podest – zaproponowała ruszając bezszelestnie w stronę umieszczonego na wodzie pomostu.
W pobliżu, nie było żywej duszy, a jednym źródłem światła był księżyc, który odbijając się od gładkiej tafli wody tworzył świetlisty krąg. Wzruszył ramionami i podszedł za nią rozglądając się dookoła.
Kobieta tymczasem usiadła na brzegu podestu, spuszczając nogi. Zimna woda jeziora ochłodziła ją delikatnie. Przysiadł obok.
- I co teraz?
- To był Twój pomysł. – powiedziała wpatrując się w niebo – Posiedzimy tu sobie.
- Doskonały pomysł – stwierdził kiwając głową. Przez dłuższą chwilę siedzieli w ciszy, wpatrując się w ciemne niebo. Spojrzał na nią ukradkiem.
- Nie ruszaj się… - szepnął, wyciągając w jej stronę dłoń. Zobaczył, jak zesztywniała.
- Co…?
- Po prostu się nie ruszaj – syknął – Masz coś na…
Pisnęła, odwracając się gwałtownie. Zanim zdążył zareagować, ześlizgnęła się do wody.
Patrzył zszokowany, jak wściekła wynurza się.
- Nic ci nie jest? – spytał, nachylając się nieznacznie. Rzuciła mu piorunujące spojrzenie.
- Nie!
- Po szyi chodziła ci meszka – powiedział wyciągając w jej stronę dłoń – Próbowałem cię ostrzec, ale ty jak zwykle spanikowałaś.
Złapała ją mocno i po chwili, rozległ się głośny plusk.
- Próbowałam cię ostrzec – powiedziała złośliwie.
Zmarszczył brwi, obserwując jak kobieta się śmieje. W tej chwili, w najbliższej okolicy, słychać było tylko jej perlisty śmiech.
- Próbowałaś? – zapytał w końcu. Kiwnęła głową.
- Rozumiem… - mruknął. Wziął zamach dłonią i z całej siły, ochlapał kobietę – Jesteśmy kwita.
- Pożałujesz tego…
- Już żałuję.
***
Rzucił w jej stronę ręcznik, wyjmując równocześnie drugi dla siebie. Zajął się wycieraniem włosów, zerkając na nią ukradkiem. D
opiero teraz zauważył, że mokra koszulka przyległa do jej ciała, prześwitując lekko. Rzuciła mu piorunujące spojrzenie. Podszedł bliżej, biorąc po drodze leżący na krześle koc. Rozłożył go i w milczeniu, okrył nim kobietę, nie spuszczając wzroku z jej twarzy.
Przestała wycierać włosy. Podniosła dłoń i delikatnie dotknęła jego policzka, ocierając spływającą po policzku kroplę wody.
- Dawno się tak dobrze nie bawiłam – powiedziała szeptem. Zamrugał – Dziękuję.
- Brakowało mi ciebie … – zaczął ostrożnie dobierając słowa. Nie chciał zepsuć nastroju i relacji, jakie między nimi zapanowały, tylko przez to, że powie o jedno słowo za dużo. Wpatrywała się w niego czekając na ciąg dalszy – Cieszę się, że zgodziłaś się przyjechać.
- Mi też ciebie brakowało – szepnęła nie odrywając wzroku od oczu mężczyzny. Działając pod wpływem chwili, uniosła dłoń, kładąc ją na ramieniu mężczyzny.
Pochylił się nad nią, spodziewając się, że lada moment kobieta wyszarpnie się z jego objęcia. Ona jednak czekała na dalszy rozwój wypadków.
- Żałuję tego, co się wydarzyło – kontynuował nadal uważnie obserwując ewentualne reakcje kobiety. Nie był pewny, czy dobrze robi, pozwalając sobie na coraz więcej. Ona jednak, nadal nic nie robiła, wpatrując się w niego jak zahipnotyzowana.
Ich nosy zetknęły się, gdy pochylił się jeszcze niżej. Tym razem, to ona podniosła dłoń, obejmując go za szyję. Ignorując uciążliwy głos w głowie, musnęła jego usta przyciskając się bliżej.
Odwzajemnił pocałunek.
Poczuła, jak nogi uginają się pod ciężarem jej ciała. Przytrzymał ją, obejmując mocniej w pasie. Jej dłoń, powędrowała do mokrej koszuli mężczyzny. Cały świat przestał istnieć.
***
* Opis, który macie przed sobą, stworzyłam na postawie fotografii. W pewnych momentach pozwoliłam puścić wodzę fantazji jednak mam nadzieję, że nie odbiegłam za bardzo od oryginału.
Co najmniej pięć razy, próbowałam napisać tą notkę. A właściwie, sam moment rozmowy Remusa z córkami. To, jest ostatnia wersja.
Bardzo zależało mi, żeby nie była dobra, tylko bardzo dobra, a nawet świetna.
Nie wiem, do jakiej kategorii mam ją zaliczyć. Niewątpliwie jednak wiem, jest ona zdecydowanie najtrudniejszą, jaką napisałam i że poświęciłam jej więcej czasu, niż którejkolwiek z poprzednich. I denerwowałam się bardziej, że sam Remus.
I prawdopodobnie, jest zdecydowanie zbyt trudną jak na moje możliwości.
Miało być wiarygodnie i szczegółowo. Zabierając się za pisanie, postawiłam sobie zadanie, żeby nie ominąć niczego. Żeby nie iść na łatwiznę, że przyznają się, kiedy tylko zacznie rozmowę, że wypali z grubej rury czy że skończę na zdaniu „ Musicie o czymś wiedzieć”. Zależało mi, żeby opisać wszystko.
Nie wiem, czy sprostałam. Ja, jestem zadowolona. Myślę, że zmieściłam się w zakresie dobra notka.
Równocześnie, zaczynam rozwijać wątek Ann. Muszę was uprzedzić, że przez kilka notek, będzie ona głównym tematem.
Fragment z Potterami, był odskocznią. Miałam ogromna ochota napisać coś luźnego, a później nie chciałam usunąć.
Na następną notkę, pewnie będziecie musieli poczekać. To nie koniec trudnych momentów.
Cóż, na koniec, nie będę ukrywać, że zależy mi na opiniach o tym poście. Jestem ciekawa, na ile udało mi się sprostać zadaniu.
To tyle.
Udręka słonecznych dni, dopadała nie tylko uczniów Hogwatu. Rozkwitająca wiosna, która chyliła się ku schyłkowi, działa również na nauczycieli.
Ku niezadowoleniu wszystkich, ci, zamiast stać się łagodniejszymi i rozleniwionymi, nabrali jeszcze więcej sił i entuzjazmu do nauczania.
Maj, przyniósł jeszcze większą poprawę pogody.
Wszyscy zaczęli wielkie odliczanie do końca roku szkolnego.
***
- Jeszcze tylko miesiąc – oznajmiła z dumą Emily, odsuwając się od kalendarza. Siostry spojrzały na nią ze średnim zainteresowaniem. Zakreślona wielkim czerwonym kółkiem data, nie mogła nie rzucać się w oczy.
- Fajnie – mruknęła Margaret i przeniosła wzrok na baldachim w który wpatrywała się chwilę temu.
- A jej co znowu? – spytała Mandy, wychodząc z łazienki. Ręcznik, którym wycierała włosy, przewiesiła przez poręcz krzesła i usiadła na brzegu łóżka Lupin – Halo! Tu zmienia?
- A co jej może być? – zaśmiała się Amy i zrobiła szybki unik przed lecącą w jej stronę poduszką – Ona ma po prostu zły humor.
- Zajmij się sobą – mruknęła dziewczyna ale na jej buzi pojawił się delikatny uśmiech.
Emily uniosła brwi.
- Pożałujesz, że to powiedziałaś – ostrzegła wymierzając w jej stronę poduszkę – Odszczekaj to, albo …
- Po moim trupie.
Deszcz jaśków spadł na dormitorium. Latały po całym pomieszczeniu, zwalając wszystko co tylko było możliwe z szafek.
***
Widziała, że zamierza coś jej powiedzieć. Wpatrywał się w nią co jakiś czas marszcząc brwi i nadymając policzki. W końcu nie wytrzymała i zachichotała.
- O co chodzi? – spytała nie umiejąc się powstrzymać. Westchnął zrezygnowany.
- Wiesz, planuje na początku wakacji wyjazd – wyjaśnił szybko – Pomyślałem, że może bym zabrał Amel? Skoro i tak ma siedzieć w domu…
Roześmiała się głośno.
- Czy ty postradałeś rozum? Ja wiem, że może na początku niepewnie do tego podchodziłam ale przecież zabierałeś ją już na weekendy. Jeśli będzie chciała, nie widzę powodu żeby miała zostać w domu.
Pokiwał szybko głową, i spojrzał się w swój kubek. Zastanawiał się wyraźnie nad czymś, otworzył usta i szybko je zamknął.
- Kiedy chcesz jechać? I gdzie?
- Na początku lipca – powiedział szybko – Do Loch Lomond.
- Szkocja? – spytała i uśmiechnęła się szeroko. Kiwnął głową. – Piękne miejsce.
Pokiwał głową. Znów wydawało jej się, że chce coś powiedzieć, ale najwyraźniej się rozmyślił bo wstał i podszedł do niej. Spojrzała na niego pytająco.
- Dzięki – uśmiechnął się, oddając naczynie.
Pokiwała głową.
- Nie masz za co.
***
Spojrzała niepewnie na męża, który stał przy zlewie zmywając talerze po obiedzie. Upewniła się, że Matt jest na górze i otworzyła usta, by zaraz po tym je zamknąć. Nie wiedziała, od czego zacząć rozmowę. Bo niby, co miała mu powiedzieć? Westchnęła cicho i nabrała głośnio powietrza.
- Remus…
- Tak? – spytał nie odwracając wzroku. Przygryzła niepewnie wargę. Jej żołądek ścisnął się gwałtownie, a gdy zaczęła mówić jej głos zaczął drżeć od nagromadzonych emocji.
- Myślałam o dziewczynkach – wykrztusiła i zawahała się – Myślę, że powinniśmy im powiedzieć.
Ruchy mężczyzny spowolniły się nagle, a kobieta zauważyła jak mięśnie jego ciała napinają się mocno. Nie odpowiedział.
- Są coraz starsze… niedługo mogą się same domyślić – kontynuowała, obserwując uważnie męża, który nadal czyścił talerz. Po chwili odwrócił się i spojrzał na żonę.
- Wiem – powiedział cicho odkładając naczynie na blat i wycierając ręce w ściereczkę – Też o tym pomyślałem.
- Myślałam, że gdy wrócą ze szkoły, moglibyśmy im powiedzieć – zaczęła ostrożnie, gdy Remus usiadł na krześle. Lupin zmarszczył brwi.
- My? – powtórzył patrząc na nią pytająco.
- A kto?
- Jeżeli ktoś z nas ma im to powiedzieć, to ja – powiedział stanowczo. Kobieta już otworzyła usta by coś powiedzieć, jednak przerwał jej gestem – Nie Cristin, ja. Nie ty.
- Posłuchaj ja…
- Nie – powtórzył stanowczo – Ta sprawa bezpośrednio dotyczy mnie. I to ja powianiem im to powiedzieć.
- Nie, ta sprawa dotyczy nas wszystkich – mruknęła zirytowana – A ja…
- Nic nie pomożesz – powiedział wstając. Westchnęła zirytowana.
- To będzie bardzo trudna rozmowa, chce być z tobą…
- Wiem że będzie trudna – mruknął – Dlatego chce to zrobić sam…
Spojrzała na męża który zasunął krzesło i wrócił do zlewu. Westchnęła.
- Dobrze – powiedziała szeptem – Skoro tak ma być ci łatwiej to dobrze… ale przemyśl to, proszę.
Kiwnął głową i chwile później w kuchni było słychać już tylko szum wody i odgłos zmywanych naczyń.
***
- Znów to robisz! – Krzyknęła, wpadając do sypialni.
- Lily, możesz mi powiedzieć o co chodzi? – spytał, zapinając koszulę. Czerwone rumieńce złości wstąpiły na jej twarz.
- O to, że jesteś ignorantem i znów wychodzisz, chociaż prosiłam, żebyś dziś został w domu!
Zmarszczył brwi, widząc że kobieta jest bliska furii. Jej dłoń natrafiła na figurkę, leżącą na toaletce. Wyczuwając kłopoty, cofnął się gwałtownie.
- Ale Lily, ja…
- Umówiliśmy się, że przełożysz nocną zmianę, żebyśmy w końcu mogli spędzić spokojny wieczór! Mieliśmy zjeść kolację i wykorzystać nieobecność Alana baraszkując po domu w samej bieliźnie!
Zamachnęła się. Złapał za różdżkę i odbił lecącą w jego stronę figurkę, która odskoczyła i uderzyła w ścianę, roztrzaskując się na drobne kawałeczki – Ale ty jak zwykle, robisz wszystko po swojemu! Nic już…
- Lily, nie niszcz mebli, proszę – powiedział, ukrywając rozbawienie i schylił się przed budzikiem – Nigdzie nie idę. Sam.
- Co? – spojrzała na niego marszcząc brwi. But, który znalazł się w jej ręce upadł na podłogę. Słowa powoli do niej docierały. Nie idzie sam? Więc z kim do cholery!?
Kolejna fala złości sprawiła że bezwiednie rzuciła się w jego stronę, z pięści uniesionymi do góry. Złapał ją i przyciągnął, zanim zdążyła wymierzyć cios.
- Jesteś furiatką – szepnął łagodnie, przyciskając jej dłonie do siebie – Nienormalną furiatką.
Zmarszczyła brwi, próbując się wyswobodzić. Zbliżył twarz do jej ucha.
- Idziesz ze mną – powiedział cicho, odgarniając kosmyki jej włosów - Zamówiłem stolik w restauracji.
Odsunęła się, zmieszana. Podniosła głowę i spojrzała na niego przepraszająco. Zaśmiał się, zwalniając uścisk na jej nadgarstkach.
- Naprawdę? – spytała cicho, mrugając szybko – Czemu mi nie powiedziałeś?
- Bo mi nie dałaś dojść do słowa – przypomniał i odsunął się od żony. Spuściła głowę, skruszona.
- Jesteś zły? – usiadła na łóżku patrząc na niego ukradkiem. Podszedł do rozbitej figurki i nachylił się nad nią.
- Nie, ale Twoja siostra będzie, jak to zobaczy – uśmiechnął się, pokazując szczątki porcelanowego pieska. Skrzywiła się – Ale jej mąż na pewno się ucieszy, gdy się dowie że próbowałaś mnie nią zabić.
Rzuciła mu surowe spojrzenie.
- To jest zabawne – mruknęła, odgarniając włosy na plecy. Wzruszył ramionami.
- No dobrze, w takim razie spróbuję ukryć szkody – Powiedział z uśmiechem i dotknął końcem różdżki do kawałków porcelany – Reparo. I po krzyku.
- Dziękuję – szepnęła, podchodząc do niego – I przepraszam. Chyba buzują mi hormony…
- Nie próbuj zwalać tego na napięcie przed miesiączkowe – ostrzegł, przybierając surowy wyraz twarzy. Uśmiechnęła się niewinnie – I tak wiem, ze jesteś furiatką.
***
- Csiii – szepnęła, przykładając palec do ust i weszła do domu. Wymacała przełącznik światła. Skrzywiła się, gdy oślepił ją blask żarówki.
- Mówiłem, że tak będzie – mruknął Potter i złapał się ściany, żeby się nie przewrócić.
- Csiiii…
- Czego szepczesz? – spytał, próbując zdjąć buta. Zbarczyła brwi.
- Bo ty tak robisz – wyjaśniła siadając na podłodze. Spojrzała z miną rocznego dziecka na zapięcie butów i zaklęła – Jak bym wiedziała że mnie spijesz założyłabym wsuwane…
- Gdybym wiedział, że cię spiję, zrobiłbym to w domu.
Zaśmiała się, przyciągając do siebie buta i zaczęła się bawić paseczkiem. Potter przyglądał jej się z uwagą przez chwilę, poczym zrobił chwiejny krok do przodu. Natrafił na wyprostowaną nogę kobiety i upadł.
Wybuchła śmiechem, wychylając w jego stronę głową.
- Widzisz – powiedziała, celując w niego palcem – Mówisz że jestem furiatką, a sam jesteś zboczeńcem. Nawet nie dałeś mi zdjąć butów…
Mruknął coś niezrozumiałego i powoli zaczął się podnosić.
- Wiedziałem że tak będzie – powiedział sam do siebie, łapiąc się ściany, żeby znów nie upaść – Człowiek chce się napić, potyka się o nogi i nazywają go napalonym…
- Tu jestem – przypomniała, wyrywając pasek z buta i ściągając go – Zepsuty.
- Chodź – mruknął, pomagając jej wstać.
- A drugi but? – spytała, patrząc na swoją nogę. Wzruszył ramionami.
- Zepsujesz go rano.
***
- Masz jakieś plany na urlop? – spytał, obserwują uważnie reakcje kobiety. Amel, która stała przy drzwiach, zacisnęła mocno kciuki.
Ann uniosła brwi i spojrzała na mężczyznę, który szybko spuścił wzrok.
- Nie – odpowiedziała powoli – Pewnie zabiorę się gdzieś…
- Może zabierzesz się z nami? – spytała szybko Amel, patrząc z nadzieją na matkę.
- To wasz wyjazd – powiedziała kobieta uśmiechając się do córki.
- Tata się zgodził!
- Zgodził? – spojrzała na niego pytająco. Wzruszył ramionami.
- Jest przekonująca – wyjaśnił – Trudno jej odmówić.
- Mamoooo!
- Zostaw nas samych – poprosiła, wpatrując się w mężczyznę. Kiwnęła głową i wyszła z pomieszczenia.
-Nie patrz tak na mnie – mruknął zirytowany – Przecież nic złego się nie dzieje.
- Jak to sobie wyobrażasz?
- Wynajmiemy dwa pokoje – wyjaśnił. Założyła ręce na biodra.
- To było od początku zaplanowane?
- Nie – odpowiedział szybko ale uśmiechnął się szeroko – Pomyśl o tym. Warto.
- Dobra – powiedziała cicho – Żebym tylko tego nie żałowała…
***
Rozglądali się po peronie, w poszukiwaniu córek. Cristin stanęła na palcach i jęknęła, gdy Matt nadepnął na jej stopy.
-Są! – krzyknął podskakując radośnie przed siebie. Remus wziął go na ręce, żeby mógł zobaczyć siostry a malec po chwili wyszarpał się i wybiegł przed siebie, rzucając się na dziewczynki. Roześmiane nastolatki uściskały go mocno i zaczęły biec w stronę rodziców ciągnąc za sobą kufry. Gdy były już zaledwie kilka kroków od nich, rzuciły walizki na bok i rzuciły się jednocześnie na ojca, ściskając go mocno.
Lupin zachwiał się i na pewno upadłby, gdyby nie ściana, o którą był oparty. Zaśmiały się głośnio i odwróciły do matki, która zszokowana tak entuzjastycznym powitaniem uściskała je mocno.
- Tęskniłyśmy – powiedziała Margaret biorąc Matta na ręce i czochrając go mocno.
- Zauważyliśmy – zaśmiała się Cristin, gdy znów rzuciły się na rodziców – Czy wszystko w porządku? Chyba podmienili mi córki w Hogwarcie. Ostatnim razem siłą was do uścisku nie można było nakłonić a teraz rzucacie się jakbyście nas rok nie widziały.
Uśmiechnęły się do siebie szeroko, wzruszając ramionami.
- Jesteśmy nastolatkami – wyjaśniła Margaret poważnym tonem – Hormony nam buzują, nikt za nami nie nadąży.
Pokiwały zgodnie głowami.
- Musicie się do tego przyzwyczaić – dodała Amy, kiwając żarliwie głową i z uśmiechem na twarzy ruszyły do przodu.
- Słyszałeś? – spytała rozbawiona Cristin, idąc za córkami – Są nastolatkami.
***
- Jesteś pewna, że wiesz co robisz? – spytał rozbawiony patrząc jak kobieta w pośpiechu wrzuca swoje ubrania do walizki.
- Tak – powiedziała, nie poświęcając mu nawet spojrzenia. Pokręcił głową, powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechu. Podświadomie czuł, że kobieta szybko pożałuje swojej decyzji – To nie zobowiązujący wyjazd – dodała, upychając do torby kosmetyczkę – Potrzebuję teraz tego.
- I jesteś pewna, że potrzebujesz towarzystwa byłego męża?
Spojrzała na niego surowo, zaprzestając nieudolnych prób zamknięcia walizki.
- Do czego dążysz? – spytała, rozglądając się po sypialni w poszukiwaniu różdżki.
- Nie ufam mu – wyznał bez ogródek wzruszając ramionami. Ann prychnęła.
- Nie tylko ty. – Machnęła szybko różdżką, wypowiadając w myślach zaklęcie. Rzeczy, które w jej mniemaniu miały się ułożyć w kosteczkę, wyskoczyły z walizki i opadły na podłogę. Medison wybuchł śmiechem widząc zszokowana twarz kobiety. Wstał i podszedł do niej, wyciągając swoją różdżkę. Machnął nią szybko i wszystko wróciło na swoje miejsce, a walizka sama się zamknęła. Odwróciła twarz w jego stronę i uśmiechnęła się dziękczynnie.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła? – spytała, chowając magiczny atrybut do tylnej kieszeni. Wzruszył ramionami.
- Żyłabyś dużo spokojniej – powiedział w końcu uśmiechnął się widząc jej rozbawioną minę – Jesteś pewna, że chcesz jechać?
Kiwnęła głową, uważnie lustrując jego twarz. Zawahał się przez chwilę, formułując odpowiedzieć po czym powiedział bardzo powoli.
- Uważaj – poprosił łagodnym tonem – I baw się dobrze.
***
Wskoczyła pod kołdrę i okryła się nią mocno. Spojrzał na nią rozbawiony, ale nic nie powiedział.
- Cieszę się, że już są w domu – powiedziała wtulając się w ramię męża – Znudziła mi się ta cisza.
Nie odpowiedział. Podniosła wzrok i zmarszczyła brwi. Wpatrywał się w skupieniu w okno.
- Jesteś całkowicie pewny…? – spytała szeptem, odgadując jego myśli – Może poczekajmy? To jeszcze dzieci…
- Kiedyś muszę to zrobić – powiedział odwracając głowę w jej stronę – Nie powinniśmy z tym zwlekać, są coraz starsze.
- Nie ugniesz się? Będziesz uparty i nie zmienisz zdania?
Zgodził się w milczeniu.
- I jesteś stuprocentowo pewny, że sam chcesz to zrobić?
Kolejne przytaknięcie.
- Powiesz mi chociaż kiedy?
- Jak najszybciej.
***
- Nie ma pokoi dwu osobowych.– powiedział podchodząc do Ann. Kobieta spojrzała na niego znużona –Mamy do wyboru trzy jedno lub apartament trzy osobowy.
Rzuciła mu spojrzenie „Co to za wybór” i wróciła do oglądania znalezionego na stoliku
przewodnika. Wzruszył ramionami i wrócił do recepcji. Podniosła wzrok, ukradkiem obserwuje jak rozmawia ze strojącą za ladą kobietę poczym odwróciła się do córki.
- Jesteś głodna? – spytała uśmiechając. Dziewczynka podniosła głowę.
- Bardzo – powiedziała poważnie.
- Zaraz pójdziemy coś zjeść. Zostawimy tylko bagaże.
Kiwnęła w milczeniu głową. Ann westchnęła, odkładając książeczkę i spojrzała w stronę Nicka, który zniknął jej z pola widzenia.
- Numer trzy – podskoczyła, słysząc głos mężczyzny nad swoim uchem. Roześmiał się, obchodząc fotel i podnosząc bagaże – Zapraszam.
***
Szybko przekonali się, że apartament, brzmi dumnie. Składał się z malutkiej łazienki, niewielkiego pokoju połączonego z kuchnią i małej sypialni z jednoosobowym łóżkiem. Jedynym atutem, było wielkie okno, wychodzące na park i znajdujący się w nim zamek, który od razu przykuł uwagę Ann.
- Po obiedzie, pójdę zwiedzać okolicę – oznajmiła siadając przy stole. Spojrzała na postawiony przez Nicka talerz i uniosła brwi – Zupka z torebki?
Wzruszył ramionami biorąc do ręki łyżkę. Amel zachichotała.
- Wracając zrobię zakupy – dodała i przemieszała zawartość talerza – Idziecie ze mną?
Nick skrzywił się odsuwając talerz. Ann zmarszczyła brwi i spróbowała zupę, poczym szybko odłożyła łyżkę.
- Na co czekać – mruknęła wstając i zabierając córce talerz nim ta zdążyła spróbować – Chodźmy od razu.
***
Powoli przemierzali park, wyraźnie unikając swojego spojrzenia. Amel szła przodem, ściskając kurczowo w ręku aparat i robiąc zdjęcia wszystkiemu, co przykuło jej uwagę.
- Pięknie tu – powiedziała cicho Ann, zatrzymując wzrok nieznanym jej z nazwy krzaku, o pięknych różowych kwiatach przypominających dzwoneczki*.
Cały park, uwodził swoim pięknem. Kręte alejki, równo przystrzyżona trawa, liczne krzaki z różnokolorowymi kwiatami tworzyły nastrój romantyczności, z jaką kobieta jeszcze nigdy dotąd się nie spotkała.
Całość, dopełniały wielkie, rozłożyste drzewa o bujnie powykręcanych gałęziach i wzniesiony pośrodku zamek.
Zatrzymali się, u kresu alejki. Tam, gdzie skończyła się udeptana i usypana żwirem alejka, roznosił się widok na Jezioro Loch Lomond.
Z jej ust, wydobył się jęk zachwytu. Położone w dolinie, z dwóch stron otoczone górami było jednym z najbardziej niesamowitych widoków, jakie miała okazję widzieć. Ciemna tafla wody, jak nierówne lustro odbijała obraz gór. W dole, zobaczyła spacerujących po alejkach ludzi.
Poczuła jak Nick delikatnie obejmuje ją ramieniem. Nie wyswobodziła się. Oparła głowę o ramię mężczyzny, nadal wpatrując się w roztaczający się przed nią krajobraz.
- Przez całe nasze małżeństwo nie zabrałeś mnie w tak piękne miejsce – powiedziała, nie ukrywając rozbawienia. Pokiwał głowa.
- Nadrabiam zaległości.
***
Siedzieli na brzegu, przy jeziorze. Amel, skorzystała z wody i spacerowała po brzegu, mocząc stopy. Oni, usadowili się kilkanaście stóp dalej.
Ułożyła się wygodnie na trawie, wpatrując się w niebo. Zmrużyła oczy i zachichotała, czując delikatnie łaskotanie w stopę.
- Przestań – mruknęła, otwierając jedno oko – Łaskoczesz.
- Nic nie robię!
- Łaskoczesz mnie w stopę – zaśmiała się uginając nogę w kolanie. Łaskotanie przemieściło się na łydkę – Nie pozwalaj sobie.
- O co ci chodzi? – Otworzyła leniwie drugie oko. Clarson siedział tuż nad jej głową, ściskając w dłoniach książkę. Łaskotanie nadal nie ustępowało.
- Coś chodzi po mojej prawej nodze, prawda? – powiedziała powoli wpatrując się w mężczyznę. Wychylił się.
- Mały pajączek – stwierdził obojętnie wracając do lektury.
- Jak mały!? – spytała histerycznym tonem.
- O taki – wskazał palcem pół kciuka. Zapiszczała, zrywając się na równe nogi i zaczęła podskakiwać, pisząc przy tym głośno.
- Zabierz go!
Rzucił się pod jej nogi, próbując złapać przerażone stworzenie, które uparcie próbowało przedostać się wyżej. Tym wyżej jednak był pająk, tym bardziej kobieta podskakiwała a on miał większą trudność.
- Zabierz go!!!
- Zaraz – powiedział zniecierpliwiony, łapiąc ją za nogę.
- Już!
- Zatrzymaj się!
Stanęła sparaliżowana. Mężczyzna uklęknął zbliżając dłoń do stworzenia. Gdy już miał go złapać, Ann pisnęła znów podskakując. Pająk wpełznął pod bluzkę.
Jęknął. Kobieta zaczęła piszczeć głośniej, wymachując teraz i rękami i próbując strzepnąć zwierzaka.
Zirytowany złapał ją w pasie i rzucił na ziemie. Przytrzymując dłonie kobiety uniósł rowek koszulki i wydał z siebie pomruk niezadowolenia.
- Musisz wyjąc go sama – powiedział próbując przekrzyczeć piski kobiety – Wszedł pod stanik.
- Czuję! – krzyknęła – Wyjmij go!!
- Zwariowałaś!?
- Już! – zawyła zirytowana – Kiedyś nie miałeś oporów! Wyjmij go!
Pokręcił z politowaniem głową i delikatnie wsunął rękę pod koszulkę kobiety. Ludzie, którzy do tej pory przyglądali się z daleka, zwabieni krzykami kobiety podeszli bliżej.
Minęła dłuższa chwila, gdy przestała piszczeć.
- Sprawca zamieszania – powiedział podsuwając pod nos kobiety przerażonego pająka – Bał się bardziej niż ty.
- Zabierz to ode mnie – warknęła, poprawiając koszulkę. Pokręcił z politowaniem głową, puszczając stworzenie w trawę.
- Jesteś straszna histeryczka – mruknął siadając na trawie. Ludzie powoli rozstąpili się, szepcząc miedzy sobą.
- Boje się pająków – powiedziała siadając po turecku na trawie i rozglądając się niepewnie – Gdzie on jest?
- Daleko od ciebie.
***
Mruknęła zadowolona odchylając głowę do tyłu.
Przyjrzał jej się z zainteresowaniem.
- Dobrze mi tu – powiedziała nie otwierając oczu – Na emeryturze się tu przeniosę.
- Zawsze byłaś inna – stwierdził wzruszając ramionami. Zignorowała uwagę.
- Nie lubię miasta – wyjaśniała – wolę życie bliżej natury.
- Zauważałem.
- Nie posądzałam cię o taką spostrzegawczość.
- Zadziwiające jak mało o mnie wiesz.
- Będę to musiała kiedyś nadrobić – mruknęła uśmiechając się lekko.
***
Sama nie wiedziała, dlaczego tak łatwo dawała mu się przekonywać. Chodź na początku czuła, że będzie żałować decyzji o wyjeździe, z każdym dniem coraz bardziej cieszyła się z tego, że się zgodziła.
Podczas gdy Amel korzystała z wód jeziora Loch Lomond, ona wraz z Nickiem powoli odbudowywali relacje między sobą. Nawet nie zauważyła gdy jej ostrożność względem mężczyzny całkowicie zniknęła.
Przełomowym wydarzeniem, miała być przed ostania noc pobytu w Balldoch.
***
Dziewczynka spojrzała zszokowana na panujący w pokoju rozgardiasz i siedzących na podłodze rodziców, którzy roześmiani rzucali w siebie orzeszkami.
Amel poprawiła poduszkę na której leżała i ziewnęła przeciągle.
- Jesteś śpiąca? – spytała Ann próbując opanować śmiech, gdy rzucony przez nią orzeszek trafił w czoło mężczyzny.
- Trochę – powiedziała dziewczynka z zainteresowaniem obserwując jak Nick wykorzystuje chwilę nieuwagi Ann wrzucając fistaszka prosto w jej dekolt jej bluzki. Zaśmiała się, całkiem ignorując orzeszka który stoczył się głębiej i spojrzała na zegarek.
- Już jedenasta – Kolejny orzeszek trafił w jej dekolt turlając się w głąb dekoltu – Zaraz dostaniesz!
Dziewczynka pokręciła głową, zdając sobie spraw
y że nie odciągnie rodziców od zabawy i wstała z łóżka, biorąc poduszkę pod pachę, poczym wyszła z pokoju do mniejszej sypialni.
- Obraziła się – powiedział Nick, wzruszając ramionami i podrzucając fistaszka do góry. Nie zdążył go złapać, gdy poduszka trafiła w jego twarz.
- Powiem jej, żeby się położyła tam – stwierdziła kobieta wstając z podłogi – Nie waż się rzucić we mnie od tyłu, bo pożałujesz.
- Nie boję się ciebie – mruknął, również wstając i zabierając się za zbieranie rozrzuconych po podłodze orzechów.
***
Amel, jak na swoje osiem lat, rozumiała dużo. Rozumiała, że rodzice wcale nie rozstali się dlatego, że nie umieli się dogadać, rozumiała to, dlaczego mieszkała z matką i rozumiała, że powinni teraz zostać sami. Widziała, że przez kilka dni oboje zachowywali się wobec siebie mniej wrogo, oboje odżyli i nabrali energii.
Dziewczynka, tak naprawdę po raz pierwszy czuła, że ma obojga rodziców. Rozumiała, że nie powinna im przeszkodzić.
Ułożyła się wygodnie a łóżku, na którym do tej pory sypiał ojciec, ziewając przeciągle. Śmiechy rodziców ucichły na chwilę.
Drzwi od sypialni uchyliły się, wpuszczając do środka trochę światła.
- Kochanie, śpisz?
- Nie – powiedziała dziewczynka, obracając się w stronę drzwi.
- Uśniesz tu? – spytała, siadając na brzegu łóżka. Pogłaskała ją po włosach, uśmiechając się. Kiwnęła głową – W takim razie śpij. Tata cię przeniesie.
- Mamo? Dlaczego tak nie jest zawsze?
Usłyszała ciche westchnięcie matki. Kobieta milczała przez chwilę.
- Nie wiem kochanie. Naprawdę. Śpij słodko.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też – uśmiechnęła się, zamykając za sobą drzwi.
***
- Nie, już sprzątasz? – usiadła zrezygnowana na kanapie patrząc z utęsknieniem na miseczkę, w której do tej pory były orzeski – A ja wytargowałam nam jeszcze trochę czasu…
- Spędzimy go inaczej – powiedział wzruszając ramionami Uniosła brwi.
- Niby jak?
- No nie wiem. Na przykład, mogę cię ograć w karty. Albo zabrać nad jezioro.
- O tej porze? – spojrzała na niego zdziwiona. – Niby co tam chcesz robić?
- Kąpać się nago – fuknął i roześmiał się widząc zszokowaną twarz kobiety – A co można robić nad jeziorem o jedenastej w nocy.
- Też chciałabym wiedzieć…
***
- Możemy pogadać? – spytał wchodząc do pokoju dziewczynek. Uśmiechnęły się do niego szeroko, zgodnie kiwając głowami.
- Nie siądziesz? – spytała Emily, wpatrując się uważnie w twarz ojca. Westchnął cicho, wchodząc w głąb pokoju. Trojaczki wymieniły ukradkowe spojrzenia, a widząc, że szykuje się poważniejsza rozmowa, odłożyły to, czym się zajmowały i przybrały wygodne pozycje.
Lupin usiadł na krześle, tak, żeby widzieć całą trójkę.
- O co chodzi? – spytała ostrożnie Emily, widząc, jak ojciec nerwowo pociera ręce. Znów wymieniły nerwowe spojrzenia.
- Jest coś, o czym powinienem wam powiedzieć.
Spojrzały na niego poważnie. Przez chwilę wydawało mu się, że nie widzi czternastoletnich dziewcząt, ale trzy dojrzałe kobiety.
Przełknął ślinę. Było dużo trudniej, niż się spodziewał. Słowa ugrzęzły mu w gardle.
Bał się. Zdał sobie sprawę, jak bardzo się boi.
Zmusił się, by spojrzeć każdej córce w oczy.
- Tato? – odezwała się cicho Emily, mrugając kilka razy.
Nabrał głośno powietrza.
- Posłuchajcie mnie – powiedział cicho, próbując ubrać słowa cisnące mu się na usta, w sensowne zdanie. Jego serce biło co najmniej kilka razy szybciej. Słyszał dokładnie rytm, który wybijało. Chciał mieć to już za sobą. Chciał to po prostu powiedzieć jednak za każdym razem, gdy próbował, głos odmawiał posłuszeństwa.
Zapanowała głucha cisza. Ponownie otworzył usta.
- Tato… co chcesz nam powiedzieć? – spytała drżącym głosem Emily, wpatrując się w bladą twarz mężczyzny.
Spojrzał na nią. Łagodne spojrzenie czekoladowych oczu dziewczyny i przerażony wzrok Lupina, spotkały się. Znów nabrał powietrza i powiedział, tym razem trochę głośniej i pewnej.
- Te dni, podczas których wyjeżdżam z pracy – zaczął powoli i zrobił krótką pauzę – Chodzi o to.. to nie są wyjazdy służbowe.
Spojrzał na nie, czekając na reakcje, jednak dziewczynki nic nie powiedziały, wpatrując się nadal w ojca.
- Gdzie jesteś? – spytała cicho Amy, czując narastającą napiętość w atmosferze. Lupin westchnął cicho.
- Najczęściej w piwnicy – powiedział smętnie – Czasem u dziadków. Tym dalej od was, spędzam pełnię tym bezpieczniej.
Atmosfera stała się jeszcze gorsza. Dziewczynki wpatrywały się w ojca. Na ich buziach, nie było widać żadnej reakcji i Remus nie był w stanie, odgadnąć czy już doszły, do czego zmierza.
Nie bał się już. Teraz, był przerażony. Nie panował nad dłońmi, które drżały w zdenerwowaniu. Kolor jego skóry, odcieniem przypominał kredową białą twarz nieboszczyka.
- Zmierzam do tego – kontynuował patrząc uważnie na córki – że nie mogę spędzać pełni w domu z wami. Nie mogę bo… - zawahał się przez chwilę. Nieodgadniony grymas przebiegł po jego twarzy, gdy znów się odezwał – bo jestem wilkołakiem.
Zamilkł, czekając na ich reakcje.
***
- No dobra – powiedziała cicho zatrzymując się przy brzegu – I co teraz?
Wzruszył ramionami. Zapanowała głucha cisza, przerywana tylko odgłosami natury.
Ciche hukanie sowy komponowało się z szumem jeziora, cichym wiatrem i ukrytym gdzieś w trawie świerszczem. Uśmiechnęła się.
- Chodź na podest – zaproponowała ruszając bezszelestnie w stronę umieszczonego na wodzie pomostu.
W pobliżu, nie było żywej duszy, a jednym źródłem światła był księżyc, który odbijając się od gładkiej tafli wody tworzył świetlisty krąg. Wzruszył ramionami i podszedł za nią rozglądając się dookoła.
Kobieta tymczasem usiadła na brzegu podestu, spuszczając nogi. Zimna woda jeziora ochłodziła ją delikatnie. Przysiadł obok.
- I co teraz?
- To był Twój pomysł. – powiedziała wpatrując się w niebo – Posiedzimy tu sobie.
- Doskonały pomysł – stwierdził kiwając głową. Przez dłuższą chwilę siedzieli w ciszy, wpatrując się w ciemne niebo. Spojrzał na nią ukradkiem.
- Nie ruszaj się… - szepnął, wyciągając w jej stronę dłoń. Zobaczył, jak zesztywniała.
- Co…?
- Po prostu się nie ruszaj – syknął – Masz coś na…
Pisnęła, odwracając się gwałtownie. Zanim zdążył zareagować, ześlizgnęła się do wody.
Patrzył zszokowany, jak wściekła wynurza się.
- Nic ci nie jest? – spytał, nachylając się nieznacznie. Rzuciła mu piorunujące spojrzenie.
- Nie!
- Po szyi chodziła ci meszka – powiedział wyciągając w jej stronę dłoń – Próbowałem cię ostrzec, ale ty jak zwykle spanikowałaś.
Złapała ją mocno i po chwili, rozległ się głośny plusk.
- Próbowałam cię ostrzec – powiedziała złośliwie.
Zmarszczył brwi, obserwując jak kobieta się śmieje. W tej chwili, w najbliższej okolicy, słychać było tylko jej perlisty śmiech.
- Próbowałaś? – zapytał w końcu. Kiwnęła głową.
- Rozumiem… - mruknął. Wziął zamach dłonią i z całej siły, ochlapał kobietę – Jesteśmy kwita.
- Pożałujesz tego…
- Już żałuję.
***
Rzucił w jej stronę ręcznik, wyjmując równocześnie drugi dla siebie. Zajął się wycieraniem włosów, zerkając na nią ukradkiem. D
opiero teraz zauważył, że mokra koszulka przyległa do jej ciała, prześwitując lekko. Rzuciła mu piorunujące spojrzenie. Podszedł bliżej, biorąc po drodze leżący na krześle koc. Rozłożył go i w milczeniu, okrył nim kobietę, nie spuszczając wzroku z jej twarzy.
Przestała wycierać włosy. Podniosła dłoń i delikatnie dotknęła jego policzka, ocierając spływającą po policzku kroplę wody.
- Dawno się tak dobrze nie bawiłam – powiedziała szeptem. Zamrugał – Dziękuję.
- Brakowało mi ciebie … – zaczął ostrożnie dobierając słowa. Nie chciał zepsuć nastroju i relacji, jakie między nimi zapanowały, tylko przez to, że powie o jedno słowo za dużo. Wpatrywała się w niego czekając na ciąg dalszy – Cieszę się, że zgodziłaś się przyjechać.
- Mi też ciebie brakowało – szepnęła nie odrywając wzroku od oczu mężczyzny. Działając pod wpływem chwili, uniosła dłoń, kładąc ją na ramieniu mężczyzny.
Pochylił się nad nią, spodziewając się, że lada moment kobieta wyszarpnie się z jego objęcia. Ona jednak czekała na dalszy rozwój wypadków.
- Żałuję tego, co się wydarzyło – kontynuował nadal uważnie obserwując ewentualne reakcje kobiety. Nie był pewny, czy dobrze robi, pozwalając sobie na coraz więcej. Ona jednak, nadal nic nie robiła, wpatrując się w niego jak zahipnotyzowana.
Ich nosy zetknęły się, gdy pochylił się jeszcze niżej. Tym razem, to ona podniosła dłoń, obejmując go za szyję. Ignorując uciążliwy głos w głowie, musnęła jego usta przyciskając się bliżej.
Odwzajemnił pocałunek.
Poczuła, jak nogi uginają się pod ciężarem jej ciała. Przytrzymał ją, obejmując mocniej w pasie. Jej dłoń, powędrowała do mokrej koszuli mężczyzny. Cały świat przestał istnieć.
***
* Opis, który macie przed sobą, stworzyłam na postawie fotografii. W pewnych momentach pozwoliłam puścić wodzę fantazji jednak mam nadzieję, że nie odbiegłam za bardzo od oryginału.
Co najmniej pięć razy, próbowałam napisać tą notkę. A właściwie, sam moment rozmowy Remusa z córkami. To, jest ostatnia wersja.
Bardzo zależało mi, żeby nie była dobra, tylko bardzo dobra, a nawet świetna.
Nie wiem, do jakiej kategorii mam ją zaliczyć. Niewątpliwie jednak wiem, jest ona zdecydowanie najtrudniejszą, jaką napisałam i że poświęciłam jej więcej czasu, niż którejkolwiek z poprzednich. I denerwowałam się bardziej, że sam Remus.
I prawdopodobnie, jest zdecydowanie zbyt trudną jak na moje możliwości.
Miało być wiarygodnie i szczegółowo. Zabierając się za pisanie, postawiłam sobie zadanie, żeby nie ominąć niczego. Żeby nie iść na łatwiznę, że przyznają się, kiedy tylko zacznie rozmowę, że wypali z grubej rury czy że skończę na zdaniu „ Musicie o czymś wiedzieć”. Zależało mi, żeby opisać wszystko.
Nie wiem, czy sprostałam. Ja, jestem zadowolona. Myślę, że zmieściłam się w zakresie dobra notka.
Równocześnie, zaczynam rozwijać wątek Ann. Muszę was uprzedzić, że przez kilka notek, będzie ona głównym tematem.
Fragment z Potterami, był odskocznią. Miałam ogromna ochota napisać coś luźnego, a później nie chciałam usunąć.
Na następną notkę, pewnie będziecie musieli poczekać. To nie koniec trudnych momentów.
Cóż, na koniec, nie będę ukrywać, że zależy mi na opiniach o tym poście. Jestem ciekawa, na ile udało mi się sprostać zadaniu.
To tyle.
Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że jest to jedna z najlepszych notek jakie kiedykolwiek tu przeczytałam. Nie wyolbrzymiam. Trzymająca w napięciu, to pewne. Naprawdę zastanawiałam się nad tym, jak Remus powie swoim córkom, że jest wilkołakiem. Lepiej być nie mogło. Poradziłaś sobie świetnie. I zdecydowanie polubiłam wątki z Ann. To może następną odskocznią będzie coś o Blackach? xDI nie żebym narzekała przy takiej ilości tekstu, ale było sporo literówek, to taka mała uwaga ;)
OdpowiedzUsuńŚwietnie! Ale juz nie moge sie doczekac reakcji dziewczynek :) pozdro
OdpowiedzUsuńmoment z Potterami jest super ; DTaki właśnie luźny xdChoć o Blackach nie słychać nic xdAnn i Nick ładnie zaszaleli.i ten pajączek xd
OdpowiedzUsuńTeraz mnie powinno być wstyd... i jest. Do tej pory nie przeczytałam poprzedniej notki. Ba! Tej także nie ruszyłam, ale powodem jest fakt, iż dopiero się dowiedziałam, że jest nowa i że jutro wyjeżdżam i wracam za dwa tygodnie (no, za tydzień, znaczy się w sobotę, a w pobiedziałek znów wyjeżdżam, więc się nie liczy ;p), tak więc muszę się spakować... i takie tam... no tak, a ja cozywiście wymówki wymyślam ;pCo z wilkoł;akami? Nie wiem. Notka 6 i 7 były już napisane.. huh, hu! Dawno temu ;p Wiem, wredna jestem, ale ja zawsze wolę napisać cos na zapas, bo jak jest szkoła, to nie wiem, czy czas będę mieć i tyle ;p wiesz, chór i zespól kocham, a jeszcze jest moje pianino... więc ten... czasem jak się zasiedze przy pianinie, to nawet nie wiem, kiedy mijają trzy godziny. ale to nie moja wina, że je kocham! xD <3Cieszę się, że się Ci podobało. ;D Ach, ja już tak się cieszę na ten wyjazd... hm, nie dziękuję za życzenia, żeby nie zapeszyć. XD Również pozdrawiam i obiecuję, że przeczytam jak najszybciej! ;D Więc wiesz... przygotuj się na dłuższy okres czasu, niestety. Nawet nie wiesz, jak bardzo chcę przeczytać, ale wiem, że dziś nie będę w stanie, a nie mam zamiaru czytać po to, by przeczytać i nic nie wiedziec ;p Pozdrawiam Cię serdecznie! I zmykam, bo się nie zdążę spakować ;plilye-jamesp i to-co-po.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńA może coś więcej o Liz i Syriuszu? Oni oboje są naprawdę zabawni ;)
OdpowiedzUsuńnotka fajna nie moge sie doczekac reakci lupinek!! ale ja myslalam ze to jest blog o lily evans-potter i o jamesie potter!! nie caly czas o ann!! sorka ale powiedzialas ze ten blog jest o lily i powinien byc o lily i jej najbliszych przyjaciolach a nie ciagle o ann i nicku o kturych nawet rowling nie wsponiala!! ja chce co s o potterach!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń