Przyjaciele...
Była na statku pośrodku bezbrzeżnego oceanu. Fale uderzały w drewniana łódką, kołysząc nią rytmicznie. Nie była zmęczona, przestraszona czy nawet znużona.
Chwyciła każdą chwilę błogiego spokoju, który ją otaczał. Wpatrywała się w lecące wysoko ptaki, które wydawały się towarzyszyć jej od początku. Ich śpiew, komponował się z szumem oceanu tworząc głęboką, łagodną i uspokajającą melodię.
Wychyliła się za krawędź łodzi.
Nie zdziwiła się, widząc przejrzystą, gładką taflę. Pod powierzchnią wody, zobaczyła płynące w nierozbitym szyku różnobarwne ryby, gdzieś pod spodem, sunęła leniwie wielka płaszczka. Wydawało jej się, ze patrzy na obrazek w książce, przedstawiające głębiny wód oceanu. Dotknęła leniwie powierzchni wody. Błogi chłód schłodził jej dłoń. Wydała cichy pomruk zadowolenia, poczym usnuła się w głąb łódki.
Ściągnęła z siebie ubranie. Wiatr rozwiał jej włosy. Uśmiechnęła się szeroko i nie zważając na to, że nie umie pływać wskoczyła do wody.
Ryby okrążyły ją zgodnym kółkiem. Pomachała do nich i przepłynęła kawałek, zbliżając się do płaszczki. Ta spojrzała na nią fioletowymi oczami i powiedziała wyjątkowo znajomym głosem.
- Wstawaj!
Zamrugała zszokowana. Czemu płaszczka mówi? I dlaczego, mówi głosem Gienia?
- Wstawaj mówię!! Wstawaj!
Otworzyła leniwie oczy i krzyknęła widząc przed sobą parę fioletowych ślepi. Odskoczyła, uderzając głową w ścianę i jęknęła, opadając powrotem na poduszkę.
- Co…?
- Mówiłam, żebyś był delikatny!
Skrzywiła się, dotykając czoła, które pulsowało uciążliwym bólem. Głos, który usłyszała nie należał do Gienia.
- Wena..? – wykrztusiła otwierając oczy, które same się zamykały – To ty?
- A kogo się spodziewałaś? Oczywiście, że ja – fuknęła obrażona Wena, siadając na brzegu łóżka – Wybacz za tak brutalną pobudkę, powinnam przewidzieć, że Gienio nie zna słowa delikatnie.
Dziewczyna zachichotała podnosząc się na łokciach.
- Co wy tu robicie? – zapytała przecierając oczy – Przecież byliście w Grecji!
- Wiesz co dziś jest? – spytała Wena unosząc wysoko brwi.
- Niedziela?
Gienio zachichotał, ale szybko umilkł, widząc ostre spojrzenie Weny.
- Dziś jest 28 grudnia!! To już trzy lata – powiedziała – Wstawaj. Musimy się pospieszyć. Masz notkę?
- Co? Gdzie… Gieniu…
Wena żwawym krokiem podeszła do szafy i otworzyła ją na oścież. Zaczęła przeszukiwać ubrania, podczas gdy Gienio wyciągnął zszokowaną dziewczynę z łóżka.
- To będzie odpowiednie. Zakładaj – rzuciła Wena, podając jej długą czarną wyjściową sukienkę – Gdzie notka?
- Na E… EJ!
- Nie ma czasu – powiedział Gienio wpychając ją do łazienki – Po prostu ją załóż!
***
- Gdzie idziemy? – spytała po raz kolejny, potykając się o płytkę chodnika. Zatrzymała się poprawiając szpilki i podbiegła znów do idącego szybko Gienia – Powiedz! Po co to?
- To Twoje święto, zorganizowaliśmy małe przyjęcie.
- Jak małe?
- Będzie kilka osób – powiedział wprowadzając ją do budynku – Wygłosisz kilka zdań. To wszystko. Małe, kameralne wystawienie notki.
- Skoro tak mówisz…
***
- TO ma być KILKA osób? – spytała patrząc na pokoju, do której ją wprowadzili. W okrągłej Sali, przy małych stolikach siedzieli ludzie, rozmawiając pół głosem. Wszyscy ubrani w odświętne stroje, zwrócili się w stronę wejścia. Dziewczyna zarumieniła się gwałtownie ale Gienio pociągnął ją w bok, wprowadzając w drzwi obok.
- Zaraz zaczynamy – powiedziała Wena – Gieno ma przemówienia, byliśmy pewni, że nic nie będziesz miała. To miała być niespodzianka. Gieniu, zaczynajmy!
- Ale ja…
***
Na scenę wchodzi konferansjer, ubrany w zielony frak, kanarkowa koszula i fioletowy melonik. Podnosi rękę do góry i ucisza widownie.
- Panie i panowie! Chłopcy i dziewczęta! Wymyśleni bohaterowie i bohaterki, stworzenia magiczne i nie magicznej i wszyscy ci, którzy zostaliście to zaproszeni! Witam was, na 3 urodzinach bloga www.lilkaevans16.blog.onet.pl. Zanim zaczniemy prezentacje notki jubileuszowej, autorka bloga, chciałaby wygłosić kilka słów! Przed wami, Paulina!
Na scenę wychodzi autorka. Rozlegają się oklaski, dziewczyna kłania się.
- Dziękuję ci, Gieniu za tę jakże rozwiniętą mowę przywitalną – mówi, uśmiechając się nerwowo, i kiwając głową w stronę Gienia – przyznaj się, co zrobiłeś z mową przygotowaną przez Wenę? – Dodaje półgębkiem. Gienio rumieni się.
- Spuściłem w toalecie… przypadkiem…
Przekręca oczami do góry.
- Nie jestem zdziwiona. Witam was serdecznie, na urodzinach bloga. Dziś, mija trzy lata odkąd dodałam pierwszą notkę. Zanim zaprezentuję wam to, co przygotowałam, chciałabym powiedzieć kilka słów, które ma Gienio…. Bo masz, prawda?
Człowieczek robi niepewny krok to tyłu.
- Nie masz!?
- Nie…była razem moją mowa... improwizuj…
- Nie mam wyjścia – syczy, i dodaje już głośniej. Czuje jak kolana drżą jej od powstrzymywanych emocji - Jak widzicie, Gienio nie ma mojej mowy. Chciałabym wam, podziękować za przybycie, na tą uroczystość. Jest to dla mnie wielki zaszczyt, że zechcieliście razem ze mną świętować. Witam bohaterów – kiwa głową do siedzących najbliżej ludzi – czytelników – tu zawraca się do dalszych stolików – i obsługę – tu patrzy na Gienia poczym zawraca się do widowni – To niesamowite, że po trzech latach, udało nam się znów tu spotkać. Ten czas, podczas którego byliśmy razem, to niewątpliwie najwspanialszy i najbardziej burzliwy okres w moim życiu. Jestem pewna, że w przyszłości, będę go wspominać jako niepowtarzalne chwile. Teraz, by nie przeciągać, poproszę Gienia o przedstawienie kalendarium bloga…
- To mam! Więc ( z głośników rozlega się Aria na strunę G –J.S.Bacha ), 28 grudzień, 2005 roku – powstaje Blog. Jeszcze tego samego dnia, dodaje notkę. Luty, 2006 roku – blog rozwija swoją działalność. Zdobywa pierwszych czytelników. 17 Sierpień 2006 roku – notka pod tytułem ”Na głowie miał czapkę…cz1.” Zostaje polecona przez Onet. 28 Grudzień 2006 roku – Bolg świętuje swoje pierwsze urodziny. Jest już dość rozwinięty i powoli zaczyna wzrastać jego popularność. 21 Lipiec 2007 roku – autorka oficjalnie zakańcza działalność bloga. 30 Październik 2007 roku – na blogu pojawia się pierwsza cześć serii „trojaczki”, które przyczyniają się do ponownego uruchomienia bloga. 28 Grudzień 2007 roku – blog obchodzi drugie urodziny. 19 Kwiecień 2008 roku – Bolg po raz drugi, zostaje oficjalnie zakończony. W dwa dni później, 21 kwietnia notka pod tytułem „W życiu piękne są tylko chwile” zostaje polecona przez Onet. 23 maj Lilka znów wraca do życia, notką pod tytułem „Dla Mamy”. 28 grudzień 2008 na blogu pojawia się 150 notka - tym samym blog k
ończy trzeci rok.
Zapada cisza. Muzyka się wycisza i na sali rozlegają się ciche oklaski, które po chwili przeradzają się w głośniejsze i mocniejsze.
Autorka kłania się kilkakrotnie i ociera łezki.
- Dziękuję. A teraz, przejdźmy do prezentacji notki jubileuszowej.
***
W ostatniej chwili udało im się spakować. McGonagall weszła kilka sekund później, jeszcze bardziej wściekła niż uprzednio, skontrolowała dormitorium i mruknęła że mogą iść. Harry był pewny, że gdy wychodziła, usłyszał jak mruczy pod nosem „Ukryty potencjał…”.
Pół godziny później, siedzieli już w ekspresie Hogwart-Londyn. Na początku podróży odnalazł ich Steven, informując że według najnowszej sowy od rodziców, wszyscy mają czekać przy barierce.
Chodź kolidowało się to nieznacznie z treścią listu, jaki dostał Potter, chłopiec uznał że mają różne źródła i skoro Black dostał sowę już w pociągu, jego informacja jest właściwa.
Większość podróży minęła we względnym spokoju. Nie licząc zagubionego wózka z jedzeniem, akcji poszukiwawczej starszej pani i małego incydentu ze ślizgonami, nie wydarzyło się nic, co mogłoby przykuć czyjąkolwiek uwagę.
Gdy słońce schyliło się już ku zachodowi, a większość uczniów zaczęło odczuwać znużenie, zdarzyło się jednak coś, co mogło zaważyć na losie świąt wszystkich tych, którzy byli w pociągu.
***
- Pada śnieg – powiedziała Lily wchodząc z kawą do pokoju, w którym siedział rozbawiony James. Mężczyzna podniósł wzrok, zaprzestając zabawy z rozszczekaną Kinder.
Spojrzał szybko w stronę okna.
- Gdzie? – spytał, widząc że na zewnątrz nie widać nawet jednego płatka śniegu.
- W całej Anglii – powiedziała kobieta siadając na fotelu – W radiu mówią, że Ekspres z Hogwartu może się spóźnić.
Mężczyzna skrzywił się nieznacznie.
- To tylko śnieg – zauważył mężczyzna – Nie będzie dużych problemów. Ale jeśli chcesz dziś ubrać choinkę, lepiej się ubieraj, bo możemy mieć problem żeby ją kupić.
***
- Dlaczego stoimy? – spytał Joe, wyglądając za okno – To nie stacja w Londynie.
- Może jakieś problemy techniczne? – Harry podrapał się po nosie, obserwując jak skoczek Jacka zbija jego damę – To nie sprawiedliwe. Zawsze mnie ogrywasz.
- Ma się dar – uśmiechnął się Andrews
- Więcej z tobą nie gram. Jesteś gorszy niż Ron… - mruknął Potter sięgając do kieszeni – Wolę gargulki.
- Zawsze to mówisz – zauważył Matthews wstając z siedzenia – Pójdę zobaczyć, co się dzieje.
***
- Nie martwcie się – powiedział sędziwy brodacz do grupki stojącej przed nim młodzieży –Zasypało tory, musimy to odśnieżyć.
Jack jęknął, poprawiając czapkę.
- Długo to potrawa? – spytała wysoka Puchonka mrugając szybko długimi rzęsami. Brodacz pogładził wierzch dłoni.
- Zależy, od śniegu – przyznał wzruszając ramionami – w najgorszym wypadku, dzisiejszą noc spędzimy w pociągu.
- Ale jutro Boże Narodzenie!! – pisnęła niska pierwszoklasistka o okrągłej buzi a na jej policzki wstąpiły rumieńce złości.
- Postaramy się, żeby to potrwało jak najkrócej – zapewnił mężczyzna – przekażcie kolegom żeby się nie denerwowali. Zrobimy wszystko co w naszej mocy.
- A nie da się tego zrobić za pomocą magii? – spytała puchonka, marszcząc brwi.
- Jakiż to świat byłby piękny, gdyby wszystko dało się rozwiązać zaklęciem – zaśmiał się staruszek odchodząc od młodzieży, która wydała z siebie odgłosy niezadowolenia.
***
- Utknęliśmy – oznajmił Jack wchodząc do przedziału – Zasypało nas. Przy złym układzie, zostaniemy to do jutra – dodał opadając na siedzenie – Mamy powiedzieć innym. O, cześć.
Steven kiwnął głową, na znak że go widzi i mruknął coś do gońca, który zrobił gwałtowny ruch zbijając wierzę Harryego. Potter rzucił mu zrozpaczone spojrzenie.
- I ty, przeciw mnie?
- Fajnie, że się przejmujemy – mruknął Jack drapiąc się po czole. Joe uniósł kciuki do góry i szybko zwrócił wzrok w stronę szachownicy. Potter jęknął po raz kolejny.
- Podpowiadacie mu – warknął patrząc zrezygnowany jak jego kolejny pionek rozpada się na kawałeczki – Trzeba się skonsultować z trojaczkami – dodał rzeczowym tonem do Stevena – Bo inaczej nas zjedzą, że nic im nie powiedzieliśmy.
- Błyskotliwe.
Podniósł wzrok, patrząc jak do przedziału wchodzą Lupinki. Zarówno Joe, jak i Jack spojrzeli zszokowani na dziewczyny, które jak gdyby nigdy nic, usadowiły się na siedzeniu.
Harry i Steven wymienili rozbawione spojrzenia.
- Ile czasu będziecie się do tego przyzwyczajać? – spytał Black. Na twarzach chłopców pojawiły się rumieńce. Szybko odwrócili wzrok.
- Siedź cicho – mruknęła Emily – My jesteśmy po prostu niezwykłe.
- Dokładnie – zgodziła się Amy – Co się więc dzieje?
- Zasypało nas – powiedział szybko Jack – Trochę tu sobie posiedzimy.
- Cudownie – jęknęła Margaret – Nie ma to jak święta w pociągu. Chodźcie, trzeba powiedzieć reszcie.
***
O ile na początku, perspektywa siedzenia w pociągu, nie zrobiła na nich wielkiego wrażenia, o tyle po dwóch godzinach, zaczęła być irytująca.
Im dłużej stali w miejscu, tym większe poruszenie się wszczynało.
Tymczasem, śnieg padał coraz bardziej.
Czas mijał powoli. Gdy zegarki zaczęły pokazywać jedenastą wieczorem, prawie wszyscy uczniowie już spali. Znużeni brakiem zajęcia, głodni i zmęczeni bezczynnym siedzeniem w pociągu, opadli bezwiednie na siedzenia, kolegów lub podłogę.
***
Na peronie, panowała cisza. Zmęczeni i zaspani rodzice, czekali na swoje pociechy już którąś godzinę z rzędu. Jedni zrezygnowani opadli na ławki, inny opuścili peron udając się do pobliskich kawiarni a ci, którzy mieli blisko do domów, wrócili by tam, czekać na wiadomości o przybyciu swoich pociech.
Czas mijał nieubłaganie. Z każdym tyknięciem wielkiego zegara wiszącego na peronie, irytacja zgromadzonych ludzi wzrastała coraz bardziej.
Pośród tłumu, na jednej z ławek siedziała Lily, ściskając mocno Alana, który usnął na jej rękach. Obok, oparta o jej ramię spała smacznie Vivien a na jej kolanach główkę ułożył Matt. Cristin usiadła obok ławki, opierając głowę o kamienną ścianę, a reszta stała znużona z boku, zerkając co jakiś czas na zegarek.
- Może idźcie do domu? – zaproponował Syriusz, przerywając ciszę – Jest już późno.
- Poczekamy – powiedziała Lily ziewając cicho – Dzieci i tak już śpią.
- Dajcie spokój, to bez sensu – James spojrzał na śpiącego syna – To może jeszcze trwać i trwać.
- Doczekamy – powiedziała układając się wygodniej na ławce. James wzruszył ramionami i oparł się o mur. Syriusz spojrzał na niego i zmarszczył brwi.
- Pójdę po gorącą czekoladę – oznajmił w końcu – Robi się zimno.
***
Otworzyła oczy i jęknęła, czując jak bardzo zdrętwiała jej szyja podczas snu. Podniosła się lekko i spojrzała za okno.
- Jedziemy! – krzyknęła szturchając siostry – Jedziemy!!
- Misui….?
Zamrugała zszokowana wpatrując w śpiącą nadal Emily. Margaret otworzyła jedno oko.
- Co jest? – spytała, widząc że dziewczyna już siedzi – Czemu nie śpisz?
- Jedziemy – powiedziała podekscytowana Amy.
- Gdzie?
- Nie wiem… do domu? – spytała ironicznie siadając z powrotem na siedzeniu. Uśmiechnęła się szeroko.
- A gdzie jeste
śmy??
- Nie wiem…
Usiadła na siedzeniu i spojrzała zadowolona na rozespane siostry. Margaret zamrugała kilka razy, rzuciła się na siedzenie i mruknęła coś o tym, żeby ją obudziły jak dojadą. Po chwili Emily poszła w ślady siostry.
***
Łatwo domyślić się, że Bożonarodzeniowe śniadanie nieznacznie się opóźniło i zamiast zasiąść do stołu po dziesiątej, zarówno Potterowie, jak i Blackowie, zasiedli po godzinie dwunastej.
Trojaczki, które wykazały się odrobiną przebiegłości i spały w pociągu, zerwały się zaraz po dziewiątej, budząc przy tym cały dom radosnymi okrzykami „Wesołego Jajka”.
Ann, która po raz pierwszy organizowała święta u siebie, przeżyła nie małą próbę charakteru już z samego rana. Przerywając radosna atmosferę, zmusiła się by poinformować rodzinę o rychłym przybyciu Nicka. Po długiej i uciążliwej chwili ciszy, usłyszała tylko ciche „Żebyś nie żałowała”.
Patsy i Peter, którzy jak zawsze spędzili święta u rodziców kobiety, poświęcili prawie pół śnadania na uspakajaniu syna który już na wstępie pokłócił się o zabawkę z siostrzeńcem Patsy. Maluchy prawie przez dwie godziny dokuczały sobie, wyrywając sobie zabawki, popychając lub gryząc, by po południu zgodnie zająć się zabawą z kotami.
Jednym słowem, cały bożonarodzeniowy ranek minął we względnym spokoju.
Prawdziwy Sajgon, miał się zacząć dopiero popołudniu.
***
Zerknęła nerwowo na zegarek. Było kilka minut po piątej.
Helen już dawno poszła do narzeczonego, Amel siedziała przy oknie patrząc co jakiś czas zaglądając za firankę.
Rodzice Ann siedzieli na fotelach rozmawiając pół-szeptem. Kobieta obróciła się nerwowo w fotelu. Clarson spóźniał się już godzinę.
- To kpina – powiedziała surowo Pani Winter spoglądając na wnuczkę – Że też mu nie wstyd…
- Mamo… - syknęła kobieta – Przestań. Może coś mu wypadło…
- W Boże Narodzenie? – kobieta uniosła wysoko brwi – Ann przejrzyj na oczy. Znów …
Urwała, gdy rozległ się dźwięk dzwonka. Amel zerwała się na równe nogi, ale Ann wskazała jej, że ma siedzieć i sama poszła w stronę drzwi.
Jednym płynnym ruchem pociągnęła za klamkę i spojrzała surowo na stojącego w drzwiach mężczyznę.
- Co to ma być? – spytała zanim zdążył otworzyć usta – Wiesz która jest godzina?
- Przepraszam ja… - zaczął ale znów mu przerwała.
- Pozapraszasz? Mnie? Amel od godziny siedzi przy oknie czekając aż się pojawisz. Ale nie, ty jak zwykle robisz tak jak chcesz a czas cię nie obowiązuje. Dowiedz się że jeśli to się powtórzy to…
- Są śnieżyce – powiedział szorstko – Utknąłem na drugim końcu kraju. Starałem się jak mogłem, żeby dotrzeć na czas.
Zarumieniła się lekko i mruknęła cicho :przepraszam: wpuszczając go do środka. Uśmiechnął się, wzruszając ramionami.
- Wesołych świąt – dodał wyjmując z kurtki mały pakunek – Pamiętam, że kiedyś zbierałaś. Mam nadzieję że takiego jeszcze nie masz.
Zarumieniła się i wzięła opakowane w czerwony papier pudełeczko.
- Dziękuję – powiedziała zakłopotana, czując jak palą ją uszy.
Powiesił kurtkę na wieszaku i spojrzał dyskretnie w stronę salonu. Westchnęła, widząc o co mu chodzi.
- Rodzice są – mruknęła. Pokiwał powoli głową – Mogę być trochę… źli.
- Nie spodziewam się niczego innego. – powiedział z wymuszonym uśmiechem – No, to będziemy tu stali?
Wskazała mu drzwi. Kiwnął głową i ruszył do salonu. Zrezygnowana poszła za nim.
- To będą długie święta… - szepnęła, odkładając pakunek na szafkę i wchodząc do pokoju, gdzie jej rodzice już zaczęli wymieniać złośliwe uwagi w stronę Clarsona.
***
- Mamo… - weszła do kuchni, zostawiając kubek na stoliku – Musicie to robić?
Kobieta odwróciła się do córki, a jej wąskie brwi przybliżyły się do siebie.
- A czego się spodziewasz? – spytała machając niecierpliwie ręką – Zjawia się po tylu latach i uważa że nic się nie stało. A Ty, na to pozwalasz. Jesteś głupia.
- Może – powiedziała Ann, podchodząc do zlewu i odkręcając kran – Ale jest ojcem mojego dziecka i nie mogę, odbierać mu prawa do spotykania się z nią. Stara się.
- Bardzo – fuknęła patrząc na córkę surowo – Nie zaakceptuję tego. I nie pozwolę, żebyście znów przez niego cierpiały. Pilnuj się i uważaj na to, co robisz. Zanim znów cię omota.
- Nie omota – powiedziała cicho Ann odrzucając włosy do tyłu – Nie tym razem.
- Oby… - powiedziała a jej głos złagodniał. Odwróciła się i wyszła, zostawiając córkę samą w kuchni.
***
Do tej pory sądziła, że istnieje chodź cień szansy, że spotkanie Państwa Winter z byłym zięciem nie okaże się porażką. Wystarczyło pół godziny, żeby przekonała się że do spokojnych ten dzień należeć nie będzie.
Gdy po dwóch godzinach, nie pojawiła się poprawa, zrezygnowana Amel zaproponowała spacer.
Nick i Ann bez wahania się zgodzili. Oboje zdawali sobie sprawę, że napięta sytuacja prędzej czy później zakończy się kłótnią, a spacer pozwoliłby żeby wszyscy odetchnęli.
- To nie jest dobry pomysł – powiedziała Joan rzucając pogardliwe spojrzenie Nickowi – Jest zimno, Amel może się przeziębić. Po za tym Amos ma problemy z korzonkami. Jeszcze się doziębi…
- Babciu – jęknęła dziewczynka – Ubiorę się ciepło. Proszę!
- Nie. Nie sądzę żeby to był dobry pomysł.
Dziewczyna zmarkotniała. Usiadła obrażona na podłodze i spojrzała na swoje paznokcie.
- Pójdziemy sami – powiedziała Ann – Masz rację, lepiej żeby tata nie wychodził.
- Ale…
- Mamo… - syknęła kobieta rzucając jej krótkie spojrzenie – Nic jej nie będzie. Wrócimy szybko. Chodź – dodała do córki – Musisz się przebrać.
Dziewczynka wybiegła z pokoju, ciągnąc za sobą zszokowanego Nicka. Ann zebrała rozrzucone przez córkę rzeczy, spojrzała uspokajająco na rodziców i wyszła z pokoju.
- Wierz lub nie – odezwał się mężczyzna, patrząc na drzwi w których zniknęła córka – Ale czuję, że Ann znów wpakuje się w kłopoty.
- Też się tego obawiam…
***
Strzepnęła płatki śniegu, które opadły na jej włosy i spojrzała ukradkiem idącego obok mężczyzny. Uśmiechnął się do Amel, która podrzuciła do góry trochę śniegu.
Kobieta mimowolnie uśmiechnęła się, widząc iskierki w szarych oczach mężczyzny. Zatrzymał się i spojrzał na zaśnieżone drzewo. Również stanęła.
- Posłuchaj… - zaczął, przenosząc na nią wzrok. Zamrugała, czując dziwny niepokój. Wcisnęła mocniej dłonie w kieszenie ale nic nie powiedziała. – Są święta i…
- Trudno nie zauważyć… - mruknęła nie umiejąc powstrzymać się od złośliwości. Uśmiechnął się.
- Tak wiem ale podobno to święta są najlepszym momentem na rozejmy - spojrzał na Ann, której twarz natychmiast przybrała kamienny wyraz. Niepewnie przestąpiła z nogi na nogę ale znów nic nie powiedziała – Wiem, że zachowałem się ja dupek, nie jest mi z tym dobrze. Skrzywdziłem was obie ale… mamy córkę i chyba nie powinniśmy zachowywać się jak dwoje obcych ludzi…
- Nick… - zaczęła kobieta – Posłuchaj…
- Nie przerywaj mi – powiedział szybko – Pozwól mi dokończyć.
Kiwnęła głową. Nabrał powietrza.
- Wiem że to co było, już nie wróci, sam sobie zasłużyłem ale wydaje mi się, że możemy zostać przy
jaciółmi…
Zamrugała. Zaskoczył ją. Naprawdę ją zaskoczył.
- Przyjaciółmi? – spytała cicho wpatrując się w mężczyznę. Kiwnął głową – Myślę że…to najlepsze z możliwych rozwiązań. Chodź by dla Amel – powiedziała cicho – Ale nie oczekuj ode mnie, że zapomnę…Wracajmy już, robi się chłodno – dodała uśmiechając się niepewnie. Kiwnął głową. Wyciągnęła dłoń.
- Przyjaciele – powiedziała cicho. Uścisnął ją.
- Przyjaciele – zgodził się z uśmiechem.
Żadnemu z nich nie przyszło do głowy, jak tak mały gest może być ważny.
***
Na sali zapada cisza. Po chwili rozlegają się pojedyncze oklaski, które po chwili przeradzają się w aplauz. Autorka wychodzi na scenę, kłania się poczym wyciąga z torebki chusteczki higieniczne. Wyjmuje jedną i podaje ją Gieniowi.
- Dziękuję wam wszystkim – zaczyna dziewczyna drżącym głosem – za przybycie. Dziękuję Wenie która w ostatniej chwili przybyła do mnie, dzięki czemu skończyłam tą notkę, dziękuję Gieniowi który przygotował tą uroczystość. Dziękuję bohaterom, którzy już trzeci rok wytrzymują ze mną i pokornie przyjmują wszystkie moje widzi mi się – tu spogląda z wdzięcznością w stronę Remusa i Potterów – Dziękuję wszystkim czytelnikom. Tym obecnym, którzy wspierają mnie i pomagają podjąć decyzje, bez których już dawno bym zwątpiła, oraz tym, którzy już przestali czytać. Dziękuję wam wszystkim, którzy tu jesteście, że ze mną wytrzymujecie i to wam, dedykuję tą notkę i wszystkie te notki które już były. Dziękuję.
***
I na sam koniec. Wydaje mi się, że oddałam wszystko to, co chciałam oddać w tej notce. Jest mi bardzo przykro, bo chodź starałam się jak mogłam, nie udało mi się zrealizować wszystkich swoich planów. Zależało mi by te trzecie urodziny były wyjątkowe. Nie udało się.
Notka jest jak każdy widzi. Chciałam was bardzo przeprosić za jej kiepski poziom. Nie tak to wszystko sobie wyobrażałam, nie udało mi się skończyć opisów, dopracować wszystkich tych szczegółów, które chciałam dopracować. Mimo wszystko mogę wam powiedzieć, że jestem dumna z tego co osiągnęłam. Bo chodź moja historia jest naciągana, czasem idiotyczna i bez sensu, to jednak, jestem dumna że udało mi się wytrwać tyle ile wytrwałam.
Zdmuchniemy razem, trzecią świeczkę na urodzinowym torcie…? ;)
Chwyciła każdą chwilę błogiego spokoju, który ją otaczał. Wpatrywała się w lecące wysoko ptaki, które wydawały się towarzyszyć jej od początku. Ich śpiew, komponował się z szumem oceanu tworząc głęboką, łagodną i uspokajającą melodię.
Wychyliła się za krawędź łodzi.
Nie zdziwiła się, widząc przejrzystą, gładką taflę. Pod powierzchnią wody, zobaczyła płynące w nierozbitym szyku różnobarwne ryby, gdzieś pod spodem, sunęła leniwie wielka płaszczka. Wydawało jej się, ze patrzy na obrazek w książce, przedstawiające głębiny wód oceanu. Dotknęła leniwie powierzchni wody. Błogi chłód schłodził jej dłoń. Wydała cichy pomruk zadowolenia, poczym usnuła się w głąb łódki.
Ściągnęła z siebie ubranie. Wiatr rozwiał jej włosy. Uśmiechnęła się szeroko i nie zważając na to, że nie umie pływać wskoczyła do wody.
Ryby okrążyły ją zgodnym kółkiem. Pomachała do nich i przepłynęła kawałek, zbliżając się do płaszczki. Ta spojrzała na nią fioletowymi oczami i powiedziała wyjątkowo znajomym głosem.
- Wstawaj!
Zamrugała zszokowana. Czemu płaszczka mówi? I dlaczego, mówi głosem Gienia?
- Wstawaj mówię!! Wstawaj!
Otworzyła leniwie oczy i krzyknęła widząc przed sobą parę fioletowych ślepi. Odskoczyła, uderzając głową w ścianę i jęknęła, opadając powrotem na poduszkę.
- Co…?
- Mówiłam, żebyś był delikatny!
Skrzywiła się, dotykając czoła, które pulsowało uciążliwym bólem. Głos, który usłyszała nie należał do Gienia.
- Wena..? – wykrztusiła otwierając oczy, które same się zamykały – To ty?
- A kogo się spodziewałaś? Oczywiście, że ja – fuknęła obrażona Wena, siadając na brzegu łóżka – Wybacz za tak brutalną pobudkę, powinnam przewidzieć, że Gienio nie zna słowa delikatnie.
Dziewczyna zachichotała podnosząc się na łokciach.
- Co wy tu robicie? – zapytała przecierając oczy – Przecież byliście w Grecji!
- Wiesz co dziś jest? – spytała Wena unosząc wysoko brwi.
- Niedziela?
Gienio zachichotał, ale szybko umilkł, widząc ostre spojrzenie Weny.
- Dziś jest 28 grudnia!! To już trzy lata – powiedziała – Wstawaj. Musimy się pospieszyć. Masz notkę?
- Co? Gdzie… Gieniu…
Wena żwawym krokiem podeszła do szafy i otworzyła ją na oścież. Zaczęła przeszukiwać ubrania, podczas gdy Gienio wyciągnął zszokowaną dziewczynę z łóżka.
- To będzie odpowiednie. Zakładaj – rzuciła Wena, podając jej długą czarną wyjściową sukienkę – Gdzie notka?
- Na E… EJ!
- Nie ma czasu – powiedział Gienio wpychając ją do łazienki – Po prostu ją załóż!
***
- Gdzie idziemy? – spytała po raz kolejny, potykając się o płytkę chodnika. Zatrzymała się poprawiając szpilki i podbiegła znów do idącego szybko Gienia – Powiedz! Po co to?
- To Twoje święto, zorganizowaliśmy małe przyjęcie.
- Jak małe?
- Będzie kilka osób – powiedział wprowadzając ją do budynku – Wygłosisz kilka zdań. To wszystko. Małe, kameralne wystawienie notki.
- Skoro tak mówisz…
***
- TO ma być KILKA osób? – spytała patrząc na pokoju, do której ją wprowadzili. W okrągłej Sali, przy małych stolikach siedzieli ludzie, rozmawiając pół głosem. Wszyscy ubrani w odświętne stroje, zwrócili się w stronę wejścia. Dziewczyna zarumieniła się gwałtownie ale Gienio pociągnął ją w bok, wprowadzając w drzwi obok.
- Zaraz zaczynamy – powiedziała Wena – Gieno ma przemówienia, byliśmy pewni, że nic nie będziesz miała. To miała być niespodzianka. Gieniu, zaczynajmy!
- Ale ja…
***
Na scenę wchodzi konferansjer, ubrany w zielony frak, kanarkowa koszula i fioletowy melonik. Podnosi rękę do góry i ucisza widownie.
- Panie i panowie! Chłopcy i dziewczęta! Wymyśleni bohaterowie i bohaterki, stworzenia magiczne i nie magicznej i wszyscy ci, którzy zostaliście to zaproszeni! Witam was, na 3 urodzinach bloga www.lilkaevans16.blog.onet.pl. Zanim zaczniemy prezentacje notki jubileuszowej, autorka bloga, chciałaby wygłosić kilka słów! Przed wami, Paulina!
Na scenę wychodzi autorka. Rozlegają się oklaski, dziewczyna kłania się.
- Dziękuję ci, Gieniu za tę jakże rozwiniętą mowę przywitalną – mówi, uśmiechając się nerwowo, i kiwając głową w stronę Gienia – przyznaj się, co zrobiłeś z mową przygotowaną przez Wenę? – Dodaje półgębkiem. Gienio rumieni się.
- Spuściłem w toalecie… przypadkiem…
Przekręca oczami do góry.
- Nie jestem zdziwiona. Witam was serdecznie, na urodzinach bloga. Dziś, mija trzy lata odkąd dodałam pierwszą notkę. Zanim zaprezentuję wam to, co przygotowałam, chciałabym powiedzieć kilka słów, które ma Gienio…. Bo masz, prawda?
Człowieczek robi niepewny krok to tyłu.
- Nie masz!?
- Nie…była razem moją mowa... improwizuj…
- Nie mam wyjścia – syczy, i dodaje już głośniej. Czuje jak kolana drżą jej od powstrzymywanych emocji - Jak widzicie, Gienio nie ma mojej mowy. Chciałabym wam, podziękować za przybycie, na tą uroczystość. Jest to dla mnie wielki zaszczyt, że zechcieliście razem ze mną świętować. Witam bohaterów – kiwa głową do siedzących najbliżej ludzi – czytelników – tu zawraca się do dalszych stolików – i obsługę – tu patrzy na Gienia poczym zawraca się do widowni – To niesamowite, że po trzech latach, udało nam się znów tu spotkać. Ten czas, podczas którego byliśmy razem, to niewątpliwie najwspanialszy i najbardziej burzliwy okres w moim życiu. Jestem pewna, że w przyszłości, będę go wspominać jako niepowtarzalne chwile. Teraz, by nie przeciągać, poproszę Gienia o przedstawienie kalendarium bloga…
- To mam! Więc ( z głośników rozlega się Aria na strunę G –J.S.Bacha ), 28 grudzień, 2005 roku – powstaje Blog. Jeszcze tego samego dnia, dodaje notkę. Luty, 2006 roku – blog rozwija swoją działalność. Zdobywa pierwszych czytelników. 17 Sierpień 2006 roku – notka pod tytułem ”Na głowie miał czapkę…cz1.” Zostaje polecona przez Onet. 28 Grudzień 2006 roku – Bolg świętuje swoje pierwsze urodziny. Jest już dość rozwinięty i powoli zaczyna wzrastać jego popularność. 21 Lipiec 2007 roku – autorka oficjalnie zakańcza działalność bloga. 30 Październik 2007 roku – na blogu pojawia się pierwsza cześć serii „trojaczki”, które przyczyniają się do ponownego uruchomienia bloga. 28 Grudzień 2007 roku – blog obchodzi drugie urodziny. 19 Kwiecień 2008 roku – Bolg po raz drugi, zostaje oficjalnie zakończony. W dwa dni później, 21 kwietnia notka pod tytułem „W życiu piękne są tylko chwile” zostaje polecona przez Onet. 23 maj Lilka znów wraca do życia, notką pod tytułem „Dla Mamy”. 28 grudzień 2008 na blogu pojawia się 150 notka - tym samym blog k
ończy trzeci rok.
Zapada cisza. Muzyka się wycisza i na sali rozlegają się ciche oklaski, które po chwili przeradzają się w głośniejsze i mocniejsze.
Autorka kłania się kilkakrotnie i ociera łezki.
- Dziękuję. A teraz, przejdźmy do prezentacji notki jubileuszowej.
***
W ostatniej chwili udało im się spakować. McGonagall weszła kilka sekund później, jeszcze bardziej wściekła niż uprzednio, skontrolowała dormitorium i mruknęła że mogą iść. Harry był pewny, że gdy wychodziła, usłyszał jak mruczy pod nosem „Ukryty potencjał…”.
Pół godziny później, siedzieli już w ekspresie Hogwart-Londyn. Na początku podróży odnalazł ich Steven, informując że według najnowszej sowy od rodziców, wszyscy mają czekać przy barierce.
Chodź kolidowało się to nieznacznie z treścią listu, jaki dostał Potter, chłopiec uznał że mają różne źródła i skoro Black dostał sowę już w pociągu, jego informacja jest właściwa.
Większość podróży minęła we względnym spokoju. Nie licząc zagubionego wózka z jedzeniem, akcji poszukiwawczej starszej pani i małego incydentu ze ślizgonami, nie wydarzyło się nic, co mogłoby przykuć czyjąkolwiek uwagę.
Gdy słońce schyliło się już ku zachodowi, a większość uczniów zaczęło odczuwać znużenie, zdarzyło się jednak coś, co mogło zaważyć na losie świąt wszystkich tych, którzy byli w pociągu.
***
- Pada śnieg – powiedziała Lily wchodząc z kawą do pokoju, w którym siedział rozbawiony James. Mężczyzna podniósł wzrok, zaprzestając zabawy z rozszczekaną Kinder.
Spojrzał szybko w stronę okna.
- Gdzie? – spytał, widząc że na zewnątrz nie widać nawet jednego płatka śniegu.
- W całej Anglii – powiedziała kobieta siadając na fotelu – W radiu mówią, że Ekspres z Hogwartu może się spóźnić.
Mężczyzna skrzywił się nieznacznie.
- To tylko śnieg – zauważył mężczyzna – Nie będzie dużych problemów. Ale jeśli chcesz dziś ubrać choinkę, lepiej się ubieraj, bo możemy mieć problem żeby ją kupić.
***
- Dlaczego stoimy? – spytał Joe, wyglądając za okno – To nie stacja w Londynie.
- Może jakieś problemy techniczne? – Harry podrapał się po nosie, obserwując jak skoczek Jacka zbija jego damę – To nie sprawiedliwe. Zawsze mnie ogrywasz.
- Ma się dar – uśmiechnął się Andrews
- Więcej z tobą nie gram. Jesteś gorszy niż Ron… - mruknął Potter sięgając do kieszeni – Wolę gargulki.
- Zawsze to mówisz – zauważył Matthews wstając z siedzenia – Pójdę zobaczyć, co się dzieje.
***
- Nie martwcie się – powiedział sędziwy brodacz do grupki stojącej przed nim młodzieży –Zasypało tory, musimy to odśnieżyć.
Jack jęknął, poprawiając czapkę.
- Długo to potrawa? – spytała wysoka Puchonka mrugając szybko długimi rzęsami. Brodacz pogładził wierzch dłoni.
- Zależy, od śniegu – przyznał wzruszając ramionami – w najgorszym wypadku, dzisiejszą noc spędzimy w pociągu.
- Ale jutro Boże Narodzenie!! – pisnęła niska pierwszoklasistka o okrągłej buzi a na jej policzki wstąpiły rumieńce złości.
- Postaramy się, żeby to potrwało jak najkrócej – zapewnił mężczyzna – przekażcie kolegom żeby się nie denerwowali. Zrobimy wszystko co w naszej mocy.
- A nie da się tego zrobić za pomocą magii? – spytała puchonka, marszcząc brwi.
- Jakiż to świat byłby piękny, gdyby wszystko dało się rozwiązać zaklęciem – zaśmiał się staruszek odchodząc od młodzieży, która wydała z siebie odgłosy niezadowolenia.
***
- Utknęliśmy – oznajmił Jack wchodząc do przedziału – Zasypało nas. Przy złym układzie, zostaniemy to do jutra – dodał opadając na siedzenie – Mamy powiedzieć innym. O, cześć.
Steven kiwnął głową, na znak że go widzi i mruknął coś do gońca, który zrobił gwałtowny ruch zbijając wierzę Harryego. Potter rzucił mu zrozpaczone spojrzenie.
- I ty, przeciw mnie?
- Fajnie, że się przejmujemy – mruknął Jack drapiąc się po czole. Joe uniósł kciuki do góry i szybko zwrócił wzrok w stronę szachownicy. Potter jęknął po raz kolejny.
- Podpowiadacie mu – warknął patrząc zrezygnowany jak jego kolejny pionek rozpada się na kawałeczki – Trzeba się skonsultować z trojaczkami – dodał rzeczowym tonem do Stevena – Bo inaczej nas zjedzą, że nic im nie powiedzieliśmy.
- Błyskotliwe.
Podniósł wzrok, patrząc jak do przedziału wchodzą Lupinki. Zarówno Joe, jak i Jack spojrzeli zszokowani na dziewczyny, które jak gdyby nigdy nic, usadowiły się na siedzeniu.
Harry i Steven wymienili rozbawione spojrzenia.
- Ile czasu będziecie się do tego przyzwyczajać? – spytał Black. Na twarzach chłopców pojawiły się rumieńce. Szybko odwrócili wzrok.
- Siedź cicho – mruknęła Emily – My jesteśmy po prostu niezwykłe.
- Dokładnie – zgodziła się Amy – Co się więc dzieje?
- Zasypało nas – powiedział szybko Jack – Trochę tu sobie posiedzimy.
- Cudownie – jęknęła Margaret – Nie ma to jak święta w pociągu. Chodźcie, trzeba powiedzieć reszcie.
***
O ile na początku, perspektywa siedzenia w pociągu, nie zrobiła na nich wielkiego wrażenia, o tyle po dwóch godzinach, zaczęła być irytująca.
Im dłużej stali w miejscu, tym większe poruszenie się wszczynało.
Tymczasem, śnieg padał coraz bardziej.
Czas mijał powoli. Gdy zegarki zaczęły pokazywać jedenastą wieczorem, prawie wszyscy uczniowie już spali. Znużeni brakiem zajęcia, głodni i zmęczeni bezczynnym siedzeniem w pociągu, opadli bezwiednie na siedzenia, kolegów lub podłogę.
***
Na peronie, panowała cisza. Zmęczeni i zaspani rodzice, czekali na swoje pociechy już którąś godzinę z rzędu. Jedni zrezygnowani opadli na ławki, inny opuścili peron udając się do pobliskich kawiarni a ci, którzy mieli blisko do domów, wrócili by tam, czekać na wiadomości o przybyciu swoich pociech.
Czas mijał nieubłaganie. Z każdym tyknięciem wielkiego zegara wiszącego na peronie, irytacja zgromadzonych ludzi wzrastała coraz bardziej.
Pośród tłumu, na jednej z ławek siedziała Lily, ściskając mocno Alana, który usnął na jej rękach. Obok, oparta o jej ramię spała smacznie Vivien a na jej kolanach główkę ułożył Matt. Cristin usiadła obok ławki, opierając głowę o kamienną ścianę, a reszta stała znużona z boku, zerkając co jakiś czas na zegarek.
- Może idźcie do domu? – zaproponował Syriusz, przerywając ciszę – Jest już późno.
- Poczekamy – powiedziała Lily ziewając cicho – Dzieci i tak już śpią.
- Dajcie spokój, to bez sensu – James spojrzał na śpiącego syna – To może jeszcze trwać i trwać.
- Doczekamy – powiedziała układając się wygodniej na ławce. James wzruszył ramionami i oparł się o mur. Syriusz spojrzał na niego i zmarszczył brwi.
- Pójdę po gorącą czekoladę – oznajmił w końcu – Robi się zimno.
***
Otworzyła oczy i jęknęła, czując jak bardzo zdrętwiała jej szyja podczas snu. Podniosła się lekko i spojrzała za okno.
- Jedziemy! – krzyknęła szturchając siostry – Jedziemy!!
- Misui….?
Zamrugała zszokowana wpatrując w śpiącą nadal Emily. Margaret otworzyła jedno oko.
- Co jest? – spytała, widząc że dziewczyna już siedzi – Czemu nie śpisz?
- Jedziemy – powiedziała podekscytowana Amy.
- Gdzie?
- Nie wiem… do domu? – spytała ironicznie siadając z powrotem na siedzeniu. Uśmiechnęła się szeroko.
- A gdzie jeste
śmy??
- Nie wiem…
Usiadła na siedzeniu i spojrzała zadowolona na rozespane siostry. Margaret zamrugała kilka razy, rzuciła się na siedzenie i mruknęła coś o tym, żeby ją obudziły jak dojadą. Po chwili Emily poszła w ślady siostry.
***
Łatwo domyślić się, że Bożonarodzeniowe śniadanie nieznacznie się opóźniło i zamiast zasiąść do stołu po dziesiątej, zarówno Potterowie, jak i Blackowie, zasiedli po godzinie dwunastej.
Trojaczki, które wykazały się odrobiną przebiegłości i spały w pociągu, zerwały się zaraz po dziewiątej, budząc przy tym cały dom radosnymi okrzykami „Wesołego Jajka”.
Ann, która po raz pierwszy organizowała święta u siebie, przeżyła nie małą próbę charakteru już z samego rana. Przerywając radosna atmosferę, zmusiła się by poinformować rodzinę o rychłym przybyciu Nicka. Po długiej i uciążliwej chwili ciszy, usłyszała tylko ciche „Żebyś nie żałowała”.
Patsy i Peter, którzy jak zawsze spędzili święta u rodziców kobiety, poświęcili prawie pół śnadania na uspakajaniu syna który już na wstępie pokłócił się o zabawkę z siostrzeńcem Patsy. Maluchy prawie przez dwie godziny dokuczały sobie, wyrywając sobie zabawki, popychając lub gryząc, by po południu zgodnie zająć się zabawą z kotami.
Jednym słowem, cały bożonarodzeniowy ranek minął we względnym spokoju.
Prawdziwy Sajgon, miał się zacząć dopiero popołudniu.
***
Zerknęła nerwowo na zegarek. Było kilka minut po piątej.
Helen już dawno poszła do narzeczonego, Amel siedziała przy oknie patrząc co jakiś czas zaglądając za firankę.
Rodzice Ann siedzieli na fotelach rozmawiając pół-szeptem. Kobieta obróciła się nerwowo w fotelu. Clarson spóźniał się już godzinę.
- To kpina – powiedziała surowo Pani Winter spoglądając na wnuczkę – Że też mu nie wstyd…
- Mamo… - syknęła kobieta – Przestań. Może coś mu wypadło…
- W Boże Narodzenie? – kobieta uniosła wysoko brwi – Ann przejrzyj na oczy. Znów …
Urwała, gdy rozległ się dźwięk dzwonka. Amel zerwała się na równe nogi, ale Ann wskazała jej, że ma siedzieć i sama poszła w stronę drzwi.
Jednym płynnym ruchem pociągnęła za klamkę i spojrzała surowo na stojącego w drzwiach mężczyznę.
- Co to ma być? – spytała zanim zdążył otworzyć usta – Wiesz która jest godzina?
- Przepraszam ja… - zaczął ale znów mu przerwała.
- Pozapraszasz? Mnie? Amel od godziny siedzi przy oknie czekając aż się pojawisz. Ale nie, ty jak zwykle robisz tak jak chcesz a czas cię nie obowiązuje. Dowiedz się że jeśli to się powtórzy to…
- Są śnieżyce – powiedział szorstko – Utknąłem na drugim końcu kraju. Starałem się jak mogłem, żeby dotrzeć na czas.
Zarumieniła się lekko i mruknęła cicho :przepraszam: wpuszczając go do środka. Uśmiechnął się, wzruszając ramionami.
- Wesołych świąt – dodał wyjmując z kurtki mały pakunek – Pamiętam, że kiedyś zbierałaś. Mam nadzieję że takiego jeszcze nie masz.
Zarumieniła się i wzięła opakowane w czerwony papier pudełeczko.
- Dziękuję – powiedziała zakłopotana, czując jak palą ją uszy.
Powiesił kurtkę na wieszaku i spojrzał dyskretnie w stronę salonu. Westchnęła, widząc o co mu chodzi.
- Rodzice są – mruknęła. Pokiwał powoli głową – Mogę być trochę… źli.
- Nie spodziewam się niczego innego. – powiedział z wymuszonym uśmiechem – No, to będziemy tu stali?
Wskazała mu drzwi. Kiwnął głową i ruszył do salonu. Zrezygnowana poszła za nim.
- To będą długie święta… - szepnęła, odkładając pakunek na szafkę i wchodząc do pokoju, gdzie jej rodzice już zaczęli wymieniać złośliwe uwagi w stronę Clarsona.
***
- Mamo… - weszła do kuchni, zostawiając kubek na stoliku – Musicie to robić?
Kobieta odwróciła się do córki, a jej wąskie brwi przybliżyły się do siebie.
- A czego się spodziewasz? – spytała machając niecierpliwie ręką – Zjawia się po tylu latach i uważa że nic się nie stało. A Ty, na to pozwalasz. Jesteś głupia.
- Może – powiedziała Ann, podchodząc do zlewu i odkręcając kran – Ale jest ojcem mojego dziecka i nie mogę, odbierać mu prawa do spotykania się z nią. Stara się.
- Bardzo – fuknęła patrząc na córkę surowo – Nie zaakceptuję tego. I nie pozwolę, żebyście znów przez niego cierpiały. Pilnuj się i uważaj na to, co robisz. Zanim znów cię omota.
- Nie omota – powiedziała cicho Ann odrzucając włosy do tyłu – Nie tym razem.
- Oby… - powiedziała a jej głos złagodniał. Odwróciła się i wyszła, zostawiając córkę samą w kuchni.
***
Do tej pory sądziła, że istnieje chodź cień szansy, że spotkanie Państwa Winter z byłym zięciem nie okaże się porażką. Wystarczyło pół godziny, żeby przekonała się że do spokojnych ten dzień należeć nie będzie.
Gdy po dwóch godzinach, nie pojawiła się poprawa, zrezygnowana Amel zaproponowała spacer.
Nick i Ann bez wahania się zgodzili. Oboje zdawali sobie sprawę, że napięta sytuacja prędzej czy później zakończy się kłótnią, a spacer pozwoliłby żeby wszyscy odetchnęli.
- To nie jest dobry pomysł – powiedziała Joan rzucając pogardliwe spojrzenie Nickowi – Jest zimno, Amel może się przeziębić. Po za tym Amos ma problemy z korzonkami. Jeszcze się doziębi…
- Babciu – jęknęła dziewczynka – Ubiorę się ciepło. Proszę!
- Nie. Nie sądzę żeby to był dobry pomysł.
Dziewczyna zmarkotniała. Usiadła obrażona na podłodze i spojrzała na swoje paznokcie.
- Pójdziemy sami – powiedziała Ann – Masz rację, lepiej żeby tata nie wychodził.
- Ale…
- Mamo… - syknęła kobieta rzucając jej krótkie spojrzenie – Nic jej nie będzie. Wrócimy szybko. Chodź – dodała do córki – Musisz się przebrać.
Dziewczynka wybiegła z pokoju, ciągnąc za sobą zszokowanego Nicka. Ann zebrała rozrzucone przez córkę rzeczy, spojrzała uspokajająco na rodziców i wyszła z pokoju.
- Wierz lub nie – odezwał się mężczyzna, patrząc na drzwi w których zniknęła córka – Ale czuję, że Ann znów wpakuje się w kłopoty.
- Też się tego obawiam…
***
Strzepnęła płatki śniegu, które opadły na jej włosy i spojrzała ukradkiem idącego obok mężczyzny. Uśmiechnął się do Amel, która podrzuciła do góry trochę śniegu.
Kobieta mimowolnie uśmiechnęła się, widząc iskierki w szarych oczach mężczyzny. Zatrzymał się i spojrzał na zaśnieżone drzewo. Również stanęła.
- Posłuchaj… - zaczął, przenosząc na nią wzrok. Zamrugała, czując dziwny niepokój. Wcisnęła mocniej dłonie w kieszenie ale nic nie powiedziała. – Są święta i…
- Trudno nie zauważyć… - mruknęła nie umiejąc powstrzymać się od złośliwości. Uśmiechnął się.
- Tak wiem ale podobno to święta są najlepszym momentem na rozejmy - spojrzał na Ann, której twarz natychmiast przybrała kamienny wyraz. Niepewnie przestąpiła z nogi na nogę ale znów nic nie powiedziała – Wiem, że zachowałem się ja dupek, nie jest mi z tym dobrze. Skrzywdziłem was obie ale… mamy córkę i chyba nie powinniśmy zachowywać się jak dwoje obcych ludzi…
- Nick… - zaczęła kobieta – Posłuchaj…
- Nie przerywaj mi – powiedział szybko – Pozwól mi dokończyć.
Kiwnęła głową. Nabrał powietrza.
- Wiem że to co było, już nie wróci, sam sobie zasłużyłem ale wydaje mi się, że możemy zostać przy
jaciółmi…
Zamrugała. Zaskoczył ją. Naprawdę ją zaskoczył.
- Przyjaciółmi? – spytała cicho wpatrując się w mężczyznę. Kiwnął głową – Myślę że…to najlepsze z możliwych rozwiązań. Chodź by dla Amel – powiedziała cicho – Ale nie oczekuj ode mnie, że zapomnę…Wracajmy już, robi się chłodno – dodała uśmiechając się niepewnie. Kiwnął głową. Wyciągnęła dłoń.
- Przyjaciele – powiedziała cicho. Uścisnął ją.
- Przyjaciele – zgodził się z uśmiechem.
Żadnemu z nich nie przyszło do głowy, jak tak mały gest może być ważny.
***
Na sali zapada cisza. Po chwili rozlegają się pojedyncze oklaski, które po chwili przeradzają się w aplauz. Autorka wychodzi na scenę, kłania się poczym wyciąga z torebki chusteczki higieniczne. Wyjmuje jedną i podaje ją Gieniowi.
- Dziękuję wam wszystkim – zaczyna dziewczyna drżącym głosem – za przybycie. Dziękuję Wenie która w ostatniej chwili przybyła do mnie, dzięki czemu skończyłam tą notkę, dziękuję Gieniowi który przygotował tą uroczystość. Dziękuję bohaterom, którzy już trzeci rok wytrzymują ze mną i pokornie przyjmują wszystkie moje widzi mi się – tu spogląda z wdzięcznością w stronę Remusa i Potterów – Dziękuję wszystkim czytelnikom. Tym obecnym, którzy wspierają mnie i pomagają podjąć decyzje, bez których już dawno bym zwątpiła, oraz tym, którzy już przestali czytać. Dziękuję wam wszystkim, którzy tu jesteście, że ze mną wytrzymujecie i to wam, dedykuję tą notkę i wszystkie te notki które już były. Dziękuję.
***
I na sam koniec. Wydaje mi się, że oddałam wszystko to, co chciałam oddać w tej notce. Jest mi bardzo przykro, bo chodź starałam się jak mogłam, nie udało mi się zrealizować wszystkich swoich planów. Zależało mi by te trzecie urodziny były wyjątkowe. Nie udało się.
Notka jest jak każdy widzi. Chciałam was bardzo przeprosić za jej kiepski poziom. Nie tak to wszystko sobie wyobrażałam, nie udało mi się skończyć opisów, dopracować wszystkich tych szczegółów, które chciałam dopracować. Mimo wszystko mogę wam powiedzieć, że jestem dumna z tego co osiągnęłam. Bo chodź moja historia jest naciągana, czasem idiotyczna i bez sensu, to jednak, jestem dumna że udało mi się wytrwać tyle ile wytrwałam.
Zdmuchniemy razem, trzecią świeczkę na urodzinowym torcie…? ;)
PIERWSZA.! ; ))))))Lece czytac ; )
OdpowiedzUsuńA możemy razem zjesc tego torta.? ;)Glodna jetsem, kolacji nei jadłam ;dNie wiem co Ty sobie msylalaś, pisząc, że notka jest słaba- jest bardzo odbra, dokładnie taka jak powinna byc lekko sentymentalna, melancholijna, ale też ze smiesznymi momentami, jest ona dokladnie taka, jak powinna byc notka urodzinowa i swiateczna jednoczesnie.Uwielbiam Twój styl pisania, jest ciekawy, w swoim opowiadaniu stawiasz na poczucie humoru, ale też poruszasz trudne problemy, wprowadzasz powikłania, dzieki temu to nigdy mi sie nie nudzi.I dziekuje Ci za to. Życzenia już składałam, a nie lubię się powtarzać. ps: A jedna z notek o trojaczkach byla zadedykowana mojemu potluczonemu tylkowi, pamietam to dobrze.! xdd
OdpowiedzUsuńCudowna, świetna, genialna, wspaniała.Nie mów, ze niski pozmiom , bo notka jest naprawde dobra ; )A świeczke oczywiście, że zdmuchniemy ; )I oby do następnych urodzin. ; )STO LAT.! STO LAT.! ; *****(nie mogłam sie powstrzymać; D)
OdpowiedzUsuńHa! Piękne... popłakałam się (smarka w chusteczke) No teraz lepiej.. No więc. Eee... wiesz że nie lubię komentować... ale nie mogę tego zrobić dziś i nie wypowiedzieć swojego (niezbyt mądrego) słowa... ee...zdania. Tak więc. Nie wiem dlaczego (smark w chusteczke) uważasz ze ta notka jest beznadziejna. Mi się podoba, a moje zdanie bardziej się liczy od twojego, jako że jestem czytelniczką tegoż bloga ot co. (Bierze łyk herbaty). Kontynując, a jednocześnie i kończąc. Życzę Ci wielu sukcesów w dalszym prowadzeniu bloga i radości z tego co robisz;] Dzięki temu blogowi ( i mojemu) poznałam jego cudowną autorkę:) Nigdy nie zapomne naszych pierwszych rozmów jak i łez czy śmiechu przy czytaniu twoich notek:) Jesteś cudowną pisarką i czekam kiedyś na twoją książke(obiecałaś mi!! Obiecałaś!). Trzymam za Ciebie kciuki (a ty trzymaj za mnie... wiesz dlaczego:) ) Buziaki kochana:) Kończe mój krótki komentarz:)
OdpowiedzUsuńWiem, że się powtórzę, ale chciałam Ci życzyć wszystkiego najlepszego i tych kolenych lat z Lilką i resztą towarzystwa :)A co do notki... nie rozumiem czemu mówisz, że jest słaba, mi się podobała, ale to chyba nie jest tylko moje zdanie, więc w czym problem :)Jeszcze raz gratuluje i pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńPięknie po prostu i ta świąteczna atmosfera ;)I jeszcze raz wszystkiego najlepszego z okazji trzeciej rocznicy. To wielki sukces, bo mało komu udaje się tyle wytrwać na jednym blogu. Wiesz, przejrzałam jedną z początkowych notek i metamorfoza jest bardzo duża, wyrobiłaś sobie styl ;)Na koniec przyznam, że podziwiam Twoją wytrwałość ;)
OdpowiedzUsuń06.11.07, wieczorem, pewna nastolatka usiadła przed komputerem, ochoczo naciskając przyciski. Szybko wpisała hasło, stukając przy tym niecierpliwie w czarne klawisze. Spojrzała na zegarek, uśmiechając się do siebie podstępnie- jeśli się pośpieszy, może zdąży przeczytać kilka notek. Tymczasem monitor rozjarzył się nowymi kolorami. Przewróciła oczami szybko wyłączając kolejne komunikaty, jednak szeroki uśmiech nie opuszczał jej twarzy ani na chwilę. O kilka razy za dużo kliknęła w ikonę przeglądarki internetowej. Westchnęła, wyłączając nadmiar wyświetlonych okienek i w obawie przed kolejnymi przeszkodami wpisała zauważony wcześniej adres bloga.Kiedy o 19:15, po przeczytaniu rozdziału „Trojaczki part 2” i dodania pod nim komentarza przyszedł czas na refleksje, wiedziała- ta historia porwała ją całkowicie. Przyniosła herbatę i ciasteczka, umościła się wygodnie w obrotowym krześle i wróciła do początku…Ta historia była dla niej czymś w rodzaju matki jej twórczości. Uczyła się, że są wzloty i upadki, że każdej autorce zdarzają się chwile przyjemne i te mniej, że w Lily i reszcie można odnaleźć przyjaciół. Chciała osiągnąć sukces na miarę tego bloga na przekór wszystkim, a jedynym bodźcem było trochę zapału oraz właśnie ta historia. Pamięta dokładnie, jak przed napisaniem kolejnego rozdziału wracała do ulubionych notek- czy to party o trojaczkach, czy „zaraz dostaniesz wody”. Wspominała wszystkie ciuchy, które ledwie uszyły z życiem po wielokrotnym tarzaniu się po podłodze, guzy na czole po waleniem czołem w biurko, ale przede wszystkim rozpacz- taką prawdziwą- gdy autorka pierwszy raz ogłosiła koniec tego opowiadania. To zawsze działało, skutkowała nieodpartą weną. Pamięta też pierwszą rozmowę z samą Lilkąevans16. Tremę, ale i nieodpartą radość po pierwszym komentarzu dodanym przez nią na Evans-Potter. Pamięta. Stała się Poetką. Dzięki jej radom, jej opowiadaniu. Dzięki niej.A teraz Lilkaevans16 obchodzi trzecie urodziny. Nastolatka, która tyle miesięcy temu po raz pierwszy odwiedziła tego bloga, wzdycha z sentymentem, wpatrując się w ekran, a oczy jej lśnią. Wszystkiego najlepszego, Kochana. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńKochana jestem z Ciebie bardzo, bardzo dumna brawo! brawo! tak się ciesz :D zaraz się poryczę chyba...ehh...sama nie wiem co mam powiedziec;* :(
OdpowiedzUsuńCześć. Czy chcesz, aby Twoje opowiadanie znalazło się w naszym katalogu, specjalnie przeznaczonym to prezentowania blogowej twórczości?Wejdź tu:http://zbior-waszych-opowiadan.blog.onet.pl/Prześlij zgłoszenie i zdobądź popularność.Pozdrawiamy ciepło. :)
OdpowiedzUsuńZostałaś klepnięta www.kim-love-lapa.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńnotka super!! moglas zostawic dzieci w pociagu bylo by jeszcze lepiej! boje sie troche o ann
OdpowiedzUsuńNa sam początek- pogratuluję Ci wytrwania tych trzech lat. Naprawdę, gratuluję! Mimo że dopiero trafiłam na Twojego bloga, mam zamiar przeczytać notki, powoli, ale mam zamiar- a tak poza tym, to... ja też mogę zdmuchnąć razem z Wami świeczki? Trzy świeczki? Czułabym się zaszczycona, niezwykle zaszczycona, bo... sama dobrze pewnie wiesz, ldaczego bym się czuła zaszczycona. :) Och... Jeszcze raz gratuluję! :)Notka... fajna :) Masz rację- mogłaś ją lepiej dopracować, bo z paru pojedynczych notek znam Twoje możliwości. Nie uwierzysz, ale kiedyś czasem wpadałam na Twojego bloga, ale ma skleroza sprawiła, iż zapomniałam adres, cokolwiek, bym mogła odnaleźć- a tu taka niespodzianka! Ach, cieszę się, że Ann i Nick są przyjaciółmi, naprawdę się cieszę :) Choć... w sumie, to może z tego wyjść coś niedobrego, ale trzeba żyć teraźniejszością, a nie tym, co będzie i co było. Najważniejsze jest to, co jest teraz.No tak... a więc... nie zostaje mi już chyba nic innego, jak tylko pozdrowić Cię serdecznie iżyczyć wszystkiego najlepszego ;)[lilye-jamesp] i [kreta-droga]
OdpowiedzUsuńNa www.potter-lily-i-james.blog.onet.pl pojawił się nowy rozdział pt."22.Cisza przed burzą." Serdecznie zapraszam.
OdpowiedzUsuń