Najsłodsi kretyni świata
Na wstępie, odpowiedź do Rerere. Wiem, co jest na początku a na końcu ;) Najwyraźniej źle się wyraziłam. Pisząc o Epilogu, miałam na myśli drugą cześć notki z dnia 19.04.2008 roku. Druga część, miała być zakończeniem całej historii i to o niej, mówię w regulaminie. Tak więc, nie, myślę że się nie pomyliłam :) Będę musiała to jakoś wyraźniej napisać, bo naprawdę można się pogubić.
Cóż. A teraz. Zanim przejdziemy do notki,która tak naprawdę wcale mi się nie podoba, chciałabym wam wszystkim, życzyć wesołych, zdrowych świąt Bożego Narodzenia, w gronie bliskich osób, spełnienia marzeń, wielkich ilości śniegu i czego jeszcze sobie można tylko zamarzyć.
***
- Gdzie byliś… Syriusz… Co ty masz na głowie?
Liz zatrzymała się wryta, wpatrując się zszokowana w męża. Syriusz wymienił krótkie spojrzenie z przyjacielem, i obaj zacisnęli usta, żeby się nie roześmiać.
- Co was tak bawi? Jak wy wyglądacie?
- Długa historia – powiedział James, ściągając buty. Syriusz pokiwał głową, zdejmując z głowy wianek, który nałożył mu wcześniej Potter i rozpiął kurtkę.
- Mam dużo czasu. Jesteśmy sami, wszyscy poszli na spacer – powiedziała kobieta zakładając ręce na biodra.
- Czy to oznacza kłopoty? – spytał Syriusz marszcząc brwi.
- To zależy od tego, co robiliście. Jeśli znów odstawiliście jakaś durna szopka, prezentująca waszą dziecinność, to tak, macie kłopoty.
- Dobrze że założyłem spodnie… - mruknął Black.
***
- Więc? Gdzie byliście całe popołudnie?
Lily spojrzała surowo na mężczyzn, którzy kulili się pod wpływem jej surowego wzroku. Orzechowe oczy Pottera spotkały się z szarymi tęczówkami Blacka. James uniósł brwi, dając do zrozumienia, że sam tego chciał, zwlekając z opowieścią do powrót reszty.
Mężczyzna podświadomie miał nadzieję, że Liz daruje sobie wybuch złości przy przyjaciołach, jednak nie wziął pod uwagę faktu, że towarzystwo pozostałych wiązało się nieodzownie z Lily. Nie było tajemnicą, że dziecinność mężczyzn działała na rudowłosą jak płachta na byka.
Tym razem, szykowała się wielka wojna. Black nie omieszkała opowiedzieć przyjaciółce o tym, jak mężczyźni wyglądali gdy wrócili do domu, pokazując przy tym wianek który Syriusz miał na głowie, co jeszcze mocniej podburzyło rudowłosą.
- Więc? – powtórzyła, a jej uszy przybrały barwę różu. Black przełknął ślinę.
- Ukulturowialiśmy się – powiedział w końcu, widząc mordercze spojrzenie przyjaciela.
Lily wybuchła śmiechem. Przez chwilę wydawało się, że złość zniknęła, jednak po chwili kobieta znów spojrzała na nich groźnie.
- Wy i kultura? Nie rozbawiaj mnie.
- Byliśmy w teatrze – dodał szybko Syriusz – Naprawdę.
- Oczywiście. A to? – spytała ironicznie wskazując na wianek – Co to jest?
- Ozdoba – powiedział James – Taka zwykła.
Black zachichotał unikając spojrzenia Lily. James dał mu kuksańca w bok, dając do zrozumienia że ma się uspokoić, jednak to jeszcze bardziej pogorszyło sprawę, bo mężczyzna roześmiał się na głos.
James pokręcił głową z politowaniem.
- Dobrze… że nie…widzieli…spodniczki – wykrztusił, ignorując prychnięcie Lily. Oczy Jamesa powiększyły się i zaszkliły, gdy przygryzł wargę powstrzymując się od śmiechu. Syriusz spojrzał na czerwonego przyjaciela, i złapał się za brzuch, próbując się uspokoić. Potter pękł.
- Czuję, że ominęła nas dobra zabawa – powiedział ostrożnie Remus patrząc na roześmianych przyjaciół. Peter kiwnął lekko głową.
- Co wy robiliście? – spytała trochę łagodniej. Syriusz spojrzał na nią i wybuchł śmiechem.
- Dasz nam powiedzieć? – James podniósł głowę, nadal chichocząc. Lily westchnęła i kiwnęła głową.
***
Dziesięć minut później, gdy już się uspokoili, usiedli wygodnie na podłodze.
- Skoro już musicie wiedzieć, założyliśmy się – zaczął James wymieniając ukradkowe spojrzenie z przyjacielem.
- To już wiemy – wtrącił Lupin –A coś więcej.
- No spokojnie, już mówię. Założyliśmy się, że Syriusz pójdzie na przesłuchanie do roli Nimfa.
Zapanowała cisza. Wszyscy spojrzeli na mężczyzn jak na idiotów.
- W lokalnym teatrze, szukali jakiegoś błazna który…
- Jestem tu – warknął Syriusz – Tylko nie błazna.
- Dobra, już dobra. Jeszcze słowo i sam będziesz opowiadał. Założyliśmy się, że Łapa pójdzie tam i weźmie udział w przesłuchaniu…
- Co za idiota przeciął ten zakład? – spytała Cristin, nie umiejąc się powstrzymać – To totalny idiotyzm…
Remus charknął znacząco w sufit. Cristin powoli przeniosła na niego wzrok.
- Mogłam się spodziewać – powiedziała zrezygnowana – Ojcem moich dzieci jest kretyn…
- Nie wiedziałem o co się zakładają – zaprotestował mężczyzna – Kazali przeciąć, przeciąłem. Myślałem że chodzi o jakaś bezdeta, jak to oni…
- Nie polepszasz swojej sytuacji – wtrącił Peter, szczerząc się w uśmiechu – Kiedy oni założyli się o bzdety?
Lupin zawahał się, otworzył usta, znów je zamknął i znów otworzył.
- Wracając do tematu – wtrącił James – Poszliśmy tam. No i na tym minęło dzisiejsze popołudnie. A to – dodał wskazując na wianek – rekwizyt.
- Hola, hola – powiedziała Lily – A czemu wyglądaliście …
- Będzie mi wypominać, że źle założyłem spodnie? – fuknął Syriusz – na dworze jest minus dziesięć, zimno był…
- Na zewnątrz? – spytała Liz – Czemu zakładałeś spodnie na zewnątrz!?
- Bo…nie było czasu w środku.
- Czemu? – spytała z udawaną łagodnością Lily.
- Musieliśmy opuścić teatr w zorganizowanym pośpiechu… - powiedział powoli James – Chcieli go przyjąć.
- Co!?
- Też nie wiem dlaczego – krzyknął James wstając – Poskakał trochę w spódniczce z liści po scenie, o tak – podskoczył robiąc dziwny obrót i opadł na fotel. Wszyscy, prócz Lily, się roześmiali – a oni…
- To nie było tak – wtrącił Syriusz wstając – Tylko tak.
Podskoczył kilka razy, rozkładając ręce jak do uścisku i zamykając oczy. Zrobił krzywy obrót.
- Uważaj – krzyknęła Lily, widząc że zbliża się do stołu. Black otworzył oczy obrócił głową i wpadł na stół, zwalając cała stawa stołowa.
Kąciki ust Potter, zadrżały. Kobieta zawahała się między śmiechem a krzykiem, aż w końcu wydała z siebie dziwny odgłos pomiędzy, poczym roześmiała się głośno.
Syriusz podniósł się z podłogi, rozmasowując nogę.
- To nie tak wyglądało – powiedział zmieszany szczerząc się w uśmiechu.
***
- Wiecie co? – spytała Lily, stawiając na stole talerz z kanapkami – Jesteście największymi kretynami na świecie. Żeby zrobić z siebie takich idiotów i to o butelkę Whisky…
- Liluś – zaczął James ale Potter mu przerwała znaczącym chrząknięciem – Kochanie.
- Lepiej…
- Lily – powiedział zirytowany. Przytaknęła z satysfakcją – Może i jestem kretynem, ale całe życie czekałem, żeby zobaczyć Syriusza w spódniczce z trawki…
- Mam się martwić? – spytała podejrzliwie Liz, patrząc na Syriusza – To nie zabrzmiało zbyt dobrze.
- A fuj – mruknął James – Owszem, bez tego idioty żyć nie umiem, ale bez przesady…
- No nie wiem, nie wiem – zaśmiał się Black – To
zabrzmiało poważnie. Chyba zacznę się bać.
- Spadaj – warknął rzucając w przyjaciela słodką bułeczką – To był niezapomniany widok.
- Wierzę – powiedziała Liz uśmiechając się szeroko – Żałuję, że mnie nie zabraliście.
- Jeśli byś mnie tak zobaczyła –zaczął Syriusz – Rozwiódłbym się z Tobą na drugi dzień i wyjechał do Tybetu.
- Wiesz Lily – Liz spojrzała na rozbawionych mężczyzn – może to i kretyni, ale są najsłodszymi kretynami na świecie.
- Nasi kretyni – dodała Potter i roześmiała się głośno.
- Nasi.
***
- Musimy jechać? – spytała Cristin patrząc niechętnie na stertę ubrań, czekającą na wpakowanie ich do torby – Nie możemy zostać do świąt?
- A dzieci same wrócą?
- Ach, dzieci… - mruknęła kobieta – Zapomniałam.
- Nie ciszysz się? – spytała Ann odwracając się do przyjaciółki, która uśmiechnęła się szeroko – To ostatni gwizdek, wiesz że w ostanie lata szkoły mało kto wraca na święta.
- Wiem, wiem – powiedziała Lupin niechętnie się podnosząc – Ale jest mi tu tak dobrze… a w domu znów się zbiorą obowiązki…
- Znam ten ból – mruknęła Liz siadając na łóżku – I znów powrót do szarej rzeczywistości…
- Narzekacie – fuknęła Potter – Szara rzeczywistość z naszymi mężami? Przecież oni są gorsi niż dzieci. Ten sam pożytek mam z Harryego czy Alana wiec…
- Oj, Lily, Lily… Jest jedna rzecz, do której mężczyzna się przydaje – zauważyła smętnie Cristin – No, może dwie…
- Nie komentujmy tego – poprosiła Liz, powstrzymując śmiech – Boję się tej rozmowy. W święta, jak zawsze?
Po kolei kiwnęły głowami. Ann przygryzła niepewnie wargę.
- Nie wiem, czy będę mogła przyjść – powiedziała cicho – Rano jak zawsze przyjadą rodzice a potem Nick pewnie przyjdzie do Amel.
- W czym problem? Zostawisz z nim Amel i przyjdziesz sama – stwierdziła Lily tonem, który oznaczał że nie widzi innego wyjścia. Kobieta zawahała się – Zawsze zostawali z nią twoi rodzice teraz zostanie jej ojciec - ostanie słowo wymówiła sucho, dając do zrozumienia jak bardzo gardzi mężczyzną i schyliła się po kosmetyczkę.
- Rodzice pewnie będą chcieli zostać do wieczora, jak zawsze – powiedziała powoli kobieta – Nie zostawię ich samych z Nickiem. Tata nigdy go nie lubił i teraz…
Zapanowała chwila ciszy. Wszystkie spojrzały na kobietę.
- Nie patrzcie tak na mnie – jęknęła unikając ich wzroku – Ty też nie zostawiasz samego Syriusza z Twoim ojcem.
- Od dawna jest dobrze – zaprzeczyła Liz – Zgoda może na początku mieli pewne problemy z dogadaniem ale odkąd urodził się Steven jest dobrze.
- Myślę, że Ann ma jednak rację – powiedziała powoli Cristin – Spotkamy się w drugi dzień świąt.
- Masz rację – zgodziła się Liz – Damy sobie radę. Pakujmy się, jest już późno.
***
- Mówiłam! Mówiłam, żeby spakować się wczoraj – fuknęła Amy wpatrując się w pusty kufer – Przez ciebie nie zjemy śniadania!!
Margaret zachichotała, wyjmując równo złożone ubrania z szafki i wsadzając je do torby. Emily spojrzała z zazdrością na prawie pełny bagaż siostry poczym niechętnie podeszła do swojej szafki, otwierając ją ostrożnie. Kupa zwiniętych bluzek i spódnic, wypadła na podłogę.
- Nie niesprawiedliwe – mruknęła Amy, rzucając swoje ciuchy na łóżko – Ona już się spakowała…
- Gdybyście miały porządek w szafce, też byście były już spakowane. Skończyłam – oznajmiła uroczyście zamykając kufer.
- Mówisz jak mama – warknęła Emily, składając ubrania w kostkę.
- Może – uśmiechnęła się dziewczyna, odrzucając włosy do tyłu – idę na śniadanie. Bye!
- Poszła… - powiedziała zszokowana Amy, opadając na łóżko – A ja umieram z głodu!
- Nie da się tego przyspieszyć? – spytała Emily, siadając obok siostry – Jakieś zaklęcie??
- Może…
***
- Smacznego!
Lupinka wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu do Mandy, która kiwnęła głową wskazując ręką na pełną owsianki buzię.
- A dziewczyny? – spytała, gdy już połknęła zawartość ust i wyciągnęła rękę po sok. Margaret zachichotała, nakładając masło na tost.
- Pakują się – powiedziała obojętnie.
- Trudno wierzyć że jesteście trojaczkami – stwierdziła dziewczyna uśmiechając się szeroko. Lupin odwzajemniła uśmiech.
- Jesteś chyba jedyną osoba, która tak twierdzi – przyznała wgryzając się w tost. Amanda uśmiechnęła się szerzej.
- Żartujesz? Wy jesteście… zupełnie inne!!
- Tob tab się wybajde…
- Nie prawda – mruknęła dziewczyna – Mówię bardzo poważnie. Może weźmy im po kanapce?
- Dobry pomysł – powiedziała dziewczyna przełykając ostatni kęs – Wątpię, że zdążą na śniadanie…
***
- Na złotego zęba Merlina!
Rozejrzały się po pomieszczeniu. Talerz z kanapkami upadł im na podłogę.
Po całym dormitorium porozrzucane były ubrania, kosmetyki i bielizna. Części garderoby znajdowały się nawet na baldachimach łóżek i parapecie. Kosmetyki porozlewały się, buteleczka szamponu rozbiła a kilka książek rozpadło się na pojedyncze strony.
Na środku pokoju, pośród całego rozgardiaszu siedziały zszokowana Emily i Amy, trzymając w ręku różdżki.
- Próbowałyśmy… się spakować – wydukała Amy, rumieniąc się mocno – Ale coś nie wyszło.
- Mój boże, jaki tu bałagan! A zaraz przyjdzie…
Drzwi od dormitorium otworzyły się i do środka weszła Profesor McGonagall.
- Mam nadzieję, że w przeciwieństwie do chłopców z czwartego roku jesteście… - urwała widząc stan dormitorium - …spakowane.
Kilka minut wcześniej w dormitorium po drugiej stronie wierzy.
Spojrzała surowo na rozbawionych chłopców, którzy za wszelką cenę próbowali przywołać na twarz wyraz winy.
Najwyraźniej nie za bardzo im się to udawało, bo twarz nauczycielki przybrała już kolor dojrzałej wiśni, a jej usta zacisnęły się w wąską szparkę.
- Co to ma znaczyć!? – wycedziła przez zamknięte usta – wydawało mi się, że prócz Longbotoma, wszyscy wracacie do domu! Tymczasem widzę tu tylko jeden kufer!
- Mój – wtrącił Jack szczerząc się w uśmiechu.
- Bardzo dobrze. Możesz już iść. A Pan Potter, Matthews i Weasley, powiedzą mi czemu nie są jeszcze gotowi.
Cała trójka zaczęła się przekrzykiwać, tłumacząc jak do tego doszło. Kobieta przez chwilę próbowała dojść co też chcą jej powiedzieć, aż w końcu krzyknęła zirytowana.
- Dość! Jedna osoba!
- No więc – zaczął Harry, ale nauczycielka mu przerwała.
- Nie ty Potter. Chyba że bardzo chcecie szlaban. Matthews.
- Pani profesor go nie docenia – powiedział szybko Joe – On się dużo nauczył. Robi postępy. Nich pani profesor da mu się wykazać.
- Dobrze, jak chcesz. Mów, dlaczego na litość boską nie jesteście spakowani?
- No to było tak – powiedział Harry robiąc krok do przodu – Spakowaliśmy się już wczoraj, jednak zdarzył się mały wypadek, pani profesor.
- Jaki?
- Zgubiłem okulary.
Nauczycielka prychnęła cicho i zamrugała. Dopiero teraz zauważyła, że młody Potter faktycznie nie ma okularów.
- Ron próbował je przywołać – dodał Potter – Jednak zaklęcie mu… nie wyszło.
- Potter, jakim cudem zgubiłeś okulary!? Jak można zgu
bić okulary?
- Niektórzy twierdzą, że jestem nierozgarnięty.
Nauczycielka westchnęła. Weszła w głąb pokoju. Obróciła się i uniosła brwi. Powoli podeszła do stojących tyłem chłopców i schyliła się, wyjmując z dłoni Joego okulary. Usłyszała trzy przełknięcia śliny.
- Macie cztery minuty, żeby się spakować – powiedziała, podając Harryemu okulary – Nie obchodzi mnie jak. Jeśli nie, cała trójka dostaje szlaban. I zostaje na święta w Hogwracie – dodała surowo – Nie patrzcie tak na mnie, pociąg nie będzie na was czekał.
Kilka minut później, damskie dormitorium klasa pierwsza.
- Moja cierpliwość się kończy! Co się z wami dzieje!?
- Pani profesor bo my..
- Milcz! To jest kompletna ignorancja! Po wszystkich się mogłam tego spodziewać, ale nie po was! Nie dostaniecie szlabanu tylko dlatego, że to wasz pierwszy wybryk i jesteście dopiero w klasie pierwszej! Ale jeszcze jeden taki numer i… Chłoszczyść! Schodźcie na dół.
- Wiedziałam że jakoś tak to szło…
***
Tak. Mówiłam już, że nie podoba mi się ta notka. Przepraszam za jej jakość...
Kolejna pojawi się 28 grudnia. Nie wiem, czy będzie to tylko sama notka jubileuszowa, czy dodam też normalna notka. Jeszcze nie zdecydowałam a po za tym, nie wiem, czy się wyrobię. Jeszcze raz, wesołych świąt!
Cóż. A teraz. Zanim przejdziemy do notki,która tak naprawdę wcale mi się nie podoba, chciałabym wam wszystkim, życzyć wesołych, zdrowych świąt Bożego Narodzenia, w gronie bliskich osób, spełnienia marzeń, wielkich ilości śniegu i czego jeszcze sobie można tylko zamarzyć.
***
- Gdzie byliś… Syriusz… Co ty masz na głowie?
Liz zatrzymała się wryta, wpatrując się zszokowana w męża. Syriusz wymienił krótkie spojrzenie z przyjacielem, i obaj zacisnęli usta, żeby się nie roześmiać.
- Co was tak bawi? Jak wy wyglądacie?
- Długa historia – powiedział James, ściągając buty. Syriusz pokiwał głową, zdejmując z głowy wianek, który nałożył mu wcześniej Potter i rozpiął kurtkę.
- Mam dużo czasu. Jesteśmy sami, wszyscy poszli na spacer – powiedziała kobieta zakładając ręce na biodra.
- Czy to oznacza kłopoty? – spytał Syriusz marszcząc brwi.
- To zależy od tego, co robiliście. Jeśli znów odstawiliście jakaś durna szopka, prezentująca waszą dziecinność, to tak, macie kłopoty.
- Dobrze że założyłem spodnie… - mruknął Black.
***
- Więc? Gdzie byliście całe popołudnie?
Lily spojrzała surowo na mężczyzn, którzy kulili się pod wpływem jej surowego wzroku. Orzechowe oczy Pottera spotkały się z szarymi tęczówkami Blacka. James uniósł brwi, dając do zrozumienia, że sam tego chciał, zwlekając z opowieścią do powrót reszty.
Mężczyzna podświadomie miał nadzieję, że Liz daruje sobie wybuch złości przy przyjaciołach, jednak nie wziął pod uwagę faktu, że towarzystwo pozostałych wiązało się nieodzownie z Lily. Nie było tajemnicą, że dziecinność mężczyzn działała na rudowłosą jak płachta na byka.
Tym razem, szykowała się wielka wojna. Black nie omieszkała opowiedzieć przyjaciółce o tym, jak mężczyźni wyglądali gdy wrócili do domu, pokazując przy tym wianek który Syriusz miał na głowie, co jeszcze mocniej podburzyło rudowłosą.
- Więc? – powtórzyła, a jej uszy przybrały barwę różu. Black przełknął ślinę.
- Ukulturowialiśmy się – powiedział w końcu, widząc mordercze spojrzenie przyjaciela.
Lily wybuchła śmiechem. Przez chwilę wydawało się, że złość zniknęła, jednak po chwili kobieta znów spojrzała na nich groźnie.
- Wy i kultura? Nie rozbawiaj mnie.
- Byliśmy w teatrze – dodał szybko Syriusz – Naprawdę.
- Oczywiście. A to? – spytała ironicznie wskazując na wianek – Co to jest?
- Ozdoba – powiedział James – Taka zwykła.
Black zachichotał unikając spojrzenia Lily. James dał mu kuksańca w bok, dając do zrozumienia że ma się uspokoić, jednak to jeszcze bardziej pogorszyło sprawę, bo mężczyzna roześmiał się na głos.
James pokręcił głową z politowaniem.
- Dobrze… że nie…widzieli…spodniczki – wykrztusił, ignorując prychnięcie Lily. Oczy Jamesa powiększyły się i zaszkliły, gdy przygryzł wargę powstrzymując się od śmiechu. Syriusz spojrzał na czerwonego przyjaciela, i złapał się za brzuch, próbując się uspokoić. Potter pękł.
- Czuję, że ominęła nas dobra zabawa – powiedział ostrożnie Remus patrząc na roześmianych przyjaciół. Peter kiwnął lekko głową.
- Co wy robiliście? – spytała trochę łagodniej. Syriusz spojrzał na nią i wybuchł śmiechem.
- Dasz nam powiedzieć? – James podniósł głowę, nadal chichocząc. Lily westchnęła i kiwnęła głową.
***
Dziesięć minut później, gdy już się uspokoili, usiedli wygodnie na podłodze.
- Skoro już musicie wiedzieć, założyliśmy się – zaczął James wymieniając ukradkowe spojrzenie z przyjacielem.
- To już wiemy – wtrącił Lupin –A coś więcej.
- No spokojnie, już mówię. Założyliśmy się, że Syriusz pójdzie na przesłuchanie do roli Nimfa.
Zapanowała cisza. Wszyscy spojrzeli na mężczyzn jak na idiotów.
- W lokalnym teatrze, szukali jakiegoś błazna który…
- Jestem tu – warknął Syriusz – Tylko nie błazna.
- Dobra, już dobra. Jeszcze słowo i sam będziesz opowiadał. Założyliśmy się, że Łapa pójdzie tam i weźmie udział w przesłuchaniu…
- Co za idiota przeciął ten zakład? – spytała Cristin, nie umiejąc się powstrzymać – To totalny idiotyzm…
Remus charknął znacząco w sufit. Cristin powoli przeniosła na niego wzrok.
- Mogłam się spodziewać – powiedziała zrezygnowana – Ojcem moich dzieci jest kretyn…
- Nie wiedziałem o co się zakładają – zaprotestował mężczyzna – Kazali przeciąć, przeciąłem. Myślałem że chodzi o jakaś bezdeta, jak to oni…
- Nie polepszasz swojej sytuacji – wtrącił Peter, szczerząc się w uśmiechu – Kiedy oni założyli się o bzdety?
Lupin zawahał się, otworzył usta, znów je zamknął i znów otworzył.
- Wracając do tematu – wtrącił James – Poszliśmy tam. No i na tym minęło dzisiejsze popołudnie. A to – dodał wskazując na wianek – rekwizyt.
- Hola, hola – powiedziała Lily – A czemu wyglądaliście …
- Będzie mi wypominać, że źle założyłem spodnie? – fuknął Syriusz – na dworze jest minus dziesięć, zimno był…
- Na zewnątrz? – spytała Liz – Czemu zakładałeś spodnie na zewnątrz!?
- Bo…nie było czasu w środku.
- Czemu? – spytała z udawaną łagodnością Lily.
- Musieliśmy opuścić teatr w zorganizowanym pośpiechu… - powiedział powoli James – Chcieli go przyjąć.
- Co!?
- Też nie wiem dlaczego – krzyknął James wstając – Poskakał trochę w spódniczce z liści po scenie, o tak – podskoczył robiąc dziwny obrót i opadł na fotel. Wszyscy, prócz Lily, się roześmiali – a oni…
- To nie było tak – wtrącił Syriusz wstając – Tylko tak.
Podskoczył kilka razy, rozkładając ręce jak do uścisku i zamykając oczy. Zrobił krzywy obrót.
- Uważaj – krzyknęła Lily, widząc że zbliża się do stołu. Black otworzył oczy obrócił głową i wpadł na stół, zwalając cała stawa stołowa.
Kąciki ust Potter, zadrżały. Kobieta zawahała się między śmiechem a krzykiem, aż w końcu wydała z siebie dziwny odgłos pomiędzy, poczym roześmiała się głośno.
Syriusz podniósł się z podłogi, rozmasowując nogę.
- To nie tak wyglądało – powiedział zmieszany szczerząc się w uśmiechu.
***
- Wiecie co? – spytała Lily, stawiając na stole talerz z kanapkami – Jesteście największymi kretynami na świecie. Żeby zrobić z siebie takich idiotów i to o butelkę Whisky…
- Liluś – zaczął James ale Potter mu przerwała znaczącym chrząknięciem – Kochanie.
- Lepiej…
- Lily – powiedział zirytowany. Przytaknęła z satysfakcją – Może i jestem kretynem, ale całe życie czekałem, żeby zobaczyć Syriusza w spódniczce z trawki…
- Mam się martwić? – spytała podejrzliwie Liz, patrząc na Syriusza – To nie zabrzmiało zbyt dobrze.
- A fuj – mruknął James – Owszem, bez tego idioty żyć nie umiem, ale bez przesady…
- No nie wiem, nie wiem – zaśmiał się Black – To
zabrzmiało poważnie. Chyba zacznę się bać.
- Spadaj – warknął rzucając w przyjaciela słodką bułeczką – To był niezapomniany widok.
- Wierzę – powiedziała Liz uśmiechając się szeroko – Żałuję, że mnie nie zabraliście.
- Jeśli byś mnie tak zobaczyła –zaczął Syriusz – Rozwiódłbym się z Tobą na drugi dzień i wyjechał do Tybetu.
- Wiesz Lily – Liz spojrzała na rozbawionych mężczyzn – może to i kretyni, ale są najsłodszymi kretynami na świecie.
- Nasi kretyni – dodała Potter i roześmiała się głośno.
- Nasi.
***
- Musimy jechać? – spytała Cristin patrząc niechętnie na stertę ubrań, czekającą na wpakowanie ich do torby – Nie możemy zostać do świąt?
- A dzieci same wrócą?
- Ach, dzieci… - mruknęła kobieta – Zapomniałam.
- Nie ciszysz się? – spytała Ann odwracając się do przyjaciółki, która uśmiechnęła się szeroko – To ostatni gwizdek, wiesz że w ostanie lata szkoły mało kto wraca na święta.
- Wiem, wiem – powiedziała Lupin niechętnie się podnosząc – Ale jest mi tu tak dobrze… a w domu znów się zbiorą obowiązki…
- Znam ten ból – mruknęła Liz siadając na łóżku – I znów powrót do szarej rzeczywistości…
- Narzekacie – fuknęła Potter – Szara rzeczywistość z naszymi mężami? Przecież oni są gorsi niż dzieci. Ten sam pożytek mam z Harryego czy Alana wiec…
- Oj, Lily, Lily… Jest jedna rzecz, do której mężczyzna się przydaje – zauważyła smętnie Cristin – No, może dwie…
- Nie komentujmy tego – poprosiła Liz, powstrzymując śmiech – Boję się tej rozmowy. W święta, jak zawsze?
Po kolei kiwnęły głowami. Ann przygryzła niepewnie wargę.
- Nie wiem, czy będę mogła przyjść – powiedziała cicho – Rano jak zawsze przyjadą rodzice a potem Nick pewnie przyjdzie do Amel.
- W czym problem? Zostawisz z nim Amel i przyjdziesz sama – stwierdziła Lily tonem, który oznaczał że nie widzi innego wyjścia. Kobieta zawahała się – Zawsze zostawali z nią twoi rodzice teraz zostanie jej ojciec - ostanie słowo wymówiła sucho, dając do zrozumienia jak bardzo gardzi mężczyzną i schyliła się po kosmetyczkę.
- Rodzice pewnie będą chcieli zostać do wieczora, jak zawsze – powiedziała powoli kobieta – Nie zostawię ich samych z Nickiem. Tata nigdy go nie lubił i teraz…
Zapanowała chwila ciszy. Wszystkie spojrzały na kobietę.
- Nie patrzcie tak na mnie – jęknęła unikając ich wzroku – Ty też nie zostawiasz samego Syriusza z Twoim ojcem.
- Od dawna jest dobrze – zaprzeczyła Liz – Zgoda może na początku mieli pewne problemy z dogadaniem ale odkąd urodził się Steven jest dobrze.
- Myślę, że Ann ma jednak rację – powiedziała powoli Cristin – Spotkamy się w drugi dzień świąt.
- Masz rację – zgodziła się Liz – Damy sobie radę. Pakujmy się, jest już późno.
***
- Mówiłam! Mówiłam, żeby spakować się wczoraj – fuknęła Amy wpatrując się w pusty kufer – Przez ciebie nie zjemy śniadania!!
Margaret zachichotała, wyjmując równo złożone ubrania z szafki i wsadzając je do torby. Emily spojrzała z zazdrością na prawie pełny bagaż siostry poczym niechętnie podeszła do swojej szafki, otwierając ją ostrożnie. Kupa zwiniętych bluzek i spódnic, wypadła na podłogę.
- Nie niesprawiedliwe – mruknęła Amy, rzucając swoje ciuchy na łóżko – Ona już się spakowała…
- Gdybyście miały porządek w szafce, też byście były już spakowane. Skończyłam – oznajmiła uroczyście zamykając kufer.
- Mówisz jak mama – warknęła Emily, składając ubrania w kostkę.
- Może – uśmiechnęła się dziewczyna, odrzucając włosy do tyłu – idę na śniadanie. Bye!
- Poszła… - powiedziała zszokowana Amy, opadając na łóżko – A ja umieram z głodu!
- Nie da się tego przyspieszyć? – spytała Emily, siadając obok siostry – Jakieś zaklęcie??
- Może…
***
- Smacznego!
Lupinka wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu do Mandy, która kiwnęła głową wskazując ręką na pełną owsianki buzię.
- A dziewczyny? – spytała, gdy już połknęła zawartość ust i wyciągnęła rękę po sok. Margaret zachichotała, nakładając masło na tost.
- Pakują się – powiedziała obojętnie.
- Trudno wierzyć że jesteście trojaczkami – stwierdziła dziewczyna uśmiechając się szeroko. Lupin odwzajemniła uśmiech.
- Jesteś chyba jedyną osoba, która tak twierdzi – przyznała wgryzając się w tost. Amanda uśmiechnęła się szerzej.
- Żartujesz? Wy jesteście… zupełnie inne!!
- Tob tab się wybajde…
- Nie prawda – mruknęła dziewczyna – Mówię bardzo poważnie. Może weźmy im po kanapce?
- Dobry pomysł – powiedziała dziewczyna przełykając ostatni kęs – Wątpię, że zdążą na śniadanie…
***
- Na złotego zęba Merlina!
Rozejrzały się po pomieszczeniu. Talerz z kanapkami upadł im na podłogę.
Po całym dormitorium porozrzucane były ubrania, kosmetyki i bielizna. Części garderoby znajdowały się nawet na baldachimach łóżek i parapecie. Kosmetyki porozlewały się, buteleczka szamponu rozbiła a kilka książek rozpadło się na pojedyncze strony.
Na środku pokoju, pośród całego rozgardiaszu siedziały zszokowana Emily i Amy, trzymając w ręku różdżki.
- Próbowałyśmy… się spakować – wydukała Amy, rumieniąc się mocno – Ale coś nie wyszło.
- Mój boże, jaki tu bałagan! A zaraz przyjdzie…
Drzwi od dormitorium otworzyły się i do środka weszła Profesor McGonagall.
- Mam nadzieję, że w przeciwieństwie do chłopców z czwartego roku jesteście… - urwała widząc stan dormitorium - …spakowane.
Kilka minut wcześniej w dormitorium po drugiej stronie wierzy.
Spojrzała surowo na rozbawionych chłopców, którzy za wszelką cenę próbowali przywołać na twarz wyraz winy.
Najwyraźniej nie za bardzo im się to udawało, bo twarz nauczycielki przybrała już kolor dojrzałej wiśni, a jej usta zacisnęły się w wąską szparkę.
- Co to ma znaczyć!? – wycedziła przez zamknięte usta – wydawało mi się, że prócz Longbotoma, wszyscy wracacie do domu! Tymczasem widzę tu tylko jeden kufer!
- Mój – wtrącił Jack szczerząc się w uśmiechu.
- Bardzo dobrze. Możesz już iść. A Pan Potter, Matthews i Weasley, powiedzą mi czemu nie są jeszcze gotowi.
Cała trójka zaczęła się przekrzykiwać, tłumacząc jak do tego doszło. Kobieta przez chwilę próbowała dojść co też chcą jej powiedzieć, aż w końcu krzyknęła zirytowana.
- Dość! Jedna osoba!
- No więc – zaczął Harry, ale nauczycielka mu przerwała.
- Nie ty Potter. Chyba że bardzo chcecie szlaban. Matthews.
- Pani profesor go nie docenia – powiedział szybko Joe – On się dużo nauczył. Robi postępy. Nich pani profesor da mu się wykazać.
- Dobrze, jak chcesz. Mów, dlaczego na litość boską nie jesteście spakowani?
- No to było tak – powiedział Harry robiąc krok do przodu – Spakowaliśmy się już wczoraj, jednak zdarzył się mały wypadek, pani profesor.
- Jaki?
- Zgubiłem okulary.
Nauczycielka prychnęła cicho i zamrugała. Dopiero teraz zauważyła, że młody Potter faktycznie nie ma okularów.
- Ron próbował je przywołać – dodał Potter – Jednak zaklęcie mu… nie wyszło.
- Potter, jakim cudem zgubiłeś okulary!? Jak można zgu
bić okulary?
- Niektórzy twierdzą, że jestem nierozgarnięty.
Nauczycielka westchnęła. Weszła w głąb pokoju. Obróciła się i uniosła brwi. Powoli podeszła do stojących tyłem chłopców i schyliła się, wyjmując z dłoni Joego okulary. Usłyszała trzy przełknięcia śliny.
- Macie cztery minuty, żeby się spakować – powiedziała, podając Harryemu okulary – Nie obchodzi mnie jak. Jeśli nie, cała trójka dostaje szlaban. I zostaje na święta w Hogwracie – dodała surowo – Nie patrzcie tak na mnie, pociąg nie będzie na was czekał.
Kilka minut później, damskie dormitorium klasa pierwsza.
- Moja cierpliwość się kończy! Co się z wami dzieje!?
- Pani profesor bo my..
- Milcz! To jest kompletna ignorancja! Po wszystkich się mogłam tego spodziewać, ale nie po was! Nie dostaniecie szlabanu tylko dlatego, że to wasz pierwszy wybryk i jesteście dopiero w klasie pierwszej! Ale jeszcze jeden taki numer i… Chłoszczyść! Schodźcie na dół.
- Wiedziałam że jakoś tak to szło…
***
Tak. Mówiłam już, że nie podoba mi się ta notka. Przepraszam za jej jakość...
Kolejna pojawi się 28 grudnia. Nie wiem, czy będzie to tylko sama notka jubileuszowa, czy dodam też normalna notka. Jeszcze nie zdecydowałam a po za tym, nie wiem, czy się wyrobię. Jeszcze raz, wesołych świąt!
Ani się waż mówić, pisać, myśleć, że ta notka Ci się nie podoba xD Normalnie kocham Cię za nią. Potrzebowałam czegoś na poprawę humoru. Było mnóstwo perełek, przy których leżałam ze śmiechu, ale te chyba najbardziej rzuciły mi się w oczy..."- Może i jestem kretynem, ale całe życie czekałem, żeby zobaczyć Syriusza w spódniczce z trawki…- Mam się martwić? – spytała podejrzliwie Liz, patrząc na Syriusza – To nie zabrzmiało zbyt dobrze.- A fuj – mruknął James – Owszem, bez tego idioty żyć nie umiem, ale bez przesady…""- Co za idiota przeciął ten zakład? – spytała Cristin, nie umiejąc się powstrzymać – To totalny idiotyzm…Remus charknął znacząco w sufit."" (...) Chłoszczyść! Schodźcie na dół. - Wiedziałam że jakoś tak to szło…" xD
OdpowiedzUsuńNotka jest świetna, mi się bardzo podoba ; )Sama chciałabym zobaczyć Syriusza w stroju Nimfa ; DCzekam na notke jutro i jeszcze raz Wesołych świąt ; )
OdpowiedzUsuńKobieto, gdybym pisała tak jak ty miałabym manię wyższości przez najbliższą dekadę, a ty potrafisz powiedzieć, że notka ci się nie podoba.Całkowicie nie zgadzam się z twoją opinią.Moim zdaniem notka jest jak najbardziej fajna ;DA może to dlatego, że wystąpiły w niej wszystkie postacie, które lubię? ;DHeh.. To jest możliwe.Czekam na news. I pozdrowienia ślę.
OdpowiedzUsuńzgodnie z obietnicą zabralam się do czytania Twojego bloga. na razie jestem na początku, na notce pt. lodowisko, ale mam nadzieję że skończe jeszcze w tym tygodniu. tymczasem zapraszam Ciebie na zycie-lily-e.blog.onet.pl pojawiła się najnowsza notka (wiesz, dalszy ciag pełni:D)
OdpowiedzUsuńMój Bożeee... Ty nawet nie wiesz jak Twoja tworczosc potrafi rozsmieszyc....Rozwalasz mnie pomyslowoscia, poczuciem humoru i w ogole...Ja czekam tylko na Twoja Książkę. Bo mam nadzieje, ze jednak ja napiszesz kiedys, Książkę niekoniczenie oparta na tworczosc Rowling.A tak w ogole, to zamierzam w najblizszym czasie wreczyc Ci Nobla, Grammy i Order Spadnięcia z Krzesła. Ale wiesz, to dopiero jutro ;)Chcialabym Cie tez przeprosic za taka dluga neiobecnosc, ze na dlugi czas przestalam czytac, komentowac, nawet pisac z Tobą na gg. Po prostu.... Zaczelam nowa szkole i ona mnei tak wciagnela, ze nei moglam. Teraz sie juz uspokoilo, przywyklam i postanowilam wrocic jaka Stara Elanor.Wiesz, ciężko było, bo zamierzam też wrócić do blogowego światka, za neidługo zamierzam jeszcze przeczytać zaległości z Poetki, na razie skupilam sie na Tobie, pierwszym blogu, ktory sprawil, ze sie poryczalam... Bo wiesz, ja straam sie podchodzic do wszyztkiego na luzie, z humorem, miedzy innyi dlatego tak spodobal mi sie Twoj blog. Bo jest jeydny i niepowtarzalny. Bardzo dobrych opowiadan o Lily jest bardzo wiele, ale do neiwielu przywiazalam sie az tak bardzo jak do Twojego. Chyba tylko jeszcze tak sie zdazylo tylko z Poetka i Eileen ;)Teraz chcialabym ci tez pogratulowac... Malo jest takiuc hblogow, ktore by trwaly tak dlugo, przeciez ja sama tez odpadlam po polowie roku ;)Dlatego zycze ci jeszcze wiecej wspanialych notek, jeszcze wiecej Wiernych Czytelnikow, jeszcze więcej Weny i Gienia. Bożesztymój, ależ ja się rozpisałam ;) Chcę tylko jeszcze napisac, że Twoje opowiadanie jest naprawde neizwykle, pamietam jak weszlam pierwszy raz na tego blogu, to juz bylo dosc dawno, ale blog juz wtedy trwal w najlepsze. Pamietam, ze tlo bylo neibieskie, i w naglowku wiersz hcyba Asnyka.I pamietam pierwsze napady smiechu, gdy czytalam o bokserkach w kaczuszki i innych 'dziwnych' rzeczach ;DTak wiec, mam nadzieje, ze zawsze bedziesz juz mogla tak sterowac ludzkimi emocjami jak teraz Ci sie to udaje i zycze wszystkeigo najlpeszego...Elanor - Czytelniczka Marnotrawna.PS: slyszzalam, ze powrot a'la syn marnotrawny, czy;i z pustymi kieszeniami jest jzu niemodny, wiec...*wyjmuej 5 butelek ognistej* ;)
OdpowiedzUsuńHej! Chcesz zobaczyć, co o Twoim blogu myślą inni?? Jeśli tak, to zgłoś się do oceny, http://zajebalinampomysla.blog.onet.pl/Sorry za SPAM, lecz blogi z ocenami tylko w taki sposób mogą się zareklamować. Pozdrawiam:***
OdpowiedzUsuńHej! Chcesz zobaczyć, co o Twoim blogu myślą inni?? Jeśli tak, to zgłoś się do oceny, http://zajebalinampomysla.blog.onet.pl/Sorry za SPAM, lecz blogi z ocenami tylko w taki sposób mogą się zareklamować. Pozdrawiam:***
OdpowiedzUsuńSłodkie to było. Uroczo się zrobiło i tak hogwartowo...Mówiłam Ci już, że Twój blog to sielanka?
OdpowiedzUsuń