Merry Christmas, Dumbledore!!
W małym, pomalowanym żółtą farbą pokoju, przed komputerem siedzi siedemnastolatka. Wpatruję się uparcie w pusty arkusz edytora Word.
W oddali rozlega się melodyjny basowy głos.
- Hohoho!
Autorka rozgląda się po pokoju, nie dostrzega jednak właściciela basa, więc znów zapatruję się w monitor.
- Hohoho!
Tym razem, głos wydaje się być bliżej, a jego ton jest bardziej natarczywy.
- Za dużo kawy…
Autorka znów wpatruje się w monitor.
- HOHOHO!
Podskakuje na foteliku.
- Co jest do cholery!?
- Nie przeklinaj!
Rozgląda się dookoła. Na parapecie siedzi niski mężczyzna, z dużym nosem, rumianymi policzkami, ubrany w czerwony płaszcz i przylegające do ciała czerwone kalesony. Poprawia biała broda i patrzy na nią uważnie.
- Hohoho – melodyjny bas, rozlega się znów w pokoju. Dziewczyna od razu kojarzy go z usłyszanym przed chwilą głosem – Lilkaevans16?
- To ja. A ty to kto?
- Mikołaj jestem. Paczkę mam.
- Święty?
- Czy ja wyglądam na świętego? Widzisz tu gdzieś aureolkę?
Przypatruje mu się uważnie.
- Nad lewym uchem…
- Wygrałaś. Jestem święty Mikołaj. A teraz, słuchaj. Mam masę roboty, cały świat do oblecenia, a Rudolf złamał kopyto. Za pół godziny mam być w Skandynawii, a na Bałtyku podobno jest sztorm…
- Co ja, mam do tego?
- Nic. Jak mówiłem, mam przesyłkę. Nie zdawaj więc pytań, tylko pokwituj.
- Od kogo?
- Ode mnie. Jutro jest Mikołaja? Jest. Wpada dać prezent czytelnikom? Wypada. Prezent masz? Nie masz. A ja mam.
- I?
- Czy wy naprawdę jesteście takie tępe? Mam dla ciebie coś, co pomoże ci wymyślić prezent. A ja będę miał jakieś 10 osób z głowy.
- Masz dla mnie notkę?
- Czy ja wyglądam na kogoś, kto pisze notki? Ty ją napiszesz. Podpiszesz? Naprawdę się spieszę. Gracja zapomniała pokwitować, a prezent dla Poetki, wypada mi z sań.
- No dobrze, już dobrze. Bez nerwów. Gdzie mam podpisać? – patrzy na Mikołaja, który podstawia jej paczuszkę a na niej zwitek pergaminu. Podpisuje go, Mikołaj kiwa głową i odwraca się.
- Mikołaju?
- Czego?
- Ty naprawdę istniejesz?
- To ty powiedziałaś. Powodzenia, Lilkoevans16! Ho, ho, ho!
Uśmiecha się, otwiera paczuszkę. Na samym spodzie pudełeczka, unosi się mgiełka. Uśmiecha się, wsadza rękę do środka. Mgiełka wylatuje ze środka, i wpływa w nią.
- Dzięki, Mikołaju – mówi, dotykając klawiatury – Wielkie dzięki.
„Słowo wstępu. Wyobraźmy sobie, że jest 20 grudzień 1980 roku. W świecie czarodziei, czarnoksiężnik Voldemort, jest u szczytu władzy. Nikt, nie czuje się bezpiecznie.
Lily i James Potter, zmuszeni są ukrywać się, żeby chronić życie swojego sześciomiesięcznego synka. Tymczasem Syriusz Black, przyjaciel Potterów, a prywatnie ojciec chrzestny Harryego, postanawia sprawić, aby pierwsze święta chrześniaka, były świętami wyjątkowymi. W tym celu, wyrusza do Hogwartu…
***
Albus Dumbledore, spojrzał pytająco na Syriusza, który znów poczuł się jak na jednym z dywaników, które odbył jeszcze w szkole. Pożałował, że nie poinformował o swoim pomyśle Remusa. Widział, że mając do dyspozycji jego trzeźwy huncwocki umysł i argumenty, miałby o wiele większą szansę do przekonania starca do swojego planu. Tymczasem, był zdany tylko na swoje umiejętności bajerowania.
- O co chodzi? – spytał Dumbledore, lustrując uważnie młodą twarz mężczyzny – Syriuszu?
- Jakie ma pan plany na święta? – spytał głupio.
- Och, takie jak co roku. Zostanę w Hogwarcie i… ale nie po to tu przyszedłeś, prawda?
- Tak naprawdę, to mam dla pana profesora propozycję – powiedział obserwując uważnie twarz mężczyzny, który zmarszczył brwi. W głowie staruszka pojawiła się myśl, że to, co zaraz usłyszy, przejdzie jego największe oczekiwania. Nie mylił się.
***
Skończył mówić wpatrując się w Dumbledora. Przedstawił mu ogólny zarys planu, podając wszystkie argumenty które udało mu się wymyślić i teraz, czekał już tylko na odpowiedź mężczyzny. W duchu, miał nadzieję, że dyrektor nie stracił poczucia humoru.
Mężczyzna zastanawiał się przez chwilę, poczym powiedział bardzo spokojnie
- Nie opuszczałem Hogwrtu na święta od wielu lat. Najwyższa pora, żeby to zmienić.
Puścił oczko zszokowanemu Blackowi, i uśmiechnął się szeroko.
- Mamy za sobą bardzo ciężkie miesiące, w których zabrakło szczęśliwych chwil. Kolejne, zapowiadają się na równie niefortunne. To będzie doskonałym sposobem, na oderwanie się od tego wszystkiego. Niestety, ja dołączę do was później – dodał poważniej – Czeka mnie uczta wraz z uczniami.
- Oczywiście – powiedział Black kiwając głową – Mogę więc liczyć, na pana pomoc?
- Naturalnie. Chyba nie myślisz, że przegapiłbym taką okazję do dobrej zabawy. – uśmiechnął się szerzej. Przez ułamek sekundy, Syriuszowi wydawało się, że zobaczył łobuzerski błysk w oku dyrektora – Ktoś o tym wie?
- Nie.
- Pełna konspiracja? Doskonale… doskonale… Cóż, więc ustalone – powiedział dyrektor i klasnął w dłonie.
***
- Syriusz, jeżeli jeszcze ra
z, wsadzisz palec w moje ciasto, przysięgam że zwiąże ci ręce – cofnął szybko dłoń od misy z ciastem, zastanawiając się jednocześnie, jakim cudem Lily to zobaczyła.
- Lily, są święta. Nie męcz Łapy – James puścił oczko przyjacielowi, który wzruszył ramionami i zaczął przedrzeźniać rudowłosą.
- Widzę to – warknęła kobieta, nadal stojąc tyłem do mężczyzn.
- Czy ty przypadkiem nie poślubiłeś Moodyego? – spytał Syriusz i schylił się, unikając lecącej w jego stronę foremki do ciastek.
- Jeszcze jedno słowo – uprzedziła Lily odwracając się do mężczyzn – A spędzicie święta w komórce na miotły!
- Ja nic nie robię – mruknął Potter i również schylił się przed pędzącą foremką – Dobrze, jestem cicho.
- Grzeczni chłopcy – powiedziała uśmiechając się z satysfakcją – Zajrzyj czy Harry się nie obudził – dodał do męża.
- Idę z Tobą – Syriusz zerwał się z miejsca – Jeszcze mnie zatłucze wałkiem…
- Uważaj bo naprawdę to zrobię – krzyknęła za nimi rozbawiona – Jak dziecko…
***
Z powodu grozy, jaką siali śmierciożercy, Potterowie zmuszeni byli, spędzić święta w bardzo kameralnym gronie. Tak więc w Bożonarodzeniowy w Dolnie Godryka zebrali się najbliżsi przyjaciele Lily i Jamesa, w tym i Syriusz.
Zarówno James, jak i Remus, od razu zauważyli niepokojąco dobry nastrój Blacka, który od samego rana promieniował entuzjazmem.
Jego optymizm, wydawał się być zaraźliwy, bo nawet Lily, ograniczyła swoje wybuchy złości względem Blacka to krótkich, złośliwych komentarzy.
Gdy wszyscy najedli się do syta, Syriusz odstawił szopkę pt. „Jak zdenerwować Lily za pomocą dwóch szklanek i co zrobić, by nie zginąć od ostrzy dziecięcego widelczyka”, Harry zdążył odbyć już swoją drzemkę, a Remus nie omieszkał dwa razy zacząć zbierać się do domu, radosną atmosfera, przerwał pewien osobliwy dźwięk.
- Słyszycie? – James rozejrzał się po salonie – Dzwonki?
- James ciebie… rzeczywiście… - Lily podeszła do okna i odsłoniła zasłony. Zamrugała – W naszym ogrodzie jest trójgłowy pies…
James podbiegł szybko do okna i stanął wyryty. Niecodzienny widok, jaki roztaczał się w ich ogrodzie, zabrałaby dech w piersiach każdemu.
Na samym środku podwórza, stał wielki, trzygłowy pies. Każda z głów ozdobiona była kolorowymi czapeczkami i nosami, a do grzbietu czworonoga przyczepiona była uprząż na końcu której, znajdowały się sanie z grającymi dzwoneczkami. W saniach – tu James zmuszony był kilka razy zamrugać aby mieć pewność co widzi – siedział Hagrid, ubrany w zieloną szatę i zieloną, szpiczasta tira. Podawał wielki worek, stojącemu obok wysokiemu mężczyźnie w czerwonej szacie, którego haczykowaty nos, wydał im się dziwnie znajomy.
- Ja chyba śnię … - powiedziała Lily nie odrywając wzorku od próbującego wydostać się z sań pół olbrzyma - Czy widzicie to co ja?
- Na buty Merlina to Dumbledor!
Remus zerwał się z fotela podbiegając do okna. Syriusz wyszczerzył się do siedzącego na jego kolanach Harryego, który z zainteresowaniem obserwował rodziców.
- Niemożliwe… - powiedział Lupin przyciskając nos do szyby okna jak dziecko, oglądające swoją wymarzoną zabawkę – To jest zbyt nienormalne… zbyt…
- Syriuszowe – dokończył James i odwrócił się do przyjaciela, który wzruszył ramionami z niewinną miną.
Rozległ się dzwonek. Lily przeszła przez pokój, rzucając Blackowi nieodgadnione spojrzenie, by po chwili wrócić razem z Dumbledorem i Hagridem.
Albus Dumbledore, staną przed wszystkimi, stawiając worek na ziemi, rozłożył ręce tak, jakby chciał ich wszystkich objąć i z błyskiem w niebieskich oczach oznajmił uroczystym głosem.
- Wesołych Świąt! Hohoho!
Tego nawet dla Syriusza było zbyt wiele. Mężczyzna wybuchł śmiechem.
James i Remus, którzy nadal stali przy oknie, spojrzeli na gości z lekko uchylonymi ustami. Wymalowany na ich twarzach szok, pomieszany z rozbawieniem, sprawił, że Dumbledore uśmiechnął się dobrodusznie.
Broda Hagrida, zatrzęsła się gdy olbrzym zachichotał. Dopiero teraz, Syriusz zauważył doczepione do jego uszy szpiczaste końce.
- Hohoho – powtórzył radosnym tonem Dumbledore – przelatywaliśmy w pobliżu razem z Śmichotkiem, gdy przypomniałem sobie, że jest tu pewien młodzieniec, któremu muszę wręczyć prezent – powiedział dziarsko i poklepał się po brzuchu – Hohoho!
Ignorując śmiechy, które rozległy się w pokoju podszedł do siedzącego na kolanach Syriusza Harryego, który zapiszczał radośnie.
- Chłopcze, czy ten młody człowiek był grzeczny? – spytał Syriusza, który w dalszym ciągu, próbował opanować śmiech. Sprawy nie ułatwił mu Hagrid, który uroczyście prezentował Remusowi swoje pasiaste skarpety i buty z zawijanymi czubkami.
- Mało rozmowne towarzystwo – powiedział mężczyzna wstając i podszedł dziarskim krokiem do Lily, która, chodź na początku wałczyła ze śmiechem teraz chichotała to rozpuku, oparta o futrynę drzwi.
- Młoda damo, czy wszyscy byli tu grzeczni? – spytał uprzejmie, poprawiając okulary. Lily, kiwnęła Nieznacznie głową, nadal się śmiejąc – W takim razie prezenty!
Minęło dużo czasu, zanim „Mikołaj” rozdał wszystkie prezenty. Wielkim utrudnieniem były kolejne wybuchy śmiechu dorosłych, za każdym razem, gdy gość zaczynał wyjmować podarunki, nie darowując sobie, krótkiego komentarza. Największą salwę śmiechu, wywołała mina Syriusza, gdy Mikołaj, zaprosił go na swoje kolana.
- No, nie bój się chłopcze, starego Mikołaja.
Gdy zegar wybił godzinę siódmą, a wszyscy w miarę się już uspokoili, Lily oznajmiła że czas, żeby Harry poszedł spać. Malec pożegnał się ze wszystkimi, ciągnąc przy okazji za brodę „Mikołaja” i „Śmichotka” poczym dał się wynieść matce przytulając się do ramienia matki.
- Zadanie wykonane, Hagridzie – oznajmił Dumbledore zdejmując czapkę – Było wystarczająco przekonująco? – zwrócił się do Syriusza który pokiwał żarliwie głową.
- Lepiej być nie mogło – powiedział, uśmiechając się żarliwie.
- Proponowałem Minerwie, żeby dołączyła do nas jako Śnieżynka – zaczął Albus i zachichotał pod nosem – Jednak odmówiła, uzasadniając to dziecinadą. A szkoda, ominęła ją wspaniała zabawa.
- Skąd ten pomysł? – spytał Remus, uśmiechając się szeroko. Dyrektor z satysfakcją zauważył, że w zawsze smutnych oczach chłopaka, pojawiła się radosna iskierka.
- Oh, to pomysł Syriusza – wyjaśnił Dumbledore głaszcząc swoją brodę – W zwykłych warunkach nigdy bym się na to nie zgodził jednak przedstawił mi tak przekonujące argumenty że nie mogłem się nie zgodzić.
Black wyszczerzył szerzej zęby. James rzucił mu pytające spojrzenie, jednak przyjaciel wzruszył ramionami.
- No cóż, na nas już czas, Hagridzie – powiedział Albus wstając – Zrobiło się późno, to zadziwiające jak czas szybko płynie w tak przyjemnej atmosferze.
- Bardzo dziękuję Panie Dyrektorze – James uścisnął dłoń mężczyźnie, który roześmiał się głośnio.
- Oh, to była przyjemność – odpowiedział staruszek – Wesołych Świąt. Hohoho!
Drzwi zamknęły się z cichym pyknięciem.
- Jak ty tego dokonałeś? – spytał Remus patrząc na przyjaciela, który wzruszył ramionami.
- Normalnie.
- Normalnie? Przekonałeś dyrektora Hogwartu, żeby udawał Mikołaja!
Black wzruszył ramionami mrucząc coś o tajemnicy zawodowej i z uśm
iechem na ustach założył zostawioną przez Dumbledora czapkę.
- Hohoho!
***
Z uśmiechem na twarzy, pisze ostanie zdanie.
- I jak ci poszło?
Odwraca się. Na parapecie, znów siedzi Mikołaj. Tym razem, nie ma ze sobą podkładki. Z ciekawością obserwuje dziewczynę.
- Cudownie! Bardzo dziękuję, Mikołaju!
- Za co? Ja nic nie zrobiłem.
- Za Wenę – mówi z uśmiechem wskazując na monitor – Napisałam dzięki Tobie, cztery strony.
- Ja nic nie zrobiłem. To ty.
- No jak to a…
-To zwykły kolorowy pyłek – mówi wzruszając ramionami – Nie mam nic wspólnego z Twoją Weną.
- Ale przecież…
- Wszystkie jesteście takie same – mruczy pod nosem kręcąc głową – Weny się nie dostaje. Nie kupuje i nie znajduje. Ją się ma. Ja nic nie zrobiłem. Jestem tu, bo podoba mi się wersja Albusa jako mnie.
Uśmiecha się.
- Zawsze uważałem, że ma do tego predyspozycje. Podobnie jak Voldemort. Nie uwierzysz, jaki z niego ciekawy Mikołaj.
- Voldemorta?
- Zdziwiłabyś się – śmieje się pod nosem i wstaje z parapetu – Na mnie czas. Miałem postój, Rudolf znów zaplątał się rogami w drzewo. Uparty rogacz nie daje sobie pomóc. Wesołych Mikołajek, Hohoho!
- No to mam pomysł na następnego Mikołaja…
***
Koniec. Wyjaśnię, jeszcze, o co chodzi. Jeśli ktoś się nie domyślił, notka odbiega od treści bloga. Jest to opis świąt, w wersji z Voldemortem złym. Jakoś mnie tak naszło.
Jeśli chodzi o wielkość liter, bo już o tym parę razy słyszałam. Jeśli jest faktycznie aż tak źle, to niechętnie, ale zmienię. Niechętnie bo większe wielkości rozciągnął długość bloga, która i tak jest dość wielka. Na próbę, powiększam trochę.
W oddali rozlega się melodyjny basowy głos.
- Hohoho!
Autorka rozgląda się po pokoju, nie dostrzega jednak właściciela basa, więc znów zapatruję się w monitor.
- Hohoho!
Tym razem, głos wydaje się być bliżej, a jego ton jest bardziej natarczywy.
- Za dużo kawy…
Autorka znów wpatruje się w monitor.
- HOHOHO!
Podskakuje na foteliku.
- Co jest do cholery!?
- Nie przeklinaj!
Rozgląda się dookoła. Na parapecie siedzi niski mężczyzna, z dużym nosem, rumianymi policzkami, ubrany w czerwony płaszcz i przylegające do ciała czerwone kalesony. Poprawia biała broda i patrzy na nią uważnie.
- Hohoho – melodyjny bas, rozlega się znów w pokoju. Dziewczyna od razu kojarzy go z usłyszanym przed chwilą głosem – Lilkaevans16?
- To ja. A ty to kto?
- Mikołaj jestem. Paczkę mam.
- Święty?
- Czy ja wyglądam na świętego? Widzisz tu gdzieś aureolkę?
Przypatruje mu się uważnie.
- Nad lewym uchem…
- Wygrałaś. Jestem święty Mikołaj. A teraz, słuchaj. Mam masę roboty, cały świat do oblecenia, a Rudolf złamał kopyto. Za pół godziny mam być w Skandynawii, a na Bałtyku podobno jest sztorm…
- Co ja, mam do tego?
- Nic. Jak mówiłem, mam przesyłkę. Nie zdawaj więc pytań, tylko pokwituj.
- Od kogo?
- Ode mnie. Jutro jest Mikołaja? Jest. Wpada dać prezent czytelnikom? Wypada. Prezent masz? Nie masz. A ja mam.
- I?
- Czy wy naprawdę jesteście takie tępe? Mam dla ciebie coś, co pomoże ci wymyślić prezent. A ja będę miał jakieś 10 osób z głowy.
- Masz dla mnie notkę?
- Czy ja wyglądam na kogoś, kto pisze notki? Ty ją napiszesz. Podpiszesz? Naprawdę się spieszę. Gracja zapomniała pokwitować, a prezent dla Poetki, wypada mi z sań.
- No dobrze, już dobrze. Bez nerwów. Gdzie mam podpisać? – patrzy na Mikołaja, który podstawia jej paczuszkę a na niej zwitek pergaminu. Podpisuje go, Mikołaj kiwa głową i odwraca się.
- Mikołaju?
- Czego?
- Ty naprawdę istniejesz?
- To ty powiedziałaś. Powodzenia, Lilkoevans16! Ho, ho, ho!
Uśmiecha się, otwiera paczuszkę. Na samym spodzie pudełeczka, unosi się mgiełka. Uśmiecha się, wsadza rękę do środka. Mgiełka wylatuje ze środka, i wpływa w nią.
- Dzięki, Mikołaju – mówi, dotykając klawiatury – Wielkie dzięki.
„Słowo wstępu. Wyobraźmy sobie, że jest 20 grudzień 1980 roku. W świecie czarodziei, czarnoksiężnik Voldemort, jest u szczytu władzy. Nikt, nie czuje się bezpiecznie.
Lily i James Potter, zmuszeni są ukrywać się, żeby chronić życie swojego sześciomiesięcznego synka. Tymczasem Syriusz Black, przyjaciel Potterów, a prywatnie ojciec chrzestny Harryego, postanawia sprawić, aby pierwsze święta chrześniaka, były świętami wyjątkowymi. W tym celu, wyrusza do Hogwartu…
***
Albus Dumbledore, spojrzał pytająco na Syriusza, który znów poczuł się jak na jednym z dywaników, które odbył jeszcze w szkole. Pożałował, że nie poinformował o swoim pomyśle Remusa. Widział, że mając do dyspozycji jego trzeźwy huncwocki umysł i argumenty, miałby o wiele większą szansę do przekonania starca do swojego planu. Tymczasem, był zdany tylko na swoje umiejętności bajerowania.
- O co chodzi? – spytał Dumbledore, lustrując uważnie młodą twarz mężczyzny – Syriuszu?
- Jakie ma pan plany na święta? – spytał głupio.
- Och, takie jak co roku. Zostanę w Hogwarcie i… ale nie po to tu przyszedłeś, prawda?
- Tak naprawdę, to mam dla pana profesora propozycję – powiedział obserwując uważnie twarz mężczyzny, który zmarszczył brwi. W głowie staruszka pojawiła się myśl, że to, co zaraz usłyszy, przejdzie jego największe oczekiwania. Nie mylił się.
***
Skończył mówić wpatrując się w Dumbledora. Przedstawił mu ogólny zarys planu, podając wszystkie argumenty które udało mu się wymyślić i teraz, czekał już tylko na odpowiedź mężczyzny. W duchu, miał nadzieję, że dyrektor nie stracił poczucia humoru.
Mężczyzna zastanawiał się przez chwilę, poczym powiedział bardzo spokojnie
- Nie opuszczałem Hogwrtu na święta od wielu lat. Najwyższa pora, żeby to zmienić.
Puścił oczko zszokowanemu Blackowi, i uśmiechnął się szeroko.
- Mamy za sobą bardzo ciężkie miesiące, w których zabrakło szczęśliwych chwil. Kolejne, zapowiadają się na równie niefortunne. To będzie doskonałym sposobem, na oderwanie się od tego wszystkiego. Niestety, ja dołączę do was później – dodał poważniej – Czeka mnie uczta wraz z uczniami.
- Oczywiście – powiedział Black kiwając głową – Mogę więc liczyć, na pana pomoc?
- Naturalnie. Chyba nie myślisz, że przegapiłbym taką okazję do dobrej zabawy. – uśmiechnął się szerzej. Przez ułamek sekundy, Syriuszowi wydawało się, że zobaczył łobuzerski błysk w oku dyrektora – Ktoś o tym wie?
- Nie.
- Pełna konspiracja? Doskonale… doskonale… Cóż, więc ustalone – powiedział dyrektor i klasnął w dłonie.
***
- Syriusz, jeżeli jeszcze ra
z, wsadzisz palec w moje ciasto, przysięgam że zwiąże ci ręce – cofnął szybko dłoń od misy z ciastem, zastanawiając się jednocześnie, jakim cudem Lily to zobaczyła.
- Lily, są święta. Nie męcz Łapy – James puścił oczko przyjacielowi, który wzruszył ramionami i zaczął przedrzeźniać rudowłosą.
- Widzę to – warknęła kobieta, nadal stojąc tyłem do mężczyzn.
- Czy ty przypadkiem nie poślubiłeś Moodyego? – spytał Syriusz i schylił się, unikając lecącej w jego stronę foremki do ciastek.
- Jeszcze jedno słowo – uprzedziła Lily odwracając się do mężczyzn – A spędzicie święta w komórce na miotły!
- Ja nic nie robię – mruknął Potter i również schylił się przed pędzącą foremką – Dobrze, jestem cicho.
- Grzeczni chłopcy – powiedziała uśmiechając się z satysfakcją – Zajrzyj czy Harry się nie obudził – dodał do męża.
- Idę z Tobą – Syriusz zerwał się z miejsca – Jeszcze mnie zatłucze wałkiem…
- Uważaj bo naprawdę to zrobię – krzyknęła za nimi rozbawiona – Jak dziecko…
***
Z powodu grozy, jaką siali śmierciożercy, Potterowie zmuszeni byli, spędzić święta w bardzo kameralnym gronie. Tak więc w Bożonarodzeniowy w Dolnie Godryka zebrali się najbliżsi przyjaciele Lily i Jamesa, w tym i Syriusz.
Zarówno James, jak i Remus, od razu zauważyli niepokojąco dobry nastrój Blacka, który od samego rana promieniował entuzjazmem.
Jego optymizm, wydawał się być zaraźliwy, bo nawet Lily, ograniczyła swoje wybuchy złości względem Blacka to krótkich, złośliwych komentarzy.
Gdy wszyscy najedli się do syta, Syriusz odstawił szopkę pt. „Jak zdenerwować Lily za pomocą dwóch szklanek i co zrobić, by nie zginąć od ostrzy dziecięcego widelczyka”, Harry zdążył odbyć już swoją drzemkę, a Remus nie omieszkał dwa razy zacząć zbierać się do domu, radosną atmosfera, przerwał pewien osobliwy dźwięk.
- Słyszycie? – James rozejrzał się po salonie – Dzwonki?
- James ciebie… rzeczywiście… - Lily podeszła do okna i odsłoniła zasłony. Zamrugała – W naszym ogrodzie jest trójgłowy pies…
James podbiegł szybko do okna i stanął wyryty. Niecodzienny widok, jaki roztaczał się w ich ogrodzie, zabrałaby dech w piersiach każdemu.
Na samym środku podwórza, stał wielki, trzygłowy pies. Każda z głów ozdobiona była kolorowymi czapeczkami i nosami, a do grzbietu czworonoga przyczepiona była uprząż na końcu której, znajdowały się sanie z grającymi dzwoneczkami. W saniach – tu James zmuszony był kilka razy zamrugać aby mieć pewność co widzi – siedział Hagrid, ubrany w zieloną szatę i zieloną, szpiczasta tira. Podawał wielki worek, stojącemu obok wysokiemu mężczyźnie w czerwonej szacie, którego haczykowaty nos, wydał im się dziwnie znajomy.
- Ja chyba śnię … - powiedziała Lily nie odrywając wzorku od próbującego wydostać się z sań pół olbrzyma - Czy widzicie to co ja?
- Na buty Merlina to Dumbledor!
Remus zerwał się z fotela podbiegając do okna. Syriusz wyszczerzył się do siedzącego na jego kolanach Harryego, który z zainteresowaniem obserwował rodziców.
- Niemożliwe… - powiedział Lupin przyciskając nos do szyby okna jak dziecko, oglądające swoją wymarzoną zabawkę – To jest zbyt nienormalne… zbyt…
- Syriuszowe – dokończył James i odwrócił się do przyjaciela, który wzruszył ramionami z niewinną miną.
Rozległ się dzwonek. Lily przeszła przez pokój, rzucając Blackowi nieodgadnione spojrzenie, by po chwili wrócić razem z Dumbledorem i Hagridem.
Albus Dumbledore, staną przed wszystkimi, stawiając worek na ziemi, rozłożył ręce tak, jakby chciał ich wszystkich objąć i z błyskiem w niebieskich oczach oznajmił uroczystym głosem.
- Wesołych Świąt! Hohoho!
Tego nawet dla Syriusza było zbyt wiele. Mężczyzna wybuchł śmiechem.
James i Remus, którzy nadal stali przy oknie, spojrzeli na gości z lekko uchylonymi ustami. Wymalowany na ich twarzach szok, pomieszany z rozbawieniem, sprawił, że Dumbledore uśmiechnął się dobrodusznie.
Broda Hagrida, zatrzęsła się gdy olbrzym zachichotał. Dopiero teraz, Syriusz zauważył doczepione do jego uszy szpiczaste końce.
- Hohoho – powtórzył radosnym tonem Dumbledore – przelatywaliśmy w pobliżu razem z Śmichotkiem, gdy przypomniałem sobie, że jest tu pewien młodzieniec, któremu muszę wręczyć prezent – powiedział dziarsko i poklepał się po brzuchu – Hohoho!
Ignorując śmiechy, które rozległy się w pokoju podszedł do siedzącego na kolanach Syriusza Harryego, który zapiszczał radośnie.
- Chłopcze, czy ten młody człowiek był grzeczny? – spytał Syriusza, który w dalszym ciągu, próbował opanować śmiech. Sprawy nie ułatwił mu Hagrid, który uroczyście prezentował Remusowi swoje pasiaste skarpety i buty z zawijanymi czubkami.
- Mało rozmowne towarzystwo – powiedział mężczyzna wstając i podszedł dziarskim krokiem do Lily, która, chodź na początku wałczyła ze śmiechem teraz chichotała to rozpuku, oparta o futrynę drzwi.
- Młoda damo, czy wszyscy byli tu grzeczni? – spytał uprzejmie, poprawiając okulary. Lily, kiwnęła Nieznacznie głową, nadal się śmiejąc – W takim razie prezenty!
Minęło dużo czasu, zanim „Mikołaj” rozdał wszystkie prezenty. Wielkim utrudnieniem były kolejne wybuchy śmiechu dorosłych, za każdym razem, gdy gość zaczynał wyjmować podarunki, nie darowując sobie, krótkiego komentarza. Największą salwę śmiechu, wywołała mina Syriusza, gdy Mikołaj, zaprosił go na swoje kolana.
- No, nie bój się chłopcze, starego Mikołaja.
Gdy zegar wybił godzinę siódmą, a wszyscy w miarę się już uspokoili, Lily oznajmiła że czas, żeby Harry poszedł spać. Malec pożegnał się ze wszystkimi, ciągnąc przy okazji za brodę „Mikołaja” i „Śmichotka” poczym dał się wynieść matce przytulając się do ramienia matki.
- Zadanie wykonane, Hagridzie – oznajmił Dumbledore zdejmując czapkę – Było wystarczająco przekonująco? – zwrócił się do Syriusza który pokiwał żarliwie głową.
- Lepiej być nie mogło – powiedział, uśmiechając się żarliwie.
- Proponowałem Minerwie, żeby dołączyła do nas jako Śnieżynka – zaczął Albus i zachichotał pod nosem – Jednak odmówiła, uzasadniając to dziecinadą. A szkoda, ominęła ją wspaniała zabawa.
- Skąd ten pomysł? – spytał Remus, uśmiechając się szeroko. Dyrektor z satysfakcją zauważył, że w zawsze smutnych oczach chłopaka, pojawiła się radosna iskierka.
- Oh, to pomysł Syriusza – wyjaśnił Dumbledore głaszcząc swoją brodę – W zwykłych warunkach nigdy bym się na to nie zgodził jednak przedstawił mi tak przekonujące argumenty że nie mogłem się nie zgodzić.
Black wyszczerzył szerzej zęby. James rzucił mu pytające spojrzenie, jednak przyjaciel wzruszył ramionami.
- No cóż, na nas już czas, Hagridzie – powiedział Albus wstając – Zrobiło się późno, to zadziwiające jak czas szybko płynie w tak przyjemnej atmosferze.
- Bardzo dziękuję Panie Dyrektorze – James uścisnął dłoń mężczyźnie, który roześmiał się głośnio.
- Oh, to była przyjemność – odpowiedział staruszek – Wesołych Świąt. Hohoho!
Drzwi zamknęły się z cichym pyknięciem.
- Jak ty tego dokonałeś? – spytał Remus patrząc na przyjaciela, który wzruszył ramionami.
- Normalnie.
- Normalnie? Przekonałeś dyrektora Hogwartu, żeby udawał Mikołaja!
Black wzruszył ramionami mrucząc coś o tajemnicy zawodowej i z uśm
iechem na ustach założył zostawioną przez Dumbledora czapkę.
- Hohoho!
***
Z uśmiechem na twarzy, pisze ostanie zdanie.
- I jak ci poszło?
Odwraca się. Na parapecie, znów siedzi Mikołaj. Tym razem, nie ma ze sobą podkładki. Z ciekawością obserwuje dziewczynę.
- Cudownie! Bardzo dziękuję, Mikołaju!
- Za co? Ja nic nie zrobiłem.
- Za Wenę – mówi z uśmiechem wskazując na monitor – Napisałam dzięki Tobie, cztery strony.
- Ja nic nie zrobiłem. To ty.
- No jak to a…
-To zwykły kolorowy pyłek – mówi wzruszając ramionami – Nie mam nic wspólnego z Twoją Weną.
- Ale przecież…
- Wszystkie jesteście takie same – mruczy pod nosem kręcąc głową – Weny się nie dostaje. Nie kupuje i nie znajduje. Ją się ma. Ja nic nie zrobiłem. Jestem tu, bo podoba mi się wersja Albusa jako mnie.
Uśmiecha się.
- Zawsze uważałem, że ma do tego predyspozycje. Podobnie jak Voldemort. Nie uwierzysz, jaki z niego ciekawy Mikołaj.
- Voldemorta?
- Zdziwiłabyś się – śmieje się pod nosem i wstaje z parapetu – Na mnie czas. Miałem postój, Rudolf znów zaplątał się rogami w drzewo. Uparty rogacz nie daje sobie pomóc. Wesołych Mikołajek, Hohoho!
- No to mam pomysł na następnego Mikołaja…
***
Koniec. Wyjaśnię, jeszcze, o co chodzi. Jeśli ktoś się nie domyślił, notka odbiega od treści bloga. Jest to opis świąt, w wersji z Voldemortem złym. Jakoś mnie tak naszło.
Jeśli chodzi o wielkość liter, bo już o tym parę razy słyszałam. Jeśli jest faktycznie aż tak źle, to niechętnie, ale zmienię. Niechętnie bo większe wielkości rozciągnął długość bloga, która i tak jest dość wielka. Na próbę, powiększam trochę.
Wspaniała notka...świetna ...Widać że dużo pracy wkładasz w tego bloga tak dalej........Zapraszam do mnie na www.zycie-lily5.blog.onet.pl Serdecznie zapraszam
OdpowiedzUsuńHa! Już od początku mi się to podobało, kiedy pokazywałaś mi to wczoraj xD A w świecie bez złego Voldemorta, widzę już świetnego Mikołaja ;D Właśnie Voldzia... proszę zrób to xDAaa i proszę o wrócenie do poprzednich liter xD Przyzwyczaiłam się już :)Noo... i tak w ogóle to życzę Ci udanych Mikołajek i ogrom prezentów :D
OdpowiedzUsuńPierwsza!Moja Droga : Mistrzostwo!Śmiałam się przez całą notkę i przy wszystkich kwestiach Dumbledore'a!Wszystko zwalało mnie z krzesła, począwszy od sani ciągniętych przez Puszka, po Hagrida jako elfa i " ho, ho, ho" Dumbledore'a.Cóż mam jeszcze powiedzieć?Dziękuje Ci bardzo, bardzo za tą notkę, ogromnie poprawiła mi humor ;D Pozdrowionka!
OdpowiedzUsuńHa, powinnam raczej powiedzieć : Trzecia ;P
OdpowiedzUsuńNocia suuuper!!!Nie mogę się doczekać następnego posta...buźka...
OdpowiedzUsuń... kocham Cię.Za tą notkę... i za wszystkie inne.xD
OdpowiedzUsuń:) HO HO HO xD fajnie xD tylko czemu tylko 10 osob wyreczysz? ^^
OdpowiedzUsuńHahaha super ;DZem się usmiała z Dumbledorem-Mikołajem xDOdbiega od innych notek ale jest taka jaks hmm wyjatkowa. ; ))świetne ; )
OdpowiedzUsuńŁoł, fajnie się czyta takie coś.Takie inne od reszty. :)
OdpowiedzUsuńMilutko i wesoło...Zawsze miałam wrażenie, że Twój blog na istna parodia. Chyba nie całkiem zamierzona, ale jednak parodia :)Ale ciekawie przynajmniej. I nie płacze się przy notkach z żalu, jak to bywało gdzie indziej.
OdpowiedzUsuń