Historia Wróżka Zieleni
Interesuje was za pewne, czemu notka pojawiła się tak szybko i czemu jest tak krótka - tylko 4 i pół strony. Otóż, nie, nie przejęłam się komentarzem Liluśki. Nie chciałam jej dodać dla zasady. Macie przed sobą 147 notka. Za ponad dwa tygodnie, blog, będzie obchodził swoje 3 urodziny. Co za tym idzie, chcę doprowadzić do tego, że 28 grudnia, na Lilce, pojawi się jubileuszowa 150 notka. Co za tym idzie, możecie spodziewać się jeszcze dwóch postów przed 28.
Ponad to, ten, kto spojrzy w statystykę, zobaczy że zbliżamy się do jeszcze jednego progu liczbowego. Brakuje 39 komentarzy do 2000. Moją cichą nadzieją jest, że uda się i dotrzeć do tego progu ale świat się nie skończy, jeśli się to nie uda ;)
Treść notki... Czy będzie złem, jeśli powiem, że nie byłam sobą pisząc ją? I byłam otumaniona Gretą i Hamletem? Oh, no dobrze. Miałam doskonały humor... wybaczcie, jeśli przesadziłam ;P Miłego czytania.
Przed przeczytaniem, zażyj dużą porcję herbatki uspokajającej lub skonsultuj się z lekarzem ;P
***
- James. ..
Odpowiedziała jej cisza.
- James?
Znów nic. Niechętnie otworzyła oczy i rozejrzała się po sypialni. Potter siedział przy biurku i wypleniając w ciszy dokumenty.
- James.
Nie drgnął. Zacisnęła zirytowana wargi, wpatrując się w plecy męża.
- James!
Podskoczył, trącając łokciem stojący na brzegu biurka kałamarzu. Buteleczka zachwiała się i upadła na podłogę. Delikatne szkoło rozbiło się a czarny atrament wypłynął na posadzkę.
- Na brodę Merlina, co się stało!? – odwrócił się do żony i spojrzał na nią pytająco.
- Spadł śnieg. Chodźmy na spacer…
Pokręcił z politowaniem głową.
- Lily… Muszę to skończyć…
- Nie – powiedziała stanowczo siadając na brzegu łóżka i zakładając zielony szlafrok z wyszytym na piersi jeleniu – Jest dziewiąta rano w sobotę i jedną rzeczą jaką musisz zrobić to iść po Alana i wyjść z nami na spacer. Bez dyskusji.
Zanim zdążył otworzyć usta, wyszła z pokoju, łapiąc w locie wiszące na krześle spodnie.
- Dobrze…
***
Patrzył w milczeniu, jak Alan z Lily lepią bałwana. Przygryzł niepewnie wargę.
Lily roześmiała się perliście odrzucając do tyłu grubego rudego warkocza. Alan dmuchnął w przydługą grzywkę i schylił się do śniegu. Lily powiedziała coś do niego i podeszła do męża.
- Co się dzieje? – spytała łagodnie, siadając obok niego. James wzruszył ramionami – Jelonku…
- Nie mów do mnie jelonku – mruknął rumieniąc się mocno. Uśmiechnęła się.
- Przepraszam jelonku… nie złość się.
Spojrzał na nią, próbując nadać swojemu wzrokowi surowe spojrzenie. Nie wyszło mu to jednak, bo po chwili kobieta wybuchła głośnym śmiechem.
- Jesteś zmęczony? – spytała cicho, gdy udało jej się opanować. Wzruszył ramionami.
- A co powiesz na ognisko? Pojechalibyśmy gdzieś za miasto, posiedzielibyśmy wszyscy, odpoczęlibyśmy. Można teraz bez problemu wynająć jakiś domek dla całej zgrai…
Uniósł wzrok.
- Teraz, póki jeszcze dzieci nie wróciły na ferie… na weekend.
- Nie wszystkie dzieci są w Hogwarcie.
- Mama już dawno upominała się, że nie oddajemy jej Alana – przypomniała kobieta – Nie sądzę, żeby były problemy. Ściągniemy Ann, dawno nie plotkowałyśmy, a teraz na pewno dzieje się u niej dużo… Co ty na to?
- Nie mamy dużo czasu – zauważył przyglądając jej się uważnie – Za dwa tygodnie zaczynają się ferie.
- Damy radę – powiedziała z uśmiechem kobieta wstając – Ulepisz z nami bałwana?
- Lily Potter, jaka ty się zrobiłaś dziecinna – zaśmiał się wstając z ławki.
- A ty stetryczały, mój jelonku – mruknęła i pisnęła, gdy w jej stronę poleciała śnieżna kulka.
- Kogo nazywasz jelonkiem!?
***
- Muszę zostać? – Vivien spuściła główkę. Liz westchnęła i spojrzała na Syriusza, który oparł się o ścianę, unikając spojrzenia córki.
- Tak – powiedziała kobieta niepewnie, widząc, że nie ma co liczyć na pomoc męża – To tylko dwa dni.
- A dlaczego nie mogę jechać z wami? – spytała cicho, podnosząc wzrok. Syriusz przygryzł wargę, próbując nie patrzeć w błyszczące oczy córeczki.
- Syriusz…- syknęła Liz, patrząc na męża błagalnie – Wytłumacz jej…
- Będzie nudno – burknął Black, nadal nie patrząc na córkę – Ja wcale nie chcę jechać…
- To czemu jedziesz? – spytała dziewczynka, pociągając noskiem.
- Bo mi każą – mruknął wymijająco – Zmuszają. Jakbym mógł, to bym tu został.
Liz ukryła twarz by powstrzymać chichot. Tymczasem Vivien z zaciekawieniem ruszyła do ojca. Spojrzała na niego.
- Naprawdę będzie nudno? – spytała cichutko, marszcząc brwi. Kiwnął głową, przybierając minę zbitego psa. Vivien zamyśliła się.
- Jeśli bardzo chcesz, możesz jechać – powiedział powoli – Ponudzimy się oboje.
Przez chwilę Blackowi wydawało się, że dziewczynka się zgodzi, jednak mała Blackówna najwyraźniej przekalkulowała plusy i minusy i uznała, że jej się to nie opłaca, bo pokręciła główką.
- Zostanę z babcią – oznajmił rezolutnie – To tylko dwa dni.
Wzruszył ramionami, kiwając smętnie głową. Liz podniosła głowę i spojrzała na męża, który z kamienną twarzą zabrał się za zbieranie rzeczy.
Vivien tymczasem wróciła na schody, gdzie przysiadła na stopniu i w ciszy obserwowała poczynania rodziców.
***
Drzwi zamknęły się. Liz popatrzyła przez chwilę na miejsce, gdzie przed chwilą zniknęli jej rodzice z Vivien poczym spojrzała na męża.
- To było perfidne – powiedziała powstrzymując się od wybuchu śmiechu.
- Chciałaś żebym ci pomógł – zauważył wzruszając ramionami – Nie byłoby innego sposobu. Jest uparta. A po za tym, widziałaś jej miny!?
- Zdolności aktorskie ma po tatusiu –powiedziała wymijająco Liz – Mężu, minąłeś się z powołaniem. Zamiast siedzieć za biurkiem powinieneś grać w sztukach Szekspira…
- Kogo? – spytał Black z zainteresowaniem odwracając się do żony. Zachichotała.
- Szekspir to… Poeta… Oh, kiedyś ci wyjaśnię – powiedziała, powstrzymując chichot.
***
- Mówiłam, że to wspaniały pomysł – Lily uśmiechnęła się do przyjaciółek, wykładając ubrania do drewnianej szafy. Liz pokiwała żarliwie głową.
- Lepiej wybrać nie mogłaś – zgodziła się kobieta – Strzał w dziesiątkę. I pomyśleć że mamy tylko trzy dni.
- A gdzie chłopcy? – spytała Cristin, wychodząc z łazienki. Liz wskazała na drzwi.
- Remus z Peterem poszli szukać jakiegoś sklepu, a James i Syriusz są na dole. Edukują się i czytają gazety.
- Czemu nie jestem zdziwiona – mruknęła Patsy, siadając na fotelu i obserwując poczynania przyjaciółek, wypakowujących rzeczy – Po co to robicie? To tylko dwa dni.
- Trzy – poprawiła ją Potter – wracamy w niedzielę wieczorem, zapomniałaś?
- Dobra… Ale Ann też się nie wypakowuje – dodała z satysfakcją Pettigrew, wskazując na Ann, która oparła się o łóżko i wpatrywała się w sufit.
- Hm?
- Daj spokój, nic jej nie będzie – Lily podeszła do kobiety i kucnęła obok jej – Nick nie odważy się zrobić niczego głupiego.
- Oby…
**
- Co wyczytałeś? – spytał Syriusz rzucając spojrzenie na trzymana przez Jamesa lokalna gazeta.
- W Teatrze jest przesłuchanie – mruknął obojętnie – Zapraszają
chętnych.
- Wybierasz się? – Black wyszczerzył się do przyjaciela. Potter spojrzał na niego ze zgroza.
- W życiu.
- A ja bym poszedł –rzucił Syriusz – Ale mi się nie chce.
- Tchórzysz – podsumował James – Nie odważyłbyś się tam iść.
- Zdziwiłbyś się – mruknął Black wyciągając się na fotelu – Ja się niczego nie boję.
- Chcesz się założyć? – James wyprostował się na krześle i złożył gazetę – Pójdziesz, stawiam ci duża butelka Ognistej.
- Daj spokój.
- Tchórzysz… - Potter wyszczerzył się – Łapcia jest…
- Kiedy?
- Jutro, o pierwszej.
- Co wy znów kombinujecie? – drzwi otworzyły się i do środka wszedł Lupin. Spojrzał podejrzliwie na przyjaciół.
- Stoi. Wygram, stawiasz mi Ognista. Przegram, ja stawiam.
- Dobra. Remus, tnij.
Lupin spojrzał na przyjaciół i niechętnie podszedł do nich.
- O co zakład? A, może lepiej mi nie mówicie… - mruknął przecinając dłonie mężczyzn – Chyba wolę nie wiedzieć.
***
W miasteczku, znajdował się mały teatr dla czarodziei. To tam, co wiosnę, wystawiano przedstawienia dla młodych czarodziejów i to tam, w sobotę o pierwszej popołudniu odbywało się przesłuchanie do roli Wróżka Zieleni, zwanego przez wszystkich po prostu Nimfem.
Ponieważ miasteczko było małe a wszyscy doskonale znali rolę, było pewne, że nie będzie zbyt wielu chętnych.
Mimo wszystko, o pierwszej po południu, w Sali małej, zebrała się grupa ludzi, w tym nieświadomy swojego losu Syriusz i pewny wygranej James.
Potter celowo zataił w kogo, wcielić się ma przyjaciel i teraz, nie był w stanie opanować śmiechu na myśl, jak głupią minę zrobi Black, gdy dowie się o podstępie.
- Co to za miejsce? – spytał szeptem Syriusz, wpatrując się niepewnie w trzymaną przez niego rurkę pergaminu z instrukcjami – I co to za rola?
Odpowiedź sama nadeszła.
- Panowie do roli Wróżka?
Black uchylił zszokowany usta. James zachichotał.
- Przyjaciel, ja tylko wspieram – powiedział wskazując na Blacka, który nadal nie był wstanie wydusić z siebie głosu.
- Proszę to założyć – mruknęła kobieta, podając Syriuszowi tobołek – Za pięć minut zaczynami.
***
- O cholera… Ja pie***… Co to jest!?
- W porządku?
- Ku***! Jak to się zakłada? Tu nie ma spodni!
James roześmiał się, słysząc dochodzące z kabiny odgłosy.
- James, do cholery, co to za rola!?
- Wróżek Zieleni – wyjaśnił Potter, próbując powstrzymać śmiech – Nimf.
- Co!? Cholera… Co to… O nie! Nie ma mowy! Nie wyjdę tak! Ja Pier***! Nie wyjdę!
- Łapa... w porządku? - James podsunął się do toalety, nasłuchując uważnie.
- Nie! Wyglądam jak.... jak...
- Jak?
- Idiota!!
- Nic nowego! Daj spokój, jesteś w teatrze. Chyba nie tchórzysz? – spytał podejrzliwie wpatrując się w sufit.
Zapanowała cisza a, sekundę później, drzwi otworzyły sie z trzaskiem. James leniwie spojrzał w stronę przyjaciela i musiał złapać się umywalki, by nie upaść.
Przed nim stal Syriusz. ubrany tylko w zrobiony z liści kubraczek zakrywający część ciała poniżej pasa, z wielkim wianem kolorowych listków na głowie, ściskający kurczowo długi, krzywy kij, przyczepiony do przepaski na boku. Usta zacisnął w wąska linia i spojrzał z morderczym spojrzeniem na Pottera, który najwyraźniej zaczął sie dusić ze śmiechu, bo opadł na podłogę trzymając sie brzuch.
- Zadowolony?
- Przeżyłem…całe…życie…żeby…to…zobaczyć! – wykrztusił, próbując się opanować, jednak każde spojrzenie w stronę przyjaciela, wywoływało kolejną salwę śmiechu.
***
Lista czekających na przesłuchanie, zmniejszała się coraz bardziej. Syriusz stał odwrócony od sceny, z wianem w ręku, starając się ignorować Jamesa, który nadal śmiał się nad jego uchem, obserwując poczynania jego poprzedników.
- Następny!
Rozejrzał się dookoła. Za kulisami, został tylko on. Westchnął cicho, założył wianek na głowę.
- Możesz się wycofać – wykrztusił Potter, starając się wywołać poważna mina. Syriusz rzucił mu mordercze spojrzenie.
- Po moim trupie – mruknął – Show must go on.
***
W komisji, siedziały trzy osoby. Stara czarownica, o haczykowatym nosie, która była dyrektorką teatru, wysoki, młody czarodziej, który kierował przedstawieniem i odpowiadał za całość i niziutka czarownica, która odpowiadała za scenografię i muzykę.
Cała trójka spojrzała zrezygnowana do listy. Póki co, nikt ich nie zachwycił.
- Następny – krzyknęła najstarsza członkini komisji. Zapanowała cisza i na scenę wyszedł wysoki brunet.
- Za stary – powiedział czarodziej siedzący obok.
- Za przystojny – dodała młodziutka czarownica.
- Nie stąd – mruknęła ostania kobieta – Proszę się przedstawić.
- Syriusz Black.
- Arystokrata – fuknął czarodziej – Zna pan scenariusz. Zaraz puścimy muzykę. Będzie pan grać dopóki muzyka nie umilknie, lub nie powiemy, żeby pan przestał…
Kiwnął głową. Członkowie rady spojrzeli po sobie i najstarsza kobieta machnęła krótko różdżką.
***
Z głośników, wydobyła się muzyka. Syriusz stał przez chwilę, zastanawiając się czy by się nie wycofać, poczym niechętnie zrobił krok do przodu. Zamykając oczy, okręcił się w miejscu i zaczął podskakiwać, co jakiś czas się zatrzymując.
Zrozumiał, czemu zgłosiło się tak mało ludzi. Prócz idiotycznego stroju, gołych stóp, kłującej podłogi, której jeszcze mógł znieść, ale bezsensowne ruchy, które musiał wykonywać, doprowadzały go do szału.
Podkasując, znalazł się na samym brzegu sceny. Obrócił się, marząc by muzyka w końcu umilkła, jednak cicha melodia nadal roznosił się po salce. Z pod sufitu, wyleciały malutkie ptaszki. Przefrunęły po całej scenie poczym jak jeden mąż, podleciały do niego, układając się w kolorowy płaszcz.
Tego, było już za wiele. Przeklinając Pottera, jego Ognistą Whisky i przegraną, na którą się naraził zatrzymał się.
Muzyka umilkła.
***
Płakał. Po raz pierwszy w życiu płakał. Tarzał się po ziemi, a po jego policzkach płynęły wielkie jak groch łzy. Z jego gardła wydobywał się bezdźwięczny śmiech, mięśnie brzucha ścisnęły się boleśnie. Nie był w stanie opanować reakcji organizmu. Jego gardło zaczęło piec niemiłosiernie, a wzrok rozmazał się przez zaszklone oczy.
I gdy już miał zebrać w sobie resztki sił by krzyknąć że Black wygrał, muzyka umilkła.
***
Minęła dłuższa chwila, nim ktokolwiek się odezwał. Jamesowi udało się częściowo uspokoić, chodź nadal śmiał się głośno. Syriusz zdążył po przysiąść zemstę Potterowi.
- Panie Black – najstarsza z kobiet, podniosła wzrok. Syriuszowi przez chwile przypominała ona McGonagal – To, co pan zaprezentował było…
- Niewiarygodne – dokończył mężczyzna. Syriusz zamrugał zszokowany i zrobił podświadomy krok do przodu. Jego noga natrafiła na nicość. Spadł ze sceny.
- Nic panu nie jest? – zaświergotała najmłodsza z komisji wychylając się zza stołu.
- Nie. Ale ja nie chce.
- Jak to?
James wbiegł na scenę, trzymając się kurczowo za brzuch.
- Bo… on… zakład… wygrał…
- Słucham?
- No bo on... dostał za…to? – podskoczył robiąc w górze dziwny obrót i upadł na ziemię.
- Imponujące… Potrzebujemy kogoś do roli konika polnego może…
-Nie – powiedział szybko Syriusz – James jest uczulony n
a koniki polne!
Potter rzucił przyjacielowi mordercze spojrzenie, przeklinając że wybrał tak mało oryginalną wymówkę.
- Nic nie szkodzi. Przecież to tylko kostium.
- Tak ale… przekonania mu nie pozwalają – powiedział żarliwie kiwając głową – On… on sprzeciwia się wszystkiemu, co kojarzy się z męczeniem zwierząt. Oblał eliksiry bo nie chciał kroić jąder ropuchy.
Potter zacisnął wąsko usta, powstrzymując śmiech. Powstrzymał się od zdementowania historii z jądrami ropuchy i kiwnął nieznacznie głową. Starsza czarownica zasępiła się.
- Cóż, nie możemy walczyć z przekonaniami… ale nie widzę przeszkód, żeby pan nie wziął udziału w przedstawieniu – Cztery pary oczu spojrzały na Syriusza. Black rzucił błagalne spojrzenie Jamesowi, który zrobił wielkie oczy, dając do zrozumienia, że nie ma pomysłu jak wyciągnąć przyjaciela z kłopotów. Potter zawahał się, szepnął bezgłośnie „Przepraszam” po czym wskazał na drzwi.
- W NOGI!!!
Nim ktokolwiek zdążył się zorientować co się dzieje, obaj mężczyźni znaleźli się na widowni i przeskakując między krzesłami dobiegli do wyjścia,. Syriusz krzyknął pośpiechu zaklęcie przywołujące, złapał w locie ubranie i wybiegli przed otwarte drzwi… wprost ulicę.
- Dziwni ludzie – powiedział czarodziej obserwując zamykające się wrota – Wystarczyło odmówić…
***
- Zabiję…cię – warknął Syriusz, naciągając w pośpiechu spodnie na rozdygotane nogi. Stali w zaułku niedaleko teatru. Black, przeklinając soczyście pod nosem, przebierał się ze stroju Wróżka, w którym był gdy wybiegli ze środka, a James, stojący obok odstawiał pantominy, parodiujące wyczyny Blacka na scenie – Zabiję… Oddaj!
Wyrwał przyjacielowi z ręki wianek wyrzucając go za siebie.
- Ej! Jeszcze nie zrobiłem obrotu! – fuknął Potter wyszczerzając się w uśmiechu.
- Uważaj, bo ja ci zrobię obrót – mruknął Syriusz, zakładając skarpetki.
- Zrobiłeś się mężny bo masz spodnie? – spytał James i nie umiejąc się powstrzymać wybuchł śmiechem. Syriusz zawahał się przez chwilę poczym machnął krótko różdżką. Klamerka spodni Pottera odskoczyła, znikając w śniegu, a spodnie zsunęły się, ukazując czerwone bokserki Pottera.
- Nie, bo ty nie masz – odpowiedział i roześmiał się, gdy wściekły Potter naciągnął spodnie i różdżką naprawił pasek.
- Bardzo śmieszne…bardzo – mruknął i ruszył za rozbawionym przyjacielem.
***
Ponad to, ten, kto spojrzy w statystykę, zobaczy że zbliżamy się do jeszcze jednego progu liczbowego. Brakuje 39 komentarzy do 2000. Moją cichą nadzieją jest, że uda się i dotrzeć do tego progu ale świat się nie skończy, jeśli się to nie uda ;)
Treść notki... Czy będzie złem, jeśli powiem, że nie byłam sobą pisząc ją? I byłam otumaniona Gretą i Hamletem? Oh, no dobrze. Miałam doskonały humor... wybaczcie, jeśli przesadziłam ;P Miłego czytania.
Przed przeczytaniem, zażyj dużą porcję herbatki uspokajającej lub skonsultuj się z lekarzem ;P
***
- James. ..
Odpowiedziała jej cisza.
- James?
Znów nic. Niechętnie otworzyła oczy i rozejrzała się po sypialni. Potter siedział przy biurku i wypleniając w ciszy dokumenty.
- James.
Nie drgnął. Zacisnęła zirytowana wargi, wpatrując się w plecy męża.
- James!
Podskoczył, trącając łokciem stojący na brzegu biurka kałamarzu. Buteleczka zachwiała się i upadła na podłogę. Delikatne szkoło rozbiło się a czarny atrament wypłynął na posadzkę.
- Na brodę Merlina, co się stało!? – odwrócił się do żony i spojrzał na nią pytająco.
- Spadł śnieg. Chodźmy na spacer…
Pokręcił z politowaniem głową.
- Lily… Muszę to skończyć…
- Nie – powiedziała stanowczo siadając na brzegu łóżka i zakładając zielony szlafrok z wyszytym na piersi jeleniu – Jest dziewiąta rano w sobotę i jedną rzeczą jaką musisz zrobić to iść po Alana i wyjść z nami na spacer. Bez dyskusji.
Zanim zdążył otworzyć usta, wyszła z pokoju, łapiąc w locie wiszące na krześle spodnie.
- Dobrze…
***
Patrzył w milczeniu, jak Alan z Lily lepią bałwana. Przygryzł niepewnie wargę.
Lily roześmiała się perliście odrzucając do tyłu grubego rudego warkocza. Alan dmuchnął w przydługą grzywkę i schylił się do śniegu. Lily powiedziała coś do niego i podeszła do męża.
- Co się dzieje? – spytała łagodnie, siadając obok niego. James wzruszył ramionami – Jelonku…
- Nie mów do mnie jelonku – mruknął rumieniąc się mocno. Uśmiechnęła się.
- Przepraszam jelonku… nie złość się.
Spojrzał na nią, próbując nadać swojemu wzrokowi surowe spojrzenie. Nie wyszło mu to jednak, bo po chwili kobieta wybuchła głośnym śmiechem.
- Jesteś zmęczony? – spytała cicho, gdy udało jej się opanować. Wzruszył ramionami.
- A co powiesz na ognisko? Pojechalibyśmy gdzieś za miasto, posiedzielibyśmy wszyscy, odpoczęlibyśmy. Można teraz bez problemu wynająć jakiś domek dla całej zgrai…
Uniósł wzrok.
- Teraz, póki jeszcze dzieci nie wróciły na ferie… na weekend.
- Nie wszystkie dzieci są w Hogwarcie.
- Mama już dawno upominała się, że nie oddajemy jej Alana – przypomniała kobieta – Nie sądzę, żeby były problemy. Ściągniemy Ann, dawno nie plotkowałyśmy, a teraz na pewno dzieje się u niej dużo… Co ty na to?
- Nie mamy dużo czasu – zauważył przyglądając jej się uważnie – Za dwa tygodnie zaczynają się ferie.
- Damy radę – powiedziała z uśmiechem kobieta wstając – Ulepisz z nami bałwana?
- Lily Potter, jaka ty się zrobiłaś dziecinna – zaśmiał się wstając z ławki.
- A ty stetryczały, mój jelonku – mruknęła i pisnęła, gdy w jej stronę poleciała śnieżna kulka.
- Kogo nazywasz jelonkiem!?
***
- Muszę zostać? – Vivien spuściła główkę. Liz westchnęła i spojrzała na Syriusza, który oparł się o ścianę, unikając spojrzenia córki.
- Tak – powiedziała kobieta niepewnie, widząc, że nie ma co liczyć na pomoc męża – To tylko dwa dni.
- A dlaczego nie mogę jechać z wami? – spytała cicho, podnosząc wzrok. Syriusz przygryzł wargę, próbując nie patrzeć w błyszczące oczy córeczki.
- Syriusz…- syknęła Liz, patrząc na męża błagalnie – Wytłumacz jej…
- Będzie nudno – burknął Black, nadal nie patrząc na córkę – Ja wcale nie chcę jechać…
- To czemu jedziesz? – spytała dziewczynka, pociągając noskiem.
- Bo mi każą – mruknął wymijająco – Zmuszają. Jakbym mógł, to bym tu został.
Liz ukryła twarz by powstrzymać chichot. Tymczasem Vivien z zaciekawieniem ruszyła do ojca. Spojrzała na niego.
- Naprawdę będzie nudno? – spytała cichutko, marszcząc brwi. Kiwnął głową, przybierając minę zbitego psa. Vivien zamyśliła się.
- Jeśli bardzo chcesz, możesz jechać – powiedział powoli – Ponudzimy się oboje.
Przez chwilę Blackowi wydawało się, że dziewczynka się zgodzi, jednak mała Blackówna najwyraźniej przekalkulowała plusy i minusy i uznała, że jej się to nie opłaca, bo pokręciła główką.
- Zostanę z babcią – oznajmił rezolutnie – To tylko dwa dni.
Wzruszył ramionami, kiwając smętnie głową. Liz podniosła głowę i spojrzała na męża, który z kamienną twarzą zabrał się za zbieranie rzeczy.
Vivien tymczasem wróciła na schody, gdzie przysiadła na stopniu i w ciszy obserwowała poczynania rodziców.
***
Drzwi zamknęły się. Liz popatrzyła przez chwilę na miejsce, gdzie przed chwilą zniknęli jej rodzice z Vivien poczym spojrzała na męża.
- To było perfidne – powiedziała powstrzymując się od wybuchu śmiechu.
- Chciałaś żebym ci pomógł – zauważył wzruszając ramionami – Nie byłoby innego sposobu. Jest uparta. A po za tym, widziałaś jej miny!?
- Zdolności aktorskie ma po tatusiu –powiedziała wymijająco Liz – Mężu, minąłeś się z powołaniem. Zamiast siedzieć za biurkiem powinieneś grać w sztukach Szekspira…
- Kogo? – spytał Black z zainteresowaniem odwracając się do żony. Zachichotała.
- Szekspir to… Poeta… Oh, kiedyś ci wyjaśnię – powiedziała, powstrzymując chichot.
***
- Mówiłam, że to wspaniały pomysł – Lily uśmiechnęła się do przyjaciółek, wykładając ubrania do drewnianej szafy. Liz pokiwała żarliwie głową.
- Lepiej wybrać nie mogłaś – zgodziła się kobieta – Strzał w dziesiątkę. I pomyśleć że mamy tylko trzy dni.
- A gdzie chłopcy? – spytała Cristin, wychodząc z łazienki. Liz wskazała na drzwi.
- Remus z Peterem poszli szukać jakiegoś sklepu, a James i Syriusz są na dole. Edukują się i czytają gazety.
- Czemu nie jestem zdziwiona – mruknęła Patsy, siadając na fotelu i obserwując poczynania przyjaciółek, wypakowujących rzeczy – Po co to robicie? To tylko dwa dni.
- Trzy – poprawiła ją Potter – wracamy w niedzielę wieczorem, zapomniałaś?
- Dobra… Ale Ann też się nie wypakowuje – dodała z satysfakcją Pettigrew, wskazując na Ann, która oparła się o łóżko i wpatrywała się w sufit.
- Hm?
- Daj spokój, nic jej nie będzie – Lily podeszła do kobiety i kucnęła obok jej – Nick nie odważy się zrobić niczego głupiego.
- Oby…
**
- Co wyczytałeś? – spytał Syriusz rzucając spojrzenie na trzymana przez Jamesa lokalna gazeta.
- W Teatrze jest przesłuchanie – mruknął obojętnie – Zapraszają
chętnych.
- Wybierasz się? – Black wyszczerzył się do przyjaciela. Potter spojrzał na niego ze zgroza.
- W życiu.
- A ja bym poszedł –rzucił Syriusz – Ale mi się nie chce.
- Tchórzysz – podsumował James – Nie odważyłbyś się tam iść.
- Zdziwiłbyś się – mruknął Black wyciągając się na fotelu – Ja się niczego nie boję.
- Chcesz się założyć? – James wyprostował się na krześle i złożył gazetę – Pójdziesz, stawiam ci duża butelka Ognistej.
- Daj spokój.
- Tchórzysz… - Potter wyszczerzył się – Łapcia jest…
- Kiedy?
- Jutro, o pierwszej.
- Co wy znów kombinujecie? – drzwi otworzyły się i do środka wszedł Lupin. Spojrzał podejrzliwie na przyjaciół.
- Stoi. Wygram, stawiasz mi Ognista. Przegram, ja stawiam.
- Dobra. Remus, tnij.
Lupin spojrzał na przyjaciół i niechętnie podszedł do nich.
- O co zakład? A, może lepiej mi nie mówicie… - mruknął przecinając dłonie mężczyzn – Chyba wolę nie wiedzieć.
***
W miasteczku, znajdował się mały teatr dla czarodziei. To tam, co wiosnę, wystawiano przedstawienia dla młodych czarodziejów i to tam, w sobotę o pierwszej popołudniu odbywało się przesłuchanie do roli Wróżka Zieleni, zwanego przez wszystkich po prostu Nimfem.
Ponieważ miasteczko było małe a wszyscy doskonale znali rolę, było pewne, że nie będzie zbyt wielu chętnych.
Mimo wszystko, o pierwszej po południu, w Sali małej, zebrała się grupa ludzi, w tym nieświadomy swojego losu Syriusz i pewny wygranej James.
Potter celowo zataił w kogo, wcielić się ma przyjaciel i teraz, nie był w stanie opanować śmiechu na myśl, jak głupią minę zrobi Black, gdy dowie się o podstępie.
- Co to za miejsce? – spytał szeptem Syriusz, wpatrując się niepewnie w trzymaną przez niego rurkę pergaminu z instrukcjami – I co to za rola?
Odpowiedź sama nadeszła.
- Panowie do roli Wróżka?
Black uchylił zszokowany usta. James zachichotał.
- Przyjaciel, ja tylko wspieram – powiedział wskazując na Blacka, który nadal nie był wstanie wydusić z siebie głosu.
- Proszę to założyć – mruknęła kobieta, podając Syriuszowi tobołek – Za pięć minut zaczynami.
***
- O cholera… Ja pie***… Co to jest!?
- W porządku?
- Ku***! Jak to się zakłada? Tu nie ma spodni!
James roześmiał się, słysząc dochodzące z kabiny odgłosy.
- James, do cholery, co to za rola!?
- Wróżek Zieleni – wyjaśnił Potter, próbując powstrzymać śmiech – Nimf.
- Co!? Cholera… Co to… O nie! Nie ma mowy! Nie wyjdę tak! Ja Pier***! Nie wyjdę!
- Łapa... w porządku? - James podsunął się do toalety, nasłuchując uważnie.
- Nie! Wyglądam jak.... jak...
- Jak?
- Idiota!!
- Nic nowego! Daj spokój, jesteś w teatrze. Chyba nie tchórzysz? – spytał podejrzliwie wpatrując się w sufit.
Zapanowała cisza a, sekundę później, drzwi otworzyły sie z trzaskiem. James leniwie spojrzał w stronę przyjaciela i musiał złapać się umywalki, by nie upaść.
Przed nim stal Syriusz. ubrany tylko w zrobiony z liści kubraczek zakrywający część ciała poniżej pasa, z wielkim wianem kolorowych listków na głowie, ściskający kurczowo długi, krzywy kij, przyczepiony do przepaski na boku. Usta zacisnął w wąska linia i spojrzał z morderczym spojrzeniem na Pottera, który najwyraźniej zaczął sie dusić ze śmiechu, bo opadł na podłogę trzymając sie brzuch.
- Zadowolony?
- Przeżyłem…całe…życie…żeby…to…zobaczyć! – wykrztusił, próbując się opanować, jednak każde spojrzenie w stronę przyjaciela, wywoływało kolejną salwę śmiechu.
***
Lista czekających na przesłuchanie, zmniejszała się coraz bardziej. Syriusz stał odwrócony od sceny, z wianem w ręku, starając się ignorować Jamesa, który nadal śmiał się nad jego uchem, obserwując poczynania jego poprzedników.
- Następny!
Rozejrzał się dookoła. Za kulisami, został tylko on. Westchnął cicho, założył wianek na głowę.
- Możesz się wycofać – wykrztusił Potter, starając się wywołać poważna mina. Syriusz rzucił mu mordercze spojrzenie.
- Po moim trupie – mruknął – Show must go on.
***
W komisji, siedziały trzy osoby. Stara czarownica, o haczykowatym nosie, która była dyrektorką teatru, wysoki, młody czarodziej, który kierował przedstawieniem i odpowiadał za całość i niziutka czarownica, która odpowiadała za scenografię i muzykę.
Cała trójka spojrzała zrezygnowana do listy. Póki co, nikt ich nie zachwycił.
- Następny – krzyknęła najstarsza członkini komisji. Zapanowała cisza i na scenę wyszedł wysoki brunet.
- Za stary – powiedział czarodziej siedzący obok.
- Za przystojny – dodała młodziutka czarownica.
- Nie stąd – mruknęła ostania kobieta – Proszę się przedstawić.
- Syriusz Black.
- Arystokrata – fuknął czarodziej – Zna pan scenariusz. Zaraz puścimy muzykę. Będzie pan grać dopóki muzyka nie umilknie, lub nie powiemy, żeby pan przestał…
Kiwnął głową. Członkowie rady spojrzeli po sobie i najstarsza kobieta machnęła krótko różdżką.
***
Z głośników, wydobyła się muzyka. Syriusz stał przez chwilę, zastanawiając się czy by się nie wycofać, poczym niechętnie zrobił krok do przodu. Zamykając oczy, okręcił się w miejscu i zaczął podskakiwać, co jakiś czas się zatrzymując.
Zrozumiał, czemu zgłosiło się tak mało ludzi. Prócz idiotycznego stroju, gołych stóp, kłującej podłogi, której jeszcze mógł znieść, ale bezsensowne ruchy, które musiał wykonywać, doprowadzały go do szału.
Podkasując, znalazł się na samym brzegu sceny. Obrócił się, marząc by muzyka w końcu umilkła, jednak cicha melodia nadal roznosił się po salce. Z pod sufitu, wyleciały malutkie ptaszki. Przefrunęły po całej scenie poczym jak jeden mąż, podleciały do niego, układając się w kolorowy płaszcz.
Tego, było już za wiele. Przeklinając Pottera, jego Ognistą Whisky i przegraną, na którą się naraził zatrzymał się.
Muzyka umilkła.
***
Płakał. Po raz pierwszy w życiu płakał. Tarzał się po ziemi, a po jego policzkach płynęły wielkie jak groch łzy. Z jego gardła wydobywał się bezdźwięczny śmiech, mięśnie brzucha ścisnęły się boleśnie. Nie był w stanie opanować reakcji organizmu. Jego gardło zaczęło piec niemiłosiernie, a wzrok rozmazał się przez zaszklone oczy.
I gdy już miał zebrać w sobie resztki sił by krzyknąć że Black wygrał, muzyka umilkła.
***
Minęła dłuższa chwila, nim ktokolwiek się odezwał. Jamesowi udało się częściowo uspokoić, chodź nadal śmiał się głośno. Syriusz zdążył po przysiąść zemstę Potterowi.
- Panie Black – najstarsza z kobiet, podniosła wzrok. Syriuszowi przez chwile przypominała ona McGonagal – To, co pan zaprezentował było…
- Niewiarygodne – dokończył mężczyzna. Syriusz zamrugał zszokowany i zrobił podświadomy krok do przodu. Jego noga natrafiła na nicość. Spadł ze sceny.
- Nic panu nie jest? – zaświergotała najmłodsza z komisji wychylając się zza stołu.
- Nie. Ale ja nie chce.
- Jak to?
James wbiegł na scenę, trzymając się kurczowo za brzuch.
- Bo… on… zakład… wygrał…
- Słucham?
- No bo on... dostał za…to? – podskoczył robiąc w górze dziwny obrót i upadł na ziemię.
- Imponujące… Potrzebujemy kogoś do roli konika polnego może…
-Nie – powiedział szybko Syriusz – James jest uczulony n
a koniki polne!
Potter rzucił przyjacielowi mordercze spojrzenie, przeklinając że wybrał tak mało oryginalną wymówkę.
- Nic nie szkodzi. Przecież to tylko kostium.
- Tak ale… przekonania mu nie pozwalają – powiedział żarliwie kiwając głową – On… on sprzeciwia się wszystkiemu, co kojarzy się z męczeniem zwierząt. Oblał eliksiry bo nie chciał kroić jąder ropuchy.
Potter zacisnął wąsko usta, powstrzymując śmiech. Powstrzymał się od zdementowania historii z jądrami ropuchy i kiwnął nieznacznie głową. Starsza czarownica zasępiła się.
- Cóż, nie możemy walczyć z przekonaniami… ale nie widzę przeszkód, żeby pan nie wziął udziału w przedstawieniu – Cztery pary oczu spojrzały na Syriusza. Black rzucił błagalne spojrzenie Jamesowi, który zrobił wielkie oczy, dając do zrozumienia, że nie ma pomysłu jak wyciągnąć przyjaciela z kłopotów. Potter zawahał się, szepnął bezgłośnie „Przepraszam” po czym wskazał na drzwi.
- W NOGI!!!
Nim ktokolwiek zdążył się zorientować co się dzieje, obaj mężczyźni znaleźli się na widowni i przeskakując między krzesłami dobiegli do wyjścia,. Syriusz krzyknął pośpiechu zaklęcie przywołujące, złapał w locie ubranie i wybiegli przed otwarte drzwi… wprost ulicę.
- Dziwni ludzie – powiedział czarodziej obserwując zamykające się wrota – Wystarczyło odmówić…
***
- Zabiję…cię – warknął Syriusz, naciągając w pośpiechu spodnie na rozdygotane nogi. Stali w zaułku niedaleko teatru. Black, przeklinając soczyście pod nosem, przebierał się ze stroju Wróżka, w którym był gdy wybiegli ze środka, a James, stojący obok odstawiał pantominy, parodiujące wyczyny Blacka na scenie – Zabiję… Oddaj!
Wyrwał przyjacielowi z ręki wianek wyrzucając go za siebie.
- Ej! Jeszcze nie zrobiłem obrotu! – fuknął Potter wyszczerzając się w uśmiechu.
- Uważaj, bo ja ci zrobię obrót – mruknął Syriusz, zakładając skarpetki.
- Zrobiłeś się mężny bo masz spodnie? – spytał James i nie umiejąc się powstrzymać wybuchł śmiechem. Syriusz zawahał się przez chwilę poczym machnął krótko różdżką. Klamerka spodni Pottera odskoczyła, znikając w śniegu, a spodnie zsunęły się, ukazując czerwone bokserki Pottera.
- Nie, bo ty nie masz – odpowiedział i roześmiał się, gdy wściekły Potter naciągnął spodnie i różdżką naprawił pasek.
- Bardzo śmieszne…bardzo – mruknął i ruszył za rozbawionym przyjacielem.
***
Nie mam nastroju, ani weny do pisania dłuższych komentarzy. Dla Ciebie napisałam już wszystko, wyczerpałam wszystkie komplementy, wiele razy rozpływałam się nad Twoimi notkami.One poprostu poprawiają humor.Albo dołują, okropnie potrafią zdołować.I właśnie to jest Twój talent - że potrafisz tak manipulować emocjami czytelnika.Wątek z wróżką jest niesamowity, ble, ble... tak dalej... mówię szczerze, ale ostatnim czasem się powtarzam. Ciągle. I to przez Ciebie, przez Twoje notki i przez mój brak zdolności do wymyślania synonimów : wspaniały.Śmiałam się, poprostu. I to chyba wskazuje, że mi się podobało (zdziwiona?)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHahahaa Z a j e b i s t e ;Dserio.usmiałam się, az mnie brzuch rozbolał xDnie spodziewalam sie po Syriuszu, aż hmm takiego talentu ; ]]Czekam na kolejna notke ; )
OdpowiedzUsuńJak usłyszałam, że Syriusz przeszedł to myślałam, że padnę xDBiedny Black.Aj jak chciałabym być na miejscu Pottera i zobaczyć go w tym przebraniu, jak podskakuje na scenie buahahaha xDTo widok, którego nie da się zapomnieć! Buhahahaha xDOj, mam dylemat do dzisiaj myślałam, że po notce z Dumbledorem-ho-ho-ho-vel-Świętym Mikołajem xDD Nic mnie nie zaskoczy, a jednak! Nie powiem spodziewałam się, że Black ma tupet, ale, że aż taki xDD A Jamesa : " W NOGI!!!!" xDDNormalnie jak w Hogwarcie przed Filchem xDDHeh, cóż mam powiedzieć, ty dobrze wiesz, że uwielbiam twoje notki, po nich aż ma się uśmiech na twarzy ;DPozdrawiam serdecznie ;D
OdpowiedzUsuńnapisałaś komentarz na moim blogu, a ja nawt się nei zrewanzyłam, jestem okropna. Od dawna chce przeczytać Twojego bloga, szczególnie po tym, jak poleciła mi go Poetka ;) ale napisałaś już tyle, że to troche potrwa. na razie wypoeim się co do grafiki - Nagłówek ładny, ale kolor czcionki zlewa się z tłem. a blog postaram się przeczytać w trakcie świątecznej przerwy;)zycie-lily-e.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńczytam twój blog juz któryś raz z rzędu od początku.Masz talent. Przy większości notek dostaję ataku niepohamowanego śmiech :).Zawsze gdy mam dośc wszystkiego(tj.nauczycieli, rodziców, braci, pogody) czytam twojego bloga i humor od razu mi sie poprawia. Dzięki. Tak trzymaj!!!
OdpowiedzUsuńprzeczytalam caly blog jest super!! od dawna chcialam zeby ktos napisal o lily i jamesie bez voldzia i jakos nigdy mi sie znalezc nie udalo. notka siwetna czekam na nastempnom!
OdpowiedzUsuńPrzez ciebie mam siniaka na tyłku i głowie....Komp znajduje się w pokoju mojego brata, a czytając tą notę spadłam z krzesła (guz na czterech literach), a że mój brat mnie lekko mówiąc nienawidzi to za głośny śmiech w jego zasyfionym pokoju dostałam w łepetynę i tak się kończy czytanie twojej noty...Ale teraz serio gratuluję 3 rocznicy i 2000 komentów...podziwiam serio...:P Przeczytałam wszystkie noty w twoim blogu i muszę przyznać łaaał....No dobra cieszę się, że jeszcze będą 2 noty przed 28...czekam...Buźka...
OdpowiedzUsuńO MÓJ BOŻE... leżałam i kwiaczałam, dosłownie xD Mam guza na czole, bo się rypłam o półkę od klawiatury ^^ Będziesz mi maść w tego guza wklepywać ;D Dawno nie czytałam nic tak kwikogennego. Rodzina ciągle mnie się pytała czemu się śmieje jak głupia, po jakimś czasie stwierdzili, że to od nauki, bo za dużo w książkach siedzę, ale jakim tu wytłumaczyć, że to tylko przypływ weny autorki tego bloga? xD
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za SPAM, ale wiesz, że inaczej nie da się zareklamować swojego bloga. xd Dlatego zanim to usuniesz ( co z pewnością zrobisz ) najpierw to przeczytaj.Zapraszam Cie do oceny. www.zlota-krytyka.blog.onet.plOceniamy tam blogi o tematyce Potterowskiej. Każdy jest mile widziany. Zapraszamy, pozdrawiamy i przepraszamy. xd Z poważaniem:
OdpowiedzUsuńrozwaliłaś mnie. Naprawdę. Całkowicie i niezależnie rozbroiłaś, powaliłaś na łopatki. Popłakałam się ze śmiechu.Naprawdę.To było boskie. Bezkompromisowe.Hymn pochwalny.
OdpowiedzUsuń