Kartki z kalendarza cz.1
Chciałabym jeszcze, tylko ogólnikowo, wyjaśnić sens tej notki. Niektórzy, czytając ją, mogą pomyśleć, że to nieskładnie połączone kawałki lub, że się pomyliłam, i dodałam coś innego. Otóż nie – jest to celowe. Po długim przemyśleniu – tak to było bardzo ciężkie 5 min – no dobra, trochę dłuższym, uznałam, że czas na zmiany.
Stąd taka a nie inna forma notki. Resztę, wyjaśnię pod koniec.
3 luty 1990 roku
Chodził w jedna i drugą stronę korytarza…
Nie, nie tym razem. Tym razem, nie było żadnej wielkiej akcji, przerywającej sen lub jakieś wydarzenie. James Potter, tym razem nie wydeptywał dziury w podłodze wyczekując na jakieś wieści. Tym razem, nie było nawet nieoczekiwanego obrotu spraw i zrywu wszystkich.
Ten poród, zapowiadał się na spokojny i cichy.
Lily, która już w środku nocy, odczuła pierwsze skurcze, obudziła się rano i po śniadaniu oznajmiła mężowi, że nadszedł ten moment. Potter, który był całkiem zaspany, powolnym krokiem ubrał się i właściwie dopiero, gdy byli już w szpitalu, zdał sobie sprawę z tego, że ma zostać znów ojcem.
Wtedy, nastąpił krótki atak paniki i złości, który minął jak tylko uzdrowiciel powiadomił go, że może wejść do żony.
Lily, widząc małżonka, wykrzyczała do niego serię przekleństw i gróźb, na co położna poleciła wyprowadzić Pottera z Sali i do końca porodu, nie pozwoliła mu znów wejść.
Tak, więc, podczas gdy Lily męczyła się na małej i ciasnej salce, wyobrażając sobie, jakie cierpienia może zadać swojemu małżonkowi, James siedział w poczekalni, wpatrując się uporczywie w zegarek.
Dziesiąta…. W tej chwili, powinien siedzieć w Ministerstwie i pić pierwszą kawę, wymieniając swoje uwagi na temat ostatniego meczu z znajomym z działu zagranicznego.
Jedenasta… Czy nie powinien być teraz u naczelnego i słuchać reprymendy o tym, że nie dostarczył dokumentów od Kierownika działu Między rasowego?
Dwunasta… Zapomniał o czymś… Na pewno…, dlaczego to trwa tak długo??
Pierwsza… Wyłączył żelazko? Nie mają żelazka… Wyprowadził psa…Zaraz, gdzie Harry?
Między pierwszą a wpół do drugiej: Wyścig z czasem. W tempie ekspresowym, James Potter wrócił do domu, zabierając zszokowanego syna do dziadków.
Druga… Dlaczego ci wszyscy mężczyźni są już dawno po? I czemu, do cholery tylko jego żona miała mord w oczach?
Trzecia… Nie tylko Lily… On przynajmniej nie dostał w głowę z pięści… jak długo jeszcze!?
Czwarta… Piąta…Dzieci rodzą się zdecydowanie za wolno…
Szósta… siódma… ósma…Ma syna! Ma syna!....
Zaraz! Zaraz! Cofnij…
Szósta… Potter osunął się na ławce. Jego głowa u łożona była swobodnie na jednym z krzeseł. Kubek z kawą, z którą usnął, wylał się na jego spodnie, zostawiając ciemno brązowy ślad na kolanie.
Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem. Na korytarz wyszła sędziwa położna, rozglądając się po pustym już holu. Prawie pustym…
Kobieta pokręciła głową z politowaniem i podeszła do śpiącego Pottera. Potrząsnęła nim gwałtownie.
- To nie motel! – Huknęła. Potter osunął się gwałtownie na posadzkę i otworzył oczy. Poskoczył, widząc przed sobą wielką, pomarszczoną twarz kobiety. Jej ogromne czarne oczy, wpatrywały się w niego uporczywie. – To nie motel!
- Prze…praszam… - powiedział ziewając i podniósł się na łokciach – Czekam na żonę.
- Pan od tej rudej? – Spytała patrząc na niego z pode łba – Charakterna kobita, łatwo pan nie ma. Urodziła, ponad godzinę temu – dodała – Jak pan chce, mogę zaprowadzić do dzieciaka.
- Wolałbym z żoną najpierw – wybełkotał, przecierając oczy – Jeśli można…
- Nie można – warknęła – Żona na badaniach. Do dziecka mogę zaprowadzić.
- Dobrze – powiedział i ruszył za kobietą.
Zatrzymali się kilka minut temu. Mężczyzna spojrzał na rządek malutkich łóżeczek i rzucił pytające spojrzenie w stronę położnej.
- To ta – mruknęła przepuszczając go w drzwiach i prowadząc do pierwszego z brzegu. Potter zatrzymał się i przechylił głowę. Coś mu tu nie pasowało.
Pochylił się nad dzieckiem. Zamrugał raz, potem drugi, podniósł głowę do góry. Pominął fakt, że dziecko miało jasne włosy. Pominął fakt, że miało ciemną karnację, podczas gdy oboje z Lily mieli dość jasny kolor skory. Ale faktu, że dziecko w metryczce przywieszonej do łóżeczka miało wypisane: Davis, pominąć nie mógł.
- Co znów? – Spytała szorstko kobieta widząc, że Potter otwiera usta.
- Czy …
- Tak, tak, jest śliczna – mruknęła kobieta.
- Nie, mi chodzi o to…
- Lekarz ją badał, wszystko w porządku – dodała wstając.
- To nie moje dziecko – powiedział szybko Potter.
- To niech powie pan swojej żonie, nie mnie …
- Ale ja się nie nazywam Davis! Jestem James Potter!
- Potter…Potter…Potter…POTTER!
Ktoś potrząsnął nim gwałtownie. Potter upadł na podłogę i otworzył szybko oczy. Znów zobaczył twarz położnej. ( Co to do jasnej cholerki? Dzień Świstaka?)
- Pan Potter? – Spytała odsuwając się kawałek.
- Tak… - powiedział podnosząc się z ziemi – Która godzina?
- Szósta dwadzieścia – mruknęła kobieta – Gratuluję, został pan ojcem.
- Tak? – Spytał ostrożnie, przecierając oczy.
- Tak, ma pan syna – zagrzmiała – Może pan się zobaczyć z żoną i dzieckiem. Sala numer trzy.
Pokiwał głową i powoli wyszedł z holu.
**
Pchnął drzwi od Sali, i zajrzał ostrożnie do środka. W całym pomieszczeniu znajdowało się tylko jedno łóżko, oświetlone słabym światłem lampy.
Lily, słysząc, że drzwi się otworzył podniosła głowę i uśmiechnęła się do męża.
- Mamy synka –powiedziała znów patrząc na dziecko - Zobacz, jaki śliczny.
- Jak się czujesz? – Spytał podchodząc do żony.
- Dobrze – uśmiechnęła się – spójrz.
Wychylił niepewnie głowę. Lily zmarszczyła brwi.
- Nie cieszysz się? – Spytała mierząc go pytającym spojrzeniem.
- Cieszę… nawet bardzo, ale… wszytko z nim w porządku
- Tak… James, o co ci chodzi? Wiesz o czymś, o czym ja nie wiem? – Spytała przestraszona patrząc na dziecko.
- Nie! Nie naprawdę – powiedział kucając obok kobiety. Spojrzał na śpiącego noworodka. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Uśmiechnął się do kobiety – Kocham cię.
Przycisnęła dziecko do piersi.
Potter przybliżył się, przyglądając się dokładniej synowi.
- Jest cudowny – powiedział z uśmiechem – Prawdziwy Potter… - dodał po chwili z nutką dumy.
***
Rzuciła mu przelotne spojrzenie. Jedno, potem drugie. I znów kolejne. Podniósł głowę i westchnął, odkładając pióro na blat.
- Dobra, co jest – spytał patrząc na nią poważnie – Od świąt, dziwnie się zachowujesz.
- Miałeś mi pomóc z mieszkaniem…
- I…? Chyba nie powiesz mi, że o to tylko chodzi?
- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że się z kimś spotykasz? - Spytała w końcu– Ty wiesz o każdej randce, na jaką się umówię a…
- Zaraz, zaraz – powiedział surowo – Ja się z nikim nie spotykam. Nic mi o tym nie wiadomo.
- Daj spokój! Widziałam. To nic złego, ale poczułam się głupio, że mi nie ufasz.
- Ann, do cholery, o czym ty mówisz?
- Przed świętami, spotkaliśmy się w kawiarni, pamiętasz? Wtedy przyszł…
- To Rosie! ̵
1; Mężczyzna wybuchł śmiechem. Ann spojrzała na niego pytająco – Rosie, to moja siostra – dodał po chwili – mieszka z mężem w Irlandii, przyjechała na święta i chciała zobaczyć się z Alex.
- Siostra.. Aha… zrobiłam z siebie idiotkę? – Spytała rumieniąc się gwałtownie.
- Taką malutką.- Powiedział marszcząc brwi – Tylko troszkę. To teraz, powiedz jak z Adamem?
- Porażka – mruknęła wzruszając ramionami – Nie odzywa się od dwóch tygodni.
- Dupek – podsumował mężczyzna – Albo czasu nie ma – dodał szybko widząc uniesione brwi Ann – Odezwie się, zobaczysz.
***
- Liluś… proszę…
- Nie rozmawiam z tobą – fuknęła kobieta odwracając głowę – Obiecałeś, że będziesz się zachowywał.
- Ale przecież zostałem ojcem – powiedział błagalnie.
- Nie pierwszy raz – zauważyła kobieta.
- Lily, daruj mu – odezwała się Liz – Dobrze wiesz, że nie byli by sobą, gdyby tego odpowiednio nie uczcili.
Potter rzuciła jej surowe spojrzenie.
- Wymyśliłam, jak możemy go nazwać…
- Na Merlina! Imię! Na śmierć zapomniałem.
- Dzięki niebiosom – zachichotała Cristin a Liz jej zawtórowała – Lily umarłaby na zawał, gdyby usłyszała wasze propozycje.
- Co masz na myśli? – Spytał Lupin patrząc podejrzliwie na żonę – Mieliśmy jakieś propozycje? Nic nie pamiętam…
- Nie pogrążaj go – syknął Black. Lily westchnęła zrezygnowana.
- Co powiesz na Alan? – Spytała, patrząc na śpiącego synka. Harry, który do tej pory siedział obok łóżka matki wstał i zbliżył się do brata.
- Jak myślisz, pasuje? – Spytał Potter, również podchodząc bliżej noworodka.
- Tak – powiedział Harry wychylając się by przyjrzeć się maluchowi.
- To mamy Alana.
***
Kilka miesięcy później, 19 sierpnia, na świat przyszło kolejne dziecko. Promieniejący dumą rodzice, mało nie popełnili zbrodni, ustalając imię. Gdy sytuacja zrobiła się groźna, do akcji wkroczyła jedna z sióstr Patsy, nadając dziecku imię Simon. Rodzice, dla świętego spokoju przyjęli tę wersję.
Nadeszły długie i uciążliwe miesiące, nauki rodzicielstwa, nieprzespanych nocy i ciężkich tygodni znoszenia kolki.
Podczas gdy Pettigrew próbowali odnaleźć się jako rodzice, rozpoczął się ostatni rok, podczas którego Harry miał pozostać w domu.
20 czerwiec 1978 roku
*Spojrzała na uczniów, którzy siedzieli na krzesłach lekko rozbawieni złością nauczycielki.
- Co wam odbiło!? Czy wy raz w życiu, nie możecie darować sobie żeby zachowywać się jak dzieci! I jeszcze wciągacie w to Evans, Kateon, Winter i Robertson… czekam na wyjaśnienia.
- Chcieliśmy się przejść… - zaczęła Lily, trącając łokciem w rozchichotaną Liz.
- Evans! O drugiej w nocy!?
- Pani profesor, proszę nas zrozumieć – zaczął rezolutnie Remus – jutro wyjeżdżamy. To jest ostania noc w tym zamku.
- I dlatego musicie ją spędzić na korytarzach!? Noc, Lupin, jest po to żeby spać a nie włóczyć się po zamku!
- Wcześniej nie było kiedy, pakowaliśmy się…
- Pani profesor, niech pani spojrzy na to ze naszej strony, głównych dowcipnisiów Hogawrtu. To jest ostatnia noc, podczas której możemy zaleźć za skórę mieszkańcom tego zamku. Jutro wyjeżdżamy i już nikt nie będzie mógł pani tak pozłazić za skórę.
- Potter! Za jakieś 10, może 15 lat, próg tej szkoły przekroczy twoje dziecko. Czy naprawdę uważasz, że zdarzy się cud i będzie ono normalne!? W tej szkole nie będzie mi dany spokój. A teraz do dormitoriów, zanim dam wam ostatni szlaban w tym roku!
Jakieś 10-15 lat później, Hogwart.
Minerwa McGonagall siedziała w swoim gabinecie wypełniając kolejny list dla przyszłego ucznia Hogwartu. Wpisywanie nazwisk do gotowych szablonów, dorzucanie listy książek dla kandydatów było mimo wszystko bardzo nudnym i żmudnym zajęciem, które należy zrobić jak najszybciej. Spojrzała bez większego zainteresowania na kolejne nazwisko z listy i bezmyślnie przepisała nie zwracając uwagi na to co pisze. Do jej umysłu trafiło to dopiero przy następnym z nazwisku. Natychmiast odnalazła zapisaną i zamkniętą już kopertę i spojrzała z przerażeniem na wypisany adresie.
- O nie...
Wstała i szybko odeszła od biurka podchodząc do ściany i próbując złapać oddech. Dlaczego ona? Dlaczego teraz?
Rzuciła okiem kolejny raz na list i bez słowa wyszła z gabinetu, czując, że potrzebuje odpoczynku. Na biurku, pośród długiej listy nazwisk, listów, leżała spokojnie koperta ze starannie wypisanym imieniem i nazwiskiem; Harry James Potter
1 wrzesień 1991
- Wszystko masz? Na pewno? O niczym nie…
Potter spojrzał z rozbawieniem na syna, który w milczeniu słuchał wywodu matki. Ukradkiem rzucił błagalne spojrzenie na ojca, który wzruszył ramionami.
- Może czas?
- Co?
- Ci… - syknął Lupin – Chcesz żeby zobaczyły.
- Za gorsz wyczucia – mruknął Syriusz kręcąc głową z politowaniem – Trzeba jakoś odwrócić ich uwagę.
- Co proponujesz? – Potter odwrócił się do przyjaciół. Cała trójka wyszczerzyła się w uśmiechu.- Rozumiem, że plan już jest?
- Czy my kiedyś, nie mieliśmy planu? – Spytał Peter unosząc brwi.
- Nie skomentuję tego. Więc…jak macie zamiar odwrócić uwagę naszych żon?
- Poczekaj – powiedział Lupin unosząc rękę i zrobił kilka żwawych kroków w stronę trojaczków.
- Czy tylko mnie, wydaje się to nieludzkie? – Spytał Syriusz, obserwując jak Lupin pochyla się nad córkami i coś im tłumaczy.
Trojaczki pokiwały głowami i szybko oddaliły się od ojca. Już po chwili zaczepiły Stevena, wyjaśniły mu coś szeptem i cała czwórka ruszyła w stronę kobiet.
Lupin z satysfakcją wrócił do przyjaciół.
- Co im kazałeś zrobić? – Spytał Potter, widząc jak Margaret zaczyna ciągnąć Lily za rękę. Chodź jej głos zatopił się w gwarze panującym na peronie, doskonale widział szybko poruszające się usta dziewczynki.
- Poprosiłem, żeby na chwilę je zajęły.
- Zgodziły się bez problemów? Rany, stary, podziwiam cię ja… - zaczął Potter, ale Remus szybko mu przerwał.
- Zwariowałeś? Kosztowało mnie to po dużej porcji lodów.
- Tylko?
- Udało się – syknął Syriusz. Spojrzeli w stronę kobiet. Każda z nich została skutecznie zajęta przez jedno z dzieci. Harry, stał z boku rozglądając się dookoła.
- Harry! Szybko!
Chłopiec przecisnął się do mężczyzn. Spojrzeli, czy aby nikt ich nie obserwuje, poczym okrążyli go ciasnym wianuszkiem.
James sięgnął pod kurtkę i szybko wyją z niej zwinięty pergamin i bez słowa wyjaśnienia wcisnął go w dłonie syna.
- Co to? – Spytał chłopiec marszcząc brwi.
- Dziedzictwo – wyjaśnił Potter – skarb Huncwotów.
- Schowaj to szybko – polecił Lupin widząc, że Lily spogląda w ich stronę i dodał głośniej obojętnym tonem – Pamiętaj, że w bibliotece…
Chłopiec uchylił zszokowany usta, patrząc na Remusa. Lily pokręciła z politowaniem głową i zwróciła się do Margaret.
- To mapa – dodał szeptem Lupin – Są na niej zaznaczone wszystkie tajne przejścia w Hogwarcie i parę innych przydatnych rzeczy.
- Jeśli chcesz ją otworzyć musisz… - zaczął Syriusz – Nigdy nie podrywaj dziewczyny jeśli nie wiesz…
James zakrył usta, żeby ukryć rozbawienie. Black kontynuował monolog, dopóki patrząca na nich Cristin nie odwróciła głowy.
- Musisz stuknąć w nią różdżką i powiedzieć – Potter szybko urwał R
11; Jeśli masz szlaban u Liansona, zawsze weź ze sobą dodatkową parę rękawic, te eliksiry są bardzo żrące…
- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego – syknął Peter obserwując Liz – Dojście do kuchni, jest bardzo proste. Polecam dyniowe paszteciki…
- Pamiętaj, że gdy skończysz z niej korzystać musisz ją wyczyścić – dodał szybko Syriusz.
- Łapiesz? – Spytali równocześnie, korzystając z nieuwagi żon.
- Nie do końca…
- Po prostu ją weź, sam szybko dojdziesz, o co chodzi – powiedział zniecierpliwiony Potter. Teraz to Syriusz wsadził rękę pod kurtkę i wyciągnął cienki, półprzezroczysty materiał.
- To peleryna-niewidka – wyjaśnił Remus, gdy Harry spojrzał na materiał – Nie zapomnij pozdrowić Hagrida.
Chłopiec szybko upchnął materiał pod kurtką i spojrzał z rozbawieniem na mężczyzn.
- Nie mogliście dać mi tego w domu? – Spytał drapiąc się po czole.
- No, co ty – prychnął Black – stawiam kremowe, że Lily sprawdzała twój kufer.
- Trzy razy – powiedział James – Plan, wykonany. Teraz twoja kolej – dodał z uśmiechem.
- Na co? – Podskoczyli słysząc rozbawiony głos, Lily, która niewiadomo kiedy znalazła się obok Lupina.
- Na …Hogwart – James wyszczerzył się w uśmiechu. Lily uniosła brwi.
- Nie próbowaliście przypadkiem zrobić tego, czego obiecałeś nie robić?
Potter zarumienił się szybko ale pokręcił głową.
- Kochanie, niby po co miałbym mu dawać pelerynę? Jest na nią za młody….
Pozostała czwórka pokiwała żywo głowami, dając do zrozumienia, że w zupełności zgadzają się z Potterem.
Lily uniosła wyżej brwi, jednak nic nie powiedziała. Podeszła od tyłu do syna i położyła mu rękę na ramieniu, drugą gładząc włosy chłopca. Ukradkiem spojrzała na skrzyżowane za plecami dłonie chłopca, w których kurczowo ściskał zwitek pergaminu. Doskonale znanego przez nią pergaminu.
Otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, ale szybko je zamknęła.
- Nie zapomnij pozdrowić Hagrida – powiedziała posyłając chłopcu uśmiech.
- Co to za Hagrid? – Spytał malec, gdy Lily obeszła go, wracając do męża.
- Gajowy – wyjaśniła, rozglądając się po peronie – nie powinieneś mieć problemów ze znalezieniem go. Powinieneś już wsiadać do pociągu. Zaraz będzie odjeżdżać – dodała uśmiechając się pokrzepiające do Harryego, który zrobił się jeszcze bardziej blady niż do tej pory – Głowa do góry, wszystko będzie dobrze.
- Wyślij sowę, jak tylko będziesz mieć czas – dodał James – I nie zapomnij pozdrowić Filtha
Lily podeszła do syna, uścisnęła go mocno i pozwoliłaby James zrobił to samo.
- Baw się dobrze – powiedział Syriusz uśmiechając się szeroko. Liz, która pojawiła się niewiadomo skąd spojrzała na niego podejrzliwie, widząc znaczące spojrzenie męża.
Chłopiec pożegnał się ze wszystkimi i ruszył w stronę pociągu, ciągnąc za sobą kufer.
- Może mu pomóż? – Spytała Lily, patrząc jak chłopiec zaczyna podciągać kufer po schodach prowadzących do pociągu. James się zawahał, ale młody Potter już był w pociągu, dziękując nerwowo chłopakowi, który kiwnął głową że nie ma za co i zniknął w głębi pociągu.
Harry spojrzał w stronę rodziców, niepewnie uniósł kciuk do góry i nie czekając na odpowiedź poszedł w głąb wagonu.
Potter uśmiechnął się szeroko i spojrzał na Lily, która czując spojrzenie męża szybko otarła oczy.
- Rozklejasz się? – Spytał zszokowany obejmując mocniej żonę. Wzruszyła ramionami.
- Nasz mały chłopiec idzie do szkoły…
- Poradzi sobie. Po za tym, mamy drugiego – zaśmiał się Potter. Lily oderwała się od męża.
- Właśnie, gdzie Alan!?
- Miał być z tobą – powiedział James, drapiąc się po głowie.
- Nie, z tobą!
- Skoro nie ma go z tobą ani ze mną, to gdzie ona jest? – Spytał Potter, nagle odzyskując powagę.
- Zgubiliście dziecko? – Spytał Syriusz, marszcząc brwi, ale Potterowie już rozbiegli się, szukając chłopca.
***
Tymczasem Alan jak gdyby nigdy nic, siedział pozostawiony na jednej z ławek na peronie, machając w stronę pociągu, gdzie jeszcze chwilę temu widział swojego strasznego brata.
Chłopiec wydał z siebie pisk zadowolenia i zajął się ciągnięciem za główkę plastikowego miśka.
***
- Pewnie jest przerażony – pisnęła kobieta, rozglądając się przerażona po peronie – tyle ludzi a on sam… co ze mnie za matka?
- Lily, spokojnie, gdzieś tu musi być – uspokoiła Patsy, instynktownie patrząc czy Simon jest przy Peterze.
- Nie powinnam go spuszczać z oka – jęknęła kobieta, przeczesując włosy palcami – Nie wiem, jak to się mogło stać…
- Uspokój się i pomyśl… gdzie ostatnio z wami był? – Spytała Cristin rozglądając się dookoła.
Lily zatrzymała się i spojrzała na nią.
- Nie wiem… jak weszliśmy na peron?
- To może poszukajmy przy przejściu – podsunęła Liz – Może po porostu gdzieś się oddzielił. Było tyle ludzi, wszyscy są zdenerwowani…
Odwróciły się zgodnie i zaczęły się przeciskać między ludźmi.
***
Alan nie był przerażony. Cały czas, miał na oku ojca, który stał zaledwie kilka stóp dalej, rozglądając się nerwowo. Chłopiec krzyknął, chcąc zwrócić na siebie uwagę, jednak wrzawa, jaka panowała na peronie nie pozwoliła, by dźwięk dotarł do niego.
Malec zmarszczył brwi i znów spojrzał na pociąg i pisnął radośnie, widząc jak Harry wychyla się przez okno. Chłopiec go zauważył i zaczął coś krzyczeć w stronę rodziców, jednak i jego wolała nie na wiele się dały.
***
Przechodził między przedziałami, szukając wolnego miejsca i mocując się z kufrem. Zatrzymał się przy ostatnim w wagonie i otworzył drzwi.
- Wolne? – Spytał wskazując na miejsce przy drzwiach. Siedzący w nim uczniowie kiwnęli głową i Potter wkroczył do przedziału.
Pomocował się z kufrem i podszedł do okna, wyglądając przez nie.
Wśród tłumu, szybko dostrzegł ojca. Mężczyzna rozglądał się dookoła, wymieniając z przyjaciółmi krótkie zdania. Kilka stóp za nimi, na wysokiej ławce siedział Alan, który widząc brata zaczął mu machać.
Potter zastanowił się przez chwilę i wychylił się.
- Tato! Tato!
Odgłosy peronu całkowicie zagłuszyły jego krzyki. Chłopiec powtórzył je, a towarzysze wymienili rozbawione spojrzenia za jego plecami.
Minęła dłuższa chwila, nim ktoś zauważył jego wysiłki. Syriusz widząc chłopca, pociągnął Pottera za rękach i wskazał na wiszące w oknie Harryego.
***
Przecisnął się do okna.
- Co się dzieje? Zapomniałeś czegoś?
- Nie –powiedział niecierpliwie Harry – Po prostu…
- Musze na razie iść, zgubiliśmy Alana – mruknął Potter – Pociąg zaraz odjedzie, więc…
- Jest na ławce – powiedział szybko chłopiec – za wami.
- Co? Jak się tam znalazł ? – spytał, stając na palcach.
- Kazaliście mu tam siedzieć, jak weszliście na peron – przypomniał chłopiec a pociąg powoli zaczął ruszać.
- Szalg, zapomniałem. Baw się dobrze – powiedział mężczyzna, obserwując jak Harry przesuwa się, pozwalając by inny chłopak wyjrzał przez okno.
***
Podszedł do syna, który wydał z siebie cichy pisk radości i pokręcił głową z politowaniem.
- Napędziłeś nam strachu – powiedział podnosząc malca, który wskazał w stronę pociągu.
- Arry! – Pisnął chłopiec – Buuu!
- Tak, pojechał… cieka
we jak mu tu znajdziemy mamę…
***
Przyjrzał się dokładnie każdemu z towarzyszy. Prócz niego, w przedziale siedziało jeszcze trzech uczniów. Najwyższy siedzący pośrodku, wstał już po chwili i wyszedł z przedziału, mrucząc coś pod nosem o młodszej siostrze.
- To zostaliśmy sami – powiedział szczupły blondyn siedzący przy oknie, i posłał towarzyszom uśmiech -Jestem Joseph. Ale wole Joe. Joseph mówią na mnie tylko jak chcą się kłócić. A wy?
- Jak ktoś chce się ze mną kłócić, zazwyczaj zabiera mi moją porcję deseru – powiedział drugi chłopiec, rumieniąc się gwałtownie.
- O imię się pytam – mruknął Joe kręcąc głową. Harry zachichotał.
- Acha… - mruknął speszony chłopiec – Jack.
- A ty? – Spytał chłopak patrząc na Pottera.
- Harry.
- To już się znamy.
***
O ile na początku podróży, Harry miał wątpliwości, co do tego, że uda mu się znaleźć kolegów, tak w połowie, zniknęły one bez śladu. **
Cała trójka dość szybko znalazła swój język i nawet, Joe, który początkowo wydawał się być dość nieśmiały, nabrał odwagi względem kolegów.
- Masz rodzeństwo? – Spytał Joe rozkładając się na siedzeniu i spojrzał z zainteresowaniem na sufit.
- Brata.
- Dwie siostry.
Chłopiec zaśmiał się.
- A ja mam psa – powiedział szczerząc się w uśmiechu – Właściwie to dwa psy. A Quidditch? Gracie?
Joe pokręcił szybko głową. Harry zastanowił się przez chwilę nad odpowiedzią, jednak zanim zdążył coś powiedzieć, drzwi otworzyły się.
- Coś z wózka?
Cała trójka sięgnęła do kieszeni w poszukiwaniu pieniędzy, nie zaszczycając spojrzeniem czarownicy.
Harry, który jako pierwszy znalazł drobne odwrócił się.
- Dwa dyn… - urwał a pieniądze wypadły mu z ręki tocząc się po podłodze.
Spodziewał się ujrzeć niskiej, pulchnej czarownicy z dobrotliwym uśmiechem. Tymczasem, przy wózku stał szczupły, wysoki mężczyzna o bladej cerze, który zamiast posyłać im uśmiech, drapał się po łysinie oglądając swoje paznokcie.
Joe również spojrzał na mężczyznę.
- Nie powinieneś być kobietą? – Spytał podejrzliwie zbliżając się wózka.
- Niby czemu?
- Słodycze w Ekspresie Londyn - Hogwart, sprzedaje kobieta…
- Która złamała nogę – wtrącił mężczyzna – Ktoś musiał się tym zająć. Ja dostałem mandat za sprzedawanie bielizny w miejscu publicznym, której i tak nikt nie kupuje, więc nie miałem, za co go zapłacić, więc przysłano mnie tu. Łapiesz?
- Tak… - powiedział powoli chłopak – A ty jesteś?
Mężczyzna zrobił się cały czerwony. Szybko złapał się za usta i pokręcił głową.
- Kto…?
- Jam jest Lord Voldemort mistrz zła***…Nie pytaj!
- Co? Dlaczego?
- Nie pytaj! – Syknął, łapiąc się znów za usta.
- Kim jesteś?
- Voldemort!! Voldemort! Voldemort – potrząsnął głową – Coś podać? Zapytaj jeszcze raz, a ci nogi powyrywam! Jestem na odwyku! Mam pracować nad spokojem i wyciszeniem – powiedział płaczliwym tonem – Co podać?
- Dwa dyniowe paszteciki – powiedział Harry, z trudem opanowując rozbawienie. Mężczyzna spokojnym ruchem zapakował łakocie, wydał resztę chłopcu i obsłużył pozostałą dwójkę.
- Smacznego – rzekł na odchodnym. Drzwi od przedziału zamknęły się.
Cała trójka wybuchała śmiechem.
- Dziwny gość… - stwierdził Jack, drapiąc się po czole.
- Niewątpliwie. Na czym skończyliśmy?
***
- Jestem z was dumna – powiedziała Liz uśmiechając się do mężczyzn – Nie wierzę, że powstrzymaliście się od robienia czegokolwiek głupiego.
Wypieli dumnie piersi, ukradkiem krzyżując palce.
- Tato? A kiedy pójdziemy na lody? – Emily podbiegła do ojca i spojrzała na niego pytająco – Te, które nam obiecałeś?
Lupin przymknął oczy. Syriusz przejechał dłonią po twarzy, a James tylko wzniósł oczy do góry. Liz zatrzymała się.
- Bo nie zrobiliście?
- Czy jak już je przekupywałeś – syknął Syriusz – Musiałeś pominąć fakt, że jest to tajne?
- Nie wierzę! Daliście mu pelerynę? – Spytała Cristin również się zatrzymując. Lily zachichotała pod nosem – I przekupiliście dzieci?
- To jest nasz dobytek – powiedział ostrożnie James – Przecież nie możemy pozwolić, żeby potomkowie Huncwotów wkroczyli do Hogwart bez mapy i…
- Mapy!?
- Czy ty chodź raz będziesz trzymać język za zębami? – spytał Remus patrząc na przyjaciela, który jęknął cicho.
- Dajcie spokój – powiedziała Lily – Jeśli ma rozrabiać, udałoby mu się to i bez tych zabaweczek. To James, będzie się zajmować prostowaniem syna, nie my.
- Masz rację – mruknęła Liz – To ich zmartwienie.
- I to ty, będziesz z nimi siedzieć – powiedziała Cristin, wskazując na dzieci – Jak się nabawią anginy, przez twoje lody.
Lupin pobladł natychmiast. James zachichotał i poklepał mężczyznę po ramieniu.
- Trzeba było wybrać gofry…
***
Rozejrzeli się po ciemnej stacji, marszcząc brwi. Nim którykolwiek z nich zdążył coś powiedzieć, rozległ się głośny krzyk.
- Pirszoroczni!
Wszyscy automatycznie odwrócili głowy. Harry uchylił usta, wpatrując się w stojącego przy pociągu olbrzyma. Powoli ruszył przed siebie próbując przyjrzeć się twarzy wielkoluda.
- Pirszoroczni! Za mną! Pirszoroczni!
Wszyscy ruszyli ciemnymi ścieżkami, ślizgając się, co jakiś czas. Gdzieś na przedzie, rozległ się huk, cichy jęk i niektórzy zatrzymali się, by zaraz potem ruszyć dalej.
Skręcili i zatrzymywali się tuż przed brzegiem. Harry wyciągnął szyję i otworzył szeroko oczy.
Pośrodku jeziora, osadzony na górze, znajdował się olbrzymi zamek.
- Robi wrażenie… - szepnął oszołomiony Joe.
- Wsiadamy! Do łódek! Już! Po cztery osoby!
Rozpoczęła się wrzawa. Nim wszyscy usadowili się w łódkach, minęło parę dłuższych chwil.
***
Kroki uczniów odbijały się echem po korytarzu. Szli, rozglądając się dookoła i wymieniając uwagi między sobą.
Zatrzymali się tuż przy wielkimi drzwiami, przed którymi stała wysoka, szczupła czarownica. Kobieta patrzyła na wszystkich spod okularów w rogowych oprawkach. Odczekała, aż wszyscy dojdę i zwróciła się do olbrzyma.
- Dziękuję Hagridzie, możesz już iść – powiedziała łagodnie. Harry, odwrócił się patrząc na olbrzyma, który kiwnął posłusznie włochatą głową i odwrócił się – Witam was wszystkich w Hogwarcie, Szkole Magii i Czarodziejstwa. Lada moment, rozpocznie się ceremonia przydziału, która wskaże, w którym z czterech domów powinniście być. Każdy z domów, posiada swoje tradycje i historię. Każdy uczeń, podczas siedmioletniej nauki, może być nagradzany i karany. Radzę uważać, by nie przekroczyć pewnych… granic – powiedziała kobieta rzucając spojrzenie po uczniach – Za mną.
Drzwi otworzyły się i nauczycielka wprowadziła ich do Wielkiej Sali. W sali, postawione były cztery długie stoły, przy którym siedzieli już starsi uczniowie. Na środku sali, przed długim stołem zajętym przez grono pedagogiczne, stał stołek a na nim stara i wyświechtana tiara.
Zapanowała cisza zaczęła śpiewać:
Przed wieloma laty, gdy świat jeszcze młody****
Czwórka wielkich magów, rozpoczęła przygody.
Przyjaźnią połączeni, plany wspólne mieli,
Innych czarodziejów wprowadzić w nie chcieli.
Swoją wiedzę i siłę, w jedno połączyli,
Szkołę czarodziejów, wspólnie założyli.
Uczyć chcieli młodych tego co potrzeba,
Żeby mogli czarować, aby dotknąć nieba.
Cztery wielkiej domy, na cześć dobrodziejów
Założyło czterech, wielkich czarodziejów
Każdy z domów inną, cnotą się odznaczał
Taki system wszystkim dobrze się opłacał.
Gryffindor odważny, prawy i uczciwy
Slytherin ambitny, chociaż mniej godziwy
Ravenclawy błyskotliwa, mądrością się wyznacza
Hufflepuff sprawiedliwych swą opieką otacza
Każdy z czterech domów, innej cnoty wymaga
A ja powiem każdemu, gdzie najlepiej przypada
Bo ja jestem Tiara, który losem steruje
Gdzie się nadajecie, od razu wyczuję.
Kapelusz umilkł i rozległy się oklaski. McGonagall wyszła na środek, trzymając w ręku długą listę.
- Gdy kogoś wyczytam, podejdzie do stołka i nałoży tiarę…
- Mam alergię na kurz… - syknął Jack a stojący obok Joe zaśmiał się cicho. McGonagall rzuciła mu karcące spojrzenie.
Harry przygryzł język, żeby się nie roześmiać. Tymczasem tiara przydzieliła już pierwszą osobę.
***
Rozejrzał się zdenerwowany. Prócz niego, nieprzydzielonych było jeszcze tylko kilka osób. Joe i Jack, już dawno siedzieli przy stole Griffindoru rzucając mu co chwilę rozbawione spojrzenia.
- Potter Harry!
Powoli podszedł do tiary i spojrzał na nauczycielkę, która nałożyła mu tiarę. Mógł przysiąc, że zobaczył jak kobieta przymyka oczy.
Minęła krótka chwila.
***
- Niech no tylko spróbuje trafić gdzie indziej… - mruknął Joe patrząc na siedzącego na stołku chłopca – Osobiście go zabiję.
Jack zachichotał.
- Griffindor!
Wymienili usatysfakcjonowane spojrzenia i spojrzeli na nauczycielkę. Przez chwilę wydawało im się, że kobieta miała na twarzy wymalowaną rozpacz, jednak, gdy sekundę później wywoływała kolejną osobę, wyglądała już normalnie. Potter tymczasem przeszedł szybko do stołu i usiadł obok Jack’a
Spojrzeli na środek sali, gdzie siedziała już niska blondyneczka. Potter obrócił głowę na stół nauczycielski. Na samym brzegu, siedział Hagrid. Widząc, że chłopak mu się przygląda uśmiechnął się i znów spojrzał na środek. Obok olbrzyma, siedział***** wysoki szczupły mężczyzna, z długim zadartym podbródkiem i krótko ostrzyżonymi siwymi włosami. Co chwilę, wymieniał wrogie spojrzenia z niskim i grubym nauczycielu o srebrnej brodzie i długich sumiastych wąsach.
***
- Witam wszystkich uczniów – Dumbledore ogarną salę wzrokiem – W nowym roku szkolnym! Ucztę powitalną czas zacząć!!
Talerze i półmiski wypełniły się po brzegi jedzeniem. Niektórzy wydali z siebie tylko ciche odgłosu zachwytu, inni bez słowa rzucili się na jedzenie.
Po chwili, wielką salę wypełniły już odgłosy uderzenia o siebie sztućców, rozmów uczniów, którzy wymieniali między sobą wrażenia i gdzieniegdzie odgłosy mlaskania.
***
Tak, zaczęłam. To jest pierwsza część, z części dwóch lub trzech. Mam zamiar w nich, trochę poprzyskakiwać i zatrzymać się za jakieś trzy lata.
Po prostu, skończyło mi się pole do popisu ;)
Notka jest głownie za sprawą zakładu z Poetką. Niby był remis, ale notka została skończona, tak więc dodaję.
Od razu przyznaję – nie sprawdzałam jej. Błędów może być do groma, zważywszy na czas w jakim ją pisałam ale po prostu nie chce mi się jej sprawdzać… ten leń…
Przepraszam również za marny poziom. Mam problem z pisaniem, walczę dzielnie, ale notka jest słaba. Obiecuję że w następnej postaram się bardziej.
I jeszcze moja krótka refleksja – naprawdę dziwnie opisywało mi się to, co już zostało opisane ale zupełnie inaczej. Czy czyta się to równie dziwnie?
Wyjaśnienia
* Poznajemy? Jeśli ktoś sięgnie do jednej z ostatnich notek, w której opisałam pożegnanie z Huncwotów, natknie się na fragment, który będzie podobny do tego. Napisałam go po prostu raz jeszcze, ponieważ trochę mi tamto nie pasowało a miałam ochotę wrócić do tego na chwilę, a uznałam, że będzie to idealny wstęp, do wyjazdu młodego Pottera do szkoły:P
** Tak, teraz kwestia znajomości. Nie będę ukrywać, że miałam z tym mały problem, zwłaszcza, dlatego, że to opowiadanie różni się od pierwowzoru. Ponieważ jednak, cała historia jest dość inna, uznałam, że ograniczę liczbę bohaterów pani Rowling, do minimum. Być może, dlatego, że nie przypadali mi oni do gustu, a może, dlatego, że sama chciałam wykreować grupkę Harryego. Nie usunę ich wszystkich całkiem, jednak wątki te, będą bardzo ograniczone a bohaterowie będą mieć mniejsza rolę, niż u Rowling.
*** Bez komentarza. Byłam w stanie otępienia mózgowego i nie panowałam nad sobą. Mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone.
**** Jak łatwo się domyślić, piosenka jest mojego autorstwa. Przepraszam, że wyszła jak wyszła, zależało mi na tym, żeby była własnego autorstwa
***** Tak. I tu też wtrącę. Pomyślałam, że warto wspomnieć trochę wcześniej o pominięciu postaci Severusa Snapea. Na razie. Zapewniam, że się pojawi, aczkolwiek nie jestem jeszcze pewna, czy jako nauczyciel. No i strasznie miałam ochotę napisać o tej parze… mam do nich sentyment ;P
Stąd taka a nie inna forma notki. Resztę, wyjaśnię pod koniec.
3 luty 1990 roku
Chodził w jedna i drugą stronę korytarza…
Nie, nie tym razem. Tym razem, nie było żadnej wielkiej akcji, przerywającej sen lub jakieś wydarzenie. James Potter, tym razem nie wydeptywał dziury w podłodze wyczekując na jakieś wieści. Tym razem, nie było nawet nieoczekiwanego obrotu spraw i zrywu wszystkich.
Ten poród, zapowiadał się na spokojny i cichy.
Lily, która już w środku nocy, odczuła pierwsze skurcze, obudziła się rano i po śniadaniu oznajmiła mężowi, że nadszedł ten moment. Potter, który był całkiem zaspany, powolnym krokiem ubrał się i właściwie dopiero, gdy byli już w szpitalu, zdał sobie sprawę z tego, że ma zostać znów ojcem.
Wtedy, nastąpił krótki atak paniki i złości, który minął jak tylko uzdrowiciel powiadomił go, że może wejść do żony.
Lily, widząc małżonka, wykrzyczała do niego serię przekleństw i gróźb, na co położna poleciła wyprowadzić Pottera z Sali i do końca porodu, nie pozwoliła mu znów wejść.
Tak, więc, podczas gdy Lily męczyła się na małej i ciasnej salce, wyobrażając sobie, jakie cierpienia może zadać swojemu małżonkowi, James siedział w poczekalni, wpatrując się uporczywie w zegarek.
Dziesiąta…. W tej chwili, powinien siedzieć w Ministerstwie i pić pierwszą kawę, wymieniając swoje uwagi na temat ostatniego meczu z znajomym z działu zagranicznego.
Jedenasta… Czy nie powinien być teraz u naczelnego i słuchać reprymendy o tym, że nie dostarczył dokumentów od Kierownika działu Między rasowego?
Dwunasta… Zapomniał o czymś… Na pewno…, dlaczego to trwa tak długo??
Pierwsza… Wyłączył żelazko? Nie mają żelazka… Wyprowadził psa…Zaraz, gdzie Harry?
Między pierwszą a wpół do drugiej: Wyścig z czasem. W tempie ekspresowym, James Potter wrócił do domu, zabierając zszokowanego syna do dziadków.
Druga… Dlaczego ci wszyscy mężczyźni są już dawno po? I czemu, do cholery tylko jego żona miała mord w oczach?
Trzecia… Nie tylko Lily… On przynajmniej nie dostał w głowę z pięści… jak długo jeszcze!?
Czwarta… Piąta…Dzieci rodzą się zdecydowanie za wolno…
Szósta… siódma… ósma…Ma syna! Ma syna!....
Zaraz! Zaraz! Cofnij…
Szósta… Potter osunął się na ławce. Jego głowa u łożona była swobodnie na jednym z krzeseł. Kubek z kawą, z którą usnął, wylał się na jego spodnie, zostawiając ciemno brązowy ślad na kolanie.
Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem. Na korytarz wyszła sędziwa położna, rozglądając się po pustym już holu. Prawie pustym…
Kobieta pokręciła głową z politowaniem i podeszła do śpiącego Pottera. Potrząsnęła nim gwałtownie.
- To nie motel! – Huknęła. Potter osunął się gwałtownie na posadzkę i otworzył oczy. Poskoczył, widząc przed sobą wielką, pomarszczoną twarz kobiety. Jej ogromne czarne oczy, wpatrywały się w niego uporczywie. – To nie motel!
- Prze…praszam… - powiedział ziewając i podniósł się na łokciach – Czekam na żonę.
- Pan od tej rudej? – Spytała patrząc na niego z pode łba – Charakterna kobita, łatwo pan nie ma. Urodziła, ponad godzinę temu – dodała – Jak pan chce, mogę zaprowadzić do dzieciaka.
- Wolałbym z żoną najpierw – wybełkotał, przecierając oczy – Jeśli można…
- Nie można – warknęła – Żona na badaniach. Do dziecka mogę zaprowadzić.
- Dobrze – powiedział i ruszył za kobietą.
Zatrzymali się kilka minut temu. Mężczyzna spojrzał na rządek malutkich łóżeczek i rzucił pytające spojrzenie w stronę położnej.
- To ta – mruknęła przepuszczając go w drzwiach i prowadząc do pierwszego z brzegu. Potter zatrzymał się i przechylił głowę. Coś mu tu nie pasowało.
Pochylił się nad dzieckiem. Zamrugał raz, potem drugi, podniósł głowę do góry. Pominął fakt, że dziecko miało jasne włosy. Pominął fakt, że miało ciemną karnację, podczas gdy oboje z Lily mieli dość jasny kolor skory. Ale faktu, że dziecko w metryczce przywieszonej do łóżeczka miało wypisane: Davis, pominąć nie mógł.
- Co znów? – Spytała szorstko kobieta widząc, że Potter otwiera usta.
- Czy …
- Tak, tak, jest śliczna – mruknęła kobieta.
- Nie, mi chodzi o to…
- Lekarz ją badał, wszystko w porządku – dodała wstając.
- To nie moje dziecko – powiedział szybko Potter.
- To niech powie pan swojej żonie, nie mnie …
- Ale ja się nie nazywam Davis! Jestem James Potter!
- Potter…Potter…Potter…POTTER!
Ktoś potrząsnął nim gwałtownie. Potter upadł na podłogę i otworzył szybko oczy. Znów zobaczył twarz położnej. ( Co to do jasnej cholerki? Dzień Świstaka?)
- Pan Potter? – Spytała odsuwając się kawałek.
- Tak… - powiedział podnosząc się z ziemi – Która godzina?
- Szósta dwadzieścia – mruknęła kobieta – Gratuluję, został pan ojcem.
- Tak? – Spytał ostrożnie, przecierając oczy.
- Tak, ma pan syna – zagrzmiała – Może pan się zobaczyć z żoną i dzieckiem. Sala numer trzy.
Pokiwał głową i powoli wyszedł z holu.
**
Pchnął drzwi od Sali, i zajrzał ostrożnie do środka. W całym pomieszczeniu znajdowało się tylko jedno łóżko, oświetlone słabym światłem lampy.
Lily, słysząc, że drzwi się otworzył podniosła głowę i uśmiechnęła się do męża.
- Mamy synka –powiedziała znów patrząc na dziecko - Zobacz, jaki śliczny.
- Jak się czujesz? – Spytał podchodząc do żony.
- Dobrze – uśmiechnęła się – spójrz.
Wychylił niepewnie głowę. Lily zmarszczyła brwi.
- Nie cieszysz się? – Spytała mierząc go pytającym spojrzeniem.
- Cieszę… nawet bardzo, ale… wszytko z nim w porządku
- Tak… James, o co ci chodzi? Wiesz o czymś, o czym ja nie wiem? – Spytała przestraszona patrząc na dziecko.
- Nie! Nie naprawdę – powiedział kucając obok kobiety. Spojrzał na śpiącego noworodka. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Uśmiechnął się do kobiety – Kocham cię.
Przycisnęła dziecko do piersi.
Potter przybliżył się, przyglądając się dokładniej synowi.
- Jest cudowny – powiedział z uśmiechem – Prawdziwy Potter… - dodał po chwili z nutką dumy.
***
Rzuciła mu przelotne spojrzenie. Jedno, potem drugie. I znów kolejne. Podniósł głowę i westchnął, odkładając pióro na blat.
- Dobra, co jest – spytał patrząc na nią poważnie – Od świąt, dziwnie się zachowujesz.
- Miałeś mi pomóc z mieszkaniem…
- I…? Chyba nie powiesz mi, że o to tylko chodzi?
- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że się z kimś spotykasz? - Spytała w końcu– Ty wiesz o każdej randce, na jaką się umówię a…
- Zaraz, zaraz – powiedział surowo – Ja się z nikim nie spotykam. Nic mi o tym nie wiadomo.
- Daj spokój! Widziałam. To nic złego, ale poczułam się głupio, że mi nie ufasz.
- Ann, do cholery, o czym ty mówisz?
- Przed świętami, spotkaliśmy się w kawiarni, pamiętasz? Wtedy przyszł…
- To Rosie! ̵
1; Mężczyzna wybuchł śmiechem. Ann spojrzała na niego pytająco – Rosie, to moja siostra – dodał po chwili – mieszka z mężem w Irlandii, przyjechała na święta i chciała zobaczyć się z Alex.
- Siostra.. Aha… zrobiłam z siebie idiotkę? – Spytała rumieniąc się gwałtownie.
- Taką malutką.- Powiedział marszcząc brwi – Tylko troszkę. To teraz, powiedz jak z Adamem?
- Porażka – mruknęła wzruszając ramionami – Nie odzywa się od dwóch tygodni.
- Dupek – podsumował mężczyzna – Albo czasu nie ma – dodał szybko widząc uniesione brwi Ann – Odezwie się, zobaczysz.
***
- Liluś… proszę…
- Nie rozmawiam z tobą – fuknęła kobieta odwracając głowę – Obiecałeś, że będziesz się zachowywał.
- Ale przecież zostałem ojcem – powiedział błagalnie.
- Nie pierwszy raz – zauważyła kobieta.
- Lily, daruj mu – odezwała się Liz – Dobrze wiesz, że nie byli by sobą, gdyby tego odpowiednio nie uczcili.
Potter rzuciła jej surowe spojrzenie.
- Wymyśliłam, jak możemy go nazwać…
- Na Merlina! Imię! Na śmierć zapomniałem.
- Dzięki niebiosom – zachichotała Cristin a Liz jej zawtórowała – Lily umarłaby na zawał, gdyby usłyszała wasze propozycje.
- Co masz na myśli? – Spytał Lupin patrząc podejrzliwie na żonę – Mieliśmy jakieś propozycje? Nic nie pamiętam…
- Nie pogrążaj go – syknął Black. Lily westchnęła zrezygnowana.
- Co powiesz na Alan? – Spytała, patrząc na śpiącego synka. Harry, który do tej pory siedział obok łóżka matki wstał i zbliżył się do brata.
- Jak myślisz, pasuje? – Spytał Potter, również podchodząc bliżej noworodka.
- Tak – powiedział Harry wychylając się by przyjrzeć się maluchowi.
- To mamy Alana.
***
Kilka miesięcy później, 19 sierpnia, na świat przyszło kolejne dziecko. Promieniejący dumą rodzice, mało nie popełnili zbrodni, ustalając imię. Gdy sytuacja zrobiła się groźna, do akcji wkroczyła jedna z sióstr Patsy, nadając dziecku imię Simon. Rodzice, dla świętego spokoju przyjęli tę wersję.
Nadeszły długie i uciążliwe miesiące, nauki rodzicielstwa, nieprzespanych nocy i ciężkich tygodni znoszenia kolki.
Podczas gdy Pettigrew próbowali odnaleźć się jako rodzice, rozpoczął się ostatni rok, podczas którego Harry miał pozostać w domu.
20 czerwiec 1978 roku
*Spojrzała na uczniów, którzy siedzieli na krzesłach lekko rozbawieni złością nauczycielki.
- Co wam odbiło!? Czy wy raz w życiu, nie możecie darować sobie żeby zachowywać się jak dzieci! I jeszcze wciągacie w to Evans, Kateon, Winter i Robertson… czekam na wyjaśnienia.
- Chcieliśmy się przejść… - zaczęła Lily, trącając łokciem w rozchichotaną Liz.
- Evans! O drugiej w nocy!?
- Pani profesor, proszę nas zrozumieć – zaczął rezolutnie Remus – jutro wyjeżdżamy. To jest ostania noc w tym zamku.
- I dlatego musicie ją spędzić na korytarzach!? Noc, Lupin, jest po to żeby spać a nie włóczyć się po zamku!
- Wcześniej nie było kiedy, pakowaliśmy się…
- Pani profesor, niech pani spojrzy na to ze naszej strony, głównych dowcipnisiów Hogawrtu. To jest ostatnia noc, podczas której możemy zaleźć za skórę mieszkańcom tego zamku. Jutro wyjeżdżamy i już nikt nie będzie mógł pani tak pozłazić za skórę.
- Potter! Za jakieś 10, może 15 lat, próg tej szkoły przekroczy twoje dziecko. Czy naprawdę uważasz, że zdarzy się cud i będzie ono normalne!? W tej szkole nie będzie mi dany spokój. A teraz do dormitoriów, zanim dam wam ostatni szlaban w tym roku!
Jakieś 10-15 lat później, Hogwart.
Minerwa McGonagall siedziała w swoim gabinecie wypełniając kolejny list dla przyszłego ucznia Hogwartu. Wpisywanie nazwisk do gotowych szablonów, dorzucanie listy książek dla kandydatów było mimo wszystko bardzo nudnym i żmudnym zajęciem, które należy zrobić jak najszybciej. Spojrzała bez większego zainteresowania na kolejne nazwisko z listy i bezmyślnie przepisała nie zwracając uwagi na to co pisze. Do jej umysłu trafiło to dopiero przy następnym z nazwisku. Natychmiast odnalazła zapisaną i zamkniętą już kopertę i spojrzała z przerażeniem na wypisany adresie.
- O nie...
Wstała i szybko odeszła od biurka podchodząc do ściany i próbując złapać oddech. Dlaczego ona? Dlaczego teraz?
Rzuciła okiem kolejny raz na list i bez słowa wyszła z gabinetu, czując, że potrzebuje odpoczynku. Na biurku, pośród długiej listy nazwisk, listów, leżała spokojnie koperta ze starannie wypisanym imieniem i nazwiskiem; Harry James Potter
1 wrzesień 1991
- Wszystko masz? Na pewno? O niczym nie…
Potter spojrzał z rozbawieniem na syna, który w milczeniu słuchał wywodu matki. Ukradkiem rzucił błagalne spojrzenie na ojca, który wzruszył ramionami.
- Może czas?
- Co?
- Ci… - syknął Lupin – Chcesz żeby zobaczyły.
- Za gorsz wyczucia – mruknął Syriusz kręcąc głową z politowaniem – Trzeba jakoś odwrócić ich uwagę.
- Co proponujesz? – Potter odwrócił się do przyjaciół. Cała trójka wyszczerzyła się w uśmiechu.- Rozumiem, że plan już jest?
- Czy my kiedyś, nie mieliśmy planu? – Spytał Peter unosząc brwi.
- Nie skomentuję tego. Więc…jak macie zamiar odwrócić uwagę naszych żon?
- Poczekaj – powiedział Lupin unosząc rękę i zrobił kilka żwawych kroków w stronę trojaczków.
- Czy tylko mnie, wydaje się to nieludzkie? – Spytał Syriusz, obserwując jak Lupin pochyla się nad córkami i coś im tłumaczy.
Trojaczki pokiwały głowami i szybko oddaliły się od ojca. Już po chwili zaczepiły Stevena, wyjaśniły mu coś szeptem i cała czwórka ruszyła w stronę kobiet.
Lupin z satysfakcją wrócił do przyjaciół.
- Co im kazałeś zrobić? – Spytał Potter, widząc jak Margaret zaczyna ciągnąć Lily za rękę. Chodź jej głos zatopił się w gwarze panującym na peronie, doskonale widział szybko poruszające się usta dziewczynki.
- Poprosiłem, żeby na chwilę je zajęły.
- Zgodziły się bez problemów? Rany, stary, podziwiam cię ja… - zaczął Potter, ale Remus szybko mu przerwał.
- Zwariowałeś? Kosztowało mnie to po dużej porcji lodów.
- Tylko?
- Udało się – syknął Syriusz. Spojrzeli w stronę kobiet. Każda z nich została skutecznie zajęta przez jedno z dzieci. Harry, stał z boku rozglądając się dookoła.
- Harry! Szybko!
Chłopiec przecisnął się do mężczyzn. Spojrzeli, czy aby nikt ich nie obserwuje, poczym okrążyli go ciasnym wianuszkiem.
James sięgnął pod kurtkę i szybko wyją z niej zwinięty pergamin i bez słowa wyjaśnienia wcisnął go w dłonie syna.
- Co to? – Spytał chłopiec marszcząc brwi.
- Dziedzictwo – wyjaśnił Potter – skarb Huncwotów.
- Schowaj to szybko – polecił Lupin widząc, że Lily spogląda w ich stronę i dodał głośniej obojętnym tonem – Pamiętaj, że w bibliotece…
Chłopiec uchylił zszokowany usta, patrząc na Remusa. Lily pokręciła z politowaniem głową i zwróciła się do Margaret.
- To mapa – dodał szeptem Lupin – Są na niej zaznaczone wszystkie tajne przejścia w Hogwarcie i parę innych przydatnych rzeczy.
- Jeśli chcesz ją otworzyć musisz… - zaczął Syriusz – Nigdy nie podrywaj dziewczyny jeśli nie wiesz…
James zakrył usta, żeby ukryć rozbawienie. Black kontynuował monolog, dopóki patrząca na nich Cristin nie odwróciła głowy.
- Musisz stuknąć w nią różdżką i powiedzieć – Potter szybko urwał R
11; Jeśli masz szlaban u Liansona, zawsze weź ze sobą dodatkową parę rękawic, te eliksiry są bardzo żrące…
- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego – syknął Peter obserwując Liz – Dojście do kuchni, jest bardzo proste. Polecam dyniowe paszteciki…
- Pamiętaj, że gdy skończysz z niej korzystać musisz ją wyczyścić – dodał szybko Syriusz.
- Łapiesz? – Spytali równocześnie, korzystając z nieuwagi żon.
- Nie do końca…
- Po prostu ją weź, sam szybko dojdziesz, o co chodzi – powiedział zniecierpliwiony Potter. Teraz to Syriusz wsadził rękę pod kurtkę i wyciągnął cienki, półprzezroczysty materiał.
- To peleryna-niewidka – wyjaśnił Remus, gdy Harry spojrzał na materiał – Nie zapomnij pozdrowić Hagrida.
Chłopiec szybko upchnął materiał pod kurtką i spojrzał z rozbawieniem na mężczyzn.
- Nie mogliście dać mi tego w domu? – Spytał drapiąc się po czole.
- No, co ty – prychnął Black – stawiam kremowe, że Lily sprawdzała twój kufer.
- Trzy razy – powiedział James – Plan, wykonany. Teraz twoja kolej – dodał z uśmiechem.
- Na co? – Podskoczyli słysząc rozbawiony głos, Lily, która niewiadomo kiedy znalazła się obok Lupina.
- Na …Hogwart – James wyszczerzył się w uśmiechu. Lily uniosła brwi.
- Nie próbowaliście przypadkiem zrobić tego, czego obiecałeś nie robić?
Potter zarumienił się szybko ale pokręcił głową.
- Kochanie, niby po co miałbym mu dawać pelerynę? Jest na nią za młody….
Pozostała czwórka pokiwała żywo głowami, dając do zrozumienia, że w zupełności zgadzają się z Potterem.
Lily uniosła wyżej brwi, jednak nic nie powiedziała. Podeszła od tyłu do syna i położyła mu rękę na ramieniu, drugą gładząc włosy chłopca. Ukradkiem spojrzała na skrzyżowane za plecami dłonie chłopca, w których kurczowo ściskał zwitek pergaminu. Doskonale znanego przez nią pergaminu.
Otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, ale szybko je zamknęła.
- Nie zapomnij pozdrowić Hagrida – powiedziała posyłając chłopcu uśmiech.
- Co to za Hagrid? – Spytał malec, gdy Lily obeszła go, wracając do męża.
- Gajowy – wyjaśniła, rozglądając się po peronie – nie powinieneś mieć problemów ze znalezieniem go. Powinieneś już wsiadać do pociągu. Zaraz będzie odjeżdżać – dodała uśmiechając się pokrzepiające do Harryego, który zrobił się jeszcze bardziej blady niż do tej pory – Głowa do góry, wszystko będzie dobrze.
- Wyślij sowę, jak tylko będziesz mieć czas – dodał James – I nie zapomnij pozdrowić Filtha
Lily podeszła do syna, uścisnęła go mocno i pozwoliłaby James zrobił to samo.
- Baw się dobrze – powiedział Syriusz uśmiechając się szeroko. Liz, która pojawiła się niewiadomo skąd spojrzała na niego podejrzliwie, widząc znaczące spojrzenie męża.
Chłopiec pożegnał się ze wszystkimi i ruszył w stronę pociągu, ciągnąc za sobą kufer.
- Może mu pomóż? – Spytała Lily, patrząc jak chłopiec zaczyna podciągać kufer po schodach prowadzących do pociągu. James się zawahał, ale młody Potter już był w pociągu, dziękując nerwowo chłopakowi, który kiwnął głową że nie ma za co i zniknął w głębi pociągu.
Harry spojrzał w stronę rodziców, niepewnie uniósł kciuk do góry i nie czekając na odpowiedź poszedł w głąb wagonu.
Potter uśmiechnął się szeroko i spojrzał na Lily, która czując spojrzenie męża szybko otarła oczy.
- Rozklejasz się? – Spytał zszokowany obejmując mocniej żonę. Wzruszyła ramionami.
- Nasz mały chłopiec idzie do szkoły…
- Poradzi sobie. Po za tym, mamy drugiego – zaśmiał się Potter. Lily oderwała się od męża.
- Właśnie, gdzie Alan!?
- Miał być z tobą – powiedział James, drapiąc się po głowie.
- Nie, z tobą!
- Skoro nie ma go z tobą ani ze mną, to gdzie ona jest? – Spytał Potter, nagle odzyskując powagę.
- Zgubiliście dziecko? – Spytał Syriusz, marszcząc brwi, ale Potterowie już rozbiegli się, szukając chłopca.
***
Tymczasem Alan jak gdyby nigdy nic, siedział pozostawiony na jednej z ławek na peronie, machając w stronę pociągu, gdzie jeszcze chwilę temu widział swojego strasznego brata.
Chłopiec wydał z siebie pisk zadowolenia i zajął się ciągnięciem za główkę plastikowego miśka.
***
- Pewnie jest przerażony – pisnęła kobieta, rozglądając się przerażona po peronie – tyle ludzi a on sam… co ze mnie za matka?
- Lily, spokojnie, gdzieś tu musi być – uspokoiła Patsy, instynktownie patrząc czy Simon jest przy Peterze.
- Nie powinnam go spuszczać z oka – jęknęła kobieta, przeczesując włosy palcami – Nie wiem, jak to się mogło stać…
- Uspokój się i pomyśl… gdzie ostatnio z wami był? – Spytała Cristin rozglądając się dookoła.
Lily zatrzymała się i spojrzała na nią.
- Nie wiem… jak weszliśmy na peron?
- To może poszukajmy przy przejściu – podsunęła Liz – Może po porostu gdzieś się oddzielił. Było tyle ludzi, wszyscy są zdenerwowani…
Odwróciły się zgodnie i zaczęły się przeciskać między ludźmi.
***
Alan nie był przerażony. Cały czas, miał na oku ojca, który stał zaledwie kilka stóp dalej, rozglądając się nerwowo. Chłopiec krzyknął, chcąc zwrócić na siebie uwagę, jednak wrzawa, jaka panowała na peronie nie pozwoliła, by dźwięk dotarł do niego.
Malec zmarszczył brwi i znów spojrzał na pociąg i pisnął radośnie, widząc jak Harry wychyla się przez okno. Chłopiec go zauważył i zaczął coś krzyczeć w stronę rodziców, jednak i jego wolała nie na wiele się dały.
***
Przechodził między przedziałami, szukając wolnego miejsca i mocując się z kufrem. Zatrzymał się przy ostatnim w wagonie i otworzył drzwi.
- Wolne? – Spytał wskazując na miejsce przy drzwiach. Siedzący w nim uczniowie kiwnęli głową i Potter wkroczył do przedziału.
Pomocował się z kufrem i podszedł do okna, wyglądając przez nie.
Wśród tłumu, szybko dostrzegł ojca. Mężczyzna rozglądał się dookoła, wymieniając z przyjaciółmi krótkie zdania. Kilka stóp za nimi, na wysokiej ławce siedział Alan, który widząc brata zaczął mu machać.
Potter zastanowił się przez chwilę i wychylił się.
- Tato! Tato!
Odgłosy peronu całkowicie zagłuszyły jego krzyki. Chłopiec powtórzył je, a towarzysze wymienili rozbawione spojrzenia za jego plecami.
Minęła dłuższa chwila, nim ktoś zauważył jego wysiłki. Syriusz widząc chłopca, pociągnął Pottera za rękach i wskazał na wiszące w oknie Harryego.
***
Przecisnął się do okna.
- Co się dzieje? Zapomniałeś czegoś?
- Nie –powiedział niecierpliwie Harry – Po prostu…
- Musze na razie iść, zgubiliśmy Alana – mruknął Potter – Pociąg zaraz odjedzie, więc…
- Jest na ławce – powiedział szybko chłopiec – za wami.
- Co? Jak się tam znalazł ? – spytał, stając na palcach.
- Kazaliście mu tam siedzieć, jak weszliście na peron – przypomniał chłopiec a pociąg powoli zaczął ruszać.
- Szalg, zapomniałem. Baw się dobrze – powiedział mężczyzna, obserwując jak Harry przesuwa się, pozwalając by inny chłopak wyjrzał przez okno.
***
Podszedł do syna, który wydał z siebie cichy pisk radości i pokręcił głową z politowaniem.
- Napędziłeś nam strachu – powiedział podnosząc malca, który wskazał w stronę pociągu.
- Arry! – Pisnął chłopiec – Buuu!
- Tak, pojechał… cieka
we jak mu tu znajdziemy mamę…
***
Przyjrzał się dokładnie każdemu z towarzyszy. Prócz niego, w przedziale siedziało jeszcze trzech uczniów. Najwyższy siedzący pośrodku, wstał już po chwili i wyszedł z przedziału, mrucząc coś pod nosem o młodszej siostrze.
- To zostaliśmy sami – powiedział szczupły blondyn siedzący przy oknie, i posłał towarzyszom uśmiech -Jestem Joseph. Ale wole Joe. Joseph mówią na mnie tylko jak chcą się kłócić. A wy?
- Jak ktoś chce się ze mną kłócić, zazwyczaj zabiera mi moją porcję deseru – powiedział drugi chłopiec, rumieniąc się gwałtownie.
- O imię się pytam – mruknął Joe kręcąc głową. Harry zachichotał.
- Acha… - mruknął speszony chłopiec – Jack.
- A ty? – Spytał chłopak patrząc na Pottera.
- Harry.
- To już się znamy.
***
O ile na początku podróży, Harry miał wątpliwości, co do tego, że uda mu się znaleźć kolegów, tak w połowie, zniknęły one bez śladu. **
Cała trójka dość szybko znalazła swój język i nawet, Joe, który początkowo wydawał się być dość nieśmiały, nabrał odwagi względem kolegów.
- Masz rodzeństwo? – Spytał Joe rozkładając się na siedzeniu i spojrzał z zainteresowaniem na sufit.
- Brata.
- Dwie siostry.
Chłopiec zaśmiał się.
- A ja mam psa – powiedział szczerząc się w uśmiechu – Właściwie to dwa psy. A Quidditch? Gracie?
Joe pokręcił szybko głową. Harry zastanowił się przez chwilę nad odpowiedzią, jednak zanim zdążył coś powiedzieć, drzwi otworzyły się.
- Coś z wózka?
Cała trójka sięgnęła do kieszeni w poszukiwaniu pieniędzy, nie zaszczycając spojrzeniem czarownicy.
Harry, który jako pierwszy znalazł drobne odwrócił się.
- Dwa dyn… - urwał a pieniądze wypadły mu z ręki tocząc się po podłodze.
Spodziewał się ujrzeć niskiej, pulchnej czarownicy z dobrotliwym uśmiechem. Tymczasem, przy wózku stał szczupły, wysoki mężczyzna o bladej cerze, który zamiast posyłać im uśmiech, drapał się po łysinie oglądając swoje paznokcie.
Joe również spojrzał na mężczyznę.
- Nie powinieneś być kobietą? – Spytał podejrzliwie zbliżając się wózka.
- Niby czemu?
- Słodycze w Ekspresie Londyn - Hogwart, sprzedaje kobieta…
- Która złamała nogę – wtrącił mężczyzna – Ktoś musiał się tym zająć. Ja dostałem mandat za sprzedawanie bielizny w miejscu publicznym, której i tak nikt nie kupuje, więc nie miałem, za co go zapłacić, więc przysłano mnie tu. Łapiesz?
- Tak… - powiedział powoli chłopak – A ty jesteś?
Mężczyzna zrobił się cały czerwony. Szybko złapał się za usta i pokręcił głową.
- Kto…?
- Jam jest Lord Voldemort mistrz zła***…Nie pytaj!
- Co? Dlaczego?
- Nie pytaj! – Syknął, łapiąc się znów za usta.
- Kim jesteś?
- Voldemort!! Voldemort! Voldemort – potrząsnął głową – Coś podać? Zapytaj jeszcze raz, a ci nogi powyrywam! Jestem na odwyku! Mam pracować nad spokojem i wyciszeniem – powiedział płaczliwym tonem – Co podać?
- Dwa dyniowe paszteciki – powiedział Harry, z trudem opanowując rozbawienie. Mężczyzna spokojnym ruchem zapakował łakocie, wydał resztę chłopcu i obsłużył pozostałą dwójkę.
- Smacznego – rzekł na odchodnym. Drzwi od przedziału zamknęły się.
Cała trójka wybuchała śmiechem.
- Dziwny gość… - stwierdził Jack, drapiąc się po czole.
- Niewątpliwie. Na czym skończyliśmy?
***
- Jestem z was dumna – powiedziała Liz uśmiechając się do mężczyzn – Nie wierzę, że powstrzymaliście się od robienia czegokolwiek głupiego.
Wypieli dumnie piersi, ukradkiem krzyżując palce.
- Tato? A kiedy pójdziemy na lody? – Emily podbiegła do ojca i spojrzała na niego pytająco – Te, które nam obiecałeś?
Lupin przymknął oczy. Syriusz przejechał dłonią po twarzy, a James tylko wzniósł oczy do góry. Liz zatrzymała się.
- Bo nie zrobiliście?
- Czy jak już je przekupywałeś – syknął Syriusz – Musiałeś pominąć fakt, że jest to tajne?
- Nie wierzę! Daliście mu pelerynę? – Spytała Cristin również się zatrzymując. Lily zachichotała pod nosem – I przekupiliście dzieci?
- To jest nasz dobytek – powiedział ostrożnie James – Przecież nie możemy pozwolić, żeby potomkowie Huncwotów wkroczyli do Hogwart bez mapy i…
- Mapy!?
- Czy ty chodź raz będziesz trzymać język za zębami? – spytał Remus patrząc na przyjaciela, który jęknął cicho.
- Dajcie spokój – powiedziała Lily – Jeśli ma rozrabiać, udałoby mu się to i bez tych zabaweczek. To James, będzie się zajmować prostowaniem syna, nie my.
- Masz rację – mruknęła Liz – To ich zmartwienie.
- I to ty, będziesz z nimi siedzieć – powiedziała Cristin, wskazując na dzieci – Jak się nabawią anginy, przez twoje lody.
Lupin pobladł natychmiast. James zachichotał i poklepał mężczyznę po ramieniu.
- Trzeba było wybrać gofry…
***
Rozejrzeli się po ciemnej stacji, marszcząc brwi. Nim którykolwiek z nich zdążył coś powiedzieć, rozległ się głośny krzyk.
- Pirszoroczni!
Wszyscy automatycznie odwrócili głowy. Harry uchylił usta, wpatrując się w stojącego przy pociągu olbrzyma. Powoli ruszył przed siebie próbując przyjrzeć się twarzy wielkoluda.
- Pirszoroczni! Za mną! Pirszoroczni!
Wszyscy ruszyli ciemnymi ścieżkami, ślizgając się, co jakiś czas. Gdzieś na przedzie, rozległ się huk, cichy jęk i niektórzy zatrzymali się, by zaraz potem ruszyć dalej.
Skręcili i zatrzymywali się tuż przed brzegiem. Harry wyciągnął szyję i otworzył szeroko oczy.
Pośrodku jeziora, osadzony na górze, znajdował się olbrzymi zamek.
- Robi wrażenie… - szepnął oszołomiony Joe.
- Wsiadamy! Do łódek! Już! Po cztery osoby!
Rozpoczęła się wrzawa. Nim wszyscy usadowili się w łódkach, minęło parę dłuższych chwil.
***
Kroki uczniów odbijały się echem po korytarzu. Szli, rozglądając się dookoła i wymieniając uwagi między sobą.
Zatrzymali się tuż przy wielkimi drzwiami, przed którymi stała wysoka, szczupła czarownica. Kobieta patrzyła na wszystkich spod okularów w rogowych oprawkach. Odczekała, aż wszyscy dojdę i zwróciła się do olbrzyma.
- Dziękuję Hagridzie, możesz już iść – powiedziała łagodnie. Harry, odwrócił się patrząc na olbrzyma, który kiwnął posłusznie włochatą głową i odwrócił się – Witam was wszystkich w Hogwarcie, Szkole Magii i Czarodziejstwa. Lada moment, rozpocznie się ceremonia przydziału, która wskaże, w którym z czterech domów powinniście być. Każdy z domów, posiada swoje tradycje i historię. Każdy uczeń, podczas siedmioletniej nauki, może być nagradzany i karany. Radzę uważać, by nie przekroczyć pewnych… granic – powiedziała kobieta rzucając spojrzenie po uczniach – Za mną.
Drzwi otworzyły się i nauczycielka wprowadziła ich do Wielkiej Sali. W sali, postawione były cztery długie stoły, przy którym siedzieli już starsi uczniowie. Na środku sali, przed długim stołem zajętym przez grono pedagogiczne, stał stołek a na nim stara i wyświechtana tiara.
Zapanowała cisza zaczęła śpiewać:
Przed wieloma laty, gdy świat jeszcze młody****
Czwórka wielkich magów, rozpoczęła przygody.
Przyjaźnią połączeni, plany wspólne mieli,
Innych czarodziejów wprowadzić w nie chcieli.
Swoją wiedzę i siłę, w jedno połączyli,
Szkołę czarodziejów, wspólnie założyli.
Uczyć chcieli młodych tego co potrzeba,
Żeby mogli czarować, aby dotknąć nieba.
Cztery wielkiej domy, na cześć dobrodziejów
Założyło czterech, wielkich czarodziejów
Każdy z domów inną, cnotą się odznaczał
Taki system wszystkim dobrze się opłacał.
Gryffindor odważny, prawy i uczciwy
Slytherin ambitny, chociaż mniej godziwy
Ravenclawy błyskotliwa, mądrością się wyznacza
Hufflepuff sprawiedliwych swą opieką otacza
Każdy z czterech domów, innej cnoty wymaga
A ja powiem każdemu, gdzie najlepiej przypada
Bo ja jestem Tiara, który losem steruje
Gdzie się nadajecie, od razu wyczuję.
Kapelusz umilkł i rozległy się oklaski. McGonagall wyszła na środek, trzymając w ręku długą listę.
- Gdy kogoś wyczytam, podejdzie do stołka i nałoży tiarę…
- Mam alergię na kurz… - syknął Jack a stojący obok Joe zaśmiał się cicho. McGonagall rzuciła mu karcące spojrzenie.
Harry przygryzł język, żeby się nie roześmiać. Tymczasem tiara przydzieliła już pierwszą osobę.
***
Rozejrzał się zdenerwowany. Prócz niego, nieprzydzielonych było jeszcze tylko kilka osób. Joe i Jack, już dawno siedzieli przy stole Griffindoru rzucając mu co chwilę rozbawione spojrzenia.
- Potter Harry!
Powoli podszedł do tiary i spojrzał na nauczycielkę, która nałożyła mu tiarę. Mógł przysiąc, że zobaczył jak kobieta przymyka oczy.
Minęła krótka chwila.
***
- Niech no tylko spróbuje trafić gdzie indziej… - mruknął Joe patrząc na siedzącego na stołku chłopca – Osobiście go zabiję.
Jack zachichotał.
- Griffindor!
Wymienili usatysfakcjonowane spojrzenia i spojrzeli na nauczycielkę. Przez chwilę wydawało im się, że kobieta miała na twarzy wymalowaną rozpacz, jednak, gdy sekundę później wywoływała kolejną osobę, wyglądała już normalnie. Potter tymczasem przeszedł szybko do stołu i usiadł obok Jack’a
Spojrzeli na środek sali, gdzie siedziała już niska blondyneczka. Potter obrócił głowę na stół nauczycielski. Na samym brzegu, siedział Hagrid. Widząc, że chłopak mu się przygląda uśmiechnął się i znów spojrzał na środek. Obok olbrzyma, siedział***** wysoki szczupły mężczyzna, z długim zadartym podbródkiem i krótko ostrzyżonymi siwymi włosami. Co chwilę, wymieniał wrogie spojrzenia z niskim i grubym nauczycielu o srebrnej brodzie i długich sumiastych wąsach.
***
- Witam wszystkich uczniów – Dumbledore ogarną salę wzrokiem – W nowym roku szkolnym! Ucztę powitalną czas zacząć!!
Talerze i półmiski wypełniły się po brzegi jedzeniem. Niektórzy wydali z siebie tylko ciche odgłosu zachwytu, inni bez słowa rzucili się na jedzenie.
Po chwili, wielką salę wypełniły już odgłosy uderzenia o siebie sztućców, rozmów uczniów, którzy wymieniali między sobą wrażenia i gdzieniegdzie odgłosy mlaskania.
***
Tak, zaczęłam. To jest pierwsza część, z części dwóch lub trzech. Mam zamiar w nich, trochę poprzyskakiwać i zatrzymać się za jakieś trzy lata.
Po prostu, skończyło mi się pole do popisu ;)
Notka jest głownie za sprawą zakładu z Poetką. Niby był remis, ale notka została skończona, tak więc dodaję.
Od razu przyznaję – nie sprawdzałam jej. Błędów może być do groma, zważywszy na czas w jakim ją pisałam ale po prostu nie chce mi się jej sprawdzać… ten leń…
Przepraszam również za marny poziom. Mam problem z pisaniem, walczę dzielnie, ale notka jest słaba. Obiecuję że w następnej postaram się bardziej.
I jeszcze moja krótka refleksja – naprawdę dziwnie opisywało mi się to, co już zostało opisane ale zupełnie inaczej. Czy czyta się to równie dziwnie?
Wyjaśnienia
* Poznajemy? Jeśli ktoś sięgnie do jednej z ostatnich notek, w której opisałam pożegnanie z Huncwotów, natknie się na fragment, który będzie podobny do tego. Napisałam go po prostu raz jeszcze, ponieważ trochę mi tamto nie pasowało a miałam ochotę wrócić do tego na chwilę, a uznałam, że będzie to idealny wstęp, do wyjazdu młodego Pottera do szkoły:P
** Tak, teraz kwestia znajomości. Nie będę ukrywać, że miałam z tym mały problem, zwłaszcza, dlatego, że to opowiadanie różni się od pierwowzoru. Ponieważ jednak, cała historia jest dość inna, uznałam, że ograniczę liczbę bohaterów pani Rowling, do minimum. Być może, dlatego, że nie przypadali mi oni do gustu, a może, dlatego, że sama chciałam wykreować grupkę Harryego. Nie usunę ich wszystkich całkiem, jednak wątki te, będą bardzo ograniczone a bohaterowie będą mieć mniejsza rolę, niż u Rowling.
*** Bez komentarza. Byłam w stanie otępienia mózgowego i nie panowałam nad sobą. Mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone.
**** Jak łatwo się domyślić, piosenka jest mojego autorstwa. Przepraszam, że wyszła jak wyszła, zależało mi na tym, żeby była własnego autorstwa
***** Tak. I tu też wtrącę. Pomyślałam, że warto wspomnieć trochę wcześniej o pominięciu postaci Severusa Snapea. Na razie. Zapewniam, że się pojawi, aczkolwiek nie jestem jeszcze pewna, czy jako nauczyciel. No i strasznie miałam ochotę napisać o tej parze… mam do nich sentyment ;P
Heh, wreszcie mi się udało nadrobić to czego nie czytałam, stanowczo za dużo szkoły xDNie mam zbytnio czasu by napisać długi i konstruktywny komentarz, ale piszę żebyś wiedziała, że Cię nie opuściłam, przecież wiadomo, że bez tej histori żyć nie mogę ;DZastanawiam się czy będziesz opisywała teraz przygody Harry'ego.Poziom notki jest jak najbardziej na wysokim poziomie, mimo błędów. Chociaż jednego błędu to Ci chyba nie wybaczę xD Nie Hogwardzie tylko Hogwarcie.Pozdrawiam i weny życzę :)
OdpowiedzUsuńNota strasznie długa i strasznie mi się podobała!!!Piosenka była zarąbista!!!Czekam na następnego posta...Buźka...
OdpowiedzUsuńbosko kobietoo bosko ;)
OdpowiedzUsuńBoooosko xD Harry w szkole zupełnie inaczej się to czyta ale i tak mi się podoba ;D
OdpowiedzUsuńNota! Ekstra! i jescze taka fajana. Ciesze sie ze Harry poszedł do hogwartu. jak jescze reszta pojdzie to dopiero zrobi sie fajnie, zwlaszcza trojaczki, pozdro
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się przez ciebie! Nasz mały Harry... idzie do szkoły? Przecież on się dopiero urodził! Pamiętam tą chwilę! Pamiętam te obgryzione paznokcie! Ja to wszystko pamiętam! A teraz... tak nagle... łał... Evans-potter
OdpowiedzUsuńSiemka ;p Naprawde masz super bloga! Co myslisz o dodaniu sie do linek i informowaniu o nowych notkch ? beverly-hills-90210-fans
OdpowiedzUsuńPolecam serdecznie http://www.youtube.com/watch?v=4rUsOZuhXQ8
OdpowiedzUsuńHaha! Świetne! Aczkolwiek chyba wolałabym żebyś skupiła się na starszym pokoleniu. Nie wiem czemu, ale nie lubię wątku Harry'ego w szkole. Trzeba Alana przecież opisać! Wakacje! Jakieś szczęsliwe chwile! No i czekam na następną notkę... :) asia
OdpowiedzUsuńZ uwagi na przerwę świąteczną i większą ilość czasu wolnego - tzn takiego, którego powinnam przeznaczyć na powtórki do matury - zamierzam nadrobić zaległości na Twoim bloguCóż... notka wybitnie w Twoim stylu - lekka, zabawna i przyjemna. No i z paroma błędami ortograficznymi i literówkami, których nie chciało mi się jednak wyławiać, kopiować i wklejać. Ja też mam wolne. A co.Przejdźmy więc dalej, dalej... najpierw jednak pójdę po herbatę bo bez tego ani rusz :)Do zobaczenia w następnej notce
OdpowiedzUsuń