Jej własny raj cz.2

Weszła za mężczyzną do domu, przymykając niepewnie oczy.
- Nie podglądaj – fuknął, obracając się gwałtownie – Zamknij oczy!
- Ale ja go już przecież widziałam… - powiedziała Lily tonem urażonego dziecka – Czemu mam zamykać oczy?!
- Zobaczysz… - zapewnił, prowadząc żonę za rękę. Drzwi zamknęły się z cichym skrzypnięciem.
Przeszli przez korytarz. Z prawej strony minęli drzwi do salonu i kuchni a z lewej, malutkie drzwi do łazienki i pokoju gościnnego. Doszli do końca korytarza i James skręcił w lewo. Przeszedł kawałeczek i zatrzymał się przed drzwiami do sypialni.
Odwrócił się do żony.
- Nie otwieraj jeszcze oczu – poprosił i pchnął drzwi.
Sypialnia była mała i – o czym miała się przekonać Lily – prawie całkiem urządzona.
Ściany, oblepione w beżowej tapecie ( Hm…czyżby Lunio zaprzestał produkcji czapeczek??), Przy ścianie duża, stara szafa z rzeźbionymi kształtami. Duże okno, które wychodziło na ogród i biała firanka.
James przeszedł po pokoju, odsłonił żółtą zasłonkę i otworzył okno. Do pokoju wpadły promienie słońca, oświetlając całe pomieszczenie.
Lily zmrużyła oczy.
- Już – powiedział dumnie Potter.
- O jej!! Skąd… jak!? Przecież…
- Dom od tygodnia jest nasz – przypomniał Potter – Poprosiłem o pomoc mugolską organizacje…
- Firmę – wtrąciła odruchowo.
- Zgadza się. Twoja mama, pomogła wybrać kolory – kontynuował – Dobrze jest?
- Są śliczne… - powiedziała cicho Lily – A szafa?
- To już Huncwocka tajemnica – odrzekł Potter szczerząc się szeroko – Podoba się?
- Bardzo! Tu jest cudownie!! – Jęknęła z zachwytem – Cudownie!!
- Wiesz… - zaczął Potter, drapiąc się niezręcznie po głowie – że będziemy teraz mieszkać w mugolskiej dzielnicy?
- No wiem… - powiedziała Lily poczym wzruszyła ramionami – Po prostu trzeba będzie trochę bardziej uważać. Nie jesteśmy jedyną rodziną czarodziei, która mieszka w nie magicznej dzielnicy.
- Tak wiem. Ale… trzeba będzie przygotować jedną wersję. Nie wydje mi się by nikt nie zauważył że…
- Jesteś tradycjonalistą – powiedziała szybko Lily – Twoje chore upodobania. Chyba, że wolisz się unormalnić.
- O nie! – Krzyknął gwałtownie – Bardzo lubię nasze nienormalne życie!! Żadnych mugolskich wynalazków!!
Lily zachichotała. Doskonale rozumiała, niechęć męża. Tak naprawdę, Potter bardzo mało, kiedy miał do czynienia z tym, co mugole uważali za niezbędne.
Nie oznaczało to, że Lily całkiem pozwoliła, by to zniknęło z ich życia. Jednak ich „Unomarlnienie” ograniczało się najczęściej do wykonywania pewnych czynności ręcznie.
James, tymczasem widział mugolskie urządzenia, jedynie u Pani Evans, lub ewentualnie na wystawie sklepów.
Kobieta jak dziś pamiętała, gdy pewnego dnia, odwiedzili jej matkę w domu i przeszli do salonu, gdzie był włączony telewizor. James uchylił lekko usta, spytał niedyskretnie Lily co to jest, a następnie oznajmił że nie rozumie dlaczego mugole więżą tych małych ludzików w tych dziwnych pudłach.
Kobieta nie zapomniała również, jak długo James próbował złapać zasadę działania telefonu i jak bardzo bronił się przed tym by i u nich go zainstalowano. W końcu się poddał, jednak takowy nigdy nie został założony.
Jedno było pewne – Potter był kompletnie niedostosowany do życia wśród Mugoli. I – trzeba być tego świadomym – wcale nie był zadowolony z nadchodzących zmian.
- Czyli stawiamy na zatwardziałego tradycjonalistę? A może oszczędność? Chyba, że powiemy, że jesteśmy grupą teatralną i łapiemy wprawę w życiu według średniowiecznych zasad…
Potter zaśmiał się widząc jak Lily siada na drewnianym krześle i patrzy na niego z zainteresowaniem.
- Podoba mi się to z grupą teatralną – powiedział po chwili namysłu, a Lily wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- A może, powiemy, że do tej pory żyliśmy jako odludki na fermie kur?
- Dlaczego kur? – Spytał, unosząc brew – Jest tyle zwierząt a ty wybrałaś kury!
- Bo krowy są za duże. Koni się boję a świnie śmierdzą – wyjaśniła, wzruszając ramionami – Kury są idealne.
- Obojętne, co powiemy – stwierdził Potter – Byleby było tak jak jest.
- Nie jesteś zbyt otwarty na zmiany – zauważyła Lily wstając – a ja mam złą wiadomość.
- Tak…?
- Praca. Nie będziesz mógł się teleportować. Zbyt dużo ludzi by to zauważyło – powiedziała Lily – Autobus.
- O nie! – Powiedział cofając się gwałtownie – Nie ma mowy! Nie! Nie! Nie!! Nigdy! Zapomnij! Nie!
- Będziesz chodził na piechotę? – Spytała ironicznie – O! A może zrobisz prawo jazdy?
- Lily!? Ty żartujesz, prawda?? Ja i samochód?
Wzruszyła ramionami.
- Nie będzie tak źle. To tylko na pewien czas… Są zabezpieczenia antymugolskie, ale to trochę potrwa, zanim je założymy… No…
- Nie będę jeździł autobusem! Tam śmierdzi… - powiedział kręcąc głową – Pamiętasz, co było jak ostatnio jechaliśmy? To prawie godzina drogi i…
- Biedny… - mruknęła – ale… wiesz…tak naprawdę, to może samochód nie jest takim złym pomysłem. Sam mówiłeś, że wiele osób z nich korzysta.
- Wolę być uznanym za tradycjonalistę – uciął krótko – Pojdę na wszystko, ale do pracy przenoszę się Fiuu.
Zamyśliła się.
- Uparty jesteś. Ale masz rację, chyba przesadzam. Tu jest pięknie… - dodała podchodząc do okna i wyjrzała przez nie na ogród – Przenieśmy się już tu. Nie chcę wracać do domu…
- Już niedługo – powiedział podchodząc do kobiety i objął ją w pasie układając brodę na ramieniu żony.
- Wiem…Kocham cię, wiesz? – Spytała odwracając głowę tak, że ich twarze znalazły się naprzeciwko siebie.
- Wspomniałaś o tym…
- Będziemy tu szczęśliwi, prawda? – Spytała po chwili, odwracając się do męża – Czuję to…
- Pewnie, że tak.
- To będzie nasze ziemskie niebo… prawda?
***
Trzymała w dłoni pogiętą kartkę, marszcząc brwi. Nie była pewna, czy chce ją czytać. Doskonale wiedziała, do kogo należy ten charakter pisma. Chodź minęło już tyle lat, rozpoznała by je wszędzie.
- Co się dzieje?
Nie zauważyła, gdy drzwi uchyliły się cicho i do sypialni wszedł Remus. Zatrzymał się gwałtownie mierząc ją niepewnym spojrzeniem.
-Nic… - powiedziała nadal wpatrując się w kartkę – To… Ja… nieważne.
Uniósł brwi a kobieta jęknęła.
- Nie wiem. Nie wiem, czy otworzyć.
- Od kogo?
- Nie jestem pewna. Wydaje mi się że…- zawahała się – od koleżanki.
- Więc?
Westchnęła. To było bardzo skomplikowane. Nie była pewna, czy chce do tego wracać. Drżącą ręką rozerwała kopertę. Na jej kolana wypadła żółta kartka.
- Zaproszenie – powiedziała cicho – Na zjazd… Wakacyjna szkółka muzyczna. Rodzice zapisali mnie do niej, gdy nie wiedzieli co ze mną robić w wakacje… Było bardzo miło.
- Pojedziesz??
- Nie… nie wiem…
***
- Jesteś pewien, że nie chcesz ze mną iść? – Spytała, upinając włosy – Będzie mi smutno samej.
- To są twoi znajomi, nie ma sensu żebym tam był. Będę się źle czuć – powiedział, siadając na fotelu i przekrzywił głowę patrząc na żonę.
- Nie tylko. Ja znam tylko Alice – powiedziała, szukając wzrokiem kol
czyków – I my też nie widziałyśmy się od lat. Ostatni raz widziałam ją, gdy byłam…w IV klasie! Przez tydzień, w wakacje!!
- Wy kobiety choćbyście się pół wieku nie widziały, znajdziecie temat – zauważył mężczyzna, a Cristin posłała mu wrogie spojrzenie – wiesz, że tak jest!
- No, może… Czyli mam iść sama?
- Baw się dobrze.
- Wrócę szybko. Obiecuję.
**
Miał racje. Wśród obecnych ludzi, od razu dostrzegła znajome twarze. Już po chwili, wszyscy siedzieli w jednym gronie, opowiadając o tym jak żyją i wymieniając się fotografiami bliskich i adresami.
Kobieta nie zauważyła, jak na dobrej zabawie minęły dwie godziny.
- Trojaczki? – Powtórzyła Alice, patrząc na nią znad okularów – żarty sobie stroisz??
- Mówię bardzo poważnie – zapewniła kobieta – Trojaczki.
- Ja się nie dziwię – powiedziała Helen, wzruszając ramionami – Ona zawsze chciała mieć dużo dzieci. Przynamniej trójkę, dobrze pamiętam??
- Tak – Zgodziła się kobieta, biorąc łyk z kieliszka – Najwyżej szóstka.
- Ja nie narzekam. Mam dwoje i nigdy więcej! Wystarczy, to diabły wcielone!
Kobiety zaśmiały się.
- Patrzcie, parzcie. Nasz przystojniak idzie – powiedziała z uśmiechem Helen, odgarniając włosy z czoła – dacie wiarę, że jest sam??
- Wolny strzelec. Cały Arthur ….
- Arthur? – Spytała ostro Cristin – TEN Arthur?
- Ten sam – powiedziała Alice wzruszając ramionami.
- Myślałam, że wyjechał do Berlina i…
- Bo wyjechał – zgodziła się Helen – Ale wrócił. Pani Welling nie czuję się ostatnio dobrze i… Co ty robisz?
- Muszę iść – powiedziała kobieta, odstawiając kieliszek – Zapomniałam, że… muszę iść. Przepraszam, napiszę. Do zobaczenia.
- Ale Cristin przecież… jest dopiero ósma… - dokończyła Helen, ale kobiety już nie było.
- Nie patrz tak na nią – fuknęła Alice – Ma prawo nie chcieć go widzieć. Ja bym nie chciała… nawet jeśli minęło tyle lat.
***
Nie podoba mi się. Wcale. Nic a nic.
Teraz sprawy organizacyjne.
Monia: Nie doszło do mnie nic. Wysłałam ci wiadomość o notce. Nie wiem, dlaczego nie dochodzi. Napisz mi swój numer ( tu lub na emaila, jeśli wolisz), być może mam zły.
Jeśli chodzi o spacje – to niezależne ode mnie. Onet sam coś przestawia, próbowałam to usunąć, ale nic nie daje. Mam nadzieję, że z czasem minie, jeśli nie, zgłoszę błąd.   

Komentarze

  1. Świetnie, świetnie, świetnie ! Podoba mi się. Ale nie podoba mi się to co chcesz zrobić później.. Już Ci mówiłam.. Jesteś okrutna xP

    OdpowiedzUsuń
  2. Super notka xD Tylko czemu James jest az tak niechętny do mugolskich rzeczy? ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Lily spoko nocia prosze o powiadomienie jak zawsze o nowej notce na ten nr gg:5944671 lyub na ten e-mail anaw27@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. A no pewnie masz zły numer xDAlbo ja mam też twój zły xDBo mi się tamte gg zablokowało, no, ale trudno wyślę ci na e-maila.Co do notki ciekawa jestem dlaczego Cristin uciekła przed tym Arthurem...Byli w przeszłości parą czy jak? Idę do następnej notki, bo mam opóźnienie!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Instynkt

Zburzony zamek...

Bielizna