Jej własny raj cz.1

Tak. Napisałam. I znów opisy. Mało, ale są. Ostania część notki – jestem z niej bardzo zadowolona. Starałam się opisać wszystko jak najdokładniej i myślę, że mi się udało. Po prostu mi się podoba.
Notkę dedykuje Poetce – za motywację i Gracji – za to, że mnie rozśmieszyła dwa dni temu i do tej pory nie skończyłam tego, co pisałam. Więc poniekąd notka też jest dzięki niej :P

Nie myliła się. Lupinowie przyjechali w kilka minut po tym, gdy zegar wybił dwunastą. Pierwszą rzeczą, jaką Lily zauważyła był to rozpromieniony wyraz twarzy przyjaciółki. Już na pierwszy rzut oka, widać było, że nie tylko ona, jest w wyśmienitym humorze. I Potter była pewna, że zasługę w tym przyniosła koronkowa bielizna.
Gdy Państwo Lupin pojawili się u progu domu Potterów, pierwszymi osobami, które ich przywitały były trojaczki. Cała trójka, w zadziwiającym jak na swój wiek tempie, rzuciła się na rodziców. Po bardzo długim przywitaniu, nadeszła pora na salwę opowieści. Dziewczynki przekrzykiwały się nawzajem starając się przekazać rodzicom jak najwięcej za jednym razem.
Chwilę potem, dołączył do nich Matt, który, chodź nie umiał mówić, również rzucił się na rodziców mówiąc coś w niezrozumiałym dla nikogo języku, piszcząc co chwilę z radości. Przez głowę Pottera przeszła myśl, że malec relacjonuje im dokładnie jak rzucił w wujka kanapką.
Oboje posłuchali przez chwilę próbując zrozumieć, co chcą powiedzieć, aż w końcu Cristin odważyła się odezwać.
- Dziewczynki – powiedziała głośno, przekrzykując wrzawę. Cała trójka umilkła, wpatrując się w matkę, podczas gdy Matt nadal mówił w swoim własnym języku – Matt.
- Buu – odpowiedział cicho chłopiec, przekrzywiając główkę. James widząc minę malca, wsadził sobie pięść do ust i oparł się o ścianę, by nie upaść. Lily rzuciła mu surowe spojrzenie ale nic nie powiedziała.
- Opowiecie nam wszystko w domu. Idźcie, sprawdźcie czy wszystko macie, a my porozmawiamy chwilę.
Cała trójka kiwnęła głową i wbiegła po schodach. Lily w milczeniu kiwnęła do Harryego a ten, chodź niechętnie, wziął Matta za rączkę i zaczął wprowadzać na górę.
- Jesteś pewna tego co zrobiłaś? – spytał Lupin, patrząc niepewnie w stronę schodów.
- Daj spokój, nic im nie będzie. Po za tym, jest z nimi Harry.
- Nie o tym mówię – mruknął Lupin – Jesteś pewna, że przetrzymasz jak będą ci relacjonować wszystko w domu? To były trzy, bardzo długie dni.
- I pełne atrakcji – dodał James szczerząc się w uśmiechu. Lily zaśmiała się lekko widząc niezbyt zszokowaną minę Lupina.
- Damy radę – zapewniła Cristin klepiąc męża po ramieniu.
- Ty na pewno. To mi będą opowiadać.

Krzątała się po kuchni, szukając filiżanek. Cristin obserwowała to z rozbawieniem, siedząc na krześle.
- Dlaczego nie użyjesz różdżki? – Spytała po chwili, nie mogąc wytrzymać.
- Jest na górze – odpowiedziała kobieta wzruszając ramionami – Nie chce mi się iść. Są.
Wyciągnęła z szafki filiżanki i postawiła je na stole. Rozejrzała się.
- Daj, ja to zrobię – powiedziała szybko Cristin uśmiechając się szeroko.
- Dzięki. To teraz, mów jak było.
- Normalnie – powiedziała kobieta wzruszając ramionami, jednak na jej twarzy pojawił się cień tajemniczego uśmiechu – A jak miało być?
- Terefere – zaśmiała się Lily – takie kity, możesz wciskać Jamesowi a nie…
- Nie zaczynaj z ciocią Lily! – Ostrzegła Cristin odwracając się gwałtownie. Lily zmierzyła ją surowym spojrzeniem a kobieta szybko odwróciła głowę, by ukryć rumieniec.
- Czy ty się rumienisz? – Zapytała podejrzliwie Potter, wstając i podchodząc do przyjaciółki.
- Nie – odpowiedziała szybko. Za szybko. Na twarzy Lily pojawił się szeroki uśmiech.
- Rumienisz się – powiedziała pewnie, próbując dojrzeć twarz przyjaciółki, która szybko odwróciła głowę – Ty się rumienisz!!
- Wcale nie. Dziewczynki bardzo dawały wam popalić? – Spytała szybko, chcąc zmienić temat. Złapała za filiżanki z herbatą i przeniosła je na stół.
- Nie zmieniaj tematu! – Fuknęła Lily, siadając obok przyjaciółki. Cristin zaplotła nerwowo palce – Nie myśl, że uwierzę, że przed dwa i pół dnia, spacerowaliście po plaży i budowaliście zamki z piasku!!
Cristin parsknęła śmiechem i znów się zarumieniła.
- Budowaliście? – Spytała zszokowana Lily, a Lupin wzruszyła ramionami, cała czerwona, powstrzymując śmiech.
- Nie wyjdziemy stąd, dopóki mi nie powiesz, co i jak!
- No, co mam ci mówić?! – Spytała nerwowo kobieta, nadal się śmiejąc – Było bardzo miło, to wszystko.
- A bielizna? – Spytała Lily, biorąc łyk herbaty.
- Bawełniana, dziękuję. – Mruknęła Cristin wystawiając język.
- Założyłaś!!
- Może – powiedziała obojętnie, odwracając wzrok, a na jej twarzy pojawił się tajemniczy uśmiech.
- Założyłaś!!
Nie odpowiedziała, oglądając z zainteresowaniem paznokcie.
- No powiedz coś! – Powiedziała zniecierpliwiona Lily, zniżając głos do szeptu. Patrzyła na nią świdrującym spojrzeniem, chcąc namówić przyjaciółkę do mówienia.
- No dobra założyłam i co z tego? - Powiedziała pełnym wyrzutu tonem, a na jej policzki po raz kolejny wstąpił purpurowy rumieniec. Lily klasnęła z zadowoleniem w ręce.
 – Wiedziałam! I co?
- Nie myśl sobie, że ci powiem! – Zaśmiała się kobieta, odgarniając włosy z twarzy. Lily uniosła brwi w wyrazie powątpienia i łyknęła herbaty, rzucając jej znaczące spojrzenie.
- Tak myślisz…?

- I? – Spytała Lily, poczym ugryzła ciasteczko.
- I tyle – powiedziała Cristin drapiąc się w brew – Naprawdę.
- Dobrze, już dobrze. Nie naciskam – odpowiedziała szybko Lily – Ale nie zaprzeczysz, że pomysł był dobry.
- Z wyjazdem czy bielizną? – Spytała Lupin, marszcząc brwi.
- Z jednym i drugim – odpowiedziała takim tonem, jakby to było oczywiste.
- Odnoszę wrażenie, że ciąża bardzo dziwnie na ciebie działa…- powiedziała powoli Cristin a Lily pokiwała żwawo głową.
- Wiem. Też to zauważyłam.
Zaśmiały się i zapanowała chwila milczenia.
- Lily… powiedz mi, przeszło ci już z tą przeprowadzką? – Spytała po chwili milczenia, patrząc uważnie na kobietę. Ta uśmiechnęła się.
- Nie. I wszystko wskazuje na to, że boże narodzenie spędzimy już w nowym domu.
Lupin westchnęła a po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- To rozsądne? Tamten dom jest mniejszy, będziesz mieć dalej do pracy i…
- Nie wracam do pracy – przerwała jej Lily – I wcale nie jest mniejszy. Ma po prostu jedną kondygnację. Dlatego wydaje się mniejszy.
- No dobrze. Możliwe. A remont? Sama powiedziałaś, że wymaga remontu.
- W środku trzeba po prostu odświeżyć ściany i podłogi. Zdążymy przed zimą.
- A od zewnątrz? – Spytała, marszcząc brwi – Te ściany długo nie wytrzymają.
- To tylko tynk &#8211
; zapewniła kobieta - Skonsultowałam to, z kim trzeba. Na razie nie są to uszkodzenia aż tak duże, żeby miały zaszkodzić.
- No nie wiem… - mruknęła kobieta.
- Nie chcę tu długo zostawać. W tym domu zbyt wiele się wydarzyło.
Lupin uśmiechnęła się ale pokiwała głową na znak zgody.
- Tak. Wydarzyło się dużo…

Uścisnęła mocniej dłoń męża. Potter zaśmiał się pod nosem i pchnął furtkę. Ta zaskrzypiała cicho, powoli się otwierając.
Wymienili znaczące spojrzenie i Lily weszła przodem. Przed nią rozlegała się mała dżungla. Obrośnięty przez wysoką trawę teren wokół domu łączył się z ogrodem i częścią tarasu. Pośrodku małej posiadłości, stał niewielki, biały domek z czerwoną dachówką ( nie pytajcie, czemu). Do drzwi, które znajdowały się centralnie, prowadziła wydeptana, lekko dostrzegalna ścieżka. Kobieta ruszyła powoli przed siebie rozglądając się z uwagą.
Minęła drzwi frontowe i zboczyła ze ścieżki. Trawa sięgała do jej kolan, lecz była bardzo rzadka i przestanie się przez nią do murowanej części tarasu, nie stanowiło zbyt dużego problemu.
Zatrzymała się, w momencie, gdy jej stopy natrafiły na marmurowe płytki.
Rozejrzała się dookoła. Taras, na którym była, znajdował się z bocznej strony budynku. Z domu prowadziły na niego dwuskrzydłowe, podwójne drewniane drzwi z dużymi szybkami, przez które widać było werandę. Po obu stronach wejścia, wbudowane były okna ciągnące się na prawie całą ścianę domu.
Taras był dość krótki, zbudowany z białych, marmurowych płytek. Cześć z nich była pęknięta, w kilku miejscach brakowało malutkich fragmentów.
Widok z tarasu padał na trawy, którymi obrośnięta była działka. Tuż przy płocie, wyznaczającym granice posiadłości, rosły duże krzaki róż. Kwiaty, które ktoś w brutalny sposób połamał, zwisały smętnie kielichami w dół. Duża część płatków opadła na ziemie, tworząc wokół miękki dywan z płatków.
Lily ruszyła w stronę krzaków. Zatrzymała się w odpowiedniej odległości, by móc dotknąć tych kwiatów, które jeszcze nie opadły.
Wyciągnęła ręce i bardzo powoli i delikatnie, zaczęła obrywać połamane gałązki. Wybierała te, które miały chodź minimalną szanse na przeżycie w wazonie.
Gdy skończyła, ułożyła je w bukiet i zawróciła w stronę tarasu. Położyła kwiaty na posadzce, i powoli zwróciła się w stronę ogrodu.
Jej serce zabiło mocniej. Ogród zajmował największą część działki i wydawał się być najbardziej zadbany. Trawa była krótsza i mniej niesforna niż ta przy frontowym wejściu. Tam, gdzie trawa była najrzadsza i najkrótsza rosły polne kwiaty. Przy ścianie domu, zaledwie o stopę od okna, rosły dwa rozłożyste krzaki jaśminu.
Niewiele dalej, pod ogrodzeniem, stało kilka jabłoni. Duże, rozłożyste drzewa zajmowały znaczą część lewej części ogrodu. Gdy Lily przeszła kawałek w ich stronę zauważyła, że drzewa znajdują się również po drugiej stronie domu.
- James! James!! – Krzyknęła, z zachwytem podchodząc do drzew. Usłyszała szybkie kroki i już po chwili do ogrodu wpadł zdyszany Potter.
- Co się stało? – Spytał, łapiąc oddech.
- Spójrz, czy tu nie jest wspaniale? – Spytała, wskazując ręką na posiadłość – Widzisz, jabłonie! – Dodała z zachwytem i stanęła na palcach. Podskoczyła kilka razy, próbując zerwać jabłko najbliżej niej, jednak niedosięgła. Potter zaśmiał się widząc jej niezadowoloną minę i sam sięgnął do gałęzi.
- Proszę – powiedział, podając jej owoc i rozejrzał się dookoła – Faktycznie, robi wrażenie.
- Tam będzie stół – złapała go za dłoń i przeciągnęła na środek ogród, wskazując ręką na taras -Taki duży, drewniany. I ławka. W lecie, będziemy jeść tam śniadanie. I może kolacje? A tam – obróciła się na pięcie i wskazała na część ogrodu porośniętą największą trawą – Postawimy huśtawkę. Taką dla dwóch osób. Będziemy się na niej bujać wieczorami. Tutaj – zaprowadziła go powrotem pod jabłoń – Będziemy siedzieli, gdy będzie padało. Są grubo rozłożone gałęzie, deszcz nas nie dosięgnie. Zawsze chciałam siedzieć pod jabłoniami. A widzisz tamte róże? – Spytała i nie czekając na odpowiedzieć mówiła dalej – Zajmę się nimi. Są bardzo połamane, ale za rok będą cudowne. Takie duże i pełne. A…
- Lily – przerwał jej szybko mężczyzna, uśmiechając się lekko.
- Tak kochanie?
- Myślę, że huśtawka powinna stać tu – powiedział poważnie, wskazując na obszar kilka stóp dalej od jabłoni – będziemy mogli obserwować dzieci, jak będą się bawić.
Lily uśmiechnęła się szeroko.
- Tam – dodała, wskazując na trawę tuż przed domem.
- Tam.



Komentarze

  1. Jestem piersza Super nocia :) czekam na kolejną

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ty to robisz, że każda notka jest lepsza od poprzedniej? ;)) Nie przepadam za opisami szczerze mówiąc, ale twoje są takie jakieś, że się przy nich normalnie rozpływam xD

    OdpowiedzUsuń
  3. ~biebroneczka10 lipca 2008 02:23

    notka jak wzykle zarąbista nie mogłam sie oderwać zazdroszcze potterom tego nowego domku dla takich widków żaden remont by mi nie przeszkadzał :P

    OdpowiedzUsuń
  4. iloncia08@buziaczek.pl10 lipca 2008 05:05

    No nareszcie notki upragnione i jak zwykle świetne czekam na nastepne ;):*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka ja z bloga www.zanim-umre-emo.blog.onet.pl Bardzo fajne opowiadanko:):) juz cale przeczytalam hehe:):):) bede wpadac czesto pisz szybko nowa noteczke

    OdpowiedzUsuń
  6. Biedny Lupin... wysłuchać sprawozdania z trzech dni, wygłoszonego przez własne dzieci? Małe dzieci, którym buzia dosłownie się nie zamyka? Współczuję mu... A Lily to nie jest zbyt ciekawska? :) Ogólnie to notki nie mam zastrzeżeń (tylko jedno: spacje między wyrazami), tylko coś Blacków mi tu mało :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Super notks XD W tym ogrodzie musi być naprawde pęknie ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Biedny Lunio, zostać skazanym przez własną żonę na wysłuchanie relacji swoich córek o ich pobycie u Potterów to już przesada. Co on takiego zrobił Cristin podczas tego wyjazdy?? :) A Lilli i Rogaczowi to normalnie zazdroszczę tego domku. Pisałaś że trochę za dużo opisów, mi wcale nie przeszkadzały. Przyznam szczerze że gdy czasami czytam jakąś książkę w której jest za dużo opisów to je pomijam, a u ciebie te opisy czyta się tak lekko i przyjemnie. Czekam na następna notkę. Trzymaj się.:*

    OdpowiedzUsuń
  9. the_marauders@op.pl14 lipca 2008 13:01

    Witaj! Przepraszam za SPAM, ale nie będzie on z tych, które próbują rozsławić bloga. No... może nie do końca ;p Otóż założyłam blog o moich ulubionych postaciach z HP - Huncwotach. Pomyślałam, ze byłoby ciekawiej, gdyby ów blog prowadziło kilka osób, wiec rozpoczęłam poszukiwania współautorów. Jeżeli moja propozycja Cię zainteresowała zapraszam na www.tylko-huncwoci.blog.onet.plSerdecznie pozdrawiam i czekam na odpowiedź.PS: Nie zrażaj się wyglądem bloga, jeszcze nie wiem czy coś z tego wyjdzie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. No nieNie powiadomiłaś mnie o notce, ty, ty !!Świetna zabawa, nie ma co doprowadzic mnie do złości.No cóż będę taka łaskawa i wybaczę ci ten nietakt ;pNotka jest fajna, ale jak dla mnie za krótka i trochę mało się dzieje.Ja tam nie rozumiem czemu Lily tak zachwyca się tym ogrodem...Ale może dlatego, że mam alergie na rośliny xDCiąża naprawdę źle na nią działa xDD Coś mi się wydaje, że to dziecko będzie bardzo żywe i gadatliwe xDDJak wypytywała biedną Lupinke, a ta nie mogła nadążyc z rumienieniem się buahaha xDDA tak a'propos robili zamki z piasku? ;D xDD Buhahaha xDNie no z zamków z piasku nie należy się śmiac, może je robic, każdy w każdym wieku Pozdrawiam! I czekam na news, o którym mam nadzieję, mnie powiadomisz!Pisałam do ciebie na gg udowodniając, że to ja (teraz mnóstwo osób się z kogoś podaje), żebyś mnie powiadamiała, dostałaś te wiadomości? Bo sama nie wiem. Odpowiedz.Bye, byeeee słonecznych dni!!!Monia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Instynkt

Zburzony zamek...

Bielizna