Czy TY jesteś zazdrosny!?

 

 

- Dobra…  - zaczęła Lily, stawiając filiżankę z herbatą na stoliku i siadając naprzeciwko – Mam rozumieć, że spotykamy się tu bo…?
- Bo Liz i Patsy tak zarządziły – wyjaśniła kobieta – Swoją drogą, kiedy ostatnio widziałaś się z Ann?
- Kilka tygodni temu. Jest u rodziców – odpowiedziała wgryzając się w ciastko z kremem.
- Idą… - pokazała Lupin, gdy drzwi od kawiarenki się otworzyły i do środka wkroczyła Liz, a z nią Patsy, która wyraźnie się z czegoś śmiała.
- Co wam? – Spytała Lily, ocierając twarz z lukru – Ciasteczko?
- Nie, dziękuję. Do tej pory nie odzyskałam figury sprzed ciąży – powiedziała kwaśno Liz i usiadła naprzeciwko Potter.
- Z czego ona się śmieje? – Spytała, Cristin, która przez cały czas obserwowała chichoczącą Patsy.
- Nie wiem – odpowiedziała szczerze Liz – spotkałyśmy się i już się śmiała. Nie wiem, co jej jest.
- Patsy! Ziemia do Patsy! – Lily zamachała kobiecie przed oczami, a ta wybuchła jeszcze większym śmiechem – Nie mogę z nią! To może powiesz nam, dlaczego tak długo się nie widziałyśmy?
Kobieta zaśmiała się jeszcze głośniej.
- Trzeba poczekać, chyba musi się wyśmiać… - postanowiła Liz, poczym zwróciła się do Lupin – Jak było na tym zlocie?
- Kiepsko… - powiedziała kwaśno kobieta – Ale nie spodziewałam się niczego innego. Dużo ludzi, dużo wspomnień. Nic wartego uwagi.
- No nie mów, na pewno musiało się coś wydarzyć – zachęciła Liz, zatrzymując wzrok na ciastku, leżącym na talerzyku Lily.
- Może jednak? – Spytała Potter, podstawiając jej pod nos łakocia.
- Nie. Zabierz to ode mnie, to bomba kalorii.
- Jaki zlot? – Spytała Patsy, opanowując śmiech.
- Żyje!- Zawołała Lily z uśmiechem – Co to było?
- Nie wiem. Mam tak od rana… - powiedziała kobieta, marszcząc brwi – To, jaki zlot?
- Wakacyjnej szkółki muzycznej – mruknęła Cristin – Naprawdę, nie działo się nic godnego uwagi. Tak naprawdę mało, kto się bardzo zmienił…
- Właśnie… Powiedz jak to jest. Nigdy nie mówiłaś nic o okresie zanim się poznałyście. Nie wspomniałaś o znajomych z okresu dojrzewania. A przecież na pewno ktoś był!
- No byli. Ale nie były to wielkie przyjaźnie – powiedziała obojętnie Lupin wzruszając ramionami – Jedna, jedyna przyjaciółka, jaką miałam z piaskownicy, zachowała się podle i od tamtej pory ograniczamy się do dzień dobry, gdy zobaczymy się na ulicy.
- Chłopak? – Spytała Patsy, piorunując ją spojrzeniem – W wieku szkolnym tylko donosicielstwo i chłopak jest w stanie zniszczyć więzi przyjaźni.
- Tak… No, ale koniec tematu. To już teraz nie ma dużego znaczenia. A powiesz mi, dlaczego ostatnio tak rzadko się widzimy?
Patsy zarumieniła się lekko.
- Mamy trochę na głowie – powiedziała wymijająco – Nie było za bardzo, kiedy.
- To znaczy? Co macie na głowie?
- Wolę nie zapeszać – wzruszyła ramionami – Jeszcze się nie uda…
Wymieniły pytające spojrzenia, poczym spojrzały na blondynkę.
- Nie patrzcie tak na mnie! Nic wam nie powiem… nie teraz.
- No dobra. Powiedzmy, że to wystarczy. Wiecie, co? Zjadłabym lodów…
- O nie! – Powiedziała szybko Liz – Żadnych lodów! Roztyję się i mnie mąż zostawi. Mowy nie ma!
Kobiety zaśmiały się.
- Nie musisz jeść – zauważyła Patsy – Ja bym się skusiła.
- Popieram – dodała szybko Cristin – Jesteś w mniejszości, idziemy.
***
- Poczekaj – powiedziała Liz, zatrzymując się gwałtownie – Tradycjonalista?
- Tak – zgodziła się Lily – Tradycjonalista. Nie wiem, nie widzę tego.
- Ja też… wiesz, są ludzie dziwni i w ogóle, ale… No nie wiem. Wydaje mi się, że chociaż trochę powinniście…
- Stwarzać pozory normalnych – wtrąciła Patsy – Ona ma rację.
- Wiem! Tylko, że mój mąż, wcale tego nie rozumie – jęknęła kobieta – Po za tym, jak pomyślę o tym, że musiałby się do tego przyzwyczaić i pojąć, na czym to wszystko polega, to… On uważa, że telewizja jest niehumanitarna!
- Niehumanitarna? – Powtórzyła Liz – Telewizja?
- Liluś, to jest niehumanitarne! Jak można trzymać tych małych ludzików w takich pudłach! – Powiedziała, idealnie naśladując ton męża. Zaśmiały się wszystkie, zatrzymując przy budce z lodami.
- Ja go trochę rozumiem – powiedziała po chwili Cristin – Jest z domu czarodziejów. Zupełnie inaczej patrzy na to, jak wy…
- Wiem. To bywa nawet zabawne. Uwierzysz, że do tej pory potrafi pokazać na coś na wystawie i zapytać tak, że wszyscy go słyszą: Lily,do czego to służy?. Truskawką i czekoladową – dodała do sprzedawcy wskazując na gablotę – Dziękuję.
- Przejdzie mu. Zobaczysz…
***
Przejrzała dokładnie wszystkie dokumenty, zamknęła teczkę i włożyła ją do torebki.
- Mamo, ja idę – powiedziała wchodząc do kuchni. Cmoknęła w policzek Amel, która siedziała w dziecinnym foteliku. Dziewczynka podniosła wzrok.
- Mama!!
- Niedługo wrócę – zapewniła czochrając włoski dziewczynki i spojrzała na własną matkę.
- Dacie sobie radę?
- Tak. Idź już, bo się spóźnisz. Powiedzenia!
- Nie dziękuję.
***
-  Dziękuję – powiedziała kobieta z uśmiechem biorąc od matki książkę – O to mi chodziło.
- Nie ma, za co. Wiesz… Był tu ktoś. I pytał o ciebie – powiedziała ostrożnie, obserwując córkę. Twarz Cristin stężała natychmiast, a Remus, który siedział obok podniósł nieznacznie głowę z nad filiżanki.
- Kto? – Spytała głucho kobieta, zaglądając do książki podanej przez matkę. Zagryzła nerwowo, starając się uniknąć wzroku pani Robertson.
- Arthur – powiedziała krótko, obserwując reakcje córki. Remus uniósł głowę.
- Słyszałam, że wrócił – stwierdziła sucho kobieta – Co mu powiedziałaś?
- Że cię nie ma, i nie wiem kiedy będziesz. Powiedział, że jeszcze przyjdzie.
- Nie mam ochoty się z nim widzieć – powiedziała kobieta, tonem, którego używała, gdy chciała uciąć rozmowę – Może zrobię herbaty??
- Co, jak przyjdzie znów? – Drążyła nadal kobieta – Co mam powiedzieć.
- Ze nie chcę go widzieć. Chcesz herbaty?? – Zapytała rozdrażniona, dość nie grzecznym tonem. Kobieta kiwnęła głowę i wstała.
- Ja zrobię.
- Co to za Arthur? – Spytał, Remus, siląc się na obojętny ton.
- Kolega ze szkoły – powiedziała Cristin – Nie mówmy o tym.
***
Biegła szybko korytarzem, wyciągając w pośpiechu teczkę. Zatrzymała się gwałtownie i poczuła jak na kogoś wpada. Upadła na ziemię a teczka rozpięła się i cała jej zawartość wyleciała na podłogę.
- Przepraszam – usłyszała męski głos. Podniosła się, nie zaszczycając go spojrzeniem i zabrała się za zbieranie dokumentów. Mężczyzna również zaczął je zabierać, cały czas patrząc na kobietę. Odgarnęła włosy z twarzy i sięgnęła po ostatnią kartkę dokładnie w tym samym momencie co on. Ich dłonie się dotknęły i kobieta szybko cofnęła swoją, zakłopotana podnosząc głowę - Przepraszam – powiedziała cicho.
- Nie szkodzi – odpowiedział podając jej dokument – Stara się pani o pracę?
- Tak – powiedziała cicho, zabierając kartkę i wkładając ja do teczki. Nieznajomy podniósł się i podał jej dłoń. Zawahała się poczym bardzo powoli podała mu swoją.
- Dziękuję – powiedziała, czując jak na jej twarz wstępuje rumieniec.
- Nie ma, za co – odpowiedział uśmiechając się szeroko – I życzę powodzenia.
- Dziękuję – powiedziała, ale mężczyzna już się oddalił. Spojrzała za zegarek – będzie mi potrzebne.
***
- Może powinnam im powiedzieć? – Spytała, unosząc wzrok na męża.
- Po co? Jeszcze nie ma, czego – stwierdził z lekkim uśmiechem, głaszcząc siedzącą na jego kolanach kotkę.
- No nie ma…Jeszcze nie ma… A jak nie będzie?
- Z takim nastawieniem, to rzeczywiście szanse są minimalne – fuknął Peter – Trochę wiary.
- Wiem… wiem… - powiedziała cicho, przymykając oczy – Widać jestem zbyt niecierpliwa.
- Jesteś. Bardzo.
Wstała, odrzucali włosy do tyłu i spojrzała na niego zalotnie.
- No, może i jestem. Ale wiem, czego chcę. Teraz.
***
- I jak ci poszło? – Pani Winter spojrzała na nią pytająco, podczas gdy Amel podbiegła do matki krzycząc radośnie.
- Strasznie. Ledwo zdążyłam a potem… katastrofa.
- Przyjęli cię? – Spytała, prowadząc córkę do kuchni.
- Tak – powiedziała uśmiechając się smutno- na okres próbny.
-, Więc, w czym problem?
- Ludzie tam są tacy… dziwni… - powiedziała cicho, opadając na krzesło – Nie otwarci. Wszyscy są tylko w wirze pracy….
- Na pewno nie. To się zawsze tak wydaje. Od kiedy zaczynasz? – Spytała, stawiając na stole talerz z obiadem.
- Od przyszłego tygodnia. Jak tylko dostanę pierwszą wypłatę, obiecuję zejść wam z karku.
- Nie ma, o czym mówić. Jesteś moją córką, będziesz tu dopóki będzie musiały. I nie ma, ale.
***
- … No, ale ja im obiecałam. Nie dadzą nam żyć. To tylko jeden dzień! – Powiedziała błagalnym tonem, zerkając na niego zalotnie.
- Jeden dzień? Wy i jeden dzień? O tu – wskazał na swoją rękę – Mi kaktus wyrośnie jak wyrobicie się w jeden dzień.
- Pokaż – złapała za dłoń i spojrzała na dłoń mężczyzny – Patrz, o tu coś widzę… - dodała z uśmiechem dotykając paznokciem śródręcza poczym uśmiechnęła się cwanie.
- Bardzo śmieszne…
Urwał, gdy zatrzymała się jak wryta, patrząc jak zahipnotyzowana w punkt kilka stóp od nich.
Przeniósł wzrok w miejsce gdzie patrzyła i zmarszczył brwi.
Tuż przy jednym z domów stał mężczyzna. W nonszalanckiej pozie, oparty o płot rozmawiał zalotnie z kobietę, którą Remus po chwili rozpoznał jako Helen. Przydługa blond grzywka, opadała mu na lewy bok, i mężczyzna, co chwilę dmuchał w nią zniecierpliwiony.
Ubrany w białe spodnie i czarny, dopasowany podkoszulek, powiedział coś do Helen, która zachichotała a jej wzrok padł na Cristin.
- Chodźmy stąd – powiedziała kobieta, jakby wchodząc z transu i obróciła się na pięcie – szybko!
- Cristin? – Mężczyzna w ułamku sekundy znalazł się zaledwie dziesięć stóp od nich. Przymknęła oczy i powoli się obróciła. Na jej twarz wpłynął szkarłatny rumieniec.
- Cześć… - Powiedziała chłodno, unikając wzroku mężczyzny. Ten zdawał się tego nie zauważyć, tak samo jak tego, że Remus patrzy na niego spode łba.
- Szukałem cię. Podobno byłaś na zjeździe??    
- Tak, musiałam wcześniej wyjść. Poznajcie się, to Arthur Welling, mój kolega z czasów szkolnych, a to Remus, mój mąż.
- O! Masz męża, coś takiego… czyli ułożyło ci się w życiu?
- Tak – powiedziała z satysfakcją i poczuła jak mąż obejmuje ją w pasie.
W tym samym momencie zza drzewa wyskoczyły trojaczki krzycząc coś niezrozumiale, ale umilkły widząc obcego w towarzystwie rodziców.
- Dzieci? – Spytał z lekkim szokiem.
- Tak. Margaret, Emily i Amy. No, i Matt – dodała, gdy chłopiec dogonił siostry.
- Duża, rodzina, tak jak chciałaś. Tylko pogratulować.
- Dziękuję – powiedziała oschle – Musimy już iść.
- Rozumiem. Koniecznie musimy się jeszcze spotkać – rzekł z uśmiechem – Minęło ty…
- Nie sądzę, żeby słowo „musimy”, było odpowiednim słowem z ust kogoś, z kim nie widzi się przez ponad dziesięć lat – wtrącił oschle Remus, mocniej obejmując żonę – Zwłaszcza, jeśli ktoś daje dość wyraźnie znać, że nie ma na to ochoty, prawda?
- Całkowita – zgodził się Arthur, całkiem zbity z tropu – Do zobaczenia. Mam nadzieję, że szybkiego.
- Wątpię.
Odwrócił się i szybko oddalił.
- Co TO było!? – Spytała zszokowana, patrząc na Remusa, który nadal obejmował ją w pasie.
- Powinienem zapytać o to samo.
- Nieodpowiednie słowo? Zbyłeś go! Zaraz… ty jesteś zazdrosny! – Powiedziała z podejrzeniem. Zarumienił się.
- Nieprawda – odrzekł krótko – Wcale nie.
- Jesteś zazdrosny!!
- Nie. Niby, czemu miałbym być zazdrosny? Tylko rozmawialiście. – Powiedział obojętnym tonem.
- Mów, co chcesz, ja swoje wiem. Jesteś zazdrosny. – Powiedziała z satysfakcją – Chodźcie.
- Wydawało ci się. Po prostu zobaczyłem, że nie masz ochoty na rozmowę…
- Oczywiście. Chodźmy…
***
Nie pytajcie mnie, co mi się stało. Sama nie wiem. Ostatni akapit notki miałam już gotowy, a sam początek przyszedł mi dość łatwo, więc jest.





 

Komentarze

  1. czyżby Patsy...?a może to chodzi o kotke?! :Ppozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe:D Remus zazdrosny, Ann znajduję pracę:) Wszystko jest git:) I... pisze dziś beznadziejne komentarze. TO nie moja wina... Jakoś dziś mi nie wychodzą. Może lepiej żebym napisała ty lko "fajna notka" ... Eee... Dobra ja tu o tym, ze mi komentarze dzis nie wychodza, a miałam notkę skomentować... To ja lepiej sie juz nie odzywam....

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyżby Patsy i Peter...No wiesz dzieci? xDJa nie mogę xDDNie no to jakoś mi do nich nie pasuje xD Oni sami nie umieją sobie ze sobą poradzić zważając na to, że mają mnóstwo różnych wypadków, a co to mówić o dzieciach xD Co do Cristin i Arthura, to Remus jest zazdrosny! Ha! Spławiłeś go dobrze Remi! Tak trzymaj!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Instynkt

Zburzony zamek...

Bielizna