Voldemort.
Uśmiechnęła się lekko wchodząc do sypialni. Przymknęła nieznacznie drzwi i podeszła od tyłu do męża. Nachyliła się nad nim i musnęła ustami jego policzek.
- Wiesz, że jesteśmy sami? – zapytała cicho, obchodząc męża powolutku.
- Wiem – powiedział spokojnie, obserwując jak powoli siada mu na kolonach. – I co z tym zrobimy?
Wzruszyła ramionami, odgarniając jednocześnie włosy z karku.
- Myślałam, że coś zaproponujesz… - powiedziała cicho, bawiąc się guziczkiem jego koszuli.
- No nie wiem… sam nie wiem… może… - zawahał się przez chwilę. Spojrzała na niego zalotnie, nadal bawiąc się guziczkiem.
- Tak…? – spytała, uśmiechając się tajemniczo – Co?
- Może… - zaczął obserwując jak kobieta nadal drażni się guzikiem koszuli – może… - guziczek się rozpiął. Ich spojrzenia spotkały się. Nachylił się lekko, zbliżając usta do ust żony – może… zagramy w szachy?
Parsknęła cicho.
- Myślałam że stać cię na cos bardziej zajmującego – powiedziała lekko rozbawiona.
- To może poker?
Pokręciła głową.
- Jaka jest szansa, że pomyślisz dziś jak mężczyzna? – zapytała, rozpinając kolejny guzik koszuli.
- Chcesz iść na kremowe piwo?
Nie wytrzymała. Roześmiała się głośno, przerywając rozpinanie koszuli. Wzruszył ramionami z lekkim uśmiechem.
- Dobrze – powiedział cicho, przyglądając się zarumienionej od śmiechu twarzy kobiety – Mam jeszcze jedną koncepcję.
Spojrzała na niego nieprzytomnym spojrzeniem, nadal opanowując śmiech.
- Tak, kochanie?
Zdjął ją powoli z kolan i ułożył na łóżku. Prychnęła cicho, ale nie zaprotestowała, gdy lekko się nad nią nachylił.
- Co powiesz – zaczął cicho zbliżając się do żony – na…
- Powiedz słowo o partyjce gargulek, a się z tobą rozwiodę – przerwała mu ostro, a Potter roześmiał się głośno.
- Przyznaję, że ta myśl przeszła mi po głowie – powiedział, – ale miałem zamiar powiedzieć coś innego.
Uniosła pytająco brew.
- Czyżbyś wreszcie złapał, o co mi chodzi?
- Nie mam pojęcia – zaczął muskając ustami w jej szyję, – o co ci chodzi. Zaryzykuję stwierdzeniem, że myślimy o tym samym.
Uśmiechnęła się czule, gdy wtopił swoje dłonie w jej włosy. Wróciła do rozpinania koszuli.
- Ciepło – szepnęła – ciepło.
Ostatni guzik został rozpięty. Kobieta zajęła się zdejmowaniem jej z męża.
- Zimno – powiedział nagle Potter wstając – zamknę okno. ( Nie wiem jak wy, ale ja bym mu dała w zęby).
Policzyła w myślach do dziesięciu.
- Idziesz, czy nie? – Zapytała, siląc się na spokój – nie będę tu leżeć w nieskończoność!
- Nie irytuj się tak – powiedział z uśmiechem wracając do żony. Koszula, leżała odłożona na krześle w rogu pokoju.
- Czy jest szansa, żebyśmy jeszcze dziś, doszli do porozumienia, czy mam sobie szukać kochanka?
- Myślę, że to nie będzie konieczne – powiedział spokojnie, kładąc ręce między brzuchem kobiety – Trochę cierpliwości.
- Ciekawe, że zazwyczaj to ja musze to mówić – stwierdziła cicho, bawiąc się zamkiem bluzki – rozepniesz, czy sama mam to zrobić?
Wzruszył ramionami, ale złapał za zamek. Pobawił się nim chwilę i jednym ruchem rozpiął …
A teraz, krótka lekcja biologii.
Owulacja jest to proces polegający na wytwarzaniu komórek jajowych. W jego trakcie u ssaków zachodzi pęknięcie pęcherzyka Graafa i wydalenie dojrzalej komórki jajowej do jajowodu lub jamy ciała oraz wydzielenie hormonu hamującego następną owulację, która u większości kręgowców odbywa się w regularnych cyklach.
Po owulacji komórka jajowa przemieszcza się wewnątrz jajowodu w kierunku macicy i jest w tym czasie gotowa do zapłodnienia.
U ssaków, w tym człowieka, zapłodnienie może być skutkiem kopulacji pomiędzy osobnikami przeciwnych płci. Warunkiem zapłodnienia jest wniknięcie plemnika do komórki jajowej - ma to miejsce w bańce jajowodu.. Wynikiem zapłodnienia jest ciąża. U ludzi do zapłodnienia dochodzi zwykle pomiędzy 10 a 18 dniem cyklu. Państwo Potter, mieli pecha, i trafili dokładnie w dzień 14 cyklu miesięcznego.
***
Gdy ponad miesiąc potem, Lily zaniepokoiła miesiączka, a właściwie jej brak, przez myśl jej nie przeszło, że to właśnie ta jedna noc, mogła być powodem zaburzeń cyklu menstruacyjnego.
Przez koleje dni, kobieta nie poruszyła tego tematu z mężem.
Uznała, że to tylko zwykłe spóźnienie i nie ma się, czym martwić.
Sytuacja skomplikowała się, gdy w kolejne dwa tygodnie potem, nadal nie pojawiła się miesiączka.
Niepokój kobiety wzrósł, jednak nie dopuściła ona do siebie myśli o ciąży.
Gdy okres spóźniał się już dwa miesiące, Lily zmuszona była udać się do ginekologa.
***
Wróciła do domu później niż zwykle. Nie zważając na dość późną godzinę dziesiątą i śpiącego już za pewne Harryego, trzasną ł drzwiami frontowymi i cisnęła torbę w podłogę.
Bez zastanowienia zdjęła buta i była skłonna rzucić nim w męża, jednak rozmyśliła się dość szybko.
Odłożyła buty na podłogę, siląc się na spokój i spojrzała na Jamesa.
- Musimy pogadać – oznajmiła przechodząc do kuchni.
- Gdzie ty tyle byłaś? – Zapytał, przyglądając się żonie.
- To tu, to tam – powiedziała cicho – pojechałam do Ann. Musiałam ochłonąć.
- Ochłonąć, po czym?
- Byłam u lekarza – powiedziała, przesuwając krzesło po podłodze..
- Coś się stało? – Zapytał z niepokojem, obserwując jak Lily wyciąga szklankę z szafki, wywołując przy tym dość dużo hałasu – Harry śpi.
- Nie, nic – powiedziała ironicznie, rzucając swetrem o krzesło – zupełnie nic.
- Rozumiem… a ten zły humor to…?
- Ja mam zły humor? Ja ma BARDZO DOBRY HUMOR! – Warknęła nalewając soku do szklanki – bardzo dobry humor!
- Dewastujesz mieszkanie – zauważył, obserwując z niepokojem jak stawia szklankę na stole z głośnym hukiem.
- Mam do tego prawo! – Warknęła, łapiąc za sweter i wycierając nim rozlany sok – szlag by to wszystko trafił!
- Uważasz, że ochłonęłaś u Ann? Nie chcę wiedzieć, co robiłaś, jak byłaś u niej… mów, co się stało – powiedział szybko, pod wpływem spojrzeniem żony.
- Gówno – warknęła siadając na krześle – Pamiętasz, tą noc, przed potworem Harryego od dziadków?
- Tę na początku lipca? Pamiętam.
- No właśnie… - powiedziała, siląc się na spokój - cholerny facet! – Wrzasnęła nagle – jak można być tak bezczelnym!?
Spojrzał na nią zszokowany.
- Jaki facet?
- Ten cholerny ginekolog! „Trzeba się było pilnować” – powiedziała, naśladując męski głos – „To by nie było się, czym martwić!”
- Możesz powiedzieć, o co chodzi? – Zapytał, coraz bardziej zaniepokojony – Jaki ginekolog? Czym się martwić? I co ma do tego nasze życie małżeńskie?
- Jestem w ciąży – oznajmiła patrząc na swoje paznokcie.
- Cholerny ginekolog – powtórzył Potter a Lily wybuchła nagle śmiechem.
- Ann powiedziała to samo – powiedziała, nadal się śmiejąc – Uznała go za pedała, który wtrąca się w życie ludzi i nie ma pojęcia o fachu – dodała nadal chichocząc.
Potter dołączył do żony. Sied
zieli obok siebie śmiejąc się coraz bardziej.
Drzwi od kuchni otworzyły się i do środka wszedł Harry. Przetarł zaspane oczy i spojrzał na śmiejących się rodziców.
- Co się dzieje…? Słyszałem hałasy…
- Nic synku – powiedziała Lily, ocierając łzy – nic. Idź spać.
Chłopiec wzruszył ramionami i wyszedł z kuchni. Rodzice są dziwni.
- James – spytała kobieta, gdy oboje się uspokoili – I co teraz?
- A co ma być? – Wyjął z szafki kolejną szklankę – Nie będzie problemu, co zrobić z miejscem w sypialni.
- Ja mówię poważnie – powiedziała cicho, odgarniając włosy z czoła – Co zrobimy teraz? Nie planowaliśmy tego i…
- Nie wszystko trzeba planować – stwierdził mężczyzna biorąc łyk wody.
- Zareagowałeś inaczej, niż się spodziewałam – powiedziała cicho – myślałam, że weźmiesz to na poważnie a ty…
- Jestem bardzo poważny – stwierdził Potter opierając się o blat – poradzimy sobie. Harry ma już dziesięć lat, za rok idzie do szkoły. A my nie jesteśmy piętnastolatkami, którzy wpadli i teraz sieją panikę, bo nie wiedzą, co robić.
- Właśnie… wstyd, żeby dwoje trzydziestolatków, wpadło…
- Przypadek – powiedział, wzruszając ramionami – a może zrządzenie losu?
- Zaczynasz bredzisz – powiedziała uśmiechając się – Dzięki bogu, bo już myślałam, że coś ci się stało...
Wzruszył ramionami z lekkim uśmiechem.
***
Wszedł do salonu, przymykając cicho drzwi. Dziecko… dopiero teraz, mógł spokojnie zastanowić się nad słowami żony. Właściwie, dopiero teraz dograło do niego to, co powiedziała.
Będą mieli dziecko…, dlaczego go to tak przerażało? Przecież znał już taką sytuację… mieli Harryego… psa…. Kota…
Pokręcił głową. To nie to samo.
Zapomniał już, jak to jest, gdy ma się w domu niemowlaka… to będą bardzo ciężkie lata.
***
Uśmiechnęła się lekko do męża, i ścisnęła mocniej jego dłoń. Idący z przodu Harry zerknęła przez ramię na rodziców i zrobił krok do przodu, popychając rozanieloną Kinder.
Lily zaśmiała się cichutko i przybliżyła do męża.
- Harryemu chyba odpowiada fakt, że będzie starszym bratem – powiedziała nadal obserwując chłopca, który runął jak długi na ziemię, ciągnięty przez jamniczkę.
- Wydaje mi się, że tak - zgodził się Potter – tylko nie jestem pewien, czy doczeka się… zaraz nasz pies go zabije.
Lily zaśmiała się cicho.
Harry, chodź na początku spojrzał na rodziców jak na kosmitów, bardzo ucieszył się z perspektywy bycia bratem.
O wiele mniej, zadowolony był, James, który musiał w logiczny sposób wytłumaczyć mu mechanizm narodzin dzieci. Lily uznała, że ich syn jest już na tyle duży, że należałoby wyprostować pewne informacje o fakcie poczęcia i narodzin dziecka.
Chodź James przeżył najgorsze pół godziny swojego życia, Harry okazał się być litościwy i nie zadawał zbędnych pytań. Lily, skłonna była stwierdzić, że syn był całkowicie nie zainteresowany tym, co próbował wpoić mu ojciec.
Teraz, pozostało im już tylko poinformować o fakcie przyjaciół. Pani Evans była drugą osobą która dowiedziała się o ciąży, a państwo Potter zostali poinformowani przez małżeństwo od razu następnego dnia.
Ku zadziwieniu obojga, rodzice zareagowali nadzwyczaj dobrze na wieść o kolejnym potomku państwa Potter.
Wszystko układało się wręcz sielankowo…
***
Umówili się ( „umówiłem się z nią na dziewiątą….”) za miastem. Miasteczko, które wybrali, już od dawna było punktem spotkań.
Malownicza okolica, miłe towarzystwo i przede wszystkim spokój. Miejsce idealne na spędzenia sobotniego dnia.
Na miejscu, wszyscy spotkali się już po dziewiątej. Wspólnie przeszli w miejsce, gdzie zawsze siadali i tam, zajęli się przygotowywaniem śniadania.
Tradycją stało się, że śniadanie zjadali już na polance. Dookoła było dość mało ludzi – większość była w parku i nikt nie zapędzał się na polany leśne – więc atmosfera była jeszcze milsza.
Lily spojrzała na biegające po trawie dzieci i zwróciła się do Liz.
- Oni są niesamowici – powiedziała, biorąc bułkę do ręki – skąd w nich aż tyle energii?
- Gromadzą ją przez cały tydzień – odpowiedziała Liz, krojąc chleb – Z czym chcesz?
- Z dżemem – powiedziała Lily, smarując bułkę masłem – Harry, chcesz bułkę czy chleb?
- Obojętnie!
Lily pokręciła głową z politowaniem.
- Zawsze to samo.
- Narzekasz Lily, narzekasz – powiedział Cristin, wyciągając kubeczki – przydałby się różdżka, herbata się schłodziła…
- W koszyczku jest termos z ciepłą – mruknęła Lily, odkładając kanapkę na talerzyk – Jestem przewidująca. – Dodała widząc zdziwione spojrzenie przyjaciółki.
- O tym nie pomyślałam – przyznała Lupin – Może by już zawołać mężczyzn?
- Najpierw można by ich było znaleźć – zauważyła Patsy.
- Chyba nie sugerujesz, że się zgubili – zapytała Liz – Oni mają ze sobą moją córkę.
Cristin zachichotała.
- Nie tylko twoje dziecko wdzieli ze sobą… macie racje, może trzeba ich poszukać.
- Jak zgłodnieją przyjdą – powiedziała spokojnie Lily – Harry! Kanapka!
- Zaraz mamo!
Wzruszyła ramionami i ugryzła chleb.
- Dobre – powiedziała, ocierając usta z dżemu – Bardzo Dore. Wiecie, muszę wam się pochwalić. Przenosimy się za miasto.
Zapanowała cisza. Słychać było tylko krzyki dzieci, które bawiły się w chowanego kilkanaście metrów dalej.
- Jak to?
- No tak. Nie daleko, ale chodzi o tą przedmiejską ciszę. – powiedziała, opijając kanapkę herbatą.
- A twoja praca? Przecież nie masz licencji na teleportację… a szkoła Harryego?
- Harry zostanie już do końca roku w domu – wyjaśniła – Ostatnio jego temperament ujawnia się coraz bardziej. Już kilka razy wylewitował przez przypadek kredę w powietrze czy stłukł jakąś szklanka. Lepiej żeby został. A ja rezygnuje z pracy.
- No, ale jak to.. ? – Zapytała cicho Cristin, przyglądając się przyjaciółce – będziesz kurą domową? Harry za rok idzie do Hogwartu… będziesz sama siedzieć w domu i…
- Są ważniejsze rzeczy – powiedziała kobieta wzruszając ramionami – na przykład dzieci.
- Dzieci? – Powtórzyła Liz patrząc z szokiem na kobietę – Ty masz tylko jedno dziecko… chyba, że o czymś nie wiemy.
- No mam – zgodziła się kobieta – Ale już nie długo.
Spojrzały na nią zszokowane.
Ta wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się tajemniczo.
- Nie pytam o szczegóły – powiedziała w końcu Liz z lekkim uśmiechem. Ann wymieniła z rudowłosą rozbawione spojrzenia.
- Wiedziałaś!? – Zapytała z oburzeniem Cristin parząca rozbawioną Ann.
- Wiedziałaś – zgodziła się blondynka - rozbiła mi trzy szklanki.
Lily wyszczerzyła się lekko.
- Nie bądźcie obrażone. Wiem od kilku dni.
Spojrzała na biegające po polance dzieci.
Harry, który aktualnie liczył, stał odwrócony tyłem do matki. Włosy, które odziedziczył po ojcu, stały każdy w inny sposób. To był jednak nieodłączny atut każdego Pottera. Spojrzała na swój brzuch,. Ciekawe, czy ty będzie chłopiec czy dziewczynka. Też będzie miało taki rozwichrzone włosy? A może to dziecko odsieczy je po niej? Ciemno rude i lekko kręcone?
Znów podniosła głowę. Teraz o Steven stał przy drzewie. Jego włosy, były rów
nież ciemne, jeżak trochę dłuższe i zdecydowanie proste. Spod przydługiej grzywki wyglądały ciemne i bystre oczy. Chłopak, był o wiele bardziej podobny do ojca niż do Liz.
Wzrok kobiety przeszedł na Emily. Chodź cala trójka miała już po sześć lat, każdemu zdawało się je mylić. Włosy dziewczynek, wraz z wiekiem ściemniały. Kolor ciemnego brązu, idealnie komponował się z czekoladowymi oczami.
Kobieta uśmiechnęła się, gdy zza krzaków wybiegł Matt ciągnąc za rączkę Vievien.
Chłopiec rozejrzał się dookoła swoimi bursztynowymi oczami i puścił rączkę koleżanki. Dziewczyna zmarszczyła brwi z niezadowoleniem i puściła się biegiem za chłopcem, który biegł do matki.
Dogoniła chłopca i teraz oboje biegli w stronę matek.
Vivien rzuciła się na Liz piszcząc radości. Lily uśmiechnęła się i poczochrała ją po głowie. Spojrzała na nią z zainteresowaniem, a przez myśl rudowłosej przebiegła myśl, że dziewczynka ma wyjątkowy typ urody.
Duże, ciemno niebieskiego oczy, zasłonięte firaną ciemnych i długich rzęs, rumiane policzki, brzoskwiniowa cera i długie, ciemne kręcone włosy związane w dwa kucyki. W małej Blackównie, było coś, co przyciągało i fascynowało.
Vivien, chodź była bardzo sympatyczną i miła dziewczynką, była wyjątkową indywidualistką. Już od urodzenia nie lubiła, gdy pochłaniano jej zbyt dużo uwagi. Dziewczynka uparcie sama próbowała wszystko robić i bardzo denerwowała się, gdy ktoś próbował jej przeszkodzić.
Jedynie Mattowi, udawało się nakłonić ją do zabawy.
Chłopiec również wyróżniał się wśród rówieśników. Jego ciepłe oczy miały w sobie coś, co przyciągało do niego innych. Ten, kto się w nie zgłębił mógł dostrzec ciepłe złote iskierki i swojego rodzaju rozmarzenie, które towarzyszyło mu, na co dzień. Malec, chodź był bardzo wesołym i otwartym dzieckiem, czasem potrafił tak bardzo zając się czymś, że tracił kontakt z rzeczywistością. Pochłaniało go wtedy tylko to, co robił, obserwował i nic innego nie pojawiało się w myślach chłopca.
- Lily, słuchasz mnie? – Liz pomachała ręką przed oczami kobiety.
- Co mówiłaś?
- Pytałam czy… nie ważne.
***
- Powtórz – powiedział po raz kolejny Syriusz patrząc na znudzonego Pottera.
- Powtarzam. Lily jest w ciąży.
- Ale to jak to tak?
- Normalnie – powiedział zirytowany mężczyzna – Wiesz, Harry zadawał mniej pytań.
- Harry ma dziewięć lat – zauważył Remus – i nie ma na imię Syriusz. A tak po za tym, gratu…
- No ale jak!?
- Syriusz, mam ci dokładnie, krok po kroku objaśnić skąd się biorą dzieci? Wydawało mi się, że jako doświadczony ojciec dwójki powinieneś znać ten mechanizm.
- Po prostu nie mogę uwierzyć, że tak po prostu… wpadliście! Wy!
Remus zaśmiał się cicho. Syriusz posłał mu krytyczne spojrzenie.
- Świat się przekręca do góry nogami – powiedział kiwając głową – zupełnie nie znam swojego przyjaciela.
- Świeże powietrze ci szkodzi, wiesz?
- Wiem – mruknął Black, kopiąc szyszkę.
- To dobrze, że zdajesz sobie z tego sprawę. Bardzo dobrze.
***
Spali. Po prostu spali. Ułożyli się pod drzewem, żeby odpocząć po całym dniu szaleństw i usnęli.
Matt, Vivien, trojaczki i nawet Harry i Steven. Spali ułożeni na kocu, oddychając spokojnie, oświetleni przez zachodzące słońce.
Lily pokręciła głową z niedowierzaniem i odwróciła się. Powoli podeszła do ławeczki, na której siedziały dziewczyny i uśmiechnęła się lekko.
- Śpią – poinformowała ich, siadając obok Liz – Jak małe dzieci. Wszyscy.
- Ciekawe, jak się teraz zabierzemy – mruknął Cristin patrząc wymownie na męża.
- Trzeba będzie ich obudzić – powiedziała Lily.
- tak, obudzisz je i się rozbudzą – mruknęła Lupin, wzdychając cicho – I do północy będą nadawać…
- Wiesz co? Biedna ty jesteś z tą twoją rodziną – stwierdził Syriusz – trzy rozgadane córki, dwuletni syn który też mówi już coraz więcej i jeszcze mąż…
- Biedny to jest mąż – poprawił go James – Wyobraź sobie cztery kobiety w jednym domu. I nie daj boże, gdy uprą się o coś. Cztery razy taka jedna Liz.
Lupin parsknął śmiechem.
- Az takle nie jest – stwierdził - mogło być gorzej.
- Miło – fuknęła Cristin patrząc na niego z oburzeniem – Mogło być gorzej!
- No i ma przewalone – skwitowała Lily, widząc złowrogie spojrzenie przyjaciółki – wpakowaliście go w niezłe bagno.
***
Przeciskała się między ludźmi, klnąc pod nosem. Trzymała w ręku torebkę, zastanawiając się, co ona tu robi.
Stała pośrodku mugolskiego targowiska, popychana przez tłum rozgadanych ludzi, nie mając pojęcia jak się z niego wydostać.
Ruszyła przed siebie, z mocnym postanowieniem że się stąd wydostanie.
- Proszę Pani!? Może chce pani kupić stanik? – Zatrzymała się i odwróciła szybko. Uniosła brwi, widząc stojącego przy dużym stoisku mężczyznę. Próbował się uśmiechnąć, jednak wyszedł mu tylko grymas, Pogłaskał się po bladej głowie i powtórzył pytanie.
- Chce Pani kupić stanik?
Zamrugała.
- Jakim prawem zaczepia pan…
- Chce pani kupić czy nie? I’m Lord Voldemort – powiedział nagle i szybko złapał się za gardło. Uniósł dłonie w przepraszającym geście – Proszę mi wybaczyć… tik nerwowy. To, co chce pani stanik?
- Lord Voldemort – powtórzyła podchodząc do stoiska i zerkając na stół pełen biustonoszy.
- Przydomek szkolny - powiedział a w jego oczach pojawiła się nutka rozmarzenia.
- Aha – powiedziała cicho biorąc do ręki jeden z biustonoszy – A był jakiś powód?
- Jestem wirtuozem zła, który … przepraszam – powiedział waląc się w głowę – znów… i podbiję świat! Nie no, ta robota mnie wykończy! Ciągle to samo. Nikt nie chce nic kupić i nerwica mnie dopada!!
Uśmiechnęła się lekko, odkładając biustonosz na miejsce.
- Mam zbyt małe fundusze, żeby podbić świat – poinformował ją kiwając ze smutkiem głową – Dlatego sprzedaję bieliznę. Ale kiedyś, zbiorę armię i opanuje cały świat – dodał z przekonaniem– Proponuje ten w kwiatuszki – wskazał na leżący na samym brzegu.
Wzięła go do ręki i obejrzała dokładnie.
- Więc panuje pan, podbić świat? – Zapytała odgarniając grzywkę z czoła.
- Tak! I’m Lord Voldemort!
Parsknęła cicho.
- Dobrze, ten mogę wzią… - nie dokończyła, bo sprzedawca podskoczył w radosnym geście.
- Sprzedałem stanik! Sprzedałem stanik! A TY NIE! – Pokazał język siedzącemu dwa miejsca dalej facetowi, który wzruszył ramionami i podłubał sobie długim pazurem w ostrych zębach.
- I tak mam większy dochód – mruknął – Ciebie zżerają podatki…
- A ciebie pchły i jakoś ci tego nie wypominam – warknął odwracając się do kobiety – Zapakować?
Kiwnęła głową. Wszedł pod stół i szybko wyjął siateczkę z różowym króliczkiem.
- Proszę – powiedział uśmiechając się szeroko.
Podała mu odliczoną sumę, uśmiechając się lekko i odwróciła się powoli.
- Do widzenia – powiedziała i kiwnęła głową do mężczyzny z pchłami, który właśnie wziął się za krzyżówkę.
- Jak podbiję świat – krzyknął za nią łysol – Przyślę Pani Pocztówkę!!
Uśmiechnęła się lekko kiwając głową i ruszyła przed siebie.
***
- Wiesz, że jesteśmy sami? – zapytała cicho, obchodząc męża powolutku.
- Wiem – powiedział spokojnie, obserwując jak powoli siada mu na kolonach. – I co z tym zrobimy?
Wzruszyła ramionami, odgarniając jednocześnie włosy z karku.
- Myślałam, że coś zaproponujesz… - powiedziała cicho, bawiąc się guziczkiem jego koszuli.
- No nie wiem… sam nie wiem… może… - zawahał się przez chwilę. Spojrzała na niego zalotnie, nadal bawiąc się guziczkiem.
- Tak…? – spytała, uśmiechając się tajemniczo – Co?
- Może… - zaczął obserwując jak kobieta nadal drażni się guzikiem koszuli – może… - guziczek się rozpiął. Ich spojrzenia spotkały się. Nachylił się lekko, zbliżając usta do ust żony – może… zagramy w szachy?
Parsknęła cicho.
- Myślałam że stać cię na cos bardziej zajmującego – powiedziała lekko rozbawiona.
- To może poker?
Pokręciła głową.
- Jaka jest szansa, że pomyślisz dziś jak mężczyzna? – zapytała, rozpinając kolejny guzik koszuli.
- Chcesz iść na kremowe piwo?
Nie wytrzymała. Roześmiała się głośno, przerywając rozpinanie koszuli. Wzruszył ramionami z lekkim uśmiechem.
- Dobrze – powiedział cicho, przyglądając się zarumienionej od śmiechu twarzy kobiety – Mam jeszcze jedną koncepcję.
Spojrzała na niego nieprzytomnym spojrzeniem, nadal opanowując śmiech.
- Tak, kochanie?
Zdjął ją powoli z kolan i ułożył na łóżku. Prychnęła cicho, ale nie zaprotestowała, gdy lekko się nad nią nachylił.
- Co powiesz – zaczął cicho zbliżając się do żony – na…
- Powiedz słowo o partyjce gargulek, a się z tobą rozwiodę – przerwała mu ostro, a Potter roześmiał się głośno.
- Przyznaję, że ta myśl przeszła mi po głowie – powiedział, – ale miałem zamiar powiedzieć coś innego.
Uniosła pytająco brew.
- Czyżbyś wreszcie złapał, o co mi chodzi?
- Nie mam pojęcia – zaczął muskając ustami w jej szyję, – o co ci chodzi. Zaryzykuję stwierdzeniem, że myślimy o tym samym.
Uśmiechnęła się czule, gdy wtopił swoje dłonie w jej włosy. Wróciła do rozpinania koszuli.
- Ciepło – szepnęła – ciepło.
Ostatni guzik został rozpięty. Kobieta zajęła się zdejmowaniem jej z męża.
- Zimno – powiedział nagle Potter wstając – zamknę okno. ( Nie wiem jak wy, ale ja bym mu dała w zęby).
Policzyła w myślach do dziesięciu.
- Idziesz, czy nie? – Zapytała, siląc się na spokój – nie będę tu leżeć w nieskończoność!
- Nie irytuj się tak – powiedział z uśmiechem wracając do żony. Koszula, leżała odłożona na krześle w rogu pokoju.
- Czy jest szansa, żebyśmy jeszcze dziś, doszli do porozumienia, czy mam sobie szukać kochanka?
- Myślę, że to nie będzie konieczne – powiedział spokojnie, kładąc ręce między brzuchem kobiety – Trochę cierpliwości.
- Ciekawe, że zazwyczaj to ja musze to mówić – stwierdziła cicho, bawiąc się zamkiem bluzki – rozepniesz, czy sama mam to zrobić?
Wzruszył ramionami, ale złapał za zamek. Pobawił się nim chwilę i jednym ruchem rozpiął …
A teraz, krótka lekcja biologii.
Owulacja jest to proces polegający na wytwarzaniu komórek jajowych. W jego trakcie u ssaków zachodzi pęknięcie pęcherzyka Graafa i wydalenie dojrzalej komórki jajowej do jajowodu lub jamy ciała oraz wydzielenie hormonu hamującego następną owulację, która u większości kręgowców odbywa się w regularnych cyklach.
Po owulacji komórka jajowa przemieszcza się wewnątrz jajowodu w kierunku macicy i jest w tym czasie gotowa do zapłodnienia.
U ssaków, w tym człowieka, zapłodnienie może być skutkiem kopulacji pomiędzy osobnikami przeciwnych płci. Warunkiem zapłodnienia jest wniknięcie plemnika do komórki jajowej - ma to miejsce w bańce jajowodu.. Wynikiem zapłodnienia jest ciąża. U ludzi do zapłodnienia dochodzi zwykle pomiędzy 10 a 18 dniem cyklu. Państwo Potter, mieli pecha, i trafili dokładnie w dzień 14 cyklu miesięcznego.
***
Gdy ponad miesiąc potem, Lily zaniepokoiła miesiączka, a właściwie jej brak, przez myśl jej nie przeszło, że to właśnie ta jedna noc, mogła być powodem zaburzeń cyklu menstruacyjnego.
Przez koleje dni, kobieta nie poruszyła tego tematu z mężem.
Uznała, że to tylko zwykłe spóźnienie i nie ma się, czym martwić.
Sytuacja skomplikowała się, gdy w kolejne dwa tygodnie potem, nadal nie pojawiła się miesiączka.
Niepokój kobiety wzrósł, jednak nie dopuściła ona do siebie myśli o ciąży.
Gdy okres spóźniał się już dwa miesiące, Lily zmuszona była udać się do ginekologa.
***
Wróciła do domu później niż zwykle. Nie zważając na dość późną godzinę dziesiątą i śpiącego już za pewne Harryego, trzasną ł drzwiami frontowymi i cisnęła torbę w podłogę.
Bez zastanowienia zdjęła buta i była skłonna rzucić nim w męża, jednak rozmyśliła się dość szybko.
Odłożyła buty na podłogę, siląc się na spokój i spojrzała na Jamesa.
- Musimy pogadać – oznajmiła przechodząc do kuchni.
- Gdzie ty tyle byłaś? – Zapytał, przyglądając się żonie.
- To tu, to tam – powiedziała cicho – pojechałam do Ann. Musiałam ochłonąć.
- Ochłonąć, po czym?
- Byłam u lekarza – powiedziała, przesuwając krzesło po podłodze..
- Coś się stało? – Zapytał z niepokojem, obserwując jak Lily wyciąga szklankę z szafki, wywołując przy tym dość dużo hałasu – Harry śpi.
- Nie, nic – powiedziała ironicznie, rzucając swetrem o krzesło – zupełnie nic.
- Rozumiem… a ten zły humor to…?
- Ja mam zły humor? Ja ma BARDZO DOBRY HUMOR! – Warknęła nalewając soku do szklanki – bardzo dobry humor!
- Dewastujesz mieszkanie – zauważył, obserwując z niepokojem jak stawia szklankę na stole z głośnym hukiem.
- Mam do tego prawo! – Warknęła, łapiąc za sweter i wycierając nim rozlany sok – szlag by to wszystko trafił!
- Uważasz, że ochłonęłaś u Ann? Nie chcę wiedzieć, co robiłaś, jak byłaś u niej… mów, co się stało – powiedział szybko, pod wpływem spojrzeniem żony.
- Gówno – warknęła siadając na krześle – Pamiętasz, tą noc, przed potworem Harryego od dziadków?
- Tę na początku lipca? Pamiętam.
- No właśnie… - powiedziała, siląc się na spokój - cholerny facet! – Wrzasnęła nagle – jak można być tak bezczelnym!?
Spojrzał na nią zszokowany.
- Jaki facet?
- Ten cholerny ginekolog! „Trzeba się było pilnować” – powiedziała, naśladując męski głos – „To by nie było się, czym martwić!”
- Możesz powiedzieć, o co chodzi? – Zapytał, coraz bardziej zaniepokojony – Jaki ginekolog? Czym się martwić? I co ma do tego nasze życie małżeńskie?
- Jestem w ciąży – oznajmiła patrząc na swoje paznokcie.
- Cholerny ginekolog – powtórzył Potter a Lily wybuchła nagle śmiechem.
- Ann powiedziała to samo – powiedziała, nadal się śmiejąc – Uznała go za pedała, który wtrąca się w życie ludzi i nie ma pojęcia o fachu – dodała nadal chichocząc.
Potter dołączył do żony. Sied
zieli obok siebie śmiejąc się coraz bardziej.
Drzwi od kuchni otworzyły się i do środka wszedł Harry. Przetarł zaspane oczy i spojrzał na śmiejących się rodziców.
- Co się dzieje…? Słyszałem hałasy…
- Nic synku – powiedziała Lily, ocierając łzy – nic. Idź spać.
Chłopiec wzruszył ramionami i wyszedł z kuchni. Rodzice są dziwni.
- James – spytała kobieta, gdy oboje się uspokoili – I co teraz?
- A co ma być? – Wyjął z szafki kolejną szklankę – Nie będzie problemu, co zrobić z miejscem w sypialni.
- Ja mówię poważnie – powiedziała cicho, odgarniając włosy z czoła – Co zrobimy teraz? Nie planowaliśmy tego i…
- Nie wszystko trzeba planować – stwierdził mężczyzna biorąc łyk wody.
- Zareagowałeś inaczej, niż się spodziewałam – powiedziała cicho – myślałam, że weźmiesz to na poważnie a ty…
- Jestem bardzo poważny – stwierdził Potter opierając się o blat – poradzimy sobie. Harry ma już dziesięć lat, za rok idzie do szkoły. A my nie jesteśmy piętnastolatkami, którzy wpadli i teraz sieją panikę, bo nie wiedzą, co robić.
- Właśnie… wstyd, żeby dwoje trzydziestolatków, wpadło…
- Przypadek – powiedział, wzruszając ramionami – a może zrządzenie losu?
- Zaczynasz bredzisz – powiedziała uśmiechając się – Dzięki bogu, bo już myślałam, że coś ci się stało...
Wzruszył ramionami z lekkim uśmiechem.
***
Wszedł do salonu, przymykając cicho drzwi. Dziecko… dopiero teraz, mógł spokojnie zastanowić się nad słowami żony. Właściwie, dopiero teraz dograło do niego to, co powiedziała.
Będą mieli dziecko…, dlaczego go to tak przerażało? Przecież znał już taką sytuację… mieli Harryego… psa…. Kota…
Pokręcił głową. To nie to samo.
Zapomniał już, jak to jest, gdy ma się w domu niemowlaka… to będą bardzo ciężkie lata.
***
Uśmiechnęła się lekko do męża, i ścisnęła mocniej jego dłoń. Idący z przodu Harry zerknęła przez ramię na rodziców i zrobił krok do przodu, popychając rozanieloną Kinder.
Lily zaśmiała się cichutko i przybliżyła do męża.
- Harryemu chyba odpowiada fakt, że będzie starszym bratem – powiedziała nadal obserwując chłopca, który runął jak długi na ziemię, ciągnięty przez jamniczkę.
- Wydaje mi się, że tak - zgodził się Potter – tylko nie jestem pewien, czy doczeka się… zaraz nasz pies go zabije.
Lily zaśmiała się cicho.
Harry, chodź na początku spojrzał na rodziców jak na kosmitów, bardzo ucieszył się z perspektywy bycia bratem.
O wiele mniej, zadowolony był, James, który musiał w logiczny sposób wytłumaczyć mu mechanizm narodzin dzieci. Lily uznała, że ich syn jest już na tyle duży, że należałoby wyprostować pewne informacje o fakcie poczęcia i narodzin dziecka.
Chodź James przeżył najgorsze pół godziny swojego życia, Harry okazał się być litościwy i nie zadawał zbędnych pytań. Lily, skłonna była stwierdzić, że syn był całkowicie nie zainteresowany tym, co próbował wpoić mu ojciec.
Teraz, pozostało im już tylko poinformować o fakcie przyjaciół. Pani Evans była drugą osobą która dowiedziała się o ciąży, a państwo Potter zostali poinformowani przez małżeństwo od razu następnego dnia.
Ku zadziwieniu obojga, rodzice zareagowali nadzwyczaj dobrze na wieść o kolejnym potomku państwa Potter.
Wszystko układało się wręcz sielankowo…
***
Umówili się ( „umówiłem się z nią na dziewiątą….”) za miastem. Miasteczko, które wybrali, już od dawna było punktem spotkań.
Malownicza okolica, miłe towarzystwo i przede wszystkim spokój. Miejsce idealne na spędzenia sobotniego dnia.
Na miejscu, wszyscy spotkali się już po dziewiątej. Wspólnie przeszli w miejsce, gdzie zawsze siadali i tam, zajęli się przygotowywaniem śniadania.
Tradycją stało się, że śniadanie zjadali już na polance. Dookoła było dość mało ludzi – większość była w parku i nikt nie zapędzał się na polany leśne – więc atmosfera była jeszcze milsza.
Lily spojrzała na biegające po trawie dzieci i zwróciła się do Liz.
- Oni są niesamowici – powiedziała, biorąc bułkę do ręki – skąd w nich aż tyle energii?
- Gromadzą ją przez cały tydzień – odpowiedziała Liz, krojąc chleb – Z czym chcesz?
- Z dżemem – powiedziała Lily, smarując bułkę masłem – Harry, chcesz bułkę czy chleb?
- Obojętnie!
Lily pokręciła głową z politowaniem.
- Zawsze to samo.
- Narzekasz Lily, narzekasz – powiedział Cristin, wyciągając kubeczki – przydałby się różdżka, herbata się schłodziła…
- W koszyczku jest termos z ciepłą – mruknęła Lily, odkładając kanapkę na talerzyk – Jestem przewidująca. – Dodała widząc zdziwione spojrzenie przyjaciółki.
- O tym nie pomyślałam – przyznała Lupin – Może by już zawołać mężczyzn?
- Najpierw można by ich było znaleźć – zauważyła Patsy.
- Chyba nie sugerujesz, że się zgubili – zapytała Liz – Oni mają ze sobą moją córkę.
Cristin zachichotała.
- Nie tylko twoje dziecko wdzieli ze sobą… macie racje, może trzeba ich poszukać.
- Jak zgłodnieją przyjdą – powiedziała spokojnie Lily – Harry! Kanapka!
- Zaraz mamo!
Wzruszyła ramionami i ugryzła chleb.
- Dobre – powiedziała, ocierając usta z dżemu – Bardzo Dore. Wiecie, muszę wam się pochwalić. Przenosimy się za miasto.
Zapanowała cisza. Słychać było tylko krzyki dzieci, które bawiły się w chowanego kilkanaście metrów dalej.
- Jak to?
- No tak. Nie daleko, ale chodzi o tą przedmiejską ciszę. – powiedziała, opijając kanapkę herbatą.
- A twoja praca? Przecież nie masz licencji na teleportację… a szkoła Harryego?
- Harry zostanie już do końca roku w domu – wyjaśniła – Ostatnio jego temperament ujawnia się coraz bardziej. Już kilka razy wylewitował przez przypadek kredę w powietrze czy stłukł jakąś szklanka. Lepiej żeby został. A ja rezygnuje z pracy.
- No, ale jak to.. ? – Zapytała cicho Cristin, przyglądając się przyjaciółce – będziesz kurą domową? Harry za rok idzie do Hogwartu… będziesz sama siedzieć w domu i…
- Są ważniejsze rzeczy – powiedziała kobieta wzruszając ramionami – na przykład dzieci.
- Dzieci? – Powtórzyła Liz patrząc z szokiem na kobietę – Ty masz tylko jedno dziecko… chyba, że o czymś nie wiemy.
- No mam – zgodziła się kobieta – Ale już nie długo.
Spojrzały na nią zszokowane.
Ta wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się tajemniczo.
- Nie pytam o szczegóły – powiedziała w końcu Liz z lekkim uśmiechem. Ann wymieniła z rudowłosą rozbawione spojrzenia.
- Wiedziałaś!? – Zapytała z oburzeniem Cristin parząca rozbawioną Ann.
- Wiedziałaś – zgodziła się blondynka - rozbiła mi trzy szklanki.
Lily wyszczerzyła się lekko.
- Nie bądźcie obrażone. Wiem od kilku dni.
Spojrzała na biegające po polance dzieci.
Harry, który aktualnie liczył, stał odwrócony tyłem do matki. Włosy, które odziedziczył po ojcu, stały każdy w inny sposób. To był jednak nieodłączny atut każdego Pottera. Spojrzała na swój brzuch,. Ciekawe, czy ty będzie chłopiec czy dziewczynka. Też będzie miało taki rozwichrzone włosy? A może to dziecko odsieczy je po niej? Ciemno rude i lekko kręcone?
Znów podniosła głowę. Teraz o Steven stał przy drzewie. Jego włosy, były rów
nież ciemne, jeżak trochę dłuższe i zdecydowanie proste. Spod przydługiej grzywki wyglądały ciemne i bystre oczy. Chłopak, był o wiele bardziej podobny do ojca niż do Liz.
Wzrok kobiety przeszedł na Emily. Chodź cala trójka miała już po sześć lat, każdemu zdawało się je mylić. Włosy dziewczynek, wraz z wiekiem ściemniały. Kolor ciemnego brązu, idealnie komponował się z czekoladowymi oczami.
Kobieta uśmiechnęła się, gdy zza krzaków wybiegł Matt ciągnąc za rączkę Vievien.
Chłopiec rozejrzał się dookoła swoimi bursztynowymi oczami i puścił rączkę koleżanki. Dziewczyna zmarszczyła brwi z niezadowoleniem i puściła się biegiem za chłopcem, który biegł do matki.
Dogoniła chłopca i teraz oboje biegli w stronę matek.
Vivien rzuciła się na Liz piszcząc radości. Lily uśmiechnęła się i poczochrała ją po głowie. Spojrzała na nią z zainteresowaniem, a przez myśl rudowłosej przebiegła myśl, że dziewczynka ma wyjątkowy typ urody.
Duże, ciemno niebieskiego oczy, zasłonięte firaną ciemnych i długich rzęs, rumiane policzki, brzoskwiniowa cera i długie, ciemne kręcone włosy związane w dwa kucyki. W małej Blackównie, było coś, co przyciągało i fascynowało.
Vivien, chodź była bardzo sympatyczną i miła dziewczynką, była wyjątkową indywidualistką. Już od urodzenia nie lubiła, gdy pochłaniano jej zbyt dużo uwagi. Dziewczynka uparcie sama próbowała wszystko robić i bardzo denerwowała się, gdy ktoś próbował jej przeszkodzić.
Jedynie Mattowi, udawało się nakłonić ją do zabawy.
Chłopiec również wyróżniał się wśród rówieśników. Jego ciepłe oczy miały w sobie coś, co przyciągało do niego innych. Ten, kto się w nie zgłębił mógł dostrzec ciepłe złote iskierki i swojego rodzaju rozmarzenie, które towarzyszyło mu, na co dzień. Malec, chodź był bardzo wesołym i otwartym dzieckiem, czasem potrafił tak bardzo zając się czymś, że tracił kontakt z rzeczywistością. Pochłaniało go wtedy tylko to, co robił, obserwował i nic innego nie pojawiało się w myślach chłopca.
- Lily, słuchasz mnie? – Liz pomachała ręką przed oczami kobiety.
- Co mówiłaś?
- Pytałam czy… nie ważne.
***
- Powtórz – powiedział po raz kolejny Syriusz patrząc na znudzonego Pottera.
- Powtarzam. Lily jest w ciąży.
- Ale to jak to tak?
- Normalnie – powiedział zirytowany mężczyzna – Wiesz, Harry zadawał mniej pytań.
- Harry ma dziewięć lat – zauważył Remus – i nie ma na imię Syriusz. A tak po za tym, gratu…
- No ale jak!?
- Syriusz, mam ci dokładnie, krok po kroku objaśnić skąd się biorą dzieci? Wydawało mi się, że jako doświadczony ojciec dwójki powinieneś znać ten mechanizm.
- Po prostu nie mogę uwierzyć, że tak po prostu… wpadliście! Wy!
Remus zaśmiał się cicho. Syriusz posłał mu krytyczne spojrzenie.
- Świat się przekręca do góry nogami – powiedział kiwając głową – zupełnie nie znam swojego przyjaciela.
- Świeże powietrze ci szkodzi, wiesz?
- Wiem – mruknął Black, kopiąc szyszkę.
- To dobrze, że zdajesz sobie z tego sprawę. Bardzo dobrze.
***
Spali. Po prostu spali. Ułożyli się pod drzewem, żeby odpocząć po całym dniu szaleństw i usnęli.
Matt, Vivien, trojaczki i nawet Harry i Steven. Spali ułożeni na kocu, oddychając spokojnie, oświetleni przez zachodzące słońce.
Lily pokręciła głową z niedowierzaniem i odwróciła się. Powoli podeszła do ławeczki, na której siedziały dziewczyny i uśmiechnęła się lekko.
- Śpią – poinformowała ich, siadając obok Liz – Jak małe dzieci. Wszyscy.
- Ciekawe, jak się teraz zabierzemy – mruknął Cristin patrząc wymownie na męża.
- Trzeba będzie ich obudzić – powiedziała Lily.
- tak, obudzisz je i się rozbudzą – mruknęła Lupin, wzdychając cicho – I do północy będą nadawać…
- Wiesz co? Biedna ty jesteś z tą twoją rodziną – stwierdził Syriusz – trzy rozgadane córki, dwuletni syn który też mówi już coraz więcej i jeszcze mąż…
- Biedny to jest mąż – poprawił go James – Wyobraź sobie cztery kobiety w jednym domu. I nie daj boże, gdy uprą się o coś. Cztery razy taka jedna Liz.
Lupin parsknął śmiechem.
- Az takle nie jest – stwierdził - mogło być gorzej.
- Miło – fuknęła Cristin patrząc na niego z oburzeniem – Mogło być gorzej!
- No i ma przewalone – skwitowała Lily, widząc złowrogie spojrzenie przyjaciółki – wpakowaliście go w niezłe bagno.
***
Przeciskała się między ludźmi, klnąc pod nosem. Trzymała w ręku torebkę, zastanawiając się, co ona tu robi.
Stała pośrodku mugolskiego targowiska, popychana przez tłum rozgadanych ludzi, nie mając pojęcia jak się z niego wydostać.
Ruszyła przed siebie, z mocnym postanowieniem że się stąd wydostanie.
- Proszę Pani!? Może chce pani kupić stanik? – Zatrzymała się i odwróciła szybko. Uniosła brwi, widząc stojącego przy dużym stoisku mężczyznę. Próbował się uśmiechnąć, jednak wyszedł mu tylko grymas, Pogłaskał się po bladej głowie i powtórzył pytanie.
- Chce Pani kupić stanik?
Zamrugała.
- Jakim prawem zaczepia pan…
- Chce pani kupić czy nie? I’m Lord Voldemort – powiedział nagle i szybko złapał się za gardło. Uniósł dłonie w przepraszającym geście – Proszę mi wybaczyć… tik nerwowy. To, co chce pani stanik?
- Lord Voldemort – powtórzyła podchodząc do stoiska i zerkając na stół pełen biustonoszy.
- Przydomek szkolny - powiedział a w jego oczach pojawiła się nutka rozmarzenia.
- Aha – powiedziała cicho biorąc do ręki jeden z biustonoszy – A był jakiś powód?
- Jestem wirtuozem zła, który … przepraszam – powiedział waląc się w głowę – znów… i podbiję świat! Nie no, ta robota mnie wykończy! Ciągle to samo. Nikt nie chce nic kupić i nerwica mnie dopada!!
Uśmiechnęła się lekko, odkładając biustonosz na miejsce.
- Mam zbyt małe fundusze, żeby podbić świat – poinformował ją kiwając ze smutkiem głową – Dlatego sprzedaję bieliznę. Ale kiedyś, zbiorę armię i opanuje cały świat – dodał z przekonaniem– Proponuje ten w kwiatuszki – wskazał na leżący na samym brzegu.
Wzięła go do ręki i obejrzała dokładnie.
- Więc panuje pan, podbić świat? – Zapytała odgarniając grzywkę z czoła.
- Tak! I’m Lord Voldemort!
Parsknęła cicho.
- Dobrze, ten mogę wzią… - nie dokończyła, bo sprzedawca podskoczył w radosnym geście.
- Sprzedałem stanik! Sprzedałem stanik! A TY NIE! – Pokazał język siedzącemu dwa miejsca dalej facetowi, który wzruszył ramionami i podłubał sobie długim pazurem w ostrych zębach.
- I tak mam większy dochód – mruknął – Ciebie zżerają podatki…
- A ciebie pchły i jakoś ci tego nie wypominam – warknął odwracając się do kobiety – Zapakować?
Kiwnęła głową. Wszedł pod stół i szybko wyjął siateczkę z różowym króliczkiem.
- Proszę – powiedział uśmiechając się szeroko.
Podała mu odliczoną sumę, uśmiechając się lekko i odwróciła się powoli.
- Do widzenia – powiedziała i kiwnęła głową do mężczyzny z pchłami, który właśnie wziął się za krzyżówkę.
- Jak podbiję świat – krzyknął za nią łysol – Przyślę Pani Pocztówkę!!
Uśmiechnęła się lekko kiwając głową i ruszyła przed siebie.
***
Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie sprostować błędu sprzed... dobrych dwóch lat. Otóż,
na tym blogu również jest Voldemort. Tylko... w innym charakterze.
I teraz bardzo ważne. Na blogu, pojawił sie regulamin. Byłoby miło gdyby każdy się z nim zapoznać.
O rany, ale się uśmiałam przy tej notce. Voldemort kłócący się z konkurencją handlową? Świetne xD Albo reakcja Lily na wiadomość o dziecku :) Syriuszowa gadka na ten temat była taaaaaaka nieprzewidywalna :) :) :) xD
OdpowiedzUsuńdziwne że harry nie był ciekawy co do pojawienia sie rodzeństwa to mało pasujące jak na pottera ale to ty piszesz nie ja poza tym super notka voldek i sprzedawca bielizny który podbija świat to jest to płakałam ze śmiechu szkoda tylko tych trzech szklanek które lilka w taki nieładny sposób rozwaliła ann :) już czekam na następną notkę (ale to nie jest pospieszanie)
OdpowiedzUsuńha^^notka ta już do końca zmasakrowała moje zdrowie psyiczne. W każdym razie wg mojegho młodszego brata naprawdę powinnam razem z nim zacząć oglądać disney channel. Bo tam jest podobno taka bajka w ktorej male ufoludki mowia, jak to niestosownie tarzac sie pod biurkiem ze smiechu, trzymajac sie przy okazji za tylek i wrzeszczac "ał- bolałooo". no cóż- rozbrajasz mnie psychicznie.i bardzo sie ciesze, poniewaz od dluzszego czasu na darmo staralam sie znalezc cos, co znow przyprawiloby mnie do takiego stanu. Ale sie nie udało- dlatego bardzo, bardzo dziekuje za te diwe cuuudne notki.ha^^szkoda, ze w notce "Dla mamy..." nie opisalas dokladniejszej reakcji p. Black... bo ja ja tak koooooocham ;dfragment o Voldku juz gdzies czytalam ;DxDDD a.. no tak na gg ;DI'm Lord Voldemort!!xD hale te slowa "A TY NIE!" xD powiny przejsc do histori.serio ;Dpozdrawiamautorka z www.elanor-historia-miilosci.blog.onet.,plvel. Chora Psychicznie na Wariackie Chichocisko Elanor ;D
OdpowiedzUsuńBuhahhaha xDD Ten fragment o stanikach nigdy mi się nie znudzi xDD I'm Lord Voldemort buhahahahha xDD A James i Lily wpadli no cóż...zdarza się xD W Filmach to wszystkim w ogóle xDD Jak kto nie wierzy niech obejrzy Modę na Sukces która chyba nigdy się nie skończy xDD Fajnie, że opisałaś wygląd dzieci wreszcie mogę sobie bardziej wyobrazić jak wyglądają.To tyle chciałam powiedzieć aha i oczywiście zwróciłam uwagę na regulaminek ;D
OdpowiedzUsuńZ góry przepraszam.Jeśli jednak przyjmujesz coś takiego jak...Zaproszenia do zgłaszania się do ocen, to miałabym Ci do zaoferowania bloga:http://oceny-magiczne.blog.onet.plPozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńDroga Autorko! Przez Ciebie rodzina chce mnie do psychiatryka wysłać xD Co pół godziny czytam ten fragment o voldziu i jeszcze mi się nie znudził :) Ehh dobra wiem, że pisałam już komentarz, ale nie mogłam się powstrzymać xD Oby więcej takich notek! :) :)
OdpowiedzUsuńJeszcze jedno :) Mogłabyś mnie informować o notkach? Z góry dziękuje :) angela9215@wp.pl
OdpowiedzUsuńHmm... następny Potter? ;> Może być ciekawie :D Do tego Voldemort sprzedający bieliznę?! O_O!! Po tytule notki spodziewałam się czegoś... "bardziej drastycznego". Heh, ale i tak jest dobre ^^.Całuski ;**xD
OdpowiedzUsuńJak sie ciesze że jednak nadal piszesz notka świetna :D
OdpowiedzUsuńSuper notka jka kazda inna:) Proszę o powiadomienie o nowej notce na anaw27@o2.pl Z góry dziękuje:)
OdpowiedzUsuńnie no super :) spuer notki super ze wrocilas :) Voldemort sprzedajacy bielizne :P to musial byc widok;] a ten Syriusz to ciekawski :D czekam na kolejne notke POZDROWIENIA
OdpowiedzUsuńale ty masz postów i komentarzy... bardzo ciekawe i wielki podziw że tak długo prowadzisz tego bloga.my dopiero zaczynamy więc prosimy o wsparciewww.huncwociaki.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńwidac, Voldemort nie ma lepszych tematow do klotnii... dobre to bylo xDpoinformujesz mnie o nowej noci?www.story4all.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńKochana kochana. . już dawno noci nie ma nie wolno hehe :):*:P
OdpowiedzUsuńhej z tym lordem voldemortem sprzedajacym staniki na targu to normalnie zwalilas mnie z krzesla. jak przy czytaniu twojego bloga kopne w kalendarz ze smiechu to ciebie o to posadze hehe... jestes genialna
OdpowiedzUsuńNie no ten voldek i staniki to mnie rozwaliły po prostu płakałam ze śmiechu XD XD XD XD
OdpowiedzUsuń