W życiu piękne są tylko chwile...

Na początek odnośnie tego, co poniżej. Post składa się z dwóch części. Jedna z nich, jest zamknięciem tych spraw, które rozpoczęłam.

Druga, jest to post, który był kiedyś na Lilce – kilka tygodni temu – przez dosłownie parę godzin. Uznałam, że będzie dobrym zakończeniem.

***

W Boże Narodzenie, wszystkie dzieci zrywają się już o świcie, by zobaczyć, co dostali na gwiazdkę. Prawie w każdym domu rozlegają się wesołe piski małolatów i dźwięki rozdzieranego papieru.

Nie inaczej odbyło się to w domu państwa Potter. Gdy tylko słońce wdarło się do sypialni Harryego, chłopiec zerwał się na równe nogi i niezakładając nawet ciapów zbiegł po schodach.

Tuż zanim, pobiegł Dudley, potykając się w przedpokoju o lekko rozbudzoną Kinder. Śpiący na schodach kot prychnął wściekle na chłopca,gdy ten nadepnął na jego ogon i uciekł po schodach na górę.

W chwilę potem słychać było głośne zachwyty dzieci, którebez kłótni rzucili się na ziemię wyszukując prezentów dla siebie.

Również Steven zerwał się z samego rana, aby obejrzećpodarunki.

Trojaczki, jak łatwo się domyśleć, gdy tylko się obudziły odrazu obudziły rodziców i ściągnęły ich na dół. Dopiero, gdy każdy domownikobejrzał, co dostał, pozwoliły przygotować śniadanie.

Śniadanie odbyło się bez większych ekscesów. Harry i Dudleyzostali rozsadzeni po tym jak Potter wsadził kuzynowi łyżkę w policzek a tenodwdzięczył się wsadzeniem twarzy Harrego w talerz z zupą, za co każdy z nichdostał po głowie ścierką od Pani Evans.

Po przemilczanej Wigilii, Boże Narodzenie odbyło się w tensam sposób. Raz na jakiś czas, odezwał się James, zadając jakieś pytanieDursleyowi lub ojcu.

 Jedynie żeńska cześćsię dogadywała i tak naprawdę tylko Lily z Petunią i matką, sprawiły, że teświęta trzymały się kupy.

Państwo Dursley wyszli jednak wcześniej po tym, jak Jamesprzez przypadek zahaczył o talerz Vernona, który wylądował na odświętnymgarniturze Dursleya. Tuż po tym, jak mężczyzna nazwał go nieokrzesanymdziwolągiem, natychmiast opuścił Potterów.

Petunia i Lily przeprosiły się nawzajem za zachowanie mężów,po czym blondynka wraz z synem dołączyła do wściekłego mężczyzny.

W niedługą chwilę potem, zakłopotany Potter seniorzaproponowałby uprzątnąć po śniadaniu.

***

W całkowicie nudzie odbyło się Boże Narodzenie u Black. Tuzpo tym jak wszyscy wstali, zasiadali do stołu i spędzili caluteńki ranek nasympatycznych rozmowach i zwyczajach Bożonarodzeniowych. Niedługo po godziniepierwszej wszystko zostało uprzątnięte i państwo Keton pożegnali się grzecznie.

W hucznej i rastrowej atmosferze boże narodzenie spędzili Peteri Patsy. Małżeństwo udało się do rodziny Patsy, gdzie wraz z dość licznąrodziną, zasiedli do świątecznego stołu.

Peter określił to śniadanie jako próbę morderstwa, gdysiostra kobiety zapytała go, kiedy zostanie ciocią. Mężczyzna wypluł połowętego, czego miał w ustach a drugą połową zakrztusił się. Sytuację uratowałaPatsy, która szybko odpowiedziała, że nie prędko poczym jak gdyby nigdy nic,podała chusteczkę ubrudzonemu mężowi.

***

- Katastrofa! – Jęknęła cicho Lily, gdy tylko zamknęły siędrzwi za Panią Evans – Katastrofa!

James zarumienił się lekko i podrapał po głowie. Szturchnąłsyna a ten opuścił głowę robiąc minę pod tytułem „przepraszam”.

- Nie było tak źle – zaczął ostrożnie mężczyzna, a widzącspojrzenie żony dodał – ale masz rację, kochanie, że mogło być lepiej.

- Lepiej!? Było tragicznie! – powiedziała wstając –Tragicznie! Mniej słów nie mogłeś powiedzieć!? I co to za pomysł żeby wyrzucićna Veronona cały talerz jedzenia!?

- To było przypadkiem! – usprawiedliwił się mężczyzna –zahaczyłem mankietem! I o czym miałem z nim rozmawiać!?

- Nie wiem! To ty jesteś mężczyzną a nie ja!

- Lily! Ja nawet nie wiem, co to są te świdry! Byłem pewny,że to ciastka z kremem..

Lily spojrzała na niego zszokowana.

- Ciastka z kremem!?

- Tata też tak myślał – powiedział wymijająco a kobietazamrugała.

- Ale mu tego nie powiedzieliście?

- Właściwie to… tak.

Lily roześmiała się głośno. Harry podniósł niepewnie głowę,patrząc na chichoczącą matkę. James wzruszył ramionami, podczas gdy kobietausiadła na fotelu, nadal się śmiejąc.

- Wiesz… chyba jednak nie ma możliwości, żebyście żyli wzgodzie.

- Tak… myślę, że nie ma – powiedział James – cała nadzieja wwas.

Lily roześmiała się cicho wstając.

- Tak. Chyba tak. Idę, zrobię herbaty.

***

Drugi dzień świąt zazwyczaj spędzali u kogoś w domu, jedząci wygłupiając się do rozpuku.

W tym roku, wszyscy ustalili, że nie będą siedzieć w domu iwybiorą się gdzieś, gdzie będzie można spędzić miło czas na świeżym powietrzu.

Po tym, gdy Syriusz, James, Remus i Peter ( po krótkimkomentarzu – ja nic nie robiłem) uroczyście przyrzekli, że sanki są dla dziecia nie dla nich, rozpoczęły się dość burzliwe dyskusje na temat miejscawycieczki.

W końcu płeć żeńska ustaliła, że pojadą do pobliskiegomiasteczka, gdzie mają odbywać się miasteczkowe obchody drugiego dnia świąt.

Na miejscu okazało się, że nie obędzie się bez małejawantury na temat wieku.

W końcu, cała czwórka przyrzekła, że będą tylko pilnowaćdzieci i nawet nie pomyślą nawet o lepieniu bałwana i z zawiedzionymi minami powleklisię na zachęcająco wyglądającą górkę oblepioną świeżym śniegiem.

Łatwi domyślić się, że długo nie wytrzymali, i gdy żony niewidziały, Syriusz dyskretnie pchnął Lupina, który spadając pociągnął go zarękaw.

Po chwili cała czwórka staczała się z górki w konsekwencji,czego niedługo potem stanęli oblepieni śniegiem przed złymi kobietami.

W końcu, cała czwórka obiecała, że więcej się to niepowtórzy i wróciła do dzieci.

Nie minęła godzina, gdy małolaty się zmęczyły i wszyscyzasiedli do gorącej czekolady.

Spokój nie trwał długo. Trojaczkom szybko zaczęło się nudzići zaczęły rozglądać się za czymś do zabawy.

- Mamo! Mamo! Co to!?

Cristin podnosiła się lekko i uśmiechnęła się lekko

– Lodowisko – powiedziała, patrząc na córki.

Oczy dziewczynek zrobiły się okrągłe i momentalnie zaczęłypodskakiwać.

- Możemy iść!? Możemy?

- Nie – pow
iedziała kobieta, biorąc łyk czekolady – ja zwami nie pojeżdżę, a tata nie umie – dodała uśmiechając się lekko. Lupinwzruszył ramionami.

- Proszę!!!

- Chodźcie – powiedziała Lily wstając – Ann, Patsy, chodźciepomożecie. Idziesz? – Spytała patrząc na Cristin, która wzruszyła ramionami.

- Tylko popatrzeć.

Chwilę po tym jak trojaczki zniknęły z kobietami, Harry iSteven zerwali się twierdząc, że też chcą. Zrezygnowani Huncwoci wstali iposzli za dziećmi, wiedząc, że czeka ich porażka.

***

Nie mylili się.

Cała czwórka wywróciła się, gdy ich nogi tylko stanęły nalodzie. Tymczasem trojaczki, pouczane, przez Lily, Patsy i Ann dość szybkostanęły na nogach, wywracając się kilka razy.

Harry i Steven nie przejęli się wywrotkami i bardzo szybkosami załapali podstawy jazdy na łyżwach.

- Nienawidzę tego czegoś –Powiedział James łapiąc siębarierki – Dlaczego akurat tego nie umiemy załapać?

- A wydawało mi się, że umiem jeździć – mruknął Lupin,upadając na ziemię – A przynajmniej stać.

- Bo widzisz Remusku – powiedział Syriusz, prostując siętrochę nadal jedną ręką trzymając się barierki – To jest chyba jakaś dziwnadziedzina sportu… wolę śnieżki.

- Ja też – mruknął Peter, puszczając się barierki. Całatrójka spojrzała na niego zszokowana. Stał, nie trzymając się niczego.

Pettigrew zamrugał i spojrzał na nogi a potem na ręce. Gdyzobaczył, że niczego się trzyma – upadł.

- Siła sugestii – mruknął Syriusz, poczym znów wylądował nalodzie – Bardzo bolesna w skutkach.

***

- Może im powiedzmy żeby dali sobie spokój – spytałaCristin, patrząc na męża – Bo nam się pozabijają. A nie wiem jak wam, ale mimąż będzie potrzebny jeszcze przez kilka miesięcy.

 - Jesteś bardzokochającą żoną – zauważyła Lily – Nie, patrz robią postępy.

- Tak – zgodziła się Lupin – Stoją po całe – zerknęła nazegarek – Trzy sekundy. Jeśli się nie ruszają to pięć. A na lodowisku są oddwóch godzin.

- Ale stoją bez barierki – zauważyła Patsy – To jest jużjakiś postęp.

- Bardzo mało wierzysz w męża – powiedziała Liz – Skądwiesz, że nie ma jakiegoś ukrytego talentu łyżwiarskiego?

- Bo kiedyś próbowałam go nauczyć jeździć. Skończyło się tocałym posiniaczonym ciałem a w kilka lat później obrączką.

- Widać jesteś złą nauczycielką. Patrz – powiedziała Ann wskazującna mężczyzn – Syriusz ruszył głową i się nie przewrócił. A James zrobił jedenkrok. Nauczą się.

Kolejne dwie godziny później.

- Chodźcie – powiedziała Lily pochodząc do barierki oddrugiej strony – umiecie już chodzić a to bardzo dużo jak na cztery godziny. Anam jest zimno

- Nie – mruknął Potter – Jeszcze trochę.

- James, proszę – powiedziała – chodź, jest już zimno iciemno.

- Lily…

Rozległ się głośny huk i Syriusz upadł. Wstał, zakląłsoczyście usiadł, zdjął łyżwy i zaczął iść z bosymi stopami.

- Mam dość. Przez cztery godziny męczę się z tym czymś inawet pół metra przejść nie mogę! Trudno nie nauczę się. Zbieracie się – spytałodwracając się do zszokowanych przyjaciół –

4-latki jeżdżą lepiej niż my.

Spojrzeli na siebie i z lekko zrezygnowanymi minami zaczęlizmierzać w stronę wyjścia.

***

Weszła do sypialni córek i spojrzała na całą trójkę, ułożonąwygodnie w łóżeczkach i czekającą na ułożenie do snu.

Usiadła na brzegu jednego z łóżeczek.

- To jaka dziś bajka? –Spytała poprawiając kołdrę Emily.

- Mamo? - Dziewczyna podniosła się lekko na łokciach – ASteven będzie miał braciszka czy siostrzyczkę?

- Nie wiem – powiedziała kobieta głaszcząc córkę po główce -Zobaczymy jak się urodzi.

- Mógłby siostrzyczkę – stwierdziła Margaret – Miałybyśmy, zkim się bawić. Amel jest za mała…

Kobieta zaśmiała się cicho.

- No, trochę byście musiały poczekać. Bo dziecko jak sięurodzi też będzie małe.

- A nie da się żeby od razu było duże? – Margaret spojrzałaz niezadowoleniem na matkę.

- Nie – powiedziała kręcąc głową – Nie da się. A wy,chciałybyście mieć siostrzyczkę lub braciszka? – Spytała ostrożnie patrząc zuwagą na dziewczynki.

- Tak!!! Siostrzyczkę!

- Nie! Braciszka! Starszego!

- Braciszka i siostrzyczkę!

- Tak! Starszą siostrzyczkę i starszego braciszka!

- A dostanę kotka?

- Spokojnie – powiedziała kobieta, kręcąc głowę – Do łóżek.

Wróciły posłusznie do łóżeczek i przykryły się po sam nos.

- Mamo? A skąd się biorą dzieci? – Spytała Emily.

- Dzieci…

- Nie wiesz? – Amy spojrzała z szokiem na matkę.

- A ty wiesz? – Kobieta uniosła lekko brwi.

- Oczywiście! Wszystkie dzieci wiedzą! – Powiedziała Emily –Dzieci przynosi Mikołaj!

- Mikołaj? Święty?

- Nie wiedziałaś!? – Emily pokręciła głową z niedowierzaniem– To jak ty nas dosłałaś!?

- Święty mikołaj? – upewniła się kobieta, patrząc na córki.

- Nie. Mikołaj od dzieci. Mikołaj Dziecionoszek. Przynosidzieci rodzicom, gdy śpią! Wnosi je przez okno i wkłada do łóżka. Rodzice siębudzą i dziecko jest. Nie wiedziałaś!?

- Nie… - powiedziała kobieta – słyszałam inną wersję. Zawszemyślałam, że dzieci są w brzuchu – stwierdziła.

- Tak – powiedziała Margaret – Niegrzeczne mamy mają dzieciw brzuszku. Tam wnosi je Mikołaj. Ale ty jesteś grzeczną mamą, więc byś dostałabraciszka do łóżeczka.

- Rozumiem. A kto wam to powiedział? – Spytała, próbującopanować śmiech.

- Lucy. Jej powiedział to starszy jej straszy braciszek, borodzice nie chcieli.

- Rozumiem. Nie mówcie o tym tacie – powiedziała spokojnie.

- On też nie wie!?

- Nie… Lepiej żeby się nie dowiedział, jeszcze przeżyje szok.– powiedziała kobieta uśmiechając się lekko – Dobranoc.

***

Weszła do sypialni i wybuchła głośnym śmiechem. Lupinspojrzał na nią zdziwiony.

- Nasze córki uświadomiły mnie właśnie, skąd się biorądzieci. – Powiedziała, śmiejąc się cicho. Usiadła na łóżku, odgarniając włosy zczoła.

- Jak to cię uświadomiły? To chyba
raczej ty powinnaś…

- No normalnie. Nasze córki poinformowały mnie, że wszystkiedzieci wiedzą o tym, że dzieci przynosi Mikołaj Dziecionoszek.

Spojrzał na nią z lekkim szokiem.

- Słucham?

Kiwnęła głową.

- Tak. Przynosi je do łóżka do rodziców, a jak mama jest niegrzeczna to do brzuszka.

Lupin spojrzał na żonę, czekając aż powie, że to żarty,jednak nic nie powiedziała, nadal się śmiejąc.

- Jakaś koleżanka w przedszkolu im to powiedziała. Ma starszegobrata, wcisnął jej bajeczkę. Ja nie dementowałam, bo, po co? Mają czas by siędowiedzieć, a nie sądzę by odpowiedź, że wyjmuje je pan doktor je z brzuchazaspokoiła ich ciekawość. Przecież i tak by nie uwierzyły.

- No, ale są inne…

- Tak… Jeśli powiedziałbym im o kapuście, to by gdzie mamyzamiar jej szukać lub czy mogą iść z nami. Wersja o bocianie też by nieprzyszła. Znając nasze córki, zapytałby…

- Dobra. Wiem, o co chodzi.

Kobieta uśmiechnęła się lekko.

- Trzeba będzie im w końcu powiedzieć – powiedziała pochwili.

- Zapytają. Zobaczysz.

- Ale ty będziesz z nimi rozmawiał. – Powiedziała spokojnie– Ja im powiedziałam o dziecku.

- Ty jesteś kobietą. Ja się na tym nie znam – stwierdziłuśmiechając się złośliwie.

- No tak.Stuprocentowy facet.

***

Tuż po Sylwestrze wszystko zaczęło wracać do normy.

Po długim wypoczynku w święta, nadeszła pora by wrócić dopracy. Razem z zajęciami, wróciły problemy.

Lily coraz częściej myślała o tajemniczej praktykantce.Wielokrotnie próbowała porozmawiać na jej temat z mężem, on jednak szybkokończył rozmowę mówiąc ze nie ma, o czym mówić.

Złe przeczucia zaczęły nawiedzać ją coraz częściej. Niejednokrotnie wracając z pracy zachodziła do biura męża.

Jej niepokój szybko przerodził się w zazdrość. Zdarzało jejsię wybuchać i robić awantury mężowi, który w żaden sposób nie umiał zrozumieć,o co jej chodzi.

Czas mijał a małżeństwo Potterów, stawało się coraz bardziejburzliwe.

***

Marzec przyniósł ocieplenie.

Wiosna zaczęła ujawniać się w całym kraju, oświetlając domy,uliczki, parki i wszystkie zakamarki wiosennym słońcem.

Życie powoli zaczęło się budzić po surowej zimie, nadającmieszkańcom Londynu chęci do życia.

Poranki nadchodziły coraz wcześniej, budząc ludzi ciepłymipromieniami słońca i radosnym śpiewem ptaków, które towarzyszyło każdemu przezcałe dnie.

Jednak tego dnia, to nie ciepłe promienie słońca obudziłydomowników jednego z domu na samym przedmieściu.

Krzątanina, jaka wynikła w domu państwa Black przed piątąrano, byłaby w stanie obudzić wszystkich.

Zaspany Syriusz, obudzony przez żonę bez głębszegozastanowienia wyskoczył z łóżka i bez zapytania, co się dzieje zaczął sięubierać.

Kobieta patrzyła na niego zszokowana siedząc na łóżku wbawełnianej koszuli nocnej, gładząc delikatnie swój duży brzuch. Po chwiliwstała, podeszła do szafy, wyjęła z niej spodnie na szelkach i koszulkę iwróciła na łóżko, gdzie zaczęła je powoli wkładać.

Syriusz tymczasem zdążył się już ubrać i wypadł z sypialni.

Kobieta usłyszała jak wpada do pokoju Stevena i była pewna,że mąż właśnie obudził chłopca.

Pokręciła głową i zapięła bluzkę.

Syriusz wpadł do sypialni i spojrzał na nią.

- Już? – Spytała, wstając. – Narobiłeś zamieszania? To terazidź, powiedz twojemu synowi, że może się kłaść spać. Nic mi nie jest. To byłtylko jeden skurcz, nie musiałeś budzić całego domu… - urwała. Zachwiała sięlekko i usiadła na łóżku. Odetchnęła kilka razy i podniosła wzrok na mężczyznę.

- Dobrze. To chyba nie był jeden skurcz – powiedziała cicho,krzywiąc się lekko.

***

Chodził w jedną i drugą stronę od dobrych kilku godzin,zerkając, co chwilę na drzwi od sali porodowej.

Co jakiś czas z salki ktoś wychodził, jednak prócz pustychzapewnień że wszystko jest w porządku nie dowiedział się nic.

Tuż po ósmej do szpitala wpadł zdyszany Potter, bydowiedzieć się dokładnie, co się dzieje, jednak niedługo potem poszedł,tłumacząc się przewrażliwioną żoną.

Przed południem, przyszedł Lupin jednak również posiedziałzaledwie chwilę, próbując uspokoić przyjaciela.

Zatrzymał się i spojrzał na zegar. Była już pierwsza a onnadal nic nie wiedział.

- Jak? – Obrócił się szybko i westchnął lekko.

- To wy…

- Nie no – mruknął Lupin, podając mu kubek z gorącą kawą –Spodziewałem się bardziej gorącego przywitania. My się tu z roboty urywamy żebycię wspierać a ty nas witasz zwykłym” To wy” – pokręcił głową z politowaniem –Wiesz coś?

- Daj mu spokój – Potter uśmiechnął się pokrzepiająco- Mazostać ojcem a ty się domagasz wielkich wyznań. Ciekawe czy też będziesz nastak witać jak sam będziesz czekał pod salą na jakieś wieści.

- Nie dożyję tego – mruknął – Żona i córki mnie wykończą.Nie bolą cię nogi?

Syriusz zatrzymał się i spojrzał na stopy. Wzruszyłramionami i znów zaczął chodzić w jedną i drugą stronę, popijając kawę.

- Czego to trwa tak długo!? – Black zatrzymał się gwałtowniea cała zawartość kubka wylądowała na koszuli Lupina – Wybacz.

- No i masz. Trzeba się go było czepiać? – Zaśmiał sięPotter, grzebiąc w kieszeni. Wyjął chusteczkę i podał ją przyjacielowi – Niepierwszej świeżości, ale zawsze.

Lupin wzruszyła ramionami i zaczął wycierać koszulę.Spojrzał na mokrą od kawy chusteczkę, nadal mokra koszule, wzruszył ramionami iwrzucił chusteczkę do kosza.

Syriusz znów zaczął krążyć.

- Nie denerwuj się tak – powiedział po chwili Potter –Przecież nic złego się nie stanie.

- Łatwo ci mówić – mruknął mężczyzna – To nie ty czekasz nawieści o żonie.

- Mnie żona nie chce widzieć i nawet nie wiem czemu –powiedział kwaśno Potter – ubzdurała sobie że znalazłem sobie kogoś innego.Czekam aż wystawi mi walizki przed drzwi.

- Żartujesz? – Black zatrzymał się wryty – Ale chyba niechodzi jej nadal o tą praktykantkę?

- Brawo, odwróciłeś jego uwagę od żony.

- No właśnie chodzi – mruknął Potter – Uważaj, drzwi.

Syriusz cofnął się i spojrzał na pielęgniarkę wychodzącą zsali.

- Jeszcze nie, Panie Black – powiedziała widząc jak otwierausta poczym odeszła wzdłuż korytarza.

- Nie mogę no! – Krzyknął Syriusz, siadając obok przyjaciół– Ile mo
żna?

- Długo – mruknął Lupin – Bardzo długo.

- Panie Black? – Drzwi uchyliły się lekko – Możemy?

Syriusz zerwał się na równe nogi podszedł szybko douzdrowiciela. Patrzyli jak stał obok lekarza i słuchał go uważnie a jego oczypowoli robiły się okrągłe. Mężczyzna podał rekę Blackowi, ten uścisnął jąbezwiednie i wrócił do przyjaciół.

- Dziewczynka – powiedział cicho, siadając.

***

***

Dziewczynka jeszcze tego samego dnia, została nazwanaVivien. Oboje rodzice bez większych niedomówień ustalili imię.

Już następnego dnia Steven poznał swoją młodszą siostrę.Chłopiec przez całą wizytę patrzył na małą, nie odzywając się wcale. Podczasdrogi powrotnej zapowiedział ojcu, że będzie dobrym starszym bratem, chyba, żemała Vivien będzie próbowała zniszczyć którąś z jego drogocennych zabawek.

Mała Vivien szybko podbiła serca rodziny i przyjaciół i niebyło osoby, która nie powiedziałaby że dziewczynka wykazuje się niezwykłąpogodą ducha.

Kolejne miesiące przyniosły burzowe chmury nad małżeństwoPaństwa Potter.Zazdrość Lily stała się coraz bardziej uciążliwa dla Jamesa,przez co znów pojawiły się ostre kłótnie. Nie pomogło w zakończaniu ich to, żegłówny powód skończył praktyki i dostał pełny etat w Szwajcarii.

Minął kwiecień, maj i nadszedł czerwiec, który równie szybkoschylił się ku końcowi. I wydawałoby się, że zaraz napiszę, że czerwiec równieżsię skończy.

Jednak dojdziemy do końca tego miesiąca a co za tym idzie,końca pewnej części, jest jeszcze jedno wydarzenie, o którym nie mogę niewspomnieć.

***

Odwróciła się wściekła w stronę męża.

- Nie jestem aż tak głupia jak ci się wydaje! – Wrzasnęła,rzucając ścierką o stół – Za kogo mnie masz!?

- Ja!? Spój na siebie! Robisz sceny o byle, co! Kiedy wkońcu zrozumiesz że…

- Że co? Że nic cię z nią nie łączyło? Daruj, ale nie wierzę!Co to wszystko miało być?! Te dni, gdy wracałeś do domu po ósmej!

- Lily, opanuj się! Nie byłem tam sam…

- Oczywiście, że nie! Byłeś tam z ta blondyneczką.

Potter zrobił głęboki wdech i spojrzał na żonę, próbując sięopanować. Oboje nie zauważyli Harryego, który wystawił głowę zza kuchennychdrzwi.

- Ty jesteś nienormalna – powiedział Potter –Przewrażliwiona zazdrośnica.

- Ja!? Jak… wynoś się – szepnęła kobieta – Wynoś się. Nieobchodzi mnie gdzie… Nie chcę cię widzieć.

Spojrzał na nią poważnie.

- Lily…

- Powiedziałam żebyś się wynosił! – Powtórzyła głośniej.Spojrzał na nią poważnie i już miał coś powiedzieć, gdy rozległ się głośny hukwbiegania po schodach i trzasku drzwi. Oboje spojrzeli w miejsce, gdzie przedchwilą stał chłopiec i wybiegli z kuchni.

Podbiegli do drzwi sypialni i James nacisnął klamkę. Drzwinie drgnęły.

- Harry, otwórz – powiedział głośno, napierając na drewno.

- Nie!

- Harry, natychmiast otwórz.

- Nie! – powiedział cicho chłopiec.

Potter westchnął i wyjął różdżkę. Dotknął do klamki i drzwisię otworzyły. Harry stał przy łóżku, pakując rzeczy do plecaka.

- Co ty robisz? – Spytała Lily, podchodząc do syna.

- Jadę do babci – mruknął chłopiec.

- Harry…

- Jadę do babci – powtórzył – Znów się kłócicie.

- Nie prawda…

 

- Słyszałem – powiedział chłopiec – Kazałaś się wynieśćtacie.

- Nie, to nie tak – Lily dotknęła ramienia chłopca.Strząsnął dłoń matki i wrzucił ramkę z fotografią.

- Harry, posłuchaj – zaczął James – My…zostaw to –powiedział cicho.

Chłopiec zawahał się przez chwilę i już miał coś powiedzieć,gdy rozległo się pukanie do okna. Mała sówka śnieżna pukała dziubkiem do okna.

Lily uchyliła okno i zabrała wiadomość od ptaka.

Otworzyła ją, przeczytała szybko i spojrzała na Jamesa, a zjej twarzy zniknął surowy wyraz twarzy.

- Od Remusa – powiedziała – Jest Matt.

- Co?

- Cristin urodziła – powtórzyła – Chłopiec. Matt.

Potter uśmiechnął się lekko, ale jego uśmiech szybko znikłgdy spojrzał na syna.

Podszedł do niego i posadził na łóżku.

- Posłuchaj – powiedział poważnie – Czasem tak bywa, że cośnie wychodzi. I wtedy zazwyczaj dochodzi do kłótni. W ten sposób, obojepróbujemy dowieść swoich racji. Dziś trochę przesadziliśmy. – Dodał, patrząc nasyna.

Lily kiwnęła.

- Nawet bardzo. Zostaw to – poprosiła, wyciągając rękę pokoszulkę, którą – Proszę.

Chłopiec niechętnie jej ją oddał. Spojrzał uważnie narodziców u powoli kiwnął głową, że jest już w porządku.

***

- Przepraszam – powiedziała cicho, gdy przechodzili przezkorytarz – Nie chciałam… Masz rację, jestem przewrażliwiona.

- Nie, to ja przesadziłem. Nie powinienem cię tak nazywać.Naprawdę byłaś o mnie zazdrosna? – Spytał, patrząc na nią katem oka, a na jegotwarzy pojawił się cień uśmiechu.

- Nadal jestem. Gdy zobaczyłam was wtedy w grudniu… nieważne.

- Ważne – powiedział Potter.

- No, bałam się, że mi ciebie zabierze… Była bardzo ładna.

- E tam – mruknął – przeciętna.

Lily uśmiechnęła się lekko.

- Lepiej żebyśmy już nie poruszali tego tematu – powiedziałacicho – Znów wszystko prawie się rozpadło. Nie chcę znów przechodzić przez towszystko.

- Ja też.

Skręcili w korytarz i zatrzymali się uśmiechając doSyriusza.

- Chcecie kawy?

- Nie – powiedziała Lily – już piliśmy. Jak państwo Lupin?

- Jestem skłonny powiedzieć że dobrze. Chodź mało brakowały,żeby nam Remus na zawał zszedł. Pielęgniarka się pomyliła – wyjaśnił izachichotał – Wzięła nie tą kartę i przez trzy minuty żyliśmy wprzeświadczeniu, że Cristin urodziła kolejną dziewczynkę.

Lily roześmiała się głośno.

- To musiały być straszne trzy minuty – powiedział Potter.

- Straszne. Idę po kawę. Zobaczymy się w sali.

Nadal lekko rozbawieni przeszli przez korytarz i zatrzymalisię przed salą. Lily zapukała cicho i weszła do środka.

Kobieta siedziała na łóżku z głową opartą o poduszkę.Patrzyła z lekkim uśmiechem na męża, który stał przy oknie, trzymając na rekachmałe zawiniątk
o. Uśmiechnął się widząc przyjaciół i podszedł powoli do żony,podając jej śpiące dziecko. Lily szybko podeszła do kobiety zaglądając domaluszka, podczas gdy James zajął się gratulacjami.

- Dziewczynki wiedzą? – Spytała patrząc na chłopca, któryporuszył lekko rączkami.

- Nie. Są u rodziców. Remus ma zaraz jechać.

Lily uśmiechnęła się lekko i usiadła na brzegu łóżka.

- A jak się czujesz?

- Jak kobieta po dziewięciu godzinach porodu –powiedziała iobie zachichotały.

***

- Słyszałem, że się trochę przeraziłeś – powiedział James,patrząc na przyjaciela.

- Syriusz się wygadał? Wredny kundel – mruknął, ale uśmiechszybko wrócił na jego twarz.

- W sumie się nie dziwię – powiedział Potter – Tym bardziejtrzeba to uczcić.

- Daj spokój, nie dziś.

- Co nie dziś? – Syriusz wszedł do sali, podającprzyjacielowi kawę – Oczywiście, że dziś. Nie codziennie rodzi ci się syn.

- Właśnie – przytaknął Potter – Nie masz wyboru.

**

- Zrobiłam wam kanapki – powiedziała Lily, pochodząc do męża– Są w lodówce. Harry jest na górze, pies i kot z nimi. Wypuść ich wieczorem natrochę. Ja będę jutro.

- Gdzie idziesz? – Spytał unosząc brwi.

- Do Liz – wyjaśniła – Też trochę poświstujemy. Lizpowiedziała że zaszaleje i napije się z nami soku z jabłek – powiedziała zuśmiechem – A wy nie przesadzacie.

- Lily, wiesz, co?

- Wiem. Znam cię za długo. Idę, bawcie się dobrze.

***

- Ciekawa jestem, co się dzieje u mnie w domu – powiedziałaLily poczym roześmiała się głośno.

- Oj, na pewno dużo – zaśmiała się Liz, - Jutro zastanieszdom w ruinach.

- Tak. – Zgodziła się Ann, patrząc na śpiącą córeczkę – To będzieszaleństwo. A my a co?

- A my jesteśmy matki karmiące – mruknęła Liz – i możemy urozmaicićsobie życie sokiem. I to też nie każdym.

- Właśnie. Jesteśmy opuszczone.

***

Lily wracała do domu, spodziewając się wszystkiego. Byłagotowa na głodnego syna, zdemolowane przez zwierzaki mieszkanie, rozrzucone pocałym mieszkaniu ciałach mężczyzn. Na wszystko, ale nie na to, co jąprzywitało.

Wszystko, co zobaczyła w po wejściu do domu, to czystyprzedpokój. Zaraz potem usłyszała głosy dochodzące z kuchni, głośne szczeknięcieKinder i tupot pazurków. Chwile potem do holu wpadła jamniczka, a ja uderzył zapach…jajecznicy?

Rozejrzała się niepewnie i powoli weszła w głąb mieszkania. Pchnęładrzwi od kuchni i zamarła.

James i Syriusz siedzieli przy stole, rozmawiając wesoło z Peterem,który opierał się o blat, pilnując jajek.

Cała trójka wyglądała wręcz doskonale.

- Co tu się dzieje? – Spytała wchodząc. James podniósł głowęi spojrzał na nią z lekkim zdziwieniem.

- Jemy śniadanie – powiedział spokojnie. Syriusz wyszczerzyłsię i kiwnął głową.

- To widzę. Ale czemu tu jest tak czysto? – Zapytała, rozglądającsię po kuchni – zostawiłam was samych z zapasem ognistej whisky, tuz po tym jakjednemu z was urodził się syn.

- Zgadza się – przytaknął Potter – I co w związku z tym?

- Kiedy ostatnim razem zostawiłam was samych cały dom nosiłna sobie oznaki waszych rządów! A dziś…

- A dziś byliśmy grzeczni.

- Gdzie Harry? – spytała patrząc podejrzliwie na męża.

- Na górze.

- Zaraz wracam.

***

Pchnęła drzwi i weszła do środka. Harry siedział na łóżku,przeglądając jakąś książkę. Gdy zauważył matkę, szybko usiadł.

- Jak było? – zapytał.

- Dobrze. A tu? Rozrabiali?

- Nie – powiedział bez zastanowienia – Nic a nic.

- Harry…

- Naprawdę – powtórzył malec.

- Harry…Co ci obiecał?

- Nic… skąd wiesz? – spytał patrząc na nią ze zdziwieniem.

- Znam twojego ojca od dobrych paru lat. Więc?

- Trening – wyjaśnił chłopiec, rumieniąc się lekko.

- Więc jak było?

- No… trochę się działo…

- Bardzo dużo?

- No…trochę.

Kiwnęła głową i wstała.

- Ale mamo – powiedział chłopiec – Ty nic nie wiesz, dobra?

- Dobra.

***

- Uwierzyła?

- Raczej nie – mruknął Potter – Mam nadzieje że mały nas niezdradzi.

- Też mam taka nadzieję – stwierdził Peter – Jajecznicy? Aswoją drogą, Łapo, co to było?

Syriusz wyszczerzył się lekko.

- Eliksir – wyjaśnił.

- To wiemy – fuknął się Potter – a dokładniej?

- No, eliksir z ostokrzewu i czarnego bzu.

- Skuteczny – stwierdził James – Za skuteczny.

- Twojej żonie nigdy nie dogodzi. Najpierw uważa żewyglądamy jak cztery wielkie, napite ślimaki, a teraz uważa że jesteśmy zbyttrzeźwi. – mruknął Syriusz – To nie było takie łatwe, żeby zdobyć to cacko, aona jęczy.

- Taki typ, Syriuszu, taki typ. Ja mam ją, na co dzień.

***

UWAGA!!! BARDZO WAŻNE!

Ta część notki, jest częścią zawierającą SPOILERY do dalszej części opowiadania. Ta część, zawiera opis wydarzeń które będą miały miejsce za jakiś czas, oraz cześć zakańczająca historię. Jeśli ktoś nie chce wiedzieć co wydarzy się na końcu, dopóty ten koniec nie nastąpi, niech nie czyta.

Końcówka, która jest pod tym tekstem, nie jest, podkreślam to bardzo wyraźnie - NIE JEST - definitywnym końcem tej historii. Jeśli taki koniec nastąpi, poinformuję o tym w innej notce.

Z góry przepraszam za utrudnienie i za niezbyt spójną wypowiedź. Autorka


***

Wiele wiosen i zimpóźniej. Obrzeża Londynu.

Weszła do pokoju i uśmiechnęła się lekko do dzieci, któreszybko spojrzały na kobietę.

Wydały z siebie głośny okrzyk radości i podbiegły do niej.

- Spokojnie – zaśmiała się – bo mnie przewrócicie.

- Przepraszamy babciu – powiedziała Mary spuszczając głów
kę.

- Mam coś dla was – rzekła, łapiąc dzieci za rączki.Chłopiec podniósł oczy do góry, patrząc z zainteresowaniem na babkę, którapodeszła żwawym krokiem do kredensu.

Wysunęła jedną z szuflad, przyjrzała się dokładniewyciągniętemu z szuflady pakunkowi i podała go wnuczce.

- Co to? – Spytała cicho dziewczynka. Jej brat podniósłgłowę z zainteresowaniem.

- Zobacz – powiedziała kobieta, podchodząc do fotela.

Dziewczynka delikatnie rozdarła szary papier i krzyknęłacicho.

- Co to?

- Album – powiedziała spokojnie, biorąc go od dziewczynki –ze zdjęciami. Nasza historia – dodała.

Dziewczynka otworzyła go a brat szybko zajrzał jej przezramię. Przejrzała stronnice i spojrzała na babkę.

- Są puste karty – zauważyła.

- Tak – zgodziła się kobieta – Teraz wy, kontynuujciehistorię.

Dziewczynka uśmiechnęła się lekko, patrząc na brata.Chłopiec odwzajemnił uśmiech.

- A teraz idźcie się bawić – powiedziała kobieta z lekkimuśmiechem.

***

Uśmiechnęła się, patrząc na siedzące na dywanie dzieci, któreuparcie walczyły o swoją zabawkę. Dziewczynka zmarszczyła nosek i pociągnęłamocno za pluszowego króliczka.

Mimo, że włożyła tak dużo pracy, brat okazał się dużosilniejszy niż ona w rezultacie, czego, dziewczynka odleciała i przewróciła sięna plecy. Podniosła się i spojrzała ze złością na brata, poczym odwróciła siędo siedzącej na fotelu kobiety.

- Babciu! Powiedz mu coś!

Kobieta uśmiechnęła się a w jej oczach pojawił się wesołybłysk.

- Czy wy naprawdę musicie się tak kłócić? – Spytałaspokojnie. Na jej twarzy pojawiło się kilka dodatkowych zmarszczek, które mimosędziwego wieku, nadawały jej swego rodzaju uroku – chodźcie tu – dodaławskazując na miejsce obok fotela.

Mary i Tomas wstali i szybko podbiegli do kobiety. Usiedlina podłodze i spojrzeli na babkę, która patrzyła na nie z dumą.

- Nie umiecie bawić się spokojnie? – Spytała, próbując nadaćgłosu ostrej nuty, którą w młodości nie raz nadawała krytykując ojca dzieci.Jej głos gwałtownie złagodniał, gdy zobaczyła lekkie zakłopotanie na buziachdzieci.

Uśmiechnęła się do nich czule i wstała. Przeszła w stronęwyjścia z salonu.

Odwróciła się przy drzwiach.

- Macie ochotę na ciastka?

Zerwali się i z cichym okrzykiem wybiegli z pokoju,przepychając się między sobą.

Lily uśmiechnęła się pod nosem. Przypominali tak bardzorodziców, że nie umiała być dla nich ostra. To były prawdziwe oczka w głowiePani Potter. Spojrzała na wiszący na ścianie zegar. Pokręciła głową zpolitowaniem i mrucząc pod nosem coś o tym, że zabije swojego męża weszła dokuchni.

***

Stanął przed domem, rozglądając się patrząc czy jego żonaprzypadkiem nie idzie gdzieś blisko, poczym podszedł do drzwi. Wsadził rękę dokieszeni i wyjął z niej klucz poczym delikatnie otworzył drzwi, modląc się, byLily była zbyt zajęta opieką nad wnukami, by zauważyć jego brak.

Tylko drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem… źle. Drzwiotworzyły się z głośnym skrzypnięciem, co natychmiast sprowadziło do holu całągromadkę dzieci.

- Dziadek!

- Dlaczego nie jestem zdziwiona? – Lily weszła do przedpokojui spojrzała krytycznie na męża. Ten spojrzał wymijająco na zegar na ścianie, iprzełknął cicho ślinę. Miał kłopoty – Czy ty nawet w niedzielę, musisz sięwymykać? Przecież jutro zobaczmy się wszyscy.

- Kochanie… Liluś ty moja.

- Nie mów do mnie Liluś, ty zgrzybiały staruszku – kobietazmarszczyła ze złości brwi zbliżając się do męża. Przy ostatnim określeniu oczykobiety złagodniały. Spojrzał na nie z lekkim uśmiechem. Tylko one, niezmieniły się w kobiecie odkąd nazwał ją rudzielcem w pierwszej klasie. Byłytakie same przez całe wspólne życie tych dwojga.

- Chodźcie – powiedziała odwracając się od męża, udając żezapomniała o złości – Zaraz przyjdą po was rodzice.

James poczochrał wnuka po jasnych włoskach, a ten uśmiechnąłsię do niego wesoło i szybko pobiegł za siostrą.

Lily poszła za nimi, odwracając się na chwilę do męża ipoprawiając rozjaśnione przez siwe pasma włosy.

Potter pokręcił lekko głową i poszedł za żoną.

***

Szli spokojnie przez ulicę rozmawiając żwawo. Harrynieustannie zerkał na dzieci, które szły na przedzie, śmiejąc się, co chwilę irozmawiając o czymś półszeptem.

- Słuchasz mnie? – Potter odwrócił głowę od dzieci, patrzącprosto w ciemne oczy brata. Alan uniósł brwi uśmiechając się figlarnie.

- Nie – Harry uśmiechnął się szeroko i poprawił zjeżdżającemu na czubek nosa okulary – Ani trochę.

- Harry, dlaczego nie słuchasz brata? – Lily zaśmiała siępatrząc na męża, który zatrzymał się kładąc ręce na ramionach, idealnienaśladując żonę – To, że jest młodszy o 9 lat, nie znaczy, że możesz goignorować.

- Wiesz co! Jesteś okropny – Lily spojrzała rozbawiona namęża – Nie słuchaj go, to stary grzyb – dodała i szybko pociągnęła męża zarękę, który bez słowa poszedł za nią, doganiając wnuki i nachylając się abysłuchać o czym mówią.

Kelly spojrzała z rozbawieniem na męża.

- Jak myślisz, my za dziesięć lat będziemy tacy sami?

- Oh, wy będzie gorsi – Alan pokiwał głową z przekonaniem.

- Siedź cicho – powiedział uśmiechając się złośliwe – Ty zadziesięć lat będziesz starym kawalerem – dodał i zaczął powoli iść przed siebieuśmiechając się pod nosem. Chwilę potem wielka śnieżka trafiła go w tył głowy.Obrócił się zdezorientowany.

Kelly uśmiechała się do niego promiennie, podczas gdy Alanotrzepywał ręce.

- Może i tak – powiedział – ale nie zaprzeczysz, że cel mamnadal dobry.

***

- Czy oni zawsze muszą się spóźniać? – James przestąpił znogi na nogę rozglądając się po ośnieżonym parku. Lily wzruszyła ramionami.

- Jak widać…

- Idą – Alan wskazał głową na zbliżającą się grupkę ludzi.

Lily pomachała promiennie w stronę przyjaciół, podczas gdyJames uniósł oczy do góry.

- Tetryczejesz kochany – powiedziała nie patrząc na męża –Ile można czekać!? – dodała głośniej, starając się nadać swojemu głosowi barwęzłości.

- Przepraszam – Liz podeszła do przyjaciółki i mocno jąuściskała. Syriusz pokręcił głową z politowaniem i uścisnął dłoń przyjacielowi.

- Ty też się starzejesz – Potter uśmiechnęła się do Blacka –A gdzie reszta wesołej gromadki? Myślałam, że Cristin i Remus przyjdą z wami.

- Trochę się sp
óźnią – powiedziała kobieta witając się zpozostałymi.- Reszta ma dojść lada moment. Alice zgłodniała…

Lily zaśmiała się. Syriusz wzruszył ramionami patrząc naprzyjaciela, który obserwował uważnie poczynania wnuków i syna, którzy wzorganizowanej grupie zaatakowali Harryego, obrzucając go śnieżkami. Kellyzdawała się nie przejmować tym, że jej mąż zaraz zostanie zasypany przez bratai dzieci i jak gdyby nigdy nic, dołączyła do rozmów kobiet.

- Przepraszamy za spóźnienie…

- W końcu ktoś… ej! – Harry spojrzał oburzony naprzyjaciela, który bez ostrzeżenia zaatakował go śniegiem – Steven i ty przeciwmnie!? Ty, który… nie daruje…

Potter zmrużył wściekle oczy i szybko złapał za leżący naziemi śnieg.

- Oh wiesz, co – Vivien spojrzała z politowaniem na Pottera– żeby tak przyszłego ojca śniegiem… Jesteś bezlitosny Harry Potterze… ej!

Obróciła się na pięcie i zmierzyła wściekłym spojrzeniemmłodego, Blacka, który uśmiechnął się głupio, otrzepując ręce.

- Vivien, nie zabij brata – powiedziała Liz, patrząc nacórkę, która już szykowała się do ataku.

- Nie martw się mamo – powiedziała spokojnie kobieta,odrzucając długie czarne włosy do tyłu – połamie mu tylko wszystkie kości…

Alice uśmiechnęła się, ocierając twarz umazaną czekoladą istrzepnęła śnieg z brzucha. Opadła z cichym westchnięciem na ławkę.

Alba spojrzała na nią z lekkim niezadowoleniem, drapiąc siępo policzku i przystępując z nóżki na nóżkę.

- Pomóż cioci – powiedziała spokojnie, poprawiając córceszalik. Dziewczynka kiwnęła głową i podbiegła do Mary i Tomasa, który razem z Alanemrobili dużą górę śnieżek, przeznaczoną na Harryego i Stevena.

***

- A gdzie jest John? – Amy rozejrzała się dookoła – Idlaczego oni bawią się tak dobrze, a my tu musimy siedzieć? – Dodała po chwiliz lekką nutą rozgoryczenia.

- Bo my, moje drogie, zostałyśmy wykorzystane i musimy terazznosić przyjemności ciąży – Alice rozłożyła się na ławce – Nie wiem jak wam,ale mi zaczynają drętwieć nogi.

- Chodźcie się przejść – Lily wstała uśmiechając siędelikatnie. Kobiety wstały i zaczęły powoli iść tuż obok Pani Potter i Black.

- A gdzie się podziali ci dwaj? – Liz rozejrzała się wposzukiwaniu męża.

- Teraz? Siedzą na ławce. Ty mi lepiej powiedz, gdzie sąPaństwo Lupin.

- Oh – Amy zaśmiała się cicho – Pewnie się zgubili…

Spojrzały na nią z rozbawieniem.

- Amy pomóż! – Margaret podbiegła szybko do siostry – Twójmąż chce mnie natrzeć!

- Trzyj kochany, trzyj – powiedziała spokojnie kobietauśmiechając się lekko – Szkoda że nie ma tu Emily – dodała spokojnie.

Margaret pokiwała głową.

- A no szkoda… ale niedługo święta, więc się zobaczymy…Au! –Pisnęła odwracając się do szwagra i rzucając w niego rękawiczką.

Pokiwały głowami, podczas gdy Erik został odciągnięty przezHarryego i Stvena.

- Często pisze? – Lily spojrzała na kobiety. Te pokiwałyżwawo głowami.

- Bardzo – powiedziała spokojnie – Prawie regularnie… alerodzice i tak się zamartwiają…

- No, nie dziwmy się… O, idą…

- Nigdy więcej nie dam się zabrać na spacer – Cristinpokręciła głową, patrząc krytycznie na męża, który lekko się uśmiechnął –wyprowadził mnie bóg wie gdzie i nie umiał wrócić!

Amy parsknęła śmiechem patrząc na siostrę.

- Dobra, miałaś rację – powiedziała spokojnie witając się zojcem – Susy chodź się przywitać!

Dziewczynka wstała ze śniegu, otrzepała kurteczkę i szybko (jak na swoje trzy latka ) podbiegła do dziadków, rzucając im się bez większegouprzedzenia na szyję.

Tymczasem na samym środku parku, panował istny chaos. Naśniegu tarzali się we dokładnie wszyscy, którzy mogli, z wyjątkiem dwóch ciężarnychpań i wszystkich dziadków, którzy jak na emerytowanych ( a może nie? )Huncwotów przystało znikli gdzieś bez większego uprzedzenia.

Matt wraz z Mary, Albą, Tomasem i Alanem, lepili bałwana,który co chwilę miażdżony był przez dorosłych rzucanych na śnieg.

Łatwo domyślić się jak wielkie oburzenie wśród dziecipowodował fakt rozwalenia ludzika, jednak największą irytacje wykazywał młodyLupin, który z każda chwilę wydawał się być coraz bardziej zdenerwowany.

Podczas trzeciej próby miarka się przebrała.

Kelly, rzucona na ziemię przez Harryego, rozwaliłapracowicie tworzoną przez Matta głowę bałwanka.

- Mama ma kłopoty – powiedziała cicho Mary, widząc jakchłopak robi się czerwony.

Tomas kiwnął głową.

- Duże kłopoty.

Kelly roześmiała się serdecznie, patrząc na chłopaka, którywstał z ziemi, otrzepał spodnie i spojrzał zły na kobietę.

- Oj… - pisnęła cicho, gdy nachylił się po śnieg – Harry…Nie!

Potter również sięgnął po śnieg uśmiechając się figlarnie.Zmierzyli się spojrzeniem poczym kiwnęli głową i spojrzeli na rozchichotanąkobietę.

- Nie, proszę was… nie…

***

- Jak dzieci – Alice pokręciła z politowaniem głową patrzącna przemoczonego męża – jak dzieci! Zobacz, nawet twoja córka jest bardziejsucha niż ty.

Liz zaśmiała się cicho, biorąc wnuczkę na ręce i odgarniającśnieg z ciemnych włosków.

Cristin uśmiechnęła się do niej i podeszła do syna, podającmu leżący na ziemi szalik.

- Gdzie Remus? – Spytała poważnie, patrząc na niego surowo.Wzruszył ramionami.

- Pewnie gdzieś się zmyli…

Kobiety rozejrzały się dookoła. Nie zauważyły, gdy Huncwocizupełnie przypadkiem zniknęli z pola widzenia. Zajęte pilnowaniem wnuków iobserwowaniem poczynań dzieci, straciły z oczu trzech ( miałam napisać stetryczałychnicponiów ale… ) mężczyzn.

- Pójdę ich poszukać – powiedziała Amy – Przy okazjiposzukam też twojego męża – dodała uśmiechając się do Margaret, która wzruszyłaramionami, formując okrągłą kuleczkę ze śniegu.

***

- Gdzie byliście!? – Lily założyła ręce patrząc na męża,który uśmiechnął się lekko.

- Oj, Liluś kochanie… przepraszam – powiedział szybko –Stara ropuszko może być?

- Uważaj, bo zaraz i ty będziesz cały mokry…Już nic niemówię… - Syriusz odwrócił szybko wzrok od Rudej.

- Gdzie byliście?

- Oj Lily…

- Lupin, nie kręć tylko mów – Lily zmierzyła surowymwzrokiem Remusa, który zrezygnowany zamilkł.

- Lily, nie terroryzuj mi męża, b
o się zamknie w sobie iodmówi snu… - powiedziała cicho Cristin zaplatając palcze.

Lily mimowolnie się uśmiechnęła.

- Ciepłe mleczko i po krzyku… ewentualnie mu coś zaśpiewaj –Powiedziała Liz, unikając spojrzenia rozjuszonej przyjaciółki.

- Gdzie byliście? – Spytała Lily rozbawiona, powstrzymującśmiech.

- Wiesz, to zależy o co ci chodzi… Mogliśmy być w wielumiejscach nie wiemy jakiej odpowiedzi mamy ci udzielić, żebyś byłausatysfakcjonowana…

- Syriusz, zamknij się. Nie jestem gotowa zostać wdową.Lily, daj im spokój. Pewnie postanowili zrobić kilka orzełków na śniegu albowrzucali sobie śnieg za kołnierz… chodźmy, bo robi się zimno.

Powiedziała i pociągnęła przyjaciółki za sobą.

- Skąd ona wiedziała? – Syriusz spojrzał na przyjaciół,którzy wzruszyli ramionami i powoli ruszyli za pozostałymi.

***

Życie jest ulotne jak chwila. Nikt nie umie przewidzieć,kiedy co się w nim wydarzy. Nikt nie wie, co przyniesie następny dzień.

Lily przez całe swoje życie zdołała się o tym przekonać.

Ilość zmian, jaka wydarzyła się w ich życiu, nieszczęść iprób była niezliczona.

Każde, nawet najmniejsze wydarzenie – takie jak zmiana pracyczy kupno nowych firanek wywierała na niej tak samo duże wrażenie jak decyzja owyjeździe Petera i Patsy, narodziny Alana czy śmierć Liz, Remusa czy PaństwaPotter wywoływało w niej tyle samo emocji.

 

Kobieta przez ponad dziewięćdziesiąt lat swojego życia,nauczyła szanować się to, co ma, cieszyć się każdą chwilą i każdym nawetnajmniejszym promykiem szczęścia.

Spojrzała na siedzące przy kominku prawnuki. Zmęczenie,powoli ogarniało ją całą, sprawiając, że kobieta stawała się coraz senniejsza ispokojniejsza.

- Babciu, dobrze się czujesz? – Joann wstała i podeszła dokobiety. Ta uśmiechnęła się słabo i kiwnęła głową.

- Tak – powiedziała spokojnie, biorąc w swoją dłoń delikatnąi młodziutką dłoń dziewczyny – Ja po prostu… jestem zmęczona.

Dziewczyna zamrugała.

- Na pewno wszystko w porządku? Może zawołam dziadka?

Pokręciła głową, uśmiechając się lekko.

Po jasnych policzkach dziewczyny popłynęły łzy.

- Babciu…

Kobieta uśmiechnęła się spokojnie i rozejrzała po całympokoju. Obejrzała go bardzo dokładnie, zatrzymując wzrok na fotografiach swoichdzieci, wnuków, przyjaciół i na końce na starej fotografii, przedstawiającejślub. Poczuła ciepło wokół serca, przypominając sobie jak ponad siedemdziesiątlat temu, powiedziała „tak” klęczącemu na środku Londynu mężczyźnie.

Wiedziała – była pewna, – że w życiu osiągnęła pełnieszczęścia i nic więcej nie jest jej potrzebne. Była szczęśliwa i miała to, oczym marzyła każda kobieta.

Uśmiechnęła się delikatnie, zatrzymując wzrok namłodziutkiej twarzy dziewczyny, która patrzyła na nią ze łzami w oczach.

Podniosła delikatnie rękę, i otarła jej policzek.

- Nie płacz – powiedziała cicho – wszystko ma swój czas…

Spojrzała na tryskający w kominku ogień i przymknęła oczy. Uściskna dłoni dziewczyny zelżał a potok łez spłynął po jej policzkach. Lilyprzestała oddychać. Siedziała na fotelu, z głową lekko opartą na oparciu, zespokojnym wyrazem twarzy, zmierzając tam, gdzie wszystko wydaje się piękniejszei szczęśliwsze.

***

„Czy w milczeniubiałych haniebnych flag
Zejść z barykady
Czy podobnym być do skały
Posypując solą ból
Jak posąg pychy samotnie stać
Gdy ktoś kto mi jest światełkiem
Zgaśnie nagle w biały dzień
Gdy na drodze za zakrętem
Przeznaczenie spotka mnie
Czy w bezsilnej złości łykając żal
Dać się powalić
Czy się każdą chwilą bawić
Aż do końca wierząc że
Los inny mi pisany jest
Płyniemy przez wielki Babilon
Dopóki miłość nie złowi nas
W korowodzie zmysłów możemy trwać
Niepokonani
Nim się ogień w nas wypali
Nim ocean naszych snów
Łyżeczką się odmierzyć da
Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść
Niepokonanym
Wśród tandety lśniąc jak diament
Być zagadką, której nikt
Nie zdąży zgadnąć nim minie czas”

Zespół Perfekt „Niepokonani”

Nie będę pisać, o co mi chodzi. Myślę, że słowa tej piosenki,oddają to, co chcę wam powiedzieć i to, czym się kieruję podejmując tą decyzję.

Chce tylko przeprosić, za to, że odchodzę, podziękować za tedwa i prawie pół roku i poprosić, abyście zrozumieli.

Żegnam was

Lilkaevans16

 

Komentarze

  1. Liczę, że jednak jeszcze raz zmienisz zdanie i wrócisz...a póki co żegnaj...KAŻDY KONIEC - JEST POCZĄTKIEM - CZEGOŚ NOWEGO...

    OdpowiedzUsuń
  2. Notka super jak zawsze. Ale juz sie niedoczekam kolejej notki wiec musze powiedzieć to: Napprawdę super byl twoj blog ale na wszystko przywchodzi pora a teraz ostatnie slowa:(ŻEGNAJ LILY!!!)

    OdpowiedzUsuń
  3. No i co narobiłaś? Popłakałam się przez Ciebie... To zakończenie było przepiękne. Naprawdę wiesz kiedy zejść ze sceny.. Ale jak pomyśle, że to koniec, to jeszcze bardziej płaczę... Żegnaj Lily Evans... ;((

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz co teraz robię?Co próbuje powstrzymać?Co sprzyja gapieniu się w monitor?Wszystko maże mi się przed oczami,nic nie mogę poradzić łzy same lecą...Czytam ten koniec już drugi raz...Ale i tak nie mogę ich powstrzymać...Ryczę jak bóbr,rodzina obrzuca mnie kpiącym spojrzeniem,ale oni tego nie wiedzą nie mają o tym pojęcia...Boję się,że to naprawdę koniec...Nie ja nie chcę!Tylko ten blog umiał mnie rozśmieszyć,wtedy,kiedy czułam się zła,smutna i rozgoryczona...Ten blog potrafił wywołać u mnie wzruszenie...Przywiązałam się do postaci z tego bloga,jak do przyjaciół...A teraz?Teraz już nic nie będzie takie samo....Gdy natknęłam się na tego bloga jeszcze w starym zielonym kolorze,treść mnie urzekła,w jeden dzień przeczytałam cały blog z żalem w sercu,że nie będzie więcej notek...Potem zdarzyło się coś wspaniałego,ty piszesz!Krzyknęłam z radości...Jednak potem znowu kryzys,jednak nie przejęłam się nim,coś czułam,że wrócisz...Może to głupie,ale coś mi tak podpowiadało...I prawda...Wróciłaś...Uśmiechnęłam się szeroko i zagłębiłam w dalsze losy bohaterów...Aż wchodzę dzisiaj,miałam nadzieję,że jeszcze to odwołasz....Ale nie...Znowu ta notka....Teraz jednak nic nie słyszę,tylko cichy szept nadziei,tak cichy,że może zniknąć jak kropla deszczu w cieple porannego słońca...Nie mogę...Czuję,że coś się we mnie zapada...Ten blog potrafił mnie zawsze rozweselić,oderwać od ponurej rzeczywistości...A teraz...Nic już nie będzie takie jak dawniej...Nadchodzą zmiany....Czuję,dziwne uczucie w gardle,łzy ciekną i nic nie mogę poradzić....Nie próbuje nawet ich powstrzymywać....Chciałam ci podziękować z całego serca za ten blog,za te postacie za wszystko co tu napisałaś,za wszystkie kryzysy,które przetrwałaś dzielnie....I możesz myśleć co chcesz....Ale,gdy tak łzy ciekną mi po policzkach,cichy głosik słyszę w swojej głowie...Żebym nie płakała...Lecz ja nie potrafię....Chciałabym,żebyś wróciła...Jak nie tutaj to z innym opowiadaniem,a najbardziej bym pragnęła,żeby to tak bardzo nie bolało...Możesz się śmiać...Ale to wcale nie są nieprawdziwi ludzie...Oni istnieją gdzieś w nas...A teraz mają zniknąć,pęknąć jak mydlana bańka....I z tym nie mogę,nie umiem się pogodzić...

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Elanor z elanor-historia-milosci.blog.onet.pl19 kwietnia 2008 15:11

    rany..kiedy ja tak ostatnio plakalam...boze...ta cala notka...gdyby nie byla ostatnia na tym blogu nazwalabym ja piekna...a tak nazwe ja smutna...smutna w swym pieknie i..ostatecznosci?rany..przddtem..tylko mi pare clezek poecialo a teraz...nie, nie napisze...nie dam rady...boze..moze potem wysile sie na jakis sensowny komentarz, ale teraz...teraz nie dam rady...teraz mysle tylko o tym...jak to moglo byc... nie!ta smierc lily.. nie!to niemozliwe...t o mialo trwac i trwac..Boze, gdzie zniszczyles dziecinne marzenia?Boze, dlaczego zdeptales dziecinne zludzenia?nie...

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak smutno mi się zrobiło...Płakałam, a prawie nigdy mi się to nie zdarza...To było, a gucio prawda...to JEST najlepsze opowiadanie jakie kiedykolwiek czytałam i zapewne najlepszym zostanie. Nie chcę szukać nowego. Niby po co? Żadne nie dorówna temu. lilkaevans16 ma w sobie to coś. Coś co przyciąga uwagę czytelnika i nie chce oderwać. Własny styl, oryginalność, historię, życie, duszę...można wymieniać w nieskończoność. Kiedy doszłam do końca to aż dreszcze mnie przeszły i takie ukucie...w okolicach serca...Tak trudno się rozstać z Autorką, z osobami tworzącymi tą historie - bohaterami. Nadal nie mogę uwierzyć, że gdy wejdę na tego bloga to już nie przeczytam żadnej nowej notki, żadnego dalszego ciągu, ale rozumiem. Każdy ma problemy, smutki i radości. Wszystko to co tworzy własne życie... Nie chcę pisać żegnaj i nie napiszę, bo ja nadal będę wracać tutaj i czytać wszystko jeszcze raz, tyle razy ile będzie to możliwe...

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałam tylko pierwszą część... Jak zwykle piękna... Druga... nie dałam rady... Nie po raz drugi... bo znowu bym ryczała... Już raz udało mi się Cię przekonać żebyś to skasowała... Tym razem tego nie zrobię... Chyba wiesz dlaczego... Przeprowadziłyśmy na ten temat wiele rozmów... Dłuższych... Krótszych... Wiem że to nic nie da... To Twoja decyzja i ją szanuję... Schodzisz ze sceny niepokonana... Tak jak chciałaś... Ale nie powiem żegnaj Lily... Bo przecież to nie jest koniec... To się nigdy nie skończy...! Nie ważne czy będzie widoczne dla innych czy nie... Ale ona zawsze będzie przy nas... "...bo przez chwilę była jedną z najważniejszych osób w naszym życiu..."-pamiętasz??Dziękuję:*

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie mogę nie płakać po tej notce... Naprawdę nie daję rady..;( Piękne, ale takie...smutne. Wszystko ma swój koniec, więc żegnam Lilkoevans16... Mam wielką nadzieję, że jeszcze kiedyś zobaczę coś, co wyjdzie spod Twojego pióra, a jak na razie będę wspominać miłe chwile spędzone na czytaniu Twojego opowiadania... Kto wie, może przeczytam go jeszcze raz? Pozdrawiam:*Całuję:*Żegnam:*Żywię nadzieję, że jeszcze się gdzieś kiedyś"spotkamy"Wisienka;)

    OdpowiedzUsuń
  9. piękne zakończenie :)zarazem smutne i szczęśliwe .chociaż szkoda że już nie będziesz prowadzić tego bloga :|

    OdpowiedzUsuń
  10. świetna ta notka... szkoda ze zakonczylas juz ale warto bylo przeczytac to opowiadanie :) moze kiedys napiszesz cos nowego bede czekala :) POZDROWIENIA

    OdpowiedzUsuń
  11. wspaniałe zakończenie, jednak szkoda, że to już koniec, liczę że jeszcze kiedyś wrócisz i opiszesz losy potomstwa państwa Potterów.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie powiem nic, bo wiesz wszystko. Powiem tylko,że dziękuję ci za to co robiłaś... I za wszystko to, co napisałaś mi w kartce walentynkowej.... (Jeśli pamiętasz co pisałaś mi)......Bo te słowa tyczą się również Ciebie odemnie

    OdpowiedzUsuń
  13. Wspaniałe. Po prostu wspaniałe. Notka jest najlepsza ze wszystkich na tym blogu. A zwłaszcza zakończenie. Zrobiłaś to w wielki stylu. Prawie się popłakałam, prawie, bo mam anginę i i tak mnie oczy pieką, więc ledwo to czytałam. Ja Ci również dziękuję, za te lata czytania, wspaniałego opowiadania. Czytając je, czułam się tak, jakby to była kolejna część Pottera. Osiągnęłaś mistrzostwo w pisaniu, i mam nadzieję, że kiedyś znajdę w księgarni książkę, Twojego autorstwa.ps. Proszę Cię, nie kasuj tego blog. Pozwól go przeczytać jeszcze innym, bo jest wspaniały.

    OdpowiedzUsuń
  14. Zakończenie w pięknym stylu. Moment na zakończenie, także dobrze wybrany, bo przecież trudno wymyslac kolejne historie ich zycia itd., bo po czasie by sie to zrobilo nudne. Takze gratuluje , plus jedna prosba, czy udaloby Ci sie zrobic jakies drzewo genealogiczne ;>? Bardzo by mnie yo ucieszyło, bo nie do konca kokjarze ktos jest czyim wnukiem/synem/corka/babcia itd.

    OdpowiedzUsuń
  15. Hmm... szkoda, że to już koniec... To było świetne opowiadanie! Dawno nie czytałam nic tak śmiesznego / poruszającego / zwykłego / wesołego / wspaniałego (niepotrzebne skreślić)... Hmm... ale chyba zgodzę się z moim przedmówcą, że przydałoby się jakieś drzewo genealogiczne... bo nie dokońca kumam kto z kim miał jakie dziecko ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie przeczytałam. Jak przeczytam to się porycze, a ja ryczeć nie chce. Nie przeczytałam, ale kiedyś preczytam. Za bardzo związałam sie z Tym opowiadaniem i z Tobą żeby teraz od tak sobie to wszystko się skończyło. Tyle razy już chciałaś i tyle samo razy jednak wracałaś z płnią pomysłow. Może będzie tak i tym razem. Jak zuważyłaś ostatnio nie komentowałam, bardzo Cię przepraszam, ale na głowie ostatnio mam swoje obowiazki klasowe, różne konkursy, niedługo wyjeżdżam do Anglii i znowu codziennie próby. Ale jak się wszystko uspokoi i ucichnie to ja to wszystko nadrobie i ja Ciebie zmusze....zobaczysz...Całuje Ciebie Kochana,Amelia

    OdpowiedzUsuń
  17. Ok, ok ;] już nad tym pracuje ;P może dziś dodam ;d

    OdpowiedzUsuń
  18. ~Ally-fanka bloga21 kwietnia 2008 12:33

    Żegnaj...Miło było poczytać tak wspaniały blog...Pa:*:*

    OdpowiedzUsuń
  19. Z początku miałam ci za złe, że kończysz bloga. Ale teraz chyba rozumiem. I dobrze, że odcinasz się od Pottera. Masz tytlko pisać teraz co.ś innego! Bo inazcej jak do ciebie przyjade to popamietasz. To był jeden z fajniejszych blogów jakie kiedykolwiek czytałam, jeżeli nie najfajniejszy :D ps. Teraz już nie jesteś lilkąevans16... cokolwiek to oznacza

    OdpowiedzUsuń
  20. Jak to zaraz przeczytam to sie porycze... :D pierwszy raz od wielu miesiecy :DDziekuje... dziekuje ze to pisalas. DZiekuje :D

    OdpowiedzUsuń
  21. Interesująca notka powiadamiaj mnie o nowych:) www.nessa-efron.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  22. ~klikk-black.blog.onet.pl22 kwietnia 2008 05:24

    masz super bloga..Spadnij do mnie www.klikk-black.blog.onet.pljest troche historyjek;]

    OdpowiedzUsuń
  23. Zapraszam do siebie na www.sara-and-life.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  24. karola511@amorki.pl22 kwietnia 2008 09:24

    wiesz.. kurka!!jaka ja glupia!1weszlam na bloga, zeby zobaczyc czy nowej notki nie ma!!z przyzwyczajenia!!buupozdrawiamElanorps. gratuluje polecenia przez onet

    OdpowiedzUsuń
  25. Notka super myślałam ,że sie pobecze co nie jest w moim zwyczaju, które dotychczas czytałam .Twój blog jest najlepszy z wszystkich , które odwiedziała .Błagam Cie nie kończ pisać .Wogólenie przestan pisać , bo masz ogromny talent , którego szkoda byłoby zmarnować .Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  26. Łezka zakręciła mi się w oku ;(Nie - żegnaj, ale - DO WIDZENIA

    OdpowiedzUsuń
  27. Czemu?! Czemu?!!! No i tyle. Koniec. Twój blog jest, był i będzie wspaniały! To jeden z najlepszych blogów jakie czytałam! No ale trudno. Nie uda się, żebyś wróciła?...Napewno? Przykro mi się zrobiło, i tyle... :(

    OdpowiedzUsuń
  28. megi_madzia@onet.eu22 kwietnia 2008 12:56

    Hejka! podoba mi się styl jakim piszesz i to że odcinki są długi i wciągające. Masz fajną grafikę zapraszam więc na www.obiektywne-oceny-blogów.blog.onet.pl i sorki jeśli uznasz ten komentarz za spam

    OdpowiedzUsuń
  29. wchodze ne twgo bloga z nadzieją ze moze jadnek zmienilas zdanie ale jak widze jak postanowilas tak juz zostanie nic terzeba sie z tym pogodzić;*

    OdpowiedzUsuń
  30. Virginia masz racje ale troszeczke wieksze bo nic naim nie wdac (przyjanmniej ja nic niewiedze:/)

    OdpowiedzUsuń
  31. Piszę opowiadanie o US5, jeśli ich lubisz wpadnij a jeśli nie, to też wpadnij, bo chciałabym znać twoja opinię na temat mojego opowiadania. Z góry wielkie dzięki. www.devilles.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  32. No cóż... Moim zdaniem jedna z najlepszych not na blogu. Może dlatego, że ostatnia... Ale rzeczywiście udało Ci się "zejśc ze sceny niepokonaną" ;) Życzę powodzenia na trudnej drodze życia i... żegnaj. Może jeszcze kiedyś się spotkamy :)

    OdpowiedzUsuń
  33. mundre_oceny@op.pl28 kwietnia 2008 11:07

    Oczywiście, że to spam. Ale co by innego mogła robić dobrowolnie ocenialnia? Ocenić przez oceną? A logiczne to jest? A więc, śmiałych i tych mniej zapraszam na http://mundre-oceny.blog.onet.pl/ by dowiedzieć się czegoś mundrego na temat swego bloga!

    OdpowiedzUsuń
  34. Nie odchodź! Świetnie piszesz! Az sie popłakałam ;( jak chcesz to wejdź na www.hogwart-i-zycie-lily-evans.pl ale moje notki niedosięgają ci do stóp ;)

    OdpowiedzUsuń
  35. emilka107@vp.pl10 maja 2008 16:42

    Wspaniale piszesz płakałam wiele razy gdy to czytałam tak jak i się śmiałąm przeczytałam wszystkie twoje notki a na bloga wpadłam przypadkiem...Żal mnie w sercu ściska że to już koniec wiec nierób tego mojemu biednemu sercu pisz dalej!!!!A i mam pytanie moge dodać twojego bloga do linków bo wedłóg mnie zasłóguje na to żeby wiele osób go przeczytało!!!!Pozdrawiam cie *Emit*

    OdpowiedzUsuń
  36. emilka107@vp.pl10 maja 2008 16:48

    Pytam cie czy moge dopisać twojego bloga do linków www.huncwotckie-czasy.blog.onet.pl i jeszcze raz prosze nieporzucaj tego bloga pisz dalej!!!!!!!!1Pozdrawia Emit

    OdpowiedzUsuń
  37. Uszanuje twoją decyzje o odejściu i podziekuje za rade :D Mam nadzieje że jednak nieskończysz zupełnie z pisaniem i napiszesz kolejną historie....Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Instynkt

Zburzony zamek...

Bielizna