śnieżna zdrada
Patrzył lekko zszokowany na kobietę, która ściskała mocnoprzy piersi małe zawiniątko.
- Chodź – powiedział szybko, wpuszczając ją do środka ibiorąc walizkę z ziemi. Zamknął drzwi i spojrzał na zapłakaną twarz blondynki –Co ty tu robisz o tej porze? I gdzie jest do cholery Nick?
- W Stanach – powiedziała cicho – Nie mogłam tam już zostaćani chwili dłużej. Od was miałam najbliżej z peronu… przepraszam, że tak późno,ale nie miałyśmy gdzie przyjść o tej porze.
Podszedł do niej i zerknął na śpiące w jej ramionachdziecko. Dziewczynka miała mocno zaciśnięte piąstki.
- Wezmę ja, rozbierz się – stwierdził cicho biorąc odkobiety dziecko, które poruszyło się, ale nadal spało. Ściągnęła płaszcz iprzewiesiła go przez poręcz.
- Dlaczego? – Spytał po chwili, patrząc na zmienionąprzyjaciółkę. Wyglądała na zmartwioną i słabszą niż kiedyś, na jej twarzy niebyło już tej radości.
- Nie miałam, po co tam zostać – powiedziała cicho – Nickznalazł sobie kogoś lepszego…
Potter skrzywił się lekko, lecz zanim zdążył coś powiedzieć,na schodach pojawiła się Lily.
- James, co się… Ann!?
Kobieta uśmiechnęła się do przyjaciółki i wzruszyłaramionami. Lily zbiegła po schodach, poprawiając w locie szlafrok i rzuciła sięna nią.
- Co ty tu…
- To naprawdę długie do opowiadania… możemy się tu zatrzymaćna jedną noc?
Lily kiwnęła żywo głową i szybko zaprowadziła przyjaciółkęsalonu. James wszedł za nimi i położył Amel na jednym z foteli. Ann uśmiechnęłasię do niego z wdzięcznością i podeszła do dziecka i bardzo powoli jąrozebrała.
- Mów, co się stało! – Zarżała kobieta, gdy tylko Jameszniknął za drzwiami mrucząc coś o herbacie.
- Nie mogłam zostać tam ani chwili. Nie radziłam sobie sama.Jak tylko urodziła się Amel, Nick wyprowadził się z domu. Praktycznie w ogólenie chciał się z nią widywać, a ja nie miałam jak połączyć końca z końcem.Tylko on mnie tam trzymał…
Lily pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Nie… Ale Nick?
Blondynka prychnęła.
- Co w tym dziwnego? On zawsze miał słabość do kobiet… -mruknęła – Nie wiem, dlaczego dałam mu się nabrać…
- Przestań tak mówić – powiedziała cicho Lily, i uśmiechnęłasię smutno do męża, który podał jej herbatę i usiadł obok – To nie twoja wina.
- Wiem… szkoda mi tylko Amel… - powiedziała wychylając siędo dziecka. Poprawiła jej koszulkę, i uśmiechnęła się czule.
- Dlaczego nic nie pisałaś?
- Kiedy? – Ann uśmiechnęła się lekko – ja nawet nie miałamczasu żeby przeczytać wasze listy, a ty mi mówisz o pisaniu?
- I co teraz zrobisz?
- Najpierw pojadę do rodziców i wniosę wniosek rozwodowy –powiedziała cicho – A potem… będę próbowała wrócić do wszystkiego na nowo… a cou was? – Spytała, nagle chcąc szybko zmienić temat. Lily spojrzała znacząco namęża.
- Dobrze – powiedziała spokojnie.
- Ale mi powiedziałaś! Jak Harry? Jak tam Liz… Patsy? Co uCristin! Poopowiadaj trochę! – powiedziała niecierpliwie. Lily zaśmiała sięcicho a James wstał.
- Nie będę wam przeszkadzał – powiedział spokojnie – Skończęte papiery.
Lily uśmiechnęła się do niego i spojrzała na przyjaciółkę,która ziewnęła przeciągle.
- Poopowiadam ci jutro. Zanim pójdziesz do rodziców, czekacię komisyjne spotkanie z klubem kobiet ciężarnych i wychowujących koty –powiedziała uśmiechając się lekko
Ann parsknęła w kubek z herbatą i roześmiała się głośno.Lily wzruszyła ramionami i sama zachichotała.
- Wariatka… - powiedziała po chwili blondynka, zerkając naśpiące dziecko – A ty podlegasz, pod którą grupę?
- Ja jestem założycielką i nie podlegam pod żadną grupę –powiedziała spokojnie – ja tylko wychowuje męża… i syna – dodała po chwili namysłu.
- No wiesz, żeby wychowanie męża przekładać ponad dziecko –Ann pokręciła głową – a za parę lat, będziesz się dziwić, że Harry nie wiegdzie jest łazienka…
Lily zachichotała.
- Chodź, pokaże ci gdzie, co jest – powiedziała – zaprowadzęcię do pokoju, zostawisz małą i spać. A jutro rano wszystko ci dokładnieopowiemy.
Pokiwała głową uśmiechając się lekko i wzięła dziecko naręce, dziewczynka poruszyła się i spojrzała na matkę z lekkim zdziwieniem,poczym znów zapadła w głęboki sen. Ann ziewnęła przeciągle i wyszła z pokojuwspinając się powolnym krokiem za przyjaciółką.
***
Lily wróciła do sypialni przed samą północą. Przygotowaniełóżka dla niespodziewanego gościa i zapewnienie jej dobrego samopoczucia niezajęło zbyt dużo czasu, ale kobiety nie mogły odmówić sobie, krótkich plotekprzed snem.
Ziewnęła przeciągle i weszła do sypialni. James leżał już włóżku, przykryty kołdrą po sam nos. Zbliżyła się do łóżka i westchnęła. Wieczórsam na sam nie wypalił. Obeszła łóżko i wpakowała się pod cieplutką kołdrę.Przybliżyła się do śpiącego mężczyzny i wtuliła w jego ramię, przymykając oczy.
- Śpią? – spytał, nie otwierając oczu.
- Mhm – powiedziała cicho – Chyba tak. Przepraszam…
- Za co? – spytał, uchylając powieki.
- Za to, że dziś nie wypaliło…
- Daj spokój – powiedział cicho, głaszcząc ja po włosach – tobył doskonały dzień… no, może z wyjątkiem tego Snape.
Lily zachichotała i przytuliła się mocniej do męża.
- Kocham cię – szepnęła – Obiecaj mi, że nie dopuścimy żebyto się kiedykolwiek zmieniło…
- Obiecuję.
***
Wszedł do kuchni i spojrzał zdziwiony na żonę. Kobieta siedziałana krześle i szybko pisała coś na małej kartce. Wydawała się go nie wiedzieć,pochłonięta skrawkiem papieru. Przestała na chwilę i zerknęła na kartkę, poczymskreśliła coś i znów zaczęła pisać.
- Marzysz o karierze pisarki? – Zapytał, opierając się ofutrynę.
- Nie, piszę ci notkę informacyjną – mruknęła – że śniadaniemusicie zrobić sobie sami.
Podniosła głową i spojrzała na niego wściekła.
- Dlaczego ja piszę, skoro już wstałeś? – Spytała, mnąckartkę i redukując ją różdżką – Musze na razie iść. Lily prosiła żebyśmy szybkodo niej przyszły, podobno ważne. Śniadanie zróbcie sobie sami, dopilnuj żebyAmy zjadła wszystko, ostatnio oszukuje. A ja będę przed obiadem – dodała,podchodząc do niego i cmokając go w policzek, poczym szybko wyszła z kuchni.
***
Lily uśmiechnęła się. Obie
przyjaciółki stały w drzwiachpatrząc na nią z lekkim uśmiechem.
- Cóż za punktualność – powiedziała przepuszczając je dośrodka.
- No pewnie, że tak. Pisałaś że pilne – Liz z zadziwiającąjak na kobietę w szóstym miesiącu ciąży zręcznością zdjęła płaszcz – Co siędzieje?
- Powoli. Chodźcie do pokoju... – Powiedziała spokojnie,wskazując im drzwi. Spojrzały na siebie i przeszły za kobietą.
***
- Żartujesz?
Blondynka pokręciła powoli głową.
- Nie! To są jakieś wolne żarty! Nick!? Daj spokój, nieuwierzę w to – powiedziała Liz – Nie ma mowy.
- Wiesz, jak by na to nie patrzeć, on raczej miał problemyze stałością uczuć – zauważyła posępnie Cristin – Prawda?
- No tak, ale przecież… jest Amel i…
Ann prychnęła.
- Sądzisz, że ona go coś obchodzi?
Liz rzuciła okiem na siedząca na kolanach Ann dziewczynkę.
- Idiota – powiedziała cicho – nie jeden facet oddałby całekrólestwa, żeby mieć tak śliczną córeczkę a ten tak po prostu to zostawił.
- Oj, nie jeden – stwierdziła Cristin, zerkając ukradkiem naswój brzuch.
- A właśnie – powiedziała szybko Ann – Macie kota? –Zapytała, patrząc na Lupin. Kobieta się zaśmiała.
- Nie! Jeszcze mi kota w domu brakuje… a czemu pytasz?
- Bo Lily powiedziała wczoraj, że jest to… stowarzyszeniekobiet ciężarnych i wychowujących koty… Liz jest ciężarna, więc ty…
- Patsy ma kota – powiedziała szybko Cristin – Ja, jestemwśród kobiet ciężarnych.
- Tak?!
- Tak – powiedziała dumnie kobieta.
- No to gratuluje! Czego od razu się nie chwalisz!? A jakdziewczynki?
- No, właściwie to jeszcze nie wiedzą…
- To będzie bardzo interesująca rozmowa – stwierdziła Lily –zwłaszcza, że dziewczynki są takie ciekawe…
- Nie mów nic. To będzie…- urwała patrząc na przyjaciółki,poczym wszystkie roześmiały się głośno.
***
- Który idiota wymyślił spacer z dziećmi o 10 rano w sobotę?– James ziewnął przeciągle, nie patrząc na przyjaciół.
- Ja – powiedział spokojnie Lupin – Nie dałyby mi spokoju wdomu.
- Dostaniesz za to śniegiem, wiesz?
Wzruszył ramionami, uśmiechając się pod nosem.
- James, hamuj się, bo znów mnie żona obstuka za to, żewracam do domu mokry… i jeszcze ten mały zdrajca wygadał się, że robiłemkarzełki…
- Nie no! Nie udało ci się przekonać jednego siedmiolatkażeby przyjął twoją wersje, że… zaraz, jak to było? Zostałeś zaatakowany przezdziecięcy gang śnieżkowy i zmuszony, aby zrobić aniołka, bo inaczej zostanieszzasypany śniegiem? – Remus pokręcił głową z politowaniem.
- A ty przekonałeś trojaczki?
- Nawet nie próbowałem – powiedział, wzruszając ramionami –karzełki rzecz ludzka… nawet jak się dochodzi trzydziestki.
Zapanowała chwila czasu, podczas której cała trójka pokiwaław zamyśleniu głową.
- Dobra… - powiedział Syriusz – zjedziemy sobie na sankach?
- No – powiedział Lupin wstając - trzeba się zastanowić nadjeszcze jedną sztuką…
- Stanowczo tak. Trzy sztuki sanek na osiem osób to za mało…- stwierdził Syriusz wspinając się na górkę – Rogacz, idziesz?
- Co mi tam, idę.
- A podobno sanki są tylko dla dzieci…
- No…to jest godne sporu… ale panowie, z umiarem, z umiarem.Z umiarem – powiedział spokojnie James, poczym roześmiał się, gdy Remus spadł zgórki popchnięty przez Blacka.
***
- Miało być z umiarem…
- Jak widać mamy braki w studiowaniu słownika… - powiedziałSyriusz, strzepując śnieg z głowy. Remus pokiwał żarliwie głową.
- Duże braki. A mnie zabije żona…- powiedział patrząc narozdarte spodnie.
- Ja tam jestem chroniony przez ciąże – stwierdził Syriusz,lepiąc śnieżną kulkę – szczerze wątpię, by chciało jej się mnie zabić…przynamniej nie teraz – dodał po chwili.
- Uważaj – powiedział James, podnosząc się z ziemi – jakurodzi, będziesz miał prze chlapane.
- Biorę pod uwagę taką możliwość – mruknął wymijającomężczyzna – Co robisz? – spytał patrząc na Lupina.
Mężczyzna siedział na śniegu i oglądał dokładnie dziurę wspodniach, a drugą ręką gładził bezwiednie śnieg. Po chwili okręcił się,odrzucając leżące obok sanki.
Nad nim stała cała piątka dzieci, obserwując uważniepoczynania.
- Sprawdzam wiarygodność.
- Że?
- Że się wywaliłem, popchnąłem sanki które uderzyły w drzewoi zwaliły na nogę ostrą gałązkę która rozwaliła spodnie… - powiedział, siadając– śnieg mi szkodzi.
- Nie zaprzeczę.
Trojaczki podrapały się po głowie, poczym obróciły i zaczęływspinać na górkę. Za nimi podreptali Harry i Steven.
- Chodźcie – James podniósł się ze śniegu – jest małaszansa, że wrócimy do domu przed nimi. Może i ty masz fory z ciężarną żoną,która nie ma zamiaru cię zabić, ale moja żona jest drażliwa sama z siebie… woleżeby nie widziała tej plamy.
Remus kiwnął spokojnie głową, podnosząc się z ziemi.
- Czuje się jak małe dziecko – stwierdził Lupin, chichocząc.
- Oj, biedna ta twoja żona. Trójka dzieci i mąż, który jestjak czwarte…
- Już nie długo – powiedział Lupin, wzdychając cicho, aleszybko przywołał na twarzy uśmiech.
- Nie! Ty nie możesz wydorośleć! Ja się nie zgadzam! Jeśliwydoroślejesz, strącę wiernego kompana do robienia orzełków! – Krzyknął Syriusz– Nie zostawiaj mnie! Tylko ty mi zostałeś! Ten jest drętwy jak deska odpodłogi na strychu! Ja się nie zgadzam!! Nie zostawiaj mnie samego! Z kim będęlepił bałwana!? Kto wrzuci mi śnieg za koszulę!?
- Uraziłeś moje uczucia – powiedział James, kręcąc głową –Ja drętwy jak deska…zawiodłem się kompanie…
- Zamknij się i uważaj żeby cię korniki nie dopadły –mruknął Syriusz – Ja zostałem porzucony!
- A ja myślałem, że to na mnie źle działa śnieg…
- Działa! Jesteś otumaniony przez tę lodowatą misterię!Chcesz porzucić radość zabawy w śniegu! Jak możesz!? Jak!?
- Wszystko w porządku? – Spytał nagle Lupin, patrząc naturlającego się po ziemi Pottera.
- Nie, zaatakowały mnie korniki – powiedział, przekręcającsię na bok – Zaraz mnie zjedzą! Ratujcie! Ratujcie Jamesa konara, któreg
ozaatakowały te małe stworzenia zniszczenia!!
- Widzisz, co narobiłeś… nie mogłeś go nazwać blaszaną rurkąalbo czymś innym, co jest drętwe?
- Nawet nie chce myśleć, co by go wtedy atakowało…
Potter zaczął podskakiwać na śniegu.
- Dotarły do najgłębszych sęków! Zabierzcie je! Zabierzcie!
- Jak możesz!? Że nie masz wyrzutów sumienia, aby mniezostawić!? Niby, z kim ja będę się turlać po śniegu! Kto będzie ze mną zjeżdżałna sankach!?
- Umieram! Dostają się do mojego mózgu! Wyżerają miwnętrzności!
- Kogo będę atakować śniegiem!? Na kogo mam zrzucać puch zdrzew i patrzeć jak się otrzepuje spadając z górki!?
Syriusz padł na kolana i błagalnym gestem rozkładającdłonie, i z dramatycznym tonem dalej głosił swój monolog.
- Komu będę rzucać muchy na kanapki z dżemem…
- To ty!?
- Przywiązujesz zbyt dużą wagę do szczegółów! Ja tu próbujęwymusić na tobie poczucie winy a ty mi o kanapkach gadasz! Na czym skończyłem?
- Na kanapkach – powiedział James, leżąc z zamkniętymioczami.
- Myślałem, że atakują cię korniki? – Powiedział Syriusz,patrząc na niego z lekkim rozczarowaniem.
- Nie, już mnie zabiły. Teraz leżę i czekam aż zacznę sięrozkładać.
- Powodzenia. No i wypadłem z rytmu! – Mruknął, patrząc naLupina – Szlag by cię trafił Potter! Ciebie, twoje korniki i muchy, które cięskonsumują.
- Czy naprawdę musicie omawiać, co kogo zje? – Spytał Lupin,marszcząc brwi – uważaj na sanki – dodał, do Syriusza, który szybko sięprzekręcił.
- Nie rozmawiam z tobą. Chcesz mnie zostawić – powiedziałwstając – Z tobą też nie gadam!
EJ!
Odwrócił się patrząc zdezorientowany na przyjaciół.
- Który z was to zrobił?
- Mnie zjadły korniki – powiedział James, siadając naśniegu.
- Ja jestem zdrajcą śniegowych aniołków – dodał Lupin,otrzepując ręce.
Black pokręcił głową.
- Wszyscy mnie zostawiają – powiedział dramatycznym głosem –Jeden dla korników drugi dla… właściwie, czemu mnie zostawiasz? – Spytałodwracając się.
- Czy ja powiedziałem, że cię zostawiam? – Lupin wyszczerzyłsię i rzucił kulką w Syriusza – powiedziałem tylko, że już nie długo. Ale niechodziło mi o to.
James wyszczerzył się, poczym również rzucił śnieżką wprzyjaciela.
- Gdzie są dzieciaki? – Spytał Black, otrzepując się ześniegu – I o czym ty gadasz?
Obaj mężczyźni się obejrzeli dookoła. Zarówno trojaczki jaki chłopcy siedzieli na śniegu niedaleko od nich, i wszystko wskazywało na to,że na śniegu znaleźli się po nieudanej próbie zjazdu grupowego.
- SA tam. Mówiłem o tym, że… Black, zaraz cię zabije –Syriusz wyszczerzył się i szybko wstał, i zaczął uciekać, ślizgając się naśniegu.
***
- Z czego oni się śmieją?! – Syriusz spojrzał z politowaniemna dzieci, które szły, a raczej próbowały iść z przodu. Stawianie krokówuniemożliwiał im śmiech, którym wybuchały co chwilę, gdy tylko przed ich oczamiukazywał się obraz ojców.
- Nie wiem – powiedział James wzruszając ramionami – Możeuważają za śmieszne to, że jesteśmy cali mokrzy?
- Nie byłbym mokry, gdyby mnie nie przewrócił prosto dokałuży.
- Nie wiedziałem, że w tym miejscu śnieg topnieje – mruknąłSyriusz- pospieszmy się i tak już czuję, że bez choroby się nie ominie.
- Choroby? Ten mały złośliwiec będzie się ze mnie śmiał dokońca życia – mruknął James patrząc na Harryego – O ile oczywiście przeżyjęstracie ze swoją żoną…
- Miejmy nadzieję, że nie będzie tak źle – powiedziałspokojnie Syriusz, poprawiając czapkę.
- Tak się składa, że wybrałem zły dzień na zabawy w śniegu. Tasprawa z Ann trochę zepsuła Lily humor, a dodaj do tego jeszcze, że dziśumówiła się z Petunią to…
- Zaraz. Jaka sprawa z Ann?
- Kiepska – mruknął Potter.
- Cóż za rozwiązłość języka – powiedział Syriusz,uśmiechając się, poczym zatrząsł się z zimna.
- Przyjechała wczoraj wieczorem z Amel.
- A Nick? – Remus spojrzał na przyjaciela pytająco,obwiązując się mocniej szalikiem.
- No to jest właśnie ta nieprzyjemność sytuacji. Nick nieprzyjechał, od paru miesięcy nie mieszkał z nimi.
Syriusz zatrzymał się gwałtownie.
- Słucham?
- Dobrze słyszysz – mruknął Potter – Cholera, i znówwszystko się zaczyna komplikować.
- Nie, po prostu nadchodzą zmiany – powiedział Syriusz.
- A propos zmian – zaczął powoli Remus, zwalniając kroku –tomuszę wam coś powiedzieć.
- Nie podoba mi się twój ton… - powiedział Syriusz, uważniepatrząc na twarz przyjaciela. Ten uśmiechnął się tylko i wzruszył ramionami.
***
Patrzyła na niego jak na idiotę. Starał się nie okazywaćżadnej reakcji – nie wiedział czy przyjaciel żartuje czy mówi poważnie. Zerknąłniepewnie na Jamesa. Ten uśmiechnął się tylko i uścisnął przyjacielowi dłoń,gratulując mu.
Oboje spojrzeli na Blacka i w tym samym monecie obaj wybuchli śmiechem.
- Czy to koniec szokujących wiadomości na dzień dzisiejszy?– spytał, obserwując obu mężczyzn. Spojrzeli na siebie z uśmiechem i kiwnęligłowami – Gratuluję.
***
Koniec! Nie jest to najlepsze co napisałam, nie jestem zniej zadowolona, ale skończyłam!
Notka Super daj znac jak bedzie kolejna czakam:)
OdpowiedzUsuńno masz rację, nie ejst najlepsza bo jest SUPER!!!!!!!a Nick to świnia i już x)
OdpowiedzUsuńAle dłuuugaaa...albo mi sie zdaje, bo kilka razy czytałam to samo, bo tak mi sie podobało:D:D:D Ja nie rozumiem czemu chłopcy nie rozumieją ze dzieci sie z nich smieją. Gdybym ja miała za ojca któregokolwiek z nich, to ze śmiechu chyba bym pękła. I Co do Ann to szkoda mi dziewczyny i to bardzo....Mimo jej tragicznej sytuacji,jakoś miałam wrażenie że James miał jej za złe to że do nich przyszła, takie przyznajmiej odniosłam wrażenie, ale może mi sie wydaje? CZekam na koeljengo parta z niecierpliwością, buziaki:*:*:*Amelia z tacy-ktorzy-sie-kochaja
OdpowiedzUsuńJak mogłaś?! JAk mogłaś zrobić to Ann i Amel?! Biedaczynki xD A podobno Nick sie cieszył z tego dziecka i wogóle mieli ogródek itd.. Jak?! :( Ale fajnie, że został poruszony temat życia Ann ;] Pisz, pisz dalej!! XDDPozdrawiamLily:)[www.kocham-cie-potter-za-twoja-glupote.blog.onet.pl]
OdpowiedzUsuńFaceci jak dzieci ; ) stwierdziłam, że twój blog nie dość, że jest superowy i zabawny, to jeszcze opowiada prawdy życiowe :D Rozpieszczaj nas dalej.. Notkę Chcę Kolejną!!! Wiem, wiem.. Chcieć, a móc to duża różnica :P A jak kariera piosenki o Voldemorcie? xD
OdpowiedzUsuńJak zwykle przeszłaś samą siebie, tylko nie mogę sobie przypomniec tego wątku z Nickiem chyba musze się cofnac o pare notek :)
OdpowiedzUsuńHej:* Świetna notka. szkoda mi trochę Ann i Amel, no cóż. Echh, ci Huncwoci, zawsze nabroją. Czekam na następna. buziaki:*****
OdpowiedzUsuńNick jest meska, szowinistyczna swinia..czekaj...skad ja wzielam to slowo??....e..nie pamietam :(biedna Ann.....ale facieci...ech....to bylo cuuudne!!normalnie oni sa jak dzieci...juz sobie wyobrazam mnine syriusza przy tym monologu...mniam ^^xDDsuper...fajna notka,ale Korniki sa najlepsze??czekja ty...a co by zarlo metalowa rurke??xDD
OdpowiedzUsuńHymm... Dobra notka. Jak to mówią " Jeśli byłech choć raz dzieckiem to zostaniesz nim na całe życie" . I to jak najbardziej sprawdza się co do naszych szanownych Huncwotów. W 100%!! A Nick to zimmny drań, no żeby kobietę z dzieckiem zostawić... Dajcie mi jego adres to sama mu sprawiedliwość wymierzę!!
OdpowiedzUsuńFajne opko... Jak Nick mógł ją zdradzić?!?! Co za szuja!!! (sorka za słownicwto). Ale mam nadzieje że życie jej się jednak ułoży... Pozdrawiam i jeśli masz chwilke to zapraszam na www.huncwockie--czasy.blog.onet.pl/2,ID304491291,DA2008-03-22,index.htmlJest tu nowa notka z opkiem... Nie jest napewno tak dobre jak twoje, ale ucieszyła bym się gdybś jednak weszła... Pozdro
OdpowiedzUsuńA mi się podoba, ty zawsze mówisz, że każda notka jest kiepska, a wszystkie są po prstu SUPER, a Nick to świania i tyle, szkoda było czasu Ann na tego idiotę, a jeszcze gorzej z Amel. To ja czekam na nekst i to szybko;) Pozdro.
OdpowiedzUsuńHejcia na www.mojj-swiat.blog.onet.pl jest konkurs i nie polega on na ciągłym głosowaniu na siebie, do wygrania 220 komentarzy. Za samo zgłoszenie 10 komentów
OdpowiedzUsuńnie no ja poprostu uwielbiam spacery Huncwotow z dzieciakami:D a moze dzieciakow z dzieciakami :D boskoo CZEKAM na klejna notke POZDROWIENIA
OdpowiedzUsuńcztery dni temu zaczęłam czytać tego bloga powiem że piszesz bardzo fajnie przez ciebie połamał mi się fotel ze śmiechu i wogule super blog :-)
OdpowiedzUsuńPięknie przez ogrooooooomne 'P'!Nie ma to jak trzydziestoletnie dzieci :Dhehe
OdpowiedzUsuńAnn to je się nie spodziewałam, myślałam, że to może raczej od Jamesa z pracy ktoś przyszedł ;) Huncki znów z dzieciakami na spacerze, duże dzieci ;) Czekam na kolejną notkę [lily-potter-corka-harryego]
OdpowiedzUsuńJestem wsciekla, zla i w ogole i w szczegole..patrz na to:www.lily-magic-life.blog.onet.plGdy na to patrze to mnie ze wscieklosci cholera bierze!ktos splagiatowal pierwsza bhotka na Twoim blogu!!
OdpowiedzUsuńhahah nie ma to jak zabawy na sniegu xDD Fajna, fajna, nie narzekaj :) czekam na kolejną, pozdro :*
OdpowiedzUsuńhaha ci Huncwoci xDDAle szkoda mi Ann ;(no ale mam nadzieje ze znajdziesz jej tam kogos ;D
OdpowiedzUsuńTen blog jest taki wesoły. Nie wiem czemu. Poprostu masz ładne zdjęcia i wygląd chociaż szarość. Strasznie mi się podoba. Fajne klimaty. Taki przyjacielski blog. Ciesze się, że tu zajrzałam. Zawsze chciałam poznać historie Huncwotów dorosłych. Oni są tylko dorośli na papierku, bo w rzeczywistości to duże dzieci. Mam nadzieje, że powiadomisz mnie o następnej notce. Pośpiesz się kochana. Jestem ciekawa co to za gratulacje ze strony Syriusza i Rogacza dla Remusa. Pewnie z powodu zajścia remusowej żony. :D I ta nieszczęsna dziura w spodniach. Nick to padalec. Zawsze tak twierdziłam. Coś jeszcze? Chyba nie. Tylko jedno. Zakochałam się w twoim blogu. Bardzo ładnie. Panuje tu taka miła atmosferka, tylko pozazdrościć. :Dwww.szalone-zycie-liliane-evans.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńuwielbiam twojego bloga i jesteś u mie w linkach na dorosla-lily.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńZnalazłam tego bloga przed chwilą w jakiś linkach... Pierwsze co mnie ucieszyło to tytuł. Lily bez Voldemorta. Dla mnie idealnie... :)) Popatrzyłam na parę notek... I... Suuuper! Pierwsze wrażenie pozytywne :)) Masz dużo notek... I jak widzę, dodajesz je dość często :) Z przyjemnością spędzę czas na czytaniu Twojego opowiadania :) Właśnie takiego bloga szukałam :) Pozdro! :) www.pamietnik-rudowlosej-milosci-rogacza.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńNaprawdę huncwoci to children :DAle mi to nie przeszkadza hehhehe byle jak najdłużej ;)
OdpowiedzUsuń