Powrót do przeszłości cz.2
Wiecie, na początku muszę zaznaczyć, że ta notka jest zupełnie inna.Już sam jej tytuł sugeruje, o czym jest, ale chcę zaznaczyć, że odważyłam się wniej na coś, czego nie do końca jestem pewna. To nie jest opis tylkodzieciństwa… to jest właściwie opis tego, jak bardzo może zmienić się życie wciągu jednej nocy.
To bardzo trudna notka- myślę żezarówno do napisania jak i przeczytania.
Tak naprawdę, teraz powinniście czytać o Jamsie, jednak chcę załatwićnajpierw te smutne i poważne notki, te cięższe. Jako że zaczęłam od Cristin, cojak sami wiecie łatwo nie miała teraz dorzucę jeszcze to, i możemy przejść dobohaterów o lżejszej przeszłości. No a teraz jeszcze jedno. Bardzo proszę, aby nadwrażliweLupinomanki ( tak, do ciebie mówię Amelio) nie czytały. A jeśli muszą, to niechmi wyślą najpierw pocztą zobowiązanie że nic mi nie zrobią.
I wiadomość ostania. Notka dedykowana Paulinie, która ma dziś urodziny.Wszystkiego naj, kochana!
***
Powrót do przeszłości cz.2
Blask księżyca i to co z nim niesie
***
Zmieniło się wszystko. Zmieniłosię znaczenie nocy i dnia.
Dla Remusa, zmieniło sięwszystko.
Siedział na parapecie okna,patrząc na niebo. Jego oczy zwęziły się lekko, gdy zza chmury zaczął wyłaniaćsię księżyc.
Księżyc…
Skrzywił się mimowolnie.
Drzwi od sypialni chłopcaotworzyły się cicho. Odwrócił twarz, patrząc na matkę, która weszła do środka,trzymając tacę pełną fiolek z kolorowym płynem. Zeskoczył z parapetu iprzytrzymał drzwi.
Kobieta posłała mu smutny uśmiechi postawiła tacę na stoliku. Powoli podszedł z powrotem do parapetu iniezgrabnie się na niego wpakował.
- Chodź – poprosiła, siadając nałóżku. Chłopiec pokręcił głową.
- Nic mi nie jest, mamo –powiedział cicho.
Wstała i podeszła do chłopca.Objęła go mocno.
- Wiesz, że trzeba.
Patrzył nadal na księżyc, którycałkiem wyszedł zza chmury.
- Dla mnie – poprosiła cicho –Proszę.
Odwrócił głowę, patrząc na matkę,poczym powoli ześlizgnął się na podłogę. Uśmiechnęła się lekko i podeszła dołóżka, na którym usiadł chłopiec.
Podciągnął rękaw dokładniezapiętej koszuli, ukazując duże i obszerne zadrapanie, obejmujące połowęprzedramienia. Na wierzchu rany widać było biały nalot, i zaschnięte skrzepykrwi.
Kobieta skrzywiła się lekko iprzyłożyła nasączony niebieskawym eliksirem wacik do rany syna. Chłopiecskrzywił się, zaciskając mocno zęby.
Oczyszczanie ran, było jedną zmniej nieprzyjemnych stron jego przypadłości. Nie miało się w żadnym stopniu doprzemiany, którą przechodził raz w miesiącu.
Chodź minęło już prawie pół roku,chłopiec nadal nie umiał pojąć, dlaczego to wszystko się wydarzyło.
Syknął cicho i spojrzał na rękę.Świeża strużka krwi popłynęła wzdłuż przed ramienia, kapiąc na jasną pościel.Szybko otarł rękę, jednocześnie biorąc od matki opatrunek i przyłożył go doręki.
- Znów pękło – powiedział cicho,przyciskając biały materiał do ręki.
Zapanowała cisza. Remus zacząłwpatrywać się znów w okno. Minęły dwa dni, odkąd skończyła się pełnia. Dwa dni,które powoli dawały szansę na to, że przez kolejne kilkanaście dni, powilibędzie próbował wrócić do normalnego życia. Aż do następnej pełni…
Powoli zabrał opatrunek, nieodwracając wzroku od okna.
- Już – powiedziała cichokobieta. Odwrócił się szybko i zakrył rękę. Kobieta pogłaskała go lekko popoliczku i uśmiechnęła się czule.
- Chcesz coś zjeść? A możepójdziemy na spacer?
Pokręcił głową.
- Na pewno…
- Tak mamo – powiedział cicho –Nic mi nie jest – dodał cicho, wracając na parapet – Naprawdę.
Spojrzała na syna i bez słowawyszła z pokoju, zostawiając eliksiry na stolku. Chłopiec odwrócił smętniegłowę a po bladym policzku pociekły mu łzy.
Wspomnienia, tak przykre ibolesne, wracały codziennie. Przeszkadzały mu wrócić do normalnego stanu życia.Zaprzątały głowę w każdej chwili, sprawiając, że z miłego, wesołego i otwartegochłopca, stał się kimś zupełnie innym.
Nienawidził się.
***
Siedział przed domem, wpatrującsię w kolorowe obrazki wymalowane na okładce książeczki.
Brązowa grzywka całkowiciezasłaniała mu oczy, nie przeszkadzało mu to jednak w niczym i nadal przyglądałsię obrazkom.
Powoli przekręcił stronę, uważnieobserwując jak kolorowy, dostojny paw ustępuje miejscu małemu wróblowi.
Uśmiechnął się lekko,przyglądając się dokładnie małemu ptaszkowi poczym wyciągnął drobną dłoń idotknął lekko szorstkiej strony.
W tym samym momencie, drzwifrontowe otworzyły się. Odwrócił momentalnie główkę, patrząc jak matka wychodziprzed dom.
- Remus! Chodź do domu, robi sięciemno – powiedziała, zdejmując biały fartuch w którym zawsze gotowała, poczymweszła do domu uśmiechając się do synka. Chłopiec poderwał się i wbiegł dodomu.
Wiedział, że nie należydyskutować z matką.
Odkąd Pan Lupin wrócił któregośdnia zdenerwowany do domu i oznajmił rodzinie, że muszą być bardzo ostrożni,nie było możliwości, aby chłopiec sam wychodził na dwór i był pilnowany tylkoprzez okno domu,
tak jak czasem to się odbywało. Skończyły się popołudniowewyjścia z dziadkiem do lasu czy nad rzekę.
Remus był pilnowany przez kilkamiesięcy nieustannie do tego stopnia, że zaczęło to męczyć wszystkich.
Ponieważ jednak ani razu niewydarzyło się nic, co mogłoby zaniepokoić kogokolwiek, rygor odnośnie chłopcazależał.
Usiadł na podłodze i zacząłściągać buty, siłując się z sznurówkami, które splątały się w supeł.
- Pokaż, co naplątałeś? – Elenuklęknęła przy chłopcu i spojrzała na związane sznurówki. Pokręciła głową zuśmiechem i zaczęła powoli rozwiązywać buty. Patrzył na to z zainteresowaniem,próbując dokładnie zapamiętać, co należy zrobić, jednak ruchy matki były dlaniego nie do zapamiętania. – Już – dodała po chwili. Schylił się i pokiwałgłową.
Potargała mu pieszczotliwegrzywkę i wstała. Chłopiec podążył za nią do pokoju i wpakował się na duży,obity miękkim materiałem fotel. Oparł głowę o oparcie fotela, czując jakzmęczenie opanowuje go całego.
***
Patrzyła na śpiącego malucha zczułym uśmiechem na twarzy. Główka chłopca wtulona była w oparcie wielkiegofotela, nóżki podkulone pod brzuch. Jedną rączkę ułożoną miał pod główką, drugazwisała swobodnie.
Drzwi uchyliły się lekko i dopokoju wszedł mężczyzna. Oparł się o framugę drzwi i odetchnął cicho, rzucającprzelotne spojrzenie na śpiącego Remusa a potem przenosząc brązowe oczy nażonę.
- Zmęczył się dziś – powiedziałacicho, nie spuszczając wzroku z syna – sprzątaliśmy. Nie wiem, po kim on mataki zapał…
Uśmiechnęła się lekko i odwróciłasię po raz pierwszy do męża.
- Jak myślisz – zaczęła, po czymzawahała się – jak długo to jeszcze potrwa? I czy to się kiedyś skończy…
Westchnął cicho. Znów poczuł wgłosie żony żal i przeklną się w duchu za to, że nie umiał nad sobą zapanować.
Wiedział, że obwiania go o to, żenie mogą normalnie funkcjonować, że żyją w ciągłym strachu o Remusa.
Nie powinien był wchodzić wkonflikt z Greybackiem, teraz był tego pewien.
- Nie wiem – odpowiedział,podchodząc do kobiety. Dała się objąć, nadal wpatrując się w syna – Na razie wszystkojest w porządku. Może powoli powinniśmy próbować.
Spojrzała na niego. Duże, jasne,przeszywające na wylot oczy sprawiły, że poczuł gęsią skórkę na całym ciele.
- Uważasz, że to będziebezpieczne?
- Nikt nie wiedział go od kilkumiesięcy…
Odwróciła znów wzrok na śpiącegosyna i w milczeniu kiwnęła głową. Nadeszła pora, by znów wszystko zaczęłowracać do normy.
***
Bardzo powolnym rytmem w domuLupinów zapanował spokój. Chodź chłopiec nadal był pilnowany, nikt nie chodziłjuż za nim krok w krok.
Powoli zaczęły powracaćpopołudniowe spacery, Remusa z dziadkiem, jednak nie trwały one dłużej niżgodzinę i zwykle nie wypuszczali się dalej niż do skraju lasu.
Ani Pan Lupin, ani Remus ani razunie zauważyli mężczyzny, który obserwował ich uważnie spomiędzy starych dębów,łapiąc dokładnie każdy krok.
***
Zbliżało się Boże Narodzenie. Doświąt zostało już tylko kilka dni i w całym mieście zaczęły pojawiać siękolorowe ozdoby, choinki. Dookoła słychać było dźwięki kolęd, strzępki rozmówdotyczące prezentów. Zapomniano o wszelkich zmartwieniach, problemach. Wszyscyżyli zbliżająca się gwiazdką.
Również w domu Lupinów,całkowicie zapomniano o Greybacku, pełni i wilkołactwie.
Elen biegała po domu, nie wiedzącw co ma wsadzić, próbując na zmianę gotować sprzątać i przygotowywać choinkę.
Remus z ojcem stali przed domem.Mężczyzna wdrapał się na drabinę i próbując udekorować dom z zewnętrznejstrony. Postanowił nie korzystać z różdżki.
- Raz w roku moglibyśmy zrobićcoś w mugolski sposób – powiedział żonie, odkładając patyczek na szafkę ibiorąc do ręki duże pudło z ozdobami.
Remus stał przy drabinie,obserwując marne poczynania ojca. Poprawił czapkę która opadła mu na nos.
- Podaj mi to coś – powiedziałwskazując na pudełko z narzędziami – E… młotek?
Chłopic schylił się i wyjąłnarzędzie, poczym podał je ojcu. Mężczyzna nachylił się nad małym gwoździkiem izaraz pożałował, że nie użył różdżki.
- Na brodę Merlina! – Wrzasnął,potrząsając palcem – czemu to jest takie trudne?
Chłopiec zachichotał i podszedłdo pudełka z ozdobami. Kucnął, zaglądając do pudełka.
W bombce odbiło się niebo.Chłopiec podniósł głowę do góry. Chociaż zrobiło się już ciemno, okolicerozświetlały oświetlenia z sąsiednich domów i księżyc, który świecił nisko.
Chłopiec przyjrzał się okrągłejtarczy i zamrugał. Obrócił szybko głowę w stronę wielkiego, zasypanego śniegiemkrzaku.
Przyjrzał się dokładnie i obróciłpowrotem do ojca.
- Dobrze, złap za…
- John, chodź na chwilę – drzwiotworzyły się. Pani Lupin spojrzała na męża i gestem go przywołała.
- Poczekaj – powiedział, biorącod syna początek sznura lampek.
- Tylko na chwilę. Zdejmiesz mipudło i to skończycie!
- Nie możesz zrobić tego zapomocą różdżki?
- Oczywiście! Zdejmę pudło zporcelanową za pomocą różdżki i…
- Dobrze, już idę – mruknął, powolischodząc z drabiny. Remus cofnął się, mocno ściskając kabel. Obserwował jakojciec wchodzi do domu, drażniąc się z matką.
Rozejrzał się niespokojnie. Miałwrażenie, że ktoś go obserwuje. W pobliżu, nie było nikogo.
Zerknął nerwowo na okrągłyksiężyc i powoli powrotem kucnął, zaglądając do pudełka.
Kolorowe bombki leżały ułożonerówno, gotowe do zawieszenia. Elfy, aniołki, krasnale w czerwonych czapkachwydawały się przypatrywać chłopcu z uwagą.
W zwykłych, okrągłych,srebrzystych bombkach widział swoje lekko zniekształcone odbicie. Wziął jedną znich do ręki i przyjrzał jej się uważnie. Jego wzrok padł na coś, co wydawałosię być tuż nad nim.
Odwrócił się powoli, nadaltrzymając bombkę w ręku. Czuł jak dłonie drżą mu ze strachu.
Zamrugał.
Tuż przy jego twarzy zobaczyłdługi pysk wilkołaka. Stwór patrzył na niego wielkimi, zielonymi ślepiami,dysząc lekko. Otworzył usta, chcąc krzyknąć, jednak z jego gardła nie wydobyłsię żaden dźwięk.
Wilkołak cofnął się lekko do tyłui zaraz po chwili skoczył. Chłopiec krzyknął, gdy upadł na ziemię, a bombkaroztrzaskała się w jego dłoni, wbijając się w drobne śródręcze.
Poczuł przeszywający ból w prawymramieniu. Bał się odwrócić głowę, żeby zobaczyć co go spowodowało. Serce waliłomu z dziesięć razy szybciej.
Usłyszał głośny huk i przerażonykrzyk matki.
- Drętwota!
Otworzył oczy i ujrzał strumieńświatła, który przeleciał tuż obok głowy wilkołaka.
Stwór cofnął się i zmierzyłwściekłym spojrzeniem pana Lupina, który mierzył różdżką żony prosto w klatkępiersiową potwora.
- Petrificus Totalus!
Kolejny strumień światła minąłwilkołaka o milimetr. Odwrócił się i szybko przebiegł przez podwórze, znikającw ciemności. Mężczyzna przebiegł kawałek w stronę, w której zniknął a potempodbiegł do syna.
Chłopiec leżał na ziemi zrozerwaną na ramieniu kurtką. Mężczyzna poczuł falę strachu widząc krwawiąceramie chłopca.
Malec spojrzał ze strachem naojca. Po policzkach ciekły mu łzy strachu i bólu.
Pani Lupin spojrzała zprzerażeniem na syna a później na męża.
- Nie…
- Musimy zabrać go do Munga -powiedział, starając się ukryć rozpacz. Zdjął kurtkę i przykrył nią bladegochłopca. Wziął go na ramiona. Kobieta złapała mocno rączkę syna. Chwilę potemcała trójka deportowała się z domu.
***
- To moja wina – siedziała nakrześle, ukrywając twarz w dłoniach – to wszystko przeze mnie!
- Nie – spojrzał poważnie na żonę– To ja go zostawiłem.
- Bo ci kazałam! Boże… dlaczegoja nie zwróciła na to uwagi!
- Proszę państwa, nie ma teraz, oco się obwiać – uzdrowiciel spojrzał na nich poważnie – To mu nie pomoże.Teraz, najważniejsze jest żeby cały czas ktoś przy nim być. Chłopiec nie możeodczuć, że jest w jakikolwiek sposób inny…
- Pan chyba nie uważa, żeodwrócimy się od własnego dziecka? – John spojrzał na uzdrowiciela.
- Oczywiście, że nie.
- Chcę się z nim zobaczyć –powiedziała kobieta, wstając – Teraz.
- Oczywiście. Proszę za mną.
***
Widział, że stało się coś złego.Widział niespokojne spojrzenie rodziców, wymuszony uśmiech personelu, cicherozmowy lekarza z rodzicami.
Obserwował to uważnie, czując zdnia na dzień, że to, co wydarzyło się podczas pełni, będzie miało bardzo dużywpływ na jego dalsze życie.
Państwo Lupin zabronili rozmawiaćkomukolwiek z personelu z synem. Postanowili, że sami wyjaśnia mu, co sięwydarzyło. Do tej pory jednak, żadne z nich, nie miało odwagi wyznać synowiprzerażającej prawdy.
Nie rozumiał, co go zaatakowało.Wilkołaki znał tylko z opowieści i nigdy w nie wierzył. Teraz też nie wierzył.
Nie rozumiał, czemu musi nadalbyć w szpitalu, czemu mama wygląda na tak zmęczoną i zasmuconą. Czemu, poświęcamu się tak dużo czasu i uwagi. Nie rozumiał nic, prócz tego, że coś sięzmieniło.
Państwo Lupin zwlekali z tąrozmową tak długo jak się dało. Jednak, tuż przed samymi świętami, gdy chłopcazaczęło dręczyć to, że musi siedzieć w szpitalu i gdy zaczął się dopytywać,czemu nie może wyjść już do domu, zmuszeni byli, aby powiedzieć mu to, co takbardzo chcieli ukryć.
Mimo, że oboje zdawali sobiesprawę, jak trudne to będzie, nie umieli wyobrazić sobie tego nawet w połowie.Rozmowa okazała się prawdziwą katorgą, a samo wymówienie tego, przed czym obojeuciekali, kosztowało ich więcej trudu niż samo przyswojenie myśli.
Chłopiec słuchał uważnie każdegosłowa wymówionego przez ojca. Próbował pojąć, to, co słyszy, jednak nie dotarłodo niego nic, po za tym, że jest kimś innym niż był. Że miał rację czując, żewszystko się zmieniło.
Siedział tylko, patrząc na ojca,który lekko drżącym głosem mówił mu, że dużo się nie zmieni.
Pani Lupin nie odezwała się anijednym słowem. Siedziała na brzegu łóżka, trzymając mocno bladą rączkę syna ipróbując powstrzymać łzy.
Gładziła go lekko, próbującwmówić sobie, że wszystko jest dobrze. Wiedziała, że nie jest.
***
Remus, jak na swoje pięć lat,dużo rozumiał. Widział, kiedy ktoś był zły, przygnębiony, zdenerwowany. Miałpewnego rodzaju umiejętność odgadywania uczuć innych.
Nie dał się zmylić rodzicom, żewszystko jest dobrze. Ale nie rozumiał, co go czeka.
Aspekt pełni, który w delikatnysposób próbował objaśnić mu ojciec, nadal był dla niego niepojęty.
Nie wiedział, co wydarzy się znim, gdy księżyc wzejdzie. Nie rozumiał tego, w co i jak ma się przemienić. Nieumiał pojąć tego i być może, dlatego, tak bardzo się tego obawiał.
***
Nadeszło Boże Narodzenie. Już zsamego rana, wszystko dawało znać, że będzie to jedno z najbardziej ponurychświąt.
Śnieg, który jeszcze na początkugrudnia, stopniał całkiem w ciągu jednej nocy.
Na oddziale zabrakło świątecznychozdób. Ograniczono się do migoczących gwiazdek, wyczarowanych pod sufitem nakorytarzu.
W każde sali, było dość pusto. Wodwiedziny wszyscy przychodzili już po obiedzie i wszyscy, przez całeprzedpołudnie musieli znosić towarzystwo sąsiadów z sali.
Remus w sali był sam.
To jeszcze bardziej spotęgowałojego przygnębienie – wszystko zapowiadało się na bardzo nieprzyjemny i samotnyporanek świąt.
Obudził się dość późno. Leżał zzamkniętymi oczami, przykryty kołdrą po sam czubek głowy. Gołe stopy, wystawałyspod drugiego końca kołdry.
Ziewnął cicho. Nie miał ochotywystawiać głowy po za kołdrę. W tej chwili marzył tylko o tym, by obudził gołagodny głos matki, obwieszczający, że czas wstawać by przygotować się dośniadania.
Był gotów założyć kamizelkę,której tak nie znosił, zrezygnować z wszelkich zabawek, które zapewne znalazłbykoło łóżka, byleby tylko być w domu.
- Remus – cichy głos wyrwał go zzamyślenia. Przykrył się szczelniej kołdrą, mrucząc pod nosem, że nie chcewstawać i szybko schował nogi pod kołdrę – Remus.
- Daj mu spokój, widocznie niechce wstawać – chłopiec zmarszczył brwi i szybko otworzył oczy. Ogarnęła gociemność kołdry. Bardzo powoli, odsunął rożek nakrycia, wychając kawałek twarz,tak, że spod białej poszwy, widać było tylko nos chłopca, i zaciekawionespojrzenie dużych, niebieskich oczu.
Kobieta uśmiechnęła się lekko domęża, siadając na brzegu łóżka.
- No, jednak się pokazał –Johnuśmiechnął się do syna, który podniósł się zaciekawiony – wesołych świąt,brzdącu.
Bez ostrzeżenia rzucił na szyjematki. Kobieta uśmiechnęła się, obejmując mocno chłopca.
- Wesołych świąt – powiedział pochwili, siadając wygodnie. Podrapał się w okolicy ramienia i przeniósł wzrok zmatki, która grzebała w dużej torbie, którą przyniosła na ojca, który oprał sięo brzeg łóżka.
- Stwierdziliśmy – zaczął mężczyzna,widząc pytające spojrzenie syna, – że skoro ciebie nie będzie na święta w domu,to święta przyjdą do ciebie.
Uśmiechnął się lekko. Jednak towcale nie musiał być tak zły dzień, na jaki się zapowiadało.
***
Siedział na dużym krześle,patrząc z przerażeniem na okno. Już od kilku dni, działo się coś niedobrego.Zaczął tracić siły, stał się ociężały, senny i obolały.
Powoli, docierała do niegoprawda, że nadchodzi pełnia. Jednak nadal, nie rozumiał, co się podczas niejwydarzy.
Teraz, to wszystko docierało doniego z każdym skurczem bólu, jak otrzymywał. Słonce kuliło się coraz niżej, aon, czuł coraz większy ból.
Uzdrowiciel czuwał przy nim przezcały dzień. Pytał o samopoczucie, podawał eliksiry, obserwował zachowanie.
Pani Lupin nie opuściła go na chwile.Była obok przez cały czas.
Gdy słońce zaczęło zachodzić,oboje spojrzeli na przerażonego chłopca. Mężczyzna podał mu kolejne eliksiry idrżącym głosem powiedział, że teraz musi zostać sam.
Malec niechętnie na to przystał,czując, że strach coraz bardziej go paraliżuje. Gdy tylko drzwi zamknęły się zcichym pyknięciem, usłyszał jak matka wybucha cichym płaczem. Był pewny, żeosunęła się po ścianie.
Jego wzrok i słuch, powolistawały się mocniejsze. Słyszał niespokojne tykanie zegara, brzęczenie muchy, krzykii śmiechy ludzi zza okna. Widział rysujące się za oknem zarysy postaci, które zkażdą chwilą wydawały się być bardziej wyraźne.
Krzyknął cicho. Miał wrażenie,jakby całe ciało zaczęło się nagle rozczepiać. Spojrzał instynktownie w dół.Wszystko było takie same.
Wcisnął się mocniej w krzesło.Czuł, jakby miał przestać myśleć.
Jego dłonie zaczęły lekko drżeć.Lekko uniósł głowę. Słońce zbliżało się do granicy między zmienią a niebem.
Krzyknął z bólu i spadł zkrzesła, trzymając się mocno za brzuch. Potem nie widział już nic.
***
Obudził go ból. Straszliwy, niedo zidentyfikowana ból, który roznosił się po całym ciele. Nie miał siłyotworzyć oczu i zobaczyć, co się z nim dzieje.
Słyszał cichą rozmowę gdzieś zodległości – nie był w stanie powiedzieć, kto i gdzie rozmawia.
Otworzył usta. Chciał zapytać,gdzie jest i co się stało, jednak z jego gardła wydobył się tylko cichy jęk.
- Remus? – Usłyszał szybkie krokii ciepły głos matki. Poczuł, jak dotyka jego dłoni i był pewny, że kucnęła przyłóżku.
Spróbował obrócić głowę, jednakbyła zbyt ociężała, żeby mógł nią poruczyć.
Bardzo powoli odchylił powieki.Oślepiło go światło i syknął cicho, gdy twarz wykrzywiła się w grymasie bólu.Ból był wszędzie.
Przełknął ślinę i znów otworzyłusta.
- Co się stało? – Spytał zniemałym trudem. Kobieta szybko złapała za stojący przy łóżku kubek i bardzodelikatnie podniosła głowę pozwalając oby się napił. Kątem oka zobaczyłpoplamioną krwią pościel i całą stertę butelek, fiolek i bandaży.
- Co się stało –powtórzył trochęgłośnej. Woda przyniosła odrobinę ulgi. Gardło nie było wyschnięte i takobolałe – tak będzie zawsze? – spytał, krzywiąc się lekko, gdy matka mocniejścisnęła jego dłoń. Strojący w kącie ojciec, bardzo powoli kiwnął głową.
- Na razie tak – powiedział cicho,robiąc niepewny krok w stronę łóżka – dopóki czegoś nie wymyślimy.
Przełknął cicho ślinę i powoliporuszył ręką. Ból powoli ustępował. Zniknęło ociężenie, w jego głowie zaczęłysię powoli pojawiać pojedyncze myśli i odczucia.
Bał się jeszcze bardziej – niepamiętał nic, co się wydarzyło, nic, prócz bólu i wściekłości. ***
Do domu wrócił tydzień później.Silniejszy niż przed pełnią, jednak zupełnie odmieniony. Bardziej zamknięty wsobie, wyciszony i drobniejszy.
Nadal czuł się potworny strachprzed przeszłością. Z każdym dniem, odczuwał coraz bardziej swoją inność. Wkażdym spojrzeniu sąsiadów, w każdym geście rodziców – nawet przypadkowymcofnięciu reki – w każdej chwili, wydawało mu się, że jest kimś innym.
W ciągu jednej nocy, zrozumiałwszystko. Wszystko, co się z nim działo i kim jest. Co go czeka.
Wybawieniem była noc. Wieczornezmienianie opatrunków, znosił dzielniej niż w ciągu dnia, odwracając twarz odsiniaków, zadrapań i rozcięć wpatrywał się w podłogę, pragnąc by to wszystkoskończyło się jak najszybciej i by mógł wpaść w objęcia Morfeusza.
Zaledwie Pani Lupin gasiłaświatło i przymykała drzwi, Remus zasypiał. Skulony, mocno okryty kołdrą spałspokojnie, świadomością będąc daleko od wszystkiego, co się wydarzyło.
Jego myśli, błądziły wokół błahostekświata dziecięcego, nie zaprzątając ich niczym tak przyziemnym jak pełnia,wilkołactwo czy strach.
Od tej pory, sen był dla chłopcadrugim życiem, w które wchodził z wielką chęcią i nadzieją, pragnąc by nigdysię nie wzbudzić i żyć w świecie gdzie wszystko jest proste i lekkie.
***
No, mamy to za sobą. Ja, wy i on. Powiem, że jestem dumna z tej notki,bo chodź spędziłam nad nią tak wiele czasu, z lekkim sumieniem mówię, że mi siępodoba. Bo chyba w końcu udowodniłam sobie, że umiem napisać coś poważniejszego.
No, obiecuję, że więcej nie będę już pisać tak przykrych rzeczy.Następną postaram się rozweselić trochę ;D
I mam jeszcze prośbę, odnośnie powiadamiania o notkach. Jeśli ktośchce, żebym go informowała, to bardzo proszę, aby to się odbywało przez gg –5112960, albo przez e-maila ( w ramce o mnie ). Powiadamianie o notkach nablogach nie sprawdza się, bo sklerozę mam… ;D I chcę jeszcze powitać kolejnenowe czytelniczki ;D No, to wszystko!
Wiesz, mi to właśnie takie notki podobają się najbardziej, takie tragiczne, większość się pewnie ze mną nie zgodzi ale ja i tak wiem swoje. Naprawdę wspaniale wszystko opisane, aż mi się zakręciła łezka w oku kiedy Greyback zaatakował Lupinka tylko na chwilę zostawionego samego, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie wspaniałe, biedny Remus, to nie sprawiedliwe żeby pięcio latek musiał znosic takie katusze, no ale cóz, tak już chciała Rowling ( czy jak to się tam pisze) Czekam na nową notkę, nie ważne czy zabawną czy coś w tym stylu jak ta, wszystkie są fajne- jak dla mnie
OdpowiedzUsuńja już chyba mówiłam co o tym myśle i chyba nic już nie dodam.w każdym razie czekam na weselsze notki ;)
OdpowiedzUsuńCzasem się przydają takie smutne notki. Nie samym śmiechem żyje człowiek (wiem że to powiedzenie było inne) Notka smutna, ale świetna. Chyba zawsze to mówie :)
OdpowiedzUsuńPffff..Myśli ze jak powie zebym nie czytała, to nie przeczytam:D:D:D jeszcze czegoo...marzenia ściętej głowy...:P:P:P Bardzo dobrze ze ja nie dałam ci słowa, że Cie zabije...ja już mówiłam 5 latek???...Takie małykcohany Remusek, a ty mu zniszyczyłas dziecinstwo..ty zdajesz sobie sprawe co ty zrobiłas/???...Oj..nooo.....ecccchhhhh..ja bym g w ogóle nei przemieniała, dobrze o tym wiesz.....Ale za tą atmrosfere rodzinna, toja ci napeawde dziekuje...bo gdyby sie odwrócili, to uwierz mi juz by cie ne było:P:P:P Buyziaki i czekam na te kolejne, chociaz i tak najbardzeij wyczekiwałam Remuśka:P:P:P Papaapapa Buziaki słońce:*:*:*?
OdpowiedzUsuńno nareszcie wiem jak to było z lunatykiem przykre ale mił przynajmniej rodzine i tak jest moim ulubionym huncwotem
OdpowiedzUsuńbardzo ladnie kochana, slicznie...jak dla mnie to wyszlo w sam raz mrocznie...jak sie czyta to sie wydaje jak by w okół były same ciemne kolory...niczym jakis stary film...po za tym wystarczajaco smutno, ae nie nazbyt łzawo i na koniec nutka malutenka w sam raz do tej notki, nutka chwil radossci, choc jak mowie niezbyt duza to idealnie pasujaco i to zakonczenie, mowiace o ukojeniu snów to było sliczne i perfekcyjn...
OdpowiedzUsuńznowu omalo sie nie poplakalam smutno mi ... ale notka super :)) czekam na kolejna POZDROWIENIA
OdpowiedzUsuńLily notka jest super.:)Tylko strasznie mi szkoda Remuska biedaczek takie miał życie:(
OdpowiedzUsuńNotka jest świetna. Bardzo mi się podoba. Pisałam już że świetnie piszesz ale powtórzę to: masz talent i nie zmarnuj go! Czekam, może w przyszłości napiszesz jakąś książkę? Jak tak to na pewno ją kupię!
OdpowiedzUsuńnotka jest bardzo dobra, Mi się podoba mimo iż jest smutna ;(nie moge doczekac sie przeszłości Lilki i Syriusza ;)pozdrawiam Serdecznie ;);***
OdpowiedzUsuńPiękna. po prostu piękna notka. W pewnym momencie poczułam się tak, jakbym była samym Remusem... Notka trochę smutna, ale naprawdę wzruszająca... No po prostu słów mi zabrakło!!
OdpowiedzUsuńW zyciu nie czytałam na tym blogu smutniejszej notki..:( Smutna, ale pięknaa... Nic dodać, nic ująć. Pozdrawiam:* Jesteś wielka..:PP
OdpowiedzUsuńTakie tragiczne notki podobają się tak samo jak te wesołe :) Napisałaś że skończyły sie smutne notki ale mam jedno zastrzeżenie-czy Syriusz również nie miał ciężkiego dzieciństwa?? :D Świetne notki,Swietna Autorka :D Kocham ten blog!!! Czekam na następna notkę :D Pozdrowienia :*
OdpowiedzUsuńnotka jest naprawde...bardzo uczuciowana żadnym bloku z czegoś mało realnego w życiu codziennym tak się nie popłakałam jak tutaj...opisałaś to w niezwykły sposób... takich blogów potrzeba więcej :()
OdpowiedzUsuńPrzepraszam że tak długo nie czytałam i nie dałam komenta, ale nie bardzo miałam jak XD Odcinek powarzy, ale super x] Pozdro... XD
OdpowiedzUsuńUprzejmie informuję, o zmianie adresu mojego bloga z http://jej-zycie-bez-niego.blog.onet.pl na http://gdyby-przepowiednia-sie-odwrocila.blog.onet.pl/Adres został zmieniony z przyczyn prywatnych
OdpowiedzUsuńPrzykre. Ale świetne. Uwielbiam powroty do 'starych czasów' ;). Mimo, ze nieprzyjemnych. Oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńwłaśnie skończyłam czytać twoje notki i chce ci powiedzieć że fajnie piszesz ;)Zdarzyło mi sie nawet płakać przy nich :D Jeśli będziesz miała czas to możesz mnie informować o nowych notkach9496909 :}
OdpowiedzUsuńTwój blok jets super. Piszrsz świetnie. Związku z tym , że nie znam nikogo lepszego proszę cię abyś oceniłą mój blog www.lily-i-james-bez-smierci.blog.onet.pl ;Z góry Dziękuje
OdpowiedzUsuńWysylalas mi kawalki tej notki, gdy je czytalam myslalam ze sa ladne napisane ale cholernie okrutne...Teraz, gdy przeczytalam cala notke to stwierdzam, ze jest ona bardzo pieknie napisana, masz ogromny talent....Swietnie przepleciona akcja z momentami...gdy mialam ochote rzucic to wszsytko isc precz, wyplakac sie....ale jednak..DLACZEGO, ACH DLACZEGO JA TAK MUSZE CIERPIEC PRZEZ TWOJA "RADOSNA" TWOPRCZOSC?!POZDRAWAIAMELANORalc, zapomnialam wylaczyc capslocka ;pp
OdpowiedzUsuńsiema, może wymienimy sie linkami, moje opowiadanie: http://moja-wizja-hogwartu.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się... Żal mi Remusa i jego rodziców. Sprawiłaś, że zaszkliły się oczy, a to się rzadko kiedy zdarza.
OdpowiedzUsuńtrafiłam tutaj przez przypadek, szukając jakichś wzorców w prowadzeniu bloga, wygląd, układ itd. Przeczytałam i bardzo sie cieszę, że wróciłaś do pisania po tej przerwie. Nie jest to blog o tematyce potterowskiej, pojawiła sie pierwsza notka, a już w najbliższy weekend będzie kolejna. Byłabym wdzieczna gdybyś skomentowała www.smutki-i-zmartwienia.blog.onet.plZ góry dziękuję:)
OdpowiedzUsuńCzesc głupolu....nie napisze pisz szybko note bo zamorduje....bo wiemże i tak nei pomoże, ale poczekam Cierpliwie:P:P:P :D:D No..tak więc u mnie jest nowa nota:P:p To zapraszam:P:P....Buziaki słonće L*:*:*:8 Życze weny:P:PAmelia z tacy-ktorzy-sie-kochaja
OdpowiedzUsuńZapraszam do oceny na http://oceny-pomyluny.blog.onet.pl To nie SPAM!
OdpowiedzUsuńPopłakałam się...Nie mogę jak możesz pisać takie notki?!Buuuuuu....Jak mi żal Remusa...Już jako pięciolatek przestał być szczęśliwy...
OdpowiedzUsuńPopłakałam się łeeeee to takie smutne biedny Remus a notka świetna
OdpowiedzUsuń