Lęki
W tej notce mogą być błędy… miałam małe problemy i chodź sprawdzałam jąparę razy to nie wiem, czy wszystko wyłapałam… no, ale oceńcie sami.
***
Lęki
***
Wszystko się zmieniło. Z małych, niedorosłych,nieodpowiedzialnych, tryskających życiem dziewczynek, które zawsze trzymały sięrazem i które nigdy nie odstępowały się na krok, wyrosły dorosłe,odpowiedzialne kobiety, które miały mężów, dzieci, kota… i które niestety,straciły swobodę życia. Nie mogły widywać się dzień w dzień.
Lily potrzebowała dużo czasu żeby się do tego przyzwyczaić,ale tak naprawdę teraz zdała sobie sprawę, że z Ann zbyt szybko się niezobaczą.
Kobieta wyjechała, ma męża i lada moment zostanie matką. Tymsamym szanse na to, że szybko się zobacz bardzo się zmienią.
Westchnęła cicho i spojrzała smętnie na męża, który zamrugałodrywając wzrok od książki.
Harry już dawno spał i w domu panowała nieziemska cisza.
- Co jest? – Spytał odkładając książkę i zatrzymując poważnywzrok na żonie. Ta wzruszała ramiona i nagle, jakby pod wpływem pewnego oporupowiedziała cicho.
- Ann do mnie napisała – powiedziała spokojnie – Jest wciąży.
- Inwazja ciężarnych – mruknął Potter, za co momentalniedostał poduszką – No co?!
- Inwazja!? A przepraszam cię, gdzie ty widzisz tą ciężarną?
- Oh, wszędzie – James pokręcił głową – Liz, Ann, półmiasta.
- Tak…chciałabym cię uświadomić, że ja w takowym stanie niejestem – powiedziała i szybko uchyliła się przed lecącą w jej stroną poduszką –wyzywasz mnie?
- Jeszcze nie jesteś – powiedział, James i rzucił kolejnąpoduszką – ale w każdej chwili to się może zmienić.
- Po moim trupie Potter! – Lily zaśmiała się rzucając w mężakolejną poduszką i poczuła, że miarka się przebrała. James wziął w dłoniezgromadzoną pościel i szybko podszedł do żony. Lily wydała cichy pisk i na jejgłowę zleciał tabun kolorowych poduszek, poduszeczek a nawet, – co byłoogromnym zdziwieniem zarówno dla niej jak i dla Jamesa – jeden z jej ciapów.
- To się da załatwić, ale jaki będę miał z tego pożytek, jakjuż będziesz martwa? – spytał siadając na żonie okrakiem i rzucając niąkolejnymi poduszeczkami – wolałbym żebyś żyła.
- Więc zapomnij o ciąży – powiedziała mrużąc oczy – Ja sięwięcej w dziecko nie wpakuję!
Złapała leżąca poduszeczkę i walnęła ją męża w brzuch.Zaśmiała się widząc jak głupią minę zrobił i szybko tego pożałowała.
- Za dużo mówisz – powiedział James i rzucił w twarz Lilykolejną poduszką – Zobaczysz, nadejdzie taki dzień, że sama będziesz chciała…Au!
Lily zaśmiała się i szybko wykorzystała fakt, że mąż ocierałzawiące od pierza oko. Zrobiła zamach i zrzuciła z siebie Pottera, który spadłz głupim hukiem na podłogę. Roześmiała się perliście odchylając głowę do tyłu ioparła się na łokciach.
Chwilę potem Potter rzucił się na nią i przewrócił ją tak,że oboje znaleźli się w pozycji leżącej.
- Nie kuś – powiedziała cicho Lily nadal chichocząc – To nicnie da.
- Nie kuszę – James uśmiechnął się delikatnie – Podziwiam.
- Co? – Spytała kobieta opanowując się i trochę poważniejąc.
- Ciebie – szepnął Potter nachylając się nad żoną.
***
Każdy posiada jakiś lęk. Jedniboją się pająków, inni kotów jeszcze inni ciemności. Rzeczy te, wywołują wczłowieku stan przerażenia i strachu.
Ona, bała się pełni. Co miesiąc,gdy chmury odsłaniały księżyc, każde okno w domu, wszystkie drzwi zostawałyszczelnie zamknięte a ona, zamykała się w sypialni i przez całą nos siedziałazawinięta w kołdrę zerkając nerwowo na okno i czekając aż zacznie świtać.Plotki, które krążyły po miasteczku, jakoby gdzieś w pobliżu, co miesiącgrasowała ta krwiożercza bestia, napełniały ją lękiem i pogłębiały jej strachprzed tymi stworzeniami.
Być może to właśnie było powodemjej przeprowadzki do miasta. Chęć zaznania spokoju, ucieczki przed złymiwspomnieniami. Bo w końcu, czy istnieje jakaś szansa, że na przedmieściachLondynu będzie wilkołak?
Nie – tak wmawiała sobie kobietaprzez cały pierwszy miesiąc.- Nie ma możliwości żeby trafiła tu na jakąkolwiekbestie.
Ironią nazwać można to, żekobieta przeniosła się z całkowicie bezpiecznego miejsca do domu, któryznajdował się tuż przy domu, w którym mieszkał wilkołak.
Nie zdawała sobie sprawy z tego,co dzieję się tuż przed zmrokiem w domu państwa Lupin.
Nie mogła nawet przewidzieć, że wtym na pozór idealnym domu, raz w miesiącu panuje grobowa atmosfera – atmosferawyczekania na świt.
Nie wiedziała, że ten niewielkiskładzik stojący kilkanaście metrów za domem jest schronieniem tego, czego takbardzo się obawiała.
***
Nerwowa atmosfera panowała w domuLupinów od samego rana. Co miesiąc powtarzał się ten sam scenariusz. Nerwowespojrzenia małżonków, nieprzerwana niczym cisza, mocne zdenerwowanie Cristin.
Łatwo domyśleć, że atmosferaudzielała się też dzieciom. Dziewczynki w ten jeden dzień, zaniepokojone złyminastrojami rodziców, wyciszały się, robiły markotne i większość dnia spędzałysiedząc w swoim pokoju i w ciszy oglądając książeczki lub rysując.
Wraz z przesuwaniem się wskazówekzegara w domu panowała jeszcze gorsza atmosfera.
Głośny huk tłuczonego talerzarozległ się w domu. Remus spojrzał na żonę, która kucnęła żeby zebrać rozbitytalerz. Wstał i powoli podszedł do niej, kucając przy rozbitym szkle.
Złapał w locie rękę żony.
- Zostaw – powiedział cicho –Zaraz się skaleczysz.
Spojrzała zszokowana na męża.Mimo, że na jego twarzy widać było całkowity spokój, wiedziała, że denerwowałsię bardziej niż ona.
- Będzie dobrze – stwierdziła pochwili – zawsze było i teraz też będzie.
Kiwnął spokojnie głową a na jegotwarzy pojawił się cień uśmiechu. Dotknęła kciukiem policzka mężczyzny idelikatnie go pogładziła
– Będzie dobrze – powtórzyłaspokojnie wstając – na pewno.
Nikt z domowników nie zauważył,gdy powoli słońce zaczęło zachodzić i na dworze zaczęła panować szarówka.Nieświadome niczego dziewczynki siedziały w pokoju wyglądając, co chwilę wstronę przedpokoju i obserwując poczynania rodziców.
- Uważaj, proszę – szepnęłacicho. Lupin pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Nie martw się o mnie –powiedział i spojrzał w stronę okna – muszę już iść. Zaraz zrobi się ciemno –dodał i wychylił się – Pa dziewczynki!
Małe już chciały wstać, aleojciec pokazał im tylko ręką że nie ma czasu, pomachał szybko i wyszedł z domu.
Cristin odetchnęła lekko i bezsłowa zamknęła drzwi. wyjrzała przez okno i obserwowała jak mąż idzie szybkimkrokiem przez podwórko, żeby zaraz potem zniknąć za drzwiami niedużej komórki,oddalonej od domu o tyle dużo, aby dziewczynki i inni nie byli wstanie dostrzecczegoś niepokojącego.
Po chwili zasłoniła zasłonkę iweszła do pokoju. Usiadła na fotelu i spojrzała na dziewczynki.
– Jesteście głodne?
Pokręciły główkami. Kobieta cichowestchnęła, czując, że zapowiada się kolejna nieprzespana noc.
***
Szedł żwawym krokiem przedpodwórko, nie oglądając się za siebie i czując jak serce z każdą chwilą bije owiele mocniej niż poprzednio. Słyszał tylko swój miarowy oddech i cicheskrzypienie trawy, mokrej od rosy. Spojrzał przelotnie na niebo i przyspieszyłkroku. Słońce zdawało się być już przy samym krańcu ziemi i lada moment miałozajść.
Drżącymi dłońmi nacisnął naklamkę i wszedł do środka. Wraz z zamknięciem się drzwi, wszystkie odgłosyucichły. Mimo, że pomieszczenie od zewnątrz wyglądało tak, jakby pierwszypodmuch wiatru miałby je zawalić, w środku było solidne i mocne. Podrapaneściany, kilka połamanych grubych desek rozrzuconych po całym wnętrzu nadawaływręcz przerażający klimat.
Wydawało mu się, że cały strachspotęgował się w nim z dwa razy większą siłą. Strach nie przed tym, co miałonadejść, lecz przed tym, co mogłoby się stać, gdyby jednak wydostał się zkomórki. Pokręcił głową wyrzucając z głowy tę myśl i jeszcze raz sprawdziłdokładnie całe pomieszczenie.
Potem usiadł na podłodze. Zostałomu już tylko czekanie…
***
Panowała nieprzerwana niczymcisza. Wpatrywała się z przerażeniem w łomoczące drzwi od komórki. Miaławrażenie, że lada moment wypadną z zawiasów.
Spojrzała na śpiące niespokojniedziewczynki i powoli wyszła z sypialni zmierzając na dwór.
Zarzuciła na siebie wiszący nawieszaku sweter i bezszelestnie wyszła z domu. Nie wiedziała, dlaczego tamidzie – czuła tylko, że powinna.
Odgłosy uderzania czegoś dużego iciężkiego zdawały się być coraz głośniejsze. Patrzyła tylko z przerażeniem nadygoczące drzwi stawiając coraz mniejsze i wolniejsze kroki.
Wiatr stawał się corazsilniejszy, szum drzew zdawał się być coraz bardziej niepokojący. Zatrzymałasię z metr przed drzwiami i dokładnie się im przyjrzała. Wszystko wydawało siębyć w porządku, ale… coś jednak nie było dobrze.
Zrobiła niepewny krok i znów sięzawahała.
Popatrzyła jeszcze kilka razy anastępnie odwróciła się i powoli zaczęła się oddalać. Szła spokojnie wsłuchującsię w ciszę i czując jak nogi drżą jej delikatnie. Nadal czuła, że nie wszystkojest w porządku.
Głośny huk rozległ się po całejokolicy. Kobieta zatrzymała się i bardzo powoli odwróciła głowę, czując nasobie czyjeś spojrzenie.
Wydała z siebie głuchy okrzykmierząc przerażonym spojrzeniem stojącego tuż przy roztrzaskanych drzwiachstwora. Wpatrywał się żółtymi oczami w kobietę, dysząc ciężko.
Zrobiła niepewny krok nadalwpatrując się w wilkołaka. Czuła jak jej serce wali z przyspieszonym rytmempogłębiając jej przerażenie całą sytuacją.
Bała się odwrócić, bała sięzrobić jakikolwiek ruch. Stwór zaczął powoli zbliżać się w jej stronę, nadalcicho dysząc. Sierść lekko unosiła się pod wpływem wiatru, który teraz wiałjeszcze mocniej niż chwile temu.
Przerażenie kobiety sięgnęłozenitu. Zaczęła się cofać w tył, czując nadal na sobie wściekłe spojrzenieżółtych oczu.
Wilkołak zjeżył się i zatrzymał.Kobieta nadal robiąc nieznaczne kroki patrzyła jak ugina łapy szykując się doskoku.
Coraz trudniej było jej złapaćoddech. Czuła jak w gardle zrobiła jej się wielka gula, która z każdą sekundąutrudniała jej złapanie powietrza.
Cofnęła się kolejny raz i wydałaz siebie cichy krzyk. Po chwili leżała na ziemi czując jak w jej plecy wbijasię obfity korzeń, a następnie szybko przekręciła się na bok, unikającwilkołaka, który zdecydował się skoczyć.
Stwór wydał z siebie głośnyszczek niezadowolenia a kobieta zaczęła się cofać czując ja w jej dłoniewbijają się ostry śnieg.
Patrzyła z coraz większymprzerażeniem na wilkołaka, który zaczął się zbliżać w jej stronę.
Przełknęła cicho ślinę czując, żeprzyszło jej to z jeszcze większym trudem.
Potwór znów ugiął łapy i skoczył.Poczuła jak całym swoim ciężarem usadowił się na jej brzuchu, przytrzymującwielkimi łapami jej klatkę piersiową.
Słyszała świszczący oddechwydawany przez wilkołaka, zapach świeżej krwi, ostry ból w prawej ręce.
Spojrzała z lekkim lękiem na pyskstwora i zmrużyła lekko oczy, czując jak wstręt i przerażenie wypełniają jącałą. W tej chwili, nienawidziła zarówno jego jak i siebie.
Długi pysk nachylił się nadkobietą i ujrzała lśniące kły wilkołaka. Przygryzła wargę i odważyła sięspojrzeć po raz kolejny w oczy wilkołaka. Chciała znaleźć w nich chodź odrobinęmężczyzny, którego kochała, chodź cień nadziei na to, że wszystko skończy siędobrze.
Dreszcz przerażenia przeszedł pojej ciele. Nie zobaczyła nic prócz żądzy mordu, pragnienia krwi, zadania bólu.W żółtych ślepiach zwierzęcia nie znalazła nic, co dałoby jej pewność, żenaprawdę jest szansa na to, że wyjdzie z tego cała.
Przymknęła oczy, czując jak pyskzbliża się coraz bliżej, spodziewając się ataku. Jej ciało zaczęło drżeć podwpływem strachu. Po policzku popłynęła jej pojedyncza łza. W głowie kobietypojawiło się tysiące wspomnień, pod zamkniętymi powiekami ukazały się twarzejej przyjaciół, dziewczynek i Remusa, gdzieś w środku pojawiła się przerażającamyśl, że być może już nigdy więcej nie zobaczy roześmianych buź trojaczków.Czuła jak serce łomocze jej ze zdwojoną siłą. Nienawidziła się – za to, żewyszła z domu, że nie uważała. Za to, że zawiodła mężczyznę którego kochała… żebyła nieodpowiedzialna i uległa pokusie.
Minęła chwila i nic się niestało. Kobieta niepewnie otworzyła oczy i spojrzała na pochylającego się nadnią wilkołaka.
Spojrzenie żółtych oczu wydawałosię odrobinę łagodniejsze. Wpatrywał się w kobietę nadal głośno sapiąc.
I wtedy stało się coś, w co niktby nie uwierzył. Stwór zaczął się wycofywać. Uniosła się na łokciach i patrzyłaze zdziwieniem na wycofującego się wilkołaka. Miała wrażenie, że to wszystkosię nie dzieje.
Spojrzała na niebo i poczułalekki skurcz w okolicach brzucha. Niebo powoli rozjaśniało się, chowającksiężyc za chmurami.
Powoli przeniosła wzrok nawilkołaka. Nadal wpatrywał się w nią uporczywie. Przełknęła cicho ślinę izaczęła się powoli podnosić, czując na sobie wściekłe spojrzenie stworzenia,które znów zaczęło być niespokojne.
Nie odwracając się i nadalpatrząc na wilkołaka zaczęła się cofać. Od domu dzieliło ją tylko parę metrów.
Podskoczyła, gdy poczuła, żenatrafiła plecami na coś twardego. Lekko odwróciła głowę i westchnęła z ulgąwidząc duże drzwi od domu.
***
Zamknęła drzwi z cichympyknięciem i szybko wyjrzała przez okno. Wilkołak kręcił się po podwórzu,najwyraźniej szukając wyjścia, jednak nic nie wskazywało na to, żeby takoweznalazł.
Odetchnęła cicho i powoliprzeszła do kuchni. Usiadła bezwiednie na krześle i ukryła twarz w rękach. Czułasię okropnie – nie umiała powiedzieć, co podkusiło ją żeby wyjść z domu.
- Mamo… - kobieta podniosła twarzi spojrzała na stojącą w drzwiach Amy. Dziewczynka przetarła oczy i zaspanymwzrokiem spojrzała na matkę.
- Co tu robisz? – Spytała cichokobieta – dlaczego nie śpisz?
- Pić mi się chce – powiedziałacicho dziewczynka i podeszła powoli mamy – Dlaczego jesteś smutna?
Cristin szybko wytarła oczy ipodeszła do szafki. Bez słowa wyjęła szklankę i nalała ze stojącego na stoledzbanka wody. Podała szklankę dziewczynce, która łapczywie ją opróżniła iszybko wytarła buzię w rękaw.
Kobieta uśmiechnęła się lekko ikucnęła przed córeczką.
- Idź spać, jest jeszcze noc –szepnęła głaszcząc dziewczynkę po główce. Ta bez słowa zarzuciła swoje drobnerączki na jej szyję, przytulając się do niej mocno. Kobieta mimo woli uśmiechnęłasię delikatnie. Złapała mocniej dziewczynkę i wstała, nadal trzymając małą narękach powoli wyszła z kuchni.
***
- Kocham cię, mamo – powiedziałacicho dziewczynka z zamkniętymi oczkami i w następnej chwili już smaczniespała.
Kobieta uśmiechnęła siędelikatnie i kciukiem pogłaskała ją po zaciśniętej rączce. Wstała i podeszła dołóżeczka sapiącej Margaret. Półdługie brązowe włoski rozrzucone były po poduszce,a twarz dziewczynki mocno wtulona w dużego pluszowego łosia, na którego szyizaciśnięta była jedna z rączek dziewczynki. Jedna nóżka zwisała z łóżka, drugaopierała się o ścianie. Kobieta delikatnie poprawiła kołdrę, która leżałazwinięta na ziemi wraz z jedną z nóg małej Lupinki, poczym odwróciła się dotrzeciej dziewczynki.
Emily spała w poprzek łóżka zrączką ułożoną na główce a drugą mocno obejmowała nóżkę siostry.
Cristin uśmiechnęła się do siebiei po cichu wyszła z pokoju, nie domykając drzwi. Oparła się o ścianę iodetchnęła kilka razy a potem bardzo przeszła do sypialni. Rzuciła się z cichymbum na łóżko i przymknęła oczy, czując, że nie dane będzie zbyt długo jej tuwyleżeć.
***
Spojrzała na okno. Niebo było jużprawie całkiem jasne, przysłonięte tylko przez deszczowe chmury. Złapała zawiszący na wieszaku płaszcz, narzuciła go na siebie i wyszła z domu, zerkającprzez ramię, czy dziewczynki, aby na pewno nie wyszły z pokoiku.
Chłodny powiew wiatru uderzył jąw twarz. Zmrużyła oczy i powoli zaczęła iść po podwórku, rozglądając się wposzukiwaniu męża. Nie musiała długo szukać – tuż przy starej komórce, leżałozwinięte i zmarznięte ciało. Poczuła skurcz w brzuchu i szybko wygrzebałaróżdżkę z tylnej kieszeni. Używając niewidzialnych noszy przeniosła Remusa dokomórki i uklęknęła tuż przy jego boku.
Podniosła dłoń, chcąc odgarnąćbrązową grzywkę z czoła mężczyzny i zatrzymała dłoń tuż przy jego czole.Poczuła jak serce bije jej z dwukrotną szybkością i w tej chwili po raz kolejnypoczuła obrzydzenie do samej siebie. Szybko usiadła na podłodze i ukryła twarzw dłoniach. Wszystko zepsuła. Odgarnęła włosy i szybko wyjęła z kieszeni rzeczypotrzebne do opatrunków. Tym razem, zajęło jej to dużo więcej czasu.Podświadoma bariera, jaka utworzyła jej się po nocy, była zbyt silna.
Spojrzała na spokojną i lekkopodrapaną twarz mężczyzny i uśmiechnęła się smutno, gdy jego powieki zaczęłysię powoli uchylać. Nagłe ciepło ogarnęło ją całą, gdy napotkała spojrzeniebrązowych oczu męża. Uczucie ciepła i ulgi.
- Jak się czujesz?- spytałałagodnie odwracając się po koc.
Kiwnął głową że dobrze, nadalczujnie ją obserwując. Uśmiechnęła się lekko i wyciągnęła swoją dłoń. Lekko sięzawahała, po czym stanowczo ujęła dłoń męża.
- Coś się stało w nocy? – spytałzachrypniętym głosem, uważnie ją obserwując. Pokręciła głową.
- Nie, nic – powiedziała krótko –Wszystko było w jak najlepszym porządku.
***
Z tego wszystkiego zapomniałam napisać, że po raz pierwszy pisałam notkę o pełni na tym blogu. No i po raz drugi w całym swoim życiu, chodź tak pierwsza była mało pełniowata... wyszło mi chodź troszkę??
nie wyszło ci 'chodź troszeczkę'! Wyszło ci cudnie! Jak zwykle!Inwazja ciężarnych... ;P ;)
OdpowiedzUsuńNiestety musisz mi wybaczyć ale twoją notkę przeczytam dopiero jutro bo dziś mam jeszcze trochę lekcji :/ a co do mnie to zamiar mam, ale jakoś nie mogę się przybrać do nowej notki. Pozdrowionka
OdpowiedzUsuńLily naprawdę świetna notka:)
OdpowiedzUsuńInwazja ciężarnych heh co racja,to racja ja też to zauważyłam ;D Lilka nie daj się wrobić xDMoim zdaniem pełnia ci dobrze,nawet bardzo dobrze wyszła i ta litość wilkołaka jak na pierwszy raz to cud drugi to będzie miód,a trzeci orzeszki xDI proszę cię nie zawieszaj bloga!!My tu czekamy,na twoje notki,my zżyliśmy się z bohaterami,a oni mieliby zniknąć jak bańka mydlana?Jakby nigdy nie istnieli?Nie!Nie chcę!My tu czekamy,chcemy,żebyś pisała!
OdpowiedzUsuńNotka świetna... ale nie pisz juz więcej takich scen;] wolę wtwoim wykonaniu śmieszne i radosne:p
OdpowiedzUsuńPiknie Ci to wyszło!! Cudo!! Miodzio... no miodzio to może nie, bo tak troszku nie taktownie brzmi w odniesieniu do notki... Ale naprawdę pięknie i uroczo :)
OdpowiedzUsuńWiesz co ja sądze o tej notce:P:P jest genialna jak każda inna i czuje że powoli popadam w melancholie, bo chba zawsze bede mówiła ze jest gites i poprsotu super:P:P Ale to twoja wina, że piszesz tak dobrze:P:P Noo....Podobała i sie inwazja ciężarnych:D:D Kto wie?? może Lily sie namówi na nowego dzieciaka??:D:D ( dobra, ja nic nie mówie:):) i tak za dużo wymusiłam:D:D:)), chociaż niemiałabym nic przeciwko:P:P:*:*....Pełnia wyszła cudownie, wiesz o tym. I musze znów pochwalic Lupcia. Widac ze to wilkołak z serduchem jak dzwon!!!!:D:D Ojjj taaak:D:D No dobra kończe juz:D:D Zaraz mam nadzieje pogadamy, narazie mnie nie było bo gadu mi sie zacina, le powinnam wpasc zaraz:P:P :*:*:*
OdpowiedzUsuńKocham ;*
OdpowiedzUsuńWyszło, wyszło. I to jak wyszło.Nic więcej nie powiem, bo to tylko bezwartościowe słowa.I tak wiesz, co myślę.
OdpowiedzUsuńojj wyszlo wyszlo :) az czulam sie jakbym tam byla :) bosko i ciesze sie bardzo ze napisalas cos wczesniejsza niby notka :P ze tak powiem tez mi sie bardoz podobala i tylko potwierdzila moje przekonanie ze potrafisz pisac :) POZDROWIENIA
OdpowiedzUsuńNaprawdę cudna notka, opisanie pełni świetnie ci wyszło, widzę że wzięłaś sobie mój komentarz do serca i było czarodziejsko, super, oby tak dalej. a teraz biorę się do czytania kolejnej notki (o której mnie nie powiadomiłaś, myślałaś że jak nic nie napiszesz to nie przeczytam? grubo sie myliłaś :-P)
OdpowiedzUsuńjak najbardziej pełniowato kochaniutka:* :D XD :P XP
OdpowiedzUsuńNie no, kobieto, przystopuj trochę, mało ze strachu nie umarłam. Notka jest wspaniała. Najbardziej podobał mi sie ten fragment z Lupinem i Cristin. A dziewczynki nie miały i nie mają sierści? Bo wcześniej zapominałam o to spytać.
OdpowiedzUsuń