Druga kreska

Odpowiedzialność za tą notkę miały na początku wsiąść na siebie dziewczyny ( Eileen i Ania ) jednak, bądź co bądź ja się dałam namówić więc ja też trochę winy biorę na siebie. Nie całą, ale część... Nie bić, proszę - nie byłam poczytalna w chwili gdy to pisałam...
***
Dwie kreski

***

Przedstawiam wam mojącóreczkę – Amel Joan Clarson*. Urodziła się wczoraj o 12 w południe. Jakwrócimy do domu, napiszę więcej. Ann.

14 sierpień 1987 rok.

Liz uśmiechnęła się szeroko, odkładając kanapkę na talerz izaglądając do koperty. Na stół wypadła niewielka fotografia.

- Ann urodziła! – Powiedziała – Dziewczynkę. Zobacz, jakaśliczna!

Black zajrzał przez ramię kobiety i uśmiechnął się szeroko.

- Zobaczysz, że nasza będzie ładniejsza.

- Skąd wiesz, że to będzie ona?

- Nie wiem, po prostu czuję.

***

Wrzesień, potem październik… czas płynął z taką niewyobrażalną szybkością, że nawet nie dało się go policzyć i zauważyć.

W życiu każdego z naszych bohaterów wszystko układało sięwręcz idealnie. Wydawało się że problemy odeszły hen daleko i więcej nie wrócą.Nikt, nie zdawał sobie jednak sprawy, że jest to tylko cisza, przed prawdziwąburzą. Burzą, której chmury już zaczynały się kłębić gdzieś daleko. I że razemz listopadem, wszystko przestanie układać się tak dobrze

***

-Proszę, chodź! – Liz spojrzała błagalnie na przyjaciółkę –Mam taką ochotę!

- Nie mogę… Karmelkowe biszkopciki – skrzywiła się lekko –Ja nie jestem w ciąży, nie muszę się objadać!

- Nie musisz sobie odmawiać! Proszę… nie chce jeść sama!

- Nie!

- Kobiecie w szóstym miesiącu ciąży się nie odmawia!! –Powiedziała spokojnie – Chodź, bo zaraz potraktuję cię prawym sierpowym! Nojuż…

Lupin westchnęła cicho i weszła za przyjaciółką do kawiarni.

Usiadły przy jednym ze stolików.

- To mów, jaką miałaś sprawę – Liz uśmiechnęła się doprzyjaciółki, która pokazała jej język.

- Nie zasłużyłaś…

- Mów!

- Pogadać właściwie chciałam. Bo widzisz, skojarzyłam, że nastrychu jest kilka pudeł z ubrankami dziewczynek… skoro uważasz, że to będziedziewczynka – uśmiechnęła się lekko – Może ci się przydadzą?

- Jesteś wielka! Ale…

- Litości! Jeżeli chcesz spytać czy nam się nie przydadzą tosobie daruj – powiedziała uśmiechając się lekko – Nie zamierzam podnosić liczbyczłonków naszej rodziny.

- Nie? Żałuj – kobiety zachichotały cicho.

- Naprawdę! Jest czego – dodała po chwili – nie wiesz cotracisz.

- Wiem – powiedziała spokojnie – Tracę możliwośćdoprowadzenia do rozpaczy mojego męża… wiesz, wole żeby był normalny.

Kobiety roześmiały się. Cristin wstała i podeszła do kobietystojącej przy dużej gablocie by zaraz wrócić z dwoma wielkimi ciastkami i kawą,która uniosła się za nią.

Usiadła naprzeciwko przyjaciółki i obie zajęły siękonsumpcją ciastek.

- Dobre – powiedziała po chwili – nie daruje ci tego…

- Wyobraź sobie, że to ciastko dietetyczne – powiedziała spokojnie,odgryzając kawałek.

Po chwili zerwała się i wybiegła do łazienki, zatykającsobie usta dłonią.

- Chyba wyobraziła sobie za mocno… - Cristin zachichotała ipowąchała swoje ciastko, poczym zajęła się kończeniem jedzenia.

***

Położyła się na łóżku z cichym westchnięciem i spojrzała nasufit. Zamknęła oczy i nawet nie zauważyła jak drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem.

Spojrzał na nią z uśmiechem i podszedł bliżej. Usiadł nabrzegu łóżka i spojrzał na żonę.

- Niedobrze mi – powiedziała cicho.

Skrzywił się lekko.

- Zabije Liz – dodała po chwili – To przez te jej ciastka!

Usiadła na łóżku. Spojrzała na męża, który przyglądał jejsię z troską.

- Nie wyglądasz dobrze – powiedział po chwili dotykając jejczoła.

- Dziękuję za pocieszenia – mruknęła – to bardzo mniepodbudowało, wiesz?

Uśmiechnął się lekko.

- Brałaś coś na żołądek? – spytał nadal ją obserwując.

- Nic nie pomogło – usiadła na łóżku i zamilkła na chwilę –chyba zaraz zwymiotuje – dodała u wybiegła z pokoju zostawiając uchylone drzwi.

***

Spojrzała na zegarek. Dochodziła jedenasta popołudniu.Wymioty przeszły i kobiecie wydawało się, że w końcu czuje się dobrze. Dzieńwolnego to był z całą pewnością najlepszy z pomysłów, jakie mogły jej wpaść dogłowy.

Usiadła na łóżku i przeciągnęła się ziewając głośno.Przetarła oczy z krzywiąc się lekko i wstała.

Zrobiła kilka kroków, chcąc sprawdzić swoje samopoczucie, agdy zdała sobie sprawę, że młodości odeszły daleko wyszła z sypialni, walcząc zpokusą napicia się ciepłego kakao.

***

Weszła po cienkich schodkach prowadzących na strych,oświetlając drogę różdżką i klnąc pod nosem na to, że nie ma tu żadnegooświetlenia.

Pomachała chwilę ręką po ścianie zanim udało jej się znaleźćwłącznik.

Słabe światło oświetliło malutkie pomieszczenie zastawione pudełkami,pudełeczkami i wszystkimi rzeczami, zwanymi potocznie rupiecie.

Uśmiechnęła się pod nosem i podeszła do tych, którewyglądały na najświeższe.

Otworzyła stojące najbliższej i po chwili namysłu sięgnęłapo różdżkę. Lekkie światło, wydobywające się z końce różdżki oświetliło wierzpudełka, ukazując złożone w równą kostkę ubranka.

Popchnęła lekko rękami pudełko, które spadło na ziemię iwzięła się do przeglądania następnych.

***

Drzwi od łazienki zamknęły się z trzaskiem po raz trzeci wciągu godziny. Syriusz westchnął cicho i powoli podszedł do drzwi.

- Liz, kochanie, może masz na coś ochotę? – spytałazatroskanym tonem przyciskając ucho do drzwi.

- Nie dziękuję – mruknęła kobieta- Mam ochotę na chwilęspokoju!

- Na pewno?

- Tak na pewno!

Pokręcił powoli głową. Jak on ubóstwiał te pierwsze miesiąceciąży…

Wszedł do pokoju syna i spojrzał na niego poważnie.

- Z mamą to my się chyba dziś nie porozumiemy – powiedziałspokojnie – co powiesz na to, żeby z
robić coś do jedzenia?

- Dobry pomysł. – Chłopiec pokiwał główką – jestem bardzogłodny.

- Ja też. Chodź do kuchni, spróbujemy coś zaradzić. Mymężczyźni musimy sobie pomagać…

***

***

Zniesienie pudełek zajęło jej dużo czasu. Początkowokorzystała tylko ze swoich rąk, jednak po pewnym czasie postanowiła, że jednaklepiej zdać się na różdżkę.

Łatwo domyślić się, że w o wiele szybszym tempie znalazłasię na dole.

Teraz siedziała w sypialni na podłodze, a obok niej leżałyporozkładane na kupki niemowlęce ubranka, grzechotki, kocyki…

Uśmiechała się wyciągając kolejne ubranka z pudeł. Każe znich napełniało ją miłymi wspomnieniami.

Cichy okrzyk wydał się z jej ust. Bardzo powoli wyciągnęłależącą na samym dnie kopertę. Otworzyła ją delikatnie wyciągnęła z niej trzymalutkie paseczki, które założone były na rączki dziewczynek tuż po ichnarodzinach. Obejrzała dokładnie każdą, uśmiechając się czule, a następnieodłożyła je powrotem do koperty. Zajrzała do środka sprawdzając czy nie ma tamczegoś jeszcze i na jej dłoń wypadły trzy mniejsze koperty, opisane starannympismem imionami dziewczynek. Otworzyła pierwszą i roześmiała się cicho widząckrótki kosmyk włosków Amy.

Zakryła usta dłonią nadal się śmiejąc.

***

- Tato… jesteś pewien że to się nadaje do jedzenia? – Stevenzajrzał na garnka, w którym ojciec mieszał ciasto na naleśniki. Syriusz pokiwałgłową.

- Tak, myślę że tak.

- A może jednak zrobimy kanapki? – spytał chłopiec marszczącbrwi – Bo ja nie jestem pewien, czy to się nadaje… ma dziwną konsystencję.Ciasto mamy wygląda inaczej – powiedział patrząc na gęstą, ciemnożółtą masę.Syriusz zajął się mieszaniem.

- Nie, moje jest po prostu lepsze. Nie pękaj, będzie dobrze.

- A jak nie? Może się otrujemy?

- Nie, nie sądzę. Ee… - wyciągnął z garnka łyżkę, na którejznajdowała się już nie ciecz, lecz żółte ciało stałe, które z całą pewnościąnie nadawało się do spożycia. – Chyba trochę za gęste… Nie rozumiem, co ona tujeszcze dodaje? Są jajka, jest mąką, olej jest, cynamon… wszystko! Dlaczego niejest rzadkie? 

Chłopiec wzruszył ramionami. Może mama używa jakiś czarów?

- Co wy tu robicie… o boże! – Liz rozejrzała się zprzerażeniem po kuchni, która była cała w mące i jajkach, następnie spojrzałana męża, który mąkę miał nawet we włosach, na synka, który stał obok niego zeskorupką w włoskach a następnie na trzymaną przez męża łyżkę.

- Co to jest? – Spytała mrugając. Coś czuła, że nie chce znaćodpowiedzi. Syriusz zarumienił się lekko.

- Tata robi naleśniki – powiedział chłopiec.

- Naleśniki? – Liz podeszła bożej i wzięła do ręki „ciasto”– To, jest ciasto na naleśniki?

- Teoretycznie – mruknął Black – Chyba trochę nie wyszło…

- Ile dolałeś mleka? – Spytała kobieta idąc do lodówki. OczySyriusza zrobiły się wielkie jak patelnie. Liz zatrzymała się i spytała cicho –Nie dodałeś mleka?

- No… tak jakoś wyleciało mi z głowy… - mruknął cicho.

Liz wybuchła śmiechem i szybko podeszła do krzesła. Usiadłana nim i ukryła twarz w rękach nadal się śmiejąc.

- Nie dodałeś mleka robiąc naleśniki! Syriusz, tak jak byśnie posmarował chleba!

Black zarumienił się i poszurał lekko nogą.

- Zostaw – Powiedziała kobieta widząc, że idzie do lodówki –ja to zrobię. A ty idź z małym po syrop klonowy. – dodała szybko i wstała,nadal się rechocząc.

***

Remus zastał żonę w sypialni, trzymającą w ręku malutkikalendarzyk, siedzącą wśród niemowlęcych ubranek. Patrzyła z troską nakalendarzyk i dałby sobie rękę obciąć( miałam napisać ogon, ale siępowstrzymałam…) że na jej policzkach dostrzegł ślady po łzach.

- Co robisz? – Spytał cicho, obawiając się odpowiedzi.Sytuacja, w jakiej zastał żonę była dość niepokojąca

Spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem.

- A, tak wspominam… patrz, znalazłam pierwsze loczkidziewczynek – pomachała brązową kopertą – I mój kalendarzyk… widzisz – wstała iszybko pokazała mu pomiętą stronę z zaznaczoną na czerwono datą – tu siędowiedziałam o ciąży – powiedziała szybko i odwróciła kilka stron – a tu mamdatę pierwszego badania…

Spojrzał zaniepokojony na rozmarzoną twarz żony. Ta szybkousiadła na podłodze.

- Ale to było dawno – szepnęła zaglądając do pudełka –Powiedziałam Liz, że poszukam jakiś ubranek dziewczynek. Nam się już nieprzydadzą a kto wie, może to akurat będzie dziewczynka – uśmiechnęła siędelikatnie do męża, odgarniając włosy z czoła.

- Może.

- Co się dzieje? – spytała, chodź tak naprawdę myślami byłaprzy różowych skarpetkach, które Pani Robertson robiła dla dziewczynek. Nie spojrzałana zatroskaną twarz męża, nadal oglądając ubranka.

Patrzył na nią z zaciekawieniem. Wyglądała jak maładziewczynka, oglądając najwspanialsze zabawki z jej marzeń.

Oczy kobiety lśniły, policzki były zaróżowione od emocji.Ubranka, które po kolei oglądała trzymała tak, jakby to było małe dziecko – zczułością, radością, pewnego rodzaju melancholią.

- Nic, dlaczego coś się miało stać? – spytał po chwilipodchodząc do żony.

Podniosła twarz i spojrzała na niego rozbawiona.

- Dziwnie się zachowuje? – spytała uśmiechając siępromiennie. Kiwnął lekko głową.

- Trochę…

Roześmiała się głośno opierając głowę na łóżku.

- Zapomniałam, jak to wspaniale, gdy w domu jest takimaluszek – powiedziała cicho – Gdy zaczęłam oglądać te rzeczy, miałam wrażeniejakby dziewczynki znów miały miesiąc. Głupie, wiem… ale brakuje mi tych czasów…

Zaśmiał się cicho.

- Sugerujesz coś?

- Tak… - zawahała się – Powinieneś pomóc mi to wszystkozłożyć.

- No tak… jak zawsze zostanę wykorzystany – powiedział iwestchnął cicho – To, daj te pudła.

***

Gdy pół godziny później młody Black wrócił z ojcem niosącbutelkę syropu pod pachą, w całym domu czuć było zapach świeżo usmażonychnaleśników.

Jak można się domyśleć, naleśniki Liz wyszły bardzo dobre iniedługo cała rodzina zajadała się słodkościami dyskutując zawzięcie o„gotowaniu” Syriusza.

***

- Jak samopoczucie? – Podniosła głowę znad książki ispojrzała na stojącą przy oknie Lusie. Kobieta przyglądała się współpracownicetrzymając w ręku kubek z gorącą herbatą.

- Dobre – Cristin uśmiechnęła się lekko – Już jest wporządku.

- I jednak nie poszłaś do lekarza – pokręciła głową zpolitowaniem. Łyknęła herbaty i syknęła cicho – gorąca…

- Po co miałam iść? Żeby stwierdził, że to zatrucie,przetrzymał mnie przez tydzień w domu? To wiedziałam sama…

Lusie zachichotała.

- Oj, kobieto. Jesteś niemożliwa – uśmiechnęła się dokobiety – Nazbierasz sobie biedy –dodała po chwili – przez cztery dni,codziennie rano miałaś mdłości jak kobieta w piątym miesiącu ciąży,wymiotowałaś dalej niż widziałaś, napychałaś się, czym popadnie i jeszczechodziłaś do pracy. Ja bym tak nie umiała.

- Z trójką dzieci pod jednym dachem… - urwała w pół zdania.Zmarszczyła brwi.

- Co jest?

- Nic… - patrzyła na kobietę jakby ją ujrzała po razpierwszy w życiu. Wstała i złapała za kurtkę.

- Wiesz, co? Muszę iść, zobaczymy się jutro – powiedziała iszybko wyszła z pokoju.

***

Dotknęła klamki naciskając ją mocno. Weszła do środka i pochwili szybko wyszła. Stojącą za szybą kobieta uniosła brwi. Cristin po razpiąty zbierała się do wejścia. Za każdym razem jak otworzyła drzwi, cofała sięi zamykała je. Robiła kilka kółeczek i znów podchodziła do próby.

Nie umiała zebrać w sobie siły, żeby wejść. Uśmiechnęła sięgłupio do siedzącej w środku kobiety, która uśmiechała się do niej zza szyby.

Dotknęła po raz kolejny klamkę. Przełknęła głośno ślinę iniepewnie uchyliła drzwi.

- Mogę w czymś pomóc? – głos niziutkiej blondynki rozległsię zanim zdążyła zamknąć drzwi. Na jej policzki wstąpił kolor mocnejczerwieni.

- Nie, ja tylko… a właściwie to tak – powiedziała cicho iweszła do środka, zamykając za sobą drzwi.

***

- Spokojnie – odetchnęła po raz wtórny – To tylko dlapewności. Nic się nie dzieje… Wejdę tam, zobaczę i wszystko będzie dobrze –kiwnęła głową i podeszła do białych drzwi łazienki.

Dotknęła klamki i zawahała się. Tysiące myśli głębiły się wjej głowie. Chodź wiedziała, że to nie możliwe, jednak bała się. Zebrała wsobie całą siłę i szybko weszła do pomieszczenia.

Spojrzała na leżący na umywalce gruby plastikowy pasek iniepewnie podeszła do niego.

Serce podskoczyło jej do gardła.

- O Boże… - zamrugała, chcąc upewnić się, że widzi to, cowidzi – O boże…

 Usiadła na toalecieoddychając głośno i wpatrując się tępo w cieniutką kreseczkę. W jej głowie,pojawił się cichy głos. „Strzeż się drugiej kreski…”


Komentarze

  1. Ha! Strzeż się drugiej kreski! Super. Ten fragment o wspomnieniach Lupinów, był boski, jak już mówiła. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo, bardzo , badzo podobala mi sie poprzednia notka, ta troche chaotyczna, ale z drugiej strony ja jestem zmeczona i sie malo skupilam :P. Ogolnie pieknie, ale wydaje mi sie, ze nie wszytskie kobiety przechodza ciaze tak samo, ze ciagle maja zachcianki, bole itd. NO i jakos bardzo bym nie chciala, aby Harry mial rodzeństwo... jakos pasuje mi na jedynaka :P pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ~elanor z www.elanor-historia-milosci.blog.onet.pl31 stycznia 2008 12:16

    Ojej, ale mnie lugo nie było. Stała się rzecz nieunikniona:Mój komputer w końcu padł. Na szczęście wszystko wróciło do nbormy. I prawdę mówiąc cieszę sie, że staruszek komp odmówił współpracy. Niew musiałam się denerwować gdy znowu..Brr!! Chciałaś zawiesić bloga...Rozdział "NIe pytać.."Nalezy wedługf mnie do jednych z najlepszych rozdziałów na blogu..

    OdpowiedzUsuń
  4. th_atia13@op.pl31 stycznia 2008 12:49

    Śłiczna i tylko sporbuj sie wycofac i z tego Lupinka małego i z tego bloga a powiesze cie..ja ci to obiecuje:P:P:p śliczna notka..a sie usmiałam przy momencie z naleśnikam, choc przyznam zenalesnimi mozna zrobic bez leka. Można z woda. Mama kiedys zrobiła i były naprawde pyszne,choc nieco smaokwały jak niedorobione omlety:D:D:D Czekam na kojna notke, papapapa:*:*:*Amelia

    OdpowiedzUsuń
  5. No i wiedziałam że wrócisz!!!!!!!!!!! Pozdrawiam i czekam na następną notkę

    OdpowiedzUsuń
  6. Trochę poplątane i próbuję się domyślić Lily czy Cristin, ale notka spoko i czekam na następną

    OdpowiedzUsuń
  7. Hurra! Nareszcie :P bardzo ci fajnie wyszlo to jak wspominali. I naleśniki :) Wlasnie! Zrobie sobie dzis nalesniki! To jest mysl! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. nie no spoko :P trzymalas w niepewnosci do konca :P bosko czkema na kolejne notke :P i ty chcialas juz nei pisac?:D POZDROWIENIA

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo fajny rozdzialik, i znów ktoś w ciąży. Mało nie spadłam z krzesła przy tym robieniu naleśników, a tekst Stevena "A jak nie. Może się potrujemy" wymiata. PS. nie daruję jeśli znów nie powiadomisz mnie o notce http://lily-potter-corka-harryego.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. maxym14@onet.eu1 lutego 2008 08:21

    Już możesz zgłaszać się do I etapu konkursu na naj bloga lutego! Do wygrania 100 komentarzy i inne cenne nagrody!!! Zapraszam na www.ekonkursy.blog.onet.pl ( choć dla przyjemności możesz wpaść też na www.emax.blog.onet.pl ) Pozdrawiam xD xD

    OdpowiedzUsuń
  11. Kochana u mnie wreszcie nowa notka:D:D Zapraszam Cebie srdecznie:*:*Amelia z tacy-ktorzy-sie-kochajaBuziaki:*:*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  12. nasza_glupota@onet.eu2 lutego 2008 07:57

    No i wkońcu udało się! Planowałam założyć bloga o Lily dzieki twojemu blogowi! Wiesz jak kocham te opowieść ^^ i nie mogłam wytrzymać ^^ Dlatego chcę cie na niego zaprosić ^^ www.love-you-james.blog.onet.pl aaa.. to co z tym puchatym dywanem? ^^Lilunia

    OdpowiedzUsuń
  13. nasza_glupota@onet.eu2 lutego 2008 07:58

    A i nie mogę siędoczekać new notki ;) Lilunia.

    OdpowiedzUsuń
  14. No piękna załatwiłaś Lupinów;d;d Oj druga kreskal;d świetne. Za całokształt daję ci 6;p Lecę nadrabiać.. Ma się za swoję jak się nie wxhodzi przez 2 dni na kompa;/ Całuski

    OdpowiedzUsuń
  15. Heh... fajna notka... jak zresztą wszystkie... ale czemu Harry ma zostać jedynakiem??? Czemu Pottewrowie mie będą mieć jeszcze jednego dziecka??? I czemu ostatnio tak mało piszesz o Potterach??? Noo bo czemu Lupin ma 3 dziewczynki i 1 dziecko w drodze, Potterowie 1 i to duże dziecko... Ten szczegół mi się nie podoba... O i o Peterze i Patsy też jest mało....

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja chcę nową notkę! Syriusz jest niemożliwy. I czyżby Lupin chciał kolejnego malucha w domu? Wyskoczył z tym tekstem "Sugerujesz coś" :D Pisz troszkę więcej o Potterach. Pozdrowionka :)

    OdpowiedzUsuń
  17. HEjcia! Swietny rozdizal! Fajnie ze wrucilas! pozdro

    OdpowiedzUsuń
  18. Czytam tą notke tak po raz 20705730 i dochodze do wniosku, że tekst Blacka jest zabójczy! My mężczyźni musimy sobie pomagać do kilku letniego dziecka, a tak wogóle to ile Steven ma już lat?! hehehe...Black, jak ja go kocham...

    OdpowiedzUsuń
  19. " Strzeż się drugiej kreski" heh xDD Szkoda, że to nie będą trojaczki 2 xDD Chociaż nie...Nie chciałabym, żeby Lupin tak szybko umarł xDD Wyobrażasz sobie jego minę, gdyby dowiedział się, że po raz drugi Cristin urodzi trojaczki? Buhahahaha xDD

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Instynkt

Zburzony zamek...

Bielizna