Samontne życie.

Tradycyjnie mała dedykacja dla Gracji!! Mam nadzieję że za rok też dostaniemy równie miły prezent ;] oraz dla wszystkich czytelników – z okazji świąt! W poniedziałek ukażą się jeszcze dokładne życzenia.

Teraz jeszcze jedno słowo do poprzedniej części : pare osób zauwazyło że james zachowuje się tak jaby mu nie zależało... nie miałam zamiaru żeby tak wyszło, to było nieświadome. jamsowi trudno było zostawiać żonę i synka, widocznie nie udało mi sie tego opisać. Bywa ;p

Ah, no i chciałam powitać lil-i-james. Mam nadzieję że zostaniesz z nami na jakiś czas ;p

***

Samotne życie

***

Dźwięk budzika zmusił ja do otworzenia oczu. Mruknęła cos nie wyraźnie i przekręciła się na bok.

- James, wyłącz budzik – mruknęła przykrywając głowę poduszką – Proszę…

Odpowiedziała jej cisza, przerwana tylko brzęczeniem zegarka.

Leniwie przekręciła się na bok i poczuła dziwny skurcz w brzuchu, widząc puste miejsce obok siebie. Jednym ruchem wyłączyła budzik i usiadła na jasnym prześcieradle.

W pokoju panował istny chaos, jednak nigdzie nie było widać porozrzucanych koszul i spodni.

Poczuła ostre ukłucie w klatce piersiowej… dlaczego nadal nie umiała przyzwyczaić się do nieobecności męża? Czemu codziennie czekała aż wyłączy budzik, popołudniu chciała czekać z obiadem, a w nocy nadal uważała by nie trącić męża łokciem?

Dlaczego to było tak trudne?

Drzwi uchyliły się po cichu. Do pokoju wpadła Kinder ( pamiętam o niej, pamiętam!) a za nią wkroczył Harry. Suczka przebiegła po całym pokoju, szukając pana, a gdy nie wyczuła jego zapachu, przestała merdać ogonem i smętnie przeszła do właścicielki. Harry podszedł do mamy i usiadł na łóżku.

Kobieta uśmiechnęła się smetnie.

- Co dziś zjemy na śniadanie?

Chłopiec wzruszył ramionami.

- Eh, mój drogi, nie kręć nosem – powiedziała uśmiechając się delikatnie – Przypominam ci, że dziś idziesz do taty.

Chłopiec pokiwał głową i spojrzał na jamniczkę.

- A mogę wziąć Kinder? – Spytał chłopiec wciągając psa na łóżko.

- Nie dziś – powiedziała kobieta drapiąc suczkę za uchem – dziś będzie ze mną.

Chłopiec pokiwał głową.

- To co? Wstajemy?

Chłopiec kiwnął głową i wstał. Lily uśmiechnęła się i wyszła za synkiem z sypialni.

***

Biegła szybko przez korytarz. W biegu przeglądała notatki. Nie zauważyła stojącej na korytarzu przełożonej.

Wpadła na nią z całej siły i upadla na ziemie. Spojrzała zdezorientowana na kobietę.

- Przepraszam – powiedziała cicho, wstając z ziemi – nie chciałam.

- Nie szkodzi Potter, chodź ze mną. Chcę z tobą porozmawiać,

Kiwnęła głowa i powoli poszła za kobietą.

***

- Jutro przychodzisz na rano – powiedziała bez ogródek kobieta. Lily zamrugała.

- Słucham?

- Jutro przychodzisz na rano. Zmiana dyżurów – dodała po chwili – Będziesz miała ranne zmiany.

- Ale…

- Jeszcze dwa tygodnie temu chciałaś pracować rano.

- Tak, ale Pani powiedziała że nie ma mowy…

- Dziewczyno – kobieta pokręciła głową – Wtedy nie było. Sama nie poradziłabym sobie w nocy. Teraz mam pomoc na nocną zmianę, doszła nowa dziewczyna, musze ją mieć na oku. Ty poradzisz sobie rano.

- Ja nie mogę… nie będzie miał kto się zając moim synkiem…

- A mąż?

- James… James pracuje rano. Harry nie chodzi teraz do przedszkola, żebym mogła siedzieć z nim rano bo południu….

- Nie kombinuj. Będziesz miała więcej czasu dla męża – powiedziała położna uśmiechając się – zmykaj na odział – dodała, nie dając wytłumaczyć się kobiecie.

***

Weszła z budynku i kopnęła w najbliższą ścianę. Przeklęta kobieta!

Odwróciła się na pięcia i spojrzała z obrzydzeniem na szpital. Coraz mniej miała ochotę tu wracać. Coraz więcej traciła.

Spojrzała na zegarek. Miała jeszcze godzinę.

Zaczęła iść spokojnie w stronę najbliższej kawiarni.

Rozległ się głośny huk i Lily po raz kolejny leżała na ziemi. Spojrzała wściekła w górę i ja zamurowało.

- Ty?

***

- Syriuszku? – Liz spo
jrzała na męża uśmiechając się głupio – wiesz, tak sobie myślałam…usiądź.

Zamrugał, lecz posłusznie wykonał polecenia.

- Wiesz, pomyślałam że może… co sądzisz o tym, żeby było nas trochę wiecej?

- Nie mów mi że chcesz kota…

- Syriusz, nie żartuj sobie! – fuknęła się kobieta – To poważne sprawy.

- No więc.

- No, co byś powiedział na… jeszcze jednego Blacka?

- Co?

- No, w ostateczności Blackówne… Wiesz, Steven jest już dość duży i myślę, że jest w odpowiednim wieku na starszego brata…

- Chcesz mieć jeszcze dziecko?

Kiwnęła głową uważnie obserwując męża.

- Chcę… bardzo.

Spojrzał na nią, nie wiedząc co powiedzieć. Zjadła go.

- Nie mówię że teraz ale… w najbliższym czasie…

- Liz… ty mówisz poważnie?

- Tak. Bardzo poważnie. Przemyśl to, dobrze? – Powiedziała spokojnie i wróciła do krojenia warzyw.

***

Weszła do domu i uśmiechnęła się ponuro. Była tam tak niesamowita cisza. Nie umiała jej zaakceptować.

Przeszła do kuchni i rzuciła torbę na krzesło.

Wszystko to było takie… dziwne. Nie minął jeszcze nawet tydzień a ona miała już dość. Jeszcze ta zmiana dyżurów…

Wszystko układało się przeciw niej. Ułożenie dnia, nie będzie teraz zbyt prostym wyzwaniem. Zwłaszcza, że tak nagła zmiana godzin z całą pewnością nie zadowoli Jamesa…

***

- Mamo, a dlaczego ja mam jechać do babci?

- Bo przez najbliższe dni i ja i tata będziemy pracować rano i nie będziesz miał z kim siedzieć – powiedziała spokojnie kobieta trzymając synka za rączkę. Pokiwał główką. Przyzwyczaił się.

W ciągu ostatnich dwóch miesięcy, dość dużo czasu spędzał u babci. Oboje rodzice rzadko się widywali a gdy już nadarzyła się sposobność, oboje w pewien sposób się ignorowali.

Wszystko powoli zaczynało stawać się dla malca codziennością, mimo że nadal bardzo źle znosił rozstanie rodziców.

Stanęli przed drzwiami Pani Evans. Lily zapukała a kobieta otworzyła drzwi. uśmiechnęła się do wnuka i przepuściła go do środka. Kobieta wzięła od córki torbę z ubrankami dziecka i spojrzała na nią z troską.

- Źle wyglądasz – powiedziała spokojnie.

- Wydaje ci się. James przyjedzie po niego w piątek. Pilnuj żeby nie jadł za dużo lodów, ostatnio chorował na gardło. Musze już iść. Harry!

 Chłopiec podszedł do matki i pozwolił żeby pocałowała go w czoło po czym odwrócił się i wbiegł do domu.

- Co mu się stało?

Lily westchnęła cicho i spojrzała na matkę. Wydawała się wtedy bardziej zmęczona niż kiedykolwiek.

- Jest chyba na mnie zły.  Mieliśmy iść wczoraj do parku, ale źle się czułam i się fuka….

- Poświęcasz mu za mało czasu – powiedziała poważnie kobieta – Może wejdziesz?

- Nie, mamo nie mogę. Muszę uciekać, zaraz mi ucieknie autobus a nie chce się teleportować.

Kobieta kiwnęła głową. Lily pomachała jej i szybko i odwróciła się. Kobieta postała chwilę w drzwiach i odwróciła się do wnuka, który siedział w przedpokoju i rozwiązywał buciki.

- To co, Harry? Naleśniki z serem?

Uśmiech rozjaśnił bladą buzię chłopca a kobieta mimowolnie odwzajemniła gest zapraszając wnuka do kuchni.

***

***

- … A dokąd idziesz…

- Babciu?

Pani Evans spojrzała na wnuka, przymykając książeczkę.

- Tak?

- Kiedy tata wróci do domu? – Chłopiec spojrzał na babkę smutnym wzrokiem mrugając zawzięcie. Kobieta zamyśliła się przez chwilę.

- Nie wiem – powiedziała po chwili – To zależy od rodziców… Tęsknisz za tatą?

Pokiwał głową.

- I za mamą....

- Dlaczego?

- Bo ona jest jakaś inna… wcale się nie uśmiecha… i często się denerwuje.

- Ma ciężkie dni – powiedziała kobieta i pogłaskała chłopca po główce – Niedługo wszystko wróci do normy… zobaczysz.

- A jak nie?

Pani Evans chwilę się zastanowiła.

Po chwili odłożyła książeczkę na szafkę przy łóżku i przysunęła się do wnuka.

- Harry, posłuchaj, są czasem takie sytuacje, że dorośli nie umieją się porozumieć. W takiej sytuacji znaleźli się twoi rodzice. Wiem, że nie jest ci łatwo, ale… jesteś już dużym chłopcem, powinieneś to rozumieć.

- Tata nie wróci?

- Nie wiem… może tak się zdarzyć…

- A nie można coś zrobić? Nie chcę żeby tata zawsze mieszkał gdzie indziej… nie lubię tam być. – W głosie chłopca dało się usłyszeć buntowniczą nutkę.

- Dlaczego? Co ci się tam nie podoba?

- Jest tak cicho… tata nie jest tam zadowolony – powiedział poważnie chłopiec- tylko udaje że jest fajnie.

Zapanowała cisza. Chłopiec wpatrywał się w swoje rączki, a Pani Evans milczała przyglądając się mu.

- Myślę, że jednak będzie wszystko dobrze – powiedziała po chwili – I mam taką nadzieję. Bądźmy póki co dobrej myśli.

- A babciu…?

- Tak?

- A pójdziemy jutro na huśtawkę?

Kobieta zaśmiała się cicho.

- Pójdziemy.

Kiwnął powolutku główką.

- To co, kończymy bajkę?

- Tak.

***

Spojrzał na zegarek i ostro zaklął. Było już dość późno, Harry pewnie czekał gotowy na wyjście a on utknął w metrze. Więcej nie będzie słuchał Syriusza.

- Jedź mugolskim metrem, będzie szybciej… w Błędnym Rycerzu dostaniesz wstrząsu mózgu – mruknął wściekły i spojrzał przed siebie. Kolejka do metra ciągnęła się w nieskończoność i nawet nie było możliwości teleportacji. – Nigdy więcej! Co? – Spojrzał na stojącą obok kobietę, która patrzyła na niego rozbawiona – Nie mogę sam ze sobą gadać?

Wzruszyła ramionami, teraz wyraźnie powstrzymując śmiech.

Pokręci głową z politowaniem i posłał kolejny potok słów pod adresem przyjaciela, nie zdając sobie sprawy, że teraz patrzy na niego dość duża grupka ludzi.

Przeludniło się z lekka i ruszył powoli przed siebie z wyrazem lekkiej ulgi. Nie zauważył dość dużej tabliczki, która informowała, że metro zmierza w przeciwnym kierunku do tego, w którym miał jechać.

***

Wściekłość Pottera dosięgła zenitu. Dochodziła dziesiąta wieczorem a on kręcił się bóg wie gdzie w miejscu pełnym mugoli, przez możliwości, teleportacji i powrotu do domu.

Znalazł się w sytuacji kryzysowej. Wściekły odwrócił się w przeciwnym kierunku i zaczął iść, szukając pierwszego sensownego miejsca do wydostania się z tego koszmaru.
***

Ciche pukanie rozległo się w przedpokoju.

Pani Evans podeszła do drzwi i uchyliła je lekko. Uśmiechnęła się widząc Jamesa i otworzyła szerzej drzwi.

Przepuściła mężczyznę i spojrzała na niego poważnie.

- Przepraszam że tak późno, postanowiłem przejechać się metrem – mruknął drapiąc się z zakłopotaniem po głowie – chyba wsiadłem nie do tego co trzeba…

Pani Evans spojrzała na niego zszokowana i wskazała gestem żeby poszedł z nią do kuchni. Przymknęła drzwi i roześmiała się głośno.

- Gdzie pojechałeś?

- Nie wiem… ale musiałem przejść dość spory kawałek żeby znaleźć miejsce do teleportacji. Muszę zacząć się poruszać po mieście. Harry śpi?

- Tak, chciał czekać. Długo go przekonywałam żeby poszedł spać.

Potter skrzywił się lekko.

- Tego mi jeszcze brakowało żeby…

- Oh, przejdzie mu – powiedziała spokojnie pani Evans – Dziś był bardzo zawiedziony, ale jutro rano zapomni, że cokolwiek się stało. Mam nadzieję, że zostaniesz już dziś?

- Nie, raczej nie. Nie będę…

- Oh, przestań. Będzie się cieszyć. Jutro jest sobota na litość boską, nic cię nie woła do domu!

Pani Evans spojrzała na zięcia bardzo poważnie – Nie ma, ale! Po za tym, chciałabym z tobą.

***

- Myślę, że powinniście porozmawiać z Harrym – powiedziała spokojnie kobieta – wydaje mi się, że on nie do końca rozumie jeszcze, co się dzieje. Wie, że nie umiecie się porozumieć, że tak musi być, ale on jeszcze nie do końca rozumie, że tak może zostać… Ktoś musi mu to wyjaśnić…Nie chwalę sytuacji, do jakiej się doprowadziliście, a właściwie, do której doprowadziła Lily. Od początku uważałam, że pomysł powrotu do pracy, gdy Harry jest jeszcze mały nie jest dobrym pomysłem…

- Bardzo jej na tym zależało – James zmarszczył lekko brwi – Może nie potrzebnie jej to utrudniałem.

- Bzdury – fuknęła kobieta – Oboje dobrze wiemy, że to by nic nie zmieniło. Lily ma to do siebie, że jest uparta i nie dociera do niej czasem, że są pewne priorytety. Moja córka zawsze miała z tym problem, ale nigdy nie przekładała pracy nad rodzinę… Nie wiem co się z nią czasem dzieje – dodała ciszej i wstała z fotela – czasem popełnia takie głupstwa o które nigdy bym jej nie posądziła…

- Każdy popełnia głupstwa. Lily naprawdę zależy na pracy zawsze była ambitna.

- Oh, wiem! Tylko, dlaczego zaczyna poświęcać się jej całkowicie? Tak nie powinno być, James, dobrze o tym wiesz… I ktoś powinien jej to uświadomić.

***

- Chodź – Liz pociągnęła męża za rękę – Nie mamy dużo czasu.

- Liz… litości, dopiero weszliśmy! Spokojnie, zdążymy.

- Nie zdążymy! Niedługo będziemy musieli iść, jak mi nie pomożesz nie będziesz jadł! – Warknęła odwracając się na pięcie i podchodząc do kuchennego stołu. Zadziało. Syriusz poderwał się na równe nogi i szybko podszedł do krzątającej się po kuchni żony.

- Co mam robić?

***

Szli spokojnie trzymając się za ręce jak nastolatki. Liz co chwilę wybuchała śmiechem odchylając głowę do tyłu. Rozpoczął się czerwiec i dni były już gorące, co niosło za sobą pewien brak komfortu spowodowany dużymi wzrostami temperatury.

Ludzie siedzieli w ogródkach swoich domów, pozostawiając otwarte na oścież okna, pijąc zimne napoje lub rozkoszując się chłodem lodów.

Liz otarła czoło i spojrzała na Syriusza, który podrapał się po nosie i rozejrzał z wstrętem po ulicy.

- Nie lubię tego miejsca – warknął i przyspieszył trochę – Nie ma innej drogi?

- Tędy będzie najszybciej – powiedziała Liz i spojrzała czule na męża – Chodź, szybko przejdziemy i będziemy na miejscu – dodała ściskając mocniej jego dłoń.

Kiwnął w milczeniu głową i zaczęli iść dość żwawym krokiem przez ulicę wracając do poprzedniego tematu.

Bez słowa komentarza przeszli koło domu numer 11 nie zwracając na niego najmniejszej uwagi. Liz uśmiechnęła się czule do męża zrobili kolejny krok chcąc minąć dom numer 13 gdy nagle mężczyzna stanął w słup soli, patrząc z coraz bardziej kamiennym wyrazem twarzy na mężczyznę stojącego przy domu numer 12, który wziął się niewiadomo skąd. Liz poczuła jak uścisk męża staje się coraz mocniejszy i usłyszała jego dość chłodne przywitanie.

- Witaj…

 

 

Komentarze

  1. karolinatu@poczta.onet.pl22 grudnia 2007 11:34

    Siemka masz bardzo zarobistego bloguśia podoba mi się ja ciebie równiesz chciałam zapraszam na http://by-karolga.blog.onet.pl pozdrawiam Ps. Życzie ci zdrowych spokinych świąt oraz szcześliwego nowego roku mnusto pręzetów pod chojnkie;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja już to czytałam, ale co tam. Przecztałam jeszcze raz. Ta notka to mi na przekór co? Eh.... Już ci mówiłam co o tej notce sądze więc nie będe ci znów nudzić i biorę się za siebie;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha, w końcu się doczekałam. Notka oczywiście świetna ;] Nie wiem co mam jeszcze napisac XD pozdrowienia z www.lilyijames.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. to ja już nie wiem czy między nimi jest dobrze czy źle...ale to mało istotne ważne ze ejst notka! :Djak zwykle świetna :)

    OdpowiedzUsuń
  5. a ja wiem co będzie dalej! a ja wie....chyba. Znam 2 następne zdania ..chyba, że zaszły jakieś zmiany xDD a co do noci: fajna, chyba w końcu zrozumieli, ze tak naprawde nie mogą bez siebie żyć. Bo nie mogą prawda?

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak juz ci pisalam usunelas fragment z Snapemem i brakuje kogo na kogo lily wpadla na ulicy. Mam nadzieje ze to nadrobisz. Ciekawa jestem kogo spotkal Syriusz z Liz. Notka fajna Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Notka fajna,ale brakuje mi tu tego może jakiejś konwersacji między Potterami,to by się tu nadawało,a tak trza czekać do następnej notki heh szkoda,ale mam nadzieję,że szybko napiszesz następną nocię

    OdpowiedzUsuń
  8. A pisałam, że życzę Wesołych Świąt?Nie?To Wesołych i smerfnych świąt!Ps. u mnie nowy świateczny rozdział, bo mało parwdobdobną rzeczą jest, żebym go napisała w czasie świat

    OdpowiedzUsuń
  9. ~Lilka-zlota-szpilka22 grudnia 2007 13:26

    Pisz szybko następną notkę! Już nie moge się doczekać! WESOŁYCH ŚWIĄT!!!!! ;D

    OdpowiedzUsuń
  10. karola511@amorki.pl22 grudnia 2007 13:41

    zmienilam adres mojego blogaskakiedys elanor z www.karolinaihogwartnakaraibach.blog.onet.plterazelanor z www.elanor-histria-milosci.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetne, świetnie, czy nie zapomniałam dodać że świetne? Wesołych świąt!!! U mnie nowa nota www.lilka-i-przyjacie.eblog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  12. Ciekawe zakończenie :P Ogólnie nota świetna, brakuje tylko na kogo Lilk wpadła przed szpitalem... Czekam na następne :) www.evans-potter.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  13. Mam pewne podejrzenia co do tego nakoga wpadła Lilka i wydaje mi się,że to ma powiązanie z tym na kogo wpadli Liz i Syriusz. Myślę, że nadchodzi przełom. Z nieierpliwością czekam na nową notkę i Wesołych Świąt!!ps: twój blog obchodzi urodziny w tym samym dniu co ja;p

    OdpowiedzUsuń
  14. krecik2005@vp.pl22 grudnia 2007 15:35

    jejć jak ja dawno nie uśiadłam tak na spokojnie i nie przecytałam u Ciebie bez jakiego kolwiek pośpiechu notki u Ciebie. Ech to naprawde cudowne....Notka śliczna,. ale troszke smutna, żal mi Harrego:D:D:D Ale wiem co będzie więc już nie rozpaczam...BUZIACZKI:*:* TROJACZKI WYMIATAJĄ (choć ich dziś nie ma)GRACJA

    OdpowiedzUsuń
  15. Super super. Ale jak sie Lily i James nie zejda, to kochana bedzie z toba zle :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Widze, że notka jednak powstała. Myślałam, ze do nowego roku jej nie zobaczę. Nawet nie wiesz jak sie zdziwiłam, gdy wchodziłam na twojego bloga. A co do notki to jest oczywiście świetna jak każda na tym blogu. Lily i James to bez siebie długo nie wytrzymają, co? A co do Balcków to nietrzymasz sie epilogu prawda ? Wesołych świąt.

    OdpowiedzUsuń
  17. HEj! Fajny rozdzial! mam nadzieje ze lily i james sie pogodza :D zycze weny,pozdro. wesolych swiat! :p

    OdpowiedzUsuń
  18. Hmmm... Przede wszystkim chciałam powiedzieć, że od czasu jak zawiesiłaś bloga weszłam tu pierwszy raz. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak się ucieszyłam, że kontynuujesz pisanie. Co do samego opowiadania: nadal utrzymujesz ten sam, wysoki poziom, ale przyznam, że czegoś mi tu brakuje. Wydaje mi się, że jakiejś przygody. Niby jest smutno, są ważne momenty, ale czasem, wybacz, powiewa nudą. Wiem, że niełatwo jest pisać tak, żeby podobało się wszystkim. Wiem też, że się starasz. Ale tak na przyszłość: przydałyby się jakieś wesołe momenty, takie beztroskie, jak wtedy, gdy bohaterowie byli nastolatkami. Niby dorosłym nie przystoi, ale co tam;) Żebyś nie zrozumiała źle: opowiadanie jest cudne, ja się po prostu czepiam;) Aha, i gratuluję, jeśli doczytałaś mój komentarz do końca:D. Całuję:*PS. Oczywiście życzę Ci wesołych świąt, udanego Sylwestra i całego nowego roku oraz tyle albo i jeszcze więcej weny i pozytywnych myśli twórczych, ile miałaś dotychczas. No.:) Najlepszego!:*

    OdpowiedzUsuń
  19. justyna150@vp.pl25 grudnia 2007 12:40

    Twój blog został oceniony na www.o-fretki.blog.onet.pl POzdrO Gryfek

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Instynkt

Zburzony zamek...

Bielizna