Trojaczki part 2
Patrzył ze zdziwieniem jak pochłania czwartą już porcję zupy. Jak w tak niewielkiej kobiecie, może się aż tyle mieścić?
Ciekawe czy każda kobieta w szóstym miesiącu pochłania aż tyle…
- Co? – spojrzała na niego. Po brodzie popłynęła jej cieniutka strużka zupy. Nachyliła się nad stołem i palcem ją starł.
- Nic.
- Czemu mi się tak przyglądasz? – spytała i znów zajęła się jedzeniem.
Wzruszył ramionami.
- Lubię patrzeć jak jesz – powiedział i uśmiechnął się do niej.
Zamrugała.
- Śmiejesz się ze mnie? – spytała poważnie.
Pokręcił głową.
- Nie, ja po prostu…
- Uważasz że to że dużo jem, jest śmieszne? – spytała gwałtowanie kładąc łyżkę w talerz – Uważasz że to śmieszne?
- Nie – powiedział spokojnie. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy kobieta denerwowała się o wszystko. Zdążył przywyknąć do nagłych zmian nastrojów.
- Nawet nie wiesz jak ja się czuje! – Powiedziała histerycznym tonem – Jak WIELORYB!
Remus zachichotał i zdał sobie sprawę, że popełnił błąd. Cristin podniosła się
- Śmiejesz się! Wszyscy jesteście tacy sami!
Warknęła. Złapała za talerz i szybko wyszła z kuchni.
Pokręcił głową i powoli wyszedł za nią.
Siedziała w pokoju na fotelu. Pusty talerz z zupą stał na stoliku. Uśmiechnął się i zrobił kilka kroków.
- Chcesz jeszcze?
- Nie, dziękuje – powiedziała nie zaszczycając go spojrzeniem.
- Na pewno?
- Może troszeczkę – mruknęła i podała mu talerz. Uśmiechnął się pod nosem i szybko wyszedł z pokoju.
***
Podał jej talerz. Uśmiechnęła się promiennie i zaczęła konsumować.
Usiadł na fotelu naprzeciwko i spojrzał na nią uśmiechając się.
Spojrzała na niego i zamrugała. Założyła włosy za ucho i uśmiechnęła się.
Skończyła jeść i odstawiła talerz na bok. Spojrzała na męża i przywołała go gestem.
Podszedł do niej, posłał jej szeroki uśmiech.
- Siadaj – powiedziała bardzo poważnie – No usiądź... dziękuje – Uśmiechnęła się i oparła głowę o ramię męża.
- No tak, mogłem się tego spodziewać – powiedział odgarniając włosy z jej czoła – Kocham cię, wiesz?
- Wiem…
- A wiesz, że jesteś piękniejsza niż kiedykolwiek? – Błąd.
- To znaczy, że kiedyś nie byłam piękna? – Spytała mrużąc oczy.
***
- Wiecie co? Zjadłabym loda – Lupin rozejrzała się dookoła spod parasolki. Przyjaciółki spojrzały po sobie.
- Cristin… pada deszcz, jest zimno i deszczowo… nie znajdziemy lodów… - powiedziała Lily i zachichotała
- Powiedz to moim dzieciom – mruknęła i pogłaskała się po brzuchu.
- No tak… wiecie, co? Może uda nam się coś znaleźć…
***
- Jesteś pewna, że nie może być coś innego? – Liz spojrzała na przyjaciółkę.
Ta pokręciła głową.
-Raczej nie przejdzie – mruknęła i spojrzała przepraszająco na przyjaciółki.
- Biedny ten twój mąż… zawsze uważałam że on nie ma łatwego życia, ale teraz to już go dobiłaś..
- Daj spokój, wilkołactwo przy niej to pikuś – Lily zachichotała.
- No pewnie, że tak – Cristin się uśmiechnęła – Chodźcie na te lody…
***
- Pyszne – Lily uśmiechnęła się i spojrzała na swój pucharek lodów.
Pozostałe dziewczyny pokiwały żarliwie głowami.
- Patsy, kiedy ślub? – Trzy pary oczu spojrzały na dziewczynę, która uśmiechnęła się szeroko i oblizała łyżeczkę po kawie.
- 28 maja – powiedziała – mam wielką nadzieję, że tym razem, nie złamię nogi, nie obleje egzaminu, że Peter nie zachoruje na różyczkę lub inne dziadostwo i w końcu uda nam się pobrać.
Dziewczyny roześmiały się głośno.
- Będzie dobrze – powiedziała Lily – Zobaczysz.
- No, ja mam taką nadzieję…
***
Szły rozmawiając
wesoło. Lily co jakiś czas zerkała na zegarek – obiecała Jamesowi że przed czwartą będzie w domu.
- Nie, to nie Lily, to nie było tak – Cristin machnęła niecierpliwie ręką – Oni się wemknęli do dormitorium jak spałyśmy Lily.
- Nie, czekali na nas… Liz, powiedz jej.
Kobieta zachichotała.
- Cristin ma racje… oni się w nocy zakradli, pamiętasz, przecież rzucili nami o podłogę – powiedziała i wszystkie zachichotały na widok miny Patsy.
- Upuścili nas – poprawiła Lily – wystraszyli się chłopcy… swoją drogą, ciekawi mnie jak się tam dostali.
- Pewnie użyli jakiegoś interesującego zaklęcia – Liz się uśmiechnęła – przypominam ci, że mieli w zanadrzu Lunatyka.
- Oj, musimy to przy znać, że bez nich w Hogwarcie byłby nudy – wszystkie pokiwały głową – Tak, Snape się szczególnie nie nudził – Cristin uśmiechnęła się szeroko.
- No, jestem pewna że gdziekolwiek jest i cokolwiek robi to na pewno mu tego brakuje… myślę, że przez te 7 lat stało się to swego rodzaju codziennością – stwierdziła Lily – Nie uważacie, ze macierzyństwo mi szkodzi?
Pokiwały żywo głowami.
- Kiedy Ann przyjeżdża? – Lily spojrzała na przyjaciółki.
- W czerwcu, mają przyjechać na ostatni tydzień czerwca i pierwszy lipca.
Wszystkie się szeroko uśmiechnęły.
- Stęskniłam się za nią – powiedziała Lily
- Ja też…
***
- Remus, wstawaj – Cristin szturchnęła męża. Ten mruknął coś nie wyraźnie i obrócił się na bok.
Pani Lupin westchnęła głośno i ponowiła próbę obudzenia męża.
Głośne chrapnięcie było odpowiedzią na próbę.
Warknęła głośno i wstała, co nie przyszło jej łatwo. Brzuch robił się coraz większy i coraz bardziej utrudniał poruszanie się.
Obeszła powoli łóżko i wzięła do ręki niewielki wazonik. Zbliżyła się do łóżka i zdecydowanym krokiem obalała męża.
- Co!? – Zerwał się i spojrzał na miejsce w którym przed chwilą leżała Cristin. Kobieta odchrząknęła i skrzywiła się.
- Co się stało?
- Chyba dostałam skurczy..
***
- Proszę się nie martwić, to tylko fałszywy alarm – Cristin uśmiechnęła się do lekarki – ale dla pewności zatrzymamy panią na noc.
Kobieta wywinęła oczami.
- Przecież to jeszcze ponad miesiąc – powiedziała patrząc na kobietę, która pokręciła głową.
- Zostaje pani. Chcę mieć oko na całą czwórkę – powiedziała i uśmiechnęła się – Tylko na dwie noce.
***
- Wiesz co? Strasznie przewrażliwiony jesteś – Cristin spojrzała na męża unosząc brwi – ja nie wiem, jak ty sobie poradzisz, gdy naprawdę zacznę rodzić.
Lupin pobladł. Zamrugał kilka razy i powoli odwrócił głowę w stronę żony.
Kobieta zachichotała.
- Zawsze możemy założyć, że urodzę w pełnie – powiedziała spokojnie. Lupin zrobił się przezroczysty.
- Nie martw się – powiedziała i pogłaskała się po brzuchu – Będzie dobrze. Daj rękę, szybko!
Złapała za rękę męża i ułożyła ją na brzuchu.
- Czujesz? – Spytała spokojnie. Kiwnął powoli głową
- Czuje…
Uśmiechnęła się.
- Remus…?
- No?
- Zjadłabym naleśników…
***
- Gdzie jest ten pociąg? – Lily rozejrzała się po stacji. Harry podszedł do niej i pociągnął ją za spodnie – Tak?
- Ja cie do domu – chłopiec zmrużył oczy – Nudi mi sie.
- Poczekaj, już niedługo – Lily wzięła malca na ręce.
Steven rozejrzał się z nudą i spojrzał na matkę.
- Mama, nudno…
- Już niedługo – Liz uśmiechnęła się a Lily postawiła chłopca na ziemi.
- Chodźcie, pójdziemy na lody – powiedziała patrząc na malców – Spotkamy się w kawiarni.
- Lily, czekaj, ja z nimi pójdę – Cristin zrobiła kilka kroków – sama zjadłabym loda…
- Dasz sobie rade?
- Nie wiem, dlatego zabieram ze sobą męża… nie patrz tak na mnie, tylko chodź!
Remus uśmiechnął się i zaczął iść za żoną.
Lily uśmiechnęła się pod nosem.
- Ciągnie ją do dzieci – powiedziała spokojnie – Widać, że już się nie może doczekać.
- Lunatyk też nie stawia oporów – Liz uśmiechnęła się – Jadą!
***
Zaśmiał się głośno.
- Z czego się śmiejesz? – spojrzała oburzona na męża – Na pewno nie chcesz?
Pokręcił głową i podał serwetkę Harryemu, który przymierzał się do wytarcia lodów rękawem.
- Dzietuje.
Drzwi otworzyły się i Pani Lupin uśmiechnęła się szeroko i zaczęła się podnosić, co nie przyszło jej zbyt łatwo.
Ann przebiegła między stolikami i przytuliła się do przyjaciółki.
- Tęskniłam!
- Ja też! Pokaż się.
Ann odsunęła się i spojrzała na przyjaciółkę poważnie.
- Ciąża ci służy – powiedziała stanowczo.
- Dziękuje. Chyba musimy się przenieść… nie zmieścimy się.
***
Rozmowy pochłonęły ponad trzy godziny. Dziewczyny spędziły każdą chwilę na dyskusjach, plotkach i różnych mniej lub bardziej ważnych tematach.
Przez następne kilka dni spotykały się popołudniami.
Tymczasem, nadszedł dzień wyczekiwany przez każdego od dwóch lat. Dzień ślubu Petera i Patsy.
Cristin od samego rana nie czuła się zbyt dobrze. Samopoczucia nie poprawiał jej fakt, że nie będzie miała pod ręką męża – czuła, że będzie jej potrzebny. Jednak Remus został wrobiony w bycie świadkiem ( sprawiedliwie wygrał w kamień, papier, nożyce. Peter nie mógł się zdecydować, z panowie nie umieli sprawiedliwie między sobą tego rozstrzygnąć)
Otworzyła drzwi od łazienki i podeszła do męża.
- Możesz zapiąć mi sukienkę?
Pokiwał głową i zaczął zapinać sukienkę.
Uśmiechnęła się delikatnie i odwróciła.
- I jak?
Otworzył usta zdziwienia.
Jasno kremowa sukienka, sięgająca wpół łydki i wiązana lekko pod biustem nadawała jej jeszcze większego uroku niż, na co dzień. Ciemne włosy opadały z gracją ( znów cię za to przepraszam Julio ;P Nie umiem znaleźć innego słowa ;p) na ramiona.
- Aż tak źle?
- Nigdy nie wyglądałaś lepiej.
- To dobrze, pospiesz się, niedługo musimy wychodzić.
***
Siedziała spokojnie na ławce i patrzyła na młodą parę z uśmiechem. Przed oczami przelatywały jej obrazy gdy brała ślub. Przypomniało jej się zdenerwowanie i podniecenie…
Dlaczego nagle zrobiło się gorąco i mokro? Rozejrzała się dookoła. Deszcz nie padał więc co się dzieje.
Spojrzała z niepokojem w dół. Coś było nie tak.
Skrzywiła się. Tylko nie teraz!
- Cristin, co się dzieje? – Lily wychyliła się w stronę przyjaciółki.
- Nie wiem… słabo mi… chodź wyjdziemy na zewnątrz.
Kiwnęła głową i pomogła jej wstać.
Spokojnie wyszły na dwór.
- Wody mi odeszły – powiedziała szybko i skrzywiła się czując skurcz.
- Co?
- Wody mi odeszły!
Lily poczuła jak robi jej się gorąco.
- Jesteś pewna?
Pokiwała głową.
- Tak, już w kościele poczułam jak… Au…
- Dobra usiądź. Ja pójdę po Jamesa, same sobie nie poradzimy.
Kiwnęła głową.
***
Weszła po cichu do kościoła. Szybko podeszła do pierwszych ławek i nachyliła się nad mężem.
- Chodź, jesteś potrzebny.
- Co się stało?
- Cristin rodzi
- CO!? – wszyscy spojrzeli na pierwszą ławkę. – co?
- Cristin rodzi! Chodź, same sobie nie poradzimy!
- A Remus?
- Potem mu powiedzą! Chodź!
- Co się dzieje? – Liz wychyliła się do przyjaciół.
- Cristin rodzi!
Liz spojrzała na przyjaciółkę z szeroko otwartymi oczami.
- To żart?
- Nie! Na litość boską,
James chodź!
Kiwnął głową i wstał. Liz również wstała.
- Idę z wami.
- Daj spokój…
- Nie róbcie przedstawienia! – Syriusz wstał i spojrzał na nich – Oni dadzą sobie radę, siadaj.
- Co jest? – Ann oderwała wzrok od ceremonii i spojrzała na przyjaciół.
- Cristin rodzi, James chodź.
- Słuchacie, mamy problem.
Wszyscy patrzyli z zainteresowaniem na zamieszanie, które zrobiło się na przedzie.
Peter podszedł do przyjaciół.
- Co wy robicie?
- Nic, Cristin zaczęła rodzić, musimy iść. – Powiedziała szybko Lily.
- Gadajcie dłużej, na pewno bardzo dobrze się czuje stojąc na dworze – mruknęła Ann. Lily pociągnęła Jamesa i wyszli szybko z kościoła. Peter wrócił na miejsce i szepnął księdzu, żeby się pospieszyć.
A Remus? A Remus stał zastanawiając się, o co w tym wszystkim chodzi i co jest przyczyną tak dużego zamieszania.
***
- Spokojnie – Lily spojrzała z przerażeniem na przyjaciółkę – Musiałaś zacząć rodzić akurat teraz?
- Nie mów tego mi, tylko moim dzieciom!
James zachichotał.
- Dobra, jesteśmy na miejscu.
- To dobrze… Au!
Weszli do budynku i skierowali się na izbę przyjęć. Pielęgniarka widząc idącą trójkę podbiegła do nich i pomogła Jamsowi usadzić kobietę.
- Proszę oddychać, zaraz panią zabierzemy. A pana proszę za mną.
- Co? – James spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- No zapraszam pana za mną. Poczeka pan na żonę pod salą.
- Ale ona nie jest moją żoną.
- Proszę pana, nie może pan wejść…
- Ale ja nie chcę wejść. To żona mojego przyjaciela, ja tylko…
Kobieta otworzyła oczy ze zdziwieniem i ruszyła przed siebie, ciągnąc Pottera za rękę, podczas gdy Cristin została zabrana przez inną pielęgniarkę.
Lily ruszyła za mężem i zachichotała słysząc jak James w uniesieniu tłumaczy oburzonej pielęgniarce, że on nie jest ojcem.
***
W kościele panowała dziwna cisza. Ceremonia przybrała nagłego tępa i zanim ktokolwiek się obejrzał ksiądz wypowiedział magiczne słowo.
- Ogłaszam was mężem i żoną.
Peter obrócił się szybko w do Remusa, nie zważając na kolejne słowa księdza i zdziwienie żony.
- Cristin zaczęła rodzić – powiedział – Lily i James zabrali ją do Munga.
- Teraz mi o tym mówisz?!
- Miałem ci powiedzieć na początku żebyś ledwo siedział? Leć, dołączymy do was za chwilę.
Kiwnął głową. Patsy uniosła brew.
- Co? Ojcem zostaniem.
***
Lily krążyła po korytarzu w jedną i drugą stronę. Jej jasna sukienka ciągnęła się po podłodze. Nie zawracała na to uwagi. James siedział na krześle i patrzył się rozbawiony na żonę.
- Możesz siąść, Remus idzie cię zmienić – powiedział spokojnie. Lily odwróciła się i spojrzała na przyjaciela.
- Urwałeś się ze ślubu?
- Zostałem oficjalnie zwolniony. Co z nią? – Spytał patrząc zdenerwowany dookoła.
- Zabrali ją na salę. – Powiedziała Lily siadając obok męża – Teraz trzeba czekać.
Kiwnął głową i zaczął powoli chodzić wzdłuż Sali.
***
Siedzieli tu już od dobrych kilku godzin. Niedługo po Remusie doszli pozostali. Wszyscy siedzieli na krzesłach i patrzyli ze spokojem na drzwi. No, prawie wszyscy.
Remus nie zachowywał spokoju. Wstawał i siadał ma zmianę, co kilka minut zerkając na zegarek.
Każdy siedział, czekając na jakąkolwiek informację. Jednak nic takiego się działo, a czas mijał spokojnie.
***
Liz otworzyła oko. Przysnęła. Rozejrzała się dookoła i zdała sobie sprawę, że nie tylko ona. Wszyscy – łącznie z Remusem – spali oparci o ścianę lub tego, kto siedział obok.
Wstała i jęknęła. Sukienka była nieziemsko zagnieciona.
Rzuciła okiem na zegarek. Dochodziła pierwsza w nocy.
Drzwi otworzyły się, a Remus zjechał z krzesła i spadł z hukiem na podłogę.
Otworzył oczy i rozejrzał się zdezorientowany po pomieszczeniu. Widząc stojącego przed nim lekarza, zerwał się na równe nogi.
Liz się ro
ześmiała i spojrzała na lekarza z wyczekiwaniem.
Lekarz stał i nie za bardzo wiedział czego oczekują od niego Liz i Remus.
- Tak? – spytał po chwili milczenia.
- Co z nią? – Liz pierwsza zadała pytanie. Mężczyzna zamrugał nie wiedząc o co chodzi i dopiero po chwili zdał sobie sprawę czego od niego oczekują.
- Oh, wyszyńsko w porządku. Pani Lupin przed dziesięcioma minutami urodziła trzy zdrowe dziewczynki.
Liz uśmiechnęła się szeroko, a Lupin usiadł szybko na krześle przestając słuchać, co mówi do niego lekarz.
Starał się zachować spokój i przyswoić wszystkie informacje.
Tymczasem Liz wydobyła od lekarza wszystkie potrzebne informacje i przystąpiła do budzenia przyjaciół.
Remus nawet nie zauważył jak wszyscy rzucili się na niego z gratulacjami.
Świetne!!!! Cesze że znowu piszesz tego bloga, masz świetne pomysły poprostu cudo !! Heh Biedny lunio cztery baby domu
OdpowiedzUsuńNareszcie pierwsza... Świetna notka.:)Kurcze, tak myślałam,że będą trzy dziewczynki. Czekam z niecierpliwością na następną notkę.:) Może trochę więcej Lily i Jamesa? Pozdrowienia i buziaki:****
OdpowiedzUsuńJejciu, jednak nie jestem pierwsza, Ada wyprzedziła mnie o 5 minut.:(
OdpowiedzUsuńHehe xD Cztery kobity w domu i ON xD Współczuję Remusowi, naprawde xD No pięknie, co też zemsta może zdziałać xP Już wyobrażam sobie Remusa trzymającego trzy dzieciaki na rękach ... Piękne aczkolwiek straszne xD
OdpowiedzUsuńAaa nie no bosko !Kuz sie tak zastanawiałam czy ślub Petera znów nie zostanie przełożony ;PAczkolwiek bym sie za specjalnie nie przejała !!Piszesz bosko widac ze kochasz tego bloga ;PAle taka malytka proźba ode mnieWiem ze trojaczki s o Lupinach ale mogłabys dodac troche wiecej watków o tych pozostałych familiach :PPTak fajnie by było...Bo chyba jeszcez jakas czesc opowiadania si epojawi prawda? Bosko Lupin bedzie miała babiniec w domu... jeszcze tylko brakuje mu tesciowej własnej matki i suczki ;Pto juz by miał meksyk w domu ale i tak bedzi emiał wesoło 4 kabiety w domu ;P jak te dziewczynki dorosna to chyba bedzie musiał stac z kijem bejsbolowym przed dzrwiami tylko gozej jak je w hogwarcie ustrzeze przed złym meskim klanem :Pheh przepraszam juz swiruje Buziaki WerakPS nie moge sie doczekac na kolejna czesc opowiadania;*PPS. Wbijaja do mnie ! ;P
OdpowiedzUsuńNociesze sie ze ja dzis dodalas;D;D Pieknie napisane hmm nie wiem co ci powiedziec strasznie mi sie podoba a zreszta to ty wiesz bo ci na gg pisze ;];]
OdpowiedzUsuńNot o Cristin się udało XD Ale ślub w końcu jaki by nie był taki był (dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jakie to zdanie bez sensu) ale ta pielęgniarka to się udała, i nawet biednego Rogacza posłuchać nie chciała ^^ A...i chciałam jeszcze dodać, że Twój nowy szablon jest sliczny ^_^ Nie przepadam za takim kolorem, ale te kwiatki są fajnie połączone (nie wiem dokładnie jak się nazywają XD)
OdpowiedzUsuńSuper i długa notka xD chyba zacznę czytać od pierwszego rozdziału, może mnie wciągnie tak jak niektóre inne. Ja też mam bloga o Lilce, jak będziesz miała chwilkę to zajrzyj www.evans-potter.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńno świetnie :) nie ma to jak twoja notka na poprawe humoru po ciezkim dniu :) achh i co mam anpisac :P a wiem ze czekam na kolejna :) heh oj czekam czekam POZDROWIENIA z http://lily-bez-voldiego.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńPrzy poprzedniej notce walilam głową o blat biurka,a przed minutą przestałam się turlać po podłodze(wiem,że dziwnie brzmi). Dawno się tak nie uśmiałam. Czekam na następną notkę.
OdpowiedzUsuńAaaach! Piękna ta nota.. I jaka długaśna..xD ALe Lupin ma teraz przechlapane.. 4 kobiety w domu.. W dodatku trzy z nich identyczne.. Ma chłopina ciężki żywot...xD Ale zaraz, jak to jest? Trojaczki zawsze rodzą się wcześniej niż normalnie..? Ale w sumie w świecie Czarodziei może być inaczej.. No nic.. Pozdrawiam:*
OdpowiedzUsuńniedawno znalazlam twojego bloga i wlasnie przeczytalam wszystkie opowiadania!i przez ciebie mam obity tylek!bo jak sie msmialam to az spadalam z krzesla!a przy trampku prawie nie zlamalam karku! a to wszystko przez to ze tak fajnie piszesz!ps.dodalam cie do linkow w moim blogu
OdpowiedzUsuńnoo ciesz sie!odtad postaram sie prawie codziennie dodac komenta...i pospiesz sie z nocia...1 komenta dodalam wczoraj...juz o tym pisalam...ale tarampek jest swietny...
OdpowiedzUsuńnoo dziex za komenta na moim blogu. postaram sie poprawic...dopiero sie ucze...a co do dumbledora mysle nad nastepna notka...a osienkiewiczu napisalam dlatego, ze niby dostal tego nobla itp...i KIEDY NEW NOCIA???ciagle czekam!
OdpowiedzUsuńno czekam czekam mam nadzieje ze sie doczekam...
OdpowiedzUsuńoj no to rzycze zeby wena przyszla szybko!weno panny lily!ma pani natychmiast do niej przyjsc albo pani nogi z d*** powyrywam!!!!!!!
OdpowiedzUsuńoj! za kazdym razem jak wchodze na bloga to mi sie cos smiesznego przypomina!i teraz wlazlam i mi sie przypomnialo jak w pierwszych notkach snape dostal w leb doniczka(; i widzisz co narobilas! brzuch m,nie boli ze smiechu!
OdpowiedzUsuńPusta, zaciemniona ulicaNie świecące się latarnieZgaszone światła w domachI w rogu jednego budynkumacha do ciebie osoba w czarnym płaszczu,okularach, butach, spodniach i czarnym kapeluszu, uśmiecha się, i podnosi okulary, mówi :Cha cha cha cha powracam ;D Myślałaś, że dałam sobie spokój z komentowaniem bloga do końca?A właśnie nie!Po prostu nie miałam czasu szkoła ruszyła pełną parą na ostatnią chwilę ;/Ale teraz są WAKACJE!!!!I nikt mnie nie powstrzyma buhahahhahahahahaha xDD
OdpowiedzUsuń