Poranki

Tupot trzech par stópek roznosił się po korytarzu. Drzwi odsypialni państwa Lupin otworzyły się i dziewczynki weszły do środka. Powoliwgramoliły się do łóżka rodziców i usiadły na brzegu wpatrując się wyczekującow śpiących.

- Może trzeba ich obudzić – siedząca najbliżej matki Amyodwróciła się do siostry.

- Nie, bo tata znów spadnie z łóżka…

- To będziemy tu siedzieć? – Tym razem to Emily sięodezwała. Brązowe włosy stały każdy w inną stroną. Koszulka niebieskiej piżamkibyła podwinięta do góry, odsłaniając brzuszek.

- Nie, mam pomysł.

Dziewczynki zgromadziły się wokół siostry. Po chwili dwiezeskoczyły z łóżka, a trzecia delikatnie zaczęła się wciskać między rodziców.Gdy już jej się to udało, zwołała pozostałe. Po chwili cała trójka spałaprzytulona do siebie między Remusem a Cristin.

***

Otworzyła oczy i jęknęła. Łokieć wbijał jej się w nocnąszafkę. Zabije swojego męża – znów się rozwala. Zrobiła stanowczy ruch ipchnęła się w drugą stronę. Usłyszała huk upadanego ciała i cichy jęk Lupina.Zamrugała. Jeżeli Remus leży na podłodze, kto jest obok niej. Cichy głosrozwiał jej wszystkie wątpilowści.

- Amy…mówiłam że tata znów spadnie z łóżka…

- Amy? Co wy tu robicie? – Cristin spojrzała na córki.

- Śnił mi się koszmar – mruknęła dziewczyna.

- A te dwie?

- To był zbiorowy koszmar…

- Zbiorowy? – Remus spojrzał na trzy główki wystające spodkołdry.

- Tak… Amy nam go opowiedziała, więc był zbiorowy.

Cristin się roześmiała.

- Dziewczynki… następnym razem obudźcie nas, tata może nieprzeżyć kolejnego spadnięcia z łóżka.

***

Lily otworzyła oko… dlaczego nie jest zdziwiona?

- James, wstań… - szturchnęła męża – za pół godziny maprzyjechać mama…

Potter otworzył oczy i przeciągnął się.

- Muszę wstawać? – spytał patrząc z nadzieją na żonę.Kiwnęła głową.

- Musisz… Ja też już wstaję. Trzeba obudzić Harryego.

- Ty to robisz, ja budziłem go tydzień temu.

- Budzę go codziennie jak idzie do przedszkola, dziś twojakolej.

- Nie – Potter spojrzał stanowczo na żonę – nie dam się.

- Pójdziesz tam i obudzisz swojego syna!

- Nie pójdę. Jest na mnie obrażony za wczoraj, nie wstanie.

Lily policzyła do dziesięciu.

- James, spróbuj chociaż, ja zacznę robić śnadanie…

- Dobra. Robie to na twoją odpowiedzialność. Jak rzuci wemnie zegarkiem to będzie tylko twoja wina – powiedział siadając na łóżku iszukając koszuli.

- Dobrze, jak by co to będzie mój wina.

Obrócił się do żony i zmarszczył brwi.

- O co ci tym razem chodzi?

- O nic, idź go budzić – powiedziała kobieta i szybko wyszłaz sypialni, trzaskając drzwiami.

Wyszedł za nią i mijając pokój Harryego. Dogonił ja naschodach.

- Mogę wiedzieć, co tym razem zrobiłem?

- Nic, dlaczego miałbyś coś zrobić. Ty nic nie robisz –mruknęła wchodząc do kuchni.

- Nic?

- Tak nic! Przychodzisz do domu o szóstej a czasem później ityle cię widzę!

- Możesz mi powiedzieć o co ci chodzi?

- Mam dość tego, że cały czas się mijamy. Ty wracasz zpracy, ja idę na dyżur. I tak jest cały czas!

- I to moja wina, tak? Wszystko było dobrze, dopóki niezaczęłaś znów stażu.

- Więc mam  resztężycia spędzić w domu! A nie uważasz że było by trochę łatwiej, gdybyś po prostuwracał do domu o czwartej!?

- Lily, mówiłem ci...

- Mamo, babcia przyjechała – Harry wszedł do kuchni ispojrzał na rodziców. Obije stali naprzeciwko siebie patrząc na siebie. Lilybyła mocno czerwona na twarzy i posyłała mężowi wściekłe spojrzenie. Potterodwrócił, podszedł do syna, wziął go na ręce i powiedział.

- Chodź, przywitamy się – po czym oboje wyszli z kuchni.Lily kopnęła w nogę od krzesła i wściekła wzięła za przygotowywanie się śnadania.

***

Siedzieli  przy stole.Panowała niezręczna cisza. Lily bez przekonania grzebała w swojej jajecznicy,rzucając przelotne spojrzenia mężowi, który ją całkowicie ignorował.

Pani Evans patrzyła to na córkę, to na zięcia, nie widząc comówić i jak się zachować. A Harry?

Harry siedział po środku z opuszczoną głową i po razpierwszy w życiu milczał. Rodzice od jakiegoś czasu bardzo często się kłócili.

Lily rzuciła widelcem i wstała od stołu. Zaniosła naczyniado zlewu i odwróciła się do siedzących przy stole.

- Ktoś chce herbaty?

- Ja poproszę – Pani Evans uśmiechnęła się szeroko – a mójulubiony wnuk czemu tak milczy?

Harry uśmiechnął się szeroko do babci.

- A wiesz że wczoraj znalazłem kotka?

Lily uśmiechnęła się i podeszła do synka.

Poczochrała go po głowie i spojrzała na męża.

- Weź go do pokoju, zaraz przyjdziemy z herbatą –powiedziała chłodno. James wstał bez słowa, podszedł do syna, wziął go zarączkę i oboje wyszli z kuchni.

- Mów co się stało – Pani Evans spojrzała na córkę.

- Nic, chciałam żebyś mi pomogła.

- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi! Siedzieliścienaburmuszeni i nawet słowem się do siebie nie odezwaliście.

- Pokłóciliśmy się – powiedziała spokojnie kobieta – nicwięcej.

- O co?

- O to że prawie wcale się nie widujemy. James przychodzipóźno do domu, czasem nawet pół godziny przed moim wyjściem…

- Mają dużo pracy, zmniejszyli liczbę etatów w ministerstwiei muszą więcej pracować.

- Syriusz jakoś potrafi wrócić wcześniej do domu – warknęłakobieta – Mamo! On mnie unika! Cały czas jest zły a ty go…

- To nie jest tylko jego wina. Obie dobrze wiemy, że odkądznów zaczęłaś staże masz mało czasu. Nie łatwiej by było, gdybyś zmniejszyłaliczbę godzin, lub chociaż chodziła na ranną zmianę?

- To nie zależy ode mnie! Tak mam ustawiony grafik i nic ztym nie zrobię.

- W takim razie nie miej pretensji do męża, że rzadko sięwidujecie – powiedziała Pani Evans biorąc do ręki tacę z ciastem i talerzykamii wyszła z kuchni zostawiając córkę samą.

***

- Mamo! Zjemy w ogrodzie? – Steven wpadł do kuchni ispojrzał na matkę. Za nim biegła Drobinka machając zawzięcie ogonem. Lizuśmiechnęła się do syna.

- Z
jemy. Gdzie tata?

- Śpiewa w łazience* – odpowiedział chłopiec i wpakował sięna krzesło. Kobieta uśmiechnęła się pod nosem.

- No, nie dziwię mu się…. Bierz talerze i zanieś doogródka…, ale czekaj! Załóż bluzę.

- Mamo! Jest ciepło!

- Nie dyskutuj!

Chłopiec mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i wyszedł zkuchni.

Zaraz po tym drzwi znów się otworzyły i do kuchni wszedł PanBlack ( skrzeszcie się ludzie, Syriusz ma dobry humor).

- Witam moją piękną żonę! – Powiedział podchodząc do niej icałując ją w policzek – Co na snadnie.

Liz zachichotała.

- Musisz mnie ograniczyć – powiedziała kobieta uśmiechającsię szeroko – źle na ciebie działam.

- No wiesz!

- Mój drogi – Liz obróciła się do męża – Zdaję sobie sprawęże w końcu się wyspałeś, że masz dobry humor i że wieczorem robiłeśnieprzyzwoite rzeczy ale teraz bądź łaskaw ruszyć cztery litery i pomóż mi przyśniadaniu. I proszę – dodała po chwili – w następny weekend też taki bądź. Samz siebie. Brakowało mi ciebie.

Syriusz uśmiechnął się do żony.

- Teraz już będzie normalnie – powiedział uśmiechając się –Ostatnie dwa miesiące były mordercą ale od poniedziałku wracamy powrotem donormalnej pracy. Dzięki bogu – dodał i wziął talerz z kanapkami. – A gdziemały?

- Poszedł po bluzę… Steven!

- Zaraz!

Dało się słyszeć tupot zbiegania po schodach po chwili dokuchni wpadł Steven.

Liz wybuchła śmiechem. Steven stał w kuchni w co najmniejtrzech swetrach, z czapką na głowie i zimowych bucikach.

- Co ty zrobiłeś?

- Mówiłaś że jest zimno. Jak bym założył bluzępowiedziałabyś że jest za lekka więc…

- Oh, zdejmij to z siebie – Liz podeszła do syna i zaczęłaściągać mu swetry – Mówiłam, żebyś założył bluzę, bo w piżamie zmarzniesz. Niemusiałeś zakładać całej szafy. No, gotowe. Idź, pomóż tacie.

Chłopiec kiwnął głową i wyszedł z kuchni.

***

- Mogę iść się bawić? – Steven spojrzał na rodziców. Lizkiwnęła głową. Chłopiec łyknął herbaty ze swojego kubeczka z misiem i zsunął sięz krzesła.

- Umówiłam się jutro popołudniu z Lily – powiedziała kobieta– Mam wrażenie, że dzieje się coś niedobrego między nimi. Lily ostatnio jestjakaś podenerwowana…

- Możliwe… - Syriusz spojrzał na syna, który właśnieobserwował ślimaka – James ostatnio dziwnie się zachowuje.

Wymienili znaczące spojrzenia.

- Tak wiem co chcesz powiedzieć – Liz uniosła brwi – Lily niepotrzebniewróciła na staż. Mijają się, nie mają dla siebie czasu przez co się oddalają. Aleona w domu by się zanudziła! Harry chodzi do przedszkola a…

- Czy ja coś mówię? James też nie jest bez winy, oboje o tymwiemy. Ale swoją drogą, to się trochę o nich martwię.

- Ja też… wiesz co? Chyba mam pewien pomysł – Syriusz spojrzałpytająco na żonę – Co powiedz na weekend wolny od dzieci?

Black zakrztusił się śliną.

- Co?

- Pojechalibyśmy wszyscy na dwa dni gdzieś w jakieś przyjemnedni. Dzieciaki odstawiło by się do rodziców. Mam już dawno upominała się o Stevena…A ja nie pamiętam kiedy byliśmy gdzieś sami. Chyba jeszcze przed tym jak Lily zaszław ciąże.

- No, jakoś tak będzie. W sumie to nie głupi pomysł, ale sądzisz,że Cristin zgodzi się odstawić dziewczynki od babci?

Liz zachichotała.

- Zostaw to mnie. Im też to się przyda – powiedziała unosząctriumfalnie brwi.

Black kiwnął głową. Oj przyda…

***

- Peter… - cichy szept Patsy rozniósł się po niewielkiej sypialni.

- Mmm?

- Posuń się, wbijasz mi łokieć w brzuch…

- Przepraszam… która godzina?

- Budzik jest po twojej stronie – dziewczyna przekręciła sięna bok ignorując jęk męża.

- Nie ma… spadł w nocy… uderzyłem w niego łokciem…

- Masz niebezpieczny łokieć…

- Nie, posiniaczony…

Dziewczyna wybuchła śmiechem i obróciła się w stronę Petera.

- Kupmy sobie kota – powiedziała z głupiej mańki uśmiechającsię do męża.

- Co?!

- Kupmy sobie kota – powtórzyła – w domu jest tak pusto…

- A kot wypełni pustkę? Przecież ty tylko kupka kudłów…

- No i – zmarszczyła brwi – ale koty są piękne…

- Jesteś jeszcze bardzo śpiąca. Śpij – powiedział kiwającgłową i wygramolił się z łóżka – a ja idę robić śnadanie.

- Dobrze.

Przykryła się kołdrą. Usłyszała jak Peter krząta się popokoju a po chwili głuchy łoskot i głośne przekleństwo.

- Budzik się znalazł…

***

* Humor Syriusz jest tak samo dobry jak mój, więc niezdziwić się proszę. Ten blog tak na mnie działa a na Blacka… no cóż, na Blackadziała żona ;]

Ten ostatni fragment jest… denny? To chyba dobre słowo… obiecujępoprawę ;]

Ach, chwaliłam się? Nie? To muszę.

Ta notka, którą właśnie przeczytaliście jest notkąJUBILEUSZOWĄ! Dokładnie setną! Nie licząc ogłoszeń rzecz jasna xD

Komentarze

  1. Nie, nie, nie.. Ten ostatni jest boski..xD Jak cała nota z resztą. Steven jest obłędny.. A Patsy zamiast kota niech sobie dziecko strzeli..xD Już widzę ten weekend bez dzieciaków.. Oj LoooL.. Pozdrawiam:* P.S.. Czyżbym była pierwsza..? Yeah!

    OdpowiedzUsuń
  2. poetka_lilyevans@vp.pl19 listopada 2007 13:43

    Nowy rozdział na www.evans-potter.blog.onet.pl :) Będę wdzięczna za przeczytanie i komentarz! :* a tej notki jeszcze nie czytam, jestem dopiero w rozdziale 'obiad, ptak i wiele innych' pozdro xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Notka oczywiście świetna. Coś mi sie zdaje, że Lily i James bardzo poszaleją bez dzieci xD. Czekam z utęskieniem na nową notke

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratuluję xD Żeby moje opo doczekało setnej notki, choć to tylko marzenie.. Czy mi się wydaje czy Lily często liczy do dziesięciu? xDTe notki wyglądają tak pięknie, jak ... a zresztą. Przecież wiesz że brak mi słów ^^Szkoda że w mojej koncepcji prawie wszyscy bohaterowie mojego opowiadania zginą xD Choć pewnie pokuszę się o popisanie trochę "Ciągu Dalszego Joan Lupin I Inni". Choć trojaczków Remusowi nie załatwię xD Mam trochę serca :POstatnio nie miałam czasu (niestety) na czytanie Twoich cudów (czyt. notek xD) więc teraz nadrobiłam. Siedzę sobie na szkolnym komputerze i wymyślam komplementy. Serio xDPozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. ~elanor z www.karolinaihogwartnakaraibach.blog.onet.pl20 listopada 2007 08:17

    tak tak juuupik! wiedzialam!!! wiedzialam!!!!!!! boze az mnie....ok znowu spadlam z krzesla...kurde musze powiedziec rodzicom by mi kupili take z pasami bo moj tylek tego nie moze zniesc. boze az skacze z radosci....!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!11

    OdpowiedzUsuń
  6. ~elanor z www.karolinaihogwartnakaraibach.blog.onet.pl20 listopada 2007 08:21

    pj jak tylko sie uspokoje zaczne czytac nocie...na stowe dam komcia...a i chyba musze sie usprawiedliwic...ostatnio dalma taka malo ilosc komentow poniewaz mialam olimpiade humanistyczna...a teraz...nom kurde dalej podskakuje na krzesle...

    OdpowiedzUsuń
  7. ~elanor z www.karolinaihogwartnakaraibach.blog.onet.pl20 listopada 2007 08:50

    nie wiem trzy ten komc wejdzie bo mi kompc szfankuje wiec pisze tylko ze nocia jest przecudowna(jak zwykle zreszta)

    OdpowiedzUsuń
  8. ~elanor z www.karolinaihogwartnakaraibach.blog.onet.pl20 listopada 2007 08:53

    czyli jednak moj komc wszedl? o to super(choc nie wiem czy ten wejdzie)

    OdpowiedzUsuń
  9. ~elanor z www.karolinaihogwartnakaraibach.blog.onet.pl20 listopada 2007 09:01

    no i musze pogratulować tego fragmenciku z luniem...biedny lunatyk...heh ja spie sama w lozku na dwie osoby a i tak bardzo czesto z niego spadam....hehe

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetna;p I pełna humoru, ale jednak mnie nie zabiłąś;p No patrz nie udało ci się... To nie grożba zeby nie było;p;p nNajbardziej mi się podobał moment z Lupinkami i Stevenem... Cudo poprostu cudo... Mam nadzieje ze ja tez dobije do setnej notki....

    OdpowiedzUsuń
  11. ~elanor z www.karolinaihogwartnakaraibach.blog.onet.pl20 listopada 2007 12:58

    no patrz jak ja glupia jestem! przeoczylam trojaczki part 5.! normalnie idiotka ze mnie! ale teraz pisze o nich. no wiec panno evans nocia sprawila ze bylam...eh bez urazy bylam...ROZCHACHANA, POOBIJANA(cholerne krzeslo)I...(cierpie na chorobe zwana-brak epitetoew z wrazenia). a chyba nawet dobrze ze je przeoczylam bo nie mialam stresa...no glupota bywa czasami madra(jezu ale to brzmi!!)

    OdpowiedzUsuń
  12. ~elanor z www.karolinaihogwartnakaraibach.blog.onet.pl20 listopada 2007 13:51

    czyl ze zgodnie z tym co mowisz wygralam? hihi...(a teraz dla odmiany cierpie na chorobe...eee nie pamietam)a co do pasow przy krzesle...serio konieczne...hih....pojutrze dam moze jeszcze pare komci bo jutro mam basen i chyba nie zdaze.

    OdpowiedzUsuń
  13. achh :)) no na poczatku to gratluje jubileuszu :))) i zycze kolejnego :D achh bosko :) a co do ostatniego fragmentu to wcale nie jest denny :P mi si epodoba zrszta mi sie podoba wszystko co wyjdzie spod twojej klawiatuki :D no najprostszy pomysl opiszesz tak ze az decha zapiera :) czekam na kolejna notke POZDROWIENIA z http://lily-bez-voldiego.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  14. ~elanor z www.karolinaihogwartnakaraibach.blog.onet.pl21 listopada 2007 10:06

    nom i mam nowy cel ktory musze osiagnac...25 komci...co ty na to lil?

    OdpowiedzUsuń
  15. ~elanor z www.karolinaihogwartnakaraibach.blog.onet.pl21 listopada 2007 10:07

    ludzie pomóżcie nagromadzić 25 komci...bede wdzieczna za pomoc...;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Steven jest naprawdę obłędny xDDOn ma te pomysły po tatusiu xDDAha i zauważyłam błąd xDD :"- O to że prawie wcale się nie widujemy. James przychodzi późno do domu, czasem nawet pół godziny przed moim wyjściem…- Mają dużo pracy, zmniejszyli liczbę etatów w ministerstwie i muszą więcej pracować"Pierwsza to wypowiedź Lily nie? A druga to jej mamy nieprawdaż? W takim razie...Skąd mama Lily wie co się dzieje w ministerstwie? Przecież jest mugolką xD Chyba, że Lily coś wcześniej jej o tym wspominała xDD Albo może wymieniają się gazetami? xD Ciekawe...jak to więc jest?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Instynkt

Zburzony zamek...

Bielizna