różne sprawy
Lily obudził dźwięk budzika. Wymacała wyłącznik nacisnęła go. W sypialni rozległ się cisza, przerwana tylko oddechem dziewczyny. Przeciągnęła się i podniosła. W sypialni panował bałagan. Porozrzucane ubrania, które James najwyraźniej wyrzucił z szafki przed wyjściem do pracy i których nie zdążył sprzątnąć, porozrzucane przez wiatr notatki dziewczyn. Wszystko tworzyło w sypialni wielki nie ład.
Rzuciła przelotne spojrzenie na kalendarz. Rozpoczął się listopad. Dziewczyna z każdym dniem denerwowała się coraz bardziej. Wiedziała, że szanse na to, że uda im się za pierwszym czy drugim razem są marne, ale pomimo wszystko wierzyła, że się udało.
Wstała z łóżka. Podeszła do sterty ciuchów i zaklęła na męża, gdy sprzączka od paska wbiła jej się w stopę.
Przysięgając sobie, że nauczy go sprzątać po sobie wyszła z pokoju, zostawiając na dywanie czerwone ślady.
***
Siedziała w białym puchowym ręczniku na toalecie przyglądając się swojej stopie. Czerwona strużka krwi popłynęła po jej kostce.
Delikatnie dotknęła rozcięcia i jęknęła z bólu. Wstała, starając się nie dotykać nogą do podłogi i przeskoczyła w stronę szafki. Otworzyła białe drzwiczki i zaczęła szukać apteczki.
Zatrzymała wzrok na białym pudełku i wyciągnęła je ostrożnie z szafki.
Czerwona kropla krwi upadła na posadzkę.
Usiadła na toalecie. Otworzyła apteczkę i zajęła się opatrywaniem nogi.
***
Weszła do kuchni. Chwiejnym krokiem podeszła do krzesła i usiadła. Nie czuła się dobrze. Głowa jej pękała, miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje a brzuch też dawał jej do wiwatu.
Wstała i przeszła do szafki z lekami. Wyjęła aspirynę. Przeszła do zlewu, nalała sobie wody i połknęła tabletkę. Spojrzała na zegarek. Miała godzinę do wyjścia z domu. Nadal obolała poszła do pokoju i rzuciła się na łóżku.
***
Godzinę później wyszła z domu. Idąc w stronę świętego Munga, czuła pulsujący ból w stopie i bębnienie w głowie. Weszła do zatłoczonego budynku i po chwili zmuszona była zapomnieć o dolegliwościach.
***
Weszła do domu. Rzuciła torbę na podłogę i oparła się o ścianę. Poczuła skurcz w dolnej części brzucha. Zdjęła płaszcz i buty i przeszła do kuchni. Wyjęła z szafki tabletki przeciw bólowe. Połknęła jedną popiła dużą ilością wody i wyszła z pomieszczenia. Przeszła przez długi przedpokój, potykając się o torbę. Weszła do salonu. Położyła się wygodnie na wersalce i nawet nie poczuła jak wpadła w objęcia Morfeusza.
***
James wszedł do domu. Na samym środku przedpokoju leżała rzucona niedbale torba Lily. Zaniepokojony wszedł do kuchni. Na stole stało pudełeczko proszków przeciw bólowych i pusta szklanka.
Przeszedł szybko przez kuchnię w poszukiwaniu żony.
Wszedł po cichu na górę, ale jej nie znalazł.
Mocno zdenerwowany przeszedł do pokoju.
Wszedł i jego serce przestało już tak szybko bić uspokojone widokiem śpiącej Lily.
Podszedł do dziewczyny i usiadł obok. Dotknął jej głowy i delikatnie pogładził ją po włosach. Otworzyła powoli oczy. Ich wzrok się spotkał.
- Co się stało? – Spytał zaniepokojony James patrząc na twarz dziewczyny, która pokazywała, że nie czuje się ona najlepiej.
- Dostałam okresu i strasznie źle się czuje. No i nie udało się – dodała bardzo cicho. Pogłaskał ją pieszczotliwie po głowie i przytulił się do niej. Wsadziła głowę pod jego ramię i poczuła zapach jego perfum.
- Nie martw się, uda nam się następnym razem, albo następnym następnym razem – powiedział uśmiechając się i gładząc ja po policzku.
Spojrzała na niego swoimi wielkimi zielonymi oczami.
- Wiem, uda nam się, na pewno – powiedziała zbliżając swoje usta do jego. Musnął je delikatnie.
- Uda, zobaczysz.
***
Cristin chodziła niecierpliwie po pokoju, wykręcając bluzkę. Co chwili zbliżała się w stronę kuchni, żeby za chwilę odejść dalej.
Podeszłą do drzwi od kuchni i zdecydowanym ruchem je otworzyła.
Siedział na krześle przy stole. Na blacie leżał pusty talerz, obok niego stał kubek po herbacie.
Czytał gazetę a jego oczy wędrowały szybko po drobnych literach wydrukowanych na żółtawym papierze.
Podniósł wzrok w tej samej chwili, gdy dziewczyna postanowiła niepostrzeżenie wyjść.
- Cristin? – Spytał patrząc się na nią. Obróciła się powoli i podeszła do stołu. Wysunęła krzesło i usiadła na jego brzegu. Jej wzrok skierował się na kalendarz, na którym zaznaczone były fazy księżyca. Do pełni zostało już tylko kilka dni.
Odkąd zamieszkali razem, przed pełnią chłopak jechał do rodziców, spędzając tam pełnię, a gdy odzyskiwał siły wracał do domu.
Spojrzała na niego. Widać było, że niewiele już zostało.
Chłopak wyglądał na słabego. Był bledszy niż zwykle patrząc na niego odnosiło się wrażenie że jest chory.
Przełknęła ślinę.
-
Musimy pogadać – powiedziała cicho, unikając jego wzroku. Jej piękne oczy wpatrzone były w okno.
Chłopak kiwnął powoli głową, a ona niechętnie na niego spojrzała.
- Nie chcę, żebyś w tą pełnie jechał do rodziców – powiedziała cicho, wpatrując się w blat. Chłopak spojrzał na nią dziwnym wzrokiem i po chwili wstał.
- Nie – powiedział krótko kładąc gazetę na stół z taką siłą, że szklanka wywróciła się i przeturlała przez stół, spadając na podłogę i rozbijając się na drobne kawałeczki.
Machnął szybko różdżką, a szklanka przybrała swój dawny kształt i odwrócił się gotowy wyjść z kuchni.
- Remus, nie idź! – Powiedziała widząc, że jest już przy drzwiach.- Czy ty chcesz do końca życia…
Nid pozwolił jej dokończyć. Nadal odwrócony do niej plecami powiedział lekko drżącym głosem.
- Tak. Nie będę cię narażać.
- Ale… - zaczęła po raz kolejny. Obrócił się szybko i złapał ją za ramiona. W jego oczach zobaczyła dziwną iskrę.
- Nie ma, ale! Za bardzo mi na tobie zależy, żeby pozwolić żeby ci się coś stało – powiedział patrząc prosto w jej oczy.
-, Po co poprosiłeś mnie o rękę – spytała nagle. Chłopaka zbiło to z tropu.
- Co?
-, Po co poprosiłeś mnie o rękę? – Powtórzyła, ale nie pozwoliła mu dojść do słowa, – Jeśli poprosiłeś mnie o rękę, powinno oznaczać to, że masz do mnie zaufanie i że mnie kochasz. Małżeństwo polega też na wspieraniu się nawzajem... Jak mam cię wspierać skoro uciekasz… - spytała po cichu – Jak sens ma żebyśmy się pobrali?
- To jest niebezpieczne – Powiedział niewiele ciszej.
- Gdy cię pokochałam wiedziałam że może być niebezpiecznie. Wychodząc za ciebie biorę to niebezpieczeństwo nie siebie – powiedziała patrząc na niego.
- Może, więc nie powinnaś – Oczy dziewczyny zwęziły się. Delikatnie wyszarpała się z uścisku chłopaka i podeszła do drzwi. Obróciła się na pięcie i spojrzała na niego.
- Czy ty naprawdę uważasz, że to, że jesteś wilkołakiem jest odpowiednim powodem żeby cię nie kochać? – Spytała z trudem powstrzymując łzy – Uważasz, że strach może zniszczyć to, co do ciebie czuje? Więc dowiedz się, że nie! Gdyby to miało jakieś znaczenie, nie byłabym twoją narzeczoną, chłopaki by się z tobą nie przyjaźnili! Gdyby to miało dla nas jakiekolwiek znaczenie, bylebyś tak jak inne wilkołaki sam! Ale nas to gówno obchodzi! Myślałam, że to już do ciebie dotarło. – Jej głos przycichł. Wyszła z pomieszczenia, zostawiając oszołomionego chłopaka samego.
***
Szedł powoli po schodach. Słyszał tylko swój oddech i równe uderzanie stóp o posadzkę.
Przeszedł wzdłuż korytarza do sypialni. Pchnął lekko drzwi.
Siedziała na łóżku odwrócona do niego plecami. Zachodzące słońce oświetlało jej sylwetkę.
Podszedł do niej powoli. Usiadł obok niej, patrząc na nią.
Po jej policzkach leciały łzy. Odwróciła się do niego.
- To bolało – powiedziała po cichu.
Podniósł rękę. Położył ją na jej ramieniu.
- Zrozum, To jest naprawdę niebezpieczne – szepnął – Nie chcę, żeby ci się coś stało. Bardzo mi na tobie zależy – dodał głośniej.
- Mi na tobie też bardzo zależy – szepnęła – Dlatego chce być w pobliżu.
- Jeszcze nie teraz – powiedział patrząc na nią.
- Dobrze, ale pojadę z tobą – podniosła głowę i spojrzała na bladą twarz chłopaka
- Dobrze- pozwoliła mu się przytulić.
***
Czas mijał coraz szybciej. Ludzie porzucili lżejsze kurtki i jesienne płaszcze na ciepłe płaszcze, kożuchy i puchowe kurtki. Wraz z połową listopada spadł pierwszy śnieg, nie utrzymując się jednak zbyt długo.
Rozpoczął się grudzień.
Śnieg spadł na dobre, nie opuszczając Londynu na bardzo długi czas.
Po długich kłótniach i negocjacjach wszyscy ustalili, że wigilijny wieczór spędzą razem. Dzień Bożego Narodzenie wszyscy mieli spędzić wraz z rodzinami.
Liz żartobliwie stwierdzała, że na czas świąt może pożyczyć Syriuszowi swoją rodzinę, co chłopak przyjął bardzo entuzjastycznie.
W tydzień przed Bożym narodzeniem wszyscy umówili się na świąteczne zakupy. Nie obeszło się bez sprzeczek, co kto dostanie. Na szczęście do rękoczynów nie doszło.
W święta wszyscy przyjęli radosną nowinę o dokładnej dacie ślubu Remusa i Cristin.
- No to powiesz mi, kiedy? – Spytała niecierpliwie Lily świdrując przyjaciółkę wzrokiem. Tak tylko zarumieniła się lekko.
- No powiem. 16 Lutego – uśmiechnęła się lekko patrząc na narzeczonego, na którego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
***
Sylwester spędzili razem.
O północy przeszli oglądać sztuczne ognie. Żadne z nich nie zdawało sobie sprawy, jak wiele zmian czeka ich w nowo powitanym roku. Nikt nie przypuszczał jak wiele cierpienia i radośc
i ich czeka. O tym, każdy miał się dopiero przekonać.
***
Przygotowania do śluby Cristin i Remusa zaczęły się w połowie stycznia.
Głowy wszystkich zaprzątnęły poszukiwania strojów, wymyślenie prezentu godnego uwagi i wszytki podobne sprawy.
Sami zainteresowani też mieli tak zwane urwanie głowy.
Nikt nie zdawał sobie sprawy, że czas leci tak szybko.
Luty przyniósł poprawę pogody i nie tylko.
***
Lily stanęła przed białymi drzwiami opatrzonymi tabliczką. „Dr. Samuel Clark – Ginekolog”. Westchnęła i zapukała w drzwi.
- Proszę!
Poczuła lekki skurcz w brzuch i pchnęła drzwi.
- Dzień dobry, zapraszam.
***
Siedziała naprzeciwko lekarza i wpatrywała się w jego szare oczy. Uśmiechnął się szeroko do dziewczyny.
- Proszę się nie martwić, wszystko jest w jak najlepszym porządku. – Zapewnił. Jego niski uspokajający głos, uspokoił trochę Lily, pomimo że nadal patrzyła na niego niepewnie.
- To jest dopiero jedenasty tydzień, więc myślę, że za dwa tygodnie przyjdzie pani na USG – powiedział nadal na nią patrząc. Kiwnęła głową.
Zaczął wpisywać coś w kartę, a Lily rozejrzała się po gabinecie. Prawda zaczynała do niej powoli docierać i na jej twarzy można było dostrzec niezauważalny cień uśmiechu.
Podał jej plik kartek.
- Tu są skierowania na wszystkie badania. – Powiedział. Wzięła- Zobaczymy się za dwa tygodnie.
Podziękowała i wyszła z gabinetu. Teraz uśmiechała się już bardzo szeroko.
***
Zapukała. Usłyszała tylko proszę. Pchnęła drzwi.
- Lily? – Syriusz spojrzał na nią ze zdziwieniem – A ty co tu robisz?
- Szukam Jamesa, nie ma?
- jest u piranii – wskazał na drzwi od gabinetu szefa – Zaraz może wyjdzie. Nie dam sobie jednak grzywki obciąć czy będzie żywy.
- Nie masz grzywki – zauważył Remus wchodząc do pokoju. Uśmiechnął się do Lily.
- Mało istotny szczegół…
Drewniane drzwi otworzyły się i wyszedł James.
- Stara pirania… - mruknął – Wiecie, co… Lily?
Zauważył żonę. Podszedł do niej i uśmiechnął się lekko.
Pocałowała go na przywitanie.
- Co ty tu robisz?
Uśmiechnęła się szeroko.
- Przynoszę radosne nowiny – powiedziała uśmiechając się lekko.- w połowie sierpnia będzie nas troje.
Chłopak spojrzał na nią z niedowierzaniem. Syriusz wypluł kawę i spojrzał na dziewczynę. Oczy Jamesa zrobiły się wielkości arbuza.
- Żartujesz?
- Nie!
Wziął ją w ramiona i okręcił się z nią. Drzwi od gabinetu otworzyły się i stanął w nich Pan Keating „Pirania”.
- Co tu się dzieje? – Spytał patrząc groźnie na Potterów.
- Nic – powiedział James stawiając Lily na ziemi – Moja żona jest w ciąży – powiedział pokazując na Lily i uśmiechając się szeroko.
Mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie.
- I pewnie chcesz mieć dzień wolnego?
Wzruszył ramionami.
- No… jak pan nalega…
- Idź – powiedział – a wy do roboty – rzucił w stronę Syriusza i Remusa i wszedł do gabinetu. James złapał za kurtkę i spojrzał na przyjaciół. Syriusz wyszczerzył zęby a Remus uniósł kciuki do góry.
James tylko szeroko się uśmiechnął i wyszedł ciągnąc za sobą Lily.
***
No, to jest notka…następna… jutro rano. Na pewno.
Napewno? :>Ja nocy przez Ciebie nie prześpię ;P Czekam, czekam i czekam :DMnie nagle zaatakowała krwiożerczo vena więc moja notka też się niedługo pojawi... I czekam...Albo jak to mówi moja znajoma:dalejdalejdalejdalej!!!;P Pozdrawiam i czekam ;P
OdpowiedzUsuńdziekuje za wysuchanie moichprózb a co za tym idzie nowa notke... jest cuuudowna! Jak wszytkie zreszta :) ciesze sie ze Lily jest w ciazy :)niedlugo na swiat przyjdzie mly potterek ^.^...Ale wiesz... pakac mi sie chce... uprzedias ze niedugo zaonzysz pisanie za co jestem bardzo wdzieczna bo przynajmniej ta informacja nie spadnie na mnie jak grom z jasnego nieba mnie nie zabije... a tak by z pewnoscia bylo gdybym nie miala czasu na owojenie si ez ta mysla,..rozumiem czemu chcesz odesc... czasem nasi bohaterowi staja sie zbyt uciazliwi... albo nas nudza albo za bardzo zyja naszem zyciem lub my ich albo jest jeszcze inny powódale mi i tak jest strasznie smtno bo wszytkie blogi jakie zaczynaam czytac jakie mi sie podobay i inspiroway do piania wasnego opowiadania one sie kocza,,, tak poprostu... ale jakis seryjn morderca czyt autr zabija wszytkich bohaterow z premedytacja albo poprotu wiesza bloga lub konczy tak jak np ty...Zaczynam czuc sie samona w blogowym swiecie bo wiekszosc tych dobrych powiadan sie juz skonczyla lub zostala zawieszona na czas nieokreslony...Wszstkie te opowiadanie ktore mnie zaczoroway jak np TWOJE sie koncza lub autorzy poprostu nie pisza...Rozumiem i nie mam petensji szanuje twoja decuze a pozatym nie chce bys pisala na sile bedac znudzona swoimi bohaterami bo o juz nie bedie ta sama historia... bedzie jej brakowalo czegos...A mianowicie twojej pasji a co za tym idzie kawalka ciebie...Lecz mimo ze odejdziesz jako autoka tego bloga to mam nadzije ze zostaniesz i bedziesz mnie jak i innych autorów wsierac i czytac nasze "wypociny"... albo powrocisz z jakas nowa historia...lecz poki co zostalo mi sie cieszyc tymi ostatnimi jak powiedzialas postami...jutro z samego rana [czyli w moim wykonaniu to bedzi egdziesz 13 lub 14] bede przed kompem czekajac na twoj notke...boze jak mi smutno ze zblizasz sie do konca ;( Pozdrawiam smuny Werak ;(
OdpowiedzUsuńHaha...mówie ci piszesz co raz lepiej...i ty to chcesz kończyć?! Z_W_A_R_I_O_W_A_L_A_S! Tyle ci powiem...nie wypowiadam sie bo wpadne w doła i wogóle zamkne sie w sobie i bedzie trzeba użyć łoma...
OdpowiedzUsuńno nareszcie :) już myślałam że będę musiała cały magiczny rok czekać żeby Lily zaszła w tą ciąże, a może to James się nie starał...? No nie ważne w każdym bądz razie moje modlitwy zostały wysłuchane :)gratulacje dla Lilki i dla ciebie oczywiście za tak cudowną notke.Ps. jak wytrzymam do rana to będzie cud :D
OdpowiedzUsuńno cudo czemu dopeiro teraz zauwazylam?? ojj ;D nie psize zaduzo ide czytam kolejne notki bo sie doczekac nie moge :))
OdpowiedzUsuńŁiiiii xDD Pirania jednak nie jest taka zła chyba xDD I będzie trójka Potterów xDD
OdpowiedzUsuńI Harry... Mam rację? Mam też nadzieję, że nic nie stanie na przeszkodzie. Ale teraz sa bardzo mało magiczni. Nie to, co rodzina Rona (następne pokolenie). Oni mieli proszek Fiuu, pełno magicznych urządzeń... A tutaj taka ludzka sielanka. proszę wpowadź troszke magii. A notka może być. Przestawiam Cie na 3 miejsce(z drugiego)
OdpowiedzUsuń