jak pech to pech

Wieść o zaręczynach szybko się rozniosła wśród przyjaciół i wprawiła wszystkich w bardzo dobry nastrój.

Tymczasem czas leciał coraz szybciej i każdy miał wrażenie, że przelewa się on między palcami.

Wyjątkowo drażniło to Liz i Syriusza, którym do ślubnego kobierca zostało już naprawdę mało czasu. Bo tydzień, to chyba nie dużo, prawda?

Liz chodziła jak porażona prądem. Gotowa zabić wszystkich i wszystko, co stanęło jej na drodze.

Traciła nad sobą panowanie w każdej chwili. Wybuchała bez problemu.

Syriusz był spokojniejszy. Aż za spokojny.

Wysłuchiwał humorów narzeczonej wiedząc, że za chwile coś innego przykuje jej uwagę. Tłumaczył to sobie jako napięcie.

***

Liz policzyła w myślach do dziesięciu.

- Mamo, to źle wygląda – powiedziała siląc się na spokój, chociaż jej policzki przybrały różowy kolor.

- Kochanie, dobrze wygląda.

Pani Keaton stała obok córki i przyglądała się sukience. Była naprawdę piękna. Jej prosty krój i olśniewająca biel sprawiały, że jej córka wyglądała w niej jeszcze piękniej.

Dziewczyna usiadła na podłodze chowając twarz w ręce. Lily uklękła obok niej, pokazując pani Keaton, że da sobie radę.

- Liz, spokojnie. Można zawsze poprawić. Mamy jeszcze czas. Jeśli trzeba możemy ją poprawić jeszcze dziś. Nie martw się dobrze będzie.

- Nie będzie dobrze… - Przytuliła przyjaciółkę.

- Będzie. To będzie cichy ślub, nie będzie dużo osób sama mówiłaś… wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Szaty są gotowe, w sukience trzeba tylko przeszyć dwa guziki żeby pasowała. Nie martw się, to jest normalne przed ślubem. I wiesz, co? Dziś wieczorem zrobimy ci wieczorek panieński, co ty na to??

Dziewczyna spojrzała na nią zapuchniętymi od płaczu oczami. Kiwnęła powoli głową uśmiechając się blado.

- Urżniemy się? – Spytała

- Urżniemy – powiedziała Lily śmiejąc się – tak jak nigdy

***

Liz podeszła do chłopaka.

- Zobaczymy się jutro??? – Spytała patrząc na niego z uśmiechem.

- Tak, tylko nie szalejcie za bardzo – pocałował ją delikatnie.

Założyła buty i podeszła do drzwi. Pomachała chłopakowi na dowiedzenia i wyszła. Idąc w stronę domu Lily natknęła się na Jamesa i Remusa.

Uśmiechnęła się i poszła dalej.

***

Siedziały w kuchni. Lily kończyła robić kanapki, Liz kroiła warzywa na sałatkę. Ann, Cristin i Patsy przygotowywały wszystko w pokoju.

- Skończyłam. – Powiedziała uradowana Liz dodając do sałatki ostatnią kroplę sosu.

- Ja też. Chodź, zobaczymy, co przygotowały dziewczyny.

Weszły do pokoju i zamarły.

W całym pokoju panował mrok. Wszystkie okna zostały zasłonięte. Po pokoju porozstawiane były świece zapachowe. Z magicznego megafonu leciała spokojna muzyka.

Dziewczyny siedziały na rozłożonych na podłodze poduszkach dyskutując szeptem.

- Dziewczyny… jesteście wielkie! - Powiedziała Liz patrząc na to, co zrobiły dziewczyny.

- No, to, co? Gramy w butelkę na pytania – powiedziała Patsy uśmiechając się szeroko.

- Możemy zagrać – powiedziała Lily – ale z wykrywaczem kłamstw. Inaczej nie gram.

Pokiwały żywo głowami.

Ann podeszła do siatek, które przyniosła.

- Nie możemy grać bez wina babcinej roboty – powiedziała wyciągając butelkę.

- Nie no… jutro naprawdę będzie z nami źle.

***

Wino babci było naprawę szybko podziało. Jak to wino domowej roboty. Dziewczyny spędziły bardzo miły wieczór, dowiadując się o sobie niezwykłych rzeczy.

Wielkim zdziwieniem wszystkich pań, był fakt, że Lily w drugiej klasie podkochiwała się w Lucjuszu Malfoy’u.

Nie większym zdziwieniem dla Ann i Cristin okazał się fakt, że w trzeciej klasie razem odpracowywały szlaban u McGonagall.

Dziewczyny dowiedziały się też co nieco o Patsy.

Liz zakręciła butelką. Butelka zakręciła się i zatrzymała na nodze Lily.

Dziewczyna zastanowiła się.

- Ehm… Lily, powiedz mi, jakie było twoje największe marzenie w dzieciństwie.

- Dochować dziewictwa do ślubu – powiedziała Lily a wszystkie wybuchły śmiechem. – No, co?? Uważałam, że to bez sensu żeby iść z kimś do łóżka przed ślubem. Miałam wtedy osiem lat. Dowiedziałam się skąd się biorą dzieci i postanowiłam sobie, że tak będzie.

Liz poturlała się po podłodze.

- Teraz moja kolej. Ann- powiedziała, gdy butelka zatrzymała się na blondynce – najwstydliwsze wspomnienie.

Ann zarumieniła się.

- Gdy miałam sześć lat, biegałam po ulicy na golasa krzycząc że jestem z Marsa.

Cristin zadławiła się winem.

Fałszkoskop milczał.

- Cristin – butelka zatrzymała się na dziewczynie – Co ci się najlepszego przytrafiło??

- Pytasz jak byś nie wiedziała. Remus. …

- Dobra, koniec sentymentalnych gadek. Karakoke czas zacząć!

***

Ann przewróciła się. Nie potrafiła ustać. Brzuch bolał ją niemiłosiernie. Śpiewanie początkowo wychodziło im naprawdę dobrze. Jednak później, alkohol zaczął naprawdę dobrze działać i to, co wydobywało się właśnie z ust Lily nie można było nazwać śpiewem.

Bawiły się znakomicie. Naprawdę znakomicie.

- A wszystko to, bo ciebieee kochammm – zawyła Lily – nie mogę. Boli mnie gardło. Liz kończ.

- Nie… ja też nie mogę. Usiądźmy i pogadajmy. Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, ale jak następnym razem będziemy imprezować nie będę już panną…

- No.. Ale ten czas leci – mruknęła Lily

- Leci… nie zauważymy jak będziemy matkami. – Stwierdziła Lily uśmiechając się sympatycznie.

- tak… nie zauważymy. Chociaż, ja już bym mogła być matką – powiedziała Ann, a Cristin pokiwała głową.

- Ja też.

- W takim razie zrywaj zaręczyny i razem będziemy mieć dziecko, bo znając facetów to oni nie będą chcieli.

- Ciekawe kto je urodzi…

- Ann

- Cristin

- Uwielbiam was? Wiecie? – Lily się uśmiechnęła.

- Wiemy, wiemy. To może się do nas przyłączysz? – Ann się uśmiechnęła.

- No nie wiem…, ale wiecie, co? Ja się chyba zdecyduję na dziecko z moim własnym Jamesem.

- Twoja strata. W takim razie my same będziemy mieć dziecko.

- Tylko, kto je najpierw zrobi??

- Coś wymyślimy…

***

O północy dziewczyny doszły do wymarzonego stanu „urżnięcia”. Lily tańczyła na stole, Liz siedziała na podłodze śmiejąc się bez powodu, Cristin chodziła po mieszkaniu szukając czegoś, mimo że sama nie wiedziała, czego, Ann spała pod stołem od czasu do czasu chrapiąc, a Patsy rozglądała się nieprzytomnie po pokoju jakby nie wiedziała, kim jest i gdzie jest.

- Cristin! Chodź ze mną zatańcz – krzyknęła Lily przekrzykując muzykę.

- Nie mogę… szukam. Nie pytaj, czego bo jeszcze nie wiem.

- Ann, chodź ze mną zatańczyć – Lily zwróciła się do przyjaciółki. Odpowiedziało jej chrapnięcie.

- Liz?? – Dziewczyna wybuchła śmiechem a Lily podirytowana zwróciła się do Patsy – A ty ze mną zatańczysz?

- Z wielką chęcią.

***

W przeciwieństwie do wieczoru kawalerskiego Liz, chłopaki nie wykazali się inwencją.

Cały wieczór spędzili na spożywaniu dużej ilości Ognistej Whisky i wyjątkowo żywych dyskusjach.

Pomimo o wiele większej spokojności niż w przypadku pań nad ranem każdego z nich obudził wielki ból głowy. Większy niż u dziewczyn.

***

Do domów rozeszli się dopiero o trzeciej. Lily została u siebie, a pozostałe panie poszły po swoich kawalerów z Liz.

Weszły do domu, spodziewając się rozgardiaszu, ale bardzo się zdziwiły. W domu panował istny błysk.

- Jak było? – Spytał się Syriusz, gdy dziewczyny weszły zdębiałe do kuchni.

- Fajnie – podeszła do niego i pocałowała go w policzek.

Ann wybuchła nagłym atakiem śmiechu, widząc Remusa, który wszedł do kuchni. Cristin się lekko uśmiechnęła.

- Co?? – Spytał zdezorientowany chłopak.

Wzruszyły ramionami.

***

Liz rozejrzała się dookoła. Dekoracje przeszły jej najśmielsze wyobrażenia.

Syriusz podszedł od niej od tyłu i złapał ją delikatnie za brzuch przyciągając do siebie.

- Cudownie prawda? – Szepnął jej do ucha, a Liz poczuła, że dostała gęsiej skórki pod wpływem jego ciepłego oddechu.

- Tak… - przymknęła oczy, gdy pocałował ją w szyję – Cudownie.

- Wiesz, że za osiemnaście godzin będziesz już moją żoną??

Odwróciła się i spojrzała prosto w jego ciemne oczy.

- Wi
em. Chodźmy do domu.

- Dobrze. Poczekaj umówię się na jutro z Rogaczem.

Patrzyła jak podszedł do przyjaciela i zaczął z nim rozmawiać. Po chwili uśmiechali się oboje, usieli sobie ręce i Łapa znów był obok niej.

- Możemy iść.

***

Liz obudziła się o świcie. Nie potrafiła spać. Nerwy jej nie pozwalały.

Zeszła po ciuchu do kuchni. Kakao zawsze ją uspakajało.

Usiadła na krześle i podwinęła gołe stopy pod siebie.

Nie wiedziała, czemu się denerwowała. Do kuchni weszła Drobinka, która urosła już bardzo dużo. Zamerdała ogniem i podeszłą do pani. Kobieta pogłaskała ją po pyszczku.

- Dobrze będzie, prawda??

Pies zamerdał ogonem na znak, że będzie.

***

Liz wyszła z domu o dwunastej. Umówiła się, że przygotują się u Lily, skąd do kościoła zabierze ją Pan Keaton.

Nerwy naprawdę dawały się we znaki, czego największym dowodem było to, że przed samym wyjściem mocno pokłóciła się z Syriuszem.

Do Lily dotarła o wpół do pierwszej.

***

Pomalowała rzęsę i spojrzała na swoje odbicie w lustrze.

- Liz??

Lily wsadziła głowę do drzwi łazienki.

- Tak??

- Chodź, za chwilę przyjedzie twój tata. Musisz się jeszcze ubrać.

Kiwnęła głową.

***

- Lily?? – Liz spojrzała na przyjaciółkę, która podwinęła skraj swojej sukienki żeby zapiać buta.

Dziewczyna spojrzała na nią. Wyglądała naprawdę ślicznie. Długie kasztanowe włosy upięła elegancko u góry. Pomalowane długie rzęsy idealnie podkreślały jej duże oczy.

- Tak?

- Powiedz, że będzie dobrze, że będziemy szczęśliwi…

Dziewczyna uśmiechnęła się powróciła do zapinania buta.

- Będzie. Zobaczysz.

***

Syriusz panikował. Po raz pierwszy w życiu panikował. Nie była to zwykła panika. Była to rozpaczliwa panika.

- Syriusz, spokojnie. – Powiedział James patrząc ja chłopak chodzi po pokoju.

- Jak mam być spokojny. Zobaczysz coś się nie uda. Czuję to.

- Ciekawe, co ma się stać.

- Nie wiem. Złamie nogę, straci pamięć, albo nie przyjedzie. Nie przyjedzie, boże ona ma na pewno kogoś innego. Ona na pewno ma kogoś innego.

- Syriusz uspokój się ona nie ma nikogo innego – powiedział James patrząc na przyjaciela rozbawiony

- Na pewno ma! I pewnie teraz właśnie biorą ślub!! I nie mów, że jest inaczej!! – Powiedział widząc, że James otwiera usta.

- Może coś na uspokojenie? – Spytał rozbawiony Remus wchodząc do pokoju.

- Jeszcze wariata ze mnie chcą zrobić!!

- Zobaczysz, że będzie dobrze. Jeśli ja będę się tak zachowywał, daj mi w zęby dobrze? – Remus kiwnął głową a James uśmiechnął się szeroko.

***

Syriusz nerwowo przestępował z nogi na nogę.

- Nie denerwuj się. Lada moment będą.

- Obyś miał rację.

***

Liz siedziała obok Lily. Pan Keaton spojrzał na córkę i uruchomił samochód. Ślub miał się odbyć w niedużej kapliczce niedaleko domu Liz i Syriusza. Początkowo miał być w ogrodzie domu przyszłych państwa Black, jednak zrezygnowali z tego.

Samochód zatrzymał się. Pa Keaton spojrzał na ulicę, wzdłuż której ciągnął się sznur samochodów. Lily westchnęła.

***

Wydostanie się z korków zajęło im prawie pół godziny i sprawiło, że mieli dziesięć minut spóźnienia.

Pan Keaton przyspieszył, aby nadrobić drogę jednak pech zdawał się ich nie opuszczać.

Zatrzymał się a Liz policzyła w myślach do dziesięciu. Drzwi samochodu otworzyły się.

- To ile pan przekroczył? – Ukazała im się twarz starszej policjantki. Lily poczuła, że to dopiero początek kłopotów.

- Dokumenty, dowód rejestracyjny i proszę wysiąść z samochodu – te słowa tylko ją, co do tego upewniły.

***

Liz się wściekła. Kobieta trzymała ojca już dwadzieścia minut.

Wysiadła z samochodu.

- Proszę Pani, nie chcę być niegrzeczna, ale jesteśmy spóźnieni na mój ślub.

- To n
ie jest wytłumaczenie. Przepisy to przepisy a Pani ojciec je złamał.

- To niech pani wypisze ten cholerny mandat!

- Proszę mnie nie pouczać. Muszę postępować według procedur.

- To niech Pani robi to szybciej!!!!

***

Dziesięć minut później Liz wsiadła wściekła do samochodu. Za nią wsiadł Pan Keaton wyraźnie rozbawiony.

- Niedobrze, że ten babsztyl trzymał nas przed pół godziny, to jeszcze wlepił mi mandat za obrazę funkcjonariusza! – Powiedziała cała czerwona na twarzy. Pan Keaton uruchomił samochód.

- Nazwałaś ją egoistyczną, sfrustrowaną, starą panną, która robi trzyma cię z zazdrości – powiedział pan Keaton uśmiechając się – Miała ku temu powody.

Lily wybuchła śmiechem.

Samochodem zatrzęsło i Pan Keaton zjechał na pobocze.

Wysiadł z samochodu i przeklął.

- Mamy gumę.

***

Syriusz wyszedł na zakrystię. Remus podszedł do Jamesa.

- Gdzie one są?

- Też chciałbym to wiedzieć.

Spojrzeli w stronę drzwi, za którymi zniknął Syriusz.

- Żeby on tylko nie miał racji…

***

- Dziewczyny, posłuchajcie. Nie mamy czasu. Jesteśmy już nie daleko. Przejdziemy na piechotę. Jutro go zabiorę… jak zaczniemy zmieniać oponę zabrudzimy się i jeszcze zajmie nam to dużo czasu. Kiwnęły głowami i szybkimi krokami zaczęli zmierzać w stronę kościoła.

***

Liz weszła do kościoła. Stukot jej obcasów zwrócił uwagę wszystkich. James spojrzał na narzeczoną z ulgą. Podeszła do niego.

- Gdzie Syriusz?

- Schował się. Gdzie Liz? Gdzie wy byliście?

- Długa historia później ci wszystko opowiem. Zawołaj go możemy zaczynać.

***

Liz weszła powoli do kapliczki, trzymając się mocno ramienia ojca. Wszystkie głowy zwróciły się w jej stronę.

Syriusz przełknął ślinę. Była jeszcze piękniejsza niż zawsze.

Jej sukienka, długa aż do ziemi, z krótkim zgrabnym rękawem z jedwabnego materiału sprawiała że wyglądała jak prawdziwy anioł ( Nie Gracjo, ona żyje;D).

Podeszli. Wziął w swoją rękę jej malutką dłoń i uśmiechnął się do niej. Razem przeszli ostanie kroki do ołtarza nie wypuszczając nawzajem swoich dłoni.

***

Cristin siedziała w pierwszej ławce trzymając za rękę Remusa i wsłuchując się w słowa przysięgi małżeńskiej, którą składali Liz i Syriusz. Poczuła jak po policzkach płynie jej pojedyncza łza. Obok niej siedziała Ann. Cały jej makijaż popłyną po jej jasnych policzkach zostawiając ciemne ślady po tuszu.

- Ogłaszam was mężem i żoną. Możecie się pocałować.

Cristin spojrzała na Remusa. Uśmiechnął się do niej i mocniej ścisnął jej dłoń.

Odwzajemniła.

***

Notka dla Gracji dzięki niej jest ;D

Komentarze

  1. untitled@onet.eu5 lipca 2007 11:44

    http://www.podparasolem.fora.pl/ zapraszam na cudowne forum dla dziewczyn ;) im więcej nas będzie, tym lepiej ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Co za panna! Tu SPAM o forum wysyła! Haha spadłam z krzesła! SADYSTKA! Biedna Liz(hahaha) żeby tak się musiała męczyć...hehe...ale pięknie,pięknie i jeszcze raz pięknie... FANFARY! I BRAWA! Moja Kochana poprawiłaś mi tak nastrój że już będe spać spokojnie...KOCHAM CIĘ! hahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahaha - śmiech szaleńca:D

    OdpowiedzUsuń
  3. oj oby na moim ślubie nie było takich wpadek, chociaż to mogłoby być ciekawe :)czyli że następny ślub to dopiero Lily i Jamesa...a może jakiś dzidziuś w drodze ;)nie no nie rob z nich młodych rodziców :Ppozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. bardzo wspolczuje Liz :) jakby mi sie cos takiego zdarzylo to bym chyba zwariowala:D ale mimo wszystko ty to tak napisalas ze poprostu wyszla cudna notka :) ale cos podobnego juz chyba odemnie slyszalas ? no trudno komplementy zawsze sie przydaja :) czekam na kolejna notke :) POZDROWIENIA z http://lily-bez-voldiego.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj słow mi brak już poprostu :] Taaaki ślub... Jak już wreszcie po tych przeciwnościach dojechała Liz to się wzruszyłam ;) Notka przecudna, a że tego jak ta notka jest wspaniała wyrazić się nie da, to powiem tylko jedno: PRZECUDNAAAAAA!Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Juz mówię.... Siedze w pokoju wśród krzyków i żartów... ale i tak nie przepuszczę okazji skomentowania tojej notki... Jak zwykle śliczna. Tylko żebym ja nie miała takiego pecha w dniu ślubu..... Cału$Ki...

    OdpowiedzUsuń
  7. hej no musze powiedzieć: Gartuluje!!! Niedawno znalazłam link do twojego bloga na czyjms blogu i postanowiłam zacząć czytac twoje opowiadanie od poczatka i tak zaczełam je czytac dwa dni temu i teraz skonczyłam. naprawde gratuluje swietnie to piszesz nie moge sie doczekać kolejnej notki ;) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Super blog, super notka... po prostu super. Nie mogę się doczekać następnej notki. Pisz ją jak najszybciej. Ps: podobają mi się te opisy w nawiasach :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Biedaczka! A ta policjantka to naprawde...brak mi słów! Przy okazji informuje że w niedziele wyjeżdżam i przez 2 tygodznie na pewno ni będę komentować. Na pewno potem wszystko nadrobie!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. lilyevans@amorki.pl7 lipca 2007 18:49

    Hej :) nowa notka na http://lily-bez-voldiego.blog.onet.pl jesli masz czas i ochote wpadnij :) bedzie mi bardzo milo :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudnie piszesz! Właśnie przeczytałam całą historię i czekam na dalszy ciąg. Umiesz rozbawić i zmusic do poważnych przemyśleń. Ślicznie:) Cieszę się, że wreszcie znalazłam opowiadanie, w którym wszystko tak dobrze się układa (przynajmniej na razie). Bo płakać to ja lubię, ale ze śmiechu:D Tak więc liczę na to, że każdy będzie szczęśliwy (wiem, jestem naiwna :D). Pisz dalej! Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  12. hej no i po raz 3 przeczytałam całe opowiadanie od poczatku ;) Pieknie i tyle ;D czekam na kolejna notke ;)pozdro

    OdpowiedzUsuń
  13. ~http://wspomnienia--lily--evans.blog.onet.pl/9 lipca 2007 07:17

    Hej! Niedawno znalazłam znalazłam twój pamiętnik i zaczęłam go czytać. W niektórych częściach aż się popłakałam ze śmiechu! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  14. Heh czuję się jakby to była scena z mojego życia xDD Ja ze zwykłego pójścia do sklepu potrafię zrobić awanturę xDD I jeszcze przez przypadek!

    OdpowiedzUsuń
  15. Trochę mi sie tytuł rozdziału nie podoba, ale reszta jest cud, miód!! Pięknie!! Teraz tylko wesele i z głowy... Nie, no nieładnie tak pisać. Rozdziali fajny, z zamochdem mi sie podobało. Ale ostatnio cos tak komentarze mi sie ciężko pisze, nie wiem, dlaczego, więc moga być troche drętwe. A spam rzcezywiście jest podły i to do tego przy takiej notce!!!! Usunąć jak najszybciej!!

    OdpowiedzUsuń
  16. Wiem, że nikt nie lubi SPAMu. Jednak nie da się inaczej zaraklamować bloga. Zgłoś się do oceny, jeśli jesteś odważna. xd www.oceny-legilimens.blog.onet.plPrzesiąkają do pamięci...Serdecznie zapraszam i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Idziemy do szkoły.

Boże Narodzenie 1980

Jedenaście