Evans szykuj trumnę...przyda ci się

- jest! Doszło! – Lily wpadła do dormitorium z paczuszką w ręce.

- No to będzie jazda – mruknęła Ann

- co wy wymyśliłyście? – Spytała Liz.

- nie ważne… to co? Dziś w nocy?

- tak. Alicja staje na straży przy łazience, Ann przy wejściu do dormitorium, Mel.. ty będziesz stała miedzy wejściem do dormitoriów a pokojem wspólnym i dawała znać jak Mc.Ganaglle będzie szła..

- a ja? – wtrąciła Liz

- jak by Mc.Genaglle przyszła to powiesz że jesteśmy  w…eee…łazience – powiedział Lily

- we cztery?

- w łazience prefektów.

- ok.

- a ja…dokonam dzieła.- uśmiech jaki zrobiła Lily nie równał się nawet z uśmiechem Freddy`ego Kruger`a.

 

 

W zamku panowała cisza jakiej dawno nie było. Dochodziła 3 w nocy. Cały zamek pogrążony był w głębokim śnie. No… może nie cały. Lily Evans, Ann Winter, Melanii Steward   i Alicja Petersom nie spały i nic nie wskazywało na to by miały spać.

Może wyda się wam to dziwne, ale wszystkie były w pobliżu dormitorium chłopaków . Lily i Alicja rozejrzały się po pokoju . bałagan który panował w sypialni sięgał zenitu.

Lily przebiegła przez pokój potykając się o ksiązki, kociołek i Petera który miał tak twardy sen że nic nie poczuł.

Weszła do łazienki. Tu był podobny bałagan z tym że była zrobiona ścieżka do wanny, kibla i umywalki.

Rozejrzał się i szybko znalazła to, czego szukała. Szampon. Złapała go do reki, odkręciła zaczęła grzebać w kieszeni i po chwili wyjęła mała buteleczkę. Wlała jej zawartość do butelki szamponu i uśmiechnęła się diabolicznie.

 

 

Minęło kilka dni od kąt Lily wlała farbę do szamponu Syriusza. Nic jednak nie wskazywało na to, żeby Syriusz mył włosy, choćby dlatego że Lily jeszcze żyła.

Aż do południa trzy dni po nocnej wyprawie. Lily siedziała w pokoju wspólnym i pisała wypracowanie na eliksiry gdy nagle usłyszała krzyk:

-CHOLERA JASNA!!!

Krzyk był tak gwałtowny, że Lily aż wylała cały kałamarz na swoje wypracowanie. Jednak mimo woli uśmiechnęła się. Udało się

- EVANS!!

Do dormitorium wpadł Remus a za nim Peter. Obydwoje ryczeli ze śmiechu a widząc Lily zaczęli się śmiać jeszcze bardziej. Podeszli do niej.

- to…wcale…nie… - Peter ledwo mówił dusząc się ze śmiechu.

- to… - z Remusem nie było lepiej. Dopiero po chwili, gdy Remus się opanował powiedział

- Evans, szykuj trumnę przyda ci się – powiedział.

- To ja już pójdę- powiedział Lily czując będzie ze najlepiej będzie uciec gdzie pieprz rośnie.

- czekaj! – krzyknął Remus i złapał Lily za rękę.

- No co? Musze zamówić trumnę – tłumaczył się Lily

- powiesz mi jaką to ci zamówię. Ale nie trzeba będzie jak powiesz jak się tego pozbyć – powiedział Remus

- e…

- nie wiesz? – spytał Remus a jak zobaczył że Lily kiwa głową – w takim razie przyjmij moje kondolencje z powodu własnej śmierci. Rogacz cię oskalpuje.

- Potter? – spytała Lily nie ukrywając zdziwienia – ale to Black miał… O BOŻE!

- co?

- to nie była ta butelka, prawda? Wlałam farbę do szamponu Pottera a nie Blacka,

- to miało być dla łapy? Ty się ciesz że pomyliłaś butelki bo jak byś wlała do łapy to już byśmy byli na twoim pogrzebie o ile cos by z ciebie zostało…

- pocieszające biorąc pod uwagę fakt że i tak Potter mnie zabije.

- no tak.

- ok., ja się zmywam

- gdzie przecież i tak cię dopadnie na kolacji

- ale przynajmniej pisze testament- powiedziała Lily i wbiegła do dormi
torium

- i się zacznie wojna stulecia… - mruknął Remus

 

 

- Lily, chodź na kolacje… - Ann próbowała namówić Lily żeby poszła coś zjeść.

- nie

- nie wygłupiaj się przecież on się nikomu nie pokarze dopóki tego nie zmyje. – powiedział Liz

- nie

- cześć… co jest? – do pokoju weszła Melanii a za nią Alicja.

Dziewczyny opowiedziały jej o pomyłce i jej konsekwencjach.

- hm… da się coś zrobić. – powiedziała Alicja.

- tak? niby co?

Alicja uśmiechnęła się i wyszła do łazienki. Po chwili wróciła z małym flakonikiem.

- co to jest?- spytała Lily

- to… moja kochana to jest odfarbowywacz

- odf…co? – spytała Lily

- O-D-F-A-R-B-O-W-Y-W-A-C-Z – przeliterowała Alicja – służy do zmywania farby

- coś jak rozpuszczalnik? – spytała Lily

- Nie. Rozpuszczalnik rozpuściłby oprócz farby też i włosy. A to zmywa tylko farbę.

- Alicja…jesteś aniołem – krzyknęła Lily, złapała buteleczkę i wybiegła z dormitorium

 

 

Lily po raz drugi w tym tygodniu stała pod drzwiami chłopków i zastanawiała się czy zapukać. W końcu się odważyła i zapukała cicho. Po chwili drzwi się otworzyły i wyjrzała głowa Lupina.

-O… już ci życie nie miłe?

- nie, mam to… odfarbowywacz.

Lupin się uśmiechnął i otworzył drzwi przepuszczając ją. Ona jednak się nie ruszyła

- wiesz… ja jednak nie wejdę.

-jak sobie chcesz. A następnym razem… pytaj czyje jest czyje… to bardzo ułatwi – puścił jej oko i zamknął drzwi.

 

Komentarze

  1. Uroczyście proszę przed tym blogiem i jego czytelnikami abyś zrobiła to dla mnie i dla tych czytelników którzyby tego chcieli i napisała o rodzeństwie Harrego. Abyś uszczęśliwiła tego małego chłopca i napisała mu o rodzeństwie. Wychodzę do ciebie z taką prośbą, a dlatego, że jestes uparta równie mocno jak ja postanowiłam dodać ten komentarz pod każdą notką. A wszystkich czytelników którzy zgadzają sie z moja prośbą prosze o pomoc!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cha cha cha cha Alicja!Czekaj!W imieniu wszystkim chce ci podziękować za odfarbowywacz!Bo,gdyby nie on to Lily musiałaby się naprawdę śpieszyć z szykowaniem trumny i co by było z Lilką Evans16?Mówiłam,już,że masz świetne pomysły?To powiem inaczej one nie są świetne!Są zabójcze!Dobra a teraz wybacz gdzie moja deskorolka o tu ufff dobrze,że ją zabrałam,ta niedojda do mnie dojedzie,jak znajdzie śrubokręt do okna by wejść otworzyć sobie te głupie drzwi!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Instynkt

Zburzony zamek...

Bielizna